Wskrzeszeni Beatlesi
Wyznam, że jako stara beatlemanka wzruszyłam się tą „ostatnią piosenką Beatlesów”, a ściślej, ostatnią piosenką Johna Lennona „with a little help from his friends”, która właśnie ma dziś premierę…
Wzruszająca jest w ogóle ta historia: Yoko, wdowa, znajduje kasetę z nieznaną domową próbą, szkicem właściwie, który John jeszcze w latach 70. zaśpiewał sobie z pianinkiem, i oddaje ją 20 lat później jego kolegom z zespołu. Oni zapragnęli już wtedy dołączyć się i po raz ostatni zaśpiewać z Johnem. Zrobili aranżację, nagrali swoje partie, ale okazało się, że nic nie da się zrobić z rozstrojonym pianinem Johna, więc musieli wtedy zrezygnować i włożyli rzecz do szuflady. Kilka lat później (w 2001 r.) zmarł też George.
I stało się coś podobnego jak w przypadku Archiwum X: pojawiła się w końcu technika oparta na AI, dzięki której można z takiego nagrania wyodrębnić sam głos, a pianino nagrać na nowo. Dobry traf chciał, że tę technikę przynieśli muzykom współpracownicy Petera Jacksona, tego od sfilmowanego Władcy Pierścieni, który jest wielkim beatlemanem i kręcił o nich wcześniej serial dokumentalny Get Back. Teraz można było zrobić wszystko: dograć partie Paula i Ringa, dołączyć gitarową solówkę George’a, dograć jeszcze smyczki, wygładzić – i proszę, „nowi” Beatlesi gotowi.
Bartek Chaciński napisał do ostatniego numeru „P” artykuł o nowej płycie Rolling Stonesów (którzy odświeżają wizerunek – ale w tym wypadku wizualny – również z pomocą AI) oraz owej piosence Beatlesów. I snuje przy okazji rozważania, czemu ten rozwój techniki będzie mógł posłużyć. „To technologia, która będzie wykorzystywana w przyszłości, ale posłuży artystom z przeszłości. Każdy z nich ma w szufladach stare demówki słabej jakości z nigdy niezrealizowanymi pomysłami. (…) Kolejnym krokiem jest oczywiście nagrywanie piosenek, które w ogóle nie zostały zaśpiewane – dlaczego nie sięgnąć po zapiski z tekstami Jima Morrisona i wygenerować głos wokalisty? Albo nie zrealizować kolejnych coverów w wykonaniu Johnny’ego Casha? The Beatles – choć sami na razie niczego sztucznego, jak powtarzają, w studiu nie wygenerowali – ośmielą innych”.
Ja mam jeszcze inne obawy: kreowania na tych podstawach wielkich humbugów. Dziś zapewne fenomen takiej Florence Foster Jenkins mógłby w ogóle nie zaistnieć, bo wszelkie fałsze tak wygładzono by w nagraniu, że nikt nawet nie dowiedziałby się o tej szczególnej atrakcyjności rzeczonej „śpiewaczki”. A to tylko mały przykład. Wszystko teraz da się podkręcić, trochę trzeba tylko się wysilić, żeby znaleźć odpowiedni sposób.
Komentarze
Piosenka świetna.
Najłatwiej jednak skutecznie symulować tekst, czyjś styl. To też niespecjalnie odkrywcze: te części mózgu miały najmniej czasu ewoluować, a i tekst się nie zmienia od tego, że zostanie wykaligrafowany czy nawet po prostu wydrukowany na ładnym papierze, tak jak muzyka. Nasze uszy jeszcze trochę może nie będą się dawały oszukiwać w rzeczywistości, gdzie ktoś nam kaszle nad uchem, zmaltretowana struna przestaje stroić: w hallach upatrywałbym nadziei dla tej autentyczności, czy jak to nazwać.
A że ktoś sobie wygeneruje Morrisona i że w formacie mp3 czy gorszym na kiepskich głośnikach 99 na 100 poczęstowanych tym osób tym zmyli? To rzeczywiście tak może być, a właściwie zdradzę: już jest. A nie wie się o tym, pisząc artykuły, jak ten przez Panią cytowany, bo to w gruncie rzeczy mało kogo z nas obchodzi, co tylko przypomina żeby mieć lekki dystans do tekstów pisanych przez humanistów na temat przyszłości w świecie tak szybko rozwijającej się nauki. Znacznie większe wrażenie robi autentyczne zlepienie piosenki Beatlesów, niż mnożące się produkty AI, to jest zwyczajnie fakt na temat tego, co większość z nas podnieca. Morrison śpiewający Lanę Del Rey już z nami jest i nic, dla uczciwości dam link, ale bym tego nawet nie włączał, ja się męczyłem:
https://youtu.be/iWIFywTSBRI?si=8b-VuuK8Bo8ep3fz
Też uwaga na boku: takie niepokoje humanistów, jaki wyczuwam np. w cytowanym artykule, ujawniają tylko ich coraz bardziej anachroniczny antropocentryzm. Już naprawdę każde z nas miało wystarczająco dużo czasu, żeby sobie to poukładać w głowie: albo człowiek jest tak wyjątkowy w skali Wszechświata, że jego twórczość i tak się zawsze obroni, albo nie jest wyjątkowy w skali Wszechświata, (a bardziej dla zgromadzonych z nim tu i teraz w sali, czy dla przyjaciół), więc może nie ma za czym płakać, tylko: deal with it.
Ci, co lubią komponować, grać, (szczególnie na żywo, w kontakcie z publicznością czy zespołem), sprawiać przyjemność odbiorcom, będą to robić dalej, czy amazon będzie produkował muzykę nie z tej ziemi, ożywiał Bacha i Lennona czy nie. Warto po prostu, żeby twórcy mieli kasę, nasza w tym polityczna rola, to chyba tyle. A tak to niech się komponują i nagrywają sztuczne wybitne rzeczy, chyba tylko fajnie mieć wybór jak się akurat dzisiaj chce posiedzieć i posłuchać samemu akurat czegoś nieludzko dobrego w domu? Bać się tych zmian powinni tak naprawdę w optymistycznym ekonomicznym scenariuszu głównie grafomani, gwiazdy jednego pomysłu, którzy uznaniem swojego „geniuszu” leczą kompleksy.
Dokładnie na styku tych tematów: Brad wydał niedawno płytę, zapis recitalu poświęconego w całości Beatlesom z Filharmonii Paryskiej, sprzed chyba jeszcze pandemii, no coś wspaniałego, nie bójmy się, mamy z kim iść między tych sztucznych Morrisonów, jak Pani lubi Beatlesów, ten utwór to coś pięknego, Here, There and Everywhere:
https://youtu.be/vn6zNqOwMQc?si=6EwKCbzxVVNVW1Dr
Zastosowanie AI i nowych technologii może pójść w jeszcze jednym kierunku.
Wiele lat temu trafiłem na taki projekt „The Real Red Album”, w którym pewien fan postanowił zestawić solowe piosenki Beatlesów z początków lat 70., aby tworzyły spójną całość – tak jak gdyby zespół się nie rozpadł. Dysponując ostatecznymi nagraniami mógł oczywiście jedynie decydować o kolejności utworów całej czwórki.
Ale potrafię sobie wyobrazić, że teraz ktoś bierze solową piosenkę Lennona, dogrywa tam chórki McCartneya i przenosi solo Harrisona. Zresztą producenci zrobili już coś podobnego tworząc projekt „Love”, który remiksował znane piosenki – często po 2-3 w jednym utworze i np. w wersji przestrzennej brzmiał fantastycznie. W niektórych miejscach wypadało to sztucznie, ale to też ograniczenie technologii sprzed 20 lat.
No, a jeśli chodzi o tworzenie piosenek z wokalami „wielkich”, już dziś po YT krążą liczne przeróbki – weźmy sobie np. Lennona śpiewającego „About A Girl” Nirvany: https://www.youtube.com/watch?v=AbI0er2q9uU
Dziś wyczuwać możemy jeszcze sztuczność, za pięć lat nie nie będziemy wiedzieć, kto to oryginalnie zaśpiewał, Lennon czy Cobain.
Jeźlikto nie miał okazji obejrzeć w jednej z polskojęzycznych stacji krótkiego dokumentu o historii piosenki, to może sobie obejrzeć tu:
https://www.youtube.com/watch?v=APJAQoSCwuA
Ja mam pewne wątpliwości co do nazwania tego „piosenką Beatlesów” – to nagrał Lennon w latach 70. Wątpię, czy kiedykolwiek myślał, że to mogła być piosenka Beatlesów. Proszę zwrócić uwagę, że wszyscy tu mówią w trybie warunkowym – John would have loved it, he would have said „yes”. itp.
Ja bym nawet nie nazwał tej kasety demówką. To raczej były jego pomysły, nagrane, żeby nie zapomniał co wymyślił miesiąc wcześniej – dużo wygodniej niż siedzieć i bazgrać na papierze nutowym.
Drugi temat – pamiętacie wszyscy na pewno obawy muzyków, kiedy pojawiły się samplery – że pozbawią muzyków sesyjnych pracy itd. Nic takiego się nie stało. Teraz, identyczne obawy pojawiają się przy okazji AI. Oczywiście w porównaniu z prymitywnymi samplerami z pierwszej połowy lat 80. to już jest trochę inna bajka, ale myślę, że „ludzkość” sobie z tym poradzi.
A sama piosenka – cóż, na pewno jest miła, ale daleko jej do największych osiągnięć zespołu.
W tym wszystkim najbardziej rajcują mnie technologie np. właśnie pozwalające wyodrębnić czysty wokal z całej reszty.
Dziś ma być jeszcze premiera teledysku Jacksona z tą piosenką.
Pewnie, że był to szkic do piosenki Johna. Tak, jak napisałam we wpisie – dopiero koledzy zrobili z tego „piosenkę Beatlesów” i każdy z nich ma w finalnym produkcie udział, także George, który już też nie żyje.
I ta praca składkowa mnie wzruszyła, bardziej niż sama piosenka oczywiście, która jest miła, ale Beatlesi stworzyli o wiele lepsze. Przypomniały mi się dawne czasy – byłam dzieciakiem, później dorastającym, i dobrze pamiętam tę atmosferę oczekiwania na kolejne przeboje, na to, co jeszcze wymyślą. Pierwsze wysłuchania Rubber Soul, Revolvera, Sierżanta Pieprza itd.itp., kolejne filmy. To była prawdziwa, mieszcząca się zaledwie w dekadzie eksplozja, od prostych (i cudzego autorstwa) pioseneczek do utworów o wyrafinowanej formie i tekstach.
Cobain może by się nawet nie martwił ze swojej piosenki śpiewanej przez „Johna”, który – jak wynika z komentarza – był jego ulubionym Beatlesem. Ja chyba jednak wolałam Paula. Jedna z moich najulubieńszych piosenek, Blackbird, jest od początku do końca jego, choć lojalnie, jak wiele innych podpisana Lennon-McCartney.
Solowa twórczość Lennona nigdy mi nie podchodziła 🙁 Jestem zbyt cyniczną kreaturą, żeby się wzruszać hymnami takimi jak Imagine czy Give Peace a Chance…
Solowe płyty McCartneya to po prostu fajna rockowa muzyka.
Co oni robili po Beatlesach, to już osobny rozdział. Ale też oczywiście świadczy o osobowości. A każdy z nich był zupełnie inny i może dlatego działali sobie ponoć na nerwy, choć razem zrobili wspaniałe rzeczy.
Requiem Wolfiego też trzeba było dokończyć, jedno z najczęściej wykonywanych i najwyżej ocenianych dzieł Mozarta. 🙂
@Gostek Przelotem
John Lennon – jeden ze „Świętych XX wieku”. I niech tak zostanie.
OT: Na Gurdianie entuzjastyczna recenzja wczorajszego koncertu Piotra Anderszewskiego w Barbican Hall:
https://www.theguardian.com/music/2023/nov/03/piotr-anderszewski-review-barbican-london-raw-and-astonishing-beethoven
I co, nikomu nie przeszkadza, że gra to samo, co na początku wieku 😉 Ważne, jak gra! I, jak się domyślam, bo nie było mnie tam, jakim się człowiek staje, gdy wychodzi z takiego koncertu.
Na YT można też fragmenciku posłuchać, ale ponieważ to nagranie nielegalne linku nie podaję.
Szczęśliwie, będzie można PA posłuchać znów na wiosnę w Polsce, z SV. Na razie widzę, że pewny jest Szczecin.
@Witold – nie przeczę, ale muzyka Lennona, no cóż – nie da się lubić wszystkiego 🙁
Jest już i teledysk Petera Jacksona:
https://media.universalmusic.pl/268784-peter-jackson-wyrezyserowal-teledysk-do-now-and-then
@Gostek Przelotem
Akurat proste słowa Imagine i takaż melodia były dla mnie, dzieciaka wychowanego w komunistyczno-katolickiej Polsce jedną z najlepszych lekcji jakie w życiu otrzymałem.
Myślę, że Johnowi nie za bardzo by się podobał ten bogaty aranż ze smyczkami. Piosenka jest bardzo intymna.
Podzielam pogląd pana Witolda i też uważam, że aranżacja jest trochę przedobrzona.
Czego chcecie od tych smyczków? Yesterday też było ze smyczkami: https://www.youtube.com/watch?v=wXTJBr9tt8Q
Też intymna piosenka.
„Yesterday” napisał Paul, a smyczki to był pomysł George’a Martina. Paul McCartney przeniósł smyczki do „now and then, chociaż to był kawałek Johna, który w ostatnich latach nie palił się specjalnie do orkiestracji swojej muzyki, ale OK, kawałek został wydany pod szyldem The Beatles. 🙂
Smyczki były w wielu jeszcze utworach Beatlesów, w pewnym momencie stały się jednym z ich znaków rozpoznawczych. Może i podpowiedział im to Martin, ale ostatecznie chwyciło.
Imagine też jest ze smyczkami 😛
Nie chcę się mieszać w spory prawie religijne. Zwłaszcza, że do tego kościoła nigdy nie należałem, bo to była i jest muzyka dla dziewczynek. 😛 Tylko w sprawie, że „dzięki AI” itd. Będziemy to słyszeć co chwilę, aż się znudzi i marketing chwyci się czegoś innego. Ta piosenka powstała całkiem normalnie, to znaczy prawdziwa , żywa inteligencja pocięła oryginał na małe kawałki, każdy jakoś opisała w sposób zrozumiały dla maszyny i kazała maszynie lepić od początku według ustalonych zasad. Ręcznie – w sensie, że myszą na podglądzie graficznym pliku – to by trwało dobry rok. Głupia maszyna przemiędliła wszystko w parę godzin. Kto by tam liczył lata pisania i testów oprogramowania, czy samo rozdłubanie oryginału i charakterystykę każdego kawałeczka? Nie, przecież to „AI”, o tak, wzięła i zrobiła. A to są tylko lepsze sample i efekt tak samo toporny jak 10 czy 20 lat temu. Głos z pianinkiem można tak obrobić, ale nagrania akustycznego orkiestry kameralnej już się nie da, chyba że dla odbiorcy bardzo mało wymagającego, takiego, któremu wystarczy jakość Youtube przez dziadowski głośniczek. Czyli zalecam rozsądek i odporność na marketing, za dwa lata będzie inna histeria i wszyscy zapomną. Tak było na przykład z drukarkami 3D. One były sobie zanim stały się modne, potem przez chwilę marketing obrzydził je do reszty, a teraz nadal są i pełnią bardzo pożyteczne role, tylko już nie są sprzedawane łosiom (bo wszyscy łosie już kupili i teraz trzymają je na strychach). Dokładnie na tym samym samym polega zjawisko zwane „AI” w marketingu – w świecie prawdziwym było, jest i będzie, bardzo pożyteczne.
O, proszę, już mi życie dostarczyło przykładu, że sztuczna inteligencja może być nadzwyczaj pożyteczna. Radio mam włączone jak zwykle, w przerwach między muzyką występuje jeden z narybków PR2, ten o imieniu Karol, z wykształcenia muzykolog. Chłopak widać, że się przygotowuje, pisze sobie w domu kartki i potem odczytuje. Szkół aktorskich nie kończył, więc to słychać, że odczytuje. No i odczytał, że pogrzeb Haydna był w Berlinie. Mnie zmroziło, a ten nic, czyta dalej, bo tak sobie napisał na kartce.
Ja nie chcę, żeby ten Karol nie miał pracy, taki nie jestem, ale czy tych kartek nie mogłaby mu generować jedna z popularnych zabawek internetowych, nazywanych z jakiegoś powodu sztuczną inteligencją? Taka zabawka jest nakarmiona całą wikipedią i wie w związku z tym gdzie Haydna pochowano. To pożyteczne urządzenie, powtarzam. 🙂
@ WW – proszę mnie nie wkurzać, co to za seksizm jakiś? Co to znaczy muzyka dla dziewczynek? Chyba że to znaczy: jeżeli muzyka ma wysoką jakość, to jest dla dziewczynek, bo dla wszystkich.
I nie wydaje mi się, żeby ta historyjka, przyznaję – medialna, była samym marketingiem. Dla tych, którzy to robili, znaczyła o wiele więcej; dla części odbiorców (w tym mnie) też. Akurat hasło AI nie podnieca mnie jakoś specjalnie, ważne tylko, że ten środek techniczny mógł posłużyć do ulepszenia tego sampla. Jedyny z twórców, dla którego to nic nie znaczy, to oczywiście John i to nie tylko dlatego, że nie żyje, ale też dlatego, że zrobił sobie taką próbkę i nie zajął się nią dalej – może uznał, że nie jest najlepsza 😛
Czwartek, 26 października
Chmury nad oceanem. Santander, Cantabria.
Sala koncertowa wyjątkowej brzydoty za to parking darmowy. Scena obita dyktą, dosłownie. Miejsce w pierwszym rzędzie pozwala usłyszeć i dostrzec wszystko. Wiolonczelistka z rękoma pobrużdżonymi uczuleniem i krostami. Lakierki solisty skrzypka mają czerwone podeszwy-okazało się na koniec, ale podejrzewałem to przez cały koncert. Fotele stare, choć nie skrzypią.
Dzień był zły, wiadomości jeszcze gorsze. Szkoda klikać. Solista skrzypek Blake Pouliot z Kanady (ten w lakierkach o czerwonych podeszwach) wystąpił dopiero w drugiej części. Wiolonczelistka z dermatozą dowodziła smyczkowym kwartetem, mimo że pierwszy skrzypek skończył londyńską szkołę jak mnie poinformował rozdawany za darmo kolorowy program koncertu. Altowiolista urodził się w kolumbijskim Medellin i ma kręcone włosy. Sąsiadka w rzędzie z tyłu ciągle się wierci, dobrze, że fotel nie skrzypi, chociaż bardzo stary.
Wiolonczela jest instrumentem, któremu rejestrem najbliżej do ludzkiego głosu. Pamiętam wywiad sprzed kilku lat w radiowej BBC z dyrygentem filharmonii w Bagdadzie, wiolonczelistą Karimem Wasfi, który grał wśród ruin zaraz po bombowych zamachach. Artysta czuł, że ludzie tego właśnie potrzebują oprócz policji, karetek i straży pożarnej. W tej samej audycji Anita Lasker, która dzięki wiolonczeli nie poszła do gazu w Auschwitz. Grała przed bramą i widziała wdzięczność w oczach więźniów.
Pierwsza część koncertu minęła nadspodziewanie szybko. Przerwa była ,,siedzona”, zresztą wychodzić nie było po co, bo bufet z szatnią zamknięte na cztery spusty. W drugiej części z kwartetu zrobił się kwintet z kanadyjskim skrzypkiem na czele.
Blake Pouliot ruszył wariacjami z pierwszą częścią wiosny Vivaldiego, potem była trzecia letnia a między nimi Kanon D Pachelbela. Wiolonczelistka co rusz przejmowała inicjatywę. Miała piękną twarz i radosne spojrzenie. Wiolonczela to według mnie instrument dla kobiety, która jak wiolonczela daje nowe życie. Kontrabasista z altowiolinistą rozumieli się ze sobą bez nut.
Wyraźnie wzruszony maestro w czasie kolejnego bisu wychodząc walnął kolanem w krzesło na scenie. Bisy ,,stanęły” na baczność i nikt nie chciał już wyjść z tej pięknej koncertowej sali z wygodnymi fotelami ,gdzie na małej kameralnej scenie stały się cuda najprawdziwsze.
Przez podniesiony szlaban darmowego parkingu wleciał ciepły wiatr od oceanu. Termometr w samochodzie wskazał dwadzieścia jeden stopni Celcjusza. Całkiem nieźle jak na drugą część tegorocznej jesieni Antonio Vivaldiego.
Zapomniałbym, pan Karim Wasfi ma pełne prawo grać na wiolonczeli. On przywraca życie:
https://www.youtube.com/watch?v=Kc7lfPFTqh4
https://www.tomektt.com/
Ojejku. A ja mam takie miłe wspomnienia z Santander i Cantabrii w ogóle. Sala koncertowa może i niepiękna, ale da się przeżyć. Natomiast latem Cantabria jest wielce przyjemna, tutejsze poranne mgły są jakby balsamem na upały, które w tym czasie panowały np. w Barcelonie, gdzie nie dało się żyć. I zieleń też jest żywa, nie wyschnięta. Piękna przyroda, smaczne sery i w ogóle 🙂
Ale czas jest zły, bardzo zły, i co sobie tych chwil wytchnienia nazbieramy, to nasze.
Tak, pięknie tam i zieleń niepowtarzalna. I światło o zachodzie. A kraj Basków rzut ( nomen omen )beretem:
Niedziela, 29 października. Bilbao
Baskowie mieszkają tu od zawsze. Wszyscy inni przybyli, my dzisiaj też. Otoczeni górami okazali się nie do zdobycia dla Celtów, Rzymian i Arabów. Ich język jest ,,stąd” a nie indoeuropejski jak te wszystkie nasze polskie, ruskie czy niemieckie. Październik na filmowych plakatach to Urria- ładnie, prawda?
Geny baskijskie są oryginalne i mało zmieszane. Dużo tutaj krwi RH minus. Inaczej niż my – europejscy Indianie- Baskowie operują wzrokiem, kiedy myślą lub zmyślają. A więc stara sądowa sztuczka z oskarżonym czy świadkiem co łże jak pies i w górny lewy róg się gapi w przypadku Baska wzięłaby w baskijski łeb, bo w nim to prawa a nie lewa półkula odpowiedzialna jest za zabawę.
Dzięki geografii nie musieli Baskowie wyrzynać sąsiadów. Na swojego głównego boga wybrali kobietę. Boże samce zostały zesłane w Pireneje do pracy na odcinku kreacja i destrukcja. Wiadomo.
Baskijski język, to euskera. Chodzą słuchy, że są jeszcze pasterze owiec w Idaho, z którymi można sobie w euskerze pogwarzyć. Może by tak spróbować euskery się pouczyć, liznąć język jak to mówią?
Pięknie tam jest. Ja byłam tylko na wycieczce w Bilbao, głównie w słynnym Guggenheim Museum. Krajobrazy podziwiałam głównie po drodze autobusem.
Pani Kierowniczko, daleki jestem i od seksizmu, i od zamiaru wkurzania. 😛 Po prostu, jak byłem młody i piękny, to ta płeć jeszcze piękniejsza nie wykazywała żadnego zrozumienia dla pewnych gatunków muzyki (no dobra, z nielicznymi wyjątkami poniżej błędu statystycznego). Tak było i nic na to nie poradzę. Przyznam, że i chłopaki nie interesowali się tymi innymi gatunkami jakoś gremialnie, jednak statystycznie dużo częściej. O, i tyle. 🙂
A o tych, którzy tę rekonstrukcję zrobili, to przecież wspomniałem i szacun dla nich. Chodziło mi tylko o nagłaśnianie roli tępego narzędzia, jakby samo z siebie coś mogło. Arkusz kalkulacyjny też bardzo szybko liczy, ale dane i formuły musi wpisać prawdziwa inteligencja – zamiast zasuwać tygodniami na liczydłach i papierze w kratkę.
Coś dziwne te tłumaczenia Panie Wielki Wodzu. Nie wiem, czy dziwniejsze te na temat koleżanek czy te na temat „tępego narzędzia”. Ale może to prawa piątku.
Yoko to pazerna istota. Po wypiciu polskiej lemoniady w Londynie zaskarżyła firmę za użycie nazwy J. Lemon. Dostała…z tysiąc dolców, bo przedsiębiorcy zameldowali upadek. Zniszczyła miejsca pracy, chciwa all you need is love wyznawczyni.
To jeszcze, na zakończenie, oryginalna taśma Johna: https://www.youtube.com/watch?v=gO_5et2vQLI
Widać, że to był pomysł dość surowy, może jeszcze częściowo improwizowany, niektóre miejsca brzmią nieskładnie, jakby John zastanawiał się, co dalej, jest też niewykorzystany później motyw, bardzo ładny, ale Johna tu trochę głos niestety zawiódł 😉
” jak byłem młody i piękny, to ta płeć jeszcze piękniejsza nie wykazywała żadnego zrozumienia dla pewnych gatunków muzyki”
Wodzu, widocznie wtedy taki miales gust w doborze plci piekniejszej 🙂
😆
No cholera, zdjęli ten ostatni film 🙁 Szkoda, bo byłoby fajne porównanie.
Lisku, o gustach się nie dysputuje. 🙂 Tak, teraz widzę pewne ówczesne niedociągnięcia, ale to teraz, a wtedy było, no, jak było. A że od osiągnięcia wieku odpowiedniego wolałem się bawić z dziewczynkami niż z chłopczykami, to pewne plusy ujemne były nie do uniknięcia. Chyba. 🙂
Natomiast Zympansie, co do tępego narzędzia – mój punkt widzenia bierze się stąd, że się na tym trochę znam, trochę nawet udzielam się w ulepszaniu tej AI na specyficznym odcinku. Tak to wygląda od środka, kiedy wiemy jak to działa i że inaczej nie może. Samo oglądanie efektów to co innego i może nie należy psuć wrażenia mówiąc o wnętrznościach, moja culpa. 😎
No to całe szczęście, bo do tej pory ze strony osoby piszącej takie „tępe narzędzia” określeń jak „prawdziwa, żywa inteligencja” czy porównań do arkusza kalkulacyjnego nie słyszałem. Raczej do tej pory pochodziły one od natchnionych po pierwszym projekcie w IT kulturoznawców, którzy chcą się popisać wzniosłym spokojem znawców tematu. No ale jak mamy programistę na blogu, to od razu człowiek się w dzisiejszych czasach bezpieczniej czuje, do tej pory wystarczał lekarz w rodzinie, a teraz klops
Zaraz programistę. Nie, ja jestem tylko kontaktem programisty z odpowiednim wycinkiem świata rzeczywistego. Coś w rodzaju tłumacza, trzeba znać przyzwoicie jeden i drugi język. 🙂