Różne strony neoklasycyzmu
Poszłam dziś do FN na koncert LutosAir Quintet, bo po pierwsze lubię ten zespół, po drugie miał ciekawy program.
Kiedy powstał 10 lat temu, na stulecie urodzin Witolda Lutosławskiego, przybrał tę nazwę nie tylko z tego powodu, ale też dlatego, że został założony przy ówczesnej Filharmonii Wrocławskiej im. Witolda Lutosławskiego, która zaraz miała przemienić się w NFM z otwarciem nowej siedziby. Grał już na tym otwarciu i, o ile dobrze pamiętam, do nazwy miał dopisane NFM; trochę się zdziwiłam, że w programie nic o tym nie wspomniano. Ale kiedy pod koniec koncertu flecista Jan Krzeszowiec przedstawiał kolegów, wytłumaczył, że obecny oboista Mateusz Żurawski jest związany z Filharmonią Szczecińską (reszta wciąż z Wrocławiem), więc już się nie dziwię.
Kwintet instrumentów dętych w klasycznym składzie – flet, klarnet, obój, fagot, waltornia – to był ulubiony zestaw neoklasyków. Większość wykonanych dziś utworów pochodziła z pierwszej dekady po II wojnie światowej (niektóre lekko przeinstrumentowane), z małymi wypadami w tył i przód. Najwcześniejsza, z 1912 r., była Suite miniature de chansons à danser Irene Poldowski, czyli córki Henryka Wieniawskiego, także utalentowanej kompozytorki, ale o zupełnie innym guście muzycznym (bardzo dobrym). LutosAir Quintet wykonał ten utwór w sierpniu na koncercie zamykającym festiwal WarszeMuzik (reszta programu była inna), ale wówczas jakoś nie znalazłam nagrania tego wdzięcznego dzieła, tymczasem można go posłuchać choćby tutaj. Wypadem w przyszłość z kolei była kompozycja Wojciecha Łukaszewskiego (przedwcześnie zmarłego w 1978 r. ojca dwóch innych kompozytorów, Pawła i Marcina), który pod koniec życia popełnił Suitę w dawnym stylu – czyli właśnie neoklasycznym.
O ile życie w Polsce stalinowskiej różniło się bardzo od tego zachodniego, to w neoklasycznym stylu pisano wówczas i tu, i tam, tyle że nigdy nie było wiadomo, co władzy komunistycznej odbije i które dzieła nagle zechce potępić za tzw. formalizm. Quintetto accademico Andrzeja Panufnika był ostatnim jego utworem napisanym w Polsce, przed ucieczką; mimo iż był wydany i został wykonany, kompozytor wyłączył go ze spisu swych dzieł i uznał za wprawkę. Napisał on wówczas więcej stylizacji wywodzących się z muzyki dawnej; tu mamy nawiązania do chóralnych pieśni renesansowych czy do instrumentalnej muzyki np. Adama Jarzębskiego. Niby rzecz błaha, ale słucha się jej przyjemnie. Kwintet Antoniego Szałowskiego jest bardziej dysonansowy, „złośliwy”, natomiast Capriccio Jerzego Fitelberga (syna Grzegorza) ma w sobie rys nostalgii. Obaj byli emigrantami, którzy w tych czasach stracili kontakt z Polską, gdzie ich twórczość była na indeksie.
Preludia taneczne patrona zespołu w zgrabnym opracowaniu Henryka Krzeszowca (ojca Jana, a także skrzypka Szymona i wiolonczelisty Adama) mogły tu trochę rzecz tłumaczyć – obecność tematów ludowych, lżejsze harmonie, wszystko to powodowało, że kompozytor nazywał je, podobnie jak Tryptyk śląski, chałturami stalinowskimi, ale z drugiej strony – że mógł się nie lękać pomówienia o formalizm. Zresztą napisane są po mistrzowsku i wprawiają w wesoły nastrój. Publiczność była oczywiście niewielka (że nawiążę do tematu, który ostatnio tu poruszaliśmy), ale entuzjastyczna, więc był bis – ostatnia część, czyli Gigue, suity Irene Poldowski. Jaka to miła i pogodna muzyka – trudno uwierzyć, że życie kompozytorki tak pogodne nie było (choć to był akurat moment jej sukcesu), a zmarła mając 53 lata. Czyli kilka lat tylko więcej niż jej ojciec, który żył lat 45.
Komentarze
A ja będę trochę pozatematyczna, i monotematyczna, jak to czasem tu bywam… 😉 , ale chcę się podzielić.
Tu można podejrzeć, jak prawdopodobnie będzie wyglądała nowa płyta Piotra Anderszewskiego. Nie wiedzieć, czemu znalazłam to na stronie słoweńskiej…:
https://www.nika.si/Classical/bartk-jancek-szymanowski/
A tu można sobie przetlumaczyć fajny niderlandzki wywiad w związku ze styczniowym koncertem w A’damie:
https://www.muziekgebouw.nl/en/pQE21Cd/the-paradox-of-piotr-anderszewski
@Frajde
No to sobie aż wróciłem do jego występu w Elbphilharmonie, który jest w całości nagrany na TIDAL-u, w sensie muzyka plus wideo. Na yt jedno preludium tylko, ale to jeden z najlepszych momentów tego recitalu. https://youtu.be/6ClzyPQWXDM?si=jnEw1c88k4HBblxb
Fajna anegdota z tym, że powtórzył utwór kiedyś grając recital, bo mu się za pierwszym razem nie podobało jak zagrał. Trochę zaczynam po tym wywiadzie lepiej czuć, kto zacz. Natomiast rezygnacja z udziału w konkursie z powodu niezadowolenia ze swojego poziomu? Tu mam na świeżo po przeczytaniu bardziej ambiwalentne odczucia, ale to do przemyślenia.
A byłem kiedyś, chyba jeszcze na studiach, na jego recitalu w FN, jak sobie przypominam, jeszcze w ogóle zanim wróciłem do muzyki poważnej, ktoś mnie zaprosił czy coś w tym stylu. Ale on gra głównie rzeczy dla mnie trudne, nie dziwię się, że nie pamiętam dobrze tamtego występu. No chyba że, może mi się coś chrzani, ale, chyba że wtedy fajerwerki było słychać przez ścianę? Może wspomnienia się jakoś pomieszały, w każdym razie tak mi się coś kojarzy, że to było niekomfortowe i że to chyba ten występ. A to jeden z moich pierwszych recitali po latach niesłuchania w ogóle takiej muzyki. Ale pewien nie jestem.
Oj, było, było… 🙂
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2015/01/12/sarabanda-z-wystrzalami/
A powtórki utworów „na poprawkę” robił wielokrotnie. Zdarzało mu się nawet całą suitę Bacha.
@Zympans
Ten recital, przed laty, to jeden z tych, które najbardziej pamiętam. Był w nim rodzaj magii, która się nie tak często zdarza, nie tylko ze względu na fajerwerki 🙂
A ja z kolei, żałuję, nie słuchałam jeszcze, czy też raczej również ponownie, muzyki klasycznej, gdy bardzo młody PA rezygnował ze swojego uczestnictwa w konkursie w Leeds. Rzeczywiście, ten moment wyznaczył ścieżkę jego życia aż do dzisiaj. Był to już przebłysk tej niesamowitej szczereości, uczciwości wykonawcy, za którą tak jest ceniony. Może warto dodać, bo wiele osób myli ten fakt. On zrezygnował w trakcie wykonywania Wariacji Weberna. Gdy się jednak wczyta w historię, to nie o Weberna chodziło, chodziło o Wariacje Diabellego, które wykonywał wcześniej i to nimi był tak zawiedziony. Trudno sobie wyobrazić, gdy mamy teraz w rękach płytę i film z tym wykonaniem i jest ono jednym z najlepszych współczesnych w ogóle…
Jest więcej filmików z nagraniami z ostatniej Bachowskiej płyty, jak ten, który jak się domyślam, był nagrywany w jego mieszkaniu i w Théâtre des Champs-Élysées:
https://www.youtube.com/watch?v=Sg49eOQ0Tac
PS A to preludium, które Pan dołączył – f-moll jest też moim ulubionym 🙂
Gdy PA przestał grywać recitale Bachowskie, nie rozstał się jednak z tym preludium, włączał je czasem do bisów, tak było chyba np. w Warszawie.