Wieczór kameralistyki
Czekaliśmy zwłaszcza na ten w Filharmonii Narodowej, na którym wystąpili Piotr Anderszewski i Belcea Quartet. Koncert ten rozrósł się tak, że drugi, Gautiera Capuçona i Franka Braleya w Studiu im. Lutosławskiego, trzeba było przesunąć o pół godziny.
Artyści z pierwszego koncertu podjęli bowiem słuszną decyzję, by zmodyfikować nieco program. W pierwszej części planowane były kwartety Mozarta i Brittena, a w drugiej kwintet Szostakowicza. Jednak pomiędzy pierwszymi dwoma utworami zaprezentował się pianista z drugą częścią cyklu Po zarostlém chodníčku Janáčka – świetnie, że usłyszeliśmy go również solo (po raz kolejny zresztą wykonał tu ten utwór, po poprzednim recitalu). Dzieło to nierówne, ma lepsze i gorsze momenty, ale Anderszewski bardzo swoją interpretacją uatrakcyjnił całość.
Na początek jednak był rozkoszny mozartowski cukierek – Kwartet B-dur KV 589, w perfekcyjnym wykonaniu. Utwór Janáčka stał się więc zręcznym łącznikiem z I Kwartetem Brittena, dziełem o zdumiewającym początku i zmiennych później nastrojach. I ten utwór został zagrany po prostu tak, że lepiej chyba nie można.
Kwintet op. 57 Szostakowicza też łączy różne nastroje – przesmutne obie wolne części (w tym fuga), szalone scherzo, łagodniejszy finał z zabawnym skocznym tematem. Muzycy wspaniale się uzupełniali, dając z siebie wszystko nie zagłuszali się nawzajem. Pamiętam ich wykonanie tego utworu w Łodzi na Księżym Młynie, w kameralnym salonie, gdzie niezrównane było odczucie bycia w środku tego szaleństwa – tu było inaczej, mieliśmy tę muzykę bardziej na dystans, ale zdystansowana to ona nie była. Na bis był z powrotem Mozart – wolna część jednego z koncertów fortepianowych (a więc jeszcze jedna okazja do pokazania się pianisty), o tej porze wybaczcie, ale nie będę sprawdzać, którego.
Capuçon i Braley – koncert miał plusy i minusy. Młody (wciąż) wiolonczelista jest bardzo ekspresyjny, intensywny, do tego stopnia, że jego dźwięk zwłaszcza w forte nie zawsze mi się podoba, ale emocje – tak. Frank Braley, bardzo sprawny, inteligentny i empatyczny kameralista (zawsze na Szalonych Dniach Muzyki jest rozrywany), ma jednak to do siebie, że czasem zbytnio się prześlizguje. Jedynym utworem, w którym nie odniosłam takiego wrażenia, była Sonata Brittena – znakomity również utwór (dobrze, że choć jeden polski festiwal zdecydował się uczcić rocznicę tego kompozytora, równolatka Lutosławskiego, ale totalnie od niego innego). W Sonacie Chopina najbardziej widoczna była nierówność podejścia muzyków – to bardzo trudny utwór dla pianisty także, tym bardziej więc musi się przykładać do partii. Musi po prostu być pianistą, nie akompaniatorem, grać tak, jak to robiła Martha z Mischą czy Rostropowiczem. Braley niestety nie miał takiego ciężaru gatunkowego, na domiar złego pod koniec się wywalił (ale szybko z tego wyszli obaj – szacun). Może późna pora także nie sprzyjała skupieniu. Bis więc był już całkowicie dobranockowy: katalońska Pieśń ptaków, ulubiony bis Pabla Casalsa.
Komentarze
Pobutka*.
—
*) Jeśli dla kogoś wykład z rana nie jest jak śmietana, to należy przewinąć na 22:56.
Wydawało mi się, że bis Anderszewskiego i Belcea Quartet to była smyczkowa transkrypcja kwintetu Bethovena op.16, część druga.
Do porównania: http://www.youtube.com/watch?v=rxhNmlsmzeY
Jakś opinia?
Ech, lubię te maestralne niespodzianki programowe! 😀 Pierwszy koncert też miał jeden minus – za szybko się skończył. Tych muzyków chętnie słuchałabym do rana – są po prostu świetni. I, za co jestem im szczególnie wdzięczna, grają tak, że poszczególne utwory można wręcz dotknąć, a nie tylko podziwiać z dystansu, jak cudeńka zamknięte w gablotkach. Wywołują we mnie nie niemy zachwyt, a radosny entuzjazm – to ogromna frajda słuchać muzyki w takim wykonaniu. Tak, właśnie po to chodzę na koncerty. 😀
Jestem pod ogromnym wrażeniem wczorajszego koncertu w FN. Fantastyczni muzycy i bardzo ciekawy (dla mnie odkrywczy) program. Kwintet Szostakowicza był jak wisienka na torcie – pięknie zagrany, pełen kontrastów i barw. Kwartet Brittena, który słyszałem pierwszy raz – bardzo ciekawy. Takie wykonania, jak to wczorajsze, zapadają na długo w pamięć. Bardzo milo było poznać p. Blogowiczów i porozmawiać chwilę w przerwie koncertu.
Dzień dobry 🙂
Dziś kładąc się znów spać o wpół do trzeciej pomyślałam, że nie mam w najbliższym czasie szans kłaść się wcześniej 🙁 Bo przecież jeśli nawet ten koncert z Marthą jest wcześniej – o 20., to przecież już wiadomo, że też się wydłuży…
Trochę odpocznę od piątku w Berlinie, bo tam tylko po jednym koncercie dziennie i to o 19.
I nam było miło, Aianie 🙂
R Kepa – witam. No nie, nie. Po pierwsze było to w D-dur, po drugie wyraźnie Mozart – rozpoznam to, jak usłyszę 🙂
Koncert w FN był wspaniały, mimo że (zwłaszcza w pierwszej części) do szału doprowadzała mnie publiczność. Miało się wrażenie, że tego wieczoru do FN przyszła Polska B, jeśli chodzi o dobre wychowanie. Dzwoniące i wibrujące telefony oraz nieustanny festiwal głębokowykrztuśnego kokluszu. Dobrze że się uciszyło trochę w dalszej części… Na mnie niesamowite wrażenie zrobił kwartet Brittena – choć od początku, znając ich nagranie, miałem wysokie oczekiwania 🙂 Szostakowicz i cudny mozartowski bis, trudno mi coś o nich napisać, a zarazem nie wpaść w banał. Ostatnie dwa dni były bardzo szczęśliwe jeśli chodzi o kameralistykę na ChiJE 🙂
Na bis Artyści zagrali Andante z Koncertu A-dur KV 414.
Wspaniały był to wieczór.
O, dzięki! 😀
http://www.youtube.com/watch?v=ALeCjl70m58
Problemy z komórkami są niestety na każdym koncercie. I nie przetłumaczy się. Może trzeba u nas wprowadzić taki system jak w berlińskiej Staatsoper – coraz głośniejszy dzwonek komórki zamiast gadania, że trzeba wyłączyć. Gadania nikt nie słucha, a dźwięk każdy skojarzy 😉
Zgadzam się; to samo mówiłem wczoraj znajomym w FN. Podobny system funkcjonuje w Teatro Liceu w Barcelonie: narastający pisk dzwoniącej komórki w głośnikach powoduje że prawie wszyscy łapią się za kieszenie, żeby upewnić się że „mój wyłączony”:)
No fakt, w Barcelonie też. To jest niegłupie rozwiązanie.
Co tu dodać – wspaniały wieczór. Może tylko tego Mozarta z początku bym zastąpiła kimś innym… Kwartet Belcea – potrafią jakoś dziwnie czas rozciągać* (Britten) albo też pociągać za sobą w nieważkość (Szostakowicz). Nieprawdopodobne wrażenie.
*nie mylić z zatrzymywaniem
Żałowałam, że nie zdecydowałam się na nocny koncert, bo i program, i obaj wykonawcy kuszący, ale po wieczornych wrażeniach zdecydowanie nie dałabym już rady.
PA – lubię takie zmiany w programie i rozumiem, że to jest ten jedyny właściwy sens zastrzeżenia wiecznie składanego przez dyrekcje. Co do samego PA – niestety coraz bliższa jestem utwierdza się, że jednak nie osiągniemy kompatybilności. Cierpię, ale to nie sprawy do zracjonalizowania. Może jeszcze popróbujemy z Schumanem.
Ciekawe, ze pol roku temu w Toronto, Takacs i Marc-Andre Hamelin tez grali Brittena no 1 i kwintet Szostakowicza; jedynie na otwarcie dali „cukierek” Schuberta, czyli Rosamunde. Niestety Marc-Andre nie zaoferowal zadnych ekstrasow. A na bis grali scherzo z kwintetu.
Byłam i do tej pory jestem pod ogromnym wrażeniem wczorajszego koncertu w FN. Ogromnym 🙂 Cieszę się, że udało mi się choć na ten jeden festiwalowy koncert dotrzeć. Miałam nosa, że wybrałam właśnie ten.
Wrocław też nie od macochy!
Wróciłam z przepięknego koncertu „Pod białym bocianem”!
Był to koncert powarsztatowy – dziesięciu młodziutkich muzyków pod kierunkiem fantastycznego klarnecisty Helmuta Eisela prezentowało klezmerskie improwizacje na wątkach muzyki Chopina i Griega.
To co Helmut Eisel wygrywa na swoim klarnecie jest wprost niewiarygodne. 😯 ❗
Młodzież wpatrzona w niego prezentowała wysoki poziom artystyczny i ogromne zaangażowanie w prezentację. Porozumienie młodzieży z mistrzem wyraźnie widoczne, jak też wzajemna sympatia.
Sama radość posłuchać i popatrzeć!
Na zakończeenie mistrz wyprowadził cały zespół na dziedziniec, gdzie jeszcze przez kilka minut koncertowali w zwartym kręgu zachwyconych słuchaczy.
Ja, jak zwykle – raz na jakiś czas muszę się podzielić wrażeniami z jakiegoś udanego wieczoru 😀
Szkoda że to był ostatni z letnich koncertów…
Jesień… bociany odlatują.
http://fbk.org.pl/new/blog/my_portfolio/klezmer-far-ale-kurs-mistrzowski-z-helmutem-eiselem/
Dobry wieczór 🙂 Pozdrawiam Wrocław i inne miasta 😉 Wratislavia w tym roku pierwszy raz pod włoskim kierownictwem – program zapowiada się ciekawie. Zjadę na trzy ostatnie dni.
Na bis była transkrypcja wolnej części KV414
Pozdrawiam wszystkich i miłego słuchania dalszych koncertów
Aniu M, Ola Nagórko powyżej już podała, ale dzięki i wzajemnie 😀