Niezwykły Hamelin
To był niesamowity recital. Każdy utwór był z innego świata, miał inny charakter, grany był innym dźwiękiem.
Z II Sonatą „Concord, Mass.” Charlesa Ivesa, poświęconą grupie filozofów-transcendentalistów z tytułowego miasta, Marc-André Hamelin ma swoje sprawy. Po raz pierwszy rozczytywał ją ponoć jako trzynastolatek (tak twierdzi), a nagrał ją dwukrotnie, ale już dość dawno temu. Wiem coś o trudnościach z rozczytywaniem tego utworu, mam w domu nuty i próbowałam je sobie grać. Najbardziej bezproblemowa jest trzecia część, najbardziej przystępna i pełniąca funkcję lirycznej – The Alcotts; finał, Thoreau, jest też spokojniejszy i kontemplacyjny, natomiast I część – Emerson i II część – Hawthorne to po prostu jakaś groza. Ta sonata jest jak wielka powieść amerykańska: obszerna, trudna w czytaniu, zawierająca tyle nawarstwiających się wątków, że można się zagubić. I do tego wszystkiego jeszcze technicznie trudna (ale co to dla Hamelina?). Przy tym niezwykła zmienność nastrojów. Jedno, co spaja całość – to główny motyw V Symfonii Beethovena, powtarzający się obsesyjnie, ale też rozwinięty w dłuższą melodię. Po części pierwszej bardzo serio druga pełni funkcję scherza, a w środku pojawiają się ulubione cytaty z marszów Johna Philipa Sousy. W trzeciej poza Beethovenem mamy cytaty ze szkockich melodii i z… Marsza weselnego z Lohengrina. W finale powinien być jeszcze dodany idylliczny flet, ale go nie było. Wielka opowieść-rzeka jednych zachwyciła, drugich onieśmieliła, nie wszystkim się chyba podobała, bo jest bardzo trudna w odbiorze.
Druga część była już łatwiejsza, co nie znaczy, że mniej atrakcyjna. Sceny leśne Schumanna były charakterne, przyrodnicze łagodne obrazki przeplatały się z agresywnymi wejściami myśliwych. Gaspard de la nuit Ravela też przedstawił krajobrazy: najpierw wodny i migotliwy (Ondine), później złowieszczy (Le Gibet), wreszcie portret złośliwego gnoma (Scarbo) – wszystko dokładnie jak trzeba. O ile więc po pierwszej części koncertu oklaski były dość dyskretne, to po drugiej był zachwyt i stojak. I trzy bisy: dwa takie, które już słyszeliśmy przy innych okazjach – Rondo c-moll CPE Bacha i Reflets dans l’eau Debussy’ego, i jeden własny: przeuroczy Music Box. Podobno pianista-kompozytor powiedział znajomym za kulisami, że napisał mazurka, ale jeszcze się go nie nauczył. Może zagra go na początku września w Warszawie? Na bis oczywiście, bo program jest już znany: w pierwszej części sonata Paula Dukasa, druga część taka sama jak tu.
Byliśmy wszyscy pod takim wrażeniem, że nie chciało nam się wychodzić z NOSPR, a potem odejść sprzed budynku. Po wyjątkowych koncertach zwykle tak bywa.