Święta z Vivaldim
To już tradycja od paru lat, że koncerty w Wielki Poniedziałek w ramach festiwalu Misteria Paschalia poświęcone są Vivaldiemu (tegoroczny zamknął cykl kantat solowych). Tym razem także niedzielny koncert wypełniło jedno, ale za to potężne dzieło „rudego księdza”: opera Bajazet. Jak zaczęła się o ósmej, tak skończyła koło północy…
Ale nie nużyła ani przez chwilę, choć pewnie w innym wykonaniu nie dałoby się jej słuchać. Jednak Fabio Biondi ze swym zespołem Europa Galante nadał tej muzyce ognia, fantazji, dramatyzmu. Biondi to jeden z najlepszych wykonawców dzieł Vivaldiego. A zestaw solistów, a raczej solistek (bo mężczyzna był jeden – bas Christian Senn w roli tytułowej – i to nienadzwyczajny) był naprawdę świetny.
Było tak, jak to czasem zdarza się w parku, kiedy to na sąsiadujących drzewach popisują się kosy i jeden z drugim się ściga, który głośniej i piękniej treluje (a wszystkie arie są tu piekielnie trudne i pełne wokalnych ozdóbek). Najbardziej znanym już nazwiskiem była w tym zestawie mezzosopranistka Vivica Genaux, jedyna, która wystąpiła też na płycie z tą operą, także nagranej przez Biondiego. W roli dumnej i nieszczęśliwej Ireny była bardzo aktorska, dolne dźwięki aż świszczały, górne krzyczały w tłumionej furii. Fascynująca była Romina Basso (dobre nazwisko jak na alt!) jako okrutny wódz Tamerlan, o ciemnej barwie głosu, trochę jakby w typie Ewy Podleś (choć jednak jej nie dorównuje). Mezzosopranistka Lucia Cirillo w drugiej z męskich ról – greckiego wodza Andronica wykazała się głosem dużo jaśniejszym, a wirtuozerię, i to dużą, pokazała dopiero pod koniec opery. Stosunkowo najmniej ciekawie brzmiała Marina de Liso (Asteria) – alt, ciemny, gęsty i jakoś za bardzo przytłumiony, za to wspaniała była jedyna w tym towarzystwie sopranistka – Maria-Grazia Schiavo (Idaspe).
Treść dzieła jest dość zagmatwana, choć mowa tu częściowo o postaciach historycznych – tytułowy Bajazyd, sułtan turecki, został zwyciężony przez mongolskiego wodza Timura (Tamerlana). Na bazie tej historii nabudowana jest opowieść o córce Bajazyda Asterii, w której zakochuje się Tamerlan, zaręczony już wcześniej z Ireną, księżniczką Trebizontu, którą postanawia oddać sprzymierzonemu Andronikowi; ten z kolei zakochany jest z wzajemnością w Asterii, a Bajazyd tę miłość akceptuje. Tyran więzi Asterię i próbuje zmusić ją do ślubu, całkiem jak w naszej ulubionej Lodoisce; różnica jest taka, że Asteria zamierza dla niepoznaki się zgodzić i – już poślubiona Tamerlanowi – zabić go. Spisek wykrywa Irene; w efekcie Tamerlan postanawia zabić Bajazyda, a z Asterii uczynić niewolnicę. Ostatecznie Bajazyd odbiera sobie życie, ale za to wszyscy żenią się tak, jak powinni…
Na płycie o wiele ciekawsza była Asteria; Andronico też był bardzo interesujący.
Po tym wieczorze pełnym wrażeń ostatni koncert wypadł dość bezbarwnie. Zespołowi La Risonanza prowadzonemu od klawesynu przez Fabia Bonizzoniego brakło tego, co ma Biondi: przede wszystkim fantazji. A Vivaldi zagrany grzecznie, odtąd-dotąd, jest po prostu nudny jak flaki z olejem. Roberta Invernizzi tym razem też była dość nierówna: śpiewała trzy kantaty, pierwszą, Sum in medio tempestatum, z zaciśniętym trochę gardłem i zbytnią wibracją, drugą, O qui coeli terraeque serenitas, świetnie (chyba miała ją najbardziej „obcykaną”), a ostatnią, In turbato mare irato, znów z jakby schowanym trochę głosem. O koncertach instrumentalnych wiele się nie da powiedzieć – zostały zagrane i tyle. Jakoś mało efektownie skończył się festiwal tym razem. Ale i tak wydarzeń na nim było mnóstwo. Następny – za nieco ponad rok (zapowiadający koncert wyliczył dokładnie, nawet co do godziny, ale jakoś nie zapamiętałam)…
Komentarze
Ech, Pani Kierowniczko, co się czepiać biednej Roberty. Mój głos też jest jakby trochę schowany, ale nadrabiam urokiem osobistym i jakoś jest! 🙂
A pora taka, że Wesołych Poświąt mogę życzyć. 🙂
Właśnie, coś pani Kierowniczka niełaskawa dla pieknej R… 😉
Ale z drugiej strony… – skoro dziewczyna potrafi lepiej, trzeba wymagać 😀
Optymalnego przeżycia pierwszych godzin PoŚwiąt życzę Wszystkim 😉
Basiu:
Jakiej pięknej R? Rominę Basso i Robertę Invernizzi znam z płyt, a nie z widzenia — bardzo trudno mi powiedzieć, o którą chodzi 🙂
Pani Kierowniczko:
Hm… „Bajazeta” znam tylko w tym wykonaniu (to znaczy w płytowym, a więc z inną obsadą trochę, ale pod Biondim), które to wykonanie przyjemnie mnie zaskoczyło. Zaskoczyło, bo o ilę cenię Biondiego jako specjalistę od Vivaldiego, to nie przekonywała mnie u niego nigdy jakoś umiejętność prowadzenia ‚operowej narracji’ — czyli dbałości o dramatyzm dzieła. Inna sprawa, że to Vivaldi, skoncentrowany raczej na poszczególnych ariach, niż obejmujący wyobraźnią całość dzieła.
Ale czy na pewno w innym wykonaniu nie brzmiałoby to tak dobrze? Pamiętam nagrania z serii Naive — oczywiście są różne, ale paru wykonawców było tam znakomitych (no panie Basso i Invernizzi wśród solistek) — myślę, że poradziliby sobie z „Bajazetem”… Choć, bo ja wiem…
O te j drugiej „R” Pani Kierowniczka napisała, że była ‚fascynująca’ 😉
Więc może chodzić tylko o jedną – tę, którą i a cappella widziała na żywo…
Dzień dobry.
„wszyscy żenią się tak, jak powinni…”
ciekawe bardzo… 🙄
😆
To może po tych dramatycznych aktach trochę skowronka i innej drobnicy 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=oq-nKU52oA4&feature=related
Ja to bym wolała prawdziwego… 🙁
Z moich ostatnich doswiadczen powiem Wam, ze Vivaldi w polaczeniu z czosnkiem, oliwa i swiezym rozmarynem nikomu nie wyda sie nudny jak flaki z olejem. Pod warunkiem, ze bedzie to odmiana mlodych ziemniakow z Izraela, wystepujaca pod tym obiecujacym nazwiskiem 🙂 Mowie Wam, a moi goscie potwierdzaja zgodnym chorem: czysta poezja i harmonia 😀
Nie próbowałam 😉
PAK-u, miałam na myśli nie tyle solistów (na pewno wielu jeszcze dałoby radę), co ogólny charakter wykonawstwa, taki nerw, jaki Vivaldiemu jest potrzebny, a raczej konieczny.
Hoko: jak powinni = jak było założone (w tym wypadku). Za duży skrót myślowy 😆
Zaraz zbieram się w droge z gościnnego Krakówka 🙁
Pani Kierowniczko:
Akurat solistki się narzucały, jako wzmiankowane we wpisie, ale Vialdi Alessandriniego, czy Vivaldi Ottavio Dantone, też jest smakowity. (No, może Spinosi ze swoją dynamiką przesadza…)
Pani Doroto,
skowronki śnieg przysypał, ale słonko zaczyna wyglądać, więc po południu może odżyją 🙂
Witam wszystkich poświątecznie.
Wczoraj na Kulturze był „Swingujacy Bach” z Lipska (część pierwsza). Jak nazywają się ci grający na dętych? Trąbkarze? Oni podobali nam się najbardziej. I jeszcze pięciu saksofonistów. Czy ktoś z was to widział?
Dzień dobry,
co się dzieje? nikt nie ma ochoty udzielac się towarzysko…. 😯
Towarzysko? Udzielać? Ja się raczej pytam, czy ktoś ma jakiś patent na skuteczne zabranie się po świętach do bardzo pilnej roboty? Wyrzucenie komputera przez okno, żeby mniej siedzieć na blogach, a więcej pracować, nie wchodzi w grę z przyczyny zasadniczej – jak się pozbawię narzędzia pracy, to dopiero będę miał świetny powód, żeby nic nie robić! 🙁
Haneczko:
Nie widziałem, ale znajomy mi opowiadał o lipskich koncertach poświęconych Bachowi chwaląc waltornistów (?). Ale pewien nie był.
Waltornie były, oprócz tego piccolo, puzony i trąbki, których już nie odróżniam. Stali na balkoniku i grali nad mrowiem ludzi, na moje ucho bardzo dobrze, ale proszę pamiętać, że jestem półgłucha.
To taki koncert rocznicowy sprzed kilku lat, który co jakiś czas w TV powtarzają… Był tam, pamiętam, jakiś zespół dęty, puzony były i trąbki takoż, a na grającego na trąbce mówi się trębacz 😀
W Warszawie słoneczko i śladu śniegu… ale chłodek, owszem.
PAK-u, co do Alessandriniego i Dantone – racja. W zeszłym roku na finał Paschaliów właśnie był Dantone – bardzo fajny.
Jaki znowu trębacz?? Trąbard!! 😆
A ja przez Święta zgodnie z ich tradycją słuchałam „Alleluja”
z różnych utworów , osobliwie zaś z motetu Exultate Jubilate Mozarta . Uwielbiam jak śpiewa Kiri te Kanawa , ale w Internecie nie znalazłam . Upajam się więc wykonaniem Renee Fleming . Pozdrawiam ,,,
http://www.youtube.com/watch?v=IrNXKzg-msg
Jeden trębacz to nie problem :-D. Ale jak określić grupę trąbiących na różnych dętych? Dęciarze?
Nawyki bywają niewygodne. Zapomniałam o spacji. Teraz 😀 !!!
No właśnie! Po niemiecku sprawa jest prosta: Blaeser czyli dmuchacze 🙂
Może trąbiarze? Albo trąbiści.
Posłuchałam, Haneczko, wprzódy szczelnie zamknąwszy drzwi przed dżwiękami z pokoju córci. A ci co dmuchają, jak świat światem nazywają się dęciarze (wiem, 22 lata pracowałam w instytucji która miała Orkiestrę Reprezentacyjną WL) Jak przychodził nowy, to go po prostu pytali :ty drewno czy blacha?
Popularnie mówi się: dęciaki 😀
Jaruta, prześlicznie się nazywają!
Ciesz się dźwiękami. Moją małą mogę na obrazku pogłaskać. No ale jest tam, gdzie chciała być i robi to, co lubi. Po to otwieraliśmy okna, żeby mogły pofrunąć gdzie zechcą.
Tak mi się jakoś smutno zrobiło 🙁 jak Hoko napisał, że skowronki przysypał śnieg… że aż muszę tu wrzucić:
http://lesnictwo.republika.pl/ptaki/skowrone.htm
Zainteresowanym – http://www.tybet2008.pl/index-500.html#podpisy .
Dla babci Barbie (i pewnie nie tylko) – tu twierdzą, że to Kiri z bardzo wczesnego okresu jej kariery (1972):
http://www.youtube.com/watch?v=qPq0ejTg2AQ&feature=related
A to wykonanie słyszałam na żywo (Salzburg 2006, 200. urodziny Mozarta). Ale nie byłam nim zachwycona…
http://www.youtube.com/watch?v=YruVzW6zjdk&feature=related
Witam wszystkich poświątecznie! Widzę, że powrót do rzeczywistości idzie dość opornie 😉 Może nadszedł więc czas na jakieś solidne budzenie:
http://www.youtube.com/watch?v=GmwqpHsMExg 🙂
Tego kocurka to my już znamy 😉 Występuje jeszcze w innej scence:
http://www.youtube.com/watch?v=4rb8aOzy9t4&feature=related
Ale naprawdę przeraźliwie to budzi ten zwierzaczek:
http://www.youtube.com/watch?v=VRsw72FJ7Kk&feature=related
😀
Toż to jakieś kocurzysko z piekła rodem! 🙂
Nawet tak filmik zatytułowano: Cat from Hell… Wygląda, jakby nie miał uszu 😯 Może dlatego tak głośno wrzeszczy?
Jak kot bezuszny to wygląda również ten:
http://www.youtube.com/watch?v=Vfb84URAsto&feature=related
No ale gdyby mnie ktoś tak drażnił to pewnie tez bym się w końcu zdenerwował…
Ale dźwięki to piękne wydają 😀
Prawdziwa kocia muzyka 😉
Co to jest na tym blogu, że o czymkolwiek by nie było, zawsze zejdzie na koty 😆
No to już naprawdę kończąc temat kotów – mały dowcip nawiązujący do obecnej pogody:
„Kocur z trudem przebijający się przez zaspy, z wysiłkiem odrywając ogon od lodu krzyczy na całe gardło:
– No i gdzie?! Pytam was – gdzie jest ta wiosna do ciezkiej cholery? Co za stukniety kraj?! Gdzie są dziewczyny, przebiśniegi, świergolenie skowronków?! Choćby ćwierkanie wróbli, choćby krakanie wron – gdzie to wszystko jest?! A ta cała odwilżto kiedy wreszcie przyjdzie? Śnieg z nieba przysuwa jakby ich tam w górze porąbało… Niby ponoć wiosna już jest – jedno wielkie łgarstwo i oszustwo na każdym kroku…
A ludzie słysząc te kocie wrzaski uśmiechają się do siebie i mówią łagodnie: – Słyszysz jak się drze? Wiosna idzie… Kotów nie oszukasz…” 🙂
No, jak ja zejdę na koty, to nie chciałbym być w ich skórze… 🙂
No to trochę ptaszków śpiewających. Jak wiosna sama nie chce przyjść, musimy ją pozaklinać 😉
http://ptakolub.gsi.pl/turdidae/turdus.htm
A może po prostu nie zasłużyliśmy na wiosnę…?
Jestem stanowczo przeciwna takiemu sianiu defetyzmu 😐 Wiosna ma być i będzie. Howgh! 😎
Czy się stoi czy się leży (np. na Dywanie) wiosna się należy 😀
U nas kosów jest takie zatrzęsienie, że czasem nie wiemy, czy przypadkiem nie mieszkamy w Kosowie. 🙂
Ale jak długo jeszcze te ptaszki będą i inne stworzenia małe i duże? Na Arte właśnie idzie bardzo smutna audycja o ochronie przyrody. Smutna, bo pokazują z jednej strony próby ratowania zagrożonych gatunków przez klonowanie i inny high-tech, a z drugiej skreślanie we wszelkich państwowych budżetach odnośnych środków, wyniszczanie czego się da kompletnie bezmyślne i ogólny brak świadomości, czym to się wszystko może skończyć. 🙁
Słuchajmy drozdów i kosów póki jeszcze są. I zróbmy coś, do licha, żeby były!
Oj, Bobiku, teraz to może lepiej, żebyście w Kosowie nie mieszkali…
A co możemy zrobić, żeby kosy były?
Trzeba przekuć lemiesze… Albo rozwiązać ten i ów partyzancki oddział kosynierów a ich uzbrojenie podrzucić do lasu…
ps.
dlaczego defetyzm? A wiosna może i będzie, ale czy to znaczy, że od razu u nas…?
😆
A co do wiosny – od razu to może i nie… ale przyjść musi, bo inaczej to
A swoją drogą, już widzę to narzekanie za parę miesięcy, że za gorąco albo co…
A jak wiosna skręciła nogę na mokrej nawierzchni…? I rekonwalescencja potrwa 6 tygodni…? Trzeba być przygotowany na najgorsze…
Kosy w dłoń! Janek do radiostacji! A wiosna na badania okresowe!
Kosy na drzewa! 😀
A od piątku podobno ma być cieplej…
No dobra, specjalnie dla zeena: wiosna w wydaniu niemieckim
http://www.youtube.com/watch?v=nNXDJlU39Sk&feature=related 😉
Kosy w dłoń? Czemu nie? Ja mogę od razu cztery! 🙂
A żeby kosy były, to trzeba by chyba, zgodnie z wezwaniem pana Waligórskiego, mniej d..ą, a więcej głową. Przez d..ę rozumiem rozpanoszone rozsiadanie się gatunku homo (niekoniecznie sapiens) we wszystkich niszach ekologicznych, w tym również mojej (kanapa). Dokładniejszą receptę gdzieś miałem, ale przysypał mi ją śnieg. Jak przyjdzie odwilż, to poszukam. No, nie poradzi się bez tej wiosny. Aż 6 tygodni…? 🙁
Można nawet dwadzieścia cztery kosy… 🙂
Byle by to było szybciej!
Ale te 24 kosy były zapieczone w cieście. Znowu święta?
Quake,
na litość!!! Do czego Ty chcesz nakłonić zeena? 😯 Spring, to song o facecie, co stoi na balustradzie mostu, a gapie wołają: Skacz! (Spring!)
Ciasto w święta zjedzono, kosy wyleciały…
http://www.agathachristie.pl/motto.html
(tu jest też ten wierszyk)
Po niemiecku wiosna to Fruehling… 😆
oj, Pani Kierowniczko – nie czepiajmy się szczegółów 😀
Już samo nakłanianie do słuchania Rammstein może być uznane za czyn zbrodniczy 🙂
Bronię Pani Kierowniczki – czepianie się jest zapisane jako podstawowe i niezbywalne prawo, a zarazem najwyższy moralny obowiązek w Karcie Praw Kierowniczek . 🙂
Bobik, wierzę na słowo – w końcu jestem zbrodniarzem więc na żadnych Kartach Praw się nie wyznaję… 😉
Ooo… to jest jakaś Karta Praw Kierowniczek?
Dzięki za wiadomość! Ja jestem Panią Kierowniczką Niedoinformowaną… 😳
A jesce do pona Wiwaldiego wracając. Ciekawe, jak teroz wyryktowołby on „Śtyry pory roku”, kie wiosna z zimom miejscami sie zamieniły? 🙂
A kierownicka, Poni Dorotecko, nie musi byc doinformowano. Od takik rzecy jest sekretarka. Abo sekretarek 🙂
Czego w tej Szkole Dla Kierowniczek właściwie uczą? O takiej ważnej rzeczy jak Karta nie powiedzieli, że od doinformowania jest sekretarek/-a nie powiedzieli… Quake, może Ty byś jako zbrodniarz z Kierownictwem tej kierowniczej szkoły porozmawiał i porządnie ich nastraszył? 🙂
OK Bobik, podeślę im do tej Szkoły trochę Rammsteina – w ramach pierwszego i zarazem ostatniego ostrzeżenia. A jak nie zadziała to złożę im wizytę 🙂
Przecież mówiłam, że jestem samorodnym talentem bez szkoły 😆
Owcarecku, tych pór roku to pon Wiwaldi musiałby wyryktować więcej, co najmniej sześć – teraz byłoby Przedwiośnie…
No a w Polsce – jesce złoto polsko jesień. Obowiązkowo! 🙂
Ta Jesień Ponowiwaldiowa to brzmi właśnie jak taka złota, słoneczna, z polowaniami… Potrzebna jest jeszcze jakaś dodatkowa, Plucha na przykład – brr… Co prawda Zima zaczyna się od takiego brr…, ale potem jest śnieg i lód. A tu jakiś deszcz jesienny potrzebny. Takie Preludium Deszczowe 😉
Pani Kierowniczko, ja nie wiem, czy to słuszne, do tej samorodności się przyznawać? W razie czego nie można na niedobrą szkołę zwalić, albo że pod górkę do niej było. Mnie się zawsze wydawało, że mieć na kogo/co zwalić należy do głównych zadań Kierownictwa. 🙂
A żeby jesień była brrr to wystarczy ją po niemiecku nazwać. Herrrbst… Zaraz człeka otrzepuje razem z psem. 🙁
Zawsze jest na kogo i na co zwalić…
Ale ja jestem Kierowniczka pokojowa, kierowniczyć chcę za pomocą aŁtorytetu 😉 – a nie za pomocą paskudnej zasady divide et impera…
A teraz to tylko jeszcze małe zapuszczenie dzisiejszego linku od Hoko (ja mam późniejszą interpretację Biondiego, ale nie chce mi się szukać), jeszcze własnych linków skowronkowych i drozdowych – i lulu, przez sen na wiosnę czekać 😀
Owcarkowi to dobrze, może kierowniczyć za pomocą hautorytetu, który ma dany z natury. 🙂
Czekanie przez sen oszczędza dużo nerwów. Tylko proszę się nie pomylić i nie zapaść w sen zimowy, bo mogłaby Pani tę wiosnę w końcu przegapić.
Na Południu mrozik, śnieżek i pięęękne słoneczko 😀
Doczekamy… nawet jeśli forsycje polegną na polu chwały… 😉
Przegapić Wiosnę? Przecież to rzecz niemożebna! 😀
hortesnsjo,
mój zaprzyjaźniony pan od remontów mawia wszystko się da…
Kosy na drzewa? Chyba kosy na sztorc! 🙂
a cappella,
na południowym wschodzie śnieżek, plucha i szaroburo. Skowronki wciąż chuchają w łapki…
Nie wiem, czy je zapraszać do mnie, bo tu słoneczko, ale nie za ciepło…
To tymczasem trochę wiosny z Appalachów z obrazkami 😉
http://www.youtube.com/watch?v=26cmyrtcTNk&feature=related
Sprawa jest poważna, żarty się skończyły.
Trzeba zmienić taktykę na kocią. Kiedy kotu nie wyjdzie polowanko, udaje, że kompletnie mu nie zależało, że tak tylko się poskradał dla zabawy i żaden wróbelek nigdy go nie obchodził.
Koniec czekania na wiosnę.
To białe nadzwyczajnie nam się podoba, a temperatura przyprawia nas o dreszcze (rozkoszy). Nie tęsknimy do zieleni i skowronków. Wiosną pobrykuje ciało i dusza. My jesteśmy ludźmi statecznymi, skupionymi w sobie. Balast w postaci zimowej odzieży hamuje odruchy niestosownie frywolne. Ćwiczymy równowagę (czasem z mizernym skutkiem) i pamięć (kto widział moje rękawiczki?). Wzbogacamy słownictwo o wyrażenia wcześniej głośno nie używane (cytatów nie będzie).
Chwilowo więcej bzdur nie przychodzi mi do głowy, ale zawezmę się w sobie i poudaję, bo inaczej ONA nie przyjdzie 🙁
To taka odwrotność dowcipu Quake‚a z 21.48 😉
A jak Wam się podoba Piekielny Kocur?
Prawdę mówiąc mnie tego Piekielnego Kocura żal. Wygląda na to, że miał (miaaaaał!!!) ciężkie dzieciństwo i nikt go nie karmił bażantami czy łososiem organicznym, ani też nie drapał w ulubione miejsca. Więc postanowił, że teraz on temu złemu światu oddrapie. 🙁
A jeszcze na dodatek zamknęli go w klatce i przezwali Burger. Też bym była wściekłą kocicą 👿
Próbowałem zastosować się do wskazówek Hortensji, ale mi nie wychodzi. Jak chciałem włożyć mamy kożuch, to okazało się, że on ma za mało otworów na łapy, rękawiczek nie było, bo zjadłem je już wcześniej (cielęca skórka, mniam!), potem pomyliłem stateczność ze statycznością, straciłem równowagę ducha, a w końcu zapomniałem o wszystkich postanowieniach i wdałem się we frywolne ruszanie ogonem. Czy teraz przeze mnie nie będzie wiosny? 🙁
Póki bociany wracają i marzną:
http://www.tvn24.pl/28385,1543634,wiadomosc.html