Co z tym Ludwikiem?
No cóż, musiała w końcu nadejść pora poważnego zmierzenia się z tym tematem. Uświadomiłam to sobie, gdy we wpisie Ogrody w deszczu poczułam się w obowiązku napisać „sorry, foma” cytując kawałek Pastoralnej Beethovena, ale jeszcze bardziej, gdy PAK to skomentował: „Co jest w tym Beethovenie? To nie tylko foma reaguje tak emocjonalnie na jakiekolwiek dobre słowo o jego twórczości. Czy ktoś jeszcze budzi tak skrajne emocje?”.
No właśnie. Po pierwsze: czy ktoś jeszcze? No, może Wagner – tu są i powody pozamuzyczne, ideologiczne wręcz. Ale jeśli chodzi o Beethovena, czy to kwestia ideologii? Może troszkę: krążyła legenda, że Appassionata była ulubionym utworem Lenina. Czy to w ogóle prawda, nie wiem. Ale co biedny Becio winien, kto go akurat był uprzejmy polubić? No, są jeszcze te hocki klocki z Eroiką i Napoleonem, któremu kompozytor najpierw symfonię dedykował, potem wykreślił dedykację, gdy odkrył, że cesarz „staje się tyranem”. Ale to przecież nic złego?
Dlaczego więc niektórzy reagują na Beethovena aż tak alergicznie?
Ja mam do niego stosunek szczególny: nasłuchałam się go w dzieciństwie po uszy. Był to ulubiony kompozytor mojego ojca i w związku z tym słychać go było w domu o każdej niemal porze dnia. Ja jakoś go ciągle lubiłam (choć nie wszystko), przyzwyczaiłam się do niego, mam pewien sentyment. Natomiast moja siostra go raczej znielubiła (choć pojedyncze utwory trawi). Dlaczego? Ona tłumaczy to tak: Bo on zawsze jest nastrojony na zbyt górny ton.
To oczywiście metafora, chodzi po prostu o patos. Beethoven często jest nader dobitny i patetyczny, czasem do granic absurdu, co już nawet wykorzystano np. w takim skeczu. Mówiliśmy tu kiedyś też o tym, że często kończył, kończył i skończyć nie mógł (klinicznym przypadkiem jest tu finał V Symfonii). Poza tym jest tak popularny, że spowszedniał. Był popularny jeszcze za życia, był jednym z tych pierwszych wielkich idoli, wolnych już artystów, którzy mogli sobie pozwolić na to, co chcieli. Mozartowi było jeszcze trudno przejść na status free-lancera, Beethoven miał szczęście, że los go nigdy nie zmusił do zostania twórcą dworskim. Szeroka publiczność go kochała, wybaczała mu w późniejszych latach ciężki charakter i gburowatość wynikającą ze sfrustrowania własnym głuchnięciem. Tak więc jego wielka popularność datuje się od dwóch wieków.
A patos jest przecież tylko jedną z jego stron. Jest jeszcze Beethoven figlarny, bawiący się motywami. Jest Beethoven refleksyjny, zamyślony, czasem nawet w tym zaskakujący. Jest Beethoven szalony, odlatujący gdzieś w kosmos. Jest Beethoven wręcz folkowy, nawet po polsku (!).
Jednak są w jego twórczości karty zupełnie puste, pozbawione wartości, jakby pióro go zawiodło. To też zaskakuje, bo jak to: raz są kunsztowne zabawy motywami i harmoniami, innym razem prymitywne, nadęte frazy? Czy to możliwe? Czy to na pewno pisał ten sam człowiek, a nie po prostu jakiś grafoman?
Beethoven na pewno nie był ideałem. Ale czy nie jest w tym ludzki?
Komentarze
Ja rozumiem, ze pewna firma narzucila ostatnio obowiazek bywu wylacznie doskonalym a, ze zycie ludzkie to dosc dlugi okres wiec moze sie w nim przydarzyc to i owo. No, a jak juz przydarzy sie owo to ciezko sie z tego wytlumaczyc.
Dla znawcy Beethoven ma wiele odcieni, dla wiekszosci dobrze, ze wiedza, ze to przez niego ten hymn Brukseli. Taki Schubert mial lepiej, bo wczesniej umarl a mimo tego ja slucham najczesciej jego produkcji od numeru 850 powiedzmy. Czy pierwsze 850 to gnioty? Z pewnoscia nie, ale te pozniejsze mi wystarczaja. Lubie sprawdzic te wczesniejsze, po to, zeby jednak wrocic do kwintetu. Podobnie mam z Beethovenem. Moje najpierwsze w zyciu CD to Pastoralna ale z tego sie pomalu wyrasta i wraca wtedy kiedy sie chce tego akurat wlasnie posluchac. I ten element zachety, czy tez edukacyjny sprawia, ze pan B. ma u mnie duzego plusa dodatniego.
Nie bardzo wiem za co trzeba Beethovena nienawidzic, bo rozumiem, ze to tzw. mieszane uczucie od uwielbienia. Czy nie mozna po prostu odpuscic jak sie czlowiek zorientuje, ze cos nie pasuje? Albo poczekac na lepsze nagranie? 3 koncertu Rachmaninowa zaczalem na nowo sluchac godzinami od czasu plyty Zimermana. Moze sie urodzi jakis nowy geniusz, ktory odkryje cos nowego w Wellingtonie czy co tam p. Kierowniczka wytknela i okaze sie, ze ten Beethoven wcale nie taki ostatni….
PS. A propos poprzedniego tematu dzisiaj TVPolonia przypomniala Warsa i jego kariere filmowego kompozytora. Film slaby ale po raz pierwszy slyszalem fragmenty symfonii i koncertu fortepianowego Warsa. Brzmialo to bardzo fajnie. Czy jest jakies profesjonalne nagranie tej muzyki?
O! Wywołano mnie po nicku 🙂 Muszę zareagować, ale pospieszenie bo za chwilę wybiegam na spacer i odwiedziny chorych…
Co do Beethovena — nie sam foma tak reaguje. Mamy z 3M wspólnego znajomego, który z oburzeniem (prywatnie) traktował słowa Barenboima o ‚wyzwolicielskim’ i ‚wolnościowym’ charakterze muzyki Beethovena (w kontekście ich wymienienia na moim blogu), bo przecież — argumentował — Beethovena grano Hitlerowi. Na dniach też widziałem (chyba w linku dostarczonym przez Beatę) twierdzenie, że „Fidelio” nie jest wcale wolnościowy, bo lubił go car Aleksander…
Chyba rzeczywiście poza Wagnerem nikomu by takich słuchaczy nie wyrzucano.
Sam długo nie przepadałem za Beethovenem — bo ograny, sztampowy, pełen patosu. Potem odkrywałem, że jest w nim coś więcej; a ten patos, nawet gdy jest go za dużo, jest w gruncie rzeczy pozytywny, dodający sił. Beethoven jawi się jako wielki optymista, i nie ważne, czy chodzi o finał V Symfonii, czy o Es muss sein. A do tego, ktoś, czyje dzieła są często bardzo spójne, konsekwentne. Ale to musiało być u mnie wolne, osobiste odkrycie; a nie gdzieś wpojone przekonanie, że „Beethoven wielkim kompozytorem jest”.
Sam się mogę pocieszyć, że nasz wspólny (3M i mój) znajomy wysłuchał ostatnio Koncertów fortepianowych w wykonaniu zespołu Cristofori (z pojedynczą obsadą) i Arthurem Schoonederwoerdem przy pianoforte, uznając że Beethoven to rzeczywiście wielki klasyk wiedeński 😉
NTAPNo1 – 😀
Ale z tego Wellingtona to naprawdę niewiele można wydobyć – taka agitka… Można się co najwyżej cieszyć cytatem z Rule Britannia, z czego jak widać cieszą się na YouTube 😀
Co do PS, to nagrania utworów Warsa są chyba jak dotąd tylko radiowe – wykonywał je Krzesimir Dębski na festiwalu w Łodzi, co zostało zarejestrowane. Był ciekawy cykl audycji o nim w radiowej Dwójce:
http://www.polskieradio.pl/kultura/klasyka/artykul29166.html
O Warsie jeszcze tu:
http://www.hi-fi.com.pl/art_hifi_txt.php4?idart=93
PAK – pospiesznie, ale do rzeczy 😀
Być może rzeczywiście to znienawidzenie Beethovena a priori bierze się właśnie z kliszy: Beethoven wielki był! Wieszczem był i wieszczył! Podobnie jak z Chopinem…
Z czego wniosek: każdego trzeba odkrywać samemu, bez uprzedzeń.
Ja tam w skrócie – Beethovena bardzo lubię, a Wagnera nie. Dla mnie Wagner jest za głośny 😀
Beethovena bardzo lubię i znam dobrze – może z wyjątkiem kwartetów smyczkowych i Fidelia, całą resztę mam w głowie i potrafię zanucić. To lubienie przyszło samo, od kiedy usłyszałem na koncercie VII Symfonię, muzyka i wykonanie mnie olśniło. Odtąd zacząłem poznawać i gromadzić Beethovena. Podoba mi się zarówno patos (tu duża rola wykonawcy czy też dyrygenta aby sobie z tym poradzić – bo inaczej są to granice absurdu – jak w linku, ktory wyszukala nasza Pani) jak i dowcip czy beztroska – jak w Sonacie wiosennej. Ale dlaczego tak bardzo lubię Beethovena – nie umiem powiedzieć. Myślę, że pewne rzeczy dobrze czują się w ciemności i nie należy ich siłą wywlekać na światło dnia.
Ja myślę, że to chodzi też właśnie o to, że on się w takim stopniu odwołuje do emocji, czasem może nawet prymitywnych. Że ta muzyka jest w dużym stopniu ekstrawertyczna, że obnosi się jakby demonstracyjnie ze swoim szerokim diapazonem uczuć. Ale przecież są u Beethovena karty bardzo intymne, jak Kwartety czy Bagatele (jedno i drugie lubię szczególnie).
Ja tak się jeszcze zastanawiałam nad moim rodzinnym fenomenem, dlaczego moja siostra znielubiła Beethovena, a ja lubię. Otóż wygląda to na potwierdzenie tezy, że najwłaściwszym czasem na oswajanie dziecka z muzyką jest wiek jak najmłodszy. Siostra jest o kilka lat starsza, za czasów jej najwcześniejszego dzieciństwa ojciec dużo jeździł po kraju i był nieobecny w domu, za mojego był już stale, a to on zajmował się tym, żeby muzyka (ta konserwowa, bo śpiewało się na co dzień) rozbrzmiewała jak najczęściej. Myślę, że gdyby urodził się co najmniej pół wieku później, też chodziłby ze słuchawkami na uszach – był od muzyki uzależniony 😀 No, a jak tak chodziło radio i magnetofon, to wchodziło i mnie… Siostra już była w wieku bardziej kontestacyjnym, przyzwyczajona do innych sytuacji.
Droga Pani Doroto, niekoniecznie dlatego siostra nie lubi Beethovena. Zdarza sie bowiem też tak, że mimo osłuchania i przygotowania – jednych kompozytorów się lubi a innych nie lubi. Ich język i wrażliwość do nas nie przemawia.Sam mam kilku takich kompozytorów. Wiem, że to są wielcy , godzę się ze zdaniem, że ich muzyka jest wspaniała, nie doszukuję się w ich muzyce tandety czy kiczu – po prosu że mi się nie podoba, nudzi mnie lub drażni. Zdarza się jeszcze tak, że muzyka, którą kiedyś się uwielbiało – przestaje się podobać. I nie z przesytu czy znużenia. Ja nigdy nie zgłębiam dlaczego – uważam, że jest to tajemnica, która powinna tkwić w muzyce.
Pani Doroto, na fobie chyba nie ma rady, choć można zasięgnąć porady. Przykre, że dla niektórych Beethoven wskutek banalizacji i mitów został spalony (żeby przymilić się Owczarkowi). Ale ja, wykorzystując to, że profesor Bralczyk jest na urlopie, chciałbym Pani zadać ćwieka: czy aby na pewno Beethoven miał na imię Ludwik? Ja wiem, że królów francuskich spolszczamy, ale Beethoven był takim sobie monarchistą. Innymi słowy, czy nie raziłby Pani kompozytor Charles Szymanowski, Friedrich Chopin, i czy kupuje Pani, z innej beczki, Georga Putramenta?
Beethoven był trochę za bardzo ideowy i stąd łatwo go nadużywać. Ja bardzo lubię utwory kameralne, orkiestrowe trochę mniej, ale i tymi nie gardzę. A emocje… myślę, że każdy znajduje co innego – ja tam się z byle powodu nie rozczulam i jakiegoś szczególnego ekstrawertyzmu u Beethovena nie wyłapuję, raczej patos 🙂
PS.
I, żeby było jeszcze wakacyjniej, jak się Pani podoba Adalbert Bogusławski?
Hm… a „Jarosław” to jakby po ichniemu było? 🙂
Beethoven należy do kompozytorów upchniętych do szuflady z napisem „patos”. Trudno mu się stamtąd wydostać a i mało kto się kwapi, by mu w tym pomóc. Choćby zinterpretować cyz posłuchać na świeżo. Zdecydowanie wolę jego utwory kameralne, łatwiej mi wtedy słuchać bez przewijających się w głowie etykietek.
Widać to zaszufladkowanie choćby po momentami patetycznym tonie poświęconego kompozytorowi filmu dokumentalnego, w którym opowiada o nim Leonard Bernstein (po niemiecku z francuskimi napisami). No choćby ta wzmianka, że słuchając uważnie Beethovena możemy stać się godni miana rodzaju ludzkiego (brrr…) Aż chciałoby się wyciągnąć szpileczkę i lekko nakłuć.
cz. 1
http://www.youtube.com/watch?v=6Jdn6Dx4ZrA
cz. 2
http://www.youtube.com/watch?v=6Jdn6Dx4ZrA
cz. 3
http://www.youtube.com/watch?v=OqOO16PTHbY
Strasznie jestem zajęta, więc tylko słóweczko Leonowi. Ja oficjalnie zawsze piszę „Ludwig”, ogólnie stosuję oryginalne wersje imion, ale tu pozwoliłam sobie na puszczenie oka do blogowiczów-weteranów, zwłaszcza do wzmiankowanego fomy, z którym już tu sobie nieraz w przeszłości wierszykowaliśmy z użyciem nawet czułych 😉 spieszczeń: „Ludwiś”, „Ludwiczek”, „Becio”…
O nie! Jest i inny B. Wesoły i frywolny wręcz, tylko zebym ja pamietała nazwę tego utworu 🙁
W nazwie było cos o strings , i coś o spring, było to krótkie, wesolutkie (oczywiście skrzypcowe, te *strings*), mogłabym Wam zanucić, ale tytułu nie pamiętam 🙁 No, taka jestem, trudno. Może ktoś się domyśli i nawet wynajdzie w youtube?
W każdym razie Beethoven to nie tylko uwertura Egmontońska ( dla mnie przepiękna) i Piata czy coś tam, miał on i weselsze, wcale nie takie patos kawałki (to piszę po przeczytaniu wpisu Beaty 🙂 )
Pani Doroto, ja się naprawdę nie zamierzałem czepiać i naprawdę sądzę, że jest to problem nierozwiązalny, jeśli się do niego podchodzi zbyt na serio. Proszę sobie wyobrazić, że rygorystycznie podejdziemy do Ludwików francuskich, owszem w mianowniku wyjdziemy z tego cało (ale tylko, jeśli poprawnie wymówimy, inaczej wyjdzie nam „luj”). Ale jak to cholerstwo potem odmieniać? W przypadku imion w danym języku nieistniejących radzimy sobie tak, że ich chronicznie nie pamiętamy. Był taki wybitny semiotyk litewsko-francuski Aldrigas Greimas. Uczestniczyłem w wielu spotkaniach specjalistów: on tam nigdy nie posiadał imienia. Sądzę, że identyczny los spotyka Jarosławów. Jedynym znanym mi wyjątkiem jest Wisława Szymborska, no ale na to trzeba Nobla.
Myślę, że bardzo a propos przedmiotu dyskusji o Beciu jest wiersz Szymborskiej, „Klasyk”, pozwolę sobie go przytoczyć (bo go bardzo lubię) i, świadomy, że nadużywam miejsca, przyrzekam czas jakiś pomilczeć:
Kilka grud ziemi a będzie zapomniane życie.
Muzyka wyswobodzi się z okoliczności.
Ucichnie kaszel mistrza nad menuetami.
I oderwane będą kataplazmy.
Ogień strawi perukę pełną kurzu i wszy.
Znikną plamy inkaustu z koronkowego mankietu.
Pójdą na śmietnik trzewiki, niewygodni świadkowie.
Skrzypce zabierze sobie uczeń najmniej zdolny.
Powyjmowane będą z nut rachunki od rzeźnika.
Do mysich brzuchów trafią listy biednej matki.
Unicestwiona zgaśnie niefortunna miłość.
Oczy przestaną łzawić.
Różowa wstążka przyda się córce sąsiadów.
Czasy, chwalić Boga, nie są jeszcze romantyczne.
Wszystko, co nie jest kwartetem,
będzie jako piąte odrzucone.
Wszystko, co nie jest kwintetem,
będzie jako szóste zdmuchnięte.
Wszystko, co nie jest chórem czterdziestu aniołów,
zmilknie jako psi skowyt i czkawka żandarma.
Zabrany będzie z okna wazon z aloesem,
talerz z trutką na muchy i słoik z pomadą,
i odsłoni się widok – ależ tak! – na ogród,
ogród, którego nigdy tu nie było.
No i teraz słuchajcie, słuchajcie, śmiertelni,
w zdumieniu pilnie nadstawiajcie ucha,
o pilni, o zdumieni, o zasłuchani śmiertelni,
słuchajcie – słuchający – zamienieni w słuch.
Tak – najważniejsze: słuchać… 😀
Leonie, a dlaczego „nadużywam miejsca” i „pomilczeć”?!! Tu jest równouprawnienie, każdy może się wypowiadać, ile tylko chce, byle parlamentarnie 😉
Chyba nie Aldrigas, tylko Algirdas – co po polsku mówi się Olgierd 🙂 A z Jarosława wystarczy przetłumaczyć składniki: jaro – wiosna (jest pozostałość w czeskim), sława – wiadomo co.
A jak już wiosna, Alicjo (czyli „spring”), to Sonata wiosenna:
http://www.youtube.com/watch?v=mAcWGVC4Nqc
A jak krótkie i zwiewne z Wiosennej, to może to:
http://www.youtube.com/watch?v=O5zh1OLgZDc&feature=related
Alicjo – to była zapewne Sonata wiosenna (Spring Sonata po ang., po niem.Fruhling Sonate) – na skrzypce i fortepian: świeża, radosna i nawet nieco frywolna – tutaj wykonawcy mają pole do popisu. Kup sobie to koniecznie, zwłaszcza gdy dopełnieniem płyty będzie Sonata Kreutzerowska (ta, po kilku posłuchaniach się stanie Twoją ulubioną).
Posłucham trochę pózniej, jak juz śpiochy wstaną (nie mam słuchawek), ale cos mi się zdaje, ze dobrze podpowiadacie 🙂
Zdam sprawę potem.
Jeszcze a propos „luja” dowcip śląski:
Gustlik, Ludwik i Hubert wybierali się do Francji.
– Ja tam bede Guy – powiedział Gustlik.
– A ja Louis – odparł Ludwik.
– To ja nie jade – krzyknął Hubert…
Pani Doroto, Springfame Iwaszkiewicz bardzo mi się podoba. Co do mego przyrzeczenia (które akurat teraz łamię), to staram się rozróżniać między prawem (uprawnieniami) a przyzwoitością. Co do Becia: ja myślę, że kategoria patosu jest zbyt wieloznaczna. Jak coś lubimy, to powiadamy, że wyraża to coś „najgłębsze uczucia”, a jak nie – patos i kropka. Nb Becia oskarżano o niejedno. I że brak mu inwencji melodycznej (guzik prawda), i że mózgowiec, najwyżej z talentem do wariacji (zatem przeciwieństwo patosu). Richter i Gilels grali jego sonaty monumentalnie. Horowitz – niekoniecznie doskonale – grał, bodaj 28 sonatę, analitycznie, rozwalając jej monumentalną konstrukcję (itd, itd, itd). Bo to, co Pani pisze, tzn że trzeba słuchać i przede wszystkim słuchać, odnosi się przecież także do muzyków. Polecam serdecznie „Wariacje na temat Diabellego” w interpretacji Petera (Pära, jak ktoś woli szwedzką wersję) Anderszewkiego, bo on już patosu Becia nie słyszy, i chwała mu za to!
No ale Hubert nie jest na „Ch” 🙂
Ale w gwarze jest inaczej… 🙄
Leon: a co – w tym wypadku – nazywamy przyzwoitością? 😀
Piotr nagrał już kolejną płytę z Beethovenem – z Bagatelami op. 126 i I Koncertem fortepianowym:
http://merlin.pl/Beethoven-Piano-Concerto-No-1-6-Bagatelles-Op-126_Piotr-Anderszewski-Die-Deutsche/browse/product/4,590396.html
Recenzja:
http://music.guardian.co.uk/classical/reviews/story/0,,2268636,00.html
Ja w „Polityce” dałam pięć gwiazdek na sześć, ale zauważyłam też, jak autor recenzji z „Guardiana”, że jest to Beethoven skrajny. I tak, zgadzam się, młodzieńczy I Koncert został ujęty podobnymi skrajnościami jak późny. Ale kiedyś, dawno, rozmawialiśmy o tym koncercie i on zawsze widział w nim coś dzikiego, nieokiełznanego, zwłaszcza w finale 🙂
A co do braku inwencji melodycznej u Beethovena, to gdyby ktoś słyszał tylko tę mszę zalinkowaną w moim wpisie, mógłby być o tym święcie przekonany 🙂 On po prostu był nierówny i tyle…
Filharmonia Generalnego Gubernatorstwa. W latach 90. przeczytałem w jednej z gazet, że grał w niej Alfred Lenica, artysta plastyk i komunista, który był też skrzypkiem. Później wysłuchałem w radiu starego wywiadu z Witoldem Rowickim, w którym ten dyrygent wyjawił, że w czasie okupacji grał w orkiestrze, którą dyrygował Niemiec. Prawdopodobnie w tej orkiestrze, założonej w 1940r. przez gubernatora Hansa Franka. W internecie można było znaleźć informację, że jesienią 1944r. dołączył do krakowskiej orkiestry Stefan Rachoń. Przez dłuższy czas Filharmonia GG grała wyłącznie dla Niemców, przebywających w Krakowie, w tym dla Hansa Franka. Jak oceniać działalność polskich artystów, przygrywających hitlerowskim okupantom ? Dla mnie to oczywista kolaboracja. Nie sądzę, by muzykom grożono, że jeśli nie zgodzą się na pracę w niemieckiej orkiestrze, to trafią do Auschwitz. Może na koncertach Filharmonii GG bywali też muzykalni SS – manni z załóg obozów koncentracyjnych ? Po wojnie „ukarano” upomnieniem jedynie tych muzyków, którzy ściskali rękę zbrodniarzowi Frankowi (gdzie można znaleźć ich nazwiska ?).. Ciekawe, że warszawscy aktorzy, kolaborujący z Niemcami, byli po wojnie karani m. in. czasowym zakazem występów. Muzycy Filharmonii GG, i to tylko niektórzy, zostali zaledwie upomnieni. Muzycy być może mogliby się tłumaczyć, że przecież w Krakowie nie było egzekucji ulicznych, ani chyba nawet łapanek, więc oni o niczym nie wiedzieli. Nie wiedzieli co to takiego ten nazizm i że Hans Frank to zły człowiek. O kolaboracji niektórych aktorów można przeczytać w książce M. Szejnert „Sława i infamia”. Na szczegółowy opis niepatriotycznych zachowań jakiejś części muzyków chyba nikt się nie zdobył. Co to jest z tymi muzykami, że dla części z nich od zawsze obojętne jest, jakim panom służą ? Kilku wybitnych niemieckich dyrygentów było pieszczochami władców III Rzeszy, Szostakowicz zapisał się do partii komunistycznej itd, itd.
f.v. jak zwykle wrzucił temat lustracyjny 😆
Nie da się wszystkich wymienionych tak samo traktować. Zwłaszcza Szostakowicza, kompletnie sterroryzowanego, którego komuniści odarli ze zdrowia (no, ale do łagru nie wsadzili…), ale on i tak robił swoje, a jego muzyka jest największym oskarżeniem komunizmu w historii…
Napisałabym może więcej, ale teraz muszę się oddalić. Co nie znaczy, że nie możecie sobie ze sobą pogadać 😉
Przyzwoitością nazywam to, że jeżeli mnie ktoś do siebie serdecznie zaprasza (tzn daje mi prawo do odwiedzin), to nie wprowadzam się do niego na miesiąc. (Ja oczywiście żartowałem, że się zamknę). Co do tego, że Beethoven był nierówny – pełna zgoda, no ale kto był równy? U Mozarta można bez trudu znaleźć mnóstwo popeliny (ale nie wiem, może popelina uderza tak długo, dopóki ktoś nie wykona danego utworu przejmująco (niekoniecznie w sensie skrajnych emocji). Co do mszy – poddaję się. Wellingtona nigdy nie słyszałem z towarzyszeniem armat, może by pomogły? „Mój” Beethoven to głownie muzyka kameralna i instrumentalna, głównie fortepianowa i skrzypcowa. Symfonie? Po Karajanie trudno się pozbierać, ale, oprócz ogranych na śmierć, są jeszcze te dwie sprzed Eroiki no i VIII… Do pani Alicji: ma Pani rację, ale tylko pod warunkiem, że Hubert i Gustlik (Pani Doroto, a może by pod Beethovena pisać Gustlig?) będą się porozumiewali na piśmie.
f.v.: strach słuchać z teczkami, czy poprzez teczki, bo słuchanie natychmiast zmienia się w przesłuchanie.Co nie oznacza, że nie należy powikłanych biografii muzyków czy aktorów pisać… A jak by Pan ocenił występ Chopina przed Wielkim Księciem Konstantym, nie dość że reprezentantem okupanta, to jeszcze niewątpliwą, także dla współczesnych, kanalią?
Etam, Chopin to uprawiał ketman… 😉
Ainda que nossa Senhora Dorota przedsiębierze viagem do Portugalii, przypomnial mi się pewien październikowy dzień, kiedy telewizja portugalska cały czas pokazywała nieprzebrane tłumy (jak się potem okazało było to ponad milion ludzi) na ulicach Lizbony. Okazało się, że był to pogrzeb Amalii Rodrigues. Ale kim była Amalia Rodrigues? Nic o niej nie wiedziałem. Wkrótce pojawiły się programy jej poświęcone: była to najwybitniejsza wykonawczyni fado, również aktorka, poza tym niezwykle piękna kobieta. Umarła mając lat prawie siedemdziesiąt. Natychmiast kupiłem jej płytę, potem następną, teraz mam prawie wszystko co nagrała – a także dokumenty i filmy o niej. Ponieważ teksty dla niej pisali prawdziwi poeci – trzeba było przysiąść nad portugalskim aby to docenić.
Sama Amalia jest to coś wyjątkowego i każdy kto pozna choć kilka jej pieśni i piosenek czasem zabawnych – nie pożałuje.
Leon: Konstanty, postać negatywna, ale nie ludobójca. Królestwo Polskie i okupacja hitlerowska to dwie zupełnie różne rzeczywistości.
Strasznie młody ten f.v.; zielony, jak szczypiorek. 🙂
f.v.: nie chcę się spierać o sprawy proste: jasne, że Królestwo i okupowany Kraków to różne rzeczywistości, choć, można by powiedzieć, że dla Chopina-muzyka i Rowickiego-muzyka była to jedyna rzeczywistość, bo rzeczywistość nie jest do wyboru. Do wyboru są zachowania. Wracając zatem do okupacji; porusza Pan niezwykle, moim zdaniem, trudny temat, bo, by tak rzec, naziści doprowadzili do perfekcji totalność władzy, włączając w jej zasięg także ludność pozostającą pod okupacją. Mam tu na myśli administrację, policję itp. To jest jeden, potworny temat, słabo dotąd omówiony. A drugim problemem, bliższym osi naszej dyskusji jest cena, jaką niektórzy zgodzili się zapłacić za możliwość pracy w swoim, powiedzmy to tak: ukochanym zawodzie. I, last but not least, trzeba by spróbować zrekonstruować jak przyjmowana była w środowiskach muzycznych Filharmonia Krakowska w tamtych latach. Ja słyszałem pochlebne opinie o jej szefie i jego stosunku do Polaków. Wśród elity niepolskiej muzyka w GG-Krakowie cieszyła się dobrą renomą. Dlaczego to istotne? Myślę, że dlatego, że w każdej rzeczywistości stwarzamy granicę między tym, co wybaczalne, a tym co niewybaczalne (myląc się czasem, ale w wysiłkach nie można ustawać). W W.Księstwie występ na salonach Konstantego był uważany za OK, ale już praca w cenzurze budziła moralne wątpliwości. A jak to jest z okupacją nazistowską? Jaką pracę uznamy już za kolaborację, a jaką – za konieczność życiową? A czym bezrobocie groziło, też wiemy. Ale myślę, że jakoś się zgadzamy: milczenie na te tematy niczego nie rozwiązuje, a uproszczenia (których Panu nie imputuję) mogą być bardzo krzywdzące. Nb aktorzy mieli wybór jakoś prostszy, bo kolaborując godzili się na występowanie w teatrze zdegradowanym, czego o muzykach nie daje się powiedzieć.
Leon
Czy moglbys wskazac utwory Mozarta,ktore naleza do” mnostwa popeliny
„.Ja takich nie znam.
Pani Doroto
Prosze dac szanse na polubienie Beethovena osobom,ktore jeszcze pozniej zetknely sie z ta genialna muzyka niz Pani siostra.
Ciekawy wywiad. Teresa Torańska myśli utworem muzycznym – http://www.toranska.pl/o_autorce.php . Zachęcam do lektury „Jesteśmy”.
Wiecie co, to nie ten koncercik wiosenny na skrzypce, który miałam na myśli. Ja to kiedyś znajdę, bo nie daje mi spokoju.
f.v
lepiej posłuchaj muzyki, zamiast rozliczać artystów z życiorysów. Poczytaj „Pianistę” Szpilmana. Łatwo oceniać ludzi, jak się nie żyło w tamtych (wojennych) czasach. A przypadkiem Szpilman trafił na muzykalnego Niemca…
Idąc tym tropem, radio i tv w komunistycznej Polsce tez nie powinno istnieć, no bo jak to – każdy tam występujący i cokolwiek tworzący to komunistyczny kolaborant. Może jako naród powinniśmy byli popełnić zbiorowe samobójstwo?
Alicjo, jaki ciekawy ten wywiad z T. Torańską! Dzięki za podrzucenie 🙂
Wlaczam sie pozno, po glownym daniu i prosze o wybaczenie, za spoznienie.
Lubie kawalki Beethovena, zwlaszcza Koncert skrzypcowy, Symfonie nr 1 i Koncert fortepianowy nr 1. Moze zadam pytanie Kierowniczce, skad niechec do Wagnera? Muzyczna? ideologiczna? Czy muzyka ma ideologie? A. Hitler uwielbial Karola Maya i czy jest to wystarczajacy powod, aby odmawiac go naszym pociechom?
Miłego urlopu i mnóstwa wrażeń muzycznych, kulinarnych i jakich sobie PK życzy 🙂
Na razie jeszcze jestem, do jutra po południu można jeszcze ze mną pogadać – zapraszam 😀
Z tym księciem Konstantym (tj. z występem małego Chopina) nie do końca zdaje się wiadomo, czy to była prawda. Jesli nawet, to Chopin był wówczas małym chłopcem, wunderkindem, i nie bardzo wiedział, czy robi coś dobrego, czy złego. Małego Mozarta też tatuś prowadzał przed monarchów… Co do Mozarta, zgadzam się z Witoldem: też nie umiem wskazać żadnego jego utworu, który byłby popeliną, może tylko młodzieńcze opery zawierały pewne niezręczności.
Zwycięstwo Wellingtona było napisane dla grającej szafy 🙂
Z Teresą Torańską nawet kiedyś o temacie muzycznym troszkę rozmawiałyśmy. Ona jest wielką melomanką. I to prawda, że tekst komponuje się jak muzykę. Staram się to robić 😀
Korzystając z okazji, że w osobie Pani Kierowniczki mam przed sobą specjalistkę w zakresie zarówno kompozycji jak i pisania, poproszę o garść wyjaśnień: Jak to jest z tymi podobieństwami między komponowaniem muzyki i tekstu? Na czym konkretnie polegają?
To trudno wyjaśnić, czasem to jest podświadome. Rytm słów, zdań, forma tekstu, podział, rozłożenie akcentów – wszystko podlega sztuce komponowania. Dlaczego nie powtarza się wyrazów, dlaczego trzeba czasem powtórzyć frazę, ale trochę inaczej, dlaczego na końcu nawiązujemy do początku? Może ktoś gdzieś formułował jakieś zasady w tej kwestii, ja to robię instynktownie.
Nie odpowiedziałam jeszcze PA2155. Wagner nie tylko że poprzez swój monumentalizm odpowiadał estetyce Trzeciej Rzeszy (za co akurat nie był odpowiedzialny), ale też był łaskaw popełnić pewien tekst:
http://en.wikipedia.org/wiki/Das_Judenthum_in_der_Musik
który także stał się Hitlerowi wodą na młyn.
Jest nawet trochę prób przekładania form muzycznych, czy elementów dzieła muzycznego na literaturę, dawno temu się przyglądałam tym sprawom na przykładzie powieści Petera Haertlinga o Schubercie i Schumannie. I rzeczywiście najlepiej sprawdza się to co instynktowne, dotyczące ogólnej muzykalności tekstu, jego nastrojowości.
Z pogadaniem mam pewne problemy, ale jak chodzi o poszczekanie, to zawsze do usług 🙂
Tylko do szczekania na temat Beethovena jakoś nieszczególnie jestem zmotywowany. Czytając dzisiejszy wpis uświadomiłem sobie, że od bardzo, bardzo dawna nie sięgnąłem po niego z własnej woli. Co widać choćby po tym, że mam z nim jeszcze czarne krążki, ale ani jednego CD. Może mi się ułożył w szufladce z klasykami – wiem, że wielkim jest, ale zachwycać jakoś nie zachwyca? Jakoś mi jest taki za bardzo… bo ja wiem? narcystyczny? Może to kwestia pewnej nadwrażliwości na niektóre aspekty germańskości? Jak z pobliskiej szkoły muzycznej dobiegają odgłosy prób, to czasem nie jestem pewien, czy grają Beethovena, czy jakiś SA-Marsch 🙂
Ale może pytanie, dlaczego chętnie czy niechętnie się kogoś słucha, w ogóle nie ma wielkiego znaczenia? . W sumie i tak jest jak w tym starym góralskim dowcipie: każden ma swoich znajomych. 🙂
To na tej zasadzie, Bobiczku, nic nie ma wielkiego znaczenia 😀
Może ja po prostu taki nastrój dziś mam? Jak to Pani pisała o Ludwigu – zamydlony i restrykcyjny, czy jakoś tak. 😀
Kierowniczka:
Ja wiem o pewnych tendencjach antysemickich Wagnera, nad ktorymi mozna tylko ubolewac. Stosujac te sama miare powinnismy nie czytac Dostojewskiego za jego niechec, moze nawet wrogosc do Polakow. Ja skladam to na karb innych norm panujacych w innych epokach. Problem Wagnera probowal rozwiazac Daniel Barenboim, nie unikajac go w swoim repertuarze. Jak juz mowimy o sklonnosciach i niecheciach politycznych: jak zinterpretowac wystep N. Kennedy’ego w Belgradzie, tuz po wojnie kosowskiej? Po doswiadczeniach PRLu unikam mieszania polityki do sztuki.
Bobik: nie przypominam sobie takich moich słów o Ludwigu 😯
PA2155: ale pytał Pan o ideologię, więc odpowiedziałam. A Dostojewskiego nie znoszę, ale nie z powodu jego niechęci do Polaków (choć sam miał przecież polskie korzenie).
W Wagnerze można nie znosić właśnie tego, co uwielbiali nie tylko hitlerowcy: monumentalizmu. Można po prostu czuć tak, jak napisał Torlin o 9:37: „Dla mnie Wagner jest za głośny”.
Beato,
to Teresa Stachurska podrzuciła wywiad z Torańską, którą ja sobie też bardzo cenię.
Nie ma się co spierać o kompozytorów i muzykę – wszyscy mamy własne gusta, co do mnie, juz dawno ukształtowane, i stosując powiedzenie ASzysza… no właśnie (*i nikt mi nie przetłumaczy!). Chętnie wysłuchuję sznureczków do youtube, bo a nuż, a może i widelec, coś mi trafi. I trafia się 🙂
http://youtube.com/watch?v=uUVFY1aWIuk
Pani Kierowniczko,o Ludwigu w aktualnym wpisie stało. No, może drobne literówki mi się przydarzyły. W oryginale było chyba: zamyślony i refleksyjny. 😆
Ach, ta szczeniaczość 😉
Kierowniczka: podzielam Pani opinie o Dostojewskim, rowniez wiele gustow muzycznych. 🙂
Pani Kierowniczka nie znosi Dostojewskiego!
Ja też nie, i niezupełnienie wiem dlaczego. Próbowałem go polubić i się nie udawało.
Zawsze byłem z tego powodu zawstydzony, już nie będę. 🙂
Pani Kierowniczko, nie wszyscy mogą tak od razu dorosnąć. Gdyby nie było szczeniaków, to poważni nie mieliby się od kogo różnić. 🙂
To nie jest jeszcze to, czego szukam, ale bliskie duchowi.
A tamto znajdę, zeby mnie miało pokręcić!
http://youtube.com/watch?v=_mKCm25xyzE&feature=related
Pani Kierowniczko, życzę miłego urlopu! 🙂
A jakieś łapanie hotspotów pod Lizboną Pani przewiduje czy też nie? Tak pytam na wypadek jakby ktoś np. wrzucił 2 linki do jednego komentarza czy cóś… 😉
O Dostojewskim nie mogę powiedzieć, że go nie znoszę, mimo że potrafi mnie potwornie wnerwić. On stawia czasem bardzo ciekawe pytania, na które udziela odpowiedzi nieraz koszmarnych, ale dla samych pytań warto go było choć raz w życiu wziąć w łapy. 😉
Nie jest to ani Kingston Jamaica, ani moje Kingston 🙂
http://youtube.com/watch?v=eObKbtMFP2s&feature=related
W sprawie tych linkow proponuje wyznaczyc, ze tak powiem Watchdoga w zastepstwie. 🙂
Jaka ładna wiązanka, jakie ładne instrumenty 😆
Quake: może postarajcie się raczej tych dwóch linków w komentarze nie wrzucać 😉
Alicjo! Proszę natychmiast wyjaśnić, co to jest za Kingston! Jak ja mogę włazić na linki z jakimiś Kingstonami całkowicie niewiadomego pochodzenia?! 😯
A tak naprawdę to, jak pisze PA2155, w takich wypadkach ustanawia się watchdoga – jednego z pracowników działu internetowego „Polityki”. Więc nie będzie dziury w niebie, jeżeli… (jak to było u Themersona? Jeżeli pójdziesz tyłem) 😀
Mistrzem dwóch linków na tym blogu jest – o ile dobrze pamiętam – Beata… 😉
Ale rekord ostatnio ustanowił PA2155 🙂
Bobiku,
to jest to poslednie Kingston upon the Thames 😛
Poslednie, bo jednak Kingston moje (Ontario) było pierwszą stolycą Kanady przez całe 3 lata, a Kingston Jamaica jest ciągle stolycą Jamajki 🙂
Eeee, to co się będę pelętał po Kingston, które nawet nie jest stolycą 😀
Właśnie, jam jest Mistrzyni Podwójnego Linkowania! 🙂 Ale cóż to za przyjemność, kiedy Kierowniczka daleko i nie wyratuje 😉
Ze smutku i tęsknoty będę wrzucać wyłącznie pojedyncze linki!
Moje jeż juz nie jest, ale jest to „starozytne” miasto kanadyjskie 🙂
Jak wpadniesz, to kość się znajdzie, obiecuję!
Mistrzyni Pojedynczego Linku tez brzmi całkiem nieźle… 😉
Pani Kierowniczka:
Ja w ogole byl nieswiadomy o tych rygorach i reglamentacjach. Chociaz po doswiadczeniach z Prl-wskimi kartkami na cukier, mieso i benzyne, moglbym byc bardziej czujny. 🙂
Zycze milego urlopu (i zazdroszcze, jednoczesnie), ja juz jestem done w tym roku, az do Swieta Pracy we wrzesniu
Alicja: Pierwsza stolica Kanady byla Niagara- on- the lake, znana obecnie z Festiwali BG Shawa. Polecam kazdemu, kto zamierza odwiedzic Kanade. Zamiast Wodospadow.
Pani Dorotecko!!
Miłego urlopu! 🙂 Ale niech Pani uważa na Portugalczyków! 😉
PA2155: To nie ma nic wspólnego z PRL-em, takie są po prostu obyczaje WordPressa, zwanego tu Łotrpressem 🙂
Pisałam (23:15), że podczas nieobecności prowadzącego zawsze ktoś z personelu ogląda blogi 🙂
I know I know.
A foma się nie pokazał 😆
Ale na pewno miał czerwone uszy…
To może przed snem mała szpileczka dla pana Ludwika? Z cudną i nader czytelną aluzją do beethovenowskich zakończeń 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=GazlqD4mLvw
PA2155
Ja Cię bardzo przepraszam, ale jesteś w mylnym błędzie. Przeczytaj historię. Kingston było pierwszą stolicą Kanady i stąd pochodził nasz pierwszy premier, Archibald MacDonald. Jest tu jego grób, dom i tak dalej.
A festiwale Szekspirowskie odbywaja się w Stratford. Ontario, oczywiście 🙂
There you go , PA2155:
http://en.wikipedia.org/wiki/Kingston,_Ontario
Pani Doroto… Czy ja dobrze zrozumiałam?! Pilnować nas tu będzie zupełnie nieznany, impersonalny, niedoświadczony, obcy, niewprawny watchdog?! Oddaje nas Pani w obce ręce?! A co będzie jak nas skrzywdzi?! Pokasuje wpisy lub linki?! 🙂
Portugalczyk Osculati?! 😯
http://youtube.com/watch?v=qUkZv_d8DP4
Już Osculatiego wrzucał tu Jędrzej 🙂
Allla – absolutnie swój i sprawny, a raczej swoja i sprawna, bo zwykle to jest koleżanka 🙂
A Beatę rzeczywiście można tu zatytułować Mistrzynią Linków Pojedynczych – parodia super! 😆
No dobrze. Uspokoiłam się. I pozdrawiam koleżankę z działu bratniego. Będziemy cisi i skromni, zdania proste, linki pojedyncze, spać będziemy chodzić o 22.00. 🙂
Jakoś dzisiaj narzekacie na patos, podniosłość, ceremonialność i pychę Pana B. A ja to właśnie bardzo lubię. 🙂
No i fajnie. Jeden lubi schab, drugi mostek… dalej nie powiem, bo brzydko 😉
Alicja:
I masz racje i nie. Kingston bylo stolica niepodleglej Kanady. Niagara_ on_ the _lake tzw. Upper Canada, gdy Kanada byla jeszcze kolonia brytyjska. Mierzymy roznie cezure czasu.
Do Stratford jezdzilem czesto, gdy mieszkalem i pracowalem w London, ON. To naprawde jedno z ladniejszych miejsc w Kanadzie. 🙂
Alicja: A zreszta nie upieram sie. Jestesmy w koncu rodakami 🙂
Jakby tu kto jeszcze kiedy zaglądał: wypytałam właśnie moją wzmiankowaną w opisie siostrę, jak jest dziś z jej stosunkiem do Beethovena 😉 Mówi, że dziś już może go spokojnie lubić, nie znosiła go, kiedy odczuwała przesyt… Oczywiście pewnych utworów nadal nie lubi. Ale to chyba normalne…
A ja tam Beethovena w ogóle nie uznaję.
Jego muzyka jest dla mnie jednym z synonimów KICZU,
a on sam najbardziej przereklamowanym twórcą wszechczasów.
Krótko mówiąc – mam na niego alergię.