Płyty otrzymane: wokół XX w.

Wreszcie mogę przesłuchać trochę płyt, które do mnie przyszły czy też które mi wręczono. Najpierw parę zaskoczeń repertuarowych.

Szymon Nehring, Orkiestra Polskiego Radia, dyr. Michał Klauza, Minimalist, Ibs 2024. To zaskoczenie duże: płyta o zdecydowanym profilu estetycznym, ciekawie skomponowana, z wyczuciem wykonana (choć repertuar nierównej jakości). Dobrze, że dwukrotny uczestnik Konkursu Chopinowskiego (jakoś o wygranej na Konkursie im. Rubinsteina mniej już pamiętamy) zajął się czymś dla niego nowym, choć na koncertach dalej gra Chopina i innych romantyków. Co prawda większość kompozytorów, których muzyka się na tej płycie znalazła, zezłościłaby się na nazwanie ich minimalistami (a już najbardziej chyba Górecki), ale kto by tam słuchał kompozytorów, szufladka musi być. Ja na tej szufladce raczej umieszczam napis: muzyka repetycyjna, ale zgadzam się, że jako tytuł płyty byłoby to mało efektowne. No więc na początek jedna z etiud Glassa, po czym skomponowany przez solistę łącznik (zatytułowany Bridge) prosto do Koncertu Góreckiego. Na fortepianie brzmi on oczywiście masywniej i dramatyczniej. Znów chwila solowa: mały fragmencik z Canto ostinato Simeona ten Holta, ten z chwytliwym słodkim tematem. I znów z orkiestrą: Valse boston Giji Kanczelego, niegdyś wybuczany na Warszawskiej Jesieni, a z płyty spokojna, nostalgiczna niemal ambient music. Kolejny solowy łącznik to dwa utworki Arvo Pärta: Variationen zur Gesundung von Arinushka z epoki tintinnabuli oraz późniejszy Für Anna Maria w G-dur. Ten drugi bardzo zręcznie przechodzi w Koncert fortepianowy Kilara; pierwsza część w tym kontekście wydaje się bardzo przyjemna i bardzo filmowa. Dalsze części są już jak dla mnie wkurzające, bo trochę kościelne, trochę z Ravela, w każdym razie bardzo wtórne, a finał dość prymitywny i niezmiernie forsowny dla pianisty, co pamiętam ze skarg Janusza Olejniczaka, który grywał ten koncert. Podobnie zresztą jak ów Valse boston Kanchelego (i to on biedny musiał znieść to buczenie). Ciekawa odmiana muzycznego wizerunku Nehringa; płyta wyszła w hiszpańskiej wytwórni Ibs, tej samej, w której rok wcześniej ukazała się płyta Marzeny Diakun z muzyką Brahmsa; oboje artyści są obecnie w tym samym berlińskim impresariacie i nierzadko występują wspólnie. Przy okazji: Marzenę Diakun będziemy mieli w Filharmonii Narodowej już 24 i 25 stycznia,

Szymon Krzeszowiec, Marcin Markowski i goście, Project Hungarica 2, CD Accord 2024. Węgry ostatnio kojarzą nam się źle, a i u nich jakiś totalny upadek. Ale kompozytorów mieli wspaniałych, tyle że nic dziwnego, że cała trójka geniuszy, których dzieła znajdują się na płycie, wyemigrowała stamtąd. Właściwie główną treścią tej płyty jest pełen cykl 44 Duetów na dwoje skrzypiec Béli Bartóka, czyli skrzypcowy odpowiednik jego Mikrokosmosu czy cyklu Dla dzieci. Tego pierwszego, bo utwory ułożone według stopnia trudności, tego drugiego, bo równie wiele tam melodii ludowych: węgierskich, słowackich, rosyjskich, rumuńskich, wołoskich, a nawet jedna arabska. Są i charakterystyczne, naśladujące bzyczenie komara czy dudy. Wspaniałe wykonanie, słychać, że obaj skrzypkowie mieli z grania tych krótkich utworków prawdziwą frajdę. Pozostałe utwory to uzupełnienie: młodzieńcza Ballada i Taniec na dwoje skrzypiec, późniejszy i parę dekad Hommage a Hilding Rosenberg na skrzypce i wiolonczelę oraz najstarsza Sonata na wiolonczelę solo György Ligetiego (tu na wiolonczeli włączył się Filip Krzeszowiec, syn Szymona) i na koniec Ligatura György Kurtága, w której dołączył się jeszcze wiolonczelista Adam Krzeszowiec (brat Szymona, stryj i pedagog Filipa) i jego żona Anna Krzeszowiec, pianistka, tym razem z paroma akordami na czeleście. Utwory rzadko grane, ale bardzo warte przypominania. Zwłaszcza Kurtág niesamowity.

To druga płyta z cyklu Project Hungarica – pierwsza wyszła 8 lat temu; Szymon Krzeszowiec gra tu z kolei z Bartłomiejem Niziołem i także z bratem Adamem; znalazły się na niej utwory Zoltána Kodálya oraz Miklósa Rózsy. Przy okazji dostałam jeszcze płytę tria braci Krzeszowców sprzed paru lat, gdzie dołącza się jeszcze trzeci brat – flecista Jan, a utwory były pisane specjalnie dla nich. To w większości program tego koncertu, plus jeszcze transkrypcja na ten skład Limeryków Pawła Szymańskiego (chyba wolę wersję na skrzypce z klawesynem, ale i ta dobra) oraz na zakończenie duży, porządny utwór Elżbiety Sikory pod enigmatycznym tytułem Trio 3×1=5.