Breslauer we Wrocławiu

NFM od przyszłego sezonu będzie mieć nowego dyrektora artystycznego. Umowę do końca sezonu 2028/9 podpisał dziś Christoph Eschenbach.

To postać wybitna, znana nam z występów także w Polsce – głównie w ramach Wielkanocnych Festiwali Beethovenowskich, po starej przyjaźni z pp. Pendereckimi, ale też właśnie w NFM, ostatnio we wrześniu na inauguracji festiwalu Wratislavia Cantans. Pokazywał się nam zarówno w charakterze pianisty, jak i dyrygenta (w obu rolach jest znakomity).

Objęcie stanowiska właśnie we Wrocławiu jest dla niego czymś specjalnym, ponieważ tutaj się urodził w 1940 r. Niewiele spędził tu czasu, szybko został sierotą – matka, pianistka i śpiewaczka, zmarła przy porodzie, ojciec, profesor muzykologii i ceniony chórmistrz, w 1945 r. zginął wcielony jako antyfaszysta do batalionu karnego. Chowała go babka, ale podczas ucieczki do Niemiec zaraz po wojnie również zmarła – w obozie uchodźców, na tyfus. Kuzynka jego matki, także pianistka, wraz z mężem zaopiekowała się chłopcem; adoptowali go i dali mu swoje nazwisko (jego ojciec nazywał się Heribert Ringmann, a matka Margarethe Jaross; dyrygent uczcił ich ostatnio tworząc swój program wsparcia młodych muzyków i mianując go nazwiskami rodziców). Dramatyczne losy sprawiły, że mały Christoph przestał mówić. Z traumy podniósł się dzięki muzyce – zaczęła go uczyć przybrana matka. Jako pianista jeszcze jako dziecko odnosił sukcesy; z czasem zdobywał nagrody na ważnych konkursach (ARD, Clary Haskill). W dziedzinie dyrygentury za swoich najważniejszych mentorów uważa Herberta von Karajana i George’a Szella. Stał na czele wielu ważnych zespołów: Tonhalle w Zurychu, Houston Symphony, NDR Orchester, Philadelphia Orchestra, Orchestre de Paris, Narodowej Orkiestry w Waszyngtonie, wreszcie – przez ostatnich parę lat – berlińskiej Konzerthausorchester, którą od tego sezonu przejęła od niego Joana Mallwitz.

Powrót do Wrocławia jest dla niego, jak mówi, nie tylko powrotem do domu, ale też włączeniem się w wielką tradycję muzyczną Breslau/Wrocławia, do której należał także jego ojciec; czuje się kontynuatorem jego ścieżki. Kiedy o tym mówi, jest wyraźnie wzruszony. To swoją drogą symboliczne, że właśnie on obejmuje wrocławską orkiestrę od 80. sezonu po wojnie. A jeszcze przed sezonem zadyryguje na Wratislavii Mszę Brucknera.

Na dzisiejszym briefingu w NFM nie było mowy o tym, ile poprowadzi koncertów w sezonie; zapowiedział tylko, że zamierza się udzielać również jako pianista, ale zaczeka z tym do wiosny, ponieważ – jak tłumaczy – parę lat temu złamał palec, który co prawda się zrósł, ale zimą odzywają się w nim bóle artretyczne. Ale poza tym dobrze wygląda i, jak deklaruje, jest w dobrym zdrowiu, nie czuje się na swój wiek (młodszy od niego o rok były szef NOSPR Lawrence Foster jest w o wiele gorszej formie fizycznej). I to też, jak twierdzi, zasługa muzyki.