Dobry Brat Mozart
W ramach wstępnego przygotowania przedzlotowego dziś opowiem Wam trochę mniej znanych, a ważnych historii z życia Mozarta.
O jego przynależności do wolnomularstwa wiadomo było od zawsze. Ale w gruncie rzeczy niewiele wiedziało się rzeczy konkretnych, póki badacze nie pogrzebali porządnie w dokumentach masońskich. Przypomnijmy, że masoneria, choć tworzenie kolejnych lóż było za życia Mozarta dość modne, niedługo po jego śmierci przeżyła dobijający (czasowo) cios.
Już cesarz Józef II zaniepokoił się rozwojem tego zbyt niezależnego, oświeceniowego z ducha ruchu, nader zbliżającego ludzi na różnych płaszczyznach i wyznającego zbyt wolnościowe i egalitarne ideały. Popierał masonerię, ale był nieufny, bo był to ruch, którego sam nie zakładał i nie miał nad nim kontroli. Tak więc w rok po tym, jak Mozart został masonem, zaczęły się dla członków lóż trudne czasy – a to był dopiero początek.
Na razie jest 14 grudnia 1784 roku i Wolfgang Amadeusz prosi o przyjęcie do loży „Zur Wohltätigkeit” (Pod Dobroczynnością). Loża ta dzieliła świątynię (znajdującą się na drugim piętrze domu pewnego wiedeńskiego gorzelnika) z inną, „Zur wahren Eintracht” (Pod Prawdziwą Zgodą). I w jej posiedzeniach również Mozart czasem uczestniczył jako „brat gość”, po czym ślady (w tym lista obecności z podpisem Mozarta, którą widziałam na fascynującej wystawie zorganizowanej w Roku Mozartowskim w wiedeńskiej Albertinie) zachowały się w protokołach, w przeciwieństwie do dokumentów macierzystej loży Mozarta, zapewne skromniejszej. Ale wiadomo, że już w Wigilię 1784 roku kompozytor był takim „bratem gościem” w „Zur wahren Eintracht”, a w styczniu 1785 roku Ignaz von Born, czołowa postać wiedeńskiego wolnomularstwa, nadał mu tam stopień czeladnika, o czym w księgach jest odnośny zapis. Nie wiadomo, kiedy Mozart otrzymał tytuł mistrza, ale to również musiało się odbyć szybko, bo już 16 kwietnia jego ojca, którego wprowadził do loży, mianowano czeladnikiem, a 22 kwietnia mistrzem, a więc Wolfgang musiał nim być już wcześniej, ponieważ w ceremonii pasowania na mistrza mogli uczestniczyć tylko mistrzowie. Co więcej, Mozart wciągnął do ruchu także swojego starszego przyjaciela Haydna – już dwa tygodnie po własnym akcesie zwrócił się o wstawiennictwo w sprawie kolegi po fachu do Mistrza Ceremonii „Zur wahren Eintracht”. Oficjalnie Haydn został członkiem tej loży 11 lutego 1785 roku – Mozarta przy tym nie było, bo miał obowiązki koncertowe (m.in. tego wieczoru dokonał prawykonania Koncertu fortepianowego d-moll KV 466). Ale nazajutrz Wolfgang zorganizował przyjęcie na cześć przyjaciela oraz ojca, który bawił wówczas w Wiedniu; na nim wraz z ojcem i dwoma braćmi masonami-muzykami odegrał trzy z sześciu przepięknych kwartetów, jakie poświęcił Haydnowi. I to wtedy właśnie Haydn wypowiedział słynne słowa: „Klnę się na Boga i na swój honor, że uważam Pańskiego syna za największego kompozytora, jakiego znam osobiście lub z imienia”, co papa Mozart skrzętnie odnotował w liście do córki Nannerl.
Sam Leopold Mozart został zgłoszony jako kandydat w marcu 1785 roku, a inicjacja nastąpiła w kwietniu. Biorąc pod uwagę terminy uroczystości, jakie wspomnieliśmy wyżej, trzeba powiedzieć, że awansowało się tam błyskawicznie. W dwa dni po tym, jak Leopold otrzymał tytuł mistrza, obaj Mozartowie uczestniczyli w uroczystym posiedzeniu loży „Zur gekrönten Hoffnung” (Pod Ukoronowaną Nadzieją), zwołanym na cześć Ignaza von Borna – tam Wolfgang poprowadził wykonanie swojej kantaty Die Maurerfreude KV 471, jednej z tych, które usłyszymy 21 czerwca na koncercie. W tym samym roku partytura kantaty została opublikowana przez Artarię, znanego wydawcę nut (który oczywiście równiez był masonem), a wykonywano ją jeszcze wielokrotnie w różnych lożach. Nazajutrz po uroczystości 24 kwietnia Leopold Mozart powrócił do Salzburga. Było to ostatnie spotkanie ojca z synem.
W lipcu Wolfgang skomponował najważniejsze ze swoich masońskich dzieł: Maurerische Trauermusik KV 277 (ją też oczywiście usłyszymy) na uroczystość nadania w sierpniu tytułu mistrza Carlowi Königowi z Wenecji, którego loża została zamknięta przez inkwizycję, a on sam musiał udać się na wygnanie. We wrześniu przyjęto do loży kolejnego przyjaciela Mozarta, klarnecistę i basethornistę Antona Stadlera, tego samego, dla którego napisał Kwintet klarnetowy i Koncert klarnetowy.
Ale nad wolnomularstwem już zaczęły się gromadzić chmury. 11 grudnia cesarz Józef II nakazał wiedeńskiej masonerii ograniczyć liczebność lóż do trzech, a każda z nich mogła liczyć nie więcej niż 180 członków. Tak więc od tego czasu połowa wiedeńskich wolnomularzy nie miała prawa już należeć do swojego ruchu, a łączenie lóż stworzyło ogromne kłopoty organizacyjne. 19 grudnia Mozart uczestniczył w zgromadzeniu rozwiązującym jego lożę macierzystą i zgłosił akces do loży „Zur neugekrönten Hoffnung” (Pod Nowoukoronowaną Nadzieją), która powstała z połączenia „Zur gekrönten Hoffnung”, „Zum hl. Joseph” (Pod Świętym Józefem), „Zur Beständigkeit” (Pod Stałością) i właśnie „Zur Wohltätigkeit”.
cdn.
Tu trochę próbek wolnomularskich utworów Mozarta.
Komentarze
Dziękuję! 🙂
Wysłuchałam.
Nic nie mówię o swoim uczestnictwie w zjeździe, bo nie mogę ruszyć się z domu.
Dopóki nie załatywię jakiejś pomocy, nie mam szans.
A i to, jak się zjawi, to na 2-3 godziny.
Pożyjemy zobaczymy.
Pozdrawiam dywanik. 😀
W „Czarodziejskim flecie” zdradził tajemnice
I w krótkich abcugach wylądował w świcach
Tak to przez tą lożę
Ktoś truciznę włożył
Mozart się rozłożył…
Nooo… mit działa 😆
Jak było naprawdę, opowiem następnym razem 😉
Czym zajmował się Mozart jako członek loży? Jakie poglądy miała loża, do której należał? O co zabiegała?
Ooo… wszystko chcecie wiedzieć od razu 🙂 Będzie i o tym.
Pozdrawiam EmTeSiódemeckę!
Bardzo to wszystko ciekawe. Kiedyś czytałem pamiętniki Słonimskiego – imienia nie mogę sobie przypomnieć – Amerykanina, blisko spokrewnionego z Siergiejem Słonimskim, kompozytorem rosyjskim, a także z całą świetną rodziną Słonimskich, do której należał nasz Antoni. W latach sześćdziesiątych wygrał on w telewizyjnym quizie główną nagrodę (była to zawrotna suma) i poświęcił sie pisaniu encyklopedii muzyki. W pamiętnikach wykazał, na przykładzie Mozarta, jak często dane w encyklopediach okazują sie nieprawdziwe. Autorzy powołują się np. na trzy źródła; po dokładnym sprawdzeniu okazuje się, że jest to jedno źródło i to bardzo niepewne, zaś pozostałe dwa są cytatami z pierwszego. Drobiazgowo sprawdzając zapisy meteorologiczne wykazał, że w dniu pogrzebu Mozarta nie mógł padać śnieg. Potem wiele „niezbitych faktów” okazywało się tylko przypuszczeniami. Pewne za to były związki Mozarta z masonerią. Bardzo mnie to zafascynowało ale potem zapomnialem o tym
i nie postarałem się o te encyklopedię, nie wiem nawet czy została ukończona.
A w drugim odcinu poodsuwa świce,
Pani Kierowniczka zdradzi tajemnicę
Jak było naprawdę, spadną już zasłony,
Jak pisząc swe Requiem Mozart w łzach utonął…
Nicolas Slonimsky. Encyklopedia miała wiele wydań, każde kolejne było przez Slonimskiego poprawiane. Po polsku się nie ukazała, ale zostały przetłumaczone jego wspomnienia pt. Słuch absolutny.
Slonimsky był też przez pewien czas dyrygentem i propagatorem kompozytorów awangardowych. Zmarł mając 101 lat.
http://en.wikipedia.org/wiki/Nicolas_Slonimsky
O wolnomularstwie Mozarta pisał też chyba J.James w „Muzyce Sfer”.
Niestety dość trudno o tę książkę.
Bardzo ciekawy wpis. W historii masonerii bardzo urzekają mnie nazwy łóż. Niektóre z nich brzmią jak nazwy pensjonatów w kurorcie wypoczynkowym.
Listy „braci” należących do poszczególnych łóż to inna para kaloszy…
Witam jarkkkoo. Rzeczywiście, nakład jest wyczerpany. Ja jej zresztą nie czytałam. Tu jest omówienie, napisane przez osobę bez wątpienia kompetentną:
http://www.mixus.pl/articles.php?id=8
Kto Mozarta otruł? Może nie masoni,
Bowiem wrogiem byli mu nie tylko oni,
W spełnieniu życzenia by go diabli wzięli
Miał interes także niejaki Salieri.
Skonfliktowan także był z arcybiskupem,
W myślach choćby mógłby życzyć mu być trupem
Dodając do tego inne tajemnice
Których ja rymując nigdy tu nie zliczę
Pozostaje czekać cierpliwie publiczce
I pozwolić pisać Pani Kierowniczce…
Przykra jest historia masonów. Cele mieli szlachetne zaś oskarżani byli o światowy spisek; nikt im zresztą nigdy żadnych niegodziwości nie udowodnił – a mimo to do dzisiaj ultraprawicowcy posługują się terminem „mason” jako wyzwiskiem. Przecież to niedawno Rzecznik Praw Dziecka napisała list ze skargą do papieża (w sprawie oskarżania biskupa o współpracę z SB), w której doniosła, że telewizja i prasa jest opanowana przez masonów. I głupota jej wcale nie tłumaczy. Babina napisała to o czym w jej kręgu zupełnie poważnie się mówi.
Czytałam niedawno najnowszego Stommę. Potwierdza, że w każdej dziedzinie potęga mitu, przyzwyczajeń, ugruntowanych przekonań, jest niesamowicie silna. I niestety często bardzo niszcząca.
Mason ćwiczył rozum porą bezustanną
No i się naraził tym co pod sutanną…
Słowo „mit” użyte przez Haneczkę skojarzyło mi się z książką Rollo May’a „Błaganie o mit”. Bardzo ciekawa lektura. Mit jako „wieczność wdzierająca się w czas”.
Widzę podgrzewanie atmosfery przed spotkaniem 😀
Loże masońskie zawsze kojarzyły mi się z organizacjami tajnymi – a tu się dowiaduję, że się zachowały listy obecności. To co to za tajność była? 😉
Odnośnie mitów: z pogrzebem Mozarta też zdaje się nie było do końca tak, jak się powszechnie sądzi.
Chcę zawiadomić, że rację miała Alicja. Komuszek został zdemaskowany i okazało się, że jest kosem!
Z pogrzebem Mozarta nie było nie tylko do końca tak, jak się sądzi, ale w ogóle całkiem inaczej. Nicolas Słonimski w swojej książce Słuch absolutny opowiada jakie prowadził badania nad tą sprawą – przy redagowaniu encyklopedii muzycznej – i jak punkt po punkcie okazywało się wszystko legendą, powielaną przez najpoważniejsze autorytety.
@Bobik: gagatek jest sprytniejszy niż myśleliśmy. Działa pod przykryciem 😉
Bobiku, a przygotowałeś dla niego stanowisko lęgowe? Może się rozmnoży i będzie można założyć chór! I jeśli będziesz małe szkolił, to kto wie co nam będą potrafiły zaśpiewać… Planuj repertuar!
Quake, nie tylko to. Czy nie zastanowiło Cię, od czego skrótem jest KOS ? Komuny Obrońca Spóźniony? Komunistyczna Ornitologia Stosowana? Komuniści Owocowego Starodrzewu? Nie można wykluczyć nawet, że ma to wszystko coś wspólnego z pogrzebem Mozarta! 😯
Bobik, nie możemy też zapominać o niejakim Janku Kosie 😉
Allo, jak będzie chór, to najprawdopodobniej Aleksandrowa. Na wszelki wypadek uczę się gwizdać „Katiuszę”, w razie czego będę robił za piątą kolumnę. 🙂
Kos! Od początku tak podejrzewałam – one wszystko potrafią zaśpiewać 😀
Z pogrzebem Mozarta wszystko było inaczej, nie tylko jeśli chodzi o pogodę. To też dłuższa historia. Najważniejsze: na cmentarz żałobnicy wówczas nie wchodzili (nie wolno im było) z obawy przed epidemią. Poza tym w ogóle kondukty żałobne nie były wówczas w zwyczaju – pożegnano się z Mozartem na uroczystości w katedrze św. Szczepana, 6 grudnia, w kaplicy ponad zejściem do nieczynnych katakumb. W krótkiej ceremonii brała udział rodzina i przyjaciele. Konstancja nie brała udziału – po ciężkiej agonii męża miała stargane nerwy, a ich najmłodsze dziecko miało zaledwie cztery miesiące.
Komunista Owocowego Starodrzewu – to chyba najtrafniejsze! 😀
Quake… tu brzoza, tu brzoza. Melduję, że trzy domy dalej mieszka niejaki Gustlik. Poznałem go po akcencie. Wyjechał do NRF-u na pochodzenie i tego Kosa ściągnął do siebie! 🙂
A co do masonów, to zeen @ 20:27 słusznie prawi 🙂
Bobik, weź się dobrze rozejrzyj, może i Marusia się gdzieś tam kręci. Ona to potrafiła zaśpiewać o tankistach:
http://www.youtube.com/watch?v=uSI061gJ4yo&feature=related 🙂
A może na tej czereśni to Marusia śpiewa? 😉
Drozd, który okazałem się kosem tak naprawdę jest Marusią 🙂
Ja już się uczyłem wersji nieco wyprostowanej o śmierci Mozarta (oczywiście po szkole…).
Zresztą broni się Konstancji — jej wkładu w ocalenie spuścizny po mężu.
W Roku Mozartowskim wydano chyba z dziesięć kretyńskich powieścideł o Mozarcie. Rekordowe, jeśli chodzi o objętość, były dwutomowe, nudne jak flaki z olejem, wymyślone pamiętniki Konstancji, pisane z pozycji feministycznej 😀 No, może przesadzam, ale to jedna wielka obrona Konstancji. Przypomina wiele rzeczy i naświetla je czasem, wydaje się, w sposób całkiem słuszny.
Mam całą kolekcję. Chciałam nawet napisać prześmiewczy artykuł, ale jakoś nie było kiedy. Za to zrobiłyśmy z panią prof. Ireną Poniatowską (tzn. koleżanka z Dwójki zrobiła) prześmiewczą audycję na ten temat. Doprawdy, cytować to to trochę jak jak cytować Trędowatą czy Lodoiskę 😆
Drozd jest kosem i zakłada chór Aleksandrowa, Marusia pod bieriozką pisze książkę o Konstancji, a szczęńliwych tankistów też spotkałem. Siedzieli na ławce w parku i tankowali. Mówili po polsku, nie po rosyjsku.
Z tego wszystkiego chwyciliśmy obaj z Szarikiem za kielnie i poszliśmy do loży. Na szczęście nie okazała się jaczejką i nawet zimne piwo podawali.
Pozdrowienia od Bittburgera! 😀
A Zuzanna lubi je tylko jesienią 😀
Pani Kierowniczko, zimnie piwo jesienią? 😆
A dlaczego nie? Na ogrzewanej sali lub ganku jak w Monachium? A na Oktoberfest to ciepłe piwo piją? 😆
Taaa, to całkowicie zmienia postać rzeczy. Zuzanna lubi je tylko jesienią na ogrzewanej sali 🙂
No to zdrowie. I dobranoc 😉
A propos „Zuzanna lubi je tylko jesienią” – przypomniał mi sie dowcip Raczkowskiego z Przekroju: na rysunku widać dwóch facetów z postawionymi kołnierzami, w kapeluszach, pod tym dialog:
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
– Zuzanna go chwali tylko jesienią.
Ja tam staram się chwalić tylko swoich znajomych, a w porywach siebie, a co!
Piwo zawsze zimne pijemy i promujemy polskie wśród kanadyjskiej gawiedzi, nawet polubili!
Jak już tak sobie dosypiacie, to się po cichutku wypowiem.
Bardzo, ale to bardzo nie lubię słowa zaczynającego się na „z”, które w Polsce rozpowszechnił ten zielono czy czerwono farbowany pan od tych troje czy jak ich tam. Język ojczysty należy szanować, a nie *robić z niego oborę*, jakby to powiedział mój znajomy. Ja nie wiem, czy „należy”, może to nigdzie nie jest zapisane, ale ja tak mam. Szanuję. To jest skarb.
Swieżo po obejrzanym – wysłuchanym koncercie Marka Grechuty – cóż tu dodać.
W palcach swieci mi igła, znaleziona w mroku…
‚A na Oktoberfest to ciepłe piwo piją?’ – pyta o 23:36 Pani Kierowniczka.
Przypominam na wszelki wypadek, że Octoberfest odbywa się głównie we wrześniu (pod koniec) i na Theresienwiese bywa wręcz upalnie. (Tak przynajmniej chciała matka aura podczas moich bytności). Piwo jest zimne, rozgrzewa po czasie, dla szybszego efektu można, można, nawet trzeba zamówić kiełbaski i inne bawarskie kaloryczności… 🙂
Ja w zeszłym roku byłam już później (początek listopada) i było raczej rześko, ale nie wyobrażam sobie picia ciepłego piwa. Piłam zimne, np. tu – polecane przez zeena 😀 właśnie na ogrzewanej werandzie.
Piwo wyłącznie zimne, pora roku obojętna.
Pani Doroto, kantata bezbrzeżnie smutna, zgodnie z tytułem zresztą. Ani promyczka, że wprawdzie stamtąd wygnali, ale tu przyjęli.
U nas były dwie loże masońskie, nic po nich prawie nie zostało, budynki się uchowały, ale bez pamięci.
… hmm, piwo z rana jak śmietana
Dzień dobry.
Czy Pani Dorota piła zimne piwo w „Andechser am Dom”? Czy przypadkiem: Andechser Doppelbock Dunkel? To piwo najlepiej smakuje jeżeli jest lekko schłodzone, jesienią w ogrzewanym ogródku i z 0,5-litrowego kufla. Można też, żeby kelnera nie zamęczać bieganiem, tradycyjnie zamówić „ein Maßkrug Doppelbock Dunkel” 🙂
Promyczek to ten akord C-dur na końcu 😀
Zacytuję teraz kawałek na temat Maurerische Trauermusik z książki Guy Wagnera Brat Mozart, którą się tu w sprawach masońskich wspieram.
„Cała symbolika dzieła nawiązuje do najważniejszego wydarzenia w życiu każdego wolnomularza, to znaczy wyniesienia na stopień mistrza masońskiego. Rytuał ów odwołuje się do legendy o mitycznym budowniczym świątyni Salomona – Hiramie (w XVIII w. zastąpionym na jakiś czas Adoniramem), ukazującej bardzo istotny aspekt wolnomularstwa.
Opowieść o zamordowaniu Hirama przez trzech występnych czeladników usiłujących wymusić na nim wyjawienie tajemnic masońskich, historia jego pochówku, odkrycie zwłok przez oddanych mu murarzy oraz symboliczne zmartwychwstanie stanowią kanwę ‚psychodramy’ z udziałem przyszłego mistrza. ‚Odgrywa on postać Hirama, który zostaje zamordowany, pogrzebany, odnaleziony – między cyrklem a kątownicą, dzięki gałązce akacji – a następnie przywrócony do życia’. Podczas gdy uczeń i czeladnik masoński posiedli już wiedzę o tym, jak należy żyć, aby odnaleźć samego siebie oraz stać się dla innych bratem, kandydat na mistrza uczy sie umierać – poznaje ‚najwyższą z nauk’. Nie prowadzi ona jednak do zwątpienia. Poprzez zmartwychwstanie Hirama śmierć zostaje pokonana, co uświadamia wolnomularzowi ciągłość istnienia.
Mozart przekazuje nam sens i znaczenie faktu wyniesienia na stopień mistrza masońskiego za pomocą środków czysto muzycznych. Ceremonię otwiera wezwanie instrumentów blaszanych. Związane łukiem nuty sugerują braterskie poszukiwanie przez mistrzów zwłok Hirama odkrywanego przez kandydata, a coraz bardziej rwany marszowy rytm wskazuje na to, że ich działania stają się coraz bardziej rozpaczliwe. Cantus firmus [tj. temat chorałowy] symbolizuje tu zadumę nad śmiercią i losem człowieka. Z kolei repryza wezwania oraz tematów z części pierwszej przedstawia wysiłki mające na celu wyrwanie Hirama z królestwa śmierci, zaś rozwiązanie w akordzie końcowym, promieniującym radością i zrównoważonym zarazem, zaświadcza o zwycięstwie życia nad śmiercią, które Mozart traktuje jako ‚klucz do naszego prawdziwego szczęścia’ [cytat z listu do ojca]”.
Znowu coś mnie przerosło. Myślałam, że jestem nieźle wyspecjalizowana w wyszukiwaniu jaśniejszych stron życia, a promyczek mi umknął.
Historię Hirama znałam, ale nie skojarzyłam. Jak dużo trzeba wiedzieć, żeby usłyszeć.
Dziękuję, Pani Doroto. Postaram się być wrażliwsza na promyczki 🙂
Bardzo to ciekawe. Na historii Hirama opiera się równiez opera Gounoda LA reine de Saba, z tym, że cala ta historia rozgrywa sie w trakcie wizyty królowej Saby u Salomona, a Hiram oślepiony jej cudowną pięknością, nie potrafi sobie dać rady z budowniczymi. Oczywiście jest to kolosalna bzdura, muzyka marnawa a do opery dodano książeczkę, w ktorej zamieszczono na nieszczęście masę zdjęć z przedstawienia. Otóż rolę Hirama kreuje Koreańczyk Jeon Won Lee (ujdzie) ale za to królowa Saby, tu nazywająca się Balkis, kreowana jest przez śpiewaczkę o monstrualnej tuszy i nieziemskiej brzydocie. Jest wprawdzie obudowana kostiumem i piórami – ale to jeszcze pogarsza sprawę. W dodatku tę brzydotę słychać.
Nie przesadziłeś z tą brzydotą, Piotrze M. ? I do tego nieziemską?! Odkąd pamietam , śpiewaczkami operowymi były panie słusznych rozmiarów, panowie zresztą też, Carreras był chyba wyjatkiem, ale też nie był najlepszym z tych tenorów.
Piękne panienki znajdziesz w rozkładówkach magazynów dla panów, a i to potraktowane photoshopem czy czymś tam… i podejrzewam, że gdybyś je zapytał, jaka jest ich ulubiona opera, nie bardzo by kojarzyły, o co chodzi i co to jest opera… 😉
Alicjo, teraz są inne czasy. Taka Anna Netrebko czy Angela Gheorghiu – to w sam raz na rozkładówki. Teraz liczy się też, jak kto wygląda – mamy epokę obrazkową 😀
… inne czasy?
Na przykład Maria Callas, może akurat nie na „rozkładówkę” (Aristoteles chyba był innego zdania, ja również) ale kubaturę miała i MA (z małą poprawką w nazwisku) poprawną 😉
Podczas mojego ostatniego pobytu z Marią w Grecji (dawno temu) bardziej byłem zachwycony jej urodą i figurą niż .. głosem 😉
A ja sobie rozważam, jak to chodziły po Europie mody intelektualne – pielgrzmowanie w średniowieczu, podróże po wiedzę w renesansie, wyprawy po nowe dobra (przy tym i piractwo) w tle wojny religijne i ekonomiczne, ruch masoński – niby elitarny i tajemny , a niemal masowy itd, itp aż do naszych czasów, postmodernizmu i ruchów globalistycznych. To jest moda; uszlachetniona, ubrana w ideologie, ale moda. Jestem ciekawa, co okaże się inspirujące dla naszych prawnuków.
No, nie taki mit i nie taka moda…
Niechcacy zadarlam z masoneria (z Grand Orient, nie z Loza Szkocka). Skutki nadspodziewane i wcale nie tak proste do wyprostowania. Nawet Bardzo Wysoko Postawione Persony (BWPP) sa bezradne…
Nie zycze nikomu…
No ale to nielitosciwe, pisać o nieziemskiej brzydocie! Człowiek ma, co Bozia dała. Epoka obrazkowa, to prawda…
Ja uważam, że jeśli już, to taka Pamela Anderson, czy ta polska jej odpowiedniczka z przerośniętym IQ (nazwiska nie wypowiem przez szacunek dla Kierowniczki), to jest okaz brzydoty.
Nie szata i nie skalpel chirurga plastycznego zdobi człowieka…
Tereso,
co z tymi masonami – prać?! U nas też jest jakaś Loża, myślę, że szkocka, bo tak by wynikało z historii miasta.
Dmuchawce, latawce, wiatr…
http://alicja.homelinux.com/news/img_4493.jpg
W Polsce też działa Wielki Wschód i jakieś dwie inne. Kiedyś trochę interesowałam się masonerią XVIII wieczną. W Poznaniu jest piękny, niedawno odrestaurowany budynek Loży, dwa są w Gnieźnie (szkoda, że zaniedbane. Jeden znam – mieściła się tam prokuratura, parter rekonstruowała młodzieź. Ależ urokliwe sprawy architektoniczne wyłaziły spod nowszych tynków i częściowej przebudowy.Właściwie każde większe miasto miało budynek loży.
Napisałem „nieziemska brzydota” – ponieważ owa śpiewaczka niezwykle przypomina pewnego, dość malowniczego zresztą, stwora piekielnego z obrazu Boscha. Jednak uroda w pewnych okolicznościach odgrywa ważną rolę, na przykład w tej zapomnianej operze. Przed pojawieniem się królowej Saby słyszymy długi pean Hiramana wychwalający jej nieziemską urodę, później zaś tę nibiańską piękność wychwala cały chór. Jakaś więc minimalna przyzwoitość obowiązuje. Można sobie tłumaczyć, że w tamtych czasach monstrualna tusza była ideałem urody, powoływać się na Wenus z Willendorf – ale co z tego. Poza tym uroda na scenie operowej stała się normą: Kiri Te Kanawa, Renee Fleming, Eva Mei – i długo jeszcze by wymieniać. Gdybyż jeszcze zapasienie było usprawiedliwione bosko pięknym głosem. Ale nie jest. Alicjo, w każdym Twoim słowie można wyczuć i klasę i urodę – więc nie powinnaś być aż tak wyrozumiała dla pasibrzuchów na scenie.
Piotrze,
mieszkam w kraju pasibrzuchów (fastfoody, sami się zapaśli!!!) i nauczyłam się tego nie zauważać, pewnie dlatego tak reaguję, jak ktos mówi o grubasach. Tutaj trzeba omijać to zjawisko wzrokiem.
A to też musi śmieszyć, jak Hiraman opiewa nieziemską urodę, a tu uroda przysadzista trochę, nie pomyślałam o tym 😉
Można by tę „Królową Sabę” opatrzyć w programie określeniem „opera komiczna” i sprawa byłaby załatwiona. 😀
A co powiedziec o pewnej Desdemonie, szesnastoletniej oczywista, co to jak weszla na scene, deski sie ugiely. Maur nie wytrzymal. Dusil dwa razy, nie dalo sie za pierwszym…
W Operze Lodzkiej nawiasem mowiac…
Teraz już wiemy, dlaczego zagro(u)żone są Maurów posady… 😀
Zacząłem czytać rozmowy Barenboima z Saidem (czy odwrotnie 😉 ) — charakteryzują dawną operę w Kairze jako dość ambitną, ale słabą — jednym z argumentów słabości są… grubi śpiewacy.
(No, ale kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień…)
Chociaz ponoc to rezonans tkanki tluszczowej dziala. Znalam taka jedna, co to jak chudla, glos tracila, to juz moze niech lepiej bedzie gruba, ale niech przynajmniej spiewa. Ostatecznie byla taka Jessie Norman, ktora bokiem na scene naszej Narodowej Opery wchodzila. Drzwi byly za ciasne.
To dopiero ostatnio takie kruszynki sie pojawily. Taka Nathalie Dessay na przyklad. Inna sprawa, ze to sopranik leciutki.
Co do facetow mam ponure doswiedczenia zwiazane z pudlem rezonansowym w glowie, wiec sie nie wypowiadam.
Dla oddechu trochę moich okolicznosci przyrody z dzisiejszego przedpołudnia (teraz się rozpadało i zimno!)
http://alicja.homelinux.com/news/Sobota.17.05.08/
W dzisiejszych czasach opera nie jest tylko koncertem w kostiumach, jest też teatrem. Dlatego też od śpiewaka wymaga się więcej, m.innymi aby jadł mniej. Wymaga tego choćby szacunek dla widza i słuchacza. Znam kilku śpiewaków, sa oni szczupli i nie jest to żadne poświęcenie z ich strony.
Dla mnie zawsze opera była teatrem, tyle, że śpiewanym 😉
No i trzeba było czytać tłumaczenie libretta…
Święte słowa Piotrze M. To odnosić się do powinno nie tylko wykonawców ale również do prezenterów. Mam wrażenie, ze niektórzy są nadęci do tego stopnia, ze uszy zaczynają wychodzić im przez radiowe głośniki. To dla nich pwenikiem telewizorki zmieniły formaty. I nic nie pomogło. Ci natomiast wzięli to za dobrą monetę i popuścili pasa. Efekt jest taki, ze w nowych odbiornikach tez już się nie mieszczą. Nic tylko wyłączać ewentualnie w ogóle nie włączać.
Alicjo, piękne zdjęcia; czy pojawiają się teraz te sarny, które odwiedzały Cię w zimie?
Piotrze M.
Józefina juz od dawna się nie pokazuje, przychodziła, bo naprawdę zima była ciężka w tym roku i nie do uwierzenia, że to jest ten sam las z dzisiejszych zdjęć, a pod koniec marca leżało tam pół metra sniegu , nie przesadzam , wręcz chyba zaniżam. U nas na tej Górce przynajmniej trochę słońce przygrzało, odsłoniło stare trawy, a i trochę zeschłych lisci było.
Pewnie poszła sobie w las, i pewnie coś powiła do tego czasu… i teraz ma już co jeść i czym karmić młode. Co Wam powiem, to Wam powiem, ale mieszkać blisko okoliczności przyrody, to jest to!
Teresa Czekaj się pojawiła! 😀
Gdzie to się buja? Już z powrotem w Paryżewie?
A co do masonerii, to dzisiejsza to zapewne całkiem coś innego niż dawna. I o inne cele pewnie jej chodzi… Ale nie wypowiadam się, za mało wiem.
Tak, wierzę w to; moja kuzynka w Nowej Szkocji właśnie zrealizowała życiowe marzenie i od roku mieszka w środku lasu, skąd wysyła mi zdjęcia, choć nie tak ładne jak Twoje. Czy odwiedza może Cię raccoon – jak to zwierzę się nazywa po polsku – acha, szop pracz, interesuje mnie on o tyle, że uważam go za najpiękniejsze zwierzę świata (poza małą pandą).
Piotrze, no wiesz?! Szopy? Pandy? 😯
Koty, jako honorowy kot, mógłbym jeszcze zrozumieć. Ale jakie zwierzęta są tak naprawdę najpiękniejsze w świecie, to dla rozsądnego człowieka nie powinno ulegać wątpliwości. Przez skromność nie nazwę gatunku wprost. 🙂
…o szopach praczach mogłabym książkę! Są to nocne bydlaki, potrafią zatruć żywot, ale można też je przyzwyczaić, i odwrotnie, przyzwyczaić sie do nich i jakos współżyć.
Mam taki plastykowy komposter – beczkę, wrzuca sie tam roślinne resztki i tak dalej. Ledwie zainstalowaliśmy, szopy przyszły obadać, co tam do diaska chowamy, i dlaczego zamykamy od góry tę pokrywę, one też chca wiedzieć, co tam jest! I zręczne (dosłownie) zwierzątka odkręcały pokrywę noc w noc, az wreszcie ja wpadłam na pomysł, a po licho to zamykać – niech sobie zaglądają.
Traumatyczne przeżycie mielismy w ’95 roku, akurat goscił u nas syn mojej przyjaciółki Alsy. Chłopaki obejrzeli kolejny odcinek Star Trek czy cos tam, poszli spać, północ. Nagle od kuchennych drzwi (te od ogródka i lasu) ogromny łomot, ktoś sie dobija. J. zerwał sie z wyra, złapał za miotłę (autentyczne!) i powoli skradał sie w stronę kuchni – jakis złodziej się dobija czy co?! Najpewniej morderca! Tymczasem drzwiami od kuchni potrząsał silnie szop, zwabiony zapachem smażonego boczku, który wcześniej robiłam dla chłopaków, a tu okna otwarte, zapach niesie…
Trzecia historia, dla mnie najśmieszniejsza i bardzo załuję, ze nie miałam aparatu foto pod ręka, cyfrowych wtedy nie było jeszcze.
Leżę ja sobie na leżaku na ogródku i opalam się. Patrzę w koronę drzew nade mną, a tam… w rozgałęzieniu konara śpi sobie szopek, a nogi mu zwisają z obu stron gałęzi. Wyglądało to bosko!
Szopy są ładne (te oczy!), ale bywają niebezpieczne, potrafią się na człeka rzucić, jak zostaną zaskoczone (to naturalne), a poza tym roznoszą wściekliznę.
P.S. Szopy to nic, ale skunksy… też piękne zwierzatka, ale raz sie zdarzyło, ze jednego uszkodził jakis samochód przejeżdżający i biedny skunksik przywlókł się i wydał ostatni dech na mojej Górce. A tak się ukrył w konwaliach, że szukaliśmy go przez długi czas.
Czuć było, widać nie było. Chanel nr.5 to nie jest bynajmniej, zapach polskiego tchórza w porównaniu ze skunksem to też mały pikuś.
Rozpisałam się, a tymczasem Sponsorka zawitała z Paryża! 🙂
Byłem dziś na koncercie Maryli Rodowicz z okazji drugiej rocznicy Manufaktury. Mamy święto Łodzi, od piątku w całym mieście pełno różnych imprez z dzisiejszą nocą muzeów, na której aktualnie córcia przebywa. Specjalne autobusy kursują na trasie wszystkich muzeów otwartych całą noc bez opłat dla chętnych.
Rodowicz pierwszy raz widziałem „Na żywo” i jestem pełen uznania dla jej profesjonalizmu. Wspomnienia przy starych piosenkach odżyły, a jakże, lecz jestem pod wrażeniem dwóch. Pierwsza, to Laskowskiego „Kolorowe jarmarki” zagrana znakomicie z refrenem zaaranżowanym jak u Dream Theater, zagęszczona faktura i zmieniona harmonia utworu robiła piorunujące wrażenie. Druga, którą chcę dedykować przyjacielowi, to „Łatwopalni” – piękna piosenka ze słowami odchodzącej Agnieszki Osieckiej…
http://pl.youtube.com/watch?v=roqTuIp-VMI
To Manufaktura ma już dwa lata 😯
U nas też Noc Muzeów. Popieram, cieszę się z fajnej atmosfery i zainteresowania kulturą choćby na tę jedną noc – ale nie korzystam, bo za darmo se i tak mogę wejść, a zwiedzać lubię w spokoju. Zrobiłam dziś jeden wyjątek, o którym napiszę już jutro.
Tu namiastka jarmarków. Namiastka, bo na wspomnianym koncercie było gęściej, mocniej, , dłużej i lepiej…
http://pl.youtube.com/watch?v=2D_ey4XKVIg
Teresa Czekaj sie pojawila, istotnie, taz sama i paryska. Warszawska bedzie od Bozego Ciala…
A za mna telewizja publiczna nadaje prezentacje Pieknej Heleny Offenbacha! Z wyjasnieniami i komentarzem, bo kto by dzis zdzierzyl inaczej. Ruszylo sie cos we Francji i muzyka klasyczna wraca do lask w madiach. Juz nie od 2 w nocy, a o 23. Postep!
Marc Minkowski, oczywiscie, jakze inaczej
sprobuje smajlik: 🙂
Tereso! A do kiedy warszawska? Może jeszcze 21/22 czerwca? 😀
Youtube to wspaniały wynalazek, tylko często nie znajdujemy, czego szukamy, albo znajdujemy w wersji innej. Tym samym kończę temat dedykacji dla przyjaciela.
http://pl.youtube.com/watch?v=LWmcyfIs9zY
Profesjonałka to Maryla zawsze była…
Miło mi to czytać. Mam nadzieję, że podzieli Pani przeze mnie dostrzeżone paralele między balem a tym utworem. Nie tylko klimatyczne, też konstrukcyjne…
Zaznaczam, że uważam ten utwór (nie wiem czemu nie piszę: piosenka….) za znakomity…
http://pl.youtube.com/watch?v=Q1DExUH7bj8
zeenowi zazdroszczę,
lubię Marylę. Zrobił chociaż jakieś zdjęcia?!
No bo to faktycznie nie taka sobie po prostu piosenka. Trochę mieszanka form, z aluzjami do innych gatunków… Bardziej skomplikowana formalnie od Balu.
To dobranoc. Idę spać, bo rano muszę wstać ze świeżą głową i zabrać się za tekst…
Moja ulubiona piosenka w wykonaniu Maryli do słów Agnieszki, to „Konie”.
Nie robiłem zdjęć. Nie pomyślałem ani chwili o aparacie, wyszedłem z domu, bo chciałem z Basią (żona) spędzić w miarę mile czas, ukrywając przed Nią, że nie jestem w zbyt radosnym nastroju. Udało się. Nie było to żadne oszustwo, nie widziałem powodu, dla którego Ona miałaby mieć dzień zepsuty dlatego, że ja mam gorszy nastrój…
Czarne konie, czarne wichry dwa,
unoszą mnie,
unoszą.
Nie chcą wody pić,
o jadło mnie nie proszą.
Czy powietrza tak mi mało,
czy mnie piekło zawołało,
że pomykam jak na skrzydłach wilki płosząc?
Dajcie pożyć konie, dajcie.
Dajcie dożyć konie.
Na cóż bracia nam ten wieczny los ?
Cóż mi za konie los nadarzył,
jakby mnie palił ktoś.
A ja żyłam nie dość
i śpiewałam nie dość.
Koniom wody by dać,
śpiew dośpiewać i trwać.
Jeszcze dzień, jeszcze noc,
na wichurze by stać.
Będzie tak, że gdzieś w pół drogi,
byle wiatr mnie w końcu zmiecie
i zataszczą mnie na saniach,
i dopalą mnie jak świecę.
Ech, ty psie o diablej twarzy,
nie poganiaj moich koni.
Daj chwilę, by pomarzyć,
dorzuć drugą, żeby zmądrzeć.
Dajcie pożyć konie, dajcie.
Dajcie dożyć, konie.
Na cóż, bracia, nam ten wieczny los ?
Koniom wody by dać,
śpiew dośpiewać i trwać.
Jeszcze dzień, jeszcze noc,
na wichurze by stać.
Jestem w porę, chwała Bogu,
kto by śmiał się spóźniać w raju ?
Czy to anioły słychać już,
jak bezradośnie mi śpiewają ?
Czy to może dzwonek dzwoni,
pół się śmieje i pół szlocha ?
Czy to ja się drę i klnę,
ten zaprzęg mój, te bestie dwie.
Dajcie pożyć konie, dajcie.
Dajcie dożyć, konie.
Na cóż, bracia, nam ten wieczny los ?
Koniom wody by dać,
śpiew dośpiewać i trwać.
Jeszcze dzień, jeszcze noc,
na wichurze by stać.
Koniom wody by dać,
śpiew dośpiewać i trwać.
Jeszcze dzień, jeszcze noc,
na wichurze by stać.
Na wichurze by stać.
Na wichurze stać.
Na wichurze…
aaaaaa….. złe podejście , zeenie.
My kobiety wyczuwamy. Przed nami nic się nie ukryje. Lepiej pogadać, niz udawać.
2007-02-03 o godz. 02:03
U Owcarka było….
A we wspomnianej sprawie: w żadnym razie sprawa, która miała wpływ na mój nastrój, nie była związana z Basią ani z naszym wspólnym życiem. Takich spraw są tysiące, dlaczego mam psuć komuś, tym bardziej, że bliskiemu, dzień?
Dla mnie „Konie” to jednak Wysockiego bez konkurencji. Ale konie to w każdym razie też piękne zwierzęta 🙂
Alicjo,
za młodu to ja wciąż psułem i psułem, psuja byłem. Gówno, nie człowiek.
Ale się nauczyłem: jak chcesz coś zepsuć – poczekaj aż ci przejdzie 😉
Dzięki, jesteś wspaniałym kumplem 🙂
dorota.szwarcman pisze:
2008-05-17 o godz. 21:53
A co do masonerii, to dzisiejsza to zapewne całkiem coś innego niż dawna. I o inne cele pewnie jej chodzi… Ale nie wypowiadam się, za mało wiem.
Cele masonerii nie zmieniły się i dzisiejsza jest mniej więcej taka sama, jak za Mozarta. Tylko nie w takim tempie jak z Leopoldem, ale ponieważ znana była data jego powrotu do Salzburga, gdzie nie było żadnej Loży, ekspresowo został mistrzem.
@Alicja
Czy świętojańska Loża, czy szkocka, to nie ma żadnego związku z historią miasta, a i
@Jaruta
nie w każdym większym mieście (w Polsce) była Loża; w Niemczech w zasadzie tak; w k.u.k. Austrii XiX w. – nie (wiedeńskie Loże spotykały się w przygranicznych miasteczkach na Węgrzech).
@zeen
w Mozartowskich czasach, pomimo papieskich bulli, wielu duchownych i hierarchów kościelnych było braćmi lożowymi – w Polsce od wikarego do kardynałów i Prymasa…
Z tego wszystkiego nie zdobranocowałem Pani Kierowniczki, psuja….
Bobiku,
ja tylko wersję Maryli znam, nie wiedziałam, że Wysocki kiedykolwiek wykonywał.
Drogi zeenie
– a jak myślisz, czy ktokolwiek jest zadowolony ze swojego bycia człowiekiem? Zawsze pretensje do samego siebie. I Ty mi tu nie o psujach, bo ja także zarówno. Czego się nie tknę, zle i niedobrze, i to nie dlatego, że ktoś krytykuje. Trzeba do siebie dystansu trochę, bo przecież nie przeskoczymy samych siebie i naszych wyobrażeń o sobie, jacy powinnismy być. Jezdemy jacy jezdemy 🙂
Jak to mawiano.. wyżej dupy nie podskoczysz 😉
Droga Alicjo,
Po Twoich słowach nieustannie skaczę. Stop. Mam nadzieję, że pokonam ograniczenia, o których wspomniałaś. Stop. Jak dotąd, na wyżyny sempiterny nie doszedłem, ale nie ustaję w wysiłkach. Stop. Jeśli nie będzie mnie na blogach przez czas jakiś, znaczy to, że wypełniam obowiązek przekraczania barier. Stooooooppppp……
Alicjo, Wysocki nie tylko wykonywal. On to napisal! Sluze tekstem, ale mam nagrania tez:
http://www.kulichki.com/vv/pesni/vdol-obryva-po-nad.html
Dzień dobry!
Witam masona! Dzięki za uwagi, liczę na to, że jak coś napiszę na ten temat nie tak, to mnie poprawi.
Tak, za czasów Mozarta należeli do wolnomularstwa hierarchowie. Ale Kościół z pewnością nie mógł długo popierać podwójnej lojalności, stąd późniejsza wrogość i rozpowszechnianie opinii, że to masoni winni są wszelkiego zła. Te klisze, łącznie z „żydomasonerią” (czy w wolnomularstwie było tak wielu Żydów?), były rozpowszechniane właśnie przez Kościół.
Trudno się temu dziwić, skoro np. Zakon Iluminatów (do którego z czasem zgłosiłi akces tacy luminarze jak Goethe czy Herder) dążył do reformy wolnomularstwa i do tego, by występowało ono nie tylko przeciw despotyzmowi, ale i wszelkiej obłudzie, z kościelną na czele.
Aha! Wojciech Bogusławski, a potem Karol Kurpiński chętnie wystawiali Mozarta zapewne także dlatego, że byli również braćmi-masonami.
Bogusławski w Czarodziejskim flecie grał Papagena 🙂
Jejku!
„Konie” Wysockiego to nie „Konie” Osieckiej, i odwrotnie! Mogą sobie byc bezkonkurencyjne narowiste, ale ja lubię Osiecką i już!
Wysockiego miałam kiedyś całą masę nagrań. Wcięło, z pomocą niezastąpionych przyjaciół 🙁
Dobry zwyczaj – nie pożyczaj…
Uczciwie donoszę i roznoszę po sąsiednich blogach, ze dzisiaj obchodzimy URODZINY Heleny i Misia-Marka Kulikowskiego. Niech nam zyją sto lat!
No to zdrówko! 🙂
Helenie i Markowi – najlepsze życzenia! Niech im gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie!
Tu jest lista sławnych masonów:
http://www.internetloge.de/arst/masons1.htm
Jest na niej Bach, nie ma Ludwiga B.
Kościuszko też był. W Solurze 😎
Uwaga – Johann Christian Bach, czyli najmłodszy syn Sebastiana! Ten, którego nazywali „londyńskim Bachem”. Mozart jako dziecko zetknął się z nim – bardzo się zaprzyjaźnili, jeśli można to tak nazwać.
http://classical-composers.suite101.com/article.cfm/johann_christian_bach
Niechaj nam żyje Helena,
Niech nie opuszcza jej wena,
Niech z Mordechajem, Pickwickiem
Ciągle zachwyca nas szykiem! 🙂
Nasz Marek, czyli Miś
Ma urodziny dziś!
Niech nasz artysta foto
Z życia korzysta z ochotą! 🙂
Zdrowie solenizantów po raz pierwszy!
Można mówić o przyjaźni Mozarta z londyńskim Bachem, vide korespondencja Mozartów; poza tym polecam gorąco:
Landon, Howard C. Robbins, Das Mozart-Kompendium
München : Droemer Knaur, 1991;
Landon, Howard C. Robbins, 1791 – Mozarts letztes Jahr, Düsseldorf : Claassen, 1988;
nie dość że oparte na solidnych kwerendach, to autor jest sam masonem.
Ale wolnomularstwo Mozarta jest – moim zdaniem – silnie przeceniane; rzadziej wspomina się, że librecista Fletu też był masonem – co prawda bywszym, bo wyrzucono go z Loży w Ratyzbonie/Regensburg za wyonaczenie Thurn und Taxis książęcej małżonki i nie ma żadnych dowodów, że Schickaneder udzielał się mularsko w Wiedniu.
Co do Illuminatów – to owszem, Mozart znał ich całe mnóstwo (jak i masonów z salzburskich, monachijskich, londyńskich i paryskich czasów) ale zważywszy, iż Zakon istniał od 1. maja 1776 do 1785, Minervalkirche w Wiedniu zamknęła swoje podwoje, a Ignaz von Born odesłał z hukiem swoje illuminackie patenty wraz z członkostwem Akademii Nauk do Monachium, to już jakby czasowo nie było Mozartowi do Illuminatów po drodze. Owszem, on znał illuminacką architekturę ogrodową w Salzburgu i w Wiedniu, ale to wszystko.
Witam, wprawdzie nie o poranku, a w poludnie, ale wyrzucilam pol szafy ciuchow i lepiej sie poczulam. Robie miejsce na MNIE. Jak tak dalej pojdzie, zamieszkam w szafie… 🙂
Nie, niestety, az tak dlugo nie, wracam 4 czerwca… Ale warszawska bede, bede, bede!!!!
Zdrowie soNeliZantow po raz drugi
szampanem wznosze jak swiat dlugi
w szerz takoz wprawdzie stoi
mierzony woda od koi do koi
Dlugi jednakoz dalej siega…
Szampana kielich – to potega,
babelkow musujaca gama!
Coz to za toast bez szampana!!!!
Pani Doroto, dzięki za wrzutkę o J.C.Bachu; tak akurat sie składa, że w tej chwili upajam się wręcz symfoniami i koncertami Carla Philippa Emanuela Bacha (Harmonia Mundi – Symphonies & Concertos C.P.E Bach – Akademie fur Alte Musik Berlin), którą gorąco polecam. Bardzo wiec mnie ciekawi twórczość kolejnego Bacha, którego nie znam.
Zeenie – jasne, że Maryla to profesjonalistka (Małgośkę ćwiczyła z Wandą Wermińską) i w ogóle fantastyczna osoba. Polecam Ci płytę Rykardy Parasol; kupiłem tę płytę ze względu na nazwisko, po prostu nie mogłem się oprzeć chęci usłyszenia Parasola. Ale było warto.
Helenie i Markowi Kulikowskiemu życzę przyzwoitej wiosny, niezłego lata, pięknej jesieni i cudownej zimy.
Dużo radości w życiu, pogody i wiele szczęścia życzę Helenie i Markowi,
zdrowie Solenizantów po raz pierwszy. 🙂
mason: że Schikaneder był masonem, o tym się zawsze mówi w związku z Czarodziejskim fletem, którego był librecistą. Ale był też niezłym gagatkiem i nie dziwię się, że go wywalili 😉 A czy wolnomularstwo Mozarta jest przeceniane? Chyba nie. Stworzył tak piękną muzykę dla ruchu, że już samo to wystarczy… Zabawne są np. analizy biografistów-masonów (w tym wspomnianego Guy Wagnera) przypisujące masońską symbolikę utworom nawet dziecinnym (pieśń An die Freude). Jak będę robiła kolejny wpis na ten temat, to o tym wspomnę.
teresa czekaj – no to tym razem musimy się spotkać 🙂 Liczyłam po cichu na zlot, ale trudno, będzie minizlot 😀
Dla Piotra Modzelewskiego:
http://www.youtube.com/watch?v=SE0-8EcLyyQ
(obok pozostałe części)
Najbardziej znanym mi utworem Johanna Christiana jest Koncert altówkowy c-moll, rżnięty niemiłosiernie przez wszystkich szkolnych altowiolistów świata, jak również przez wiolonczelistów w transkrypcji wiolonczelowej – znam go aż za dobrze, bo kiedy chodziłam do liceum, grał go pewien wiolonczelista, w którym się durzyłam. Na YouTubie pełno koszmarnych uczniowskich wykonań z akompaniatorką na fortepianie, np.
http://www.youtube.com/watch?v=hIFJb35-RFc&feature=related
Aha, jeszcze o Iluminatach – nie wspomniałam o nich w związku z Mozartem, tylko jako przykład, gdzie Kościół mógł widzieć zagrożenie. Co do Mozarta, był przez całe życie wiernym synem Kościoła. Syna zamierzał posłać na nauki do pijarów (nie mylić z PR 😉 ).
Byłam u tych wiedeńskich pijarów. Najpierw na koszmarnym koncercie w samym kościele, potem w bardzo przyjemnej knajpie w podziemiach, gdzie przygrywał kwartet – jak się okazało – polsko-rosyjski (studenci; jeden z nich przysiadł się później na rozmowę). Potem gospodarz restauracji zaprosił nas do dalszej części piwnic na degustację szampana oraz przebierankę w fikuśne kapelusze.
A a propos Mozarta, to te jego pierwsze koncerty fortepianowe ponoc z Johanna Christiana zywcem wziete, a tak przesliczne, czysta bajka.
Nie wiem, bo nie mam porownania. Jezeli juz to Mozart, kto dzis pamieta o marzycielu Bachu z Londynu???
No, musimy koniecznie sie spotkac. Zaluje zlotu, ale nie da rady, niestety, ani tak, ani siak.
No i do Alicji. Pojawilam sie, ale nie gwarantuje czy nie znikne, bo u mnie ostatnio tak humorzasto jak widac.
Sciskam czule od klawiatury (czysta, po przeczytaniu artykulu, ze klawiatury brudniejsze od kibelka, czyscilam przez trzy dni. Nie ma ani jednej bakterii, wszystkie padly…)
Klawiatury osób udzielających się na tym blogu (i kilku okolicznych) są prawdopodobnie, wskutek wznoszenia licznych toastów, przez sam chuch tak wydezynfekowane, że żadna bakteria zagnieździć się na nich nie ośmieli. 🙂
A, właśnie, przy okazji doznałem illuminacji, że jeszcze tutaj dzisiejszym Solenizantom wszystkiego najlepszego nie życzyłem. No to – zdrowie Solenizantów i mimochodem dezynfekcja klawiaturki! 😀
Dla Alicji:
Wysocki
http://pl.youtube.com/watch?v=shi_TBr_TbI&feature=related
z tym zagrożeniem wpływów kościoła przez masonerię, to było początkowo trochę inaczej, a w Austrii Józefińskiej zupełnie inaczej. Iluminaci zostali zabronieni ze względów państwowotwórczych, a nie religijnych; cała ich mistyczna nadbudowa nie interesowała rządzących: Goethe, wtedy Geheimrat/Minister Spraw Wewnętrznych wraz ze swoim Wielkim Księciem Karolem Augustem, zostali iluminatami w celach kontrolnych.
W sekularyzowanej wtedy Austrii Rzym nie miał silnych wpływów, a i pierwsza bulla Ineminenti z 1738 przeciwko masonom dotyczyła tzw. czerwonej, jakobityckiej masonerii z Rzymu i Florencji; następna, Providas z 1751 zarzucająca wolnomularstwu herezję, wprowadziła trochę zamieszania na Półwyspie Iberyjskim i… w Poznaniu, gdzie po kazaniu motłoch zniszczył siedzibę loży. Ale wtedy kilku polskich biskupów wraz Prymasem nosili fartuszek.
Londyński Bach miał, jako konsultant większy wpływ na młodzieńcze symfonie Mozarta.
Jakie ciekawe rzeczy! Zwłaszcza o tym Poznaniu…
Serdecznie dziękuję za życzenia. Nad ranem wróciłem z Nocy Muzeów. Przez siedem godzin trwał koncert . Najpierw na ostrołęckim rynku a potem na dziedzińcu w Muzeum. Grał zespół ludowy z Kadzidła , zespół z Warszawy i Węgier. Takiej ilości muzyki dawno w Ostrołęce nie słyszałem . Zespół z Warszawy grał muzykę ludową z Mazowsza i muzykę klezmerską. Pięknie brzmiało w noc majową przy księżyca bladym świetle.
Były też tańce polskie i węgierskie. Było cudnie.
W Helwecji istnieją od 1964r. kobiece loże masońskie połączone w jednej Grande Loge Féminine de Suisse. Masoneria szwajcarska liczy ok. 4000 osób. W latach 20-ych ubiegłego wieku zaistniał ultraprawicowy ruch frontystów domagających się zakazu wolnomularstwa (niektóre loże były wolnomyślicielskie i nie żądały od członków wiary w Boga), ale w 1937r. w referendum społeczeństwo opowiedziało się przeciwko zakazowi.
Masonami byli producenci czekolady Tobler i Suchard 😉
Heleno,
niech biurko służy Ci długie lata, a pelargonie nie pozwolą prysnąć zmysłom. I życzę jeszcze z całej siły owych butów, o których nie mam pojęcia (co jak najlepiej o nich świadczy 🙂 ).
Marku K.,
oby nie zabrakło Ci chust do fotografowania i sił do dźwigania specjałów z bardziej i mniej odległych zakątków tego i innych kontynentów.
Wznoszę oburącz kielichy za Wasze zdrowie!
Mozart miał plan założenia nowego stowarzyszenia masońskiego o nazwie „Die Grotte” (Grota) – w tych fikcyjnych „pamiętnikach Konstancji” autorka sugeruje, że chodziło o lożę, do której miałyby dostęp również kobiety 🙂
Pozdrowienia z Wysp, gdzie BBC Radio 3 nadaje weekend z Chopinem 🙂
http://www.bbc.co.uk/radio3/thechopinexperience/
mt7, to było dla Alicji, a ja przy okazji jestem znów młoda 🙂
Witam Natalię i pozdrawiam Wyspy 🙂 Można sobie tego posłuchać online (iPlayer na górze strony po prawej), o 18. kolejna audycja (tam jest godzinę wcześniej).
Johanna Christiana to parę razy gdzieś spotkałem. Mam też jakieś koncerty z CPO — bardzo przyjemne, a najprzyjemniejsze w nich jest to, że zachował sie zapis na fortepian z towarzyszeniem ‚kwartetu smyczkowego’ i resztę można sobie dogrywać w wyobraźni 😉
Na nocy muzeów grał zespół Swoją Drogą
http://pl.wikipedia.org/wiki/Swoj%C4%85_Drog%C4%85
A, znam! Pamiętam ich świetny występ na Nowej Tradycji. To zresztą zespół, który jakiś czas był nieczynny i teraz chyba się reaktywował. Wśród tych folkowców tak już jest, że ci sami ludzie tworzą po kilka zespołów. Nie wiem, czy wczoraj śpiewała wymieniona w nocie Weronika, ale ona (Bułgarka z pochodzenia) śpiewała w zespole Sarakina i jeszcze paru innych. Na tamtej Nowej Tradycji był jeszcze inny skład.
Czy uczciwie obchodzicie dzisiejsze rocznice urodzinowe? Proszę nie zaniedbywać, bo Szanownym Jubilatom zdrowie ma dopisywać!
Zatem nieustające zdrowie Heleny i Marka!
Właśnie wzniosłam kolejny toast u Piotra z sąsiedztwa. Tamże Helena wyznała, że po upojnym wieczorze urodzinowym udaje się na spoczynek, a Marek po nieprzespanej Nocy Muzeów też pewnie już odsypia. Trudno, napijemy się sami – a co! Nieustające! 😀
Nie sami, dolaczam sie chetnie! Wlasnie wrocilam z wlasnego koncertu, to tez szympans mi sie nalezy, czyz nie???
No to pod tę forteklapę! Cyk!
Piję z wami.
Kangura zakończyłem teraz czas na Beherowkę
Dzięki za życzenia . Chianti zostawiłem na czerwcowe spotkanie w Warszawie. Może coś przywiozę z Węgier. Tokaj stary albo inne wino.
O! Mamy przynajmniej jednego solenizanta! 😀 No to – zdrowie! (tak dla porządku, muszę coś sobie naprawdę nalać, już mogę, bo prawie skończyłam robotę)
Co to jest kangur? 😯
Pani Doroto, nie śmiem myśleć, że to http://pl.wikipedia.org/wiki/Kangur
Tego się chyba jednakowóż nie pije… 😆
Myślę, że Marek zaszyfrował w ten sposób jakieś winko australijskie 😉
Zapuściłam sobie tego Chopina z BBC. Jakieś strasznie starożytne wykonanie Poloneza B-dur leci… Ciekawam, kto to…
To był Ignacy Friedman z 1929 roku! Bardzo zabawny i wirtuozowski.
Słuszny domysł Pani Kierowniczki, kangur w innym miejscu był zaszyfrowany jako Australian Open. Jeżeli został już wypity, to znaczy, że Marek wygrał w 7,5 setach.
Jest takie wino, jedno z kangurem na etykietce, drugi z jaszczurką, chyba yellow tail czy jakoś tak…
http://www.artofdrink.com/2006/09/yellow-tail-shiraz.php
No faktycznie, śliczny kangurek 🙂
A skacze? Czy sie skacze?
A Friedman bardzo zawsze tak. Bez obciazen i bez zbednej sztampy. Troche na odwyrtke, ale zawsze swiezo
No! Takie skoczne to było, z zakrętasem 🙂 Choc Friedman pewnie kangurka nie pił 😉
E tam, popijal pewnie, tylko nie kangurka 🙂 😉