Pod znakiem Mahlera
Dziecko GMJO, czyli Gustav Mahler Jugendorchester, odwiedziło właśnie Warszawę (wczoraj było w Poznaniu, jutro gra w Krakowie). Mahler Chamber Orchestra powstała z inicjatywy dawnych muzyków słynnej młodzieżowej orkiestry Claudia Abbado. Tutaj wspominałam o koncercie tego zespołu w Bonn na Beethovenfest (p. Katarzyna Woźniakowska nadal jest w nim reprezentantką Polski). Teraz przyjechała do nas, by wykonać bardzo ciekawy program pod batutą młodego „syberyjskiego Greka” czyli Teodora Currentzisa – tego samego, który zeszłorocznego lata w Bregencji dyrygował Pasażerką oraz dwoma z Weinbergowskich koncertów z założonym przez siebie zespołem MusicAeterna z Nowosybirska.
Odważne było sformowanie programu wyłącznie z utworów napisanych w XX wieku. Zapewne dlatego sala nie była wypełniona do ostatniego miejsca (choć było relatywnie nieźle), ale kto nie był, niech żałuje. Zresztą młody (w przyszłym roku skończy czterdziestkę) dyrygent urozmaicał koncert wprowadzając drobne elementy teatru. Przy pierwszym punkcie programu, Symfonii kameralnej op. 110a Szostakowicza, kazał muzykom grać w półmroku (mieli lampeczki nad pulpitami), a końcówkę przetrzymał w ciszy chyba ze trzy minuty. Ale pomijając te facecje, było wstrząsająco pięknie, z ogromną siłą wyrazu i urodą brzmienia. Potem rzecz zupełnie tu nieznana: krótka kantata Fedra Brittena, z solistką Maleną Ernman ze Szwecji, która okazała się kolejnym mocnym punktem koncertu: wspaniały głos o ciepłej klarnetowej barwie i imponujących dołach, absolutna naturalność emisji, wyrazistość. Szwedka zabłysnęła także w drugiej części w Folk Songs Luciano Berio, wchodząc z dyrygentem w zabawne aktorskie interakcje (interpretacja zupełnie odmienna od wersji Cathy Berberian, której pieśni były dedykowane – ale Cathy była bardziej sopranem, no i całkiem inną osobowością sceniczną). I na zakończenie uroczo wykonana Symfonia „Klasyczna” Prokofiewa – taki banał przecież, a ile można z niego wydobyć wdzięku. Currentzis po prostu tańczył przed orkiestrą, wyginał się jak wysokie drzewo na wietrze. Ale był skuteczny.
Wieści z Wrocławia. Dziś na konferencji prasowej Paul McCreesh przedstawił właśnie wydaną płytę: Grande Messe des Morts Berlioza, nagraną z połączonymi zespołami własnymi i wrocławskimi. To pierwsza z serii rejestracji wielkich dzieł oratoryjnych, wydanych wspólnie przez nową firmę McCreesha Winged Lion oraz Narodowe Forum Muzyki. Nagrany jest już też tegoroczny Eliasz Mendelssohna, a plany na przyszłość obejmują na razie War Requiem Brittena oraz Pory roku Haydna. Jak widać, brytyjski dyrygent, nawet kiedy przestanie być dyrektorem Wratislavii, nie zamierza zrywać kontaktów z Polską. Ponadto przedstawiony został program przyszłorocznego festiwalu, ostatniego przezeń przygotowanego. W pierwszy weekend (1-2 września) dużo Bacha: obie pasje (Janowa z Taverner Consort, Mateuszowa z Gabrieli Consort&Players), maraton koncertów na różne instrumenty (m.in.z Rachel Podger), potem 4 września NOSPR (Berg, Webern), następnego dnia zespoły Filharmonii Wrocławskiej (Via Crucis Pawła Łukaszewskiego). Z dalszych wydarzeń m.in. La Risonanza (pasja Caldary), a na zakończenie McCreesh pozwoli sobie zadyrygować NOSPR i chórem FW w Stabat Mater Dvořáka.
Komentarze
Bez tytułu?
Ach, bo najpierw nie mogłam się zdecydować, a potem zapomniałam. Już dopisałam.
Dyrekcja Filharmonii Poznańskiej zorganizowała wczoraj po koncercie spotkanie publiczności z artystami – był dyrygent, solista i troje członków orkiestry, w tym p. Katarzyna, nazywana przez kolegę z Niemiec Kaśką 😉 Wspominali koncert z Gustav Mahler Jugendorchester, który odbył się w Poznaniu 18 lat temu i jak pod jego wrażeniem postanowili, że to ich wspólne granie nie może się tak po prostu zaraz skończyć. No i założyli (z Abbado) Mahler Chamber Orchestra i tak grają do dziś.
Teodor Currentzis został zapytany o jego swobodny styl dyrygowania. Opowiadał o swoim nauczycielu dyrygentury, który kazał mu szukać własnej ekspresji w muzyce, w tym mowy ciała poza schematami. Mówił też o stereotypie dyrygenta. O stroju powiedział, że na randkę z dziewczyną nigdy nie poszedłby we fraku i ze złotym Roleksem na ręce (tak zgodnie ze stereotypem dyrygenta), bo chce być wtedy sobą prawdziwym. A każdy koncert to też miłosne spotkanie, tyle że z muzyką. Mówił również, że stara się zawsze dyrygować ze świadomością, że każdy koncert może okazać się ostatnim, bo nikt nie wie, ile czasu jest mu dane, czyli zawsze dawać z siebie wszystko. A tak w ogóle to nie planował bycia dyrygentem, bo chciał być kompozytorem (i rzeczywiście komponuje).
O programie koncertu mówił, że największą trudnością jest dla niego zmiana nastroju rodzaju ekspresji o 180 stopni między pierwszą i drugą częścią koncertu.
Malena Ernman opowiadała, jak wielkim wyzwaniem jest dla niej Berio: kilka różnych postaci i tylko jedna sukienka 😉 Zrobiła na mnie wczoraj wielkie wrażenie – i naturalnością w pierwszej części i świetnym aktorstwem w drugiej.
Dzięki za suplement 🙂
Off topic – już przerzuciłam zdjęcia telefonowe na kartę pamięci i teraz chcę Wam pokazać, że całkiem niezłe się da robić tą komórką 🙂
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Jesien2008#
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/BeskidyPodBielskiem#
Witam,
Przepraszam, ze daje tu glos po raz pierwszy, zaczynajac od czepialstwa. Pewnie w drugim zdaniu drugiego akapitu powinno byc ‚kto NIE byl, niech zaluje’.
Nie bylam – i zaluje. :-)))
A za blog – dziekuje.
A za brak polskich znaków – przepraszam. Taki angolski komputer.
Malena Ernman: 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=l6JMmNYxdWw&feature=related
A tu na powazniej
http://www.youtube.com/watch?v=zoNK45pap9U
Wg Wikipedii jej kariera obejmuje koncerty z Minkowskim i Herreweghem, role Dido z Christim, oraz udzial w Eurowizji (poprzedni link)
W drugim zdaniu drugiego akapitu chyba powinno być „kto nie był, nich żałuje”, bo wyszło, że powinnam się cieszyć, że jednak nie byłam 😉
Pobutka (choć widzę, że zainteresowani już zbudzeni).
Teodora Currentzisa poznałem na CD, dzięki rekomendacji Requiem przez 3M.
Beato, pisalas o talencie aktorskim Ernman – jesli wierzyc opisowi, to tez ona 😯
http://www.youtube.com/watch?v=N2zFGcueJHM&feature=results_video&playnext=1&list=PLDA765A38AC8E8C15
@Beata 00:44
@lisek 6:52 i 9:18
No,no… rzeczywiście – sto twarzy Maleny Ernman 🙂
Zapisuję się do klubu jej sympatyków
http://www.youtube.com/watch?v=rmSokyVaaE4&feature=related
Coda do wczorajszej dyskusji (przepraszam, ale mnie czasami trudno zdjąć z tematu):
Ago, jeśli brzmienie Twojego sprzętu odpowiada Ci i jesteś zadowolona, niczego nie ruszaj. Audiofilia to choroba ciężka i właściwie nieuleczalna, więc nie warto się narażać.
W kwestii harmonicznych – to właśnie największa bolączka CD, które obcina pasmo na 20 kilo i do widzenia (fizyka). Oczywiście, że ludzkie ucho nie słyszy szóstej harmonicznej oboju czy skrzypiec, ale na sali koncertowej ta harmoniczna tam jest i stanowi składową całościowego brzmienia danego instrumentu.
To właśnie stoi za argumentem, że nagranie cyfrowe brzmi „sztucznie” itp. itd.
To, że prawa fizyki rządzące światem audiofila są inne to oczywista oczywistość. Nie ma co się o to sprzeczać.
A że firmy na tym żerują?
Wybierając się na wakacje dojadę do celu tico albo lexusem. Dlaczego więc wolę pojechać lexusem?
Dzień dobry,
Jolu – witam, miło Cię spotkać na Dywanie, dziękuję Ci i notarii za zwrócenie uwagi, już poprawiłam oczywiście 🙂
Witam,
Tak a propos „imponujących dołów” Maleny Ernman:
http://www.youtube.com/watch?v=9nQL9OnAcT4
I jeszcze jedna ciekawostka. Ernamn zaśpiewała w „O mio babbino caro” w soundtracku do „Pokoju z widokiem”.
pozdrawiam
Przygaszenie światła do Szostakowicza – nie facecja! Nie wyobrażam sobie w pełnym świetle. Trudno było gorąco oklaskiwać – taki utwór, takie wykonanie, że się chciało długo w ciszy zostać. Cykl Berio – do tej pory mi nieznany, obawiałam się przetrawionej efektownej ludowości, jak to czasem bywa, a tu fascynująco rozwijający się cykl, ciekawie brzmiący zestaw instrumentów (sprężyny symfoniczne?). Przy okazji – fascynacja Brittenem mi się ugruntowuje.
Program – w pierwszej chwili zaskakujący zestawieniem nastrojów. Ale zadziałało idealnie, okazał się świetnie przemyślany, tyle że warunkiem była interpretacja i poziom wykonania, jakie nam zaproponowano. Zresztą mówiłam PK – Prokofiewa jakbym pierwszy raz słyszała.
Ja tego Szostakowicza już słuchiwałam w bardzo różnych warunkach – np. na rzęsiście oświetlonej sali balowej pałacu w Łańcucie (co prawda w wersji pierwotnej – VIII Kwartetu smyczkowego). Zawsze robi wrażenie…
janmul – witam. Przykład na „doły” Maleny istotnie znakomity 😆
W programie napisano, że jej głos obejmuje niemal cztery oktawy 🙂
O mio babbino caro
Dla dopelnienia obrazu – szczypta Ellingtona
http://www.youtube.com/watch?v=CLsU7zuWRgw
Szkoda, że w Poznaniu światło nie przygasło na Szostakowiczu. To nie jest najłatwiejszy kawałek na początek koncertu, kiedy ludzie jeszcze są w nastroju „z ulicy”. W pierwszej części siedziałam na balkonie i publiczność nie była tam skupiona, raz po raz ktoś wchodził, kręcił się, były szepty, kaszle, szelesty. Jeden pan wszedł w trakcie cichego fragmentu i stał przy wejściu, przestępując z nogi na nogę (a buty mu skrzypiały). Trochę się uspokoiło na Brittenie, a na drugą część przeniosłam się do trzeciego rzędu na parterze i wtedy koncert się zaczął dla mnie naprawdę…
A co do Maleny i powyższych przykładów – Metamorfoza to jej drugie imię. Zapytana o jej wzorce w świecie artystycznym powiedziała, że to może dziwne, ale najwięcej wśród nich komików.
Gostku, nie kontynuowałem, bo antyaudiofilizm jest równie zacięty jak i audiofilia sama, ale na logikę, jak jest tak wspaniały sprzęt, to odtwarzacz CD za 300 zł powinien grać dokładnie tak jak ten za 13000, a jednak nie chce. I nie wiedzieć czemu jednak nagranie SACD zwykle brzmi lepiej niż CD (gęstsze próbkowanie, więc i łatwiej „rekonstruować” dźwięk oryginalny).
Zresztą wielu ludzi, gdy słyszą dźwięk z gramofonu analogowego pierwszy raz, jest zauroczonych mimo, często, wyraźnych niedostatków (jak nie mamy sprzętu za kilkadziesiąt tysięcy, bo tam są same dostatki). Coś jednak w dźwięku CD jest tracone.
Czyli zgadzamy się, jak rozumiem… 😉
Trochę strzeliłem w pudło z „Pokojem z widokiem” 🙁 „O mio babbino caro” nagrała Kiri Te Kanawa.
http://www.youtube.com/watch?v=POJeGvFeGe0&feature=related
Malena miała wtedy jakieś 14 lat…
Pierwsze nagrania ktore slyszalam byly LP; bylam przekonana ze CD beda lepsze, bo „digitalne” to „bardziej doskonale”; zawod byl wielki, i to na ucho, dopiero potem i przez to zaczelam czytac o mozliwych powodach fizykalnych… Po prostu znieksztalcone dzwieki. Najgorzej bylo i jest ze skrzypcami – kupilam CD Heifetza i okazalo sie ze gral na flecie, tak wygladzony byl ten dzwiek. Niedawno znalazlam artykul na ten temat
http://www.fanfaremag.com/index.php?option=com_content&task=view&id=45607
W nowych CD (nie remastering) jest jeszcze inaczej – brzmia „lepiej” od koncertowego oryginalu… W sumie mam wrazenie ze w porownaniu z nagraniami analogicznymi digitalizacja oddala od oryginalu, nie przybliza.
Moze to nie ograniczenia fizykalne lecz sposob uzywania technologii, nie wiem.
Dziś, 9.11. o godz. 20.05. w radiu EMAUS (Poznań) dźwiękowy zapis fragmentów spotkania artystów MCO z publicznością po poniedziałkowym koncercie ( http://www.radioemaus.pl na tej stronie można nas posłuchać w całym świecie 🙂 )
Antoni – witam i dzięki za wiadomość!
No ja nie wiem czy w obecnej sytuacji powoływanie się na recenzje z Fanfare ma jeszcze taką moc jak dawniej. A to wobec afery ze sprzedawaniem powierzchni reklamowej wraz z przychylnością recenzentów:
http://www.artsjournal.com/slippeddisc/2011/10/how-to-buy-a-record-review.html
Też uważam, że najlepiej opierać się na własnym rozeznaniu a jak jeszcze ktoś to potwierdza to miło 🙂
Co do Szostakowicza – właśnie słuchałem wczoraj „Pieśni o lasach”. No niedobre. Albo raczej tak niedobre że aż dobre.
Co do McCreesha i Berlioza. Ciekawe że mnóstwo francuskiej muzyki propagują z sukcesem właśnie angielscy dyrygenci. Przynajmniej ja mam takie wrażenie. Berlioza to najwięcej Colin Davis ponagrywał a i J. E. Gardiner sporo Berlioza, Chabriera itd też ma na koncie. Nie dalej jak w ostatnią niedzielę popatrzyłem sobie w Mezzo na wznowienie „L”Etoile” Chabriera z 2007 roku i ubawiłem się , nie można powiedzieć 🙂
Przed Berliozem „Grande Messe de Morts” popełnił jak wiadomo F-J Gossec. Wielki utwór (2 godziny, 17 części) i wielce zacny. Niektórzy piszą, że Mozart się nim inspirował ale to od Berlioza bardziej Gosseciem zalatuje niż od Wolfganga. Msza Gosseca cała jest na Tubie w wykonaniu Musica Polyphonica i Chóru z Maastricht ale ja to słyszałem pod niezawodnym Diego Fasolisem na Naxosie (Radio Szwajcarii włoskiej). Piękności muzyka – a zapomniana prawie zupełnie…
@macias1515 15:15 ( 🙂 )
dot. Fanfare – ostatnio mówił o tym Aleksander Laskowski w Dwójce.Hmm…
Od zawsze jestem zdania,że trzeba słuchać,co na zadany temat mówią mądrzejsi,żeby nie tracić czasu na wyważanie otwartych drzwi (tu ukłony dla Dywanu ),ale ostatecznie o utworze i jego wykonaniu trzeba samodzielnie wypracować sobie pogląd,często nawet kosztem pewnych wyrzeczeń 😉 🙂
dot.Berlioza – wcześniej jakoś nigdy za nim nie przepadałam (może jeszcze nie dorosłam? upodobania zmieniają mi się z wiekiem ) ale wysłuchałam „Grand Messe de Morts” pod McCreeshem w zeszłym roku na żywo i wrażenie było ogromne. Już dwa razy zapędzałam się do tej płyty (jest dostępna we Wrocławiu od Wratislavii ),tylko zastanawiam się,czy słuchanie akurat takiej muzyki w domu z odtwarzacza to dobry pomysł…
macias1515 (o godz. 15:15 😀 ) – zdumiewajacy ten list 😯 Ciekawe sa tez opowiastki dodane w komentarzach 😉
Bo tak ostatnio za mną chodzi żeby sobie na gwiazdkę zasunąć DVD z Trojanami, o których były już mowa
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2011/01/12/w-niewoli-laptopow/
I muszę się szybko zdecydować bo w polskiej dystrybucji tego nie dostanę a sprowadzania z wiadomych sklepów trwa…
@lisek 16:15 – n, o zwłaszcza o reedycjach nagrań Toscaniniego 🙂
„Sprzedajność” Gramophone’u była notoryczna. Nie trzeba było nawet podsłuchu zakładać, wystarczyło czytać… Pismo miało wartość dokumentalną i czysto informacyjną, ale krytyczną – niewielką. Zanadto aerodynamiczne…
Najlepszy dowód na koszta niezależności w tej mierze, to tragiczny los amerykańskiego pisma Opus, które w latach 80. założyli uchodźcy z High Fidelity (gdzie część poświęcona muzyce poważnej była najlepsza w prasie anglosaskiej w latach 50-70 – jakieś konflikty osobisto-biznesowe, nie znam szczegółów) i które przetrwało jakieś dwa-trzy lata. Mam całą kolekcję, takich recenzji płytowych nie widziałem nigdy przedtem ani potem. Ale ponieważ byli zuchwale niezależni, padli.
Buuu…
@Gostek 9:46: Dziekuję – odetchnęliśmy z ulgą: my Yamaha, my wallet and me. 😉
@lisek 12:31: A ja myślałam, że to, że utworów skrzypcowych słucha mi się w domu dużo gorzej niż fortepianowych, czy tych na lutnię, wynika z ułomności mojej, albo mojego sprzętu. A tu się okazuje, że CD najbardziej zniekształca akurat dźwięk skrzypiec! 😯
Ago, takie jest moje wrazenie.
Z nagraniami glosu i fortepianu nie mam problemu.
Ad „Opus”:
Dzisiaj taki zine przetrwałby bez większego problemu w necie.
Ago, zawsze uważałem, że jeśli coś komuś odpowiada, to nie ma sensu przekonywać go do czegoś innego (żeby nie powiedzieć „lepszego”).
Liska stwierdzenie o tyle ciekawe, że to właśnie muzyka fortepianowa i głos ludzki uchodzą za najtrudniejsze testy dla sprzętu – pierwsza ze względu na dynamikę, drugi ze względu na naturalność brzmienia i średnicę, czyli pasmo, w którym operuje głos.
Nie sztuka przywalić potężnym basem czy zrobić górę jak żyleta.
Gostku, mam wrazenie ze tu nie chodzi o sprzet odtwarzajacy, tylko o sama digitalizacje. Moze w dzwieku skrzypiec sklad czestotliwosci jest trudniejszy do analizy..?
Gostku, z tego co napisałeś wynika, że audiofile odczuwają dyskomfort z powodu utraty czegoś, o czym wiedzą, że istnieje ale czego ich słuch nie jest w stanie odebrać. Miło mi, że ostatecznie się zgodziliśmy, że wszystko sprowadza się do autosugestii i złudzeń. 🙂
Tadeuszu, co do nagrań SACD zupełnie bym się nie zdziwił, gdyby producenci celowo wprowadzali zmiany do masteringu, żeby nie tylko wyznawcy audio-voodoo usłyszeli różnicę. Nagranie z płyty analogowej łatwo odróżnić od cyfrowego. Powodem są oczywiście spore zniekształcenia a także charakterystyczne szumy i trzaski. 🙂 Rzecz jasna wiernie wykonanej cyfrowej kopii materiału z winylowej płyty od tej samej winylowej płyty nie sposób byłoby odróżnić na ślepo.
Ago, Lisku, Wy się znęcacie nad nieszczęsnym standardem Audio-CD a tak naprawdę wąskim gardłem w Waszym sprzęcie (zakładając, że nie jest uszkodzony) są głośniki. 🙂
Różnica między nagraniami z różnych epok wynika ze zmieniających się trendów w technice obróbki nagrania. Oczywiście technika cyfrowa daje spore pole do nadużyć różnym nadgorliwcom w wytwórniach, ale sama w sobie nie psuje dźwięku. Tu i tak wypada nam się tylko cieszyć, bo jesteśmy w szczególnie komfortowej sytuacji. Tacy np. miłośnicy rocka przezywają istną tragedię:
http://www.youtube.com/watch?v=QPu0DKyGgZI
Tak się śmiesznie składa, że po bardzo długiej przerwie słuchałem tego Heifetza niedawno, ale ja mam starą edycję tego CD – jeszcze na RCA Gold Seal.
Przede wszystkim zwróciłem uwagę na niedoskonałości wykonania tu i tam. Nie taki monolit techniczny, jak się mistrza maluje.
Nie słyszałem tego Heifetza w nowszych edycjach, ale to i tak jest nagranie z 1952 r., więc hi-fi to jeszcze nie jest.
Obawiam się, że wykonanie eksperymentu kontrolowanego z wiernością nagrania będzie bardzo trudne, bo należałoby nagrać instrument jednocześnie cyfrowo i analogowo, po czym z analogowego nagrania wytłoczyć płytę, a z cyfrowego CD i dopiero wtedy porównać brzmienie.
15 listopada w Teatrze Polskim koncert dużo bliższy ciałem i duchem Koncertowi Jankiela niż dzieło Jana A.P. Kaczmarka 😉
http://www.teatr-polski.art.pl/pl/aktualnosci/wydarzenia/_get/spektakl/140
Fajnie, że Dwójka zarejestruje 🙂
Ania Broda jako Jankiel? 🙂
Jankiel parytetowy 😉
Autosugestii tak – w pewnym stopniu, ale jeśli nie damy się zwariować, ani wejść sobie na głowę, nie będzie źle.
Złudzeń – czy ja wiem… Jeśli już, to niektórych się pozbyłem 😛
Po wymianie sprzętu bardziej było słychać wady źle nagranych płyt, ale te lepiej nagrane zyskały – takie zróżnicowanie in contrario motu 🙂
Jednym z podstawowych objawów audiofilii jest pogoń za króliczkiem i doskonałością, która jest o tyle nieosiągalna, np. że wielośladowy mix orkiestry pozwala uzyskać brzmienie, które jest niemożliwe do powtórzenia, kiedy się siedzi na sali i słucha tej samej orkiestry (zmodyfikowany cytat Franka Zappy).
Kiedy nie kupuję sprzętu, żeby nie popadać w kompleksy, z zasady nie czytam literatury, nie łażę po sklepach, nie śledzę nowości.
Co więcej, sprzęt, który teraz stoi w pokoju kupiłem tylko i wyłącznie na podstawie recenzji i informacji producenta. Nie byłem w salonie ani razu!
Był to ryzykowny eksperyment, ale się udał.
No faktycznie, Gostku, ryzykowne… Gratuluję, że się udało! Porównywanie najgorsze, zawsze może być jak nie lepiej to inaczej.
A nie macie wrażenia, że w tej cyfrze najtrudniej osiągnąć znośne odtworzenie utworów mono 🙂 ? Im lepszy mam sprzęt tym lepiej mono brzmi. Może z czasem będzie podobne do starego gramofonu.
Rafale, szczerze mówiąc głos o manipulowaniu przez producentów jakością nagrań dla SACD nieco brzmi jak teoria spiskowa. SACD to nisza i wątpię, by się komuś chciało za te marne pieniądze (marne, bo niewiele się globalnie sprzedaje).
Jest dość brutalny test jakości urządzenia, nie głośników: słuchawki. Bardzo wysokiej klasy kosztują ułamek ceny kolumny (ale wzmacniacz do nich potrzebny), akustyka pomieszczenia nie gra roli. I łatwo przenosić.
No właśnie ciągle jestem przed tym testem, o którym piszesz, Tadeuszu – jeszcze nie wybrałam słuchawek. 🙁 Następne podejście w tę sobotę. Rafale, już mi podpowiadano, żeby wymienić głośniki – i planuję się temu przyjrzeć. Ale najpierw słuchawki.
Sennheiser proponuję. Obojętnie które, i tak będzie bardzo dobrze, nawet takie za 80 zł dają radę.
Eeee. Ja bym najpierw kilku różnych firm jednak posłuchał 🙂
Słuchanie w toku, Sennheiser na liście od dawna, ale jakoś przetestować mi się go jeszcze nie udało. 🙂 Szaleństwo w planie, bo chcę słuchawek zamkniętych, które mnie odizolują od zewnętrznych hałasów i jestem przygotowana za to zapłacić. Tylko nie jestem pewna, czy aż tyle, ile kosztują te słuchawki Bose, których chcę posłuchać w sobotę… No, ale za testowanie sie na szczęscie nie płaci. 😉
Ago, w takim razie specjalnie coś dla Ciebie: http://www.headphone.com/learning-center/build-a-graph.php
Pod tym linkiem znajdziesz wykresy charakterystyki częstotliwościowej ogromnej ilości modeli. Ładnie zrobili, że można nakładać je na siebie i porównywać. Odsłuchu to nie zastąpi ale da rozeznanie w czym rzecz. Przy okazji możesz mnie sprawdzić, że wcale nie ściemniałem tak się czepiając konstrukcji głośnikowych. Nawet najdroższym modelom sporo brakuje do ideału wciąż…
A, i w żadnym wypadku nie słuchaj audiofilów 🙂 Słuchawkom nie jest potrzebny żaden dodatkowy wzmacniacz, no chyba że mimo maksymalnie odkręconej głośności będą grały za cicho, co jest bardzo mało prawdopodobne.
Tadeuszu, ja się nie upieram że oni remasterują te nagrania, bo ślepych testów nigdy im nie robiłem. Wiem jedno: wyciąganie stanowczych wniosków na podstawie „jawnego” odsłuchu jest nonsensem. Nasze zmysły są bardzo zwodnicze i fakt, że audiofilska prasa nie przyjmuje do wiadomości istnienia psychoakustyki tego nie zmieni.
Słuchawkom nie będzie potrzebny dodatkowy wzmacniacz, jeżeli a. słuchamy z normalnego wzmacniacza salonowego (wtedy w ogóle żadnego problemu nie ma); b. maszynka przenośna nie została zakneblowana wedle europejskich przepisów chroniących uszki naszych nastolatków przed skutkami tzw. bigbitu.
Przepis podstawowy w tej ostatniej sprawie, co chyba kiedyś już tu padało: na pierwsze pytanie maszynki (przy pierwszym rozruchu), „gdzie mieszkasz”, odpowiadasz cokolwiek, byle nie Europa, bo Ci się od razu tak przeleci po decybelach, że pianissima rodzona matka nie pozna. I to nie tylko na ulicy.
Ale nawet wtedy, kiedy taka maszynka ma dość pary, dobry, mały wzmacniacz przenośny (Headroom produkuje znakomite, używam od lat) naprawdę poprawia dźwięk.
Co do słuchawek, absolutnie zgadzam się z Tadeuszem. Mierzyć jak buty na całe życie, zamęczyć sprzedawcę. Ja sobie wybrałem Denony, których już chyba nie ma (są inne modele). Tadeusz jest jednak hurra-optymistą, kiedy twierdzi, że to kosztuje „ułamek ceny kolumny”. Dobre potrafią kosztować majątek (patrz headphone.com).
A żeby sprawdzić różnicę, wystarczy posłuchać tych śmieciastych-dousznych, które się dostaje za darmo ze wszystkimi „łokmenami”… Grrrr.
E, nie jest znowu aż tak tragicznie. Dobre słuchawki wokółuszne to cena w przedziale około 500-1000 złotych. W porównaniu z głośnikami naprawdę skromnie. Więcej wydawać nie ma sensu, co widać po charakterystykach. A jeśli chodzi o zepsute z nakazu euroidiotów przenośne maszynki, to ja bym popróbował naprawić je Rockboxem zanim kupiłbym wzmacniacz. Obstawiam, że w większości wypadków ograniczenie jest programowe, tak jest o wiele wygodniej dla producenta. Ewentualnie jeżeli Rockbox nie wspiera danego modelu, to można spróbować znaleźć w internecie amerykańskie oprogramowanie.
Pobutka.
Dzięki za cynk o Rockboxie – szkopuł w tym, że moje modele rodzinne Cowona chyba na tym nie chodzą… Ale i tak – niech żyje Dywan. Jemu zawdzięczam VUPlayera, bez którego teraz żyć nie mogę.
Ale na moje (subiektywne?) ucho, wzmacniacz Headrooma nie tylko podbija, ale i poprawia jakość dźwięku.
Ze słuchawkami racja – miałem na myśli nie „dobre”, ale „te najlepsze”. Na moje ucho Koss Porta Pro i tak jest świetny, leciutki, kosztuje malutko, ma gwarancję na całe życie, i tylko jedno wadę : trzeba z nim bardzo uważać, bo się rwie i łamie…
Dzień dobry 🙂
Widzę, że temat audiofilii, słuchawek, głośników wiecznie żywy – no i ileż się można dowiedzieć. Tyleż, że do dziś nie zdecydowałam się ani na słuchawki, ani na sprzęt przenośny 😈
Ale to już mój embarras de richesse, trudności decyzyjne i organizacyjne 😛
PAK-owi dzięki szczególne za dzisiejszą Pobutkę. Nie wiedziałam, że powstał kwartet im. Berlinskiego, ogromnie mnie to ucieszyło. Cudowny Wala, ostatni z Kwartetu im. Borodina, który współpracował jeszcze z Szostakowiczem, najlepszego chyba kwartetu rosyjskiego przez dziesięciolecia, Wala, który do końca grał na tej swojej wiolonczeli idealnie czysto i z ekspresją trafioną w punkt, już od prawie dwóch lat nie żyje 🙁 Mam wielki zaszczyt mieć z nim zdjęcie na zapleciu sali balowej w Łańcucie (muszę je odgrzebać) – łabądek na pewno pamięta ich wizytę.
To był rekordzista – 62 lata w jednym zespole! I dodam, że rekordzista pod drugim jeszcze względem – nigdy nie stracił jakości.
http://en.wikipedia.org/wiki/Valentin_Berlinsky
Co do słuchawek na całe życie, to jak patrzę na moje kilkunastoletnie Senki, mam pewne wątpliwości – materia się niestety zużywa, nawet jeśli nie są to słuchawki przenośne.
Na wykresy nie ma co patrzeć, bo niewiele z tego wynika.
A wzmacniacz – wiele zależy od efektywności słuchawek. Urządzenia przenośne mają z reguły małą moc (niskie napięcie zasilania), a wiele słuchawek „pokojowych” efektywnością nie grzeszy. Przenośne są zwykle bardziej skuteczne.
Cena też nie zawsze idzie w parze z jakością. Wśród audiofilów-porównywaczy furorę zrobiły Creative Aurvana Live (nieco ponad 200 zł) – myślę że w kwocie do 500 – 600 zł ciężko będzie o coś jednoznacznie lepszego. Ponoć dobre są też jeszcze tańsze Philipsy shp 5401.
Czy wolno powiedzieć coś nie o słuchawkach? 😉 A przede wszystkim, czy dziś jeszcze można zapisać się do dywanowego fanklubu Maleny Ernman? Zależy mi, bo miałbym poczucie sprzeniewierzenia się całemu mojemu szczenięcemu życiu, gdybym nie zgłosił się do fanklubu kogoś, kto za swoje wzorce artystyczne uważa komików. 😎
Nawet jak ten ktoś raczej z ptasiej niż z psiej strony. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=9B1dURaRDMY&feature=related
@macias – z wczoraj w sprawie Trojan – lepszym wyborem będzie nagranie z Chatelet. Wykon muzyczny i wokalny na wyższym poziomie, dodatkowo z Valencii płynie wyjątkowo bolesny francuski, na tyle bolesny, że pogarsza ocenę. Wizja – przełożenie na ekran tego, co pokazano w Valencii i Warszawie (bez wdawania się w ocenę) nie udał się, moim skromnym zdaniem.
A to masz jeszcze takie, Bobiku – widać kiepsko, ale widać…
http://www.youtube.com/watch?v=-amODMP0qRg&feature=related
Ja też nie o słuchawkach.Specjalna dedykacja dla Bobika 11:43 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=a6gzFvpb8RU&feature=related
W kwestii słuchawek – dołożę typowo damską poradę – jeśli mają służyć także na dworze, to warto szukać słuchawek (zamkniętych) składanych – daje się to upchnąć do (damskiej) torebki średnich rozmiarów.
O, jak mi się przydały linki z Maleną. Zaraz mi się poprawił humor, który dzś jakoś strasznie był pod kotem… 🙂
Bobik pod kotem
http://helpwithpettraining.com/images/train-dog-around-cat.jpg
Kierowanie się wykresami i tabelami osiągów sprzętu to moda lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Chyba minęła.
Sennki się panoszą na rynku, a nieśmiało zwrócę uwagę na słuchawki firmy Sony. Miałem takowe przez ponad 20 lat, aż pękł pałąk 🙂 w miejscu nie do sklejenia niestety. Poza tym gąbki nauszne się powykruszały Nie wiem czy rekomendacją jest także ujęcie Stinga w studiu w słuchawkach Sony na filmie opowiadającym o powstawaniu płyty „On a Winter’s Night”.
Bardzo ważnym czynnikiem, o którym łatwo zapomnieć jest wygoda nagłowna. Nie ma sensu kupować wypasionego sprzętu, jeśli po 15 minutach bolą uszy.
Nie kupować bezprzewodowych. Wszystkie takowe, które oglądałem miały spore ograniczenia pasma w stosunku do przewodowych.
Hoko, kiedy i jak Ty to sfotografowałeś? Wydawało mi się, że byliśmy z kotem sami w pomieszczeniu. 😯
To jest zdjęcie z Google Earth.
Oni to mają od dawna obstukane (znaczy ona i Martin Fröst); tu chyba starsza wersja…
http://www.youtube.com/watch?v=sbQwQetKm2g&feature=related
Hy hy, mam satelitę szpiegowskiego 😆
Tez mam sluchawki Sony, zupelnie niezle.
Final konkursu Long-Thibaud-Crespin, z Julia Lezhneva na 6-tym miejscu 🙁 , do obejrzenia na ARTE live
http://liveweb.arte.tv/fr/video/Finale_du_Concours_de_chant_lyrique_Long-Thibaud-Crespin/
Gostku, rozumiem ból po stracie pałąka. 🙁
Jakaż podła to męka, kiedy pałąk pękł,
podlej tylko, gdy cały pękł pałąków pęk.
Bąk, ni pająk, ni stonka, co po łąkach się błąka,
nie zastąpią byłego już, pękłego pałąka. 😥
Yeah!
Hop hop, ja w Poznaniu. Właśnie sobie zdałam (na ulicy Święty Marcin), że jutro Świętego Marcina i w związku z tym jest święto ulicy. Ale niestety jadę z powrotem, bo jutro wieczorem I, Culture.
Dziś Szostakowicz.
A pojutrze – Paris joli… 😀
Pani Kierowniczko,ale chociaż na rogale świętomarcińskie Kierownictwo się chyba załapie?
Off topic : Czy ktoś z P.T.Blogownictwa będzie może nagrywał jutrzejszą retransmisję „Marii” z Wexford?
Bo ja akurat obchodzę Św.Marcina poza zasięgiem Dwójki,niestety…
Ależ pamiętam, Pani Kierowniczko.Niejeden się wtedy spłakał jak bóbr.Choć żyrandole podczas koncertu świecą tylko nad estradą,sala jest na szczęście wygaszona.Nie pomnę,czy to oni nam mieszali brunatnego niedźwiedzia,czy trio z Petersburga?I tak nim się człowiek obejrzy,okazuje się,że przepijał z historią…
U nas już od ilku dni chodzą świętomarcinowe pochody z latarniami i orkiestrami dętymi. A wczoraj zaobserwowałem rodzenie się nowej, świeckiej tradycji. Zadzwoniły do drzwi dzieci i śpiewając okolicznościowe piosenki zażyczyły sobie cukierków, jak w Halloween. 😯
Wyrzuciłem za drzwi uprzejmie, ale na zbity pysk. Jak się ta nowa tradycja rozhula, to wkrótce w Święto Pracy pojawią się dzieciątka, odśpiewają Międzynarodówkę i zażądają pasztetówki. Niedoczekanie. 👿
Na stronie telewizji mezzo można głosować na przedstawienie operowe roku:
http://jeuopera.mezzo.tv/opera-of-year.htm
Dla głosujących są przewidziane różne nagrody (m.in. wycieczka na festiwal w Baden-Baden). Wśród nominowanych również Alcina z MM z Wiedeńskiej Staatsoper 🙂
Bobik bije niemieckie dzieci!
(trzynastozgłoskowcem się nie da chyba)
Do Ew-ki
Nie wiem, czy mi się uda, bo chciałam zajrzeć na wiec, a później może do Filharmonii, ale nie mam biletów i nie wiem, jak się okoliczności rozwiną.
Nastawiać nagrywanie na cały dzień trochę bez sensu, bo później kilka/kilkanaście GB nie chce mi się otworzyć w programie do filetowania.
Nagrywam ze strumienia, więc dla audiofilów nagranie bezwartościowe.
Beatko,
rozumiem, że to delikatna zachęta do wzięcia udziału ze wskazaniem słusznego wyboru. 😀
Transmisję „Marii” wpuszczono w internet, proszę bardzo nadusić i ściągnąć sobie dwa pliki. Nie zaglądałem do środka, to jakiś Hiszpan wywiesił. 🙂
Ogłoszenie dywanowe 🙂
Mam wolne miejsce na jutrzejszy koncert I, Culture Orchestra w FN. Rodzina nie da rady. Kto chce się załapać, niech da znać.
A na Świętym Marcinie właśnie przeszedł pod oknem hotelowym pochód z miesiączką, za przeproszeniem. Sorry za wulgarność, ale już mnie szlag trafia. Ale pochód był dość krótki i milczący. Tylko dzwonią jakimś pseudokościelnym dzwonem 👿
A rogale świętomarcińskie widziałam nawet w Biedronce. Nie kupiłam 😉
Te w Biedronce to niekoniecznie, oszczędnościowe 😉 No ale nie dopuszczę do tego, żeby Kierowniczka nie spróbowała słusznego rogala 😉
EmTeSiódemeczko, nie wiem, czy aż tak to bym śmiała 😉 W każdym razie Twoja interpretacja bardzo mi się podoba 😀
E tam, Wodzu, zaśby się nie dało. Oczywiście, że się da trzynastozgłoskowcem, ale prawidłowo jest ośmiozgłoskowcem. 😎
Tam znad Renu i znad Łaby
jakiś jęk dochodzi słaby,
jęczą Niemcy ile wlizie,
że im Bobik dzieci gryzie.
Z tymi dziećmi, Bobiku, cuś jest na rzeczy. Po dziesięcioleciach rozpuszczania jak dziadowski bicz, wedle wzorów Illicha i innych pieszczochów, wahadło jakby wraca – oczywiście, przeleci w drugą skrajność zanim się załatwi sprawy naprawdę poważne (tj. znęcanie się, oświata z prawdziwego zdarzenia itd).
Nawet tak plugawa, „postępowa” szmata, jak francuski tygodnik Marianne (którego ulubionym zajęciem jest od lat ustawianie szeregiem skazańców przed „społecznym” plutonem egzekucyjnym, czyli definiowanie wroga zbiorowego wedle dowolnych kryteriów, rudzi, cykliści itd) walnęła w ostatnim numerze materiał pod hasłem „Nasze dzieci – wstrętne tyrany. Skończyć wreszcie z ostatnią dyktaturą!”. Przejrzałem chyłkiem na dworcu, tygodnik wylicza m.in. niezliczone akty agresji jakich ofiarą padają od dłuższego czasu ze strony Monstrów rodzice i nauczyciele.
Wpadliśmy ostatnio na badania socjologiczne na temat szczęścia w pojęciu dzieci. Wygrała następująca definicja : „codziennie nowa zabawka”.
Jak zwykle, to Antoni Słonimski był prorokiem (nie wiem, czy Lem coś pisał na ten temat…). On pierwszy dokonał odkrycia, że dzieci są świnie.
No i znowu czkawka…
Dzieci jak psy – przeważnie niewinne temu, jak zostały wychowane (choć zdarzają się jednostki absolutnie zaburzone, po których wszelkie wychowanie spływa jak po gęsi). A dorośli… Ja mam czasem wrażenie, że zerwanie z wychowaniem autorytarnym wywołało u niektórych dorosłych falę zachwytu: „uff, nareszcie nie musimy się gówniarzami w ogóle zajmować. Niech sobie robią co chcą, byle nam nie przeszkadzali oglądać telewizji”. Ale oczywiście nikt nie chciał tego nazwać pedagogiką wnosiemalską, więc ustalono, że to jest wychowanie antyautorytarne.
Na Zachodzie to najpierw rok 68 różne dzieci z pedagogiczną kąpielą powylewał (choć nie twierdzę, że i pozytywnych skutków nie miał), a potem już fala ruszyła szeroko. Ale teraz chyba rzeczywiście coraz częściej dzieciątka zaczynają starszych wytrącać z błogiego samozadowolenia, więc jest nadzieja, że powrót wahadła do sensownego centrum już bliski.
Ale ten cały wywód oczywiście nie oznacza, że ja sam nie chciałbym codziennie dostawać nowej zabawki. 😎
Inny temat: w Gazecie Wyborczej-Poznań artykuł nieznanego mi autora(rki), nazwiskiem Teni Segura, na temat premiery Lady Macbeth.
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Poznan/1,104399,10618969,Historia_Lady_Makbet__ktora_zabijala_z_milosci.html
Wszystkie informacje dotyczące wczesnej kariery sowieckiej tego utworu zostały tam wyssane z palca. Nie było żadnego skandalu, opera szła przez dwa lata odnosząc wielkie sukcesy w dwóch teatrach (Leningrad i Moskwa). Stalin nie był na leningradzkiej prapremierze, tylko na trzeciej produkcji sowieckiej w Teatrze Wielkim, prawie dwa lata po prapremierze. Niczego „nazajutrz” nie zakazał. Operę zdjęto dopiero po kilku dniach i paru dalszych przedstawieniach.
Wszystko to oczywiście jest w biografii Krzysztofa Meyera.
Wydaje mi się, że to jest autorka. Raczej jeszcze bardzo młoda. Może studentka. W szkołach ograniczono wiedzę na rzecz samodzielnego myślenia i umiejętności wyszukiwania potrzebnych informacji. Może daty, na przykład dwa lata, nie mają znaczenia.
Ale to są moje domysły, nie chciałabym nikogo urazić.
Do Beaty.
Jestem grzeczna dziewczynka. 😀
Zagłosowałam zgodnie z sumieniem, bo to był jedyny spektakl z poddanych pod głosowanie, który obejrzałam.
Bardzo wszystkim dziękuję za wkład słuchawkowy. 🙂 Na pewno skorzystam z Waszych doświadczeń – mam mocne postanowienie wreszcie się na coś zdecydować i nabyć. Wygodne, przewodowe i wyłącznie do użytku salonowego. Resztę zdecyduję po obejrzeniu polecanych stron i przesłuchaniu choć kilku modeli. W tej chwili, niestety, nadaję się wyłącznie do odstawienia w cichy kąt, bo mnie globus dopadł i radość życia diabli wzięli. Znowu muszę odłożyć odsłuchanie linek na potem. 🙁 W sumie, wszystko muszę odłożyć na potem…
Skoro już była mowa o słuchawkach na głowach znanych muzyków, to ja pozwolę sobie dodać, że firma Bayerdynamic też ma się kim pochwalić. 🙂
http://i27.fastpic.ru/big/2011/1110/2d/d6a1919efda8b3cb1e3e6aa273f10e2d.jpg
Przetestowane: pan Piotr ma rację z Koss – potwierdzają to liczne przykłady, że słuchawki Koss teraz są w modzie, posłuchajcie ludziska ballady jak Koss daje przyjemność na co dzień…
Indywidualna sprawa: dźwięk
Trzeba dopasować do swojego ucha. Gostek ma rację i Hoko: parametry nie grają, ale ważne wszelako są, bo jak widzę pasmo przenoszenia od 1 kHz do 12 kHz to wiem, że to dobre dla vicepremiera Pawlaka.
Cowon też się sprawdził – jak Koss – mnóstwo ludzi chwali i popiera, ze mną włącznie.
Ja robię tak: biorę ca 30 płyt różnych, czasem posuwam się do wredoty i żądam gramofonu analogowego, sprawdzam, czy jest szansa na wymianę kabli i jadę – jak szukam odtwarzacza, to różne testuję na sprawdzonej reszcie (znaczy się wzmacniacz i głośniki), jak szukam wzmacniacza – jazda ekstremalna – trzeba go ćwiczyć na wielu muzykach, i głośnikach…
Jednym słowem zabawa na 24 fajerki. Sprzęt ostatni kupowałem cały dzień ciężko pracując i dając popalić biednemu importerowi.
Ale w końcu się opłaciło: jestem zadowolony i wolno mi czasem go włączyć. Na co dzień jadę na słuchawkach 😉
http://www.culture.pl/kalendarz-pelna-tresc/-/eo_event_asset_publisher/L6vx/content/final-tournee-i-culture-orchestra-w-filharmonii-narodowej
Mili Dywanowicze!
Jutro wybieram się do FN na koncert, do którego link powyżej.
Czy ktoś może słyszał już tę orkiestrę na koncertach w Polsce?
Baevą (Bajewą) cenię i pamiętam z konkursu im. Wieniawskiego, ale o muzykach orkiestry, może wstyd przyznać, niewiele wiem…
W każdym razie mam nadzieję na udany wieczór. Zdam relację na Dywanie 🙂
Pozdrawiam ze Śródmieścia Warszawy!
@ PMK 19:07
Tam jest jeszcze śmieszniejsza rzecz w tym gazetowym tekście, ale to już nie wina autora (-rki), tylko cytowanych realizatorów – mówią, że starali się nie robić w inscenizacji odniesień do czasów totalitaryzmu sowieckiego. Na miłość boską, a kiedy niby żył i o jakiej epoce pisał Nikołaj Leskow? 👿
Siedzę już w hotelu i pogryzam marcińskiego dostanego od Beaty – pychota 🙂 Zaraz zabiorę się za wpis. A na ulicach tłumy rozrabiającej młodzieży…
@ Marcin D. – o tej orkiestrze pisałam parę wpisów temu, z Berlina.
Leskow? Wiadomo, współczesny Szostakowiczowi…
Na takie reżyserskie wice to ja już nawet uwagi nie zwracam, Szefowo. Skóra mnie się zrobiła jak u nosorożca. Ino sie chichram.
Z tej samej półki, ale za to z pretensjami: koleżanka właśnie wróciła z kina, gdzie była na nowym arcydziełe Rolanda Emmericha (Godzilla, Impedance Day – żeby zostać w temacie słuchawkowym… – The Day After itd), pt. Anonymous. Rzecz jest o tym, że Edward de Vere, earl of Oxford, napisał dzieła Szekspira i miał nieślubnego syna z Elżbietą, oraz inne takie. Emmerich tego nie wymyślił, gdyż teoria „oxfordzka” żyje od ponad stu lat, a do tego film firmuje dwóch spośród największych aktorów współczesnych, Sir Derek Jacobi i Mark Rylance, którzy są, niestety, wyznawcami (to tak, jakby Argerich i Zimerman należeli do sekty, wedle której dzieła Chopina skomponował, bojawiem, książę Adam Czartoryski). Podobno niebywały gniot, ale oczywiście pójdę, jak tylko będzie gdzie!
Słabości umysłowe mogą dopaść każdego. To komentarz do PMK. 🙂
Bo paraliż postępowy
Najzacniejsze trafia głowy.