2 x fortepian historyczny
Rzutem na taśmę jeszcze w ostatni dzień 2023 roku parę słów o dwóch płytach NIFC, które ukazały się ostatnio.
Transkrypcje fortepianowe mistrzowskich dzieł zwykło się widzieć jako pole popisu dla pianisty. Zupełnie nie miałam takich myśli słuchając transkrypcji Requiem Mozarta dokonanej przez Karla Klindwortha (1830-1916), ucznia Liszta, przyjaciela i admiratora Wagnera (transkrybował też cały Ring, aż trudno to sobie wyobrazić). Requiem nagrał Vadym Kholodenko i jest to pierwsze w historii nagranie dzieła w tej formie. Dokonane zostało 17-19 stycznia w Studiu im. Witolda Lutosławskiego.
Ukraiński pianista wykonał tę transkrypcję 17 października 2022 r. na tradycyjnym, tym razem solowym koncercie w Bazylice św. Krzyża z okazji kolejnej rocznicy śmierci Chopina. Nie byłam na tym koncercie (może ktoś z was był?), bo siedziałam w Poznaniu na Konkursie im. Wieniawskiego, ale tak myślę, że dla niego to było wówczas requiem z wieloma podtekstami – już nie mówię o osobistej tragedii sprzed kilku lat, ale o tragedii jego ojczyzny… To się słyszy (wstrząsające momenty forte…). Jednak, tak jak kiedyś, i teraz, jak deklaruje, muzyka jest dla niego lekarstwem na zło. I dziś, przy okazji nagrania płyty, wypowiada się raczej o samej muzyce. Myślę, że mówiąc, iż ta transkrypcja jest gustowna, zamierzał pewnie powiedzieć z grubsza to, co ja powyżej: że nie służy do czystego popisu, tylko do oddania tego, co jest w partyturze Mozarta. Ponadto i on już „nawrócił” się na granie historyczne, zachwycając się erardem z 1858 r. Aż się dziwię, że ma on pod jego palcami taką pełnię brzmienia; może z samego początku barwa trochę zaskakuje, ale szybko się przyzwyczajamy i przeżywamy Mozarta na nowo poprzez Klindwortha i Kholodenkę.
Dotarła do mnie też w końcu płyta, którą Dmitry Ablogin nagrał – także w Studiu im. Lutosławskiego, ale wcześniej, w czerwcu i październiku 2022 r. – z późnymi utworami Chopina. Pianista gra na ostatnim fortepianie, który był w posiadaniu kompozytora – pleyelu z 1848 r. Miał on długą i burzliwą historię – po śmierci Chopina jego szkocka bogata wielbicielka Jane Stirling odkupiła go, by podarować Ludwice, siostrze Fryderyka, i wylądował w Warszawie, ale, jak się okazało, przechowywany był potem poza miastem, więc Norwidowski „fortepian Chopina” to na szczęście nie był ten. Póżniej był w depozycie Muzeum Narodowego, a po upadku powstania warszawskiego Niemcy wywieźli go do Bawarii. Udało się go jednak w miarę szybko odzyskać i już w 1946 r. powrócił. Dziś, po remoncie dokonanym przez Paula McNulty’ego, jest w świetnym stanie. Ablogin zachwyca się jego okrągłym brzmieniem, ale trzeba powiedzieć, że niezbędna mu jest taka ręka mistrza, jak jego właśnie. Nie tylko zresztą mistrza, ale i poety, który mówi, że gdyby miał zatytułować tę płytę, byłaby to „Chopin-filozof” i coś w tym jest. W tym pięknie dobranym repertuarze z późnych opusów jest wiele zadumy i wyrafinowania – nie tylko w melancholii Preludium cis-moll op. 45, ostatniego Nokturnu E-dur op. 62 nr 2 czy tak z natury refleksyjnych dziełach jak Ballada f-moll czy Polonez-Fantazja, to także w pojedynczych mazurkach czy walcach, nawet w tych pogodniejszych jak Walc As-dur, słychać w tle pewną mroczność. To jedno z najpiękniejszych wykonań tych utworów i wysłuchać tego trzeba koniecznie.
A poza tym – wszystkiego muzycznego w Nowym Roku! Trudny czas, u nas idzie ku lepszemu, gdzie indziej ku gorszemu, jedyne, co pozostaje życzyć, to by wszystkie te drogi się wyprostowały. Mało to realne, ale życzyć sobie można.
Komentarze
Dużo zdrowia i pomyślności w roku 2024 życzę Pani i wszystkim blogowiczom.
Dołączam życzenia wszelkiej pomyślności w Nowym Roku!
Dzięki i serdeczności dla wszystkich zaglądających, piszących i nie 🙂
Życzę wszystkim szczęśliwszego roku. (Poprzedni, pomimo sukcesu wyborczego, był globalnie okropny.) A Pani Kierowniczce dziękuję za podpowiedź. Requiem Mozarta na fortepian solo: kto by pomyślał?
@ szpak Dołączam do podziękowań! Przeczytane, kupione i słuchane – a wszystko to przy jednej porannej kawie. Signum temporis wyjątkowe łaskawe. Kiedyś musiałbym Politykę kupić w kiosku , przeczytać recenzję Pani Kierowniczki, udać się do sklepu i sprawdzić czy płytę już,,rzucili”, wrócić do domu i odczekać do kolejnego przedświtu, żeby wysłuchać. A tak proszę ! Wszystko w ramach jednej filiżanki. P.S Wywiad z V. Kholodenko bardzo krótki ale wyjątkowo ważny dla odbioru.
Jeśli chodzi natomiast o fortepian współczesny, to Warner opublikował pierwszy muzyczny materiał do nowej płyty Piotra Anderszewskiego. Szymanowski 🙂 :
https://www.youtube.com/watch?v=Hp1sd1-pKrs
A w innym temacie, w „Księdze Przyjaciół” mojego ulubionego wydawnictwa książkowego, czyli „Prób” interesujący tekst o Mikołaju Góreckim, zwłaszcza jak ktoś nie za dobrze zna biografię kompozytora jak ja, ale zwłaszcza atrakcyjne zdjęcie do tekstu:
https://wydawnictwoproby.pl/pianino-matki/
A jeszcze w innym temacie. Ostatnie dni wystawy „Wokół morze ognia” w „Polin”, o powstaniu w getcie warszawskim. Bylam dzisiaj, w końcu. Z jednej strony się cieszyłam, bo było pustawo i mogłam spokojnie obejrzeć i ją przeżyć, z drugiej mnie trochę ta pustka zasmuciła. To chyba świadczy o tym, że to jest nawet dla Warszawiaków, cały czas trudny temat, trudne dziedzictwo. Widok tych karuzel, o których pisze Miłosz w „Campo di Fiori” jest przerażający. Co innego czytać, a co innego zobaczyć, że tam pod murem naprawdę stały… Polacy nie są na wystawie za bardzo oszczędzani, i dobrze. Taka była prawda.
To nie o Mikołaju, tylko o Henryku Góreckim.
Na wystawę w Polin ludzie chętnie chadzali na oprowadzania kuratorskie. Także na oprowadzanie przez Mariana Turskiego. Ja akurat byłam na otwarciu, gdzie były tłumy. Ta wystawa była czynna bardzo długo.
Dopiero teraz przeczytałem, bardzo przepraszam. Pleyel z 1847, w Warszawie już w 1946 – czy to nie będzie ten fortepian, na którym grał Raoul Koczalski w 1948 w Belwederze? Bo taką płytę mam
https://publikacje.nifc.pl/pl/wydawnictwa-plytowe/artykul/1689_chopinhistoryczne-nagrania-na-zywo-z-1948r
i wydało mi się to interesujące, z całym szacunkiem dla Dmitrija, jeszcze ma czas. 🙂
Tak, przepraszam, pomyliłam ojca i syna, gapa jestem.
Tak, oprowadzania kuratorskie również na ten ostatni weekend są wyprzedane. Oprowadzanie przez Pana Mariana Turskiego musiało być wyjątkowe.
Nie napisałam jeszcze, że również muzyka Pawła Mykietyna była wzruszająca. Właściwie wcale nie odebrałam jej jako współczesną, nie narzucała się swoją formą, pozwalała, towarzysząc, kontemplować historię.
@ WW – no, jednak nie ten sam. Ten jest z 1848 r. i znajduje się w Muzeum Chopina. Że użyję wiadomej strony 😉 to jest ten: http://www.fortepian.instrumenty.edu.pl/pl/pianos/show/piano/10
Jak widać, ma numer 14810.
A tamten, na którym grał Koczalski, przechowywany był (i jest?) na UJ (w Sali Zielonej) i nie ma go na powyższej stronie. Ma numer 13823. Był własnością Jane Stirling, a Chopin grał na nim przebywając u niej w Szkocji.
@Frajde
Mamy czas bożonarodzeniowy. Czy sądzi Pani, że to najlepszy moment na odwiedzenie wystawy „Wokół nas morze ognia”? Mnie akurat te pustki nie dziwią. Dla siebie wybrałem zupełnie inny czas na zapoznanie się z tą wystawą – byłem dwukrotnie w listopadzie. Warto dodać, że Paweł Mykietyn w swojej ścieżce dźwiękowej wykorzystał utwory kilkunastoletniej Josimy Feldszuh, ocalone przez jej ciotkę Rachelę Auerbach i przechowywane w Yad Vashem. Ona sama niestety nie przeżyła wojny.
Szczerze mówiąc, to w ogóle się nie zastanowiłam nad tym, pod kątem czasu w roku kalendarzowym/liturgicznym. Nie mam tak, że jeśli celebrujemy radość, to nie mogę w tym samym czasie pójść na wystawę, która jest trudna, przerażająca i przygnębiająca (choć mam odwrotnie – w wielki post). Kierowałam się innymi kryteriami. Po prostu teraz, gdy jest przerwa bożonarodzeniowa, miałam najbardziej spokojną głowę, nie zaprzątały mnie inne zajęcia i wydarzenia. Uznałam, że to jest właśnie dobry moment, gdy będę mogła w pełni oddać się temu, co oglądam, a nie być rozproszona. Ale może większość woil faktycznie nie zakłócać sobie takiego czasu, nie wiem. Zaskoczył mnie Pan.
Mi tylko chodziło o to, że w porównaniu z wystawami artystycznymi, które zawsze na koniec gromadzą nieprzebrane tłumy, tam było jednak pusto. No, ale naprawdę niepotrzebnie się skarżę, całe szczęście, bo wystawa jest tak intymną, że tylko w samotności da się ją dokładnie obejrzeć i przeżyć. Dziś, czyli w weekend, jest już pewnie inaczej.
Dziękuję za uzupełnienie źródłowe strony muzycznej.
A w temacie, w którym bywam monotematyczna, Norman Lebrecht, napisał recenzję najnowszej płyty PA (na którą my musimy jeszcze trochę poczekać) :
https://www.ludwig-van.com/toronto/2024/01/05/lebrecht-listens-piotr-anderszewski-hits-bartok-szymanowski-misses-janacek-new-release/
Zdaje się, że PA bywał już „punkerem”, teraz jest „lone wolfem” 😉 To jest chyba jednak prawdziwsze określenie.
Natomiast Pan Lebrecht, którego na co dzień NIE czytam, jest pewną zagadką. Gdybym miała napisać po angielsku, to „puzzles me”. Kilka let temu oburzył się wielce i wywołał niepotrzebną i sztuczną, moim zdaniem, dyskusję, że PA użył niefrasobliwie słowa „autystyczny”, określając artystę, który jest pozbawiony emocji.
Teraz pisze o PA, że to jeden z jego ulubionych pianistów. No cieszy mnie to, ale nie uwiarygadnia Lebrechta w moich oczach. Jeśli się kogoś tak lubi i szanuje, to nawet, jeżeli zdarzył mu się lapsus językowy, nie nagłaśnia się tego, korzystając ze swoich zasięgów, by przyciągnąć do siebie rządne sensacji tłumy.. Zatem, można tę recenzję przeczytać, ale ocenę i wszelkie oceny, zostawić sobie.