Im wunderschönen Monat Mai…

als alle Knospen sprangen… Heine, Lyrisches Intermezzo I. No i oczywiście Schumann, pierwsza pieśń cyklu Dichterliebe. Te słowa, mimo iż tylu kompozytorów, większość nieznana nikomu, próbowało je wykorzystać, są już nierozerwalnie związane z tą właśnie melodią. Ale kiedy (najczęściej wiosną właśnie) przypominam sobie ten wiersz, kojarzy mi się też z jeszcze czymś.

Pierre i Michèle, młodzi i zakochani, spotykają się w paryskiej kafejce (rzecz się dzieje kilka lat po wojnie). „Pierre całuje ją w czoło, we włosy. Michèle schyla głowę, więc podnosi ją za brodę i zmusza, żeby spojrzała na niego, zanim pocałuje ją w usta. Całuje ją raz, drugi raz. Pachnie świeżością, cieniem pod drzewami. Im wunderschönen Monat Mai, słyszy wyraźnie melodię. Zdumiewa go, że tak dobrze pamięta słowa, które dopiero przetłumaczone, mają naprawdę dla niego sens. Ale podoba mu się melodia, słowa tak ładnie brzmią, nucone we włosy Michèle, w jej wilgotne usta. Im wunderschönen Monat Mai, als… Ręka Michèle wbija mu się w ramię. – Boli mnie – mówi odpychając go i przesuwając palcem po ustach. Pierre widzi ślad swoich zębów na jej wardze”…

Ona się dziwi, ale się nie gniewa. Chcą się spotkać sam na sam w willi, gdzie Michèle mieszka z rodzicami; oni mają wyjechać. Ale coraz to wypływają dziwne sprawy… Pierre wie, nie wiadomo skąd, że mieszkała kiedyś w Enghien… że na schodach jej domu była szklana kula… A znają się od niedawna. Spotykają się dalej.

„Boi się ciebie, brzydzi się tobą, czasami odpycha cię pośród najczulszych pocałunków, nie chce iść z tobą do łóżka, jest czymś przerażona (…) całowałeś ją i ugryzłeś, aż się rozżaliła (…) als alle Knospen sprangen, w myśli nuciłeś Schumanna, ty chamie, nuciłeś gryząc ją w usta, pamiętasz? Równocześnie wchodziłeś po schodach, tak, wchodziłeś po schodach głaszcząc po drodze szklaną kulę u nasady poręczy, ale potem Michèle powiedziała, że u niej w domu nie ma żadnej szklanej kuli”.

„Teraz będę myślał o tobie, kochana, całą noc tylko o tobie (…) Als alle Knospen sprangen – słowa rysują się na wysuszonych ustach Pierre’a, przyklejają się do melodii płynącej z dołu, która nie ma z nimi nic wspólnego, ale i te słowa nie mają z niczym nic wspólnego, przychodzą jak wszystko inne, na chwilę przyklejają się do życia, a potem już tylko jakby pełen żalu lęk, próżnie, które odwracają się, ukazując strzępy zahaczające o wszystko dokoła, o dwururkę, o kupę zeschłych liści (…)”.

Jadą w końcu do Michèle. Ale wszystko jest oczywiście nie tak. Ona wyznaje w końcu, że rzeczywiście mieszkała kiedyś w Enghien. Wciąż się go boi. „Przestraszyłeś mnie, przez chwilę mi się wydawało… Boże, jakaż jestem głupia, przecież wcale nie byłeś podobny”. A do kogo? Do nikogo. A tymczasem dziwne obrazy „kleją się do niego jak pajęczyna, jak zeschłe liście lgnące do lepkiej twarzy”. Pies warczy, Michèle zamyka się w sobie, cofa się. Pierre nie wie, dlaczego. „Uśmiecha się, widzi w lustrze swój uśmiech, znowu się uśmiecha. Als alle Knospen sprangen, nuci przez zaciśnięte wargi, cisza, odgłos zdejmowanej słuchawki, poruszenia tarczy, litery, a teraz cyfry. Pierre chwieje się, niewyraźnie czuje, że powinien jakoś porozumieć się z Michèle, ale jest już na dworze obok motocykla”. Jedzie i nadal ma w sobie pamięć domu w Enghien, gdzie jest szklana kula na schodach, a on po tych schodach wchodzi i zachowuje się brutalnie…

Michèle zadzwoniła po swoich starych przyjaciół, Rolanda i Babette. Przyjeżdżają natychmiast na wezwanie. Michèle jest roztrzęsiona. Myśli o historii sprzed siedmiu lat, kiedy to w Enghien, jako niemal dziewczynkę, zgwałcił ją młody hitlerowiec. O mało nie popełniła potem samobójstwa. Ale on został zlikwidowany. Roland był w grupie, która wykonała wyrok. „Pamiętam, jak upadł roztrzaskaną twarzą w zeschłe liście”…

Tajemna broń – opowiadanie, od którego wziął tytuł pierwszy zbiór opowiadań Julia Cortázara. Kiedy jego książki pokazały się po raz pierwszy na polskim rynku w kongenialnych tłumaczeniach Zofii Chądzyńskiej (podobno lepszych od oryginałów), odbierało się je jako objawienie. Dziś patrzy się na nie z pobłażaniem, jak na opowiadania grozy, ale świetnie skonstruowane. Potem, po latach, Cortázar stał się lewakiem całkiem już niestrawnym w czytaniu. Ale do wczesnych dzieł można mieć sentyment. No i ta siła skojarzenia muzyki z literaturą… Im wunderschönen Monat Mai…

PS. Powtórzę tu KOMUNIKAT ZLOTOWY, żeby było go lepiej widać. Pozostajemy przy terminie 21-22 czerwca, bo kilku osobom, także spoza Warszawy, pasował. Dla zamiejscowych: rozmawiałam już ze znajomą na temat noclegu w bardzo sympatycznym, niedrogim miejscu w samym centrum miasta. Jeśli chodzi o program kulturalny, 21 czerwca są równolegle aż trzy imprezy Festiwalu Mozartowskiego, więc na pewno coś się załatwi. Co do reszty, jeszcze pomyślę. Jakiś klubik jazzowy czy inne pomysły na posiady – zależnie od ilości osób, czasu i chęci.
Wysłałam maile z paroma danymi więcej do tych kilku osób, które się zdeklarowały, że do Warszawy to ewentualnie. Jeśli ktoś chce się dołączyć, niech da tu znać – też napiszę. Co do warszawiaków, też będę musiała wiedzieć np. kto reflektuje na Mozarta, bo będę musiała zamówić bilety.