Symfonia składana i symfonia pełna
Od kilku lat Łańcuchy – festiwale Stowarzyszenia im. Witolda Lutosławskiego – projektuje muzykolog Marcin Krajewski, który ma nietuzinkowe pomysły.
Taką ideą było stworzenie symfonii z czterech różnych utworów, będących same w sobie częściami większych całości. I to niekoniecznie spełniające w tych całościach podobną rolę jak w tym zestawie – czasem zupełnie inną. Pierwsza część „symfonii”, Błazen Tantris z Masek Szymanowskiego w wyrafinowanej orkiestracji Jana Krenza, w oryginalnym fortepianowym cyklu jest częścią drugą. Tylko Adagio z III Symfonii Alberta Roussela, którą Lutosławski szczególnie cenił, w obu zestawach jest drugie w kolejności. Jako „scherzo” wystąpiło tu Ostinato z opery Lulu Albana Berga, w operze znajdujące się między dwiema odsłonami II aktu. I wreszcie jako finał – Scherzo z Czterech utworów na orkiestrę op. 12 Bartóka – czyli drugi z tych utworów.
Ciekawe, że choć te cztery fragmenty pochodziły z różnych światów muzycznych, od mających jeszcze korzenie w impresjonizmie utworów Szymanowskiego czy Roussela poprzez serialnego Berga po modernistycznego Bartóka w stylu Cudownego mandaryna (nie muszę dodawać, że kolejność ich powstania nie była chronologiczna – ostatni utwór był najwcześniejszy) to jednak w zaskakujący sposób ze sobą współgrały. Mimo skontrastowania nastrojów we wszystkich była jakaś drapieżność, intensywność. A obecność każdego kawałka była uzasadniona atencją Lutosławskiego do tych kompozytorów. Szczególnie o Rousselu wyrażał się z entuzjazmem. Marcin Krajewski, który jest również autorem komentarzy zamieszczonych w książeczce programowej, zwraca też uwagę, że główny temat Adagia Lutosławski włączył do swojej III Symfonii (tutaj 23:18) – no, prawdę powiedziawszy jest to może nie ten sam temat, ale zbliżony. A właśnie III Symfonia znalazła się w drugiej części koncertu.
Cóż poradzić, zawsze mnie ten utwór wzrusza. Zwłaszcza jego ostatni fragment, to przepiękne narastanie (po wczorajszym Dafnisie pomyślałam sobie, że jego zestawienie z III Symfonią byłoby już może zbyt dosłowne), wprawia w nastrój podniosły, przynosi jakąś nadzieję. Może dlatego wówczas, gdy symfonia powstała, taki był entuzjazm wśród nas, bo wtedy również potrzebowaliśmy nadziei.
Znakomicie grał NOSPR pod batutą litewskiego dyrygenta Robertasa Šervenikasa, który pojawił się u nas po raz drugi – w 2021 r. prowadził koncert finałowy Warszawskiej Jesieni. Jest to kapelmistrz niezwykle skromny, ale też bardzo energetyczny.
Komentarze
Bardzo ciekawe wrażenia. Szczególnie zainteresowało mnie to co P. K. pisze o nadziei i że teraz akurat jej bardzo potrzeba. Jestem w takim nastroju, że dokładnie tak myślę. I posłucham zatem Adagia III Symfonii. Słyszałam ją w wykonaniu Filharmonii w Los Angeles pod batutą kompozytora bardzo niedługo przed jego śmiercią. Bardzo serdecznie to wspominam. Kompozytor miał powiązania i sentyment do tej orkiestry i może do tego miasta. W 1983 roku praktycznie chyba tam mieszkał (piszę „chyba” bo nie mam pewności ile czasu tam wtedy spędził). Pozdrawiam wszystkich i życzliwie zazdroszczę tego NOSPRu.
W 1983 r. Lutosławski dużo jeździł po świecie, bo wszędzie – poza Polską, bo tak chciał – obchodzono jego 70. urodziny. W Polsce po raz pierwszy od stanu wojennego wystąpił w 1987 r. Komponować lubił w Norwegii, gdzie miał domek, ale na pewno przez jakiś czas przebywał w Los Angeles, żeby zapoznać się z orkiestrą przed skomponowaniem IV Symfonii dla niej. Dyrygował jej prawykonaniem właśnie w 1993 r., na swoje 80-lecie z kolei, niedługo przed śmiercią (zmarł w 1994 r.) – może na tym koncercie Pani była?
Bardzo atrakcyjny był wczorajszy koncert. Pierwsza część wymagała dużej koncentracji i dla mojego niewprawnego ucha była jednak dość trudna. Miałam odrobinę poczucia chaosu, wynikającego z pomieszania tych niezwiązanych ze sobą utworów. Natomiast III Symfonia Lutosławskiego, była wspaniała. Może trochę wstyd przyznać, ale nie jestem specjalnie osłuchana z tym kompozytorem (słucham głównie w czasie festiwali „Łańcuch”), dlatego było to bardzo świeże i momentami zaskakujące. Imponujące było przebogate instrumentarium perkusyjne. Z ciekawością starałam się wyłapać, a któż to gra teraz, właśnie w sekcji perkusyjnej. NOSPR mi się bardzo w tym utworze podobał.
I jeszcze przed samym koncertem poczułam się dumna, gdy przeczytałam w książeczce programowej, że pierwsza publiczna prezentacja III Symfonii w kraju nastąpiła 26 VIII 1984 w kościele św. Michała w Sopocie z okazji rocznicy Porozumień Gdańskich (odtworzono nagranie BBC SO w obecności kompozytora). Kościól św. Michałato to był mój kościół parafialny. Nie byłam już tak bardzo mała, ale za mała, żeby wziąć udział samej i żałuję, ale jeszcze nie interesowałam się muzyką klasyczną… 🙂 Był natomiast już tam chyba wtedy, jeszcze bardzo młody, ks. Krzysztof Niedałtowski, który już wówczas współpracował z artystami opozycyjnymi. Obecnie duszpasterz środowisk twórczych archidiecezji gdańskiej i rektor kościoła św. Jana w Gdańsku, gdzie odbywają się niektóre koncerty Actus Humanus.
Tak, wydaje mi się, że rok 1993 brzmi prawdopodobnie. Mam zapiski z koncertów (i ręczne i cyfrowe), ale w tej chwili w domu malowanie i nie wiem co gdzie jest.
Większość moich znajomych, bez polskich rodowodów, coś o Lutosławskim wie, znają jego muzykę. Nie wiem czy jej „filmowość” czy coś jeszcze – jest tutaj bardzo dobrze odbierana i znana. W moich kręgach, zaznaczam. Na jednym wdechu słyszę Chopin, Szymanowski, Lutosławski, Penderecki.
Pozdrawiam. Może w październiku wybiorę się do NOSPR już sama, tylko aby coś organowego było. Sprawdzę!
Przed chwilą przeczytałam wiadomość która mnie zaskoczyła i bardzo zasmuciła.
Mój ulubiony dyrygent Lahav Shani podpisał właśnie kontrakt z orkiestrą w Monachium, więc tym samym rezygnuje po końcu sezonu ze stanowiska w Rotterdamie – miał być do 2025/26 ! A więc druga symfonia Mahlera w maju zakończy ten niezwykly okres zarówno dla orkiestry jak dla słuchaczy. Wciąż nie chce mi się wierzyć, że to się dokonało. Niemcy mają szczęście, że on tam będzie.
Od następnego sezonu będę zadrościła @ liskowi i z pewnością kiedyś pojadę usłyszeć go z IPO…
A ktoś może coś wie z pierwszej ręki, jak to wyszło? https://www.nytimes.com/2023/01/29/arts/music/yuja-wang-rachmaninoff-carnegie-hall-review.html recenzja bardzo pozytywna, niby potrzeby grać wszystkiego naraz nie ma, ale z drugiej strony, kto nigdy wszystkich koncertów nie słuchał jednego po drugim? (Tzn. nie wiem, ale ja kilkukrotnie, to zawsze była spora przyjemność). Ktoś jeszcze z aktywnych pianistów ma w zwyczaju grać je razem?
Też bardzo chętnie usłyszałabym wrażenia z pierwszej ręki z maratonu Yuji Wang – czytam i słyszę fenomenalne opinie. Na zdjęciach widzę kilka przebieranek, co u niej to normalne (i całkiem już nas do tego przyzwyczaiła!) . Fajnie byłoby usłyszeć coś od kogoś, kto tam był…
Pozdrawiam.
Na naszym gruncie maratończykiem jest Rudolf Buchbinder który na Festiwalu Beethovenowskim w 2011 wykonał 5 koncertów LvB jednego dnia. Trzy od 17.00 i dwa od 20.00.
http://beethoven.org.pl/festiwal/xv-wielkanocny-festiwal-ludwiga-van-beethovena/program/program-festiwalu-koncerty-w-warszawie/
Kojarzę też jak przez mgłę dwa razy Brahmsa tego artysty ale może się mylę co do artysty,czy zestawienia.