Wczesny Mendelssohn, późny Beethoven

To prawie jedno i to samo – trudno uwierzyć. Taki zestaw nam zaprezentował Royal String Quartet w pierwszy wieczór jubileuszowej, dwudziestej Kwartesencji.

Kwartet a-moll op. 13 nr 2 napisał 18-letni kompozytor. Młody geniusz, już mający na koncie takie arcydzieła jak Oktet czy Uwerturę do Snu nocy letniej. Późne kwartety zmarłego zaledwie parę miesięcy wcześniej Beethovena zafascynowały go, choć większość odbiorców ich po prostu nie rozumiała. Nie są przecież łatwe w odbiorze. Dla młodego Feliksa podjęcie roboty tam, gdzie zostawił ją Ludwig, było w tym momencie czymś zupełnie naturalnym. I zdumiewające, że tyle zapożyczając od swojego idola pozostał sobą. Ale odniesień jest wiele, i to nie tylko do ostatnich kwartetów.

Tonacja a-moll łączy go z Kwartetem op. 132 Beethovena, tym z Pieśnią dziękczynną uzdrowionego. Wstęp do finału, przypominający recytatyw operowy, trochę przypomina podobny wstęp w tym właśnie kwartecie, choć tak naprawdę ten recytatyw jest niemal identyczny z tym z repryzy z I części fortepianowej Sonaty d-moll op. 31 nr 2. To i owo łączy go też z opusem 95: w wolnej części prawie identyczny temat fugata ze środkowej części. Jej początek trochę z kolei przypomina Cavatinę z op. 130. Z kolei środkowa część Intermezza podobna jest do innych zwiewnych scherz z ostatnich opusów Beethovena. Ale jednak to nie Beethoven, to Mendelssohn – to jak z I Symfonią Brahmsa, który ponoć, gdy mu wypominano podobieństwo tematu finału z tematem Ody do radości, odburkiwał: Każdy głupi to słyszy. Ale do kwartetu Mendelssohna wracając, jest tam coś, co należy do kategorii jasnowidztwa: wstęp i zakończenie w A-dur zawierają cytat z jego wcześniejszej pieśni Is est wahr? (Czy to prawda?), ale przed tym cytatem jest kadencja właściwie identyczna z tą rozpoczynającą (i także kończącą)… cykl Schumanna Frauenliebe und -leben, który powstanie trzy lata później (zaledwie o pół tonu wyżej).

RSQ, biorąc na wzgląd ów pytający tytuł zacytowanej pieśni, który jest też analogią do finału ostatniej części Kwartetu F-dur op. 135 Beethovena, rozpoczynającej się także od pytania: Muss es sein?, właśnie to dzieło wykonał jako drugie. Tu już nie ma co opisywać – wszystko wiadomo. Trochę może zbyt wiele było dzikości w scherzu Vivace, co miało momentami wpływ na intonację, ale dzikie ono z natury jest. Na bis był finał Kwartetu KV 387 Mozarta – też z fugatami, czyli jakby zapowiedź tego, co było przed chwilą. Piękna.

Pojutrze drugi i ostatni koncert Kwartesencji – bardzo ciekawy. Wstęp również wolny. Dziś coś nieduża publiczność, rozumiem, że większość społeczeństwa w przedświątecznym ferworze.