Nowe miejsce na Nowym Mieście
Nowe jak nowe, z 1647 r., co jest wypisane, a nawet wręcz wyryte, nad wejściem do sali. Dawniej była refektarzem klasztoru OO. Dominikanów, teraz nazywa się ją Salą Prowincjalską. Warszawska Opera Kameralna będzie w niej robić koncerty w każdą ostatnią środę miesiąca. Właśnie odbył się drugi: recital Władysława Kłosiewicza.
Maestro grał na takim instrumencie, będącym własnością WOK, niestety dość rzadko używanym. Teraz temu klawesynowi przytrafił się najlepszy użytek z możliwych, choć, jak twierdzi solista, trzeba by mu było jeszcze parę godzin ze śrubokrętem, a nie było na to czasu, tym bardziej, że ktoś, kto zajmuje się jego konserwacją, akurat zachorował. Cóż, coś rzeczywiście się zacięło w pewnym momencie, ale po krótkiej interwencji klawesynisty wróciło do normy.
Program piękny i urozmaicony. Najpierw wspaniały, improwizacyjny Froberger: Plainte faite à Londres pour passer la melancholie, Toccata X i Lamentation sur la mort de Ferdinand III. Później Courante simple Buxtehudego – courante z wariacjami, potem dość poukładany i konwencjonalny Louis Marchand – I Suita d-moll, nieco bardziej rozwichrzony Louis-Nicolas Clérambault – II Suita c-moll i wreszcie na koniec François Couperin – Les fastes de la grande et ancienne ménéstrandise z Onzième ordre. Uderzała niesamowita swoboda nie tylko w utworach o bardziej improwizacyjnym charakterze, jak i właśnie w tych poukładanych – taka świetna zabawa konwencją. A w utworze Couperina już była zabawa czysta i rozkoszna ilustracyjność. Na bis powrót do początku: Froberger. I być może nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by solista nas znów poprowadził da capo al fine… jedno, co nieco zakłócało odbiór (niektórym nawet bardzo), to duża ilość palących się świec, które wydzielały jednak dym mogący drażnić co wrażliwsze płuca.
Sala jest bardzo przyjemna, niewielka, ale w porywach do 200 osób spokojnie może pomieścić. Dziś było ponoć ok. 130 (ja nie liczyłam). Akustyka bardzo dobra dla brzmienia klawesynowego: pogłosu akurat tyle, by dodać mu głębi, ale nie odebrać poczucia intymności. Nie wszystkie instrumenty czy ich zestawy, czy też głosy, brzmiałyby tu dobrze, ale dziś było w sam raz. Zobaczymy, jak rzecz rozwinie się dalej. Kolejny koncert w Wielką Środę, tym razem w kościele św. Jacka; mnie tam wtedy nie będzie, bo już będę w Krakowie na Misteriach Paschaliach.
Komentarze
Pobutka.
Dobutka 😎
http://www.youtube.com/watch?v=sRxqYoZiYPU
Kotbutka 🙂
http://designyoutrust.com/wp-content/uploads/2012/11/Creepy-Cat-Portraits-in-The-Early-1900%E2%80%99s-1-750×538.jpg
😀 😆
A wracając do Frobergera – właśnie wyszła płyta Staiera pt. Pour passer la melancholie, nie tylko z Frobergerem zresztą. Ale tytułowy utwór w tym wykonaniu, choć pięknie zagrany, to jak dla mnie porządnicki jakiś:
http://www.youtube.com/watch?v=JC1VQv433TI
Kocham Staiera, ale w tym utworze wolę Kłosiewicza 🙂
I jeszcze inne wykonanie, które bardzo lubię 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=jSVapmlLaYA
Filharmonia Krakowska ma nowego szefa artystycznego. Został nim Michał Dworzyński… a Witt, jego mistrz, ma być dyrygentem honorowym – cokolwiek to ma znaczyć. Cóż, zobaczymy…
Na razie ekonom Tosza tnie koncerty piątkowe. Lista zasług więc dość skromna, ale może chłop zrobi jeszcze coś pozytywnego poza ograniczaniem wydatków 🙂 Czekamy.
Pewnie nie ma wyjścia… finanse krakowskie w dość opłakanym stanie.
Ale gratulacje dla Michała Dworzyńskiego. I życzenia wytrwałości. Szczecin nie umiał go docenić… ale z krakowskimi filharmonikami też róznie bywało. Od dawna nie mieli porządnego szefa. Może teraz coś się ruszy.
A Wit (przez jedno „t” 🙂 ) powróci do matecznika, bo przecież on z Krakowa i tu studiował 🙂
Nasz blogowy kolega Mateusz Borkowski zrobił notę w „Gazecie w Krakowie”;
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,13476518,Zmiany_w_Filharmonii_Krakowskiej__Nowy_szef_i_dyrygent.html
Ale powielił w niej błąd pojawiający się tu i ówdzie w informacjach o Michale Dworzyńskim: że w 2007 r. otrzymał Paszport „Polityki”. Paszport otrzymał wówczas Łukasz Borowicz, a Dworzyński miał jedną z głównych trzech nominacji. Trzeba powiedzieć, że konkurencja była wtedy ostra 🙂
tu trochę o „rolowaniu” zadłużenia w „szacownych progach” (by P. Przytocki)…
http://www.dziennikpolski24.pl/pl/aktualnosci/kultura/1263429-bez-kultury-nie-ma-malopolski.html,0:pag:4,0:pag:1#nav0
Dżizas. Ręczne wypełnianie tabelek na wielkich płachtach, brak 750 tys. 😯 Nic dziwnego, że trzeba oszczędzać. Sezon zaplanował jeszcze Przytocki, dość bogato zresztą…
Ależ proszę się z ksiąg kontowych amerykańskich nie śmiać. Cały przemysł bawełniany miasta Łodzi się tym narzędziem rozliczał kilkadziesiąt lat w okresie swej największej świetności (o innych licznych przemysłach na świecie nie wspominając). Ale fakt że przestał coś koło roku 1939. Kraków – miasto tradycji to się dłużej trzyma. Zapewne korespondencja tam systemem austriackim do dziś w fascykuły wiązana – do nich zaś tzw. „widoczność do akt” uskuteczniana być musi (tzn. indeksy krzyżowe że np. na pismo 1479/2012 odpowiada pismo 1018/2013 itp) dzięki czemu system kancelaryjny dziennikowy jakoś daje się opanować. Była potem taka reforma Kilmansegga w 1895 r. ale niewiele dała i do dziś bywa kontestowana…
A Pan Przytocki będzie dyrygował w mieście b. prządek i tkaczek już jutro – Rossiniego, Mozarta i Bartoka. Ja się wybieram (bom Pani Świgut ciekaw), ale pisać o tym na Dywanie raczej nie myślę bo pewnie nie będzie to nic przesadnie wstrząsającego. Więcej wstrząsów spodziewam się po sobotnim „Parsifalu” z MET chocia w tej inscenizacji woda się leje po scenie czego nie lubię.
Coś zupełnie nie a propos:
http://www.youtube.com/watch?v=X-F_uVmp04o
Bardzo milusia mandolina 🙂
Ja też ciekawam, jak Aleksandra Świgut teraz gra – słyszałam ją ileś tam lat temu jako niewielką dziewczyneczkę na koncercie organizowanym przez p. Penderecką.
Ale jutro wiadome urodziny i nimi się zajmuję 🙂
A ja wlasnie wrocilam (okrezna droga) z koncertu PA z IV Symfonia Szymanowskiego, w ktorej wraz z Järvim polaczyli skrajny ekspresjonizm (zwlaszcza w II czesci) z potega symfoniki wystarczajaca, by fortepian przykryc raz na zawsze (co normalne), z wyjatkiem nielicznym i kadencyjnym (reszty nalezy sie domyslic z mimiki solisty)
Poczucie formy genialne, echa tematyczne scalajace – super! PA w dialogu perfetto. Zapachnialo XXI wiekiem i wizjonerstwem Katota. Instrumentacja na pierwszym planie, w reliefie.
Wspanialy koncert, Bach na bis, z drugiej czesci zwialam. PA wyswiechtany jak zwykle.
Nie mnie sie rownac z jerzym… Wracam do minimalizmu, niedobrze, oj, niedobrze….
STOP
Pobutka.
Pobutka bis.
😆
a href=”http://www.musicfromthegenome.org.uk/”>Polaczenie pobutki z pobutka bis
(trzeba kliknac w audio player, potem w play, i poczekac okolo minuty)
Teraz sie uda 😈
Polaczenie pobutki z pobutka bis
(a mordka miala byc inna, trudno 🙂 )
Dzień dobry, rzeczywiście mea culpa, dzisiaj w papierze jest już bez tej wpadki. A w jutrzejszym wydaniu polecam rozmowę z Michałem Dworzyńskim, w której będzie m.in. o Szczecinie 🙂
Spytam za to, czy był ktoś z Szanownego Blogownictwa na pierwszym koncercie reaktywowanego Chóru PR w Sukiennicach? Zaskakujące jest to, jaką pracę można wykonać w ciągu zaledwie półtora miesiąca. Pani Agnieszka Franków-Żelazny potrafi zdziałać cuda 😀
Drogie Pobutkownictwo, poczułam się, jakby dziś był już 1 kwietnia, a nie 1 marca 😆
Z chórami tak bywa, że dyrygent to podstawa.
Trochę mnie zbulwersowało we wczorajszej relacji Tereski zdanie „PA wyświechtany jak zwykle”. Chyba ktoś tu się oburzy… 😉 Ale wiem, że Tereska nie przepada za jego Bachem. Ja przeciwnie.
Nie, nie, prosze nie interpretowac, wyswiechtanie dotyczylo wymietego podkoszulka i powiedzmy troche zakurzonych butow. Taka stajla, jak mowia najmlodsi. 😉 Bach byl bardzo OK. Szymanowski tez. 🙂
No,odetchnęłam.Jest szansa,że Aga Tereski nie zabije i nikt nie pójdzie siedzieć.
Bardzo się cieszę,bo z różnych przyczyn za ten koncert trzymałam.
UFFF…
A tak swoja droga myslalam sobie wczoraj (gdy orkiestra poszla na calosc, pianista tez, choc na niemo), jak zabrzmialaby koncertujaca z naglosnionym fortepianem. Oczywiscie zainspirowal mnie klawesyn Elzbiety Chojnackiej.
🙂
Hmmm…Yamaha nie takie cuda potrafi…A jakby tak przykręcić śrubę orkiestrze?Chociaż to do cholery,symfonia!Czy aby Szymanowski nie chciał przykrywać własnych niedoćwiczeń?
Labadku, kiedy to wlasnie super, jak dete i perkucja poszly na calosc. Tyle ze…
A swoja droga ubawilam sie setnie, jak PA poganial Järviego w poczatku finalu. I udalo sie! 🙂
Ja macham na Yamahe
…kurczę, nie wiedziałem, że japoński znam 😯
Niewykluczone, że Szymanowski chciał przykryć własne niedoćwiczenia 😉 W każdym razie rzeczywiście tę orkiestrę to walnął za mocno w stosunku do instrumentu.
Ale mam nadzieję, że PA był tym razem bardziej zadowolony w kwestii „koncertującości” 🙂
Trudno wyczuc, trzeba by upic i wyciagnac zwierzenia spiewajac. Ale sadze, ze tak. W kazdym badz razie brzmialo swietnie i „bylo krotko” 😉
No to dobrze 🙂 Trochę zazdraszczam.
Zazdraszczam jak cholera!
Zwłaszcza że uważam, że nikt nie gra tego utworu tak, jak on i że jeszcze nie trafił na orkiestrę-partnera. Cóż, na razie musi wystarczyć recital 😉
Tu sie zgodze, ze koncertujaca dzieki PA nabiera zupelnie innego wymiaru. Ale to tez dzieki tej niezahamowanej, wrecz rospustnej orkiestrze. Moze to naglosnienie Klavieru byloby jednak korzystne? A jeszcze jakby tak na siedem glosnikow puscic…
Roz-pustnej, rzecz jasna. I nie wiem, czy sie taka orkiestra narodzila (a moze z Brüggenem na starych instrumentach, hihi)
Podobno w Lizbonie było super!
A może to tak naprawdę możliwe jest tylko w nagraniu? Kiedy fortepian się „wyciągnie”…
Jeszcze chwila i dojdziemy do Karpiela-Bułecki…
No wlasnie, Labadku, ze u PA tej bulecki ni mo. I to je pikne!
A toć wim…Europa i perwersja.
@Mateusz Borkowski 9:13
Oj potrafi,potrafi 🙂 Kilka miesięcy temu byłam na koncercie chóru Filharmonii Wrocławskiej, podczas którego pani Agnieszka zaproponowała tym spośród publiczności,którzy zawsze marzyli o wspólnym śpiewaniu,aby pozostali po koncercie na małą próbę jednego z utworów wykonywanych tego dnia.Odważyła się na to spora grupa osób różnej płci i wieku. Zakładam, że w większości były to osoby niepozbawione jakiego takiego obycia muzycznego (choćby chór szkolny czy parafialny 😉 ), bo wprawdzie angielska piosenka o ludowym rodowodzie nie była jakoś szczególnie skomplikowana melodycznie,ale już po kilkunastu minutach zza uchylonych drzwi usłyszałam całkiem pozbierany śpiew 🙂
A recitalu PA też zazdraszczam, zwłaszcza że styl podkoszulkowy ani trochę mi w tym wypadku nie przeszkadza 😉
Powiem więcej – potęguje wrodzony wdzięk Maestra. Próbuję właśnie zwizualizować PA we fraku i śnieżnobiałej koszuli ze sztywnym kołnierzykiem – no i jakoś to nie bardzo… 😉
Oddalam się do obowiązków,niestety 🙁 A tymczasem na Dywaniku tyle ciekawych wątków i chce się pogadać …
A teraz z innej beczki: czy wsrod Zacnego Grona znajde jakichs specow od Marceliny Sembrich-Kochanskiej? Szukam piesni, jakie zostaly jej zadedykowane i kazda wskazowka bezcenna mi jest.
(jak sobie Dywanik moze wystawic, udalo mi sie namowiac francuska piewice na koncert wokol Marceliny! Sukces, bo nielatwo, jak nie ma Carmen, nie jest latwo)
Hm, o Marcelinie najwięcej chyba wie p. Małgorzata Komorowska, która napisała o niej książkę. Przekopywała się przez amerykańskie archiwa. W razie co mam jakieś namiary. Ciekawe to może być.
Bardzo mi się podoba to, co pisze ew_ka o chórowych eksperymentach p. Agnieszki Franków-Żelazny. Świetna sprawa!
Aga Tereski nie zabije, choć jej samej sformułowanie „wyświechtany Maestro”, żadnym sposobem przez gardło by nie przeszło. 😀 I bardzo jest wdzięczna za piękną malarską relację; tym bardziej bardzo, że w necie nic nie znalazła, być może z powodu nieznajomości francuskiego, a drugie być może z powodu lenistwa Francuzów. 😉
Siedzę ostatnio w pracy po nocach, a jak już wrócę do domu, to głównie stresuję się pracą i czym tam jeszcze popadnie, ale od czasu do czasu udaje mi się wykroić godzinkę lub dwie na osłuchiwanie kwartetów LvB w wykonaniu Belcea Quartet. I coraz bardziej się cieszę na ich występ w FN za trzy tygodnie. 🙂
Skoro już się odzywam, to przyznam się, że Janacek w TWON był dla mnie trochę za trudny, ale pod koniec słuchałam już z czystą przyjemnością. Szkoda, że wcześniej nie wpadłam na to, żeby zamknąć oczy… 😆 Nie, żebym miała jakieś zastrzeżenia do wizualnej części przedstawienia, ale muzyka była dla mnie na tyle dużym wyzwaniem, że obraz, a zwłaszcza kilka ekranów z tekstem, to już było za dużo. A potem przeczytałam Capka i przez kilka dni się zastanawiałam, czy on naprawdę uważał, że ta sztuka jest optymistyczna, jak napisał we wstępie, czy stroił sobie żarty.
Na wszelki wypadek – tu mozna sciagnac gratis pierwsza biografie Sembrich-Kochanskiej /Goddarda Owena (1950), okolo 80 stron.
http://catalog.hathitrust.org/Record/001457704
@Ago, dzieki za oszczedzenie mojej nedznej istoty. Capek z reguly sobie zarty stroil, totez nie bardzo wiadomo do konca.
@Lisku: jestes WIELKI, BIG, OGROMNY, MONUMENTALNY!!! Grandioso dzieki!
De nada 🙂 🙂