Organy minus

Dziś organów na gdańskim festiwalu – wbrew nazwie – nie było, za to zabrzmiały jednocześnie dwa klawesyny.

Po raz pierwszy festiwal zawitał do Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Pamiętam, że kiedyś bardzo mnie to miejsce rozczarowało pod względem akustyki (choć już nawet nie pamiętam, czego wówczas słuchałam). Ale tym razem jakoś dało się słuchać – siedziałam z tyłu widowni amfiteatralnie nachylonej (wbrew zapowiedziom nie był to układ elżbietański, czyli scena otoczona przez publiczność z trzech stron). Nie było to może brzmienie olśniewające, ale całkiem do przyjęcia. Zespół był dziś stosunkowo duży jak na to wnętrze – do 18 osób w porywach.

Altberg Ensemble powstał w 2017 r. w Łodzi z inicjatywy Ewy Mrowcy i Jakuba Kościukiewicza. Nazwa zespołu honoruje Emmę Altberg, która większości uczniów muzycznych podstawówek kojarzy się jako autorka wielotomowej kompilacji Czytanki muzyczne, zawierającej dzieła najwybitniejszych kompozytorów o stopniu trudności dostosowanym do uczniów. Tymczasem była to postać fascynująca, przed wojną pionierka wykonawstwa muzyki dawnej, studentka Wandy Landowskiej w Paryżu. Potem zamieszkała w Warszawie, gdzie nie tylko koncertowała, ale też zajęła się pracą pedagogiczną i publicystyczną. W 1925 r. współzakładała Stowarzyszenie Miłośników Muzyki Dawnej. Gdy wybuchła wojna, uciekła do Wilna, ale i stamtąd musiała się ewakuować jako Żydówka i przechowała się na Białorusi. Potem na krótko wróciła do Wilna, by ostatecznie przenieść się do Łodzi i tam już pozostała do końca życia (m.in. utworzyła jedną z pierwszych w Polsce klas klawesynu). Jednocześnie zajmowała się działalnością badawczą m.in. na temat ozdobników u Johanna Sebastiana Bacha. Zmarła w 1983 r., dożywszy 94 lat.

Zespół niemal od samego początku współpracuje z niemieckim klawesynistą i dyrygentem Jörgiem-Andreasem Bötticherem działającym na co dzień w Bazylei. Ten artysta sprawia wrażenie niezwykle skromnego (pod tym względem dobrali się z zespołem), nie gwiazdorzy, owszem, grywa eleganckie kadencje (np. w drugiej części III Koncertu brandenburskiego), ale nie służą one popisowi, lecz muzykowaniu. Prowadził zespół od klawesynu, a jednocześnie na drugim klawesynie grała Ewa Mrowca.

Program miał tytuł Alla polacca, ale pierwsza jego część do polskich motywów nie nawiązywała: najpierw wspomniany III Koncert brandenburski, potem suita Les Nations Telemanna, w której, jak tytuł wskazuje, sportretowane są różne narody, ale akurat nie polski. Nawiasem mówiąc jest tam część Les Moscovites, jedna z najoryginalniejszych w tym utworze, ale w książeczce programowej ten tytuł został przekreślony. Czyżby kolejny bojkot? To by już było kompletnie bez sensu.

Mieliśmy za to później tegoż Telemanna Koncert polski G-dur (Concerto polonois), który nie ma w tytułach części żadnej nazwy polskiego tańca, możemy się ich tylko domyślać. I wreszcie na koniec II Suita orkiestrowa h-moll Bacha, w której jak najbardziej polonez występuje.

Bötticher zagra jeszcze na festiwalu w poniedziałek na organach u św. Trójcy, wystąpi z nim również młoda skrzypaczka Katarzyna Olszewska, a w programie muzyka kompozytorów gdańskich. Ale ja już jutro skoro świt wsiadam do pociągu, żeby zdążyć do Warszawy – wiadomo na co.