Mistrzostwo i wzruszenie
Trzy całkowicie od siebie różne koncerty – a ileż przeżyć.
W sobotnie południe w Studiu im. Lutosławskiego Collegium Vocale 1704 – Václav Luks dostał tym razem zadanie przygotowania psalmów Mikołaja Gomółki. Siłą rzeczy był to wybór (w końcu jest ich 150 – cały Psałterz Dawidów Kochanowskiego): w programie koncertu znalazło się ich siedem, plus jeszcze jeden na bis. Bez największych przebojów typu Kleszczmy rękoma czy Nieście chwałę, mocarze, ale było parę z tych popularniejszych: Szczęśliwy, który nie był między złemi w radzie czy Serce mi każe śpiewać. Oczywiście – i całe szczęście – nie przypominało to praktyki wykonawczej powszechnej w polskiej chóralistyce, ściśle wywodzącej się z XIX w. Z psalmami Gomółki/Kochanowskiego, jak wiadomo, jest ten kłopot, że to są utwory zwrotkowe, więc jednostajne, zatem dyrygent robił, co mógł, żeby je urozmaicić: rozstawił chór na dwa zespoły, które śpiewały na przemian, co jakiś czas śpiewali soliści – po jednym, po dwóch (lub dwie). Śpiewakom towarzyszyła lutnia. Psalmy zostały umieszczone w kontekście utworów Monteverdiego ze zbioru Selva morale e spirituale (plus parę utworów instrumentalnych Paola Antonia Cimy i Biagia Mariniego) i można by się dziwić, czemu takie zestawienie, bo przecież Monteverdi to już muzyka późniejsza, barokowa – ale zespół Luksa eksplorował muzykę religijną Monteverdiego w ostatnim sezonie. Jakoś się to dopasowało, choć oczywiście konwencja była inna, a chórowi towarzyszył kilkuosobowy zespół instrumentalny. Psalmy były oczywiście śpiewane po polsku i trochę było trudności ze zrozumieniem, ale śpiewacy bardzo się starali. Efekt w sumie satysfakcjonujący, a Monteverdi – świetny.
Po południu w FN wróciliśmy do Apollon Musagète Quartett i Garricka Ohlssona. Co tu mówić – perfekcja. W wykonaniu samego kwartetu – niesamowity Kwartet C-dur „Dysonansowy” Mozarta i rzewna Langsamer Satz Weberna, młodzieńcze romantyczne dzieło nie przypominające niczym tego, z czego ten kompozytor jest znany. Z pianistą – Kwintet Szostakowicza. Wciąż mam w pamięci wykonanie tego utworu przez Belcea Quartet i Piotra Anderszewskiego, choć to było 11 lat temu (muzycy nagrali też to na płytę), i trzeba podkreślić, że dzisiejsze wykonanie było zupełnie inne: mniej szaleństwa, więcej zrównoważenia – to zrównoważenie i mądrość ma w sobie pianista, co się udziela. Pięknie było.
Ale kulminacją był koncert wieczorny, znów w Studiu im. Lutosławskiego. Ojciec i syn – Christoph i Julian Prégardienowie występowali już tu jako duet trzy lata temu; tym razem skomponowali precyzyjnie program, obracający się wokół muzyki Schuberta i Beethovena oraz tematu ojca i syna w różnych aspektach (pomyślałam, że stosunki ojcowsko-synowskie mają znakomicie przepracowane): od młodzieńczego buntu Prometeusza przeciwko ojcu-Zeusowi (Julian) przez ojca i dziecko bez konotacji (pieśni Ojciec z dzieckiem i Król olch – w wykonaniu obu panów), Chrystusa zwracającego się do Boga Ojca (tu aria z Chrystusa na Górze Oliwnej Beethovena) po pieśni z Podróży zimowej i Łabędziego śpiewu (Drogowskaz i Sobowtór – Julian), a na koniec wspólne zwrócenie się do Ojca (w zaśpiewanej na bis pieśni Im Abendrot). Większość pieśni była śpiewana w orkiestrowych opracowaniach Regera lub Brahmsa (wrażliwe towarzyszenie AUKSO pod batutą Marka Mosia), ale niektóre były w formie pierwotnej, z towarzyszeniem fortepianu (znakomita Danae Dörken), i wtedy panował nastrój niezwykłej intymności, podkreślonej jeszcze światłem – jak w pieśni Ojciec z dzieckiem czy Tęsknota grabarza w wykonaniu Christopha. Były momenty, kiedy wręcz ściskało w gardle: przy zakończeniu Króla olch przez Christopha, a Drogowskazu i Sobowtóra przez Juliana. W sumie przeżycie niesamowite, w porównaniu z poprzednim występem Prégardienów o wiele bardziej dopracowane, więc tym większe wywierające wrażenie. W rozmowach ze znajomymi po koncercie padało, że trudno będzie po nim zasnąć. Też się tego obawiam…
Komentarze
Całkowicie się z Kieownictwem zgadzam.
Pięknie i wzuszająco.
Nie byłam na koncercie o 12-tej, bo kondycyjnie nie daję rady.
Siedzieć bez ruchu parę godzin z kiepską kondycją, to pogorszenie jej jeszcze bardziej.
Oj, moje kolana, oj, mój kręgosłup.
Ale warto.
Znakomity pomysł z wyświetlaniem tłumaczenia tekstów pieśni.
Wniósł bardzo wiele do odbioru.
Szkoda, że przy madrygałach zabrakło.
PS. Siedziałam w pierwszym rzędzie, blisko miejsca odpoczynku solistów i widziałam, jak patrzy pan Christoph na syna, kiedy śpiewał solowe pieśni.
Bardzo go kocha i chyba ze wzajemnością.
Są bardzo uważni i delikatni we wzajemnych relacjach, tak to pdebrałam.
A oprócz trzech koncertów w ramach CHiJE – wczoraj także finał WarszeMuzik. Wprawdzie z powodu tropikalnych warunków we foyer Teatru Studio mogę napisać tylko o pierwszej części: kwintet fortepianowy f-moll w wykonaniu Poldowski String Quartet i Marka Brachy dał nam spore pojęcie o własnej wspaniałości. Muzycy zagrali z ogniem i łatwo było sobie wyobrazić, jak to dzieło brzmiałoby np. w Studiu Lutosławskiego.
Super, że wczoraj na festiwalu taki wyjątkowy dzień! Festiwalowe poranki zawsze zaczynam od recenzji – z pewnością nie ja jedna 🙂
Pięknej niedzieli wszystkim!
Zgadzam się, to był dzień wyjątkowych koncertów. Wahałam się, czy pójść na ten południowy, bo za psalmami Kochanowskiego, choć je chóralnie trochę podśpiewywałam w młodości, nie za bardzo przepadam, ale uznałam, że jednak zdecydowanie warto dla samego Václava Luksa, nawet dla samej przyjemności patrzenia jak dyryguje i co z tego dyrygowania powstaje. Robi to tak plastycznie, z tak wielkim zaangażowaniem i przeżyciem. Mam poczucie, że to człowiek, który idealnie odkrył i stworzył swoje miejsce w życiu, zgromadził wokół siebie osoby podobnie czujące i z podobnym nastawieniem do zawodu, i całkowicie spełnia się w swoim powołaniu.
CV 1704 to zespół, który przekazuje muzykę w sposób możliwie najszczerszy, jaki znam. Myślę, że to dlatego, że wszystko jest tam tak prawdziwe: i profesja i relacje i zaangażowanie. Oni się po prostu cieszą sobą i tym, że mogą wspólnie grać.
Bardzo czekam na dziś, choć to zupełnie inna muzyka i myślę, że będą to też inne przeżycia.
Przygotowałam się do wieczornego koncertu. Dziękuję @Vroo za wskazanie miejsca ze słowami pieśni i na stronie NIFC, dzięki czemu mogłam dokładnie zapoznać się z nimi przed. Chciałam to zrobić, bo bardzo chciałam, żeby moje przeżycia nie były powtórzeniem tych z 2021 roku.
Nie bez znaczenia był też wczoraj wybór S1 o wiele lepiej nadającej się do tego repertuaru niż FN wówczas. Nie byłam przekonana, co do towarzyszenia AUKSO, ale bardzo się myliłam. Orkiestra dodatkowo zbudowała dramaturgię, a Pan Moś w żadnym momencie nie zagłuszył śpiewaków. To też pokazuje, jak dobra i różnorodna to orkiestra, bo zazwyczaj grają jednak inny repertuar i w głównej roli.
Julian Prégardien radzi sobie w takich sytuacjach zresztą świetnie, śpiewa wszak bardzo dużo oper i widać, że jest to dla niego równie naturalne, jak kameralne muzykowanie. Tak, to by była chyba główna różnica, gdybym miała się zastanawiać nad różnicami między Ojcem i Synem. Pan Christoph jest w moich oczach jednak kameralistą, a Julian równie lubi chyba duże formy i możliwość mocniejszego wyrazu. Mimo tego jednak, że z orkiestrą, tek koncert był właśnie całkiem inny niż ten z 2021 roku. Co może zaskakujące, czuję, że był bardziej subtelny i może nawet kojący, choć oczywiście nie brakowało kontrastów wyrazowych. Ale np. jakże inny „Erlkönig” – dramatyczny, ale bez tego tępego i świdrującego krzyku.
I oczywiście naturalny dialog między Ojcem i Synem, co oczywiście jest czymś więcej niż więzi tylko artystyczne, ale przecież nie musiałoby tak być.
Zatem, gdy myślę sobie o tym koncercie to tak, czuję, że miał też momentami wyrażać grozę, ale była w nim przede wszystkim czułość.
I dlatego to był dla mnie wyjątkowy dzień muzykowania, bo zarówno rano jak i wieczorem, stworzyli go artyści, dla których muzyka jest czymś więcej niż tylko budowaniem przeżyć estetycznych, co oczywiście też ważne. Ale jeszcze pełniej, gdy pomaga, towarzysząc, ułożyć się w sobie, może wskazuje drogę i jest wykonywana tak szczerze i prawdziwie, jak uczynili to Collegium Vocale 1704, Prégardienowie i AUKSO.
Bardzo trafne: „artyści, dla których muzyka jest czymś więcej niż tylko budowaniem przeżyć estetycznych”. O tych popołudniowych też można to powiedzieć.
Rzeczywiście trudno było zasnąć. Próbowałam odsypiać trochę rano. Ostatecznie nie idę na koncert o 12, tym bardziej, że mam potem spotkanie. Na 17. na Smetanę/Luksa oczywiście przychodzę.
Przepięknie wczoraj wypadła ta Langsamersatz, aż się młodzieńczo rozmarzyłem 😉 Wcześniej „Dysonansowy” szlachetny, subtelny i nieprzekombinowany – jak lubię. Inna rzecz, czy i temu środkowemu koncertowi akustyka Studia Lutosławskiego by dodatkowo nie pomogła…
Właśnie przeżyłem proces kupowania biletów na Szalone Dni. Wykorzystałem cały zasób słów nieobyczajnych, koty i pies zniknęły z pola widzenia.
Kupując bilety na bądź co bądź wydarzenia mające łagodzić obyczaje, nie cierpię czuć się jak na polowaniu na papier toaletowy 40 lat temu. Eventim się powiesił, musiałem wszystkie kliknięcia odtwarzać jeszcze raz, przez co umknął nam jeden koncert (wolałem zrezygnować niż siedzieć w ostatnim rzędzie w Salach Redutowych, gdzie nie tylko nic nie widać, ale też nie słychać).
No ale jutro sobie odbiję to wszystko piąćnasób. Mam nadzieję, że Monsieur Philippe udźwignie ciężar „Ósmej”.
Po raz pierwszy nie było dziś żadnych problemów z zakupem biletów na Szalone Dni. Eventim spisał się świetnie, błyskawicznie udało się skompletować całkiem pokaźny portfel, znacznie uszczuplając ten pierwszy ( niestety).
Próbowałem najpierw klikać ze strony SDM, ale początkowo upolowane lepsze miejsca dziwnie znikły i musiałem ponawiać, z gorszym już skutkiem co do ich atrakcyjności. Nie wiem też, dlaczego od razu nie utworzył się koszyk (co byłoby logiczne) – wszystko zmuszony więc byłem robić na piechotę, czyli pojedynczo! Potężna strata czasu i nerwów. Niech ich diabli porwą z tak „intuicyjnym” menu! Wyrazy i mnie się „cisły” 😉
Tam już prawie wszystko co ciekawsze wyprzedane.
To jakie bilety będą sprzedawane w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w dniach 1.09 oraz 27-29.09.2024 ?
@mt7 widzę, że jeszcze są bilety na BWV988 w opracowaniu na akordeon… To musi być ciekawe,
Gostek, może. 🙂
To jest w namiocie bez biletów.