W uzupełnieniu Maestra
Dziś na Ogrodach Muzycznych pokazano dokument o Leonardzie Bernsteinie Larger Than Life, który dla tych, co oglądali film Bradleya Coopera, a niewiele wiedzą o Lennym, mógł być dobrym uzupełnieniem.
Pisałam tutaj, o czym był, a o czym nie był film Maestro. Otóż ten niedługi (52 minuty) dokument z 2016 r. mówi właśnie dokładnie o tym, o czym ten film NIE mówił. O tym, jak fascynującą muzyczną osobowością był Bernstein, ale też o tym, jak bardzo byli mu potrzebni ludzie i jak kochał pracować w zespole, np. przy tworzeniu musicali, które są przecież pracą zbiorową. Komponować lubił, ale nie lubił samotności przy pisaniu. Uwielbiał też uczyć (co sam łączył z tym, że miał przodków rabinów), dzielić się swoją wiedzą i miłością do muzyki. Zwłaszcza z młodzieżą, której poświęcał swoje słynne poranki i zawsze starał się wiedzieć, czego się akurat w tej grupie wiekowej słucha (jego dzieci wspominają o Beatlesach i Kinksach – po czym są rzeczywiście pokazane fragmenty na temat tych piosenek). A wyjątkową sprawę miał z Mahlerem, z którym wręcz się identyfikował; szczególny smak mają tu pokazane fragmenty jego prób z Filharmonikami Wiedeńskimi – po latach hitleryzmu, w których muzyka Mahlera była zakazana. Amerykanin musiał więc uczyć jego interpretacji muzyków, dla których ten kompozytor był przecież krajanem.
Akurat jest w tym filmie zarówno ów słynny finał II Symfonii Mahlera, który imitując Bradley Cooper bezładnie macha rękami (co jest absolutnie sprzeczne z charakterem dyrygowania Bernsteina), jak – również imitowana w Maestrze – scena z kursów w Tanglewood, ta, w której Bernstein pomaga studentowi dyrygować VIII Symfonią Beethovena. Tyle że dopiero gdy widzimy oryginalną scenę, rozumiemy jej sens, a w interpretacji Coopera w ogóle nie wiadomo, o co chodzi, wydaje się, że o kwestie gejowskie, tyle że to po prostu bzdura: w dokumencie widzimy też, jak w bardzo podobny sposób dyrygent ustawia również młodziutką Marin Alsop. Też z przytulankami, bo ogólnie lubił się przytulać i całować – to jest również powiedziane wprost. O tym rozmawialiśmy tutaj w kontekście jego dzieci – wszystkie się zresztą w tym dokumencie wypowiadają. Jedna z córek daje do zrozumienia, że traktowali go jak dużego szczeniaka (powiedzmy labradora), który w każdej chwili może, w najlepszej wierze i sympatii, wskoczyć na człowieka i wylizać mu twarz.
Ale w ogóle żył pełnią życia, nawet bardziej – zgodnie z tytułem. Ta pełnia obejmowała również alkohol i papierosy. Mówi się o tym, że po koncercie, gdy dyrygował całym sobą i doprowadzał się do totalnego wyczerpania, podczas oklasków wychodził za kulisy, pił łyczek whisky i zaciągał się papierosem, wychodził na następne ukłony i znów za kulisami robił to samo, i tak w kółko.
Końcówka jest smutna, bo mówi o starzeniu się mistrza. O tym, jak już nie daje rady angażować całego siebie i jakie to przykre dla niego, ale z drugiej strony jest już piekielnie tym zmęczony – ponoć kiedyś powiedział „Mam już dosyć Leonarda Bernsteina”, czyli własnej legendy i tego, co się z nią wiązało, łącznie z pełnym zaangażowaniem. Cóż, ze zdjęć też wynikało, że po prostu był już stary – ale przecież umarł mając 72 lata! To nie jest jeszcze tak naprawdę starość. Jednak przy jego trybie życia trudno się temu dziwić. Przeeksploatował się. Ale ślady po tej jego autoeksploatacji wciąż fascynują.
Komentarze
Nie zdawałem sobie sprawy, że Bernstein zmarł w wieku 72 lat. Oglądałem kiedyś na YT jego nagrania Beethovena z Zimermanem i wyglądał, jakby był w wieku obecnego Maksymiuka, a co najmniej po 80-ce.
No, ale właśnie – tryb życia swoje zrobił.
Jeszcze jedną rzecz powiedział w tym filmie bodaj jego syn: że cierpiał na bezsenność. Co miało tę złą stronę, że był wciąż zmęczony, ale i tę dobrą, że miał dwa razy więcej czasu na swoje twórcze sprawy niż przeciętni ludzie. Coś za coś. To może trzeba liczyć dwa razy 72.
@PK
Węszę Freuda. Wydaje mi się, że wybór rasy szczeniaka, do której jest porównywany Bernstein nie jest przypadkowy (czy to na pewno córka ją wskazała ) Wszak wielu kocha labraDory , niezależnie od preferencji. Wiem, że to nie specjalnie, ale zupełnie słodko to zabrzmiało i mam nadzieję,że się PK nie pogniewa, że to pies a nie kot.
I może blogi już działają, ale żadne uśmiechy się nie zapisują, a było powyżej dużo, bo to z przymrużeniem oka :-)))
Córka nie wskazała, mnie akurat przyszedł labrador do głowy, bo moja zaprzyjaźniona sąsiadka miała za naszego sąsiedztwa już cztery, bardzo je zresztą lubiłam, ale wiem, że potrafią poślinić. Mógłby też być bp. bokser, ale jest mniejszy. Może jeszcze bardziej golden retriever 😉 Ja też jestem psiara, zdarzało mi się w życiu mieć pieski (choć rodzinnie, nie solo), koty lubię bardzo, ale domowo na stałe z nimi nie obcowałam. Zobaczymy, jak smiley powyżej…
No u mnie działa 🙂 Oczywiście, jak się wpisze więcej niż jeden nawias pod rząd, to nie zadziała.
I musi być spacja między tekstem a uśmiechem 🙂
Z innej beczki: burza w Łazienkach trochę pokrzyżowała różne muzyczne plany tamże, ale nie wszystko stracone – dwa z trzech planowanych przedstawień Cyrulika Sewilskiego w reż. Jitki Stokalskiej (w piątek 19.07 i sobotę 20.07) udało się przenieść do Studia Lutosławskiego / S1 jako inscenizowaną wersję koncertową. Gdyby ktoś chciał skorzystać, są jeszcze bilety na stronach Polskiej Opery Królewskiej i Polskiego Radia. Myślę, że warto 🙂
Z jeszcze innej beczki: jest już program tegorocznego festiwalu Trzy Czte-Ry
https://www.studianagran.com.pl/artykul/3404496,9.-festiwal-muzyczny-trzy%E2%80%93czte%E2%80%93ry-konteksty.-kontrasty.-konfrontacje.
„Dorota Anderszewska w 2024 obchodzi jubileusz 50-lecia pracy artystycznej” – trudno uwierzyć…
Ale licząc od dziecka, to tak.
Jerzy Artysz +
93 lata. Te upały są dla wielu zabójcze…
Bardzo zasłużona postać, nie zapomnę niektórych jego ról (np. Jakuba w Manekinach Zbigniewa Rudzińskiego w Operze Narodowej czy Falstaffa w WOK w dawnych czasach dyr. Sutkowskiego), wspaniałych również aktorsko. Nie bał się nietypowych wyzwań, jak np. utworu Pawła Mykietyna Ładnienie – to była wstrząsająca kreacja. Był też świetnym pedagogiem…