Khatia hałaśliwa, Nelson niezawodny
Większy kontrast między dzisiejszymi koncertami doprawdy trudno było sobie wyobrazić.
O Khatii Buniatiszwili wspominałam już tutaj. Widzę z perspektywy, że potraktowałam ją wówczas dość łagodnie, choć i wtedy grała VIII Sonatę Prokofiewa za szybko i za głośno. Nieraz już tu rozmawialiśmy o tym obłędnym finale, który jest straszliwą, wszystko niszczącą machiną – ale w związku z tym nie może być grany tak szybko i nieporządnie! Zatraca się cały wyraz. I właściwie to tyczy się całego programu zagranego przez młodą pianistkę. Muszę zresztą przekonać moją ulubioną Dyrekcję, żeby takich rębajłów nie ładować do sali kameralnej, bo tego się po prostu nie da przeżyć bez zatyczek (choć i entuzjaści byli).
Przed Prokofiewem jeszcze Sonata b-moll Chopina – forma się rwała, treść była dziwna: albo forte fortissimo, albo piano, ale bez niuansów, a ponadto bałagan, wzmacniany jeszcze jakimiś dziwnymi, pretensjonalnymi zwolnieniami. To samo też z zagraną po przerwie Balladą f-moll. Walc Mefisto był już tak obłędnie szybki i rozwrzeszczany, że moją reakcją było tylko puknięcie się w czoło (z daleka widziałam, że Dyrekcja śmiała się do rozpuku). Na koniec trzy fragmenty z Pietruszki – momenty były, ale też dużo histerii. Bo to wszystko było jakieś strasznie histeryczne. Równowaga pojawiła się dopiero w jedynym bisie – opracowaniu pieśni gruzińskiej.
Khatia, pięknie prezentująca się w długiej czarnej połyskliwej sukni na ramiączkach, coraz bardziej przybiera pozę nawet nie tyle lwicy, co czarnej pantery, która rzuca się na klawiaturę jak na zdobycz. A gdzie muzyka? Uciekła do lasu. Pantery się chyba nią nie żywią…
Po tym koncercie potrzebna nam była kroplówka (prosecco okazało się znakomicie spełniać tę rolę; czas był, bo Khatia grała wszystko trzy razy za szybko, więc wcześnie się skończyło). Na następny koncert poszliśmy już więc bez symptomów ogłuszenia. Tym bardziej, że Nelson Goerner rozpoczął tak pięknym, subtelnym Mozartem, że aż dech zapierało. Sonata Es-dur KV 282 jest w ogóle dość nietypowa, trochę jakby symfonia z obciętą pierwszą częścią: zaczyna się od części wolnej, potem menuet i finał. Po niej Kreisleriana, gdzie każdy ze zmiennych nastrojów oddany był idealnie. W drugiej części – wszystkie preludia Chopina z op. 28, które ma nagrać do białej serii. Owszem, miałabym pewne zastrzeżenia, że np. nie mam pojęcia, dlaczego wszystkie przednutki czyta jako długie, choć zwykle gra się je krótko, albo że nie bardzo mu wyszło np. Preludium b-moll. Ale po raz pierwszy od dawna obcowałam z wykonaniem tego cyklu, w którym nie odczuwało się pośpiechu, myślenia w trakcie jednego preludium już o kolejnych (co niestety kiedyś bardzo odczuwałam w interpretacji Ohlssona): koncentracja była całkowita. Bisy dwa: Nokturn Des-dur, a potem Toccata Schumanna.
Goerner ma w sobie skromność prawdziwie wielkiego artysty, pokorę wobec muzyki. Można się z jakimiś jego pomysłami nie zgadzać, ale zawsze widoczna jest chęć zrozumienia istoty dzieła. Takie muzykowanie krzepi.
Komentarze
Przeczytałam. Bardzo dziękuję. 🙂
Teraz spokojnie zasnę, czego i Państwu życzę.
Hymm… Co do Kati,zgadzam się jedynie co do Chopina granego przez nią..
Jeśli ona jest rębajłem,to Matsujew drwalem i w zasadzie trzeba było wyjść przed bisami.
Kąpałem się dziś przed wizytą w FN,ale widać niedokładnie umyłem uszy,bo dla mnie nie było za głośno.
Krzepiące,że zauważyła Pani,iż pianistka młoda.
Daj Boże takich rębajłów wśród naszych MŁODYCH pianistów!
A propos Goernera,to zazdroszczę Pani czytania w myślach..
Napiszę tylko krótko o recitalu Nelsona Goernera:
Mozarta bardzo lubię, więc tym bardziej uniosło i wzruszyło mnie wykonanie pianisty. Lekkie i delikatne, ale przy tym głębokie i przemyślane. Potem Schumann i preludia Chopina – być może nie wszystko brzmiało idealnie, ale to, co w Goernerze cenię to wystudiowanie, wewnętrzny spokój i klasa. I skromność, o której wspomniała już Pani Redaktor. To ważne cechy u muzyka, tym cenniejsze, że wcale nieczęsto, moim zdaniem, widoczne ostatnimi czasy…
Teraz czekam na Lisieckiego i więcej Mozarta 🙂
Na Katie poszedłem z racji na entuzjastyczna promocje jaka prowadzi dla niej teraz BBC/BBC Music Magazine. Że wyszedłem rozczarowany – zadecydowało kilka elementów: program (sonata Chopina na poczatek, potem od razu VII Prokofieva, po przerwie nagle po balladzie – szalony Liszt… jakos to sie nie trzymalo), wykonanie – hałas, niemuzykalność, niezwykle okropna zwłaszcza w Chopinie i takie jakieś ogólne nieogarnięcie wykonawcze. Goerner, mimo jakichś niezrozumiałych przeciągnięć w preludiach i niestety kilku brzydkich potknięć, był jak balsam, Mozart „łagodził obyczaje” po Katii (tak prosecco to nie był zły pomysł!) Schumann wprowadził w świat romantycznej magii a te niespieszne, intymne prawie preludia (mimo paru małych wpadek) przypomniały mi dlaczego i po co właściwie chodzę na te wszystkie koncerty od prawie 20 lat… (i jako PS nieliczna publiczność ale ta cisza między częściami!!!!)
(gdyby ten wpis był na facebook’u zaznaczyłbym: Lubię to!”
to nie Katia lecz raczej Katiusza …
Buch buch i Precipitato w ruch
Dobrze chociaż, że w wypolerowanej klapie yamahy mogłem popatrzeć na lustrzane odbicie przedniego fragmentu Katiuszy..
No i ta kroplówka z PK
Pobutka.
Wczorajsza Khatia to przykład wykonawcy, który nie może się powstrzymać przy klawiaturze i musi pokazać jakie to ma możliwości….ale nie o to chodzi w Muzyce przez duże M :). Ja wyznaję zasadę: najpierw kompozytor, później wykonawca 🙂
Ach ! Tak !
Gulda i Mozart:
http://www.youtube.com/watch?v=8hCr28qzfXA&feature=related
Koniecznie należy posłuchać co Friedrich mówi na koniec.
Muszę się wtrącić, choć zwykle się nie odzywam, po prostu muszę. Całkiem subiektywnie, bo jeśli mam tak inne odczucia, to znaczy, że źle słyszę, inaczej, a to mnie od dłuższego czasu frustruje. Więc muszę tę frustrację jakoś z siebie wyrzucić.
Chodzi o Goernera. Dla mnie był to występ głęboko rozczarowujący. Być może jako antidotum na to, co wyczyniali Buniatiszwili czy Macujew, Goerner wydaje się prawdziwym muzykiem, ale ja jestem zawiedziony.
Początek – Adagio z Mozartowskiej sonaty. To bardzo prosta muzyka. Po co uwypuklać wręcz każdy takt? Rozbijać poszczególne frazy? Zmieniać tempa, stosując prawie rubata? Pewnie, że to było przemyślane, ale zatracony został cały klasyczny urok tego jednak wczesnego dziełka Mozarta, któremu jeszcze daleko do przedromantycznej emocjonalności. Kantylena była ujmująca, ale działała wbrew istocie utworu.
A Kreisleriana? Bardzo lubię ten cykl, często go słucham, w różnych wykonaniach, najchętniej wracam do nagrania Horowitza, które mnie wręcz zachwyca. Jest tu wszystko, co można odnaleźć w muzyce romantycznej – dramatyzm, kontrasty, silne emocje, tajemniczość, rozmach, humor, zaduma i jeszcze wyraźna konstrukcja z elementami programowymi. Goerner grał, jakby interesowało go jedynie to, co zostało zapisane w nutach, jakby ta muzyka go nie poruszała. Zgoda, to było kulturalne wykonanie, dość sprawne, choć szereg technicznych usterek też można by wytknąć, ale gdzie to bogactwo muzyki? Wiem, że lewa ręka ma wiele ciekawych rzeczy do wygrania, ale często sposób, w jaki to realizował Goerner, powodował, że zatracały się bardzo istotne dla interpretacji elementy w prawej ręce. O właśnie, wyższe rejestry brzmiały jakoś matowo, a co gorsza – miały jednostajną barwę. A przecież zmienność barw jest w Kreislerianach bardzo istotna, a u Goernera czy piano, czy forte brzmi pod tym względem bardzo podobnie. No nie, nawet teraz, kiedy to piszę, czuję coś w rodzaju żalu, bo skądinąd darzę Goernera dużą sympatią.
Najmniej zastrzeżeń mam do preludiów, kilka mi się bardzo podobało, ale ogólnie też nie było to wielkie przeżycie, z podobnych powodów, jak w przypadku Schumanna. Nokturn był piękny, przyznaję, ale w jego przypadku sposób podejścia Goernera do muzyki romantycznej lepiej się chyba sprawdza.
No cóż, trochę mi ulżyło, a że nie mam racji? Pewnie starość…
macias1515 – dzięki za link, świetny!
Maniek – witam (ciekawe, czy to osoba, o której myślę 😉 ). Zgadzam się z jednym: jeżeli Khatia jest rębajłą, to Matsuev drwalem 😆 A zauważyłam nie tylko, że młoda, ale i że ładna 🙂 Po koncercie (podczas prosecco) zobaczyliśmy ją z daleka, już w dżinsach – nogi ma do samej ziemi, jak to się mówi…
tranzient – no właśnie. I tę zasadę – najpierw kompozytor – stosuje właśnie Goerner, i dlatego słuchanie go jest jak balsam.
Słowa „niemuzykalność” także wczoraj użyłam w stosunku do Khatii, ale może to nawet nie tyle to, co jakiś rodzaj ADHD. Nic jej nie powstrzymuje… Ciekawe, co będzie dalej z tą dziewczyną.
Witam też JL. Czy racja, czy nie racja – każdy ma prawo do swojego zdania 🙂 Tak, i ja od razu miałam wrażenie, że ten Mozart, to pierwsze wejście było na swój sposób romantyczne. Ale mnie się to akurat podobało, a nawet – jak napisał Marcin D. – wzruszyło. Bo to nie był romantyzm typu och i ach, tylko jakby przeniesienie tej muzyki w trochę inny wymiar, w świat snów, łagodnych i kojących, ale trochę smutnych. Potem już poszło swoim mozartowskim torem.
Kreisleriana też uwielbiam w wykonaniu Horowitza, ale podobają mi się również inne wykonania. Nie odniosłam takiego wrażenia co do brzmienia u Goernera, ale może to kwestia miejsca siedzenia? Lewa ręka jest tam fascynująca w ostatniej części i dobrze, że ją nieco wybił – niesamowity ten rytm pozornie nie mający nic wspólnego z tym, co wygrywa prawa ręka.
Bardzo ciekawe i pouczające 😉
http://www.youtube.com/watch?v=hG8pxVNzKTc&feature=related
Posłucham w domu wieczorem. Dziękuję.
Na tej stronie http://www.medici.tv/#!/live/previous/ można posłuchać, po wcześniejszej darmowej rejestracji, recitalu Buniatiszwili w Verbier z 26.07 z podobnym programem, tylko zamiast sonaty Chopina sonata Liszta. Jest też Kissin z recitalem lisztowskim.
Eeee, Mariuszu, okropny łomot. 🙁
W porównaniu np. http://www.youtube.com/watch?v=gLs0xKBKNq4
Zaraz obok w Tube jest też Martha Argerich. 🙂
Muzyka, nawet dla mojego ucha laika!
chyba nie trudno prezentować się pięknie w długiej czarnej połyskliwej sukni na ramiączkach 🙄
Ciekawam, jakby się foma prezentował 😉
O Sonacie h-moll, która notabene nie zabrzmi na tym festiwalu (trzy lata temu grała ją tu Avdeeva, teraz pójdzie w późne Liszty), ładna anegdota opowiedziana przez Richtera Monsaingeonowi. Opowiadał akurat o swoich studiach u Neuhausa, a ten utwór przerabiał właśnie na pierwszym roku.
„[Neuhaus] nauczył mnie, że najważniejsze w tym utworze są momenty ciszy, brzmienie ciszy. Dzięki niemu wynalazłem małą strategię, niebezpieczną, ponieważ mogłaby nie działać u innych, ale mnie przydała się niezawodnie. Chodzi o początek sonaty. Co się nań w istocie składa? Pojedyncza nuta, to wszystko: G. Jak można sprawić, by owo mizerne G zabrzmiało wyjątkowo? Oto, co robię: wychodzę na scenę, siadam i pozostaję nieporuszony. Tworzę poczucie pustki w sobie i w myślach liczę bardzo powoli do trzydziestu. To sprawia, że na widowni budzi się popłoch: Co się stało? Czy on jest chory? Wtedy, i tylko wtedy, gram G. W ten sposób nuta pojawia się niespodzianie, ale z widoczną intencją. Oczywiście jest w tym rodzaj teatralności, ale element teatru wydaje mi się bardzo ważny w muzyce. To podstawowa sprawa, jeśli pragnie się stworzyć poczucie zaskoczenia.
(moje wolne tłumaczenie z angielskiego 🙄 )
Wierzę w fomę, prezentowałby się z godnością i wdziękiem 🙄
W tym samym filmie Richter (przytaczam z pamięci) gdy zeszła rozmowa na gaszenie świateł, słynnej świecy itd. Taki dialog się odbywa z Monsaingeonem: R: – W ogóle światło gasić najlepiej M: i publiczność by nie widziała pianisty ?- R: A na co ona ma patrzeć i po co ?
Także to też jest takie trochę „przeciwpołożne”
Jeszcze o Guldzie z filmu „So What”(powyższy link był z tego dokumentu zmontowanego tuż po jego śmierci): Gulda opowiada(z pamięci piszę więc sorry jak niedokładnie):- Miałem kilkanaście lat i poszedłem na recital Cortota a właściwe na próbę przed i pytam się – Mistrzu czy mogę posłuchać jak Pan ćwiczy ? Na to Cortot – To że cię zapraszają na obiad nie znaczy że masz też wstęp do kuchni i zatrzasnął mi drzwi od sali prób przed nosem. Oczywiście zostałem posłuchąć pod tymi drzwiami a on tam dwie godziny grał gamy i to strasznie HA HA ! W ogóle byłem bezczelny bo na kursie z Cortotem zapytałem go przy wszystkich „Mistrzu czy Pan jest morfinistą ?” Ha Ha ! 🙂
Katia jest zadziwiająco MIEMUZYKALNA – przy TAKICH warunkach technicznych! Zapytać by się chciało, u kogo ona się uczyła, gdyby to nie było wiadome… Wychodzi to oczywiście najbardziej w Chopinie, za którego w ogóle nie powinna się brać i mam nadzieję, że nie planuje udziału w Konkursie Chopinowskim! Wszystkim, którzy ośmielają się porównywać ją do Matsueva pragnę przypomnieć jego ubiegłoroczne wykonanie „Pór roku” Czajkowskiego na tymże Festiwalu i proponuję SPRÓBOWAĆ sobie wyobrazić, jak zagrałaby to Katia. Jej wczorajszy recital mogę oceniać tylko w kategorii cyrkowych akrobacji+salonu piękności.
Wyrazy uznania dla JL za analizę recitalu Goernera:) A cisza między częściami była wczoraj rzeczywiście ZJAWISKOWA.
Tak, wczoraj mnie też uderzyła absolutna cisza między częściami Mozarta. Za to potem kaszelki w cichych momentach Zawsze przypomina mi się w takich momentach teoria mojego znajomego psychologa-melomana, że taki kaszel świadczy o podświadomej chęci artystycznego zaistnienia 😉
Zaraz coś łupnie! Mam nadzieję, że przetoczy się przez godzinę…
A Cortot w pewnym sensie miał rację, tylko mógł to uprzejmiej powiedzieć. 😐
O Rosjanach to cięgiem czytam, że lubią łupnąć. Nie zapomnę jakiejś recenzji Gilelsa, gdzie się recenzent (z Gramophone chyba) rozpływał nad interpretacją, aby delikatnie zauważyć, że nie jest to nagranie dla lubiących subtelne granie, bo Gilels momentami jakby usiłował wepchnąć fortepian w podłogę. Skąd im się to bierze?
Pardą, oczywiście Gruzinka to nie Rosjanka, więc mówmy o rosyjskiej szkole.
A Matsuev wyraźnie stylizuje się na Gilelsa – ma tę samą fryzurę 😉
@JL – czy uwagi krytyczne nie wynikają z postawy perfekcjonisty przyzwyczajonego do syntetycznych nagrań CD? Wykonanie na żywo rządzi się jednak innymi prawami, bardziej przemawia sugestywność, muzyczna logika chwili niż (czemu tak często wskazywane, przecież bez znaczenia) jakieś pojedyncze błędy tekstowe. A że nie ma jednej modelowej interpretacji, to i nie każdemu musi się podobać to co większości. Goerner zaprezentował tyle odcieni, taką muzykalność, takie możliwości pianistyczne, a przy tym pokorę wobec muzyki, iż potwierdził swoją pozycję wśród najlepszych.
Pani Kathii bym bronił. To ŻYWIOŁ, który albo się sam okiełzna, albo zejdzie na tzw. manowce – jeszcze chyba zbyt wcześnie by wyrokować. W chwili obecnej z pewnością na jej medialność wpływa nie tylko warstwa brzmieniowa wykonania, ale możliwości ma duże, a i sporą wrażliwość. A że to moim zdaniem żywioł, nie maniera, akceptuję. Amplitudę przykłada niestandardową, upaja się emocjami i wirtuozerią, zacierając szczegół i gubiąc konstrukcję całości kompozycji (to Chopina „kładzie”), ale wierzę, że będzie jak dobre wino. Ten koncert nieodparcie kojarzył mi się z epitetem „rozrywkowy”, lecz w dobrym tego słowa znaczeniu.
@PK 10.45: Rzeczywiście bardzo ciekawe i pouczające, 🙂 a byłoby jeszcze bardziej pouczające, gdyby PK napisała, kto oprócz Horowitza się tu Pani podoba.
@foma 13.33: Niestetyż, niektórym trudno 🙁
Pani Kierowniczko, to zależy co by mi kazano zagrać 😈
haneczko, dziękuję za niewzruszoną wiarę w fomę 😀
nie pojechałem do Pasłęka, wynikły wczoraj późnym wieczorem niespodziewane problemy natury firmowej, tak, że nie zdążyłem – a właściwie nawet nie chciałem zdążyć na Szmaragdową Kocicę, chyba właśnie teraz transmisja. Jestem zmęczony…
ad Nelson pojedynczy – ta ostatnia wariacja z Kreisleriany chyba podobała mi się (a chyba zawsze mi sie podoba najbardziej) to nieoczekiwane zawieszenie, to rozedrganie niepewności…
No, szkoda, że nie byłeś, lesiu.
Kocica pokazała, co potrafi…
Zaraz wszystko napiszę, tylko jeszcze przywitam AŻ 😀 A tych manowców w kwestii Khatii to obawiam się już dziś… No, ale oczywiście czas pokaże.
A propos żywiołu, polecam zdjęcia Khatii na stronie NIFC 😆
http://pl.chopin.nifc.pl/festival/edition2011/concerts/day/8
@AŻ
zgadzam się – ewentualny rozwój KB tylko poprzez samookiełznanie
Ale chyba nieprędko ono nastąpi. Wygląda na zakochaną we własnych interpretacjach, skoro wszystko tak jednolicie.
Jedno piano, jedno forte i większość w ffff.
Wolno, szybko. Nie ma nic pośredniego.
A może po prostu inaczej nie umie.. Do tego jeszcze pewność, że tak jest najlepiej..
Musiałoby nastąpić coś dramatycznego, jakieś wybuczanie na kolejnych występach..
Pokazała pazurki – również te ładnie pomalowane w ładnych pantofelkach
Ha, kolejne pytanie za 5 punktów : czy p. Buniatishvili zagrała VIII Sonatę Prokofiewa, czy VII, jak stoi w programie ? (czasem zdarzają się zmiany repertuaru…) Obie, niestety, nominalnie w B-dur…