Puccini c.d.
Wieczór zamykający Ogrody Muzyczne w wykonaniu Iwony Sobotki, hiszpańskiego tenora Davida Bañosa i pianisty Marka Ruszczyńskiego poświęcony był w całości muzyce Pucciniego, bo w tym roku jakżeby inaczej.
Warunki w namiocie festiwalowym nie sprzyjały niestety odbiorowi sztuki wokalnej. Nie dość, że śpiewacy mieli mikroporty (w końcu koncert w namiocie to właściwie koncert plenerowy), to jeszcze w drugiej części zażyczyli sobie, żeby włączyć klimatyzację – rzeczywiście było duszno i dzięki temu powietrze nieco zelżało, za to huk w tle był nie do zniesienia. Można było o nim zapomnieć tylko skupiając się na muzyce. Choć łatwo nie było: oboje soliści mają silne głosy, a nagłośnienie zawsze zniekształca barwę.
Jednak różnica była duża i świadczy to o jakości głosu i śpiewu. David Baños, którego słyszałam po raz pierwszy (co prawda parę lat temu często śpiewał w Operze Wrocławskiej, ale ja tam od pewnego czasu nie jeździłam; wystąpił też niedawno w premierze łódzkiej Traviaty, na którą nawet się wybierałam, tym bardziej, że Violettę miała śpiewać Sobotka, ale ona zachorowała, a mnie też coś wtedy wypadło), ma dobre dane głosowe, ale trochę jest takim, jak ja to nazywam, „tenorem na rykowisku”: forte ma dość krzykliwe, a forte śpiewa często. Natomiast Sobotka ma tak naturalny głos, że i jego siła jest naturalna, dźwięk nawet nagłośniony nigdy się nie przesterowuje, a barwa łagodziła efekt duetów, których zaśpiewali kilka.
Zaczęli od duetu Toski i Cavaradossiego z I aktu, potem było oczywiście Vissi d’arte i E lucevan le stelle. Butterfly była reprezentowana przez fortepianowe opracowanie chóru z III aktu (świetne!) i duet Cio-Cio San i Pinkertona z I aktu. Były arie z La fanciulla del West, La Rondiny, Edgara. Z Turandot oczywiście Nessum dorma, z Manon Lescaut tylko intermezzo w wersji fortepianowej, choć Sobotka niedawno uczestniczyła z powodzeniem w premierze tego dzieła w Poznaniu. Był też blok poświęcony Cyganerii: aria Rodolfa, potem Mimi, wreszcie duet. A na bis, na cześć przybyłego na koncert ambasadora Hiszpanii (ambasada wsparła ten koncert), zaśpiewali duet z zarzueli; Iwona Sobotka zapowiedziała ten bis świetną hiszpańszczyzną (studiowała tam swego czasu w słynnej szkole królowej Zofii w Madrycie), nie podając jednak tytułu i autora dzieła, które by też pewnie wiele polskim słuchaczom nie powiedziały. W sumie jednak można powiedzieć, że tegoroczne Ogrody Muzyczne skończyły się efektownie.
PS. Skoro już jesteśmy przy świecie opery, to smutna wiadomość: zmarł dziś Wolfgang Rihm, znany niemiecki kompozytor, którego dzieła grano i w Polsce: nie tylko na Warszawskiej Jesieni, ale też w Operze Narodowej. Często wykonywano go na festiwalu w Salzburgu, który właśnie nadesłał tę informację.
Komentarze
Nie żyje Wolfgang Rihm
Wspomniałam o tym linijkę wyżej, w PS. do wpisu.
Z zupełnie innej beczki, ale też z dziedziny wokalnej: https://www.onet.pl/kultura/onetkultura/jakub-jozef-orlinski-o-kulisach-igrzysk-nam-zdradza-kulisy-tylko-w-onecie/vw4ch1y,681c1dfa