Śladami Króla Rogera
Najpierw Sykulowie (od nich pochodzi nazwa Sycylia), tajemnicze plemię neolityczne, potem Fenicjanie, Grecy (to z Syrakuz wywodził się Pindar, Ajschylos, Teokryt, a także Archimedes, dzięki którego wynalazkom miasto broniło się przed najazdem trzy lata), Kartagińczycy, Rzymianie, Wandalowie, Bizancjum, Arabowie, w końcu Normanowie czyli Wikingowie… Jeszcze przed pojawieniem się dynastii, z której wywodził się Roger II, ziemię sycylijską najeżdżały liczne ludy. A po nich byli jeszcze francuscy Andegaweni, hiszpańscy Aragonowie i Burbonowie – to jeszcze nie wszyscy… Dopiero od 1860 roku Sycylia to Włochy. Zaledwie pół wieku przed pierwszą wizytą naszego kompozytora…
Szymanowski pojechał na Sycylię po raz pierwszy w 1911 roku ze swym przyjacielem Stefanem Spiessem; nie miał jeszcze trzydziestki. Powrócił jeszcze po trzech latach, po drodze do Afryki. Przed podróżą przygotowywał się do niej; nie wiemy do końca, co przeczytał, ale wiadomo m.in. że czytał książki prof. Tadeusza Zielińskiego, wybitnego znawcy antyku. Był może znał też „Obrazy Włoch” Muratowa (po rosyjsku), być może czytał wcześniej o postaci króla Rogera II, władcy zdecydowanego i ambitnego, ale tolerancyjnego, króla, który był chrześcijaninem, ale cenił uczonych muzułmańskich (na jego dworze działał Muhammad Al-Idrisi, twórca mapy świata; jego cieniem jest Edrisi z opery Szymanowskiego). A jednocześnie był w stanie opanować północne wybrzeże Afryki.
Trzeba też przypomnieć, że chrześcijaństwo miało jeszcze wówczas całkiem inny koloryt niż znamy, taki, jaki dziś kojarzymy z Bizancjum – podział na kościół wschodni i zachodni nastąpił całkiem niedawno (w 1054 roku; Roger II panował w latach 1112-1154). Wybudowane przez Rogera II katedra w Cefalu (dziś ogołocona z wystroju poza mozaiką nad ołtarzem), Cappella Palatina w pałacu w Palermo i tamtejszy kościół La Martorana, gdzie można znaleźć jedyny wizerunek króla, a także kapiące od złota mozaiki katedry w Monreale wybudowanej przez Wilhelma II (syna Wilhelma I, wnuka Rogera II), zmienione dziś nie do poznania wnętrze katedry w Palermo – wszędzie tam, gdzie nad ołtarzem pojawia się ogromna postać Chrystusa Pantokratora, która tak zawładnęła wyobraźnią Szymanowskiego, można dostrzeć kulturowy stop bizantyjsko-arabsko-normański. (W La Martoranie dokonano barbarzyństwa: bizantyjskie mozaiki przeplatają się z barokowymi freskami… istna kakofonia!)
A w tle – Grecja. Świątynie przebudowywano na kościoły. Takim jest katedra w Syrakuzach; była nim też tzw. Świątynia Zgody w Agrigento, ale tam kościół rozebrano w XVIII wieku próbując przywrócić stan poprzedni. Niestety, nie wiemy, kogo Grecy tam czcili – nazwa pochodzi od słowa „concordia” wypisanego na znalezionej tabliczce. Grecja wciąż była pod spodem. Grecja i epoki jeszcze wcześniejsze. Pasterz-Dionizos u Szymanowskiego też nie wziął się przypadkiem, choć nie wiadomo nic o takim spotkaniu prawdziwego Rogera.
Dionizyjskość i apollińskość, kategorie z Nietzschego… Szymanowski chciał przeciwstawić sobie żywioł i dyscyplinę, instynkt i hierarchię, zbiorową ekstazę i indywidualne przemyślenia. Kto zwycięża? Pozornie Pasterz – Królowi wali się całe życie. Ale na końcu to Roger właśnie odnajduje siebie…
A ja piszę oglądając jednym okiem w TVN „Ojca chrzestnego” – tak się przypadkiem złożyło. Ale mi smutno, bo na Sycylii i w ogóle w południowych Włoszech szaleją pożary. Ja już widziałam ich z kilkanaście, kiedy jechałam autobusem spod Taorminy do Palermo na lotnisko…
Teraz spodziewana niespodzianka: zapraszam do mojego albumiku!
PS. Właśnie jest koncert Stonesów. Nie poszłam. Zawsze byłam za Beatlesami… Torlin zabawnie napisał u p. Szostkiewicza, że spór o to, czy lepsi są jedni, czy drudzy, przypomina pytanie, kogo kochasz bardziej – mamusię czy tatusia? A jednak… Beatlesi to muzyka, Stonesi to emocje. Beatlesi to artyści, Stonesi – buntownicy. Beatlesi (późniejsi zwłaszcza) są apollińscy, a Stonesi – dionizyjscy 😆 Obie strony życia są ważne. Ale, hm… dionizyjskość wystarcza tylko na jakiś czas. Apollińskość zostaje 😉
Komentarze
Dionizyjskosc – moi! Ja i Camille Paglia – dionizyjskie! Niech zyja Rolling Stonesi!
O mamo, Pani Dorotko! Nie otwierają mi się żadne zdjęcia. Może ktoś na pomoc przybieży. Może format nie jest dobry. Nic nie rozumiem. Ratunku!!! 🙁 🙁 🙁
A teraz się nagle otworzyły i są. 😯
I w Mozzilli sprawdzałam i też nic. 🙂
Dobrze, że się poprawiło.
Pani Dorotko, dzieki za obrazki (i dedykacje 🙂 ) Najbardziej mnie ciagnie do Etny i tego ksiezycowego krajobrazu. Matka Natura ma w nosie Sikulow, Grekow, Normanow i ksztaltuje sobie krajobraz oraz wypina sie jak chce i na kogo chce. Mille grazie!
Ja też zawsze byłem po stronie Beatlesów 😉 A jeśli chodzi o Rogera, to podoba mi się trójdzielna interpretacja konfliktu: dwa kulty osobiste (Apollo i Dionizos) a kościół instytucjonalny (w osobie Archijerejosa i Diakonissy, a przede wszystkim chóru – „w ogniu spalić! ukamienować!”) jako trzeci wierzchołek tego trójkąta. IMHO to pozwala na klarowniejsze rozrysowanie konfliktów w tej historii.
Na Sycylię chętnie bym się wybrał, rodzinę odwiedzić, ale tam za gorąco dla mnie.
A ja myślałabym, że skamieniała lawa przypomina pumeks, a tu kolumny wyglądają gładko.
W sprawie pływających stworzeń, może to są gęsi. Na kaki za duże (i białe?) na łabądki za małe i szyjki przykrótkie. 🙂
Dzięki za zdjęcia, trocha ta se człek liznął klimatów sycylijskich.
Te walące się rudery przypominają rozpadające się budynki na Brzeskiej, na Pradze.
Może kiedyś zrobię zdjęcia, identyczne wrażenie.
mt7, miałam identyczne skojarzenia, jestem dziewczyna z Pragi 🙂
http://www.loughrigg.org/sicily/fonteAretusa.jpg
dla majacych watpliwosci. Widzial kto takie male labadki, albo gesi z tak krotka szyja? To sa spasione syrakuzanskie kaczki, choc moze nie do konca takie zwyczajne… Kto wie z kim ta Aretuza tak naprawde…
Piękne fotki, Pani Redaktor!!! 🙂 Tylko jak człek w ten tryb obrazkowy wsiąknie to już się nie chce nad tekstem myśleć 🙁 A on też daje do myślenia 🙂
Piękne, piękne są fotki!
A na początku Królu Rogera czułem zawsze jakąś bizantyjskość — czy to muzyka, czy dałem się zasugerować?
PAK: skoro liturgia jest po grecku to dziwne byłoby, gdybyś nie czuł bizantyjskości ;-P
Dzień dobry. Piękne fotki, szczególnie spodobała mi się Etna.
Ten sycylijski tygiel narodów wydał świetne stopy. W ogóle wszelakie pogranicza, trasy przemarszów najeźdców, portów owocują ciekawszymi rezultatami, niż czyste etnicznie enklawy. W pewnym sensie wszyscy jesteśmy imigrantami i oby ciasne, sekciarskie spojrzenie na świat otaczający nas nie pozbawiło wrażliwości na to, co inne.
Coś mało tych kotów…
A jeśli idzie o Stonsów i Beatlesów to wolę króla Rogera Watersa 🙂
Jaruta, jestes niezwykle slodla, czy juz o tym wspominalam? 🙂 🙂 🙂
Ale to nic nowego. Wszyscy o tym piszą, a chyba najwięcej Parnicki.
(Choć czy Parnicki pisało o Sycylii? Nie przypominam sobie…)
Miasto-Masa-Maszyna:
No tak! Ja po prostu dawno słuchałem i w głowie zostały bardziej wrażenia, niż język… Chyba powinienem odnowić znajomość z Królem R. 🙂 Zwłaszcza polski angielskiego chóru (wykonanie pod Rattlem) bardzo mi się podobał 😉 (Są dobrzy, ale we własnym języku słyszy się to najlepiej.)
Piękne zdjęcia, zaiste. Dobrze, że Pani tak ładnie to obfotografowała, bo nie będę musiał już sam tam jechać. A ja strasznie nie lubię podróży.
No i oczywiście Beatlesi górą. Szkoda tylko, że to nie oni napisali „Satisfaction”, bo wówczas wygraliby do zera.
„Kordoba z darów” mi się z Parnickim kojarzy.
Też wolę Króla Rogera Watersa, oczywista oczywistość, a Beatlesi mi się wydawali landrynkowaci, jakos jednak tych rebeliantów wolałam 🙂
Idę dospać, toż to piąta rano!
Witam z przedpołudnia! Przyznam szczerze, że trochę jednak żałuję, że nie byłam na Stonesach, jakiś sentyment jednak pozostał, ale za dużo mam w domu spiętrzonej po urlopie dłubaniny, żeby to było możliwe. Parę strzępków pokazali w TVN24 – no, szacun za formę, chłopaki 😀 I jacyś tacy bardziej bluesowi się zrobili…
Hoko, kotów faktycznie spotkałam na Sycylii niewiele – większość dziwnych i wychudzonych, jak ten czarny z Taorminy. Więcej, jak widać, widziałam psów, w większości praktycznie bezpańskich. Podobne obrazki widywałam np. w Tunezji – nie cenią tam żywiołki… Choć przyznam, że widywałam także wypielęgnowane egzemplarze.
Dzięki za uznanie za zdjęcia – to mój debiut na cyfrówce kupionej w desperacji w dniu wyjazdu 😆
Moj znajomy etnolog bywa czasem pytany, czy on sie tego wulkanu nie boi?
Coś mało tych kotów
O tak, tak. Stanowczo za mało. 🙂
Mam dwie płyty z nagranym Królem Rogerem starożytnym cokolwiek z 1965 r., lub moze wcześniej.
Obsada: A.Hiolski, H.Rumowska, Z.Nikodem, M.Dąbrowski, A.Malewicz-Madey. Conductor M.Mierzejewski. – podaję, gdyby kogoś interesowało.
Mam trochę ciekawych płyt, ale nie mogę posłuchać, bo nie mam igły do gramofonu – już wspominałam o tym. Chyba zamówię w Niemczech, bo nie będę się uganiać po całej Warszawie, nie mam na to ani czasu, ani chęci.
Dobrego dnia wszystkim życzę.
O kruca, nie zamnknęłam tagów. Już poprawiam.
Sprawdzam.
Szkoda tylko, że to nie oni napisali “Satisfaction”
Jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Ja też wolę chłopców z Liverpoolu.
A ich filmy, zwłaszcza Żółta Łódź …, kompletny odjazd.
W Johnie podkochiwałam się trochę.
Ej, czasy! 🙂
Aha! jeszcze co do lawy. Ten kamień rzeczywiście jest porowaty, kruchawy i trochę przypomina pumeks. Ale się go wygładza, choć nie całkiem.
miasto-masa-maszyna: można widzieć w „Królu Rogerze” konflikt trójdzielny, ale jest on przede wszystkim wielowarstwowy i nie odnosi się tylko do spraw wiary i światopoglądu, lecz i do emocji. Świetna jest druga realizacja Trelińskiego, ta z Wrocławia, właśnie dlatego, że te emocje ukazuje, choć wiele spraw zinterpretowanych jest w niej może inaczej, niż widziałby je Szymanowski. Ale ten mętny pozornie i grafomański tekst nagle do wszystkiego zaczyna pasować! I, co ciekawe, każdy recenzent zobaczył w tym spektaklu trochę co innego. I być może, można im (w tym mnie 😉 ) powiedzieć: pokaż, co napisałeś na ten temat, a powiem ci, jakie masz problemy… Polecam przy okazji ewentualnych odwiedzin w mieście Breslau.
Oj, widzę, że muszę samemu bronić najwyższego stopnia podium dla Stonesów; będę jak lew albo samotny normański wojownik 🙂
Rzucam zatem, jako wyzwanie, kostkę do gitary, i trzymając gitarę jak maczugę, ustawiam się na siarkowej części Etny, wystawiając jednocześnie język przez szerokie usta Micka… Będę gwizdał „Start Me Up”, jak kto podejdzie, to ja mu rozbawiającą solówką z „Mama’s Little Helper”, poprawię riffem z „Satisfaction” i patrząc z góry na pokonanego śmiałka wygwiżdzę przez zęby „My sweet lady Jane”…
… I’m just waiting on a friend , i nie udało mi się dospać.
Mam pumeksy z Wezuwia. Niestety, byłam tam tylko wirtualnie, za pomocą GoogleEarth, ale i tak się opłacało zajrzeć 🙂
Zdjęcia z Sycylii kapitalne, szczególnie ten kot, co to już na Etnę nie może patrzeć 🙂
foma pisze: „Rzucam zatem, jako wyzwanie, kostkę do gitary, i trzymając gitarę jak maczugę, ustawiam się na siarkowej części Etny, wystawiając jednocześnie język przez szerokie usta Micka… Będę gwizdał ‚Start Me Up'”
Sam tego chciałeś! 🙂 I uprzedzam, że będzie bolało! 🙂
Czy ‚Start Me Up!”, to ten kawałek, który Stonesi napisali dla Billa Gatesa na premierę Windows 95? Buntownicy w służbie komercji i globalnych korporacji?
Oczywiście atak za pomocą ‚Satisfaction’ jest zawsze skuteczny – dzięki temu riffowi Stonesi nie przegrywają z Beatlesami do zera (jak już wyżej wspomniałem). A ‚Lady Jane’ i ‚Angie’ są też bardzo, bardzo, tylko kto te utwory skompnował (i ‚Ruby Tuesday’), bo chyba nie Keith?
TesTeq,
Alicja zaświadczy, że to zeen chciał, żeby go bolało…
„Start Me Up” pochodzi z takiej troche śmietnikowej płyty „Tattoo You” z 1981 roku, czyli troche sporo przed Windowsem 95 (moi pierwsi i jedyni Stonesi na oficjalnym kompakcie…). To, że dany utwór został później wykorzystany w reklamie tego czy owego, to zupelnie inna bajka. Np. „Should I Stay, Should I Go” The Clash nie powstał specjalnie dla reklamy jeansów.
To, że ktoś nie skomponował sam wykonywaną przez siebie piosenki nie znaczy, że nie jemu należą się brawa za zrobienie z tego hitu. Weźmy takie „Nothing Compares 2U” Prince’a. Gdyby nie Sinead, to znałoby ją dość niszowe grono, a tak zrobił się z tego jeden z hitów XX. wieku.
Co do „Lady Jane”, „Angie” i „Ruby Tuesday”, to w każdym przy pisaniu udzielał się Keith, ze jakimś wsparciem Micka lub Briana Jonesa. To był okres, kiedy Sonesi odchodzili od grania rythm’n/bluesowych coverów i zaczynali wielce udanie pisać własne piosenki.
I co? Atak odparty 🙂 Kogo bardziej boli? 😉
Powiem jak Jolinek51: chłopaki, jak się pięknie kłócicie, tylko się nie pobijcie 😆
Pani Dorotko pozdrawiam …. 🙂 …. zdjęcia „pięknościowe” …. muszę tam pojechać ale chyba w maju bo w lipcu to pewnie grzeje mocno ….. aż zdjęcia dymią od słońca … 🙂
hej, a Jumping Jack Flash? To się wcale nie zestarzało, nie uważacie?
Kogo bardziej kochom? Bitlesów cy Stonsów? Mamusie cy tatusia? Dziadka!!! Cyli te trzeciom osobe, o ftórej Poni tutok, Poni Dorotecko, napisała – pona Szymanowskiego. Bo pon Szymanowski cerpoł z muzyki nasyk góroli, a Bitlesy i Stonsy nie 😀
Syćka pisom, ze fotki z Poni albumu som pikne i to jest święto prowda. I te kocio-psie som pikne, i te z Etnowego Wierchu som pikne, i w ogóle syćkie! Zastanawiom sie ino, cemu na tej fotce
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Mozaiki/photo#5091046718483826242
ta poni jest na spręzynie? 🙂
A bo ona je (te mozaiki) odczyszcza jakowąś straśną elekstryczną aparaturą 😀
Prawde mowiac ani nie przepadam za Szymanowskim, ani za Stonesami. Byc moze jest jakis czynnik jednoczacy te dwie muzyki ?
Jakies sugestie… ?
@foma: Tak na serio, to z moich informacji wynika, że „Start Me Up” to był pierwszy przypadek użycia utworu Stonesów w reklamie. Mick zawsze był przeciwny, bo to mu psuło wizerunek, ale uległ Keithowi, który połasił się na te Gatesowe srebrniki (źródło http://weblogs.jupiterresearch.com/analysts/gartenberg/archives/016913.html).
Swoją drogą jestem ciekawy, kto dla Stonesów był tym, kim dla Beatlesów George Martin. Przecież ktoś musiał im pomóc zaaranżować ‚Lady Jane’ i ‚Ruby Tuesday’.
Foma!
Czy Bitelsi nie napisali paru kawalkow dla Stonsow przynajmniej na poczatku?Poza tym zdaje mi sie,ze w jakims stopniu ich lansowali
na zasadzie wlasnego przeciwienstwa.To nie przypadek,ze Stonsi chcieli byc niedobrymi chlopakami.Miejsce dobrych bylo juz zajete.
Eric Clapton powiedzial o The Beatles „Swieci 20 wieku” i pozostanmy przy tym stwierdzeniu.
Witoldzie – poczytaj sobie. Tam masz odpowiedź
http://www.gazetawyborcza.pl/1,76842,4332009.html
Dzieki Torlin za link!
Nie spodziewalem sie nawet,ze ich kariery(Stonsow i Bitelsow) byly az tak ze soba splecione,ze wskazaniem jednak na Bitelsow.
Tatusię czy mamusia? – nigdy się nad tym w ten sposób nie zastanawiałam, ale chyba należę do baetlesowskiej, nie stonesowskiej ‚bandy’.
Już na uniwessyteckim lektoracie przez 8 semestrów tłumaczyłam po kawałku (jako assigned reading krytyczną monografię Czwórki z Lierpoolu… i jeszcze Yesterday Piwowarskiego.
Śmierć Lenona wyznaczyłam mojemu pokoleniu ‚start w czucie i myślenie’ (mówię o tych, którzy pamiętają stan wojenny trochę lepiej, niż poprzez brak teleranka, ale niewiele lepiej 😉 )
Co nie przeszkadza powiedzieć, że Mick Jagger mnie obecnie po
oj, ‚uciekło’ 😳
kończę
… pozytywnie rozśmiesza, McCartney’a natomiast jest mi żal…
I jeszcze jedno:gdy przyjechałam do Londynu po raz naj-pierwszy (niemal 15 lat temu) – pobiegłam naturalnie do British Museum i Library. Nie było jeszcze nowego budynku Biblioteki Brytyjskiej; w pomieszczeniach wokół RRR (Round Reading Room – gdzie to Marks swój Kapitał tworzył, etc. 😉 ) wpatrywałam się w różne wystawione bezcenności (z Magna Carta na czele). I co widzę: w jednej gablocie rękopis Mesjasza otwarty na chórze ‚For unto us a Child is born’, a zaraz obok karteczka-rękopis Yesterday. A ja ‚na uszach’ mam co prawda Grande valse brillante Demarczyk ale już w plecaczku – kasety Mesjasza i Beatlesów właśnie – dość maniacko wówczas eksploatowane 🙂
To może pojednawczo 🙂 – i Stonesi i Beatelsi wzajemnie siebie potrzebowali, by być tym kim się stali. Może na początku to grzeczni chłopcy wytyczali trasy po to, by buntownicy mogli z nich zbaczać czy szydzić (uwielbiam zwłaszcza tytuł „Let It Bleed”). Przyznaję, że Beatelsi byli na początku krok z przodu, ale Stonesi zaszli dalej. (Torlinie, dzięki za przypis 🙂 ) Doceniam Beatelsów, szczególnie tych późniejszych, ale za całokształt wybieram Stonesów. Co oczywiście nie znaczy, że nie można udanie łączyć jednej tradycji z drugą, czego znakomitym przykładem jest inny brytyjski (szkocki tym razem) band – Franz Ferdinand, właśnie słucham i robota idzie jak nie w lazy Friday
http://www.dominorecordco.com/site/index.php?page=artists&artistID=171
Witam.
Dla mnie Beatlesi, poza wieloma innymi względami, mieli (jako artyści, nie mówię o życiu codziennym) cechę, która stawia ich nieskończenie wyżej: POCZUCIE HUMORU.
No, sami powiedzcie, wyobrażacie sobie „Yellow Submarine” ze Stonesami? 😆
dorota.szwarcman pisze: „Dla mnie Beatlesi, poza wieloma innymi względami, mieli (jako artyści, nie mówię o życiu codziennym) cechę, która stawia ich nieskończenie wyżej: POCZUCIE HUMORU.
No właśnie – mieli. McCartney jakiś taki nadęty się zrobił, a Jagger wciąż tryska świeżością. Może Stonesi są wampirami i wyssali całą radość z Beatlesów.
Yellow Submarine ze Stonesami ?
Wow ! Bylby by to raczej K-19.
TesTeq: Z liverpoolskiej Czworki zostalo tylko dwoch, a Stonesi sa ciagle razem. Byc moze w tym tkwi czesci problemu ?
Jacobsky!
A Brian Jones?
Torlin,
ok, BJ, tylko, ze o BJ wiekszosc zapomniala, a o JL czy GH pamietaja wszyscy.
A ja dzis wieczorem ide na The Simpsons Movie. MOVCIE sobie co checie o Simpsonach, ale wszyscy z pop-kulturowego swiecznika muzycznego przewineli sie przez Simpsony, ex-Beatlesi i Stonesi rowniez.
Spider-Pig, Spider-Pig….
Witam po powrocie.
Kilka zdań dorzucę w temacie Beatlesi i Rolling Stones.
Beatlesi byli muzycznie bardziej zaawansowani, nie zapominajmy, że bardzo wiele zawdzięczali Martinowi.
Stonesi poruszają się na dosyć ograniczonym polu muzycznym, nie wykraczali w zasadzie po za terytorium rythm and bluesa.
Genialni są w Satisfaction, Brown Sugar, Honky Tonk Woman…
Zakomita większość ludzi słucha i lubi tak jednych jak i drugich, nie ma potrzeby poddawać się zaaranżowanym sztucznym podziałom.
Stonesi stali się dawno wielkim przedsiębiorstwem, tylko przy okazji tworzącym muzykę.
Zespół póz i gestów przez lata wypracowanych jest dość ograniczony i mnie osobiście nudzi, wolę ich słuchać niż oglądać.
Gdyby Beatlesi doczekali tylu lat, być może stałoby się to z nimi, kto wie? W początkach ery rockandroll’a to nie muzyka była najważniejsza, ona tylko była jednym z elementów rewolucji pierwszego pokolenia nie znającego wojny. Wszystko: stroje, muzyka, obyczaje było zwrócone przeciwko konserwatywnym rodzicom, doświadczonym wojną.
Rock jest muzyką energii, młodzi ludzie kojarzą się właśnie z energią. Ale okazuje się, że rocka można grać znakomicie w zespole geriatrycznym jakimi są dziś Stonesi.
Odrzucając całą socjologiczną otoczkę – muzyka Stonesów to, jakkolwiek zabawnie to zabrzmi, konserwatywny rock and roll, muzyka Beatlesów miała wiele twarzy, w tym i rockandrollową.
Słuchałem jednych i drugich, przyznam, że ostatnio częściej Beatlesów. Jak mam ochotę na rythm and blues (to, co dziś nazywają r’n’b to już coś zupełnie innego) to puszczam Free z Paulem Rodgersem, Paula Butterfielda, Mike’a Bloomfielda, Alexisa Kornera…
Przeciwstawianie Beatlesów Rolling Stonesom było chwytem reklamowym, tylko niektórzy wzięli to poważnie :))
‘
foma pisze:
2007-07-26 o godz. 15:21
„TesTeq,
Alicja zaświadczy, że to zeen chciał, żeby go bolało…”
W życiu!
Alicja miała się zajmować moim tyłeczkiem w sposób delikatny, bezbolesny.
A ja miałem w pewnej chwili zręcznie się obrócić o 180 stopni…..
Pani Doroto!
Przyzna Pani jednak,ze mozna wyobrazic sobie za to Keitha Richardsa w zabawnej roli Johnnego Deppa w „Piratach z Karaibow”.
zeen,
czy ja mówiłam, że będzie delikatnie?! Kazałam się wypiąć, i tyle! A rękę mam mocną 🙂
To, co napisałeś powyżej, jest niezłym podsumowaniem tej dyskusji (wolę rebeliantów!), bo faktycznie, wtedy słuchaliśmy jednych i drugich. I jednak zawsze wolałam Lennona, który miał tego diabełka humoru, a i rebelianta w sobie. A największy dystans do siebie z tej czwórki miał (i ma do dzisiaj!) Ringo 🙂
Pozdrowienia upalne i miłego zapiątku, ja mam dzisiaj gościa, jutro w gości.
P.S. Lennona od McCartneya, a Sonesów od Beatlesów. Kapkę, ale jednak wolałam.
Homer rules !
Jacobsky pisze: „Homer rules !”
Co najśmieszniejsze (a może najsmutniejsze), zapewne więcej ludzi kojarzy Homera z Simpsonami niż Odyseją.
Ned Flanders: Look at that, you can see the four states that border Springfield: Ohio, Nevada, Maine, and Kentucky!
„Beatlesi to muzyka, Stonesi to emocje. Beatlesi to artyści, Stonesi – buntownicy. Beatlesi (późniejsi zwłaszcza) są apollińscy, a Stonesi – dionizyjscy Obie strony życia są ważne. Ale, hm… dionizyjskość wystarcza tylko na jakiś czas. Apollińskość zostaje ”
W tym fragmencie stwarza Pani opozycje: muzyka – emocje i artysta – buntownik.
Sądzę, że to stało się z lekkiego rozpędu i w żadnym razie nie chce Pani powiedzieć, że muzyka jest pozbawiona emocji, a muzyka Beatlesów w szczególności. Tak, jak nie chce Pani powiedzieć, że jest się albo artystą, albo buntownikiem….
Przypomniał mi się bunt Prometeusza i byłem skłonny przypisać prometejskość Stonesom bardziej, niż dionizyjskość, ale prometejskość kojarzy się z poświęceniem dla innych a po za tym pomyślałem, że tego orła/sępa, który karmił się był czas jakiś wątrobą, zanim zginął z ręki Heraklesa, no więc karmiony wątrobą stonesowską zdechłby w krótkich abcugach :))
O ile Beatlesi tworzyli dzieła przecierając szlaki to Stonesi wykonywali znakomite rzemiosło.
W warstwie muzycznej to Beatlesi byli lepsi, w warstwie obyczajowej to Stonesi pozwalali sobie na więcej.
Ale muzyka obu grup wzbudza emocje, z tym chyba się zgodzimy.
Wielkości emocji nie będziemy mierzyć, największe budzi chyba pierwsza lekcja gry na skrzypcach dziecka sąsiada…..
No nie da się ukryć, że moje słowa były pewną prowokacyjką… 😆
No to prowokacyjka w moim przypadku się udała… 😆
TesTeq: z pewnoscia masz racje. Serial (i film) pochodza z kraju, gdzie chyba ponad polowa ankietowanych nie jest w stanie wskazac Iraku na mapie swiata.
Homer rules, bo usmialem sie na Simpsonach beztrosko ! Chlopaki nie traca z impetu, i taka doza homeryzmow, bartyzmow, i innych simpsonizmow to dla mnie jak balsam. Specyficzne poczucie humoru – dlatego tak bawia mnie Simpsony.
passepartout: Sprinfield (to simpsonowskie) lezy w Vermoncie. Oficjanie ! Zagadka, ktora od 18 lat toczyla Ameryke jak robak (Gdzie lezy TO Springfield ? W koncu w kazdym stanie USA jest chyba conajmniej jedno) zostala wyjasniona. Hej ! To niedaleko Montrealu ! Trzeba bedzie odwiedzic Evergreen Terrace i kupic cos w Kwik-e-Mart 🙂
Bart Simpson: [crying of embarrassment, seen naked] This is the worst day of my life!
Homer Simpson: The worst day of your life SO FAR.
[Bart is skateboarding naked across town]
Ralph Wiggum: I like men now.
@Witold,
podobno Jonny Deep tworząc postać kapitana Sparrowa wprost nawiązywał do Keitha.
@zeen, 12.47
Some time around the end of 2001, Bob was sitting in Alex’s kitchen. Alex had just been given a bass by his friend Mick, on the condition that he did ‚something useful’ with it.
„Do you want to learn to play the bass then, Bob?”
„No, I’m an artist, not a musician.”
„It’s the same thing.”
„OK then.”
So Bob learned the bass and they planned a band. It had to be something big. Bob wanted it to be on the level of Field Marshall Haig’s tears that fell as he counted the statistics of the men he had sent over the top. Alex wanted to make music that girls could dance to.
(To fragment z przywołanego już Franza)
I wonder what you mean. I know Franz Ferdinand only by hearing of them.
Their music is unknown for me. Sorry.
Ale skoro Ty popierasz, to posłucham.
Szczególnie, że, jak piszesz, dokonują próby grania muzyki szlachetnej i wzruszającej do babskiego tańca. A ja zawsze popierałem kobiety, szczególnie w tańcu.
Właśnie zgrałem sobie Steve Winwood with Eric Clapton Highclere – Castle, Countryside Rocks, 19.05.2007
Tracklist
CD 1
101-Intro
102-I’m a Man
103-Higher Love
104-Back in the Highlife
105-Dear Mr Fantasy
106-Why Can’t we Live Together
CD 2
201-EC Intro
202-Take It Easy
203-Presence of the Lord
204-Crossroads
205-Little Queen Of Spades
206-Can’t Find My Way Home
207-Had to Cry Today
208-Gimme Some Lovin
i słucham.
Lubię obu panów. Są zdolni, grali i grają fajną muzykę, teraz, po latach to może podróż sentymentalna, ale pozim chłopaki trzymają i co tu dużo gadać: kulturka.
Uważam, że muzykiem można być, artystą się bywa. Chyba, że talent się ma taki, że we wszystkim się jest artystą, ale pokażcie mi takiego.
Ja zas nabyłem, skuszony trochę recenzją, „Warszawa. Tribute to Joy Division”. I po niecałym drugim przesłuchaniu zdecydowanie wolę oryginał. To w sumie ciekawe zjawisko, pojedyncze covery potrafią zagrzać serce i co tam jeszcze, a duże projekty tribute to… zwykle chybiają celu.
foma,
jam człek starej daty, niczego odkrywczego (muzycznie) nie znalazłem w punku, niczego, czego wcześniej bym nie znał, nie znalazłem w nowej fali.
Te nurty to zjawiska socjologiczne dla mnie, nie muzyczne. Skoro pokoleniowo nie pasowałem, trudno mi było się wpasować, wyrażane przez ówczesne zespoły emocje ja przeżywałem w latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych. W czasie punk, new wave, new romantic i czego tam jeszcze ja cierpiałem z powodu dołka, w który wpadali kolejno moi ulubieni wykonawcy, zatem zwróciłem się bardziej ku jazzowi i klasyce. Ale nie zapomniałem o ulubieńcach, którzy mieli ( miewają wciąż) wzloty. Jestem zwolennikiem melodii, harmonii i rytmu. One nic nie znaczą bez ducha i emocji przekazywanych w niewyjaśniony do tej pory dla mnie sposób. To, że nie odnalazłem niczego dla siebie w dokonaniach Joy Division, później New Order, nie znaczy, że inni nie mogli. Jam ograniczony, wszystkiego nie chwytam.
Na szczęście jest tyle różności, że każdy coś dla siebie znajdzie – i to jest fajne.
Sieć pozwala nam sięgać gdzie chcemy, czasem trudnodostępne są poszukiwane przez nas rzeczy, ale to jest dopiero zjawisko! Teraz stać nas na dywersyfikację portfela muzycznego jak nigdy dotąd! Dla bezpieczeństwa słucham różnych rzeczy, ale niektórych tylko raz….
Piszę to lekko zarumieniony: im dalej w koncert tym gorzej z wokalem i gitarą. Alicjo, to Twoja wina: gdybyś nie krakała…..
Pani Doroto,
rozumiem, ze rankingi rodzaju : najlepsi tenorowie, soprany etc etc sa tylko i wylacznie dla zabawy i nie maja wiekszego znaczenia. Zreszta to nie moja dzialka…lubie Mozarta… ale nie lubie Wagnera, lubie Mahlera ale nie lubie Schumanna..etc etc. I to nie ma zadnego znaczenia…po prostu lubie i juz. Co do The Beatles i The Rolling Stones i tej dychotomii…oczywiscie, podzial wedlug Pani kryteriow… i juz.
Jest tylko male ale… ogolnie mozna stwierdzic, ze muzyka obu zespolow wielce sie rozni..oczywiscie w wielu utwoorach sie zblizaja… jak „Yesterday” Beatlesow czy „Lady Jane ” Stonesow…. podobnie jak i we wczesniejszej tworczosci obu zespolow. I jeszcze jedno Beatlesi nie mieli takich muzykow jak Stonesi
appendix: do mojej uprzedniej wypowiedzi (po prostu tekst mi uciekl)
George Harrison czy Lennon to nie gitarzysci tej klasy co..Keith Richard (riffy rockowe mozna tylko porownywac z Chuck Berry´m)..zas Ringo Starr na perkusji…zawsze byl przecietnym muzykiem. ale o gustach trudno jest dyskutowac….apollinski czy dionizyjski? in secula seculorum..ktory?
Eksjuzże mła?
Ja krakałam?! Przypomnij mi, zeenie 🙂
Wróciłam z Toronto, na poły zdechła ze zmęczenia, bo porno i duszno. Nie było klimatów muzycznych, tylko wielkie spotkanie z rodziną żony mojego syna (albo raczej – spotkanie z wielką rodziną żony mojego syna, Chińczycy).
Z tego, co piszesz powyżej , to ja moim półduchem zmęczonym dorozumiewam się tak – muzyka działa w przedziwny sposób, jak nic innego. Jesteś gdzieś tam, coś się dzieje, i jest w tle muzyka. Mija 30 lat i „pamiętam teeen dzień, jak dziiś paadał deszcz…”.
To chyba działa na każdego, bo wracamy dzisiaj z J. z Toronto, włączylismy radio, a tam Bob Seger i „Night moves”. J., któremu słoń na ucho nadepnął mówi – pamiętasz, jak mieliśmy tę jedyną taśmę w naszym radiowym ustrojstwie w samochodzie i puszczaliśmy na okrągło? Oczywiście, że pamiętam.
A to było ponad 20 lat temu.
Mało tego – taka pamięć z pomocą muzyki pobudza inne zmysły, słowo daję, że czasami czuję zapach powietrza z tego dnia szczególnego, nieważne, jak dawno to było. „Pamietam ten dzień”.
Dobranoc wszystkim , lecę do wyrka!
Keith Richards ma napisac swoje pamietniki (za c.a 8 mln dolarow).
Bedzie co puscic ze slodkim dymem…
Ojej, Pani Dorotko, spojrzałam na zdjęcia i wróciły dość świeże jeszcze wspomnienia z Sycyli. Na pólce kawałek lawy z Etny, na lodówce ceramiczny „mafiusu” co stracił wczoraj kawłek nogi bo spadł. ochhh
bondzia – witam, pozdrawiam i zapraszam też pod aktualne wpisy 🙂