A jednak konkurs w WOK
W końcu zeszłego tygodnia zarząd województwa mazowieckiego podjął uchwałę o ogłoszeniu „konkursu na kandydata na stanowisko dyrektora WOK”. Podaję dokładne brzmienie tego zdania, zwracając uwagę na sformułowanie: konkurs na kandydata, nie – konkurs na dyrektora. Czy to znaczące sformułowanie? Zobaczymy. Operze Kameralnej nakazano umieszczenie ogłoszenia na swojej stronie 26 lipca, dokładnie w dzień zakończenia Festiwalu Mozartowskiego. To kolejna ciekawostka: uchwała ma datę 20 lipca, wchodzi w życie w dzień podjęcia, więc dlaczego czekać sześć dni? Dlatego zapewne, że jednocześnie do tej daty WOK ma przygotować „dokumentację organizacyjno-finansową dotyczącą działalności WOK, do której wgląd będą mogli mieć kandydaci na stanowisko dyrektora”. Ogłoszenie emitowane ma być na stronie WOK do 31 sierpnia (to jest ostateczny termin składania ofert). Tamże można już – jeśli ktoś nie widział – przeczytać, że jednak ktoś w tym urzędzie poszedł po rozum do głowy i, zamiast dyscyplinarnego wywalania p. Sutkowskiego, jego dymisja po prostu została przyjęta i w tym trybie nastąpiło odwołanie.
WOK otrzymał dokument od razu, a dyrekcja (wice) rozesłała go natychmiast do pracowników, tak że tam wszyscy już to znają.
Teraz warto się przyjrzeć „wymaganiom kwalifikacyjnym i formalnym kryteriom wyboru”, które zostały określone w załączniku. Cytuję więc:
„I. Do konkursu na kandydata na stanowisko dyrektora WOK mogą przystąpić osoby, które posiadają: 1. wykształcenie wyższe magisterskie, 2. udokumentowane doświadczenie zawodowe w instytucjach kultury, w tym co najmniej 5-letni staż pracy na stanowisku kierownika instytucji kultury, 3. znajomość przepisów prawnych dotyczących instytucji kultury, zagadnień w zakresie finansowania, organizacji i zarządzania instytucjami kultury oraz zarządzania zasobami ludzkimi, ocenione na podstawie: a) pisemnego opracowania koncepcji funkcjonowania i kierowania Operą i jej zreferowania, b) dodatkowych pytań zadawanych przez członków komisji konkursowej. (…)
II. Ponadto pożądane są: 1. dodatkowe wykształcenie w zakresie organizacji i zarządzania, 2. znajomość problematyki życia teatralnego i muzycznego, w tym najnowszych zjawisk w kulturze, 3. znajomość co najmniej jednego języka obcego”.
Uchwała powołuje się na to, na to i na to. Z tego drugiego dokumentu pamiętamy, że w komisji musi się znaleźć: 1) trzech przedstawicieli organizatora; 2) dwóch przedstawicieli ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego; 3) dwóch przedstawicieli zakładowych organizacji związkowych reprezentatywnych w rozumieniu art. 24125a Kodeksu pracy, działających w tej instytucji kultury; 4) dwóch przedstawicieli stowarzyszeń zawodowych lub twórczych właściwych ze względu na zakres działania tej instytucji kultury (rozdział 2, art. 16, ust. 4).
No i teraz trzeba się przyglądać.
Komentarze
Hmm. :/
Z poprawną polszczyzną ma to słaby związek.
Trzeba się przyglądać, oj trzeba.
Bardzo zabawnie wygląda ta uchwała, w której my marszałek powierza wykonanie zadania nam marszałkowi.
Tak ściśle rzecz biorąc to „Wykonanie uchwały powierza się Sekretarzowi Województwa – Dyrektorowi Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego w Warszawie”. Podpisany z up. Marszałka Województwa – Krzysztof Strzałkowski, Wicemarszałek.
http://pl.chopin.nifc.pl/festival/edition2012/tickets
Dobry wieczór, tak ku pamięci – dwa koncerty z udziałem Marthy Argerich (i wielu innych znakomitych wykonawców) 26 sierpnia o 23.00 i 28 sierpnia o 22.00 w Studiu S-1. JESZCZE SĄ BILETY – Warto się wybrać!
Pozdrawiam!
Ja żartowałam z uchwały rozwiązującej umowę z dyr. Sutkowskim ze strony WOK.
Prawie takie samo brzmienie ma ogłoszenie o konkursie na szefa „Mazowsza” (więc jednak tam też konkurs, kto by się spodziewał!…). Warunek „5-letni staż pracy na stanowisku kierownika instytucji kultury” spełnia bardzo niewiele osób – wybitni dyrygenci, którzy by się na to stanowisko nadawali, nieczęsto mają taki staż na tego typu stanowisku. Dyrektor artystyczny rzadko tez posiada „znajomość przepisów prawnych dotyczących instytucji kultury” – to punkt, na którym poległaby większość wybitnych muzyków, którzy zarazem zagwarantowaliby najlepszy poziom artystyczny, mając jednak zaplecze w postaci dyrektora administracyjnego, który istotnie powinien taką „znajomością przepisów prawnych” się legitymować. Może to więc być wygodny pretekst do eliminowania najlepszych kandydatów i wybrania jakiejś miernoty, która „zna przepisy”. No ale nie uprzedzajmy faktów. Już to, że ogłoszono konkurs (rzecz nader rzadka w urzędzie marszałkowskim) świadczy, że ogromna skala protestu wokół JEDNAK podziałała na wyobraźnię p. Struzika, nie poważył się na mianowanie „kolesia” po uważaniu. To już coś! Giełda nazwisk zaczyna huczeć.
Może pomożemy, robiąc ranking swoich „typów”? 🙂 Nie bójmy się, że ich „spalimy”. Niech to się raz wreszcie odbędzie przy podniesionej kurtynie! Moje typy to Kai Bumann – muzyk od lat związany z WOK, „po niemiecku” solidny, zarazem mocno osadzony w polskich realiach, otwarty na ciekawe wyzwania, czujący zagadnienia stylowego wykonawstwa muzyki dawnej, łatwo zyskujący autorytet swoja bardzo otwartą, uczciwą, wysoce etyczną postawą wobec muzyki i muzyków.
Niesamowicie „ożywcza” dla tej instytucji mogłaby tez okazać się Ewa Strusińska – młoda dyrygentka rozwijająca piękną karierę w Wielkiej Brytanii i coraz bardziej ceniona w całej Europie (jeszcze za mało w Polsce). To osoba szalenie muzykalna, inteligentna, przesympatyczna, z wielką i wszechstronną erudycją muzyczną, dużą wrażliwością (i kompetencją) w zakresie historycznej praktyki wykonawczej (to niesamowicie ważne, bo WOK to jedyna scena w kraju zdolna w pełni własnymi siłami wystawiać opery barokowe – nowy szef art. może to wykorzystać, jako największy atut teatru, ale też może to odpuścić, skupiając się tylko na Mozarcie i później). W dodatku zna WOK dosłownie „od podszewki”, bo niegdyś śpiewała w jego scenicznym i oratoryjnym chórze 🙂 Obawiam się, że dla szacownej komisji wydałaby się zbyt młoda, i pewnie też nie zaliczy kryterium „pięcioletniego kierowania”. Gdyby jednak zdecydowała się stanąć do konkursu (namawiajmy!), to mogłaby szybko zapewnić WOK zupełnie nową pozycję na europejskim rynku.
Jakieś inne typy?…
Pobutka.
Czy to jest konkurs na dyrektora czy na szefa artystycznego ?
Czy alltogether ?
(Oczywiście to wcale nie musi być dyrygent – Stefan Sutkowski też nim nie był. Konkurs jest na dyrektora „ogólnego” – ale w tak niewielkiej placówce byłoby chyba lepiej, by prowadził ją raczej jakiś wybitny muzyk ze świetnym zapleczem menedżerskim, niż odwrotnie, ale są oczywiście różne modele zarządzania.)
Znajomość ustaw jest niezbędna. Znajomość nie oznacza biegłości w przepisach tylko niezbędną orientację, a tę każdy kierownik instytucji kultury z 5-letnim stażem posiada. Z rocznym stażem też. 5-letni staz jest zastanawiający. To chyba górna granica wymagań, jakie wolno stawiać w tym zakresie. W zasadzie kierowanie obejmuje wszystkie funkcje kierownicze, więc staż na stanowisku kierownika artystycznego też powinien się liczyć, szczególnie, jeśli kierownik artystyczny był formalnym zastępcą dyrektora, a na ogół tak jest. Tyle, że staż 5-letni o niczym nie świadczy. Dyrektor małego muzeum miejskiego z 10-letnim stażem ma doświadczenie przydatne w kierowaniu operą kameralną dużo mniejsze niż kierownik chóru akademickiego ze stażem 3-letnim. Dokument wywieszony w WOK nie jest dziełem jednej osoby. Przechodzi przez łańcuch tęgich umysłów, z których każdy musi coś dołożyć, wykreślić lub zmienić. Ostatecznie wychodzi, co wychodzi. Przyjmując ogłoszenie, jakim jest, czekajmy spokojnie na rozwój wypadków. Po doświadczeniu z NIFCh jestem optymistą. Gorzej z Mazowszem. Byłem przekonany, że na podstawie warunków, jakie przeczytałem, dyrektorem Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze”, a po połączeniu ZP,T i Operetki im. Jana Kiepury zostanie osoba najwłaściwsza, czyli z 5-letnim doświadczeniem w kierowaniu teatrem operetkowym. Teraz, po ostatnich zawirowaniach, może trzeba będzie szwagra poświęcić. Albo połączenie odłożyć na jakiś czas.
Bo chodzi o to, żeby wybrać kandydata. Dyrektorem zostanie ktoś z moich najmojejszych. Amen.
Dzień dobry,
Stary Polak z PRL-u – witam, chyba niestety to się zgadza.
Pan Wiadomy spełnia warunki nawet ponadpięcioletniego kierowania. A jeśli jeszcze przedstawi wizjonerski plan połączenia Mazowsza, Operetki i Opery Kameralnej, przekonując, jak wielkie i świetne to będą oszczędności na dzisiejsze trudne czasy…? Powinowactwom zaprzecza i wręcz awanturuje się o to. I co, jest lepszy kandydat? 😛
Co do p. Bumanna, w przeciwieństwie do PMac, po usłyszeniu koncertu MACV, który tu niedawno relacjonowałam, nie wydaje mi się, żeby dobrze „czuł zagadnienia stylowego wykonawstwa muzyki dawnej”… no, chyba że teoretycznie. Niechby lepiej, gdybyśmy tak już dzielili skórę na niedźwiedziu, zapraszał fachowców w tej dziedzinie.
Jeszcze jedna ciekawostka co do samego ogłoszenia. Organizator konkursu ma obowiązek powiadomić o tym pracę krajową i lokalną. Z krajowej postanowił powiadomić… „Dziennik Gazetę Prawną”, której chyba nikt w środowisku muzycznym nie czyta, a z lokalnej… „Życie Warszawy”, które już nie istnieje. 😈 Jak trzeba było „sprzedać” kwity na dyr. Sutkowskiego, powiadomił i „Wyborczą”, i telewizję…
Na pytanie lesia mogę odpowiedzieć tylko: nie mam pojęcia. W ogłoszeniu pada tylko określenie „na stanowisko dyrektora”. Bliższych określeń brak.
…ale KB docenia to, że repertuar barokowy to jest i powinien być jeden z filarów WOK. Zapewne by się nie upierał przy dyrygowaniu wszystkiego osobiście. Natomiast bardzo wielu innych dyrygentów ma do tego stosunek nader „tradycyjny” i często lekceważący. Im młodsi, tym bywa z tym lepiej, no ale pewnie w konkursie będzie preferowane „doświadczenie”. Potwierdza się moja teoria, że konkurs ma być cichy i szybki, w środku lata, a do tego zaasekurowany warunkiem iż jest „konkursem na kandydata”. Jak się pojawi ktoś ponadprzeciętnie dobry, ale potencjalnie mało sterowalny, to zawsze będzie go można nie mianować pod byle pretekstem. Np. dodatkowego egzaminu z przepisów BHP z pytaniem na jak wysoką drabinę może wejść pracownik z licencją na wchodzenie na drabiny, a na jaką bez takiej licencji… Pomóżmy więc w propagowaniu konkursu!
Dlatego właśnie to tu zamieszczam 🙂
Nie robiłbym sprawy z „konkursu na kandydata”. Formalnie tak jest. Konkurs ma wyłonić kandydata na dyrektora. Tak nakazuje art. 16 ustawy. Niezbyt jasna dla mnie jest dalsza procedura. Ustawa nakazuje szczegółowe uregulowanie Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale nie wiem, czy już się z tego obowiązku wywiązał, podobnie jak z obowiązku stworzenia rejestru. Na podstawie samej ustawy minister musi zatwierdzić odwołanie dyrektora, natomiast nie znalazłem przepisu uzelażniającego od ministerialnej akceptacji powołania na dyrektora kandydata wyłonionego drogą konkursu. Na pewno marszałek nie może powołać bez zgody ministra kandydata wyłonionego bez konkursu. Dlatego konkurs być musi.
Nie znam się na procedurach wyboru kandydata na dyrektora. A jak już wszystko „wiadomo” (((( Tak to wynika z Państwa wpisów. Jeśli to prawda, to wielka szkoda, że liczy się kasa, układy, a muzyka, to co powinno być ponad „konkursem”, zostaje na samym końcu, jak ta sierotka (((
Stanisławie, to działa i w drugą stronę: teoretycznie minister mógłby się zgodzić na kandydata wysuniętego przez urząd bez konkursu.
Organisto, to nie całkiem tak. Ostatnio próbowano manipulować przy wyborze kandydata na dyrektora Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Na Dywanie zagrzmiało. Nie wiem, na ile ta burza, a na ile co innego, sprawiło, że konkurs odbył się bardzo porządnie. Mimo wszystko czuję i inne frędzelki chyba też, że burza wpłynęła. Stąd hasło uważnego przyglądania się temu konkursowi. Gdybyśmy nie wierzyli, że obywatelską postawą można wpłynąć, nie przyglądalibyśmy się. Pani Kierowniczka ma głos bardzo donośny.
Jak to się mówi w świecie wokalnym, głos postawiony 😆
Minister może się zgodzić, ale trzeba solidnie uzasadnić odstąpienie od konkursu. I to nie „brakiem czasu” czy innymi bzdurami tylko nadzwyczajnymi przymiotami kandydata na kandydata. Podobnie z łączeniem instytucji artystycznych. O ile pamiętam, uchwała zarządu nie wspomina motywów, ale to naturalny rezultat obowiązujących procedur. Uzasadnienie projektu uchwały jest jego integralną częścią, ale nie jest już częścią samej uchwały, więc się uzasadnienia nie publikuje. Ale badając zgodność uchwały z prawem bada się także uzasadnienie zawarte w projekcie.
Dobrze postawiony. Podejrzewam, że Minister Zdrojewski, podejmując decyzje personalne w świecie muzyki, poleca sprawdzać, co na ten temat ostatnio Pani Szwarcman. Albo i sam sprawdza.
I pewnie nie zawsze mu się to podoba 😉
No, nie wiem. Na pewno się nie podobało, gdy mu urzędasy wciskaly różne ciemnoty. Myślę, że w przypadku NIFCh przekonał się, kto miał rację, a kto załatwiał interesiki.
Cóż, miałam słuchy, że odbierał całą tę „akcję” jako obronę interesów jakiejś nieokreślonej grupy (mam nadzieję, że rzeczywiście zobaczy to teraz inaczej). A do p. Monkiewicza ma wciąż na tyle zaufania (albo może nakazano mu takie zaufanie?), że polecił mu zajmowanie się rozwojem kultury w NCK.
Zadziwiające. Ale zadanie chyba mało ambitne. Jakoś tam sobie idzie wszystko swoim trybem, więc może to wcale nie świadczy o zaufaniu, tylko coś trzeba było dać.
Ambitne, nieambitne – kasa się należy.
Nie chciałabym obrażać człowieka, ale animatorem kultury chyba nie jest, a brzydkie wyrazy po kilka razy same pchają się na ust korale na samo wspomnienie persony.
Jestem bardzo rozczarowana ministrem kultury, jest ono (rozczarowanie) podwójnie proporcjonalne do wcześniejszego naszego entuzjazmu.
Robię rozliczenia, stąd ta buchalteria. 🙁
Stanisławie, na miły Bóg, komu i za co coś trzeba było dać.
Minister Zdrojewski głosował w sejmie przeciwko odrzuceniu bez procedowania projektu ustawy o związkach partnerskich. Podobnie głosowali byli i obecni ministrowie oraz Wice-: Arłukowicz, Grabarczyk, Jarmuziewicz, Kopacz, Kudrycka, Mucha, Szumilas, Pomaska (ani minister ani wice, ale prawa ręka Sławomira Nowaka). Nowak nie głosował bo w Chinach. Nie będę zdradzał, jakie głosowanie jest mi w smak, tylko wyrażę zdziwienie, że posłowie rządowi byli zdecydowanie po stronie mniejszości. Ze trzy osoby od wiceministra do ministra i rzecznika rządu głosowały jak większość.
Witam Kierowniczkę i Dywanik, czytam, czytam i o co chodzi w tym konkursie kandydata na kandydata (szefa?) WOK trudno się połapać. Zawsze w takiej sytuacji mówię, że nominację dostanie: Antka siostry szwagra brat! Nie wiem czy tzw taśmy mogą być sprzymierzeńcem logiki, no i kultury. Pozdrawiam
@mt7 13:56
Emtesiódemeczko,na pewnym etapie to z rozdzielnika, czyli jak dawniej mówiono – z nomenklatury się należy jak psu kość 🙁
O kwalifikacje i dokonania mniejsza…
Bobiku,wybacz szarganie dobrego psiego imienia 😉
A tymczasem zacna okoliczność jubileuszowa :
http://kultura.onet.pl/teatr/bernard-ladysz-konczy-90-lat,1,5197122,artykul.html
Dziś wieczorem w Dwójce rozmowa z jubilatem:
http://www.polskieradio.pl/8/2222/Artykul/650574,90-urodziny-Bernarda-Ladysza
Dzień dobry, jednak konkurs, więc się przyglądajmy uważnie, ale bez popadania… Rację ma bowiem Stanisław, uspokajając nas wszystkich z tym „konkursem na kandydata”. Tak jest w ustawie i wynika to z procedury: wyłoniony w konkursie kandydat nie „staje się” automatycznie dyrektorem. Po zakończeniu procedury konkursowej następuje nominacja kandydata przez marszałka na dyrektora i podpisanie umowy o pracę.
Natomiast kwestia czy ma być to „tylko” naczelny, czy naczelny i artystyczny, jak jest obecnie, to już kwestia nie do końca jasna, a niezmiernie ważna dla tego co dalej. Z tego co wiem, urząd marszałkowski chciałby te funkcje rozdzielić. Analiza warunków konkursu wskazuje, że wbrew temu co pisze PMac, bardzo wielu kandydatów (przecież również dyrygentów) mogłaby je spełnić. Włącznie jednak z obecnie mianowanym p.o. dyrektora. Są tak sformułowane, że wcale nie jest oczekiwany wybitny muzyk, mający osiągnięcia artystyczne, horyzonty i kontakty, mogący dać nowy napęd i perspektywę WOK . Raczej chodzi o managera lub managera z elementami doświadczenia teatralnego, czyli pasuje „jak ulał” do p Lacha. Scenariusz może więc być taki: po konkursie dyrektorem zostaje obecny p.o., a szefa artystycznego, już bez obowiązku zorganizowania konkursu, powołuje marszałek – z grona swoich kandydatów partyjnych, rodzinnych lub oczywiście wybitnego fachowca (to ostatnie teoretycznie możliwe, ale nie wiem czemu wydaje mi się mało prawdopodobne?). Z 9-cio osobowej komisji trzeba tylko przekonać do siebie co najmniej pięć osób, więc przy 3 glosach organizatora i przekonaniu np. związków zaw – możliwe.
Tendencja do powoływania tzw managerów, zamiast modelu: wybitny przedstawiciel środowiska wspomagany przez dyrektora finansowo administracyjnego jest krytykowana przez środowiska teatralne i muzyczne od Dolnego Śląska począwszy, ale ten model bardzo kusi naszych decydentów. Sprawdza się jednak w przypadku TWON. Tylko ilu mamy jeszcze W Dąbrowskich? – nie przychodzi mi żadne inne nazwisko na myśl.
Zgadzam się z P Redaktor co do ew kandydatury Kaja Bumana. Z takimi samymi zresztą zastrzeżeniami co do pozostałych panów dyrygentów WOK. Tak jak większość orkiestr, oba zespoły orkiestrowe WOK (nt MACV wypowiadałem się pod poprzednim wpisem) składają się z b. dobrych i dobrych muzyków, przeciętnych i części słabych. Ostateczny jednak ich b średni poziom (recenzowany już kiedyś przez P Redaktor) wynika ze słabego kierownictwa muzycznego. Nie należy się zatem spodziewać jakiejś jakościowej zmiany przy wyborze kandydata na dyrektora z tego grona. Nie podzielam natomiast obaw co do zmarnowania dorobku i repertuaru oper barokowych. Ten kierunek wykonywania muzyki barokowej, jak i klasycznej, zaraził już, dzięki powstaniu wielu znakomitych zespołów i ich interpretacji, „normalne” wykonawstwo, więc żaden sensowny kandydat tego nie odpuści. Chodzi tylko o to by był to ktoś odpowiedniego kalibru, wnoszący do Opery wartość dodaną w postaci własnego talentu, kontaktów w świecie muzycznym, a nie próbujący się wozić na marce tej instytucji.
Ktoś tu wspomniał, że już kursuje jakaś giełda nazwisk. Podobno jest też na niej Tadeusz Wojciechowski. Z tego grona, o którym do tej pory słyszałem jest to postać, która swoimi osiągnięciami i doświadczeniem zdecydowanie dystansuje resztę. Byłby to też ciekawy come back, bowiem był to znakomity koncertmistrz wiolonczel Warszawskiej (wtedy jeszcze nie Polskiej) Orkiestry Kameralnej J.Maksymiuka. Na razie więc chyba będzie to mój typ na blogowej liście kandydatów. Tylko czy będzie zdolny „zdobyć” tę magiczną piątkę głosów komisji? Pozdrawiam cały Dywan.
Ewko,
ale mnie ten co kości rozdaje pozbawił w tym roku 100 zł, przyznając mi 72 zł zamiast 172 zł waloryzacji emerytury.
Ja na swoją emeryturę pracowałam po kilkanaście godzin dziennie przez kilkadziesiąt lat płaciłam składki, które w jakimś momencie okazały się nic nie warte (ograniczono wysokość naliczenia do 250%) i teraz Janosik dołoży ułamek grosza z mojej emerytury do niewielkich emerytur innych osób.
NIE ZGADZAM się na finansowanie rozdzielnika.
NIE ZGADZAM się na gesty pełne hipokryzji i udawanego współczucia finansowe z mojej ciężkiej pracy.
I tyle.
Czekam na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który najwyraźniej się od niego uchyla, żeby wnieść tę sprawę do Trybunału Europejskiego.
Zrobię to, choć by miała to być ostatnia rzecz w moim życiu.
Za dużo cwaniaków napełnia sobie kabzę kosztem takich ludzi, jak ja.
Cała nadzieja w tym, że część „związkowa” porozumie się z ministerialną i utworzą jakiś wspólny front mający na względzie prawdziwe dobro instytucji, bo że zagwarantuje ją strona marszałkowska – nie za bardzo wierzę. Swoją drogą to dość śmieszne, że zespół artystów jest w sprawie absolutnie najważniejszej reprezentowany TYLKO przez związki zawodowe, które przecież spełniają określone zadania, niekoniecznie mające związek z pracą artystyczną, a często wręcz w konflikcie z nią. Nie wszyscy też przecież muszą do związku należeć ani identyfikować się z jego poglądami. To nie związki decydują o linii i marce zespołu. To też pochodna jakiejś ustawy? Żałosne, że zespół jest właściwie całkowicie ubezwłasnowolniony w najbardziej dla siebie kluczowej sprawie i zdany na targi urzędników ponad głowami. Ale cóż, cały „management” kultury na głowie u nas właśnie stoi, począwszy od wielokrotnie tu obgadywanego MKiDN, które sypie publicznym groszem na „eventy” czysto rozrywkowe, a za muzyczne „dziedzictwo narodowe” uznaje tylko i wyłącznie Chopina (bo chyba tylko jego nazwisko coś ministerstwu mówi). Polska muzyka dawna, zwłaszcza ta najgenialniejsza, z XVII w. to wciąż terra incognita. A mogłaby by być „towarem eksportowym” na miarę Chopina…
Co do MACV – jego spory potencjał jest wykorzystany w stopniu nikłym, od dawna nie było żadnej barokowej premiery operowej, a i do wznowień prawie nie dochodziło. Oczywiście z powodów budżetowych – priorytety były inne. I dla każdego „tradycyjnego” szefa-dyrygenta też będą inne. Barok będzie pewnie stanowił 10% repertuaru, a powinien – co najmniej 40% 🙂
Obawiam się, że tylko młody, dynamiczny szef może „rozruszać” ten obszar i ja bym na to właśnie stawiał. To dzięki takim produkcjom WOK ma szansę zaistnieć w czymś bardzo oryginalnym. Np. zachowało się mnóstwo oper związanych z Warszawą epoki saskiej – wystawiane tu dzieła Hassego, Ristoriego, Galuppiego i in. To wszystko leży sobie w Dreźnie i jest dobrze znane polskim muzykologom. To często jest świetna muzyka, której nikt nie słyszał! Niemcy już odkryli dla siebie wspaniałego Hassego (operowy „nr 1” w połowie XVIII w.), a przecież to był także kapelmistrz króla Polski, pracował w Warszawie (choć może bez entuzjazmu). Właśnie atrakcyjne prapremiery takiego repertuaru zwrócą uwagę świata na WOK, a nie jakieś odgrzewane w starych inscenizacjach „Betulie”, „Hiacynty” i „Gęsi z Kairu”, których podstawowa atrakcja polega na tym że nikt poza WOK ich nie wykonuje… 🙂
bata1 – Tadeusz Wojciechowski to też nie jest ten typ, który by tam pasował. A muzyką baroku nie zajmował się nigdy. To jest symfonik – no, był dyrektorem muzycznym Opery Narodowej (za Dejmka), ale opera, a już zwłaszcza kameralna, to nie jest jego najlepsza specjalność.
Racja, że wiele mówiące i nader niepokojące jest sformułowanie warunków w ten sposób, że mowa jest o instytucjach kultury, bynajmniej nie o instytucjach muzycznych.
Co do związków zawodowych, WOK ma przecież swoją „Solidarność” – musi się więc w komisji znaleźć zapewne p. Zadrożny i jeszcze ktoś. Nie wiem, czy jest tam inny związek zawodowy. Oni raczej nie dadzą się przekonać urzędowi – na szczęście.
Akurat lubię te wymienione kawałki z Mozarta, a co do Gęsi, pozostał jej tylko kawałek i zawsze bardzo żałowałam, że nie zachowała się w całości, bo to, co jest, jest bardzo ładne 🙂
Hassego w WOK wystawiano, i to dość dawno – Zenobię i chyba coś jeszcze.
Mała reklama, mogę? 🙂 lada chwila (chyba jeszcze w tym roku) ukaże się monumentalna monografia prof. Aliny Żórawskiej-Witkowskiej z UW o muzyce na dworze Augusta III. To (podobnie jak wydana wcześniej praca o muzyce na dworze Augusta II) powinna być podstawowa lektura nowego szefa WOK, kimkolwiek on będzie. Ale polecam każdemu zainteresowanemu muzyką późnobarokową – prace te dokumentują niesamowite bogactwo życia muzycznego Warszawy w I poł. XVIII w. Nie tylko dworskiego – król AIII (co by o nim nie mówić) udostępnił swą „operalnię” publicznie i każdy warszawski szewc, czy sklepikarz mógł sobie za darmo zasiąść w sali na 500 miejsc i posłuchać najwspanialszych włoskich śpiewaków wykonujących dzieła Hassego. WSZYSTKIE te opery się zachowały, wszystkie zasługują na ponowne pokazanie w Warszawie. A dotąd wystawiono raz tylko „Zenobię”, w bodaj trzech przedstawieniach…
Tak, ta książka była od dawna oczekiwana 🙂
Już dziś więcej nie nudzę, przyrzekam, ale żeby nie być gołosłownym wklejam link z „rynkową” dyskografią Johanna Adolfa Hassego, kapelmistrza polskiego króla, wielokrotnie obecnego w Warszawie, w Pałacu Saskim i „operalni”. Jego działami rozbrzmiewały też warszawskie kościoły. Kto u nas dziś o tym pamięta?
http://www.cduniverse.com/classical.asp?composer=Johann+Adolf+Hasse&style=classical&cart=1357466169&page=2
Proszę spojrzeć, na nazwiska, które wykonują Hassego! A kompozytorów podobnie świetnych przewijało się przez Warszawę i Polskę więcej. To właśnie jest miara wstydu dla naszych pożal się Boże „mecenasów” kultury. I wyzwanie dla neo-WOK 🙂
A zupełnie na koniec trochę może długa, ale dość niesamowita historia z w/w Hassem w tle.
Poznałem kiedyś pewną uroczą, niemłodą już wówczas damę, panią Ursulę Biehl z Monachium, szefową tamtejszego Johann-Adolph-Hasse Gesellschaft. Nie była muzykiem, ani muzykologiem, tylko po prostu wielkiej klasy melomanką, zafascynowaną właśnie saksońskim mistrzem. Zaciekawiło mnie, skąd akurat takie zainteresowanie? Frau Biehl z ochotą mi o tym opowiedziała. Otóż gdy była dziecięciem, w przedwojennym Dreźnie, usłyszała coś o powinowactwie swojej rodziny z „takim sławnym kiedyś kapelmistrzem, Hassem, którego muzyki już dziś nikt nie gra”. Frau Biehl nie przejęła się wówczas zbytnio tą informacją i puściła ją mimo uszu. Potem była wojna i totalna zagłada Drezna. Rodzina p. Ursuli w większości zginęła, rodzinne archiwa też. Zaczęła nowe życie w Monachium. Pracowała jako sekretarka i za pierwszą pensję, na pierwszy urlop pojechała do Wenecji, bo „coś ją tam ciągnęło”. Gdy zwiedzała wspaniałe muzeum w Ca’ Rezzonico z osiemnastowieczną sztuką wenecką doznała szoku. „Proszę sobie wyobrazić, że stanęłam przed MOIM WŁASNYM PORTRETEM!”. Był to znany i piękny konterfekt (Rosalba Carriera) boskiej Faustyny Bordoni, osiemnastowiecznej divy nr 1, prywatnie żony Hassego i matki ich dwóch córek. O ten:
http://static.artlover.me/300/images/art1/rosalba-carriera-portrait-of-faustina-bordoni-hasse.jpg
„Ach, wirklich sehr interessant…” mruknąłem nieco bez przekonania, co nie uszło uwagi Frau Biehl. „Pan mi nie wierzy?” – zapytała. „To proszę”. I tu wyjęła z portfela swoje stare zdjęcie paszportowe oraz reprodukcję w/w konterfektu (nie rozstawała się z nimi i zapewne dość często tak „legitymizowała” genezę swojej fascynacji). Szczęka mi opadła, ponieważ zdjęcie wyglądało jak ów portret i odwrotnie. Okrągła twarz, charakterystyczne oczy, uśmiech, nawet fryzura. Tylko ubiór był nieco inny. 🙂 Uprzedzając moje wątpliwości, Frau Biehl dodała – „Proszę nie myśleć, że upozowałem się do tego zdjęcia tak by wyglądać jak Faustina z portretu. Nie miałam bladego pojęcia o tym obrazie, ani o Faustinie! Zdjęcie zrobiłam do paszportu właśnie przed podróżą do Wenecji…”. Wytłumaczeniem racjonalnym byłby czysty przypadek, bądź jakieś genetyczne echo wspomnianego powinowactwa, ale Frau Biehl uważała się też odtąd za kogoś w rodzaju „reinkarnacji” Faustiny. Doznała wówczas wstrząsu, iluminacji i odtąd całe życie poświęciła budzeniu pamięci o sztuce Borodni i jej genialnego małżonka. To była b. skromna osoba (trudno ją dziś nawet „wyguglować”), ale swoim entuzjazmem i koncertowymi, zrazu półamatorskimi, potem już b. profesjonalnymi przypomnieniami dzieł Hassego zainspirowała też poważny, naukowy i wydawniczy renesans zainteresowania jego osobą (do tej inspiracji przyznawał się też jeden z najwybitniejszych hassologów, prof. Wolfgang Hochstein z Hamburga).
Piękna historia, prawda?
T Wojciechowski jak wielu innych instrumentalistów, śpiewaków i dyrygentów w jakimś stopniu „urodził się” zawodowo w WOK. Dlaczego więc miałby tam nie pasować? Sądząc z życiorysu i osiągnięć, to po prostu świetny muzyk. Zastanawiam się jeszcze nad innymi konkurentami do tego stanowiska z podobnym bagażem doświadczeń, zdobytym nie tylko na polskim podwórku – oby tacy się znaleźli. Mielibyśmy ciekawy konkurs. Ale jednak w tej dyscyplinie tłoku w Polsce nie ma…
Nowy szef WOK ma ze znajomością rzeczy budować repertuar, a więc znać pozycje możliwe do wykonania, umieć budować wyższy poziom wykonawczy, by nam słuchaczom dać satysfakcję, Operze prestiż i nowe „rynki zbytu”. T Wojciechowski, jeśli jest dobrym muzykiem, to zapewne zauważył, że historyczne wykonania muzyki baroku i klasycyzmu są faktem w Polsce i na świecie, oraz że dobrze się mają. Ma tej sferze działalności WOK zapewnić kontynuację i też podniesienie poziomu. Bo wtedy WOK zaistnieje w obu nurtach (barokowym i nazwijmy klasycznym), jak postuluje PMac. Do tego nie musi wcale sam dyrygować tylko zapraszać tych, którzy są w tym dobrzy. A to znaczy, że musi umieć odróżnić ziarno od plew oraz jako artysta mieć kontakty i potrafić je spożytkować dla dobra kierowanej instytucji. Wyprowadzać regularnie orkiestry z kanału dla zagrania koncertów symfonicznych i kameralnych – powinien. Jeśli zdołaliby dobrze zagrać symfonie Haydna, Mozarta, sięgnąć też po późniejszy repertuar koncertowy, to mielibyśmy wyraźnie słyszalny jakościowy postęp także w wykonaniach operowych. A o to chodzi. Osobiście mam nadzieję, że w konkursie objawią się nam tacy kandydaci, ale proszę sypnąć nazwiskami, bo ja póki co chyba się „zawiesiłem”. Pozdrawiam serdecznie.
Do PMac – wykonania historyczne nie dominują na salach koncertowych i scenach operowych, ale są bardzo obecne, szczególnie poza Polską. W Warszawie widownia jest mikroskopijna i pieniędzy na spektakle nie ma. I z tych dwóch stwierdzeń wynika, że zadaniem nowego szefa WOK musi być też intensywne działanie impresaryjne (poza oczywistym zdobywaniem funduszy – to banały, ale…). To niegdyś był zespół prawie wyłącznie zagranicznie występujący. Wtedy będzie po co i za co wznawiać i wystawiać nowe dzieła. Nie tylko barokowe, ale i „tradycyjne” także. Wspomniane kawałki Mozarta też stanowią o tym, że Festiwal Mozartowski jest tym ewenementem, którym jest. I dobrze.
Obrona interesów pracowniczych przez związki prawie z reguły stoi w sprzeczności z interesem firmy, w tym przypadku z celami artystycznymi. Ale wynika to z przepisów i nikt niczego lepszego na razie nie wymyślił. Taka konstrukcja (trochę) wyrównuje szanse słabszej strony umowy, jaką jest pracownik. Z drugiej strony wymusza niezbędna kohabitację wszystkich zainteresowanych, a przecież w konflikcie z zespołem wiele się zrobić nie da. Nie jest to rozwiązanie bez wad, ale w tych warunkach trzeba umieć się poruszać i działać.
Jubileusz Bernarda Ładysza – ileż wspomnień operowych, ileż wzruszeń…
Poszukując w necie wiadomości z tej okazji (oj, ubożuchno!) znalazłem to:
http://www.rp.pl/artykul/9131,917649-90-te-urodziny-Bernarda-Ladysza.html
Czy ktoś z Państwa mógłby mi wyjaśnić, co oznacza wytłuszczony nagłówek:
„Modest Musorgski z Borysa Godunowa”?
Ładne 😆
PMac – niestety w komentarzu były dwa linki, więc musiał poczekać na wpuszczenie, a ja akurat się oddaliłam od sieci na czas jakiś.
Piękna historia z tą panią Biehl.
bata1 – z Tadeuszem Wojciechowskim chodziłam do jednej klasy od początku podstawówki i akurat dobrze wiem, jakim jest muzykiem 🙂 Urodził się jako znakomity wiolonczelista (w podstawówce, jeszcze z koleżanką skrzypaczką, mieliśmy przyjemność grać razem Trio D-dur Haydna), wygrał parę konkursów i został, chyba jeszcze na studiach będąc, koncertmistrzem POK. Potem porwała go dyrygentura i w tej dziedzinie też odnosił sukcesy.
Ale w dyrygowaniu to jest typ taki – powiedziałabym – tradycyjnie niemiecki może nawet bardziej niż Kai Bumann 🙂 Także pod względem upodobań repertuarowych.
Muzyk świetny, ale kat na próbach. Jeśli orkiestra jest znakomita i świetnie przygotowana, jest OK. Jeśli coś jest nie tak – typ drewnianej piły. Muzycy orkiestr filharmonicznych w Polsce założyli poświęcone mu forum, na którym wylewali na niego co najgorsze, co skończyło się jego rozstaniem z Filharmonią Łódzką, której był dyrektorem. Teraz jest dyrektorem Sinfonii Iuventus, z którą pracuje nieraz całymi dniami. Efekt jest dobry, ale środki są może przesadne. Młodzież można porwać w inny sposób – wcale nie tak trudno.
Ja bardzo cenię Tadeusza, ale on powinien dyrygować tylko wybitnymi orkiestrami 😉 Jeśli się dogadają, bo to też nie takie łatwe.
No, kochani, mamy kolejna petycje.
Czestochowska Filharmonia chce przejac niezalezny osrodek Gaude Mater. Znaczy wladze miasta tak dysponuja. Rzecz w tym, ze wlasnie wyremontowano Filharmonie srodkami unijnymi i trzeba, zeby byla rentowna. Czyli ktos musi zarabiac na gmaszydlo.
http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=8801
Do boju, gwardio!
Jeszcze w Romie slyszalem Il maestro di capella z wyzej wspomnianym Jubilatem. Poczatkowa scena – maestro lekko przykuca aby zaczac dyrygowanie, a z tylu odzywa sie fagot 😉
Zabij, pocwiartuj – nie pamietam co jeszcze bylo w programie.
Jubilat brał udział w pierwszym spektaklu Warszawskiej Opery Kameralnej, La serva padrona, partnerując Bognie Sokorskiej 🙂
PMAC – piekna histria, az mnie ciarki pod futrem przeszly po calym Kocie! Dzieki.
To znaczy, że jak mi przez całe dzieciństwo dokuczano wmawianiem podobieństwa do infantki Małgorzaty z portretów Velazqueza, to mam się uważać za jej wcielenie? 😈
Oczywiście Pani Kierowniczko.A jako Habsburżanka,może PK odzyskać browar w Żywcu .A co? Ale historia faktycznie z dreszczykiem.
I dzięki za poprzedni wpis „architektoniczny”.Bardzo ciekawe.
Podobno pies Obamów, odkąd zobaczył moją fotkę, zaczął się uważać za wcielenie Bobika. I ja w tym nie widzę niczego niewłaściwego. Ba, nawet, prawdę mówiąc, trochę mi to pochlebia. To może i tej infantce by pochlebiło, gdyby Kierownictwo zaczęło robić za jej wcielenie? 😎
A histora z panią Biehl mnie też się szalenie podoba. 🙂
Dorotko, podałaś kryteria które potencjalny kandydat na dyrektora WOK powinien spełnić. Ja pokusiłem się o sporządzenie listy która wyklucza możliwość kandydowania:
1. Kandydat nie może przystąpić do konkursu o ile w przeszłości był zwolniony z Warszawskiej Opery Kameralnej za pospolite kradzieże podczas wyjazdów zagranicznych, gdzie okradał z diet kolegów śpiewaków i został złapany w markecie, kiedy próbował wynieść niezapłacony towar
2. Kandydat nie może przystąpić do konkursu jeżeli jest spowinowacony lub spokrewniony z jakimkolwiek przedstawicielem organu założycielskiego WOK
Kandydaci którzy w swoim życiorysie nie znaleźli powyższych przeciwwskazań mogą składać dokumenty do 31 sierpnia br.
Ale numer z tym Hassem – świetna historyjka…
Kończąc temat TW – słyszałem o niefortunnej współpracy z Łodzią, ale w Rzeszowie był kilka lat i jakoś współpraca funkcjonowała, a nie jest to chyba wybitny zespół (nie wiem jaki ma poziom?). Poza tym ponad 20 lat współpracy z zespołami operowymi (najdłużej Kopenhaga), czyli chyba się dawało dogadać. Poza tym chciałbym żebyśmy mieli te wybitne orkiestry, więc coś w tym kierunku trzeba by robić. Ciekaw jestem czy ta kandydatura to tylko „giełdowa” plotka i jakie będą inne. Jak równie kompetentne, a do tego jeszcze „bracia łaty”, to tylko trzymać kciuki. Ale coś sceptyczny jestem. Dobranoc.
Pobutka.
Magiczne działanie blogu Pani Kierowniczki!
W linkowanym przeze mnie artykule z Rzepy nagłówek „Modest Musorgski z Borysa Godunowa” zmienił się w „Rola w Borysie Godunowie”.
😀
Kandydat z doświadczeniem w instytucji kultury a nie w muzycznej wskazuje, że chodzi raczej o managera niż o artystę. Ale to nie przesądza sprawy. Myślę, że wybitny artysta, jeżeli się pokaże na konkursie, ma szansę wygrać.
Bernarda Ładysza widziałem w La Serva padrona w Starej Pomarańczarni. Mój rok maturalny. W klasie maturalnej do szkoły nie chodziłem od końca października. Wiosną po rekonwalescencji pojechałem do Warszawy. Słabo się orientowałem w repertuarze warszawskich teatrów. Na szczęście korzystałem z rad aktora, który wskazał mi spektakl WOK jako obowiązkowy. Do tego wskazał Ryszarda III w Ateneum (Woszczerowicz) i Nosorożca w Dramatycznym ze Świderskim. I jeszcze Marcela Marceau. To wszystko można było zobaczyć w ciągu jednego tygodnia.
Bernard Ładysz podobno śpiewał z większymi sławami niż Callas. Oczywiście trudno to porównywać, ale Callas była znana większości, Breżniew chyba wszystkim. Opowiadał mi kolega, z którym dzieliłem pokój na Uniwersytecie Gdańskim, że Breżniew lubił przyjeżdżać do Puszczy Białowieskiej na męskie wieczory przy kieliszku. Kolega wcześniej był kierownikiem wydziału organizacyjnego KW PZPR w Gdańsku. Nie zauważyłem u niego skłonności do fantazjowania. Mimo, że wypadł z obiegu, mógł wiele załatwić, co nieraz obserwowałem dzieląc pokój. Np. ktoś się spóźnił na pociąg międzynarodowy. Załatwienie transportu samolotem wojskowym wymagało około 10 minut. Miał wiele kontaktów nie tylko partyjnych. Ze swoich znajomych cenił bardzo np. Michała Radgowskiego, z którym robił magisterkę na seminarium u Adama . W sumie bardzo dziwna osobowość. Według jego opowieści Breżniew przyjeżdżając do Puszczy Białowieskiej żądał zawsze przywiezienia Bernarda Ładysza, którego bardzo lubił słuchać. Nie sądzę, aby dzisiejszy jubilat był zachwycony takim wyróżnieniem, ale raczej nie miał wyboru. Ponoć Breżniew lubił nie tylko słuchać ale i zaśpiewać w duecie, gdy jeszcze był w stanie. Opowiadali bywalcy, że Breżniew śpiewał nieźle, ale nie sądzę, aby opowiadający byli bezstronni. Dla tej klasy artysty taki duet musiał być ciężkim przeżyciem. Piszę o tym wszystkim „ponoć”, gdyż nigdy więcej nie spotkałem wzmianki o takim wydarzeniu. Z drugiej strony ten mój kolega świętej pamięci naprawdę był wiarygodny. Może któryś Frędzelek coś słyszał na ten temat?
Dzień dobry,
czyżby PAK udawał się na Kretę? 😉
Tadeuszu D, Tadziu drogi, co do punktu 1 taki kandydat powie: a macie państwo jakieś dowody? Nie? To dalej jazda, bo pod sąd. Co zaś do punktu 2… powie to samo 😛
Dyrektor Sutkowski powinien był wezwać policję – wtedy dowody byłyby. Ale zachciało mu się klasy… 😈
bata1 – był czas, kiedy orkiestra Filharmonii Rzeszowskiej była na naprawdę przyzwoitym poziomie. Fakt, że pomagali muzycy zza niedalekiej granicy (ze Lwowa), ale grali fajnie. Nie wiem, jak jest teraz, bo dawno nie słyszałam.
Co zaś do ewentualnego duetu Ładysz-Breżniew… nic mi na ten temat nie wiadomo. Może wiedziałby coś o tym p. Józef Kański, który zna wiele michałków sprzed lat z naszego życia operowego.
Może ktoś będzie miał okazję ( i odwagę ) zapytać samego Jubilata,bo jak można było wczoraj usłyszeć, pamięć i poczucie humoru mu dopisuje…
chociaż przyznał też,że niektóre traumatyczne przeżycia starał się z pamięci wykasować.
A co do Hassego – akurat we Wrocławiu ostatnio pojawia się w repertuarze, zeszłego lata bardzo udanym wykonaniem oratorium „Nawrócenie św.Augustyna” :
http://www.filharmonia.wroclaw.pl/home/showNews/832 ,
a podczas obchodów jubileuszowych uniwersytetu (w pięknych okolicznościach kościoła uniwersyteckiego ) wykonano jego Te Deum . W tym roku podczas Wratislavii młodzi śpiewacy, uczestnicy kursu oratoryjno – kantatowego mieli przedstawić wersję koncertową jego opery „Cleofide” (tak przynajmniej wynika z jednej z wersji programu, bo według drugiej ma być Bach .Tyz piknie 🙂 )
A „Zenobię” mam w nagraniu WOK,z piękną rolą Olgi Pasiecznik 🙂 Od niej zaczęło się moje zainteresowanie Hassem,którego wcześniej nie znałam (tu powinna być zażenowana kufa),ale zaległości nadrabiam jak mogę.
Seminarium było u Adama Schaffa.
Widzę, że nadal drąży obawa, że konkurs wygra ktoś z doświadczeniem w prowadzeniu teatru operetkowego. Jestem dziwnie spokojny, że nie wygra. Myślę, że nawet nie przystąpi. Chyba, że przystąpi tylko po to, żeby można było powiedzieć, że nie wygrał.
Jeszcze raz wyrażę optymistyczne przypuszczenie, że afera podsłuchowa może się WOK-owi przysłużyć, bo przepychanie swoich pewnie chwilowo nie będzie tak bezczelne i bezwzględne. Zatem nie ma tego złego… 😉
W każdym razie jeżeli dyrekcję obejmie słuszny (czyli z dywanowego polecenia) kandydat, to ja zobowiązuję się napisać utwora dziękczynnego, z anielską partią dla chóru serafinów. 😈
Serafina już w najnowszej „Polityce” nazwano aniołem zagłady 😛
Chór serafinów kłopotliwy w przygotowaniu. Każdy 6 skrzydeł posiada, jeśli wierzyć Izajaszowi. Do tego podejrzewam, że to nie o pojedyńcze chodzi tylko o 6 par. Ale mogę się mylić. Serafiny jedną tylko pieśń śpiewają powtarzaną w mszy św. po prefacji: „Sanctus, sanctus, sanctus Dominus Deus Sabaoth. Pleni sunt coelis et terra gloria Tua. Hosanna in excelsis.” W chórze bobikowym lepsza byłaby sama prefacja: Vere dignum et justum est, equm et salutare, nos tibi semper gratias agere itd. Z podziękowaniem za to, że tego dnia Mąż Opatrznościowy na dyrektora WOK wybranym został. Od czasów soborowych chór serafiński może śpiewać po polsku: Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze, a szczególnie w tym dniu, w którym Mąż Opatrznościowy Dyrektorem WOK wybrany został, dzięki Ci składali, Marszałku wszechwładny.
Hosanna!
Kadzidła!
Dzwonki! / na koniec przerwy /
Burnje apłodismienty!
@Stanisław 12:06
W kwestii serafinowych skrzydeł : Izajasz mówi o 6 skrzydłach, czyli o trzech parach – jedną parą delikwent zasłania sobie oblicze,drugą parą – stopy,a na trzeciej lata 🙂 Nie jest jasne,czy jeśli jedna para skrzydeł się zmęczy lataniem,mogą zastąpić się czynnościami,czy też do latania służy tylko para umiejscowiona w środkowej części anioła 😉
http://pytamy.pl/page,2,title,ile-par-skrzyde-ma-anio,pytanie.html?smclgnzlticaid=6ede4
Szesc skrzydel, trzy pary: jedną zakrywa twarz, drugą stopy (badz nogi), trzecią polatuje 🙂
Nim znalazlam znaki diakrytyczne, okazalo sie ze juz nieaktualne 😉
Aha, to potrojne sanctus (kadosz kadosz kadosz, z akcentem na drugiej sylabie) ma stwarzac onomatopee szumu ich skrzydel gdy polatują wokol boskiej postaci.
😀
Dziękuję za szczegóły. Trzy pary sa do zrobienia. Zresztą mamy wzory średniowiecznych wizerunków. Cieszę się, że mamy ekspertów serafinowych.
Chciałbym jeszcze wrócić do kolegi z uniwersytetu. Przyszedł do nas z dziwnego uniwersyteckiego tworu, który miał być instytutem naukowym ukierunkowanym na zlecenia zewnętrzne. Zatrudniono tam jedną osobę i więcej chętnych nie było. Zleceń też nie. Nasz instytut naukowo-dydaktyczny dostawał zlecenia, które pracownicy załatwili osobiście. Tak to wtedy działało. Po jakimś czasie postanowiono dziwny twór zlikwidować i pracownika przeniesiono do naszego instytutu na etat adiunkta. Musiał dzielić pokój z innym adiunktem, ale nikt nie chciał z nim dzielić pokoju, bo różne plotki kursowały na jego temat. Ja wóczas byłem adiunktem najmłodszym i nikt mnie nie pytał. Okazało się, że był bardzo interesującym towarzyszem pracy. Miał wielką wiedzę z zakresu historii, w tym historii ruchów robotniczych i niepodległościowych. Ciekawie opowiadał. Tematy niby propagandowe, ale wówczas w żadnych oficjalnych źródłach nie można było znaleźć prawdy, która nie zawsze była budująca. Wiedział praktycznie wszystko o tarciach w powojennym obozie władzy, także animozjach przedwojennych i wojennych. Prawdę mówiąc nawet teraz niektóre sprawy wolimy spychać w niepamięć, żeby nie kalać oblicza narodu.
O, z całą pewnością.
W angelologii, jak widać, jesteśmy dobrzy 😆
To naturalne, na pierwszy rzut oka same sprawiacie wrażenie aniołków. Infantki Velasqueza też mają widok trochę anielski, choć bez skrzydeł.
Na przyklad takich? 😀
Jestem członkiem zespołu WOK, solistą. Nie należę do żadnego z dwóch związków zawodowych działających w Operze Kameralnej. Nie jestem też w żadnej mierze reprezentantem ogółu, ani z legitymacji, ani ze zbieżności poglądów. To jest zatem mój prywatny głos w sprawie.
Dziękuję Pani Redaktor za trzymanie ręki na pulsie, za rozgłos. Konkurs jest dla nas jak na razie jedyna dotychczasowa szansą na normalne przetrwanie. Niech będzie głośny, jawny i szeroko dyskutowany. I bardzo popularny wśród kandydatów 🙂
Od nadmiaru kandydatów głowa nie boli. Któż by się jednak nadawał?
Zgadzam się z PMac’iem, ze potrzeba orzeźwienia, lepszego startu, nowej ery. Po 50 latach bardzo konkretnego projektu czas na kolejny. Nawet gdyby pierwsza zmiana miałaby się nie udać, to warto ja wspierać. Stagnacja będzie powoli dobijać Kameralną. Potrzeba nam odwagi.
Kai Bumann to nazwisko naprawdę warte przemyślenia. Postać świeża, a już doświadczona. Człowiek z wewnątrz, a jednak mało „swój”. Świetny wizjonerski muzyk i sprawny zarządca ludzkim zespołem. Może niektórym gustom nie odpowiada jego interpretacja „dawnej” (choć jego Gorczycki był niezwykle świeży), ale przecież! – Kameralną to nie tylko barok!
Wewnątrz Opery popularne są kandydatury Rubena Silvy czy Zbigniewa Gracy (daleko bardziej wspierane niż naszego niemieckiego przyjaciela). To są ludzie bezpieczni dla zespołu WOK. Gwarantują przedłużenie aktualnej linii teatru. W mojej opinii nie ma na to szans.
Pojawia się czasem, raczej życzeniowo, nazwisko Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego. Czy byłby gotów zmierzyć się z legendą WOK? Czy byłby do przyjęcia przez środowisko i ministerstwo po Przygodzie Podlaskiej?
Kandydatura Tadeusza Wojciechowskiego jest trudna dla mnie do oceny. Wiem jak przebiega jego opieka nad Sinfonią Iuventus. Niewątpliwie swoją renomą wzmocniłby kameralny warszawski teatr. Czy zapewniłby mu ciekawy specyficzny profil?
Na kogo jest szansa? Chyba Bóg jeden wie. Co się może wykluć z mieszanki interesów województwa (lekko hamowanych falą protestu?), pomysłów ministerstwa i ambicji związków zawodowych…?
Związki zawodowe w WOK są dość aroganckie. Nie są przedłużeniem myśli zespołu, słabo reprezentują jego zdanie, mało się w nie wsłuchują. Prowadzą zatem własną politykę – i słowa „polityka” używam nie bez powodu… Kogo więc poprą – nie wiadomo. Jedno pewne, że odrzucą każdego kandydata z „rodziny Struzika”.
Pragnę też wszystkim przypomnieć, iż WOK nie jest jedynie sceną barokowo-mozartowską. Spełnia fantastycznie warunki prezentacji dzieł współczesnych, bliskich widzowi, opartych na grze aktorskiej i precyzyjnych efektach scenicznych. To chyba jedyne w Polsce miejsce wspierające tak otwarcie nową polską twórczość operowa. Chciałbym osobiście, by ta działalność zawisła na sztandarze Opery.
Jakieś takie mięsiste te skrzydła 😯
Sa namalowane tak jak material stroju postaci, takze w kolorycie (szale na skrzydla? 🙂 )
Aniołek ładny, skrzydła dla naszych aniołków mogą być inne, np.
http://www.google.pl/imgres?q=warrior+angels&start=89&um=1&hl=pl&sa=N&biw=1280&bih=872&tbm=isch&tbnid=JOhzFa_xhHd9eM:&imgrefurl=http://burn86.deviantart.com/art/Warrior-Angel-189564225&docid=xhIhZtRbTsB87M&imgurl=http://fc09.deviantart.net/fs70/i/2010/348/4/e/warrior_angel_by_burn86-d34v0ox.jpg&w=900&h=900&ei=FvMPUJjQHIaWsgaE4YDgDw&zoom=1&iact=hc&vpx=802&vpy=90&dur=157&hovh=225&hovw=225&tx=139&ty=150&sig=101458682792593914967&page=4&tbnh=147&tbnw=147&ndsp=34&ved=1t:429,r:10,s:89,i:37
Ojej, nie wiem, czy taka linka przejdzie
@Stanisław 15:25
no rzeczywiście bojowy aniołek 🙂
Raczej anieliczka 😆
Maltanski – witam. Smutne to o związkach zawodowych – nie wiedziałam o tym, znam pojedynczych ludzi z zespołu WOK, ale o znajomości atmosfery wewnątrzzespołowej trudno mi mówić.
Co zaś do kandydatów – ja kwestionowałam tylko, że tak powiem, artystyczne kompetencje Bumanna w wykonawstwie historycznym, ale dobrze, że je docenia. Jest na pewno większą osobowością artystyczną niż „bezpieczny” Ruben Silva; co do Zbigniewa Gracy, zawsze wydawał mi się trochę niedoceniany, ale też nie operuje w zbyt szerokim zakresie, co w tym wypadku jest minusem. Nałęcz-Niesiołowski – raczej byłabym tu na nie, podobnie jak w przypadku Wojciechowskiego i z podobnych powodów, tj. niewielkiej moim zdaniem kompatybilności ich emploi i charakteru WOK.
Mówiliśmy tu wcześniej głównie o Mozarcie i o baroku, ponieważ są to najbardziej spektakularne dla publiczności dziedziny. Twórczość – ujęłabym to szerzej – XX-wieczna i współczesna jest też ważną gałęzią, ale z naciskiem raczej na XX w. Kilka XX-wiecznych spektakli było wręcz wybitnych (i dobrze, że je niedawno przypomniano): The Rake’s Progress Strawińskiego, The Burning Fiery Furnace Brittena, Der Kaiser von Atlantis Ullmanna, Matrimonio con variazioni Kofflera. Serię DVD z zapisami tych przedstawień chętnie postawiłabym sobie na półce. Co do współczesności, dyr. Sutkowski preferował szczególny styl – powiedziałabym – uproszczony, stąd bardzo różna jakość wystawianych dzieł. Ale te dwudziestowieczne – dla mnie bomba.
XIX w. też był reprezentowany – np. wileńską Halką czy Eugeniuszem Onieginem.
Ten wszystkoizm WOK był obrazem pasji jej szefa, ale też dostosowaniem repertuarem do kameralności zespołu. Jednak rzeczywiście można to samo robić na wiele sposobów. Ale tu trzeba byłoby naprawdę być wizjonerem. Gdzie taki kandydat? Nie wiadomo…
Re Stanislaw
„Breżniew przyjeżdżając do Puszczy Białowieskiej żądał zawsze przywiezienia Bernarda Ładysza, którego bardzo lubił słuchać. ”
Mam plyte Ladysza „Stare romanse rosyjskie” Arston, ALP019, cena 1500 zlp.
Moze Leonid wlasnie tego lubil sluchac – ej, uchniem…
Wracając do WOK i „giełdy” – również Zbigniew Graca byłby chyba świetnym dyr. art. Istotnie, jest chyba niedoceniany, a to muzyk o wielkiej wrażliwości, jeden z lepszych interpretatorów Mozarta, a to przecież WOK-owska spécialité de la maison. Jego „wadą” jest ogromna kultura osobista – nie rozpycha się łokciami, nie podnosi głosu. A może to właśnie są pożądane cechy szefa takiej instytucji?…
Nie, nie, na Kretę nie, choć może parę osób bym tam wysłał… Ale dobrze trafiło, bo rano doczytałem opowieść znajomego, że na Idomeneo w WOK podawano czystą wodę, zamiast kawy i soku.
No to pobutka.
Kreta piękna wyspa, byłam 🙂 A woda, cóż… Kryzys mamy.
Zbyszek Graca – kolejny mój kolega z roku, ale w tamtych czasach jeszcze skrzypek – rzeczywiście nie ma zwyczaju się rozpychać. Dlatego pewnie właśnie jest niedoceniany.
Kretyni na Kretę ? Za mała wyspa !
I za ładna 🙂
Dziś kończy się Festiwal Mozartowski. Będą wręczane odznaczenia, a potem Don Giovanni. Nawet myślałam, czy by nie iść, ale pewnie będzie straszny tłok. A w tym upale trudno nawet myśleć o tłoku.
Dopiero teraz zauważyłem pytanie mt7 „za co trzeba coś dać”. Jak to za co. Za to, że się należy. Za co się należy, nie rozważać nam maluczkim. Może minister też nie ma prawa tego rozważać, tylko ma wykonać. Wszak rząd jest władza wykonawczą i wykonuje bez gadania.
Głos z Zespołu potwierdza moje przekonanie, że Kai Bumann jest tam ceniony. Przynajmniej przez jakąś część Zespołu. Na pewno nadaje się do pracy z Zespołem, może do części repertuaru zapraszać różnych dyrygentów. Wygląda na to, że zdecydowanego faworyta Dywan nie ma. Może zgłosi się jakaś zaskakująca niespodzianka, która zostanie odebrana pozytywnie przez wszystkich.
Dobrze byłoby, żeby tak się stało i w Filharmonii Narodowej.
Minister zapowiedział, że ogłosi konkurs, zapowiedział nawet, że termin składania kandydatur będzie do 30 września. Tak więc ogłoszenie powinno się pokazać na stronie ministerstwa już niedługo.
Na medici live Vengerow gra koncert Brahmsa (w ramach festivalu Verbier)
Dobry wieczór, można już trochę podsumować blogową listę kandydatów – głównie reprezentowani na niej są obecni dyrygenci WOK: K Buman, R Silva, Z Graca, poza tym M Nałęcz Niesiołowski, T Wojciechowski. Obił mi się o uszy jeszcze jeden Tadeusz – Wicherek. Z netu widać, że prężnie działający w Zamościu, ale to kaliber chyba bardziej lokalny? Co szanowny Dywan sądzi? Może by tak ktoś jeszcze. Pozdrawiam.
Ja już nic teraz nie wymyślę.
Zainteresowani tematem (nie myślę o ewentualnych kandydatach) pewnie jeszcze na Don Giovannim. Właśnie kończy się na dobre ten etap w życiu WOK. Oby były dalsze, i oby były sensowne.
Pobutka.
Dzień dobry.
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,12201592,Na_pozegnanie__Don_Giovanni___Teraz_zwolnienia_grupowe_.html
(jak zwykle) nie na temat, ale natrafiłem na chyba ważny i dobry tekst prof. Marka Toporowskiego i pomyślałem, że pewnie dobrze byłoby go rozpowszechnić: http://marektoporowski.blogspot.com/2012/07/normal-0-21-false-false-false_26.html?spref=fb
Nie wiedziałam, że Marek blog prowadzi 🙂
Coś jakby trochę a propos:
http://liberte.pl/artysta-niedofinansowany/
Sprawa 50% kosztów uzyskania przychodów jest bardziej skomplikowana, niż się wydaje. To wszystko przez niesamowity rozrost zakresu praw autorskich w ostatnich 2 dziesięcioleciach. Z 50% korzystali przede wszystkim nie artyści tylko właściciele praw autorskich do wszystkiego. Zamawiając adaptację aplikacji komputerowej kupowało się część praw autorskich lub umowa zastrzegała, że prawa autorskie nie przechodzą na zamawiającego. Występowanie praw autorskich w umowie decydowało o tym, czy były koszty przychodu w wysokości 50%. W rezultacie dochodziło do wielkiego naciągania przez wielu „tfurców”, jak ich nazywaliśmy. Dla kogoś, kto na swoją twórczość dużo wydaje kupując na przykład instrumenty pozostaje możliwość rozliczania się według rzeczywistych kosztów zamiast ryczałtu. To często może wypaść nawet korzystniej. Tyle, że tutaj mamy problemy udowodniania, że się nie jest wielbłądem. Jest ogólna zasada wykazania związku pomiędzy wydatkiem a efektem swojej działalności artystycznej. Tylko do tego dochodzi potworna kazuistyka naszych przepisów, która wiele wydatków wyklucza z możliwości zaliczenia do kosztów. Dla pisarza takim kosztem może być pójście do knajpy na wódkę z menelem, a tego żaden US uznać nie może, choćby pisarz pokazał potem wynikający z tego spotkania opis w swojej książce. Jeżeli jednak pisarz otrzyma dotację unijną na napisanie książki, może sfinansopwać bankiet jako catering na spotkaniu z czytelnikami, jeśli dotacja będzie z „pomocy technicznej”. W sumie likwidacja ryczałtu twórczego jest wylewaniem dziecka z kąpielą. Lepiej było zebrać dane o typowych nadużyciach i te wyeliminować. Z drugiej strony twórcy są stale zapraszani na różne imprezy, więc wyżywienie i picie mają praktycznie za darmo, mogą płacić wyższe podatki 🙂
Podobnie myślą władze Gdyni i Gdańska. Podatek od śmieci mają ustalić według powierzchni mieszkania. Za domek będzie płacił właściciel nawet przebywając 2 lata za granicą. To sprawiedliwe rozwiązanie, bo duże mieszkania i domki użytkują lub posiadają ludzie bogaci, podatek od śmieci mało co odczują. To dobre rozumowanie szczególnie w Gdyni – mieście emerytów. Duże mieszkania przy Świętojańskiej zajmują w większości emeryci. Domki też często do nich należą. Problem z niezbyt zamożnymi właścicielami domków hamuje od lat wprowadzenie podatku kastralnego, który prawdopodobnie spowodowałby totalny krach na rynku domków jednorodzinnych. Władze Gdańska i Gdyni eksperymentują sobie wesoło. Na marginesie pytanie, czy udział aktora w reklamie, za którą dostaje np. 600 tys zł, powinien korzystać z 50% kosztów przychodu, czy też nie. Podejrzewam, że nie tylko my, nieartyści, ale i aktorzy, którzy takich propozycji nie otrzymują, byliby przeciwko.. Takich aktorów jest kilkunastu, może kilkudziestu, a pan poseł może sobie na nich używać uzasadniając likwidację ryczałtu.
Nie wiedziałam, że Gdynia jest miastem emerytów 😯
A z tymi przepisami to bardzo skomplikowane. Wygląda na to, że jak zwykle najbardziej przejadą się ci, którym to jest rzeczywiście potrzebne.
Tak, chyba ci, którzy rzeczewiście sa artystami i mają wysokie koszty szukania bodźców – wyjazdy do Prowansji, Toskanii, czy dużo dalej. Dotyczy to pisarzy, plastyków i wielu innych twórców. Teraz z honorariów będą musieli zapłacić spory podatek, a potem wycieczkować skromnie. A przeciez wielu pisarzy, malarzy, muzyków zawsze tworzyło w miejscach sprzyjających. Księgowy (jeden z moich zawodów, jakby nie było) nie umie tego zrozumieć. Idea 50-procentowego ryczałtu nie zrodziła się w jakimś lobby naciągaczy tylko była wynikiem starannych przemyśleń. Podobno jednak wielki niedostatek potrafi dać impuls do większych dzieł niż dostatek. Spoglądając wstecz widzimy jednak dzieła wielkie storzone i przez całkiem zamożnych.
Wślad za upadkiem gospodarki morskiej Gdynia coraz słabiej przyciąga młodych. Wyjeżdżają za pracą czy karierą. W rezultacie zostają emeryci. Nie powiem, że się o nich w ogóle nie dba. Są jakieś tam atrakcje, a przede wszystkim całkiem porządny uniwersytet III wieku, gdzie jest kilku bardzo dobrych wykładowców, między innymi od muzyki i od historii sztuki. Wiem coś o tym, bo mam romans z jedną studentką. Oburzonym wyjaśniam, że to moja małżonka akurat.
Znając Stanisława wiemy, że ma nieustający romans z Małżonką 😀
Rzeczywiście, jakoś nie pomyślałam, że to kwestia gospodarki morskiej…
Może to nawet kwestia nie samego upadku, bo ostatnio niemało się w gospodarce morskiej dzieje, ale jakiegoś odwrócenia się miasta od morza. Na przykład do Gdyni zawija wiele wielkich wycieczkowców, ale miasto nie ma dla nich żadnej oferty turystycznej. Od razu jada autokarami do Gdańska i wracają tuż przed odpłynięciem. Rozumiem, że pod względem zabytków Gdynia nie może nawet próbowac konkurować, ale nie wszyscy sa zainteresowani zabytkami, niektórzy tez już je znają i chętnie zajęliby się czymś innym. Usługi turystyczne dla pasażerów dałyby komuś pracę, pracujący zamieszkaliby na stałe w Gdyni. Jedyna, jak na razie, oferta Gdyni to powiększone niece akwarium, ale to zasługa Morskiego Instytutu Rybackiego. Muzeum Gdyni i Muzeum Emigracji wielu cudzoziemców nie przyciągną. Miasto stawia na wysoką technologię, którą chce rozwijać dzięki parkowi naukowo-technologicznemu, gdzie miały się lokalizować powstające firmy z wielkimi pomysłami elektronicznymi, biotechnologicznymi i innymi HT. Rzeczywistość jest dość żałosna. Jest nawet parę firm biotechnologicznych robiących coś ciekawego, ale zatrudniają one po kilka osób. Resztę zajmują firmy projektujące strony internetowe, wzornictwo przemysłowe, pompy ciepła. Nie przyciągną one wielu młodych ludzi.
Tymczasem, co się dzieje w GM. Otóż w tej chwili najważniejszym ładunkiem transportowanym morzem są kontenery. Stanowią przedmiot zabiegów wielkich linii utrzymujących serwis globalny. Nas najbardziej interesują serwisy północnoamerykański o znaczeniu malejącym i dalekowschodni szybko się rozwijający. Obsługa Bałtyku należała do niedawna do portów zachodznioeuropejskich. Tam znajdują się kontenerowe terminale „hubowe”, z których ładunki dalekowschodznie rozprowadzane są do krajów wokółbałtyckich. Od ponad roku sutuacja się zmieniła. Największy operator kontenerowy na świecie, Maersk, zawija do Gdańska największymi na świecie kontenerowcami w serwisie dalekowschodnim. Parę miesięcy temu ofertę takich zawinięć złożyła inna potężna li9nia, ale Gdańsk na razie dwóch tak wielkich kontrahentów obsłużyć nie może, a może tylko tak się tłumaczy, bo zapewniła Maerskowi wyłączność. Tego się nie dowiemy, bo nikt tego nie da na piśmie, a w handlu morskim słowo jeszcze (niekiedy) liczy się jak umowa notarialna. Sprawą chciała się zając Gdynia, ale odmówiono jej środków unijnych na dostateczne pogłębienie kanału portowego. W sumie około 100 mln złotych, w inwestycjach portowych kwota prawie niezauważalna. Tak czy inaczej w tej chwili mamy historyczną szansę uchwycenia dużej części bałtyckich obrotów kontenerowych. Czy z niej skorzystamy, to inna sprawa. Wiem, że nic to nie ma do muzyki, ale czasem coś gryzie.
Zadziwia mnie sprawa zwolnień grupowych. Czyli czyściciel czyści, a nowy dyrektor zamknie bramę i pogasi światła. Przecież tak się nie robi. Konkurs powinien się odbyć natychmiast i nowy dyrektor mógłby realizować koncepcję, którą w trakcie konkursu przedstawi. Zwolnienia grupowe oznaczają, że koncepcja będzie realizowana i być może zrealizowana do końca przed wyłonieniem kandydata.
zupełnie nie na temat, ale tak mam nadzieję, że taka wiadomość wszystkich ucieszy 🙂
http://wyborcza.pl/1,75475,12205840,Sensacja___Madonna_pod_jodlami__Cranacha_wrocila_do.html
Media doniosły, że dyrektorem został typowy urzędnik Sejmiku, zaufany Struzika i PSL, Jerzy Lach. On to już zadba o poziom artystyczny …;-)
Na pewno jest potrzebna restrukturyzacja zatrudnienia WOK, bo tylu etatów nie ma chyba żaden teatr operowy w Europie. Artyści WOK w większości też to czują i rozumieją. Nie jestem specjalistą prawa pracy i nie wiem, kiedy można zastosować zwolnienia grupowe w jednostce samorządowej. Ale wygląda mi to raczej na prymitywny odwet marszałka za protesty i zbyt wiele słów prawdy o potężnym, pozbawionym żenady kolesiostwie i partyjniactwie w jego jednostkach. Marszałek obiecywał (choć kto wie, ile warte są obiecanki PSL-owca…), że ten zmniejszony budżet dalej już nie będzie zmniejszany, a to wciąż OGROMNA suma 15.000.000 zł rocznie! Mało która instytucja kultury ma taką do dyspozycji. Ale to przecież nowy dyrektor ma przedstawić plany działania i strukturę zespołu, więc to on powinien przedstawić program, jak działać w ramach takiego budżetu – a potem do tego dostosować zwolnienia i inne ruchy kadrowe. Do tego czasu związki zawodowe powinny wynegocjować jakieś warunku tymczasowe, i bronić się przez zwolnieniami za wszelką cenę! Potem okaże się, że nowy dyrektor ma tylko budynek (który nb. też zdaje się odgrywać jakąś tajemniczą rolę w całej tej aferze…). „Opcja zerowa” w takich instytucjach się nie zdarza, i zdarzyć się nie może. Czy ktoś słyszał o rozwiązaniu np. całej filharmonii i rekrutacji do niej od zera? Chyba że ten „konkurs” jednak jest już pod kogoś ustawiony i ten ktoś właśnie chce mieć „opcję zerową”, a potem zbuduje sobie Warszawską Operę Kameralną 2.0 wedle całkowicie autorskiego zamysłu.
Gdy tylko p. Lach przekroczy próg opery należy wymusić na nim bardzo szczegółowe i publiczne deklaracje (jako podatnicy, czyli jego chlebodawcy mamy prawo je usłyszeć), co zamierza robić i dlaczego, a na miejscu załogi i związków WOK zrzuciłbym się na bardzo dobrych prawników. Zapewne zostanie tu „nagiętych” mnóstwo przepisów, co p. Lach już pokazał „rozliczając” dyrektora Sutkowskiego na komisji sejmowej w sposób skrajnie prymitywny i populistyczny. Jak zauważa Marek Weiss w taki sposób można znaleźć haka na każdego szefa instytucji kultury, bo prowadzić jej w 100% zgodnie z prawem pracy (dostosowanym głównie do „fabryk śrubek i nakrętek”), się po prostu nie da.
Więcej etatów ma tylko Opera Narodowa 😉
Ale Lach, który kompletnie nie zna się na muzyce, w ogóle moim zdaniem nie ma prawa robić niczego, póki koncepcja nowego dyrektora nie zostanie ogłoszona. Ma prawo zrobić tylko jedno: zwolnić tych, co mają etaty gdzie indziej, z zastrzeżeniem, że zawsze będzie można ich zawezwać do współpracy.
Byłam dziś w NIFC. W festiwalu dalsze zmiany, teraz przyszła kolej na 25.08. – Entremont odwołał udział, w związku z tym będzie koncert symfoniczny z udziałem trzech pianistów: Aldo Ciccoliniego, Nicolasa Angelicha i François-Frédérica Guy. Pobrałam też najnowsze produkty 😉 , w tym DVD z Zarębskim (czyli z Marthą). Zaraz sobie zapuszczę, nie odmówię sobie, choć jutro zrywam się rano i jadę do Świdnicy.
No bo w końcu należy się człowiekowi jakiś urlop. Tj. pierwszy tydzień to urlop połowiczny, bo będę po prostu na Festiwalu Bachowskim i zamierzam go tu relacjonować. Potem jeszcze kolejny tydzień odpocznę sobie w okolicy.
Pobutka.
Pan Lach to polonista i reżyser teatralny. Marszałek zdaje się ufać jego kompetencjom w zakresie „naprawiania”, więc zlecił mu (po wykryciu przez NIK ogromnych nieprawidłowości) „naprawę” przedziwnej agendy, tzw. Mazowieckiej Regionalnej Organizacji Turystycznej:
http://www.wiadomosciturystyczne.pl/index.php?action=artykuly&start=artykul&m=,&ID=381
W lipcu 2010 został hucznie jej prezesem (w końcu polonista powinien znać się na promocji turystyki jak nikt inny, prawda?), w marcu 2011 złożył rezygnację „bez podania powodów”:
http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/578550.html?print=tak
O rezultatach „naprawy” wiadomo niewiele. Strona MROT promuje dziś Euro 2012 oraz coś, co nazwała: „workshop dla touroperatorów, w którym wezmie udział ok. 40 osób ze strony chińskiej”. Może z WOK pójdzie etatowemu naprawiaczowi lepiej. A może nie.
Chciałem do Świdnicy 🙂 ale muszę do Lidzbarka 🙂 🙂
Jak dno to dno. A bywali tutaj kiedyś Markowski, Czyż, Katlewicz, nawet Klecki bywał. I o Pendereckim bym zapomniał. Bywała piękna muzyka. I mamy samych pętaków.
http://krakow.gazeta.pl/krakow/51,44425,12209735.html?i=0
To ten link powinien być:
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,12209735,Awantura_w_Filharmonii__Zwolniony_za_udzial_w_konkursie_.html
A to, co pisze PMac, jest równie wesołe
Już jestem w Świdnicy. Na zewnątrz żar, w hotelu da się przeżyć nawet bez klimy.
lesiu, to znów masz możność spotkać moją Różyczkę, tym razem ze świeżo upieczonym mężem 😉 Właśnie jutro tam jedzie.
Przypominam o rocznicy śmierci Antonio Vivaldiego i Johanna Sebastiana Bacha.
Christophe Coin pamięta, bo będzie dziś grał suity wiolonczelowe Bacha 🙂
Na szczęście w poniedziałek konkurs na naczelnego dyrektorka krakowskiej i mam nadzieję, że cały ten cyrk się skończy. Pan Paweł Przytocki kompletnie nie nadaje się (moim zdaniem) do zarzadzania tą, czy inną instytucją. Owoce jego pracy zbieramy od 2008 roku. W tym ten ogromny dług filharmoni.
Kiedyś to był jeden z czołowych zespołów w Polsce, ale też zarządzali nim najlepsi: Stugała, Krenz, Katlewicz.
Szkoda, że takie instytucje w Polsce zawsze mają problemy… ale takie rzeczy tylko u nas 🙂
Gdyby chociaż lepiej grali… :p chociaż poziom gry zespołu w dużej mierze zależy od tego, kto nim dyryguje i kto nim rozporządza na co dzień…
Zapraszam do nowego wpisu 🙂
Bez względu na wynik konkursu – nie będzie już 2 dyrektora Sutkowskiego i tego boją się pracownicy WOK. Boją się zmian bo nowy dyrektor weźmie pod uwagę wyniki przeprowadzonej kontroli przez Urząd Marszałkowski. Moim okiem zostaną wprowadzone zmiany przez nowego dyrektora z którymi albo pracownicy się zgodzą albo będą musieli poszukać sobie innej pracy. Niestety trzeba przyznać że dyrektor Sutkowski miał wielu klakierów którzy doili pieniążki na lewo i prawo a jego z racji wieku nie informowano o wszystkim. Jak zechciał odejść ci sami klakierzy krytykowali go że zostawia ich na pastwę losu tylko że ten człowiek stworzył WOK a klakierzy doprowadzili do naruszeń w zarządzaniu teatrem. Dziś nikt nie przyznaje się do własnych błędów i krzyczy że marszałek Strózik chce zniszczyć WOK. Jeśli rozleje się mleko to trzeba je wypić. WOK czekają zmiany kadrowe i nawet jeśli wiele osób zgodzi się na nowe warunki to nie wytrzymają presji pracy gdy będą rozliczani z każdych 8 godzin, 15 minutowej przerwy czy spóźnień do pracy. WOK jest jedyną instytucją gdzie ludzie nauczyli się że dyrektor Sutkowski na wszystko pozwalał i dlatego mamy co mamy. Zdrowia wszystkim dyskutującym!
Do @PMac
Należy zauważyć coś o czym wiele osób dyskutujących zapomina – we wrześniu skończą się pieniądze na wynagrodzenia. Nowy dyrektor nie dość że ma przedstawić nowy plan zarządzania teatrem to musi zdobyć fundusze na dalszą działalność opery. Jeśli funduszy się nie znajdzie to związki zawodowe nawet niech nie kombinują kolejnych protestów – powstrzymanie zwolnień grupowych – bo w świetle prawa jeśli firma jest niewypłacalna może zmniejszyć swoje zatrudnienie by tylko normalnie funkcjonować. Nie zgodzę się z faktem że artyści WOK rozumieją restrukturyzację zatrudnienia WOK bo obecnie nikt nie chce stamtąd odejść. Jeśli aktor jest zatrudniony na umowę o pracę to jak może pracować na umowę o pracę w innej firmie?? W WOK większość osób ma podwójne albo potrójne etaty więc ta część boi się tych zmian. Zdrowia wszystkim dyskutującym!
Krajenka – witam. Ja bym się nie zgodziła, że dyr. Sutkowski był dobrym wujaszkiem, któremu wszyscy wchodzili na głowę. To jego wola tu się przede wszystkim liczyła, on był monarchą oświeconym decydującym praktycznie o wszystkim (i wiek tu nie ma nic do rzeczy), a klakierzy, cóż, tacy bywali, są i będą. O tym, że restrukturyzacja jest niezbędna choćby po to, żeby w ogóle ta instytucja mogła funkcjonować, już dość długo rozmawiamy i niewiele można tu dodać. Tylko boję się bezrozumnego cięcia siekierą przez jakiegoś totalnego ignoranta.
…”moim okiem” to chyba sam Urząd Marszałkowski się wypowiedział, zgadłem, p. Krajenko? 🙂 Wszyscy piszemy tu, że restrukturyzacja jest potrzebna, tylko powinien jej dokonać dyrektor wyłoniony w konkursie, a nie mianowany przez marszałka, który za 3 miesiące zrzeknie się odpowiedzialności i pójdzie sobie na inną synekurkę. Instytucja miała dobrze zaplanowany budżet, a stała się niewypłacalna, gdy nagle została pozbawiona 1/4 tego budżetu! I to nie jest wina dyrektora Sutkowskiego, może też nie do końca Struzika, który zasłania się „janosikowym” (ale też „janosikowe” nie spadło z nieba, jest co roku i można je było zaplanować w budżecie). Pan Lach NIE MA KOMPETENCJI, by ingerować w sprawy muzyczne, na których się zupełnie nie zna. Może bardzo wiele zniszczyć, a straty mogą być nie odrobienia.
Gdyby zacząć rozliczać każdy teatr i filharmonię z „ośmiu godzin pracy z piętnastominutową przerwą”, to w Polsce nie ostał by się ani jeden teatr, ani filharmonia. Wiem, że to byłby ideał dla niektórych urzędników, którzy z takich placówek korzystają rzadko i mieliby kłopot z głowy, ale my, „margines” 😉 będziemy się bardzo starali do tego nie dopuścić.
PMac, to jest zdecydowanie wina Urzędu Marszałkowskiego, który z powodu własnej niekompetencji (każdy głupek wie, że skoro Koleje Mazowieckie korzystały z funduszy unijnych, to sprywatyzować ich nie można) musiał w środku roku zmieniać budżet
Inna sprawa to to, czy sezon był wcześniej dobrze zaplanowany. No – nie. Przestoje w operze to rzecz bez sensu.
Ale jeszcze inna sprawa to: jak rozliczać artystów z czasu pracy, zwłaszcza w teatrze operowym. Większość urzędników, a zwłaszcza w tym urzędzie, nie ma na ten temat najmniejszego pojęcia i to niestety widać gołym okiem.
Z pewnością pan Bumann to dobry znawca klasycznej i nie tylko klasycznej epoki i dobry dyrygent. Podejrzewam, że też przyzwoity człowiek. Nie jeden raz przecież słyszało się i słyszy o postaciach polskiej dyrygentury, zbyt surowo, ostro czy bezwzględnie prowadzących zespoły i nadużywajacych władzy. Inną rzeczą jest też to, że artystów, muzyków, śpiewaków traktować się powinno odrębnie niż np. pracowników biurowych, jeśli chodzi o specyfikę pracy. Czy urzędnicy tak doskonale znają się na sprawach tak wąskiej dziedziny kultury?
scalafan – witam. Słyszę (ale to na razie pogłoski, trzeba to sprawdzić), że pan Bumann się nie zgłosił do konkursu; z pracowników WOK ponoć zgłosił się Krzysztof Kur, spoza niej – Marcin Nałęcz-Niesiołowski i Warcisław Kunc. No i oczywiście ten pan urzędnik Lach. Jak znamy układy, to pewnie on wygra
.
Pani Doroto.
Chciałem nawiązać do bliźniaczego konkursu na „kandydata na dyrektora Mazowsza”.
Decydujące posiedzenie komisji miało się odbyć w najbliższy poniedziałek 29 października, jednak nie dojdzie ono do skutku w tym terminie, ponieważ p.o. dyrektor Mazowsza startujący w tym konkursie, zwolnił właśnie z pracy pod jakimś nieistotnym pretekstem jednego z dwóch przedstawicieli podległego sobie Zespołu, którzy mieli w owej komisji zasiadać!
Polecam ten artykuł:
http://wyborcza.pl/1,91446,12749889,Kontrowersje_wokol_wyboru_dyrektora_zespolu__Mazowsze_.html
Jak możemy powyżej przeczytać, Pan Izban jest osobą tak wszechstronną iż fakt niedawnego powołania go na kolejne pięć lat na stanowisko dyrektora Teatru Muzycznego, nie stanowi dla niego żadnego problemu w ubieganiu się o kolejną posadę dyrektora Mazowsza. Nie robi na nim wrażenia również sceptyczne podejście Ministra Kultury do takiego pomysłu.
„Obawę o „zachowanie poziomu i oryginalnego stylu +Mazowsza+, w przypadku objęcia funkcji przez dyrektora operetki”, wyraził choreograf zespołu i jego wieloletni kierownik artystyczny Witold Zapała.”
Ponadto:
„Obawiamy się o zachowanie tożsamości +Mazowsza+, ponieważ zespół wraz z Mazowieckim Teatrem Muzycznym pana Izbana już nieformalnie został połączony – powiedział PAP Topajew. – Boimy się też, że jeśli oficjalnie zostanie dyrektorem +Mazowsza+, zespół zostanie zepchnięty na margines jego działalności, siedziba teatru muzycznego zostanie przeniesiona do siedziby zespołu +Matecznika-Mazowsze+ i dwie instytucje zostaną ze sobą scalone. Jako zespół sprzeciwiamy się temu” – podkreślił.”
I na koniec:
„Włodzimierz Izban nie udzielił PAP odpowiedzi na zadane w tej sprawie pytania.”
Pani Doroto, to jest tylko wierzchołek góry lodowej. Nie wszystko mogę tutaj opublikować, dlatego bardzo proszę o kontakt.
Fan Mazowsza – witam i dziękuję za informacje. Od pewnego czasu zresztą dochodzą mnie wieści z Mazowsza. Skontaktuję się z Panem.