Fortepian wokół folku

Nie zawsze artyści pamiętają, że skomponowanie programu koncertu jest również kompozycją muzyczną, że bardzo pomaga w odbiorze, gdy program ma ideę , a zestawienia są przemyślane. Tak właśnie skomponowany był czwartkowy recital młodego pianisty Adama Golki we wrocławskiej filharmonii, który odbył się w ramach cyklu Musica vincit omnia, organizowanego przez Fundację im. Andrzeja Markowskiego.

Dwa słowa o organizatorach, a właściwie organizatorce: inicjatorką fundacji i pomysłodawczynią koncertów jest Małgorzata Markowska, córka wybitnego dyrygenta, szefa polskich filharmonii, twórcy festiwalu Wratislavia Cantans i interpretatora muzyki współczesnej (trudno zliczyć prawykonania, jakich dokonał). Ciekawe, że na Adama Golkę trafiła poniekąd przypadkiem, spotkawszy w samolocie wybitnego pianistę Leona Fleischera, który zarekomendował jej swojego ulubionego chyba ucznia. (I zabawne, że sam Adam opowiada, że profesor jest wobec niego wyjątkowo wymagający – ale to zapewne właśnie dlatego, że mu bardzo na nim zależy.)

Adam wymyślił sobie – jak już tu skomentowała Tereska – fascynujący program. Otóż wszystkie z wykonanych utworów w jakiś sposób obracają się wokół muzyki ludowej. Począwszy od Capriccia G-dur Haydna, będącego swobodnymi wariacjami na temat pieśni ludowej, zestawionego z fragmentami cyklu Melodii ludowych Lutosławskiego i Dwoma tańcami rumuńskimi Bartóka. To zestawienie było tym bardziej wyrafinowane, że utwór Haydna i pierwsza z wykonywanych melodii Lutosławskiego (Gdzie mój Jasieńko) zaczynają się tym samym zwrotem, w tej samej tonacji, a i początek tańców Bartóka harmonizował z Lutosławskim. Z tematu Haydna została wydobyta cała jego rubaszność, niektóre melodie Lutosławskiego miały charakter zabaw dziecinnych, a Bartók był przedsmakiem wielkiej pianistyki. Pierwszą część zamykała rzecz poważna: Sonata As-dur op. 110 Beethovena i jeśli ktoś się zastanawia, co ten utwór ma wspólnego z głównym tematem koncertu, to donoszę, że scherzo oparte jest na paru melodiach ludowych (choć samo w sobie jest dość burzliwe). Pięknie zbudowana została forma utworu, zwłaszcza części wolne i fuga w obu odcinkach.

Drugą częśc rozpoczęła ludowość problematyczna: w utworze Michaela Browna Wariacje ludowe (napisane specjalnie dla Adama; było to prawykonanie) ponoć pojawia się temat Yankee Doodle, ale tak zakamuflowane, że nikt nie rozpozna. Klamrą występu stała się potężna młodzieńcza Sonata C-dur op. 1 Brahmsa – tu temat wariacji w II części opiera się na melodii – jak się okazało z czasem – pseudoludowej. Adam twierdzi, że obecnie najlepiej czuje się w muzyce Brahmsa, jak w domu – i to było słychać: technika, żywioł, emocje, wszystko czyniło atrakcyjnym ten utwór, za którym ja właściwie nie przepadam, bo to Brahms jeszcze nie całkiem ukształtowany, ale za to nadambitny. No i jeszcze dwa piękne bisy: leciutki Mazurek C-dur op. 24 nr 2 Chopina i Intermezzo Es-dur op. 117 nr 1 Brahmsa, łagodne i słoneczne w częściach skrajnych, chmurne w środkowej.

Dobrze, że Adam po latach znów zagrał w kraju swoich rodziców. Urodził się w Teksasie, ale Polska jest mu bliska i bardzo mu zależy, by tu grać. Chciałabym bardzo, żeby został tu dostrzeżony. A jest tego wart: to pianista nie tylko sprawny technicznie, ale przede wszystkim myślący i czujący.

Ze wspomnianego cyklu Musica vincit omnia bardzo godny polecenia jest też koncert poniedziałkowy w Katedrze św. Marii Magdaleny, na którym wspaniały zespół La Fenice obok utworów Monteverdiego i Meruli wykona też dzieła Mielczewskiego i Jarzębskiego. To wyjątkowa okazja. Ale na szczęście Dwójka zarejestruje ten wieczór i kiedyś go z pewnością odtworzy.