Finał Ukrainek

Dni Muzyki Ukraińskiej zakończyły się dziś dwoma prawykonaniami. Orkiestra NFM pod batutą Romana Rewakowicza (tradycyjnie prowadzącego koncerty finałowe) wystąpiła w dziwnym miejscu.

To atrium biurowca Senator na Bielańskiej – tego wybudowanego na ruinach dawnego Banku Polskiego. Jego pozostałości widać z tego atrium. Wnętrze ma pogłos bliski kościelnemu, więc nie wszystko tam może być wykonane, najlepiej reprezentują się, myślę, dzieła podniosłe i religijne.

Jednak Koncert na obój i orkiestrę Bohdany Frolak zabrzmiał nadspodziewanie dobrze. Został napisany dla Igora Leschishina, ukraińskiego oboisty, który wyjechał na studia do Nowego Jorku i tam już pozostał; obecnie jest pierwszym oboistą orkiestry The Kennedy Center Opera House w Waszyngtonie. On też dziś wystąpił w dedykowanym sobie utworze. A jest on zupełnie inny od tego, co słyszeliśmy na zakończenie zeszłorocznych Dni Muzyki Ukraińskiej. Można go nazwać postmodernistycznym – zaskakują nagłe, niespodziewane zmiany stylistyki. Po pierwszej części, żywej i atonalnej, w drugiej, powolnej, nagle pojawia się passus jak z Mahlera. Z kolei w drugiej z wolnych części (całość jest pięcioczęściowa) mamy stylizację przypominającą barok, ale w wersji XX-wiecznej podróbki, jak słynne „Adagio Albinoniego” (które, przypominam, napisał XX-wieczny muzykolog Remo Giazotto), z tym, że nagle zostaje przerwana kadencją oboisty z wszelkimi awangardowymi chwytami łącznie z wielodźwiękami. Utwór pełen niespodzianek, a solista rzeczywiście znakomity.

Do zwycięstwa – tak nazywa się rozbudowane dzieło Oleny Ilnytskiej. Wspomnę może, że obie kompozytorki pochodzą z Ukrainy Wschodniej – Frolak z Widynowa, Ilnytska z Tarnopola – ale ta pierwsza od czasu studiów związana jest ze Lwowem, a druga z Kijowem, obie też przeszły przez polskie doświadczenia dzięki stypendium Gaude Polonia – pierwsza studiowała w Krakowie u Zbigniewa Bujarskiego, druga w Katowicach u Aleksandra Lasonia. Do Ilnytskiej wracając, jej kantata, bo tak chyba trzeba ją nazwać, napisana jest na orkiestrę i sekstet wokalny – w tej roli proMODERN; zamówiona została dokładnie na tę okazję. Wbrew tytułowi jest raczej żałobnym lamentem, zwłaszcza że jego część oparta jest na słynnej pięknej ludowej pieśni, którą rozpowszechnił Majdan. Natomiast co jakiś czas w sekwencjach orkiestrowych pojawiają się agresywne wstawki perkusyjne, brzmiące jak imitacja działań wojennych. Wracają uporczywie, tak jak wracają prawdziwe działania wojenne, i tak jak w związku z nimi niestety myślimy, kiedy to się skończy. Zakończenie nie do końca brzmi jak triumf, i pewnie z prawdziwym zakończeniem wojny też tak będzie – dominować będzie wielkie umęczenie. Całego koncertu można posłuchać tutaj i przy okazji zobaczyć, jak to atrium wygląda. A koncert wtorkowy, na którym nie byłam, z muzyką Mykoły Dyleckiego w wykonaniu Wrocław Baroque Ensemble pod dyrekcją Andrzeja Kosendiaka, jest tutaj.