Different Trains – ale nie Reicha
Sekstet znanych polskich muzyków nazwał tak swoją płytę, choć nie zawiera ona znanego utworu Steve’a Reicha pod tym tytułem, lecz dzieła Andrzeja Panufnika i Mieczysława Wajnberga.
Ukazała się już parę miesięcy temu, ale dziś artyści zaprezentowali jej zawartość na żywo, w ramach cyklu Środy na Okólniku. W skład sekstetu wchodzą: skrzypaczki Anna Maria Staśkiewicz i Maria Sławek, altowioliści Katarzyna Budnik i Artur Rozmysłowicz i wiolonczeliści Marcin Zdunik i Rafał Kwiatkowski. Jak się okazuje, grywają ze sobą jeszcze od czasów studenckich, a że działali w różnych miastach, dojeżdżali do siebie; obecnie większość jest związana z Warszawą, tylko Artur Rozmysłowicz przyjeżdża z Wrocławia.
Skąd tytuł? Po pierwsze, pierwszym, ważnym punktem programu jest utwór Panufnika Trains of Thought. Tytuł dwuznaczny – może oznaczać „pociągi myśli” albo „ciągi myśli” – ale jadący pociąg słyszymy wręcz dosłownie poprzez charakterystyczny rytm powtarzający się jako ostinato w całym utworze. Po drugie, owe pociągi w tytule płyty można rozumieć jako drogi do emigracji. Co prawda Panufnik leciał do Wielkiej Brytanii samolotem, a Wajnberg w stronę wschodniej granicy szedł pieszo, ale nie bądźmy drobiazgowi.
Teoretycznie Panufnika jest tu więcej – trzy utwory, w tym drugi, Modlitwa, został opracowany przez jego córkę Roxannę, ale właściwego autorstwa nie da się tu zaprzeczyć dzięki typowym dla niego rzewnym brzmieniom jednoczesnego dur i moll; te same brzmienia są w zamykającej ten zestaw utworów autorskiej wersji sekstetowej chóralnego dzieła Song to the Virgin Mary (miałam przyjemność śpiewać ją w chórze, nawet na Warszawskiej Jesieni). Jednak ta delikatna i ezoteryczna muzyka okazała się ramami do centralnego dzieła: Symfonii kameralnej nr 3 op. 151 Wajnberga, opracowanej przez Marię Sławek na sekstet smyczkowy.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Ruchy w galeriach
W naszym publikowanym co dwa lata rankingu najlepszych muzeów i galerii sporo zmian. Są wzloty, ale jeszcze częściej gwałtowne pikowania.
To już zresztą opracowanie opracowania: symfonia ta powstała pod koniec życia kompozytora, w 1991 r., ale Wajnberg wrócił tu częściowo do V Kwartetu smyczkowego op. 27 z 1945 r. Pozostała część pierwsza, rozpoczynająca się od długiej, hipnotycznej melodii granej przez skrzypce. Pominięta została druga część kwartetu, przypominająca trochę marsz cyrkowy a la Nino Rota; późniejsze, żywe scherzo jest częścią w symfonii częścią drugą. Jej trzecia część również rozpoczyna się od skrzypcowego solo i odpowiada czwartej części kwartetu, natomiast finał jest inny, nostalgiczny, zadziwiający epizodami przypominającymi barokową sarabandę. Jak to u Wajnberga, wszystko ostatecznie rozpływa się w ciszy. Chciałoby się w tej ciszy pozostać, ale szczęśliwie cichutki jest wstęp do pieśni Panufnika, więc nie ma tu rażącego kontrastu.
Piękny repertuar, pięknie wykonany.
Komentarze
Przeszło miesiąc temu w sali kameralnej NOSPR Trains i Song Panufnika grał Kwartet Śląski w poszerzonym składzie, to był taki brytyjski wieczór sekstetowy z Holstem i nieznanym mi wcześniej Josephem Holbrooke
Kwartet Śląski ma ten sezon w NOSPR w ogóle „brytyjski”: z okazji 110 rocznicy urodzin Panufnika, która przypadła we wrześniu zeszłego roku, postanowili pokazywać jego muzykę w kontekście, w którym tworzył.