Na dwóch fortepianach
Program recitalu niby taki sam, jak w marcu w Kaliszu, ale zupełnie inny: inaczej uszeregowany, a przede wszystkim zupełnie inaczej zagrany. Ale tak już jest z (od dawna w Warszawie z utęsknieniem oczekiwanym) Piotrem Anderszewskim: nigdy nie gra dwa razy tak samo. Nawet tego samego utworu na tym samym koncercie, czego dowodził swego czasu powtarzaniem całych suit Bacha, a dziś dowiódł powtórzeniem ostatniej części Fantazji Schumanna.
Tym razem Bacha – Suitę francuską G-dur i Suitę angielską d-moll zblokował w jednej, pierwszej części. Było to od razu granie swobodne, lekkie i bardzo wyrafinowane brzmieniowo. Niedawno wybrzydzaliśmy tu nad fortepianem, na którym dał recital Sokolov. To był ten sam fortepian. Anderszewski potrafił na nim wyczarować zupełnie rewelacyjne piana (uderzające było zwłaszcza double g-mollowej Sarabandy); niestety czasem, gdy chciał podkreślić ozdobnik i troszkę go zgłaśniał, fortepian mu się „odwdzięczał” brzydkim brzmieniem, z którego pianista starał się natychmiast wycofać, i słusznie.
Słuszną też decyzją była wymiana instrumentu podczas przerwy. Ten drugi fortepian brzmiał lepiej i dało się z niego wydobyć więcej niuansów, co bardzo jest potrzebne zarówno w Janačku, jak w Schumannie (mówił potem, że nawet się zastanawiał, czy do Schumanna nie przesiąść się z powrotem do pierwszego fortepianu, który jest bardzo donośny – ale moim zdaniem dobrze, że tego nie zrobił). Mimo że światło na całym koncercie było przyciemnione, utwór Janačka sprawiał wrażenie o wiele jaśniejsze, nie słyszało się w nim depresji, co najwyżej zastanowienie, zamyślenie. To jednak cykl o zupełnie innym charakterze niż V mlhách, gdzie depresja naprawdę króluje. Zarośnięta ścieżka kręci się w rozmaite strony, także całkiem pogodne.
Fantazja Schumanna także była zupełnie inna niż w Kaliszu – tam sprawiała wrażenie jakiejś strasznej męki, tym razem było po prostu naturalne pójście za nastrojem. Niestety ostatnią część – jak i wiele innych momentów tego koncertu – zepsuły dzwonki komórki oraz rozgłośne kaszle. Czy to naprawdę nie można się opanować? Czy jeśli ktoś nie umie wyłączyć swojego aparatu, to nie może go zostawić w domu? A kaszlu nie da się stłumić, trzeba to robić jak najgłośniej? Po prostu szlag trafia.
Bardzo dobrze więc, że pianista poprawił wrażenie grając tę część jeszcze raz, na drugi bis (pierwszym była Sarabanda z Partity B-dur). I było to wykonanie po prostu przepiękne.
Teraz czekamy na jego powrót w sierpniu, z Belcea Quartet.
Komentarze
No tak, no tak, ten nagły napad suchot był bardzo irytujący, jakby się kilka osób zmówiło, żeby w kulminacyjnym momencie zagłuszyć kaszlem.
Ja pierwszy raz na żywo słuchałam Pana Piotra i muszę przyznać, że potrafi oczarować słuchaczy.
Zapominałam na długie chwile o bólu, który mnie dopadł od rana.
Ja jeszcze nie zaczęłam czekać na sierpień – wciąż słucham. 🙂
Pani pisze o muzyce, ja jej slucham, nie oceniam i nie czytam innych opinii o niej. Ale widze, ze bez echa przemija rocznica urodzin geniusza.
Jutro (w Polsce jest juz dzisiaj) minie 200 lat od urodzin R. Wagnera.
W 2012 poswiecilem niemal caly moj wolny czas by zobaczyc i uslyszec caly Der Ring des Nibelungen w New York Metropolitan Opera. Poniewaz nie jestem rezydentem NYC „latalem” wiec od premiery do premiery. Musialem skonfrontowac Wagnera jako dorosly z moim Wagnerem jako nastolatek, swiezo po wyjezdzie z PRL- u do Niemiec Zachodnich. Rodzice zaciagneli mnie, zaraz po przyjezdzie.
NYT oczywiscie skrytykowal produkcje Robert Lepage, bylbym zdziwiony gdyby bylo inaczej.
Ja mialem dreszcze.
W nawiązaniu do słowka PK, że w Katowicach na koncercie w AM żadnych lokalsów blogowych nie było – oraz niejako tytułem usprawiedliwienia: siedziałem na grzędzie berlińskiej, skąd w poniedziałek pozirałem na tamtejszą robótkę Ejfmana, a we wtorek Abbado dał taki odlot, że w pięty poszło.
Tylko w telegraficznym skrócie:
1. W Staatsoper unter den Linden Boris Ejfman zrealizował w 2006 swoją starą inscenizację „Czajkowski – misterium życia i śmierci”. No i dopiero teraz – niejako przy okazji – obejrzałem sobie ten balet. I akt – z perspektywy czasu i innych jego prac – robi wrażenie rzetelnego autorecyclingu, solidna, po bożemu, ociekająca banałem choreografia. Gdy w przerwie zastanawiałem się, czy nie odczepić rower i „pójść” w miasto – ciekawość wzięła górę. I dobrze: bo dalej to już były sam fajerwerki, gdy chodzi o robotę choreograficzną (już choćby jedna rozbudowana scena – z muzyką Kaprysu włoskiego op. 45 – z nawiązką wyrównała rachunki strat aktu I); do tego świetnie przygotowany zespół (ostatniego kryzysu kierownictwa baletu nie czuć na scenie w żaden sposób) i soliści. Sama myśl przewodnia – jak to u Ejfmana, troszki pretensjonalna, a kręcąca się li tylko wokół homoseksualizmu Czajkowskiego. Mniejsza o to – biografia kompozytora nie ułatwia zadania nikomu, kto się za nią bierze.
2. Wtorek, Berliner Philharmoniker i Claudio Abbado. W pierwszej części Suita ze „Snu nocy letniej” F. Mendelssohna; w drugiej – Symfonia fantastyczna H.Berlioza.
Od kiedy jeżdżę na koncerty BPh (od 1o lat) – tak pierwszy raz zobaczyłem takie szaleństwo na sali. Która w chwilę po wybrzmieniu ostatnich dźwięków symfonii stała jak jeden mąż i ryczała. Nie podejmę się opisu tego czego byłem świadkiem – powiem tylko, że takie chwile pamięta się. Maestro obchodzi zbliżające się w czerwcu 80 urodziny w stylu oszałamiającym. Orkiestra jest rzecz jasna drugim bohaterem wieczoru – skupienie, z jakim wykonali swoją pracę było wyjątkowo odczuwalne. I było widać niesłychany szacunek, jaki żywią dla wielkiego Abbado.
Gdy Trybunał Muzyczny Dwójki swego czasu wybierał i oceniał interpretację Symfonii Fantastycznej – w którymś momencie Dorota Kozińska powiedziała, że w Dies irae mało się bała. Kochani – ja miałem ochotę wejść pod krzesło, a po wyjściu z sali wrócić na kolanach do domu, biczując się co 5 kilometrów łańcuchem rowerowym.
Pomyśleć, że nie ma żadnej możliwości odtworzenia tej feerii, której autorami byli Berlioz, BPh i Claudio Abbado.
Teraz do pracy – czasami to gorsze od worka pokutnego…
Świetne! Chciałabym przeżyć kiedyś coś takiego. Nawet z wchodzeniem pod krzesło. No, może z łańcucha bym zrezygnowała 😉 Zazdroszczę. I dziękuję za relację.
Pobutka.
Raz miałem okazję posłuchać na żywo i nie dziwię się tutejszym zachwytom. Wędrujący fortepian robi wrażenie.
Po paru probach zwrocenia uwagi siedzacej obok kobiecie by wylaczyla komorke, zirytowany krytyk teatralny wyrwal jej telefon z reki i odrzucil w kat. Reakcje sa rozne, jedni potepiaja, inni okrzykuja bohaterem kultury:
http://www.nydailynews.com/new-york/natl-rvw-critic-smashes-woman-phone-show-article-1.1346842
Zastanawialiśmy się dzisiaj z moim przyjacielem Kubą czy siostry Labeque będą losować czy od razu ustalą która gra na gorszym fortepianie..
—-
W bisie-Sarabandzie zaimponował mi szczególnie tryl w prawej ręce ciągnący się przez całe dwa długie takty. Zagrany IDEALNIE
—-
Chciałbym dorzucić jeszcze jeden kamyczek do ogródka jakości instrumentów w FN. Chodzi mi o kotły które są jak gdyby instrumentem koncertującym w symfonii Haydna, co to przed kilkoma dniami..
Filharmoniczne są jakieś głuche o mocno rozmytym spektrum …
A pamiętam te, z którymi przyjeżdżała dwukrotnie Filharmonia z Bremy ..
W IX LvB to był odlot – trzask trzask zdefiniowany, określony, ujmujący, groźny…
A tu takie sobie nieokreślone bum bum
Dzień dobry 🙂
Odpowiedź na Pobutkę:
http://www.youtube.com/watch?v=ucb2vXSVvl0
Dziś po prostu nie wypada inaczej… 😉
Wyznam, że czasem w przypadkach podobnych do tego, który opisuje lisek, mam ochodę zrobić to samo…
Właśnie ostatnio mówiliśmy o tym, że to zwykle są starsi ludzie, którzy mylą klawisz wyłączania z blokadą klawiatury i potem myślą, że wyłączyli… Dlatego mówiłam o zostawianiu w domu, gdyby było tak trudno się nauczyć, jak się własny telefon wyłącza
Siostry Labeque niestety mnie ominą: w piątek premiera w Warszawie, w sobotę premiera w Poznaniu.
Augustus – witam. O Wagnerze rozmawialiśmy tu wielokrotnie i nie zawsze były to rozmowy łatwe 🙂 Blog koncentruje się na wydarzeniach bieżących, a na papierze rocznicę wagnerowską „obeszłam” z wyprzedzeniem w długi weekend; link do tekstu jest zresztą w tej chwili po prawej stronie, wśród moich najnowszych artykułów. O polskich fascynacjach samego Wagnera było tu też miesiąc temu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/04/16/polska-mlodosc-wagnera/
Z okazji urodzin, krótka relacja z wczorajszego koncertu w Wersalu. Trwał pięć godzin (18.30-23.30), wykonano dwie wersje Holendra Tułacza: pierwszą, wedle przerobionego scenariusza Wagnera, skomponował Pierre-Louis Dietsch, drugą – Wagner.
Utwór Dietscha należy do tysięcy partytur, które z pewnością należy regularnie otwierać, żeby je potem zamknąć i odłożyć na półkę. Porządna, profesjonalna robota, która bezpieczniej by się czuła w sąsiedztwie Hérolda, Adama czy Aubera. Kompromitacji nie ma, bo artystę kompromituje nie brak wielkiego talentu (Bozia daje, albo nie daje), ale niekompetencja i niechlujstwo, których tu nie ma. Jest za to zręczność i miła inwencja, którą będzie można jeszcze raz przetestować na płytach.
Oczywiście, od pierwszych taktów Holendra Wagnera odnosimy wrażenie, że te dokładnie współczesne sobie utwory dzieli cała epoka. A potem jest już coraz gorzej (dla Dietscha). Minkowski zagrał wersję pierwotną, sprzed wszystkich poprawek, zarówno tych przedpremierowych (zmiana imion Daland to Donald, Erik – Georg, ballada Senty w A-dur – Wilhelmina Schröder-Devrient zażądała transpozycji do G-dur), jak i tych po- (zakończenie w suchych akordach, zamiast „rozpływania się” napisanego kilkanaście lat po prapremierze).
Od razu los uderzył, bo Eric Cutler, który miał śpiewać Erica („Sternika”) w Dietschu i Erika w Wagnerze, w ostatniej chwili odwołał występ z powodu choroby. Dwóch tenorów dokonało więc czynu heroicznego: Bernard Richter, który w Dietschu śpiewał Magnusa („Erika”), a w Wagnerze miał być Sternikiem, nauczył się w jeden dzień bardzo długiej i trudnej partii Erika (Wagner), podczas gdy Erica w Dietschu i Sternika w Wagnerze przejął wezwany rano młody tenor francuski Julien Behr. Obaj sprawili się fenomenalnie, a Richter wręcz niewiarygodnie, zważywszy na ciężar partii Erika w operze Wagnera. Gdyby nam niczego nie zapowiedziano, to poza drobnymi wpadkami językowymi nic nie wskazywało na to, że mamy do czynienia ze śpiewaniem prawie a vista…
Coś podobnego można powiedzieć o orkiestrze, która grała wczoraj tę partyturę po raz pierwszy. Brak naturalnych odruchów, które przyjdą z czasem, można było wyczuć w uwerturze, rogi kiksowały trochę przez cały czas, raz czy drugi coś tam się rozjechało, z każdą chwilą było jednak coraz lepiej, aż do triumfu, a scena „dwóch załóg” z III aktu po prostu zwaliła wszystkich z nóg. Była w tym zasługa także bardzo dobrego, Filharmonicznego Chóru Kameralnego z Estonii, choć ja myślałem cały czas, co by z tym zrobili nasi Białostocczanie…
Minkowskiego nie komentuję, warto jednak wspomnieć paru śpiewaków. Miałem wątpliwości, jak Vincent Le Texier da sobie radę z Holendrem (w Wiedniu zaśpiewa Nikitin), ale było całkiem nieźle, choć legata w tym śpiewie nie uświadczysz. Doskonały był Daland/Donald fińskiego basa, Miki Karesa, który śpiewał na pamięć, chodząc tam i sam po estradzie, a zgrywał się przy tym rozkosznie. Poza bohaterskimi tenorami jednak bohaterką wieczoru była Senta, fenomenalna Szwedka Ingela Brimberg, głos olbrzymi, zdyscyplinowany, pewny jak Rolls-Royce, a przy tym piękna dziewczyna i wrażliwy muzyk. Jeżeli jej świnki nie zjedzą, to będzie o niej – głośno.
Z pąwiąsząwaniem urorurodziurodzin.
Dzięki za relację z Wersalu – mamy więc akcent urodzinowo-wagnerowski 🙂
Niestety wczorajsza komórka to raczej nie był niezablokowany telefon a prawdopodobnie alarm (zadzwonił dokładnie o 21), który dzwoni nawet kiedy telefon jest wyłączony 🙁 Nie zmienia to faktu, że gdybym siedziała bliżej to pewnie bym cisnęła 🙂 Co nie zmienia faktu, że p. Piotr cudownie wymasował mi duszę i uszy po bardzo trudnym dniu.
Przepraszam, pomyłka, źle mnie poinformowano: Wagner został zagrany przedtem 19 maja na Ile de Ré, czyli w Wersalu to był drugi, nie pierwszy raz.
zen – witam. Jeśli alarm, to też nie rozumiem – po co go nastawiać na 21.? Tak czy owak, zawsze przed koncertem lepiej sprawdzić takie rzeczy, a to jest przecież możliwe 😛
No, a masaż duszy rzeczywiście był. W ogóle mam wrażenie, że PA jest teraz w lepszym, że tak powiem, humorze niż jeszcze te parę miesięcy temu. Różne mogły być przyczyny: trudny powrót po przerwie do kieratu, przednówek, który sam w sobie jest trudną porą… ale teraz już chyba wszystko wraca do pionu 🙂 Bardzo się cieszę.
Nowojorski krytyk muzczny Williamson ze zlinkowanego przez Liska artykulu jest teraz moim Bohaterem. To sie nazywa demokracja bezposrednia.
Podobną trochę może niezdrową satysfakcję odczułam na filmie Rzeź Polańskiego, kiedy to żona tak się wkurzyła na męża gadającego bez przerwy przez komórkę, że wyrwała mu ją i wrzuciła do wazonu z wodą… 😈
Mordko, przy okazji: właśnie widziałam w księgarni książkę pt. Tu mówi Londyn. Historia Polskiej Sekcji BBC autorstwa Krzysztofa Pszenickiego. Jest tam i o Starej, a ona sama jest na jednym ze zdjęć i ma poza tym pikną (ale chyba mało podobną) karykaturę 😉
Drogi Mistrzu Ryszardzie, jak Pan się trzyma! Wzrok płomienny, krok żwawy, sylwetka młodzieńcza. Mało komu dane jest dożyć dwustu lat w takiej formie.
Mam nadzieję, że zajrzał Pan wczoraj do Drezna. W Semperoper entuzjazm i wrzenie. Wielbiciele zjechali się z całego świata, a ci co nie dostali biletów tłumnie zgromadzili się na placu i słuchali dzięki wynalazkom techniki. Byłam tam za pośrednictwem łączy i nadal jestem oszołomiona tym, co Pan napisał.
Do zobaczenia dziś wieczór w Bayreuth. Kreślę się z poważaniem
Ihre B.
Drogi Piotrze, dzięki za umożliwienie! Czekam na Wiedeń. Właśnie dostałam maila z przypomnieniem z Konzerthausu, żebym się czasem nie spóźniła na „eine wahre Rarität” Dietscha. Porządni mieszczanie zaczynają wcześniej, już o 16.00. „Wir wünschen Ihnen interessante und anregende Stunden im Wiener Konzerthaus” 🙂
Właśnie posłuchałem tego drezdeńskiego koncertu. O Kaufmannie nie ma nawet co mówić, a o Thielemannie różnie by się dało, ale co tu gadać : tę muzykę czuje on nadzwyczajnie, a do tego – jak oni mu grają! Jedwab nie dźwięk.
Prapradziadek trzyma się nieźle, to fakt.
Oj grają mu oni, grają. Wiele wskazuje na to, że Thielemann i Staatskapelle Dresden dobrali się jak w korcu maku. Obie strony w rozkwicie. Mam nadzieję odwiedzić ich w przyszłym roku. Ma być też ten drugi Richard, co to mu w przyszłym roku stuknie 150 lat. Jak to się ktoś ładnie wyraził: Ein Richard jagt den nächsten 🙂
O Kaufmannie nie piszę, bo się skubany wymyka opisom. Deep bow.
OT: fajny glos, nie wiem czy juz byl na dywanie
http://www.youtube.com/watch?v=D9d9GnDvuCY
Właśnie z należytymi honorami odprowadziłam na dworzec część krośnieńskiej delegacji na recital Maestra, czyli Łabądka. 🙂 Ech, piękny był wieczór! Pomimo felernego fortepianu, komórek i ataków kaszlu, że o drobniejszych hałasach nie wspomnę. Powtórzenie na bis ostatniej części Fantazji ujęło mnie i ucieszyło – bardziej mogłoby mnie ucieszyć chyba tylko powtórzenie całego utworu, a najbardziej – recitalu. 😛 Maestro za każdym razem gra inaczej, ale mnie trudno znajdywać wciąż nowe słowa, żeby to granie opisać. To było po prostu (po prostu!) spotkanie z magią. :rozanielona emotka:
Aż się krępuję – wypadło akurat po wpisie Agi.
Na wczorajszym koncercie – PA po raz pierwszy na żywo – nie zdarzył mi się coup de foudre, choć druga część recitalu była wspaniała.
Bach wydał mi się zbyt masywny, pospieszny, poza częściami wolnymi. Na obronę (PA i siebie) mam, że Bacha nie można słuchać w stanie skrajnego wyczerpania – a w takim dotarłam wczoraj do Filharmonii – i może stąd takie niedobre wrażenia.
Powtórzona na bis trzecia część Fantazji nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak zagrana za pierwszym razem – z Fantazji uczynił idealnie rozwijającą się całość, z wyważonymi jak należy emocjami. To niezapomniany fragment recitalu. Janacek – super.
Mimo zachwytu Schumannem i nie mając PA nic poważnego do zarzucenia (no może trochę ten Bach) – cały czas czułam nieprzyjemny dystans między nami, brak porozumienia. Najwyraźniej jestem z PA niekompatybilna (jak mawia Aga o co najmniej jednym kompozytorze i jednym pianiście) Oj, niełatwo nam będzie. Ale będzie, bo jest świetny.
Czekam sierpniowego koncertu.
Wygląda na to, że to nie jest ostra niekompatybilność, Bazyliko. 😉 Ciekawa jestem Twoich wrażeń w sierpniu, to będzie zupełnie inny repertuar. Każdemu melomanowi serdecznie życzę takiego zachwytu, w jaki wprawia mnie – od pierwszego recitalu – Maestro, ale bynajmniej nie domagam się, żeby wszystkich zachwycał właśnie on. I tak już trudno kupić bilety… 😉 Do Fantazji jakoś wyjątkowo się przywiązałam, prawdopodobnie także dlatego, że kiedy usłyszałam ją po raz pierwszy, „nie zaskoczyłam”. Natomiast za drugim razem miałam to wrażenie, które opisujesz – rozwijającej się całości. I odtąd zdarza mi się za nią tęsknić.
W nawiązaniu do peregrynacji 60jerzego (podobnie jak notaria bez wahania piszę się na wchodzenie pod krzesło)
http://www.digitalconcerthall.com/en/concert/3462/abbado-mendelssohn-berlioz
Koncert będzie dostępny niebawem dla abonentów, a dla wszystkich jest fragment próby.
Kochani, myslalam ze juz ktos napisal, ale nie.
Dzis rano zmarl Henri Dutilleux. Mial 97 lat, ale wydawal mi sie zawsze niesmiertelny.
Jutro France Musique poswieci caly dzien Jego muzyce.
Ojej 🙁
No niby miał już swoje lata, ale rzeczywiście sprawiał wrażenie niezniszczalnego. Często na płytach i na kursach był zestawiany z niewiele starszym Lutosławskim. W Polsce znany właściwie tylko fanatycznym bywalcom Warszawskich Jesieni, i to nie tym najmłodszym, bo i tam nie był często wykonywany, zaledwie 7 utworów, ostatni raz w 1994 r. Szkoda – tyle grywano rzeczy o wiele gorszych…
To piękny utwór:
http://www.youtube.com/watch?v=tga-TAKsvcw
On był jednym z tych, którzy ciągle, wbrew wszystkiemu, pisali MUZYKĘ.
Tak, MUZYKĘ
Nie wiem dokladnie, jakie byly jego zwiazki z Polska, ale chyba rodzinne, bo spotykalam Go czesto na (nawet niewielkich) koncertach w Instytucie (gdy jeszcze istnial).
Jakos tak powialo odchodzeniem epoki.
W kazdym badz razie jutro France Musique:
http://sites.radiofrance.fr/francemusique/prog/ant/index.php?t=1369337285
Wieczor festiwalowy z Bayreuth (szwedzka telewizja SVT2) godz.22.15-0.35 – koncert jubileuszowy pod dyrekcja Christiana Thielemanna.
_________________
Pozwole sobie (raz na 200 lat) na glosne granie, bo jakze inaczej – Wagnera nalezy sluchac na… minimum 100 W. Nie bede nikomu przeszkadzac, poniewaz dom wolno stojacy a i sceneria dookola prawie wagnerowska….drzewa, skaly, wzgorki etc.
Franz Liszt zafascynowany byl Wagnerem. Nazwal „Lohengrina” „jedynym i niepodzielnym cudem”. Jakiz jest ten specyficzny wagnerowski „feeling”? Miraz innego swiata, tego niezniszczalnego, w ktorym nie istnieje przepasc miedzy snem a jawa.
Jest jakas ironia historyczna w relacji Wagnera do starszej sztuki operowej. Odcial sie kompozytor od francuskiej i wloskiej tradycji muzycznej, ktore mialy wielki wplyw na jemu wspolczesnych kompozytorow.
Wagner wierzyl niezbicie w swoj radykalny wklad w prawdziwy niemiecki dramat muzyczny. Oczywiscie, nie do konca tak bylo, poniewaz korzystal ze swoich poprzednikow.
Ta cudowna sztuka, jakim byla opera w odroznieniu od teatru, ktory wedlug zalozen Arystotelesa mial sie trzymac przyzwoitej rzeczywistosci i pewnego prawdopodobienstwa zdarzen na tym lez padole.
Le Bruyère opisywal opere jako „zaczarowanie” – enchantement – i uwazal, ze w operze koniecznoscia byla zmiana scenerii w przeciwienstwie do dramatow „Bérénice” czy „Pénelopé”. W operze wszystkie zmysly podlegaja sile magii. Dalej, zarowno d’ Alambert i Diderot, kontynuuja mysl ich poprzednika sprzed polwieku. Ale encyklopedysci sa negatywnie nastawieni do tej sztuki ,doszukujac sie w niej przesadow i zaprzeczenia psychologicznego i historycznego realizmu.
Pietro Metastasio niestrudzony librecista redukuje te „cudownosc” do minimum. A Voltaire ze swoimi alegorycznymi abstrakcjami tako rzekl: ” To co jest glupie do wypowiedzenia, spiewa sie.”
Wagnerowska sztuka sceniczna to renesans opery. „Latajacy Holender” to punkt zwrotny, to wylamanie sie z komedii i tragedii. Oczywiscie wystepuje postacie komiczne jak Senty ojciec czy jej narzeczony a jednoczesnie sama fabula nabiera cech tragedii.
Jednakowoz Wagner wybiera inna droge, ktora prowdzi do cudu. Sprzeciwia sie
wchodzeniu teatru w podwoje operowe, jak to bylo juz uprzednio za czasow Oswiecenia, ktore stawialo empiryczne zadania od rzeczywistoci.
Ale juz w „Pierscieniu Nibelunga” raz po raz sily obce i destruktywne dochodza do glosu w finalowych scenach. W kazdym oczarowaniu ozdywaja sie glosy zwatpienia , jak chociazby w losach Wotana, w ktorych mozna dopatrzec sie wyrazow pesymizmu Schopenhauera. Najlepszym rozwiazaniem pozostaje przyzwolenie glos nadziei.
Wagner w operze przekracza zdroworozsadkowe granice wiarygodnosci i oferuje
„le merveilleux”. To wymaga od jej odbiorcow gotowosci i akceptacji wszystkiego co sie dziac bedzie. Tak, dziela Wagnera sa wiarygodne ale jedynie wedlug jego kreteriow.
Filozofowie Oswiecenia watpili w to, ze dramaty ktore rozgrywaja sie wsrod mitologicznych i nierzeczywistych postaci dotycza nas ludzi. Wagner podkreslal, ze
sztuka jest niejako zmuszona przedstawiac cos wiekszego, bardziej zdumiewajacego anizeli rzeczywiste, poniewaz uczucie winno miec jakis przedmiot swego zadomowienia.
„Ten stworzony cud” wedlug Wagnera w „Oper und Drama” (1851) skondensowany , odzialywujacy gleboko obraz rozwoju zdarzen, ktore w rzeczywistosci sa rozlozone na wielka ilosc malo znaczacych. Jego sztuka wymaga od nas widzow, bysmy te cudownosc
odbierali bez uprzednich gotowosci, marzyli z owartymi oczami i pozwolili muzyce owladnac naszym sercem. Krotko mowiac: niech ta goraczka wagnerowska
ogarnia nasze cialo.
Bez uczuc niezmozliwy jest odbior taktow z trzeciego aktu „Siegfrieda”, kiedy Brünnhilde budzi sie do zycia pocalunkiem mlodego bohatera i wyspiewuje swoje radosne „Heil dir, Sonne!”, poniewaz powrocila od mirazow ziemi i nieba. Bez takich
przeslanek niemozliwy jest odbior Wagnera.
Paradoks na koniec. Z jednej strony Wagner wzbudza wieksze uczucia, anizeli te ktore obserwujemy z codziennosci. Z drugiej strony ulatwia odbiorcy, ktory akceptuje je jako wlasne, podajac zrozumiale postacie z ktorymi bardzo latwo jest sie identyfikowac, jeszcze zanim je poznamy lepiej a takze niezaleznie od ich wszystkich uwiklan.
Zdrowy rozsadek ciagle kapituluje wobec powyzszego. Wagner zwycieza raz po raz a jednoczesnie w nas budzi sie ow archetypiczny doznanie, ktoremu przeczy rzeczywistosc.. Niegdys przyjmowano to jako jeden z dowodow na istnienie Boga.
Ale chyba wystarczy, ze pozostaniemy na naszej potrzebie Wagnera.
________________ale, czy wlasciwie potrzebny jest ten caly jubel? 200-lecia kompozytora, ktory byl idolem A.Hitlera? Malena ERNMAN szwedzka solistka opery (mezzosporan) http://www.malenaernman.com/ jest przeciw swietowaniu „Hitlera i nazizmy najwiekszego idola i inspiratora” i „nie muzyka a antysemityzm Wagnera byl inspiracja nazizmu.”
No jakieś tam rodzinne związki miał, ze strony matki. Jego dziadek, który też był kompozytorem i przyjaźnił się z Gabrielem Faure, nazywał się Julien Koszul 🙂
Moje było oczywiście w sprawie Dutilleux.
Nie ukrywam, że w tej chwili on mnie bardziej obchodzi niż Wagner…
Ale ładnie ozzy napisał 🙂
No wlasnie, szukalam tego Koszula (urodzonego w 1844 roku, Chopek jeszcze byl z George), ale wiele o nim nie ma.
Jutrzejszy dzien na France Musique zapowiada sie zaiste fascynujaco.
Ano, posłuchałoby się. Ale jutro rano znowu wsiadam w pociąg i jadę do Wrocka. Może po południu w hotelu trochę. Choć większego sensu to nie ma, bo jak dotąd nie sprawiłam sobie porządnych słuchawek 😈
Jadę na to:
http://www.filharmonia.wroclaw.pl/calendar/showEvents/1369260000
Czekają mnie więc kolejne wrażenia pianistyczne. Przekonana jestem, że co najmniej interesujące – to utalentowany chłopak.
Ach… Super!!!
Fascynujacy program!
A à propos Krolowej Elzbiety, w finale jest nasz dobry znajomy…
http://www.concours-reine-elisabeth.be/cgi?usr=5gsnkquk92&lg=en&pag=2427&tab=146&rec=19469&frm=0&par=secorig2112&id=5451&flux=809023
@pani Doroto
prosze mnie nie chwalic; jestem pod wrazeniem wypowiedzi Maleny Ernman – po prostu trace chec….sluchania i ogladania Wagnera 🙁
Latem dwa koncerty Janine Jansen na festiwalu i Kullabygden (Skane)
Ps Krzysztof Pszenicki, wspomniany uprzednio, byl na socjologii wraz z moim bliskim krewnym a takze z Piotrem Fejginem
A jeszcze na dodatek Tyson miał Dutilleux w repertuarze 🙂
I Mateusz Borowiak przeszedł – dawno chyba nie było tam Polaka w finale 🙂
Mateusz Borowiak to taki brytyjski Polak, ale gra swietnie. Juz trzymam kciuki. 🙂
Z artykulu o formacji Dutilleux (Janet Obi-Keller):
Julien Koszul (1844–1927), was the director of the Conservatoire de Roubaix. Koszul studied at the Ecole Niedermeyer and was a long time friend of Gabriel Fauré and Camille Saint-Saëns. He was a composer in his own right, having many of his pieces published by Parisian firms. The curriculum at the Ecole Niedermeyer, where special emphasis was placed on Gregorian chant, contributed to the excellent musical education he
received.
To jest Adaś, którego jutro posłucham:
http://www.colbertartists.com/ArtistBio.asp?ID=adam-golka
Z jego rodzicami chodziłam do jednej klasy, z matką – nawet od podstawówki 🙂 Dzięki temu śledzę go od małego. I cieszę się, że przyjeżdża, dawno nie był w Polsce i od tamtej pory nie słyszałam go na żywo.
Borowiak studiuje teraz u prof. Jasińskiego w Katowicach 😉
Tak, lisku, tyle ze to niewiele nam mowi. Jezeli Julien Koszul urodzil sie w 1844 roku, mogl byc potomkiem jakiegos powstanca listopadowego, chociaz…
ResMusica pisala o nim w 2005 roku:
http://www.resmusica.com/2005/06/01/qui-est-julien-koszul/
MAM!!!
Najpierw byl pan Mathieu Koziet/Kosziel/Koszul urodzony 14 wrzesnia 1784 w Woli Radziszowskiej, zawod pracz (ouvrier blanchisseur). Zmarl w 1858 roku w Obermorschwiller w Alzacji
mial jedynego syna Jozefa (1819-1882), grawera (tyle ze nie mowia czego)
Syn Jozef mial jedynego syna Juliena, ktory nas interesuje, urodzonego w Obermorschwiller, zmarlego w Douai w 1927 roku.
Tyle ze genealogia podaje jedynie chlopakow i zony, o corkach nic.
Takiego przodka z Polski mu wygrzebałam:
http://gw3.geneanet.org/pierfit?lang=en;p=mathieu;n=koszul
Tak że to było dużo wcześniej niż powstania.
Ale koncertowa łajza 😆
Wychodzi na to, ze cos okolo Kosciuszki, pewnie za chlebem i z rodzina (bo ledwie odrosly podczas powstania)
A lajza, jakie UWIELBIAM
O, Saint Saëns zadedykowal Panu Koszulowi vel Kozlowi ten polonez na dwa klaviry:
http://www.youtube.com/watch?v=BikEu_NI66s
Ja też 🙂
A a propos fascynujących programów, jak Twoje poszło? Sprzedajesz to jeszcze gdzieś?
Poszlo chyba fajnie, podobalo sie, chociaz wiesz jak gra sie caly nowy recital po raz pierwszy, troche z dusza na ramieniu.
Chetnie bym sprzedala, ale kto kupi.
W kazdym badz razie owacja byla goraca, a na bis – jako ze gralam dokladnie w 200 rocznice urodzin Hellera, wygrzebalam przesliczny Albumblatt op.110
A na fali, jako ze szperam, znalazlam przeurocze wariacyjki Xaverego Mozarta, ktory jechal na opinii tatusia, na temat „Oj sikorko, sikoreczko” 🙂
Fascynujacy ten okres przejsciowy, ktory miesza wszystkie style i podczepia sie to pod teatr, to pod popkulture. No bo te wszystkie wariacje to przeciez popkultura.
No prawda.
A ta prześmieszna Polonesa 😉 chyba też.
To ja już dobranoc, bo znów sieć mi chodzi jak żółw, a rano trza do pociągu. Słodkich snów 😀
🙂 Slodkich i spokojnych
Kompozytor Julien (Stanislas) Koszul mial corke i dwoch synow; pelne miano jego pierworodnego to Julien Kosciusko Koszul, bardzo patriotycznie 🙂
http://gw3.geneanet.org/pierregivaudon?lang=en;pz=antoine+jean;nz=givaudon;ocz=0;p=julien+kosciusko;n=koszul
Na tym drzewku sa takze corki i wnuczki Mateusza Kozieta vel Mathieu Koszul’a:
http://www.planete-genealogie.fr/hervetestart/genealogie_testart_reelle/fiche/individu/detail/?IndiID=941
Mateusz Koziet zostal sierota w wieku 15 lat, w 1800 roku. Jego rodzice zmarli w Woli Radziszowskiej, wiec w swiat ruszyl sam, za Napoleona. (Moze sie zaciagnal do wojska?). Slub bral juz w Alzacji.
Pobutka.
Zgadza sie, zaciagnal sie do wojska :D. Wszystko o polskim przodku kompozytora:
Il était le fils de l’exploitant d’une grande ferme dans la Pologne autrichienne. Il avait 3 frères et une s∂ur. Engagé volontaire à 16 ans il est soldat de 1800 à 1818. Il participe à de nombreuses
campagnes contre les Autrichiens, les Prussiens et les Russes. En octobre 1813 i l est fait prisonnier à Leipzig. Incorporé d’office comme „Polonais Autrichien” dans les troupes autrichiennes. Il est affecté en Alsace en 1815 entant que 1ère ordonnance d’un colonel autrichien. Il s’y installe malgré les séduisantes promesses faites par le colonel qui voula it se l’attacher et se marie le 16 août 1818 à Nieder Morschwiller. Il devient alors Mathieu KOSZUL, ou vrier journalier blanchisseur sur „les pnts” à la fabrique Mertzdorff.
http://www.planete-genealogie.fr/hervetestart/genealogie_testart_reelle/fiche/individu/notes/?IndiID=941
@lisek 6:53
Na Dywaniku nic się nie ukryje 🙂 Pewnie jednak jego nazwisko brzmiało Kozieł ( polskie „ł” odczytano jako „t” ),stąd później Koszul…
A Kierownictwa oczekujemy we Wrocku,do zobaczenia wieczorem 🙂
Mam nadzieję,że PK zabrała jakieś cieplejsze odzienie,bo aura taka sobie
( pochmurno i – uczciwszy uszy – cokolwiek gwizdzi 😉 )
Oczywiscie ze Kozieł, juz p. Teresa (22:58) go przywrocila do oryginalu 🙂 W nazwisku jego matki tez jest blad, bo to nie Gruzta, lecz Grutza (Grütza). Po prostu do wyszukiwan lepiej zostawic forme znieksztalcona.
Słowo o komentarzu Ozzy’ego.
Nie bardzo rozumiem ostatnich dwóch cytatów z (cudownej skądinąd) Maleny Ernman. Wydają mi się sprzeczne, co wynika być może z nieobecnego kontekstu. Nikt nie celebruje dwusetnych urodzin antysemity, jedynie rocznicę urodzin genialnego kompozytora i dramaturga.
Co do „oryginalności” Wagnera: megalomania wtrąciła go w pewną sprzeczność. Z jednej strony, chciał być odkrywczym geniuszem, który wszystko wymyślił sam. Z drugiej strony chciał się popisywać erudycją, która była istotnie imponująca, więc nie miał siły jej ukrywać. Tak czy owak, nie zaczynał niczego od zera, a w Holendrze wyraźnie widać stare formy. Tylko ich ramy poczęły mięknąć, a treść się zmieniła.
Super, lisku, detektywistyczne szperania. Wielkie dzieki. 🙂
Z przyjemnoscia 🙂
(W tej samej bazie jest tez krotki zyciorys jego syna Jozefa, ojca kompozytora J.S. Koszula
http://www.planete-genealogie.fr/hervetestart/genealogie_testart_reelle/fiche/individu/notes/?IndiID=934 )
Swoja droga niesamowity ten Matthieu TESTART, zeby w tak mlodym wieku (przeciez on nie ma jeszcze trzydziestki) opracowac tak szczegolowo rodzinna genealogie!
O ile dobrze zrozumialam to chyba nie on robil lecz robili jemu (przez 20 lat)
http://www.planete-genealogie.fr/hervetestart/
Poczta przyniosła właśnie ostatni numer Diapasonu, a w nim – dwa razy Piotr Beczała i Łukasz Borowicz. Płyta z Verdim – pięć Diapasonów. Płyta w hołdzie Tauberowi (DG) – Złoty Diapason (i wybór telewizji Arte).
Verdi : „Bogaty, chytrze złożony program. Cieszymy się, że, zbrojny w doskonałą francuską wymowę, artysta wybrał oryginalną wersję arii Henryka z Nieszporów, dlaczego jednak nie zrobiono tego samego z duetem z Don Carlosa, gdzie Beczała rywalizuje z olśniewającym Mariuszem Kwietniem o pierwszeństwo w wokalnym sex-appealu? Gdyż to jest właśnie naczelna zaleta Beczały, timbre „miód z masłem” [! w sam raz na chore gardła!], idealnie pulchny i kształtny, naturalność w wyrażaniu romantycznych wzruszeń, żadnego zbytecznego nacisku w charakteryzacji, wyczucie więzów słowa i nuty.” Recenzent ma jedynie wątpliwości co do „ściśniętych” górnych nut, którym brak swobody Pavarottiego, zachwala natomiast najlepsze pozycje płyty (Ingemisco, Radames, Bal maskowy i Trubadur z udziałem „wielkiej Ewy Podleś”) i „nieskazitelny akompaniament Polskiej Orkiestry Radiowej, która tysiącem pieszczot spowija tego autentycznego artystę, gwiazdę na firmamencie obecnej sceny operowej”.
Tauber : „Hołd, jaki Beczała składa Tauberowi rozumieć należy jako żarliwą obronę wokalnego stylu, łączącego operetkę wiedeńską, filmowe piosenki i amerykańską komedię muzyczną. To, co słyszymy, potwierdza, u tego skromnego i szlachetnego artysty, niedocenianego we Francji, wartość cierpliwego wchodzenia na szczyty. Jak to już było słychać w leharowskiej gali w Dreźnie, ten promienny Ottavio i ten Sou-Chong, rozkwitł od czasu swej Krainy uśmiechu (2006). Spiew Polaka, męski i jasny zarazem (co dotyczy również dykcji), nieskazitelny intonacyjnie i delikatnie frazowany, zdradza styl wykształcony na Mozarcie, pełen autentycznego uroku i erotyzmu. Nic sztucznego, nic przesłodzonego, klasa i elegancja. Otacza go orkiestra [Royal Philharmonic, Borowicz] , gdzie uniknięto kiczu aranżacji, co tak szkodziło Wunderlichowi”, którego, jak powiada recenzent, Beczała „nieustannie przywodzi na myśl”. „Beczała pozwala mówić kruchej poezji tej muzyki, gdzie wiele jest euforii, a jeszcze więcej nostalgii. Wejdźcie do tego świata, wart on jest niejednej Odysei”, kończy w Diapasonie Jean-Philippe Grosperrin.
No comment!
Pewnie dla większości frędzelków to banał, ale dla mnie kapitalne odkrycie Piotra Kamińskiego, że nie mniejszy talent denerwuje u niektórych tylko robienie z niego niewłaściwego użytku. Ujął to innymi słowy, ale tak to rozumiem. I prawdopodobnie zarówno wielu kompozytorów jak i muzyków słuchałoby się chętniej, gdyby nie próbowali udowodnić, że są genialni, gdy są tylko (i aż) dość zdolni.Szczególnie gdy łaskawi koledzy krytycy windują na piedestał.
Oczywiście, przegapiłem okładkę (Tytuł „Piotr Beczała, tenor idzie śladami Richarda Taubera”) i stronę tytułową (zdjęcie i komentarz „Elegancja stylu, nieodparty urok i blask. „Heart’s delight” nosi dumnie swój tytuł. Chapeau, l’artiste!”).
No oczywiście: jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. Wewnątrz numeru, wywiad na dwie strony z Panem Piotrem.
Panie Piotrze,serdeczne dzięki za „prasówkę” 🙂
Od razu dzień stał się trochę mniej pochmurny.
P.Ś.Śmieszny kod 7 RPA , jakaś wskazówka ? 😉
@Piotr Kaminski
oczywiscie, ze NIKT (normalny) nie fetuje Wagnera jako antysemite. Wedlug Maleny Ernman jest to swietowanie nader pompatyczne i jakby pomija sie te „diabelska” strone samego kompozytora. W kazdym badz razie nie chce ona uczestniczyc w tym jubileuszu, bowiem „nie muzyka a antysemityzm” byl tym clou admiracji Wagnera przez nazistow.
To wszystko trochę zbyt zaplątane, Ozzy.
Po pierwsze, nie wydaje mi się, żeby pomijano tu cokolwiek. O tej „diabelskiej stronie” mówią wszyscy wszędzie i bardzo dobrze, bo to jest niezbywalna część prawdy o człowieku.
Ale jak tego „nie pomijać” na koncertach, czy na spektaklach operowych? Wyjąwszy inscenizacje, gdzie cyniczni hochsztaplerzy wciskają na scenę rzeczy bez związku z dziełem, żeby się tym sposobem dorwać do konfitur, nie bardzo widzę, co by tu można zrobić innego. Wygłaszać prelekcje przed każdym utworem, coś jakby egzorcyzmy?
Ostatnie zdanie („„nie muzyka a antysemityzm” byl tym clou admiracji Wagnera przez nazistow”) też budzi moje merytoryczne wątpliwości. Hitler popadł w ciężką admirację na długo zanim został… hitlerowcem. Choroba wagnerowska ogarniała wówczas cały świat i nie miała wiele wspólnego z antysemityzmem, ani nawet z nordycką mitologią. Po prostu Wagner był geniuszem i zarazem genialnym szamanem, a jego muzyka i teatr niejednego przywiodły do upojenia, z największymi muzykami włącznie.
Co zaś „naziści” wielbili u Wagnera – to bardzo skomplikowane pytanie, ponieważ sądzę, że każdy z nich wielbił co innego, albo udawał, że wielbi. Jeżeli jednak wielbili antysemityzm, a nie muzykę (co brzmi prawdopodobnie), to czemu winna muzyka?
Panie Piotrze, pikanterii dodaje udokumentowany jednak fakt: Mein Kampf napisany byl na papierze dostarczanym AH do wiezienia przez Winifried Wagner. No, jednak tak. Nawet choc sam Wagner nie mial z tym nic wspolnego. A muzyka? Coz, „peryferia”…
Panie Piotrze , a Pan słyszał verdiowską płytę Beczały? Te góry rzeczywiście są ściśnięte w stopniu niepokojącym. Ja bym dała najwyżej 3 gwiazdki, ale co tam, dobrze, że niektórym się podoba. Płyty z Tauberem raczej nie poznam, bo od nadmiaru słodyczy zazwyczaj mnie mdli.
Nie mowiac o tym ze Wagner inkorporowal antysemickie watki do swoich librett, wiec tym bardziej rozdzielic sie tego nie da.
…libretti
Winifreda była Angielką, poznała Zygfryda w roku 1914, gdy Ryszard nie żył od 30 lat. Była od niego o 24 lata młodsza, małżeństwo było zaaranżowane (bo Zygi miał tzw. skłonności). Była to postać dość obrzydliwa i żałosna. Z tym papierem to różnie mówią, ale oczywiście nie ma to większego, merytorycznego znaczenia – ot, „pikantna” ciekawostka…
Zajmujmy się lepiej tymi peryferiami…
@Piotr Kaminski,
osobiscie podzielam zupelnie tresci wyluszczone powyzej.
A ze jest wielu, ktorzy maja „klopoty” z Wagnerem, to juz inna historia.
Podobnie rzecz miala sie z literatami – Céline, Hamsun, Pound.
z powazaniem, ozzy
@Urszula
Płytę verdiowską słyszałem, góry mi tam nieszczególnie przeszkadzały, znam duuuużo gorsze. A płyta tauberowska jest cudowna, ale mówi to wielbiciel Granady w wykonaniu Fritza Wunderlicha. W takich wykonaniach to ja tego mogę słuchać na okrągło.
@lisek
Te wątki antysemickie w librettach – to moim zdaniem sprawa wysoce dyskusyjna. Mówi się zwykle o Mime i o Beckmesserze (trudno byłoby znaleźć cokolwiek gdzie indziej), ale przyznam, że mnie to zupełnie nie przekonuje.
Dorzucę jeszcze z niemieckiego podwórka: tu się ostatnio, na fali jubileuszu, rzeczywiście bardzo dużo mówi o związkach nazistów z „wagneryzmem”, bo nie chodzi tu tylko o samego kompozytora i ewentualne wielkogermańskie inspiracje nazistów jego muzyką czy tekstami, ale i o cały klan Wagnerów, który z „dobrodziejstw fuehrera” korzystał bez skrupułów, o specyficzną pozycję Bayreuth za czasów Hitlera, itd.
Oglądałem niedawno wywiad z Winirfid Wagner, o której wspomniała Teresa. Ta kobieta (Winifrid, nie Teresa) jeszcze w 1975 roku cmokała nad Hitlerem, jakiż to był miły i przyjemny facet. Takie rzeczy się w świadomości niektórych Niemców zahaczają i potem im już trudno to splątanie wagneryzmu z hitleryzmem rozplątać.
Wspominaliśmy tu kiedyś o paru innych przypadkach (Dostojewski, Jules Verne!), których było mrowie w tamtych czasach.
Problem z Céline’m jest moim zdaniem zarazem ostrzejszy i prostszy niż z Wagnerem. Ostrzejszy, bo on swoje świństwa wypisywał współcześnie (Bagatelles ukazały się w roku 1937 i były bestsellerem pod okupacją) i był kolaborantem z ultra-prawicy. Prostszy, bo odegrał jednak mniejszą rolę w dziejach literatury – niż Wagner w dziejach muzyki.
A z papierem to sama Winifrid tym wywiadzie mówiła, że istotnie dostarczyła, ale „czy to moja wina, że Hitler właśnie na nim Mein Kampf napisał?”.
Wspomnieliście Dostojewskiego. Słynny polakożerca. I jakoś zupełnie mi to nie przeszkadza. Czytam, podoba mi się, co napisał i zupełnie mnie nie interesuje, co myślał o Polakach. Z drugiej strony obecnie antypolskość wydaje mi się nieco usprawiedliwiona, natomiast antysemityzm po holocauście jest niewybaczalny.
Przepraszam, muszę jeszcze uściślić, żeby sprawiedliwości stało się zadość. 😉 Pisałem o „całym klanie Wagnerów”, ale wyłamała się z niego Friedelind, córka Siegfrieda i Winifred (nie wiem, dlaczego poprzednio uparcie ją jako Winifrid pisałem), która uciekła do USA i tam wypowiadała się przeciwko nazistom, twierdząc, że „przywłaszczyli” sobie postać dziadka prawem kaduka. Czyli dało się i tak.
Naplułem do własnego ogródka, wypada coś wyjaśnić. Usprawiedliwienie dla antypolskości dla mnie nie leży w tym, że mamy wielu ludzi słabo wykształconych (pomimo bliskiego rekordowi odsetka ludzi z wyższym wykształceniem), że różnie bywa z higieną czy też z dużej liczby chuliganów. Podobnie jest w wielu krajach. Mnie najbardziej odstręcza pretendowanie do Chrystusa narodów, uważanie się za lepszych od innych, jedyny naród prawdziwie katolicki i jedyny naprawdę kochający ojczyznę. To jest nie do wytrzymania, niestety. A słyszę takie rzeczy ciągle dookoła.
Co do Mime i Beckmessera rozumiem ze sa to wyrazne slowa Wagnera:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2011/07/29/la-bella-i-czarny-kon/#comment-93125
Sa tez opracowania na temat Parsifala Paula Lawrence’a Rose’a (“Revolutionary Antisemitism in Germany: From Kant to Wagner” (Princeton, 1990) i “Wagner: Race and Revolution” (New Haven, 1992); sama nie czytalam, ale Dreyfus (muzykolog z Oksfordu) pisze Rose demonstrates convincingly that Wagner’s thinking about Parsifal from the 1850s until its completion in the early 1880s was bound up with a range of racial themes in which his obsession with the Jews must be seen as more or less constant. Given the wealth of evidence Rose collects, there can be no sense in returning to views of the opera which sweep under the carpet the idea that Parsifal has as one of its sources a strong dose of anti-Semitism. What now seems more than plausible is that Wagner’s notion of redemption cannot be separated from the idea of freedom from a corrupt Judaised modernity.
@Piotr Kaminski
skoro jest o wiele prostszy problem z literatami, niektorzy zaplacili swoim zyciem (Robert Brasillach) to o ile bardziej jest uwiklany sam Wagner po 200 latach.
A sam Dostojewski uwazal, ze to Szwedzi sa tymi rozpitymi bardziej anizeli Polacy (Bracia Karamazow) 🙂 I badz tu madry ?
Znowu, widzę, wrócił temat… 😈
Ale że wszystko wyszło od Maleny Ernman, to chciałam zauważyć, że czy ona ma rację, czy też nie ma (a właściwie: nie chce obchodzić rocznicy – ma prawo), to fantastyczna ona jest.
I ma poczucie humoru:
http://www.youtube.com/watch?v=sbQwQetKm2g
Pozdrawiam już z Wrocławia.
A Winifred Wagner w istocie nie była Niemką, lecz Brytyjką.
Hitler zaś zwykle opowiadał, że swoją fascynację Wagnerem rozpoczął od zobaczenia Rienzi w młodości. Wtedy to, jak mawiał, „zrozumiał swoją misję”, ale też myślę, że chodziło mu raczej o treść niż o muzykę.
Przepraszam, Lisku, ale dość się w życiu naczytałem 1. głupstw, jakie sami artyści wypisywali o swoich dziełach, a już szczególnie 2. wleczonych za włosy interpretacji tychże dzieł. Nie wiem, gdzie w Parsifalu są ślady antysemityzmu, nie dostrzegam ich ani w tekście, ani w muzyce.
Ale skoro można napisać, że Monostatos w Czarodziejskim flecie jest czarny, bo symbolizuje czarne stroje jezuitów, którzy nienawidzili masonów, albo, że Hitler wymyślił krematoria, bo widział Jasia i Małgosię, gdzie czarownicę z krogulczym nosem wpychają do pieca (autentyki), to… Papier jest cierpliwy, ten z Mein Kampf zniósł gorsze rzeczy.
Artysta moze wypisywac glupstwa o wlasnych dzielach, ale jesli instruuje wykonawce postaci dosc odrazajacej i chciwej nasladowac „swiszczaca” wymowe zydowska (odpowiednik polskiego terminu „zydlaczenie”), to swiadczy to o jego intencjach bez wzgledu na to czy my uznamy to za madre czy za glupie 😆
Jeszcze tylko, ciesząc się z sukcesów Piotra Beczały (jeszcze nie zdążyłam przesłuchać nowej płyty), wrzucę jeszcze jeden 😉
http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobiala/1,88025,13958988,Swiatowej_slawy_tenor_bedzie_honorowym_obywatelem.html#LokKrajTxt
Zaiste mnie to pasuje. Podobno człowiek całe życie inspiruje się tylko tym, czym nasiąkł w dzieciństwie. Jaś i Małgosia straszyli wiele dzieci ze mną włącznie. Mnie to „pasi”. Tylko to chyba nie AH wymyślił krematoria. Profesor Brunetti z Padwy pokazał takie urządzenie pod koniec XIX wieku. Może też słuchał do snu Jasia i Małgosi. Bracia Grimm mogli zapłodnić uczestników „konferencji” w Wannsee. Ale to nie krematoria były decydujące tylko te „prysznice”. A cyklon B nie był wymyślony do zastosowania w odwszalniach mundurów w czasie I wojny. Cyklon B, nawet ten produkowany w czasie II wojny, zawierał substancje zapachowe ostrzegające o niebezpieczeństwie w razie rozszczelnienia pojemnika. Produkcja dla obozów zagłady była objęta ścisłą tajemnicą, odbywała się pod kontrolą SS i różniła od pozostałej produkcji brakiem substancji zapachowej. Do tego Jaś i Małgosia zapłodnić nie mogli, najwyżej Królewna Śnieżka i jej jabłuszko.
Errata: cyklon B był wymyślony do..
Lisku – przede wszystkim sorry ex post, bo w lekturze to zabrzmiało, jakbym warczał, a ja sie ino chichram…
Więc moja hipoteza jest, że „głupie” – a, co więcej, nas do niczego nie zobowiązuje. Wielki Wagner to napisał, malutki Wagner to zinterpretował ad hoc. Ten mały niech spada.
@Stanisław
Pewnie, że tak. Ale puść na żywioł niektórych egzegetów, a rodzona matka utworu nie pozna…
A w ogóle – to nazajutrz po Dutilleux zmarł całkiem inny, a bardzo zdolny artysta, Georges Moustaki. To on napisał dla Piaf Milorda (z muzyką Marguerite Monnot).
No to cóż, nie pozostaje nami nic innego, jak…
http://www.youtube.com/watch?v=lUNOVC1qVjc
Pani Kierowniczko, ksiazki Krzyska P. moja Stara nie byla laskawa przeczytac, choc gdy Dzielo to powstawalo, dostaczala Autorowi (na jego mailowe monity) rozliczne anegdoty, wiedzac dobrze ze sama by je lepiej opowiedziala, hehe. 😈
Panie Piotrze, skad ta informacja ze ad hoc…
W wypadku innych kompozytorow uzywa sie kazdego okrucha informacji by dojsc co kompozytor chcial wyrazic. Zas w tym wypadku trzeba starac sie nie widziec tego co chcial wyrazic. Kto chce go sluchac po prostu musi sie z tym pogodzic.
Kto jak Edith Piaf potrafil spiewac nawet gdy bylo niewesolo… Cudowna.
Mam pytanie z zupelnie innej beczki. Jakis czas temu Beata wrzucila tu El rappel des oiseaux w tym wykonaniu:
http://www.youtube.com/watch?v=J6QiNduS88g&feature=youtu.be
Przeszkadzalo mi w nim to rozchwianie rytmu i tempa, jak dla mnie zupelnie przesadne. Potem slyszalam na jakims wykladzie ze tak wlasnie gralo sie muzyke francuska w czasach Rameau. Jak mozna cos takiego wiedziec?
Pewnie, że się szuka, ale nie ma reguły, że takie informacje są przydatne. Nie sądzę na przykład, żeby pianiście grającemu op. 31 nr 2 Beethovena na cokolwiek przydała się dobra rada kompozytora, żeby „przeczytać Szekspira”. Myślę, że lepiej w takich wypadkach odrzucić chwilowe fascynacje i zamroczenia twórcy, a szukać „po literkach”.
Paskudnych karłów, podobnych Alberykowi i Mimemu, idiotycznie zakochanych kulfonów, podobnych Beckmesserowi, jest w literaturze na kopy. Mają głębokie korzenie w naszej mitologii, w przeciwieństwie do tego antysemickiego brudu, który lepiej chyba zdmuchnąć. Wtedy dowiemy się z tych utworów czegoś o sobie i o świecie, a nie tylko o ćwiekach we łbie twórcy. Bo ten brud raczej je chyba zasłania, niż tłumaczy.
Tak, żeby było jasne: uważam, że Wagner był nieporównanie większym artystą, niż człowiekiem. Artyści tak już często mają (jak się teraz mawia w naszym ojczystym języku).
No właśnie, juz tu kiedyś pisałam, że choć w życiu Wagner był pełen pychy, to w jego dziełach pycha zwykle zostaje ukarana 😛
Oczywiscie, pycha zawsze powinna byc ukarana – u innych 😆
No, tego aspektu to ja bym na wszelki wypadek nie ruszał… Bo jakbyśmy tak zbadali żywot i charakter większości pisarzy i dramaturgów, o filozofach nie mówiąc, względem zgodności z tym, co chwalili i ganili w swej twórczości, to mało kto by się ostał.
Kochanowski by się ostał. 😛
Podobno tej Urszulki to w ogóle nie było…
Panie Piotrze,
cd sagi wagnerowskiej pod MM- czyli Nikitin rzadzł dziś totalnie.
Alez ma facet glos i jak nim operuje. Bylo wspaniale, bo wreszcie Ingela Brimberg miala godnego partnera!
A i Eric Cutler juz był w formie. Bardzo udany wieczór w Grenoble, gdzie wichry i burze…jakże adekwatne do wagnerowskiego tytułu.
Pozdrowienia
Mapapie Kochany, dzięki za donos. Cieszę się, że było klawo (a waltornie jak tam?…), że Nikitin, że Cutler itd, choć to co zmajstrowały tamte dwa chłopaki w Wersalu zbiło mnie z nóg. Profesjonalizm najwyższej klasy.
O pogodzie nie rozmawiajmy, bo ja gryzę. Dzisiaj w Paryżu lało przez cały dzień, temperatury jednocyfrowe. Ocieplenie klimatyczne…
(Na czterech kobiecych głosach!…)
— OTT — Peregriny u Dominikanów były super!!! —
— Pierwszy raz je słyszałam na żywo, i w sumie dzięki P. Redaktorce, która (chyba przed połową kwietnia) wyszukiwała tańsze koncerty (dla pewnego skrzywdzonego przez los, historię a zwłaszcza pewien ruch społeczny melomana ze smoczogrodu :))… Gdy się okazało, że właśnie w ten konkretny czwartek próba ‚własna’ jest odwołana – selekcja była prosta a nawet prae… 🙂
Temperatury wciąż dwucyfrowe. Ledwie*. I tak bardzo dobrze — na tę właśnie konkretną noc z wieczorem wróżyli jakieś pompowe potopy… —> wieczór był suchy a jeśli pytaliby, czy nam się to podoba, odpowiedzielibyśmy, że powrotna opona też lepsza sucha, niż mokra… 😎
PS, „ledwie” — 00:45 tylko 9 celsjuszów a ziąb prawdziwy ‚idzie’, mówią…
Tu niestety też zimno 🙁
Ruszylo Pania sumienie i to szybko. Wagner powrocil na pierwsza strone. Klopoty z Wagnerem maja dyrygenci, tenorzy i bardzo wielu niedoroslych do Wagnera muzykow. Wszyscy inni majacy klopot z Wagnerem, bo go ktos niesympatyczny lubil, sa … Well … An idiots !
As for me, great to be a German.
P.S. Prosze dla odmiany posluchac cos ze wczesnych nagran Klaus Schulze.
Z radoscia bym odstapila pare stopni z tych trzydziestu ktore mam u siebie, a nawet sprawiedliwie podzielila na pol 😉
Właśnie (diabli) nadali prognozę pogody: na północy Francji dzisiaj „giboulées”, czyli deszcz ze śniegiem…
Też się macie czym chwalić… u mnie praktycznie od początku maja jednostopniowo i w strugach obrzydliwego luja. A śnieg całkiem niedaleko wczoraj padał… 🙄
I według meteorologów na razie nie masz, nie masz nadzieje. 😥
Czy mozna poprosic o dmuchniecie na te chmury w kierunku poludniowo-wschodnim? U mnie dzis suchy wiaterek i 35 stopni w cieniu 👿 Za to pranie jak schnie 😉
@lisek 12:23
Lisku,bardzo chętnie.Już próbuję 😉
W zamian proszę o kilka zbywających promyków słońca . Pranie wysuszone w słońcu i suchym wiaterku, mrr… ten zapach… 🙂
Dmucha Bobik i dmucha, by przesunąć chmurę,
wziął nawet do pomocy amatorski chórek,
a chmura zęby szczerzy i puka się w główkę:
myślicie, że dam sobie odebrać solówkę? 👿
Ew-ko i Bobiku, wielkie dzieki za proby, chyba nawet poczulam podmuch 🙂 🙂 Promieni z radoscia wysle caly snop, a nawet dwa 🙂
Bobiku, ta chmurka u mnie dopiero by miala solowke… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=mW2L0vT0zIE
W tej solówce chmurko popłyń szybko do liska,
By mu blask słońca po oczkach nie błyskał.
A gdy majowy deszczyk liskowi wnet spadnie,
To ten suchy wiaterek szybko gdzieś przepadnie.
W nas nieuchronnie rodzi się już chmurka,
Co ma dosyć deszczu na naszych podwórkach,
Chcemy blasku słońca i ciepła czyjego,
By rozkwitać na wiosnę, wbrew zimna złego.
Pozdrawiam wszystkich, mimo wszystko, bardzo gorąco.
Augustus @1:27 – sumienie mnie nie ruszyło, bo dyskusje o Wagnerze wypływają tu co jakiś czas. I pewne rzeczy są już na swój sposób ustalone. Jedna, że był wielkim muzykiem. Druga, że był z niego kawał drania. Jedno i drugie jest faktem bezsprzecznym.
Na Pana ostatnie zdanie, przed PS – wiem z blogów politycznych, że ma Pan niemieckie korzenie, więc rozumiem. Powiem na to – as for me, it is great to be a Jewish – i będziemy kwita 😛
mnemo – witam i też pozdrawiam, zwłaszcza że od razu z takim ładnym wierszykiem 🙂
Mnemo, serdecznie dziekuje za sliczny wierszyk 🙂 (niestety u mnie majowy deszczyk juz byl, a nastepny zapewne w listopadzie, ale milo sobie wyobrazic 🙂 )
Augustus – it can be great to be a German, zgadzam sie calkowicie i bez problemu mimo ze sama nie jestem. Co do wymyslania od idiotow – niemile i niegramatyczne. Wagnera mozna (choc nie ma obowiazku) nie lubic dla niego samego.
Bobik tak pięknie inspiruje. To jego zasługa. Rozmawiacie wszyscy, z panią Dorotą na czele, o muzyce, muzykach i wszelkich jej okolicach i kontekstach tak ciekawie, kulturalnie i ciepło, że aż chętka bierze, by choć wyrazić za to wdzięczność. Dzięki za te wszystkie informacje, relacje i opisy, i popisy, które wiele wyjaśniają, pobudzają ciekawość i ukierunkowują zainteresowanie wydarzenimi ze świata muzyki. Czapki z głów, mimo deszczu! Bo tu na blogu słońce świeci i wbrew pozorom, czuje się , ja czuję, co w duszy gra. Gra wszystko, co w człowieku najlepsze a muzyka nadaje ton, łagodzi obyczaje , gra pierwsze skrzypce. Pięknie gra. Pięknie Wam w duszy gra.
TROMBY dla Kierownictwa za nieprzemakalny Dywan 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=PoPL7BExSQU
Jak miło takie słowa usłyszeć dokładnie w szóstą rocznicę powstania tego blogu 😀
Tak tak… to już tyle czasu!
Przenoszę się pod aktualny wpis, a zaraz będę pisać kolejny 😉
Pani Szwarcman
Skoro mnie Pani „zna” z blogow politycznych to to usprawiedliwia Pani poddenerwowana odpowiedz. Za ktora dziekuje.
Das Entmenschlichung (odczlowieczenie) tych ktorych poglady sa radykalnie inne od wlasnych, np. rasistow, uzywajac niewybrednych okreslen kompromitujemy te wartosci ktore jak nam sie wydaje posiadamy. Stajemy sie hipokrytami.
I tu konczy sie dialog.
lisek
Jezeli zdyskwalifikuje artyzm, przykladowo da Vinci, tylko dlatego ze byl homoseksualista (jak o nim pisza) tez moge sobie przy porannym goleniu powiedziec;
I’m an idiot !
Augustus
1. W mojej opinii homoseksualizm nie dyskwalifikuje nikogo do niczego (oprocz do romansu ze mna 🙂 ).
2. Antysemityzm Wagnera nie dyskwalifikuje jego artyzmu, z tym ze mnie osobiscie przeszkadza w delektowaniu sie nim, z dwoch powodow:
a. Jestem Zydowka i jego muzyka zle mi sie kojarzy: z jego wlasnymi, zjadliwie antysemickimi publikacjami, gdzie pisal m.i. ze Zydzi budza naturalna odraze, zagrazaja narodowi germanskiemu i powinni zniknac 😉 , oraz z uzytkiem robionym z jego muzyki po jego smierci – to drugie nie jest jego wina, ale skojarzenie pozostaje.
b. Muzyka kojarzy mi sie z wartosciami ktore szanuje, a rasizm w jakiejkolwiek formie mojego szacunku nie budzi. Z tego co wiem tresci antysemickie przenikaly jakos do jego libretti, choc jest to na tyle zawoalowane ze nie musi sie tego dostrzegac, i nie przeszkadza mi jesli ktos inny tego nie dostrzeze i bedzie mogl cieszyc sie tymi utworami.
3. Na szczescie dla siebie wole muzyke bardziej kameralna, wiec nie czuje sie stratna 🙂
Augustus – a gdzie Pan widzi jakieś moje poddenerwowanie? 😯 Doprawdy to jakaś zagadka, której nie rozumiem.
Pani Szwarcman
Dziekuje za cierpliwosc i goscine udzielona mi na Pani blogu.
lisek
Zydzi w Izraelu czy NYC, podobnie jak Pani, dla zasady nie jezdza Mercedesami, VW, BMW, nie maja produktow Bayer, Agfa lub Leica na polkach sklepowych w Haifie. Szkiel optycznych marki Zeiss z pewnoscia nikt nie uzywa w armii izraelskiej podobnie jak wybudowane i budowane U-Booty w stoczniach niemieckich. A przyszlych oficerow armii izraelskiej ucza tylko z podrecznikow przetlumaczonych z jez. rosyjskiego.
A Pani jak przypuszczam, w wolnych chwilach praktykuje na blogach: „Do as I say, not as I do”. Grammatically speaking.
Nieraz i ja stosuje podobna taktyke; biore do reki symboliczny bullhorn i rozpoczynam dyskusje od: ” … masz resztki salatki pomiedzy zebami …” albo „… czy chcesz cos na odswiezenie oddechu … ” etc.
To unhinge my selfconfidence; try again only little harder.
„Not” grammatically speaking.
See you in the next life, optimistically speaking.
Augustus,
Poniewaz na podstawie mojej przynaleznosci etnicznej wie Pan lepiej ode mnie czego uzywam, czego sie ucze i co praktykuje, uwazam dalsza rozmowe za zbedna.
Lisku (19:19), dokładnie tak to czuję, jak Ty 🙂 – najwyraźniej nie ma tu etnicznego determinizmu. 😉
Ago 🙂
W tym temacie warto pamiętać mądre zdanie Elie Wiesela (chyba to on), który ostrzegał : „Jeśli można mnie sławić jako X (tu dowolna przynależność etniczna…), można mnie również mordować jako X”.
Mały utwór w języku la-la:
http://fr.lyrics-copy.com/georges-brassens/la-ballade-des-gens-qui-sont-nes-quelque-part.htm
Ajjjj… znowu wałkujemy te same odgrzewane kotlety…
Przypominam – pisałam o tym też w „Polityce” – że dwa lata temu Izraelska Orkiestra Kameralna zagrała koncert podczas festiwalu w Bayreuth i była bardzo oklaskiwana. Wykonała m.in. Idyllę Zygfryda 😉
http://www.npr.org/blogs/deceptivecadence/2011/08/01/138720659/a-tradition-shattered-israelis-play-wagner-at-bayreuth
Więc tu też nie ma reguł.
A Augustus – co wiem z innych blogów – lubi czasem zachować się jak troll. Spuśćmy zasłonę milczenia.