Berlińczycy pod szefem Nowojorczyków
Bardzo satysfakcjonujące było moje pożegnanie z berlińskim Musikfest (trwa jeszcze do 18 września, ale ja już jutro wyjeżdżam). Filharmonikami Berlińskimi dyrygował Alan Gilbert.
Trochę się obawiałam, bo pamiętam, jak dyrygował swoją orkiestrą w Warszawie po Konkursie Chopinowskim i zupełnie jakoś nie miał serca do tego Chopina. Potem powiedziała mi Hanna Lachert (już tam nie gra, ale nadal jest we wszystkim zorientowana), że on najlepiej się czuje w muzyce XX i XXI wieku i że orkiestra go bardzo lubi. Berlińczycy najwidoczniej też go polubili, bo odnosili się do niego bardzo miło; on zresztą do nich też. Nawiasem mówiąc przyjemnie patrzeć, jaką pozycję ma tu koncertmistrz, p. Daniel Stabrawa: kiedy wchodzi, wszyscy biją brawo, on kłania się jak solista, odwraca się do orkiestry i inicjuje strojenie.
Na Alana Gilberta nie zawsze można patrzeć bez rozbawienia, takie gesty wykonuje, wyginając się na wszystkie strony, czasem nawet podskakując. Ale w sumie najważniejsze, że jest w tym skuteczny. Pierwsza w programie była IV Symfonia Lutosławskiego. Cóż to była za przyjemność słuchać tego przepięknie jak aksamitny kobierzec rozwijającego się początkowego tła, na którym wspaniale rozbrzmiewa klarnet. Rozwój, kulminacje, spadki napięcia – wszystko było w dziesiątkę. Może ten dramatyczny moment niedługo przed końcem, gdy pozostają tylko dwie równoległe melodie w smyczkach – odkryłam go właściwie niedawno, gdy tak niesamowicie wyeksponował go Maksymiuk – był w tej wersji mniej dramatyczny, ale z Lutosławskim tak jest, że każdy wydobywa to, co mu pasuje, i w gruncie rzeczy za każdym razem jest to więc trochę inny utwór.
Thomas Zehetmair grał koncert skrzypcowy Janáčka Putování dušičky, czyli „wędrówki duszyczki” (jakoś od razu mi się kojarzy animula vagula blandula), którego kompozytor właściwie nie skończył, a jednak się go grywa, i bardzo dobrze, bo jest piękny. Charakterystyczna ekspresja tego skrzypka, kiwającego się i niemal kucającego w czasie gry, pasuje tu bardzo, bo jest w stylu muzykantów ludowych, a melodie morawskie jak zwykle rozbrzmiewają tu niemal wciąż – a ponadto intensywność jego gry pasuje do emocjonalności tej muzyki. Podobał się, ale nie bisował – wyraźnie nie chciał.
No i Drewniany książę Bartóka na koniec – jedyny pogodniejszy (ale w sumie najmniej popularny) jego utwór sceniczny, z gęstą impresjonistyczną orkiestrą i świetnymi efektami instrumentów dętych drewnianych i perkusji. Było tam wszystko, co trzeba: zmienność nastrojów, płynność, obrazowość. Godzina zleciała niezauważona. Publiczność bardzo serdecznie żegnała orkiestrę i dyrygenta. A trzeba powiedzieć, że frekwencja dziś była bardzo dobra, prawie taka, jaka była, kiedy dyrygował Rattle. I tylko po występach Filharmoników Berlińskich się zdarza – widziałam to po raz drugi – że żegna się orkiestrę brawami aż do ostatniej schodzącej z estrady osoby. Bardzo to miłe.
I tak pożegnałam się z Filharmonią Berlińską – mam nadzieję, że nie na bardzo długo, bo już poczułam się tam po tych dwóch tygodniach jak w domu… Rano w pociąg – i nach Breslau, gdzie czeka mnie wieczorem randka z ulubionym Pulcinellą.
Komentarze
I jeszcze zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Berlin20134?authkey=Gv1sRgCPT9jeXn1f_ZTQ#
Dobranoc.
Gilbert (słyszałem w Bartoku i Prokofiewie) naprawdę znakomity
http://www.youtube.com/watch?v=GNUkemxvsP4
Pani Doroto, Gmar Chatima Towa 🙂
Gmar Chatima Towa, lisku 🙂
Co za luksus – równe pięć godzin i już jestem we Wrocławiu. Żeby to przynajmniej tak stąd do Warszawy się jechało, i to o ludzkiej porze…
Żeby było śmieszniej, pociąg, którym jechałam nosi nazwę… Wawel. To przeżytek z czasów, kiedy jechał dalej do Krakowa. Ale nasza kolej uznała, że jej się ten odcinek nie opłaci. Cóż, Deutsche Bahn wskoczyło w tę lukę i uruchomiło połączenie autobusowe 😈 I dlatego Kuba Puchalski właśnie nim jedzie…
Moj ulubiony Kol Nidre
_________________________
Itzhak Perlman -violin, Ytzhak Meir Helfgot – kantor
https://www.youtube.com/watch?v=vOzmq887oKE
Piekny!!!!
erev Yom Kippur, 9 tiszrei 5774
Trochę jestem już zmęczona, więc nie będę robić osobnego wpisu, tylko parę słów. Prosto ze wspaniałej akustyki Filharmonii Berlińskiej trafiłam do sali wrocławskiego Impartu z akustyką w typie świetlicy zakładowej… Nawet najlepsze wykonanie Pulcinelli nie brzmiałoby tutaj i nie wiem, czemu nie zrobiono tego koncertu np. w filharmonii. Grał zespół Spira Mirabilis – sympatyczny eksperyment (nie zdziwiłam się, że zobaczyłam tam oboistkę Magdalenę Karolak – widać lubi zespoły bez dyrygenta, vide orkiestra barokowa Musica Humana), sympatyczni młodzi ludzie, niektórzy naprawdę robią wrażenie, jak pierwsza skrzypaczka, pierwsza oboistka, puzonistka, waltornista, fagociści… W całości, o dziwo, łatwiej było zgrać się w tutti, w bardziej kameralnych momentach bywało różnie. Soliści-śpiewacy zdecydowanie tacy sobie. Nie było to więc wydarzenie wielkie, ale wnoszące trochę pogody w ten deszczowy wieczór. Bo pogoda właśnie się totalnie popsuła, jutro też ma lać. A miałam w planie parę wystaw… Zobaczymy.
re ozzy Kol Nidre moj absolutnie ulubiony Kol Nidrei (bo tak stoi na mojej plycie) to Casals i LSO z 1937 r. Trudno nie uronic lezki.
Poza tym mam jeszcze M. Elmana, ale to juz nie to.
Niewiarygodne! – tu jest linka http://www.youtube.com/watch?v=SJss7GBagiw
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=vw4XyibO6nw
Pietrku, piekne, dzieki.
Słyszeliście, że słuchanie opery dobrze wpływa na zdrowie myszy? 🙂
http://nicprostszego.wordpress.com/2013/09/13/ig-noble-2013-rozdane/
Ale tylko wtedy, gdy są po przeszczepie 😆
Dzień dobry 😀
Dzięki za rozśmieszenie na początek tego lujowego dnia. Leje równo i ma lać do nocy. Nie wiem, czy wybiorę się do Muzeum Współczesnego na wystawę – a jest tam m.in. Maess, którą może jeszcze ktoś z obecnych pamięta:
http://muzeumwspolczesne.pl/mww/kalendarium/wydarzenie-specjalne/dzien-jest-za-krotki-kilka-opowiesci-autobiograficznych/
Mogę też przyjść jutro, ale dziś ona jest tam nawet osobiście 🙂
Ale niestety – zupełnie bez sensu – muzeum czynne jest dopiero od 12. I jeszcze to kawałek drogi stąd… A chcę dziś wysłuchać audycji Romka – przypominam, w Dwójce w godz. 14-16 🙂
Jutro jeszcze trzeba na Breughelów.
Hoko, to sa swietne nagrody, czytam co roku! 😆 W ubieglym roku np jednym z noblistow byl naukowiec ktory udokumentowal zapis dzialalnosc mozgowej u zdechlej ryby (tz wykazal potrzebe poprawki na „halas” 🙂 ), innymi byla grupa naukowcow ktora wykryla dlaczego w jednej skandynawskiej wiosce wszystkim mieszkancom pozielenialy wlosy (metal przedostajacy sie do wody ze starych kranow, co spowodowalo poprawke na badanie wody – nie tylko w zbiornikach, lecz czasem takze w kranach nad ranem, po calonocnym zastoju).
Tu strona glowna i archiwum poprzednich lat
http://www.improbable.com/ig/
Mnie się najbardziej podoba badanie wykazujące, że im dłużej krowa leży, tym większe prawdopodobieństwo, że wstanie 😆
Ten wynik mozna zapewne rozszerzyc na inne gatunki (z wyjatkiem zimujacych i martwych) 😀
Coś mi się widzi, że „martwy” to nie jest cecha gatunkowa 😆
Ale właśnie – to badanie jest niekompletne, bo gdy krowa dostatecznie długo leży, to od pewnego momentu prawdopodobieństwo, że wstanie, zaczyna się zmniejszać. Trzeba by to sprawdzić, np. po jakim czasie leżenia krowy, prawdopodobieństwo, że wstanie, spada do 1 % 🙂
No, to jest odkrycie kolejnej zasady 😉
Hoko, pelna zgoda w obu punktach (pierwszy byl skrotem myslowym) 😀
Pani Doroto!
Wystawę Brueghlów koniecznie proszę odwiedzić – może już więcej nie uda się zgromadzić tylu pozycji w dużej mierze ze zbiorów prywatnych. Byłam we Wrocławiu na czwartkowym koncercie Wratislavii z udziałem uroczej Julii Lezhnevej. Całość mimo pogłosu brzmiała świetnie (poza rozchwianym pozbieraniem się orkiestry na początku w Uwerturze Fr.Schuberta).
Życzę dobrej pogody i dobrych wrażeń
Krysia
Koncert zrobiony na majstersztyk… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=C9s1_Lbnmvg
Byłam w Muzeum Współczesnym, wróciłam. Ale o tym później. Zaczyna się Duża Czarna 🙂
Świetny ten Serkin.
Ale jednocześnie chodzę sobie po sieci i dopiero się dowiedziałam, że zmarł Zygmunt Januszewski, mój dawny kolega, wybitny rysownik 🙁
http://wyborcza.pl/1,112588,14595732,Zmarl_prof__Zygmunt_Januszewski__Przypominamy_jego.html
A ja zostanę przy Horowitzu. 😛
Horowitz fantastyczny!
Romku! Prosimy o następne audycje! 🙂
Myślę, że Blogownictwo dołącza się do tej prośby…
Pamietam, jak przed wielu, wielu laty Jan Weber puszczal duo Horowitz/Szell w swojej audycji “Reminiscencje muzyczne”. Powiedzial, ze nagranie pochodzi z Penzania Records, firmy, ktorej teraz nie moge znalezc nawet sladu. Niestety, dzisiaj okrutnie ucieta trzecia czesc, nie dotarla do samego finalu, w ktorej Horowitz zupelnie nie trafil w klawisze. Daty nagrania sa rozne: ta podaje 1952 http://www.youtube.com/watch?v=UUi4SVn8SRQ ; ale jest 1953 i 1954.
Dopiero zajrzałam, co jest pod linką ciekawskiego. No Martha, ma się rozumieć 🙂
Pani Krysiu, pozdrowienia serdeczne! Postaram się wybrać na Brueghlów jutro.
Dziś byłam po raz pierwszy w Muzeum Współczesnym – to sam w sobie bardzo ciekawy obiekt, dawny schron przeciwlotniczy dla cywilów:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Muzeum_Wsp%C3%B3%C5%82czesne_Wroc%C5%82aw
Wystawa, na którą się wybrałam i poświęciłam jej tylko godzinę (a powinno się dużo więcej, gdyby chciało się porządnie obejrzeć wszystkie wideoprojekcje), składa się z autobiograficznych wypowiedzi artystycznych paru dziesiątek autorów młodego i średniego pokolenia. Rysunki, filmy, obiekty – bardzo zróżnicowane środki. Opowieści z życia codziennego i artystycznego (a propos tego ostatniego, jedno spotkanie w pociągu przed berlińskim biennale pokazane z dwóch stron: Artura Żmijewskiego, kuratora, i Poli Dwurnik), prezentacja różnych wrażliwości. Kozyra z Castingiem, Sasnal z komiksem, Wojciech Bąkowski z filmami, Zuzanna Janin z montażem kilkunastu różnych (cudzych) filmów. Maess – cykl rysunków już wcześniej pokazywany, trochę sado-maso. Ogólnie bardzo ciekawe.
Pomyłki wielkich pianistów bywają legendarne 🙂
http://www.vladimirhorowitz.info/
dla zainteresowanych
Pare komentarzy pod wlasnym adresem:
1) jakanie mile widziane, ale jednak dobrzeby bylo miec przygotowany tekst i zaoszczedzic czas na wiecej muzyki: latwo sie mowi, troche trudniej to zrealizowac w przeprowadzanej bez przygotowania rozmowie. Moze w przyszlosci sie poprawie…
Co do apelu PK o wiecej takich audycji: przeciez to NIE ODE MNIE zalezy! Ja z wielka przyjemnoscia, ale nie decyduje czy zostane zaproszony do wspolpracy. Miejmy nadzieje, ze tak
2) pomylka co do Serkina: pierwsza z kompozycji to bylo Capriccio A-moll op33, ktore powinienem byl zidentyfikowac , a nie poddac sie tekstowi na CD, a ten nie byl dokladny nazywajac je Piesniami bez slow.
Weber by mi NIE wybaczyl, ale ja wychowany jeszcze w czasach samokrytyki bije sie w piersi( swoje wlasne) wolajac ” mea maxima culpa”. Gdyby czas tylko pozwolil, to mialem w planie puscic rowniez Variations Serieuse z recitalu w Carnegie Hall, podczas ktorego Serkin gral rowniez( byc moze na bis) Bolero op19 Chopina. Za to wykonanie nie dostalby sie chyba na Panteon najwiekszych chopinistow…
3) co do daty Koncertu Czajkowskiego z NYPhilharmonic i Szellem: data jest 12 stycznia 1953. W miesiac pozniej, 25.II.53 odbyl sie pamietny jubileuszowy recital, po ktorym na 12 lat VH wycofal sie z publicznego koncertowania.
Dlaczego pewne kompanie zajmujace sie pirackim publikowaniem nagran podaly/podawaly niescisle daty? Prawdopodobnie, aby moc sie ewentualnie wytlumaczyc, ze chodzilo nie O TO nagranie, tylko inne, do ktorego artysta i firma plytowa nie mialy prawa. Takie male, typowe oszustwo….
4) kolejnia niescislosc: wspomniany koncert d-moll Rachmaninova ze stycznia 1978, nie ukaze sie w tej edycji, ktora konczy sie na roku 1976
5) o ile mi sie uda, to postaram sie- w najwiekszej tajemnicy!- zamiescic link pod ktorym calosc recitali Serkina i Horowitza bedzie mozna sobie sciagnac z internetu w okresie powiedzmy 2 tygodni, po czym „termin waznosci” wygasnie: to dla fredzelkowiczow, ktorzy podobnie jak ja, sa wciaz zafascynowani sztuka tych dwoch wielkich i tak od siebie odmiennych artystow.
Przy okazji jeszcze jedna informacja: w latach 70ch rozeszly sie pogloski o probie, prawdopodobinie zainicjowanej przez Serkina, zaproszenia VH na festiwal w Marlboro, Vermont, gdzie dwojka mialaby wykonac jedna ze sonat Mozarta na 4 rece. Wydaje mi sie, z perspektywy czasu, ze konflikt na Bliskim Wschodze bylby latwiejszy do rozwiazania, niz negocjacje z Horowitzem, jego zona, agentem, kucharka itd. itp.
Panie Romanie,
Z podziękowaniem za audycję sugeruję jednocześnie, aby ewentualne linki podawać pani Dorocie, która zajmie się ich dystrybucją mailową do listy zainteresowanych. Taki model już tutaj chodził i wydaje się sprawdzać, przy jednoczesnym zachowaniu dyskrecji (czyli niepublikowaniu linków na blogu).
Potwierdzam, może tak być 🙂
A co do apelu o więcej: myślę, że odzew słuchaczy może mieć wpływ na decyzje decydentów… 😉
Co do Variations Serieuses, „chowałam się” na nagraniu Horowitza 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=kfFtN6zRBJQ
Panie Romanie, co do pierwszego punktu: nie lubię tekstu podawanego maszynowo, mam więc nadzieję, że zrezygnuje pan z „poprawiania się”. 🙂
“wspomniany koncert d-moll Rachmaninova ze stycznia 1978“ Tak, tak sluchalismy transmisji. W owych czasach wizja szla przez TV, a fonia przez radio (simulcast) – niby lepsza jakosc aparatury odtwarzajacej dzwiek (wtedy nie bylo jeszcze pojecia home theatre). Sluchalismy to z przyjaciolmi ktorzy kochali Horowitza i nie nawidzili Rachmaninowa. Caly czas tylko wzdychali – dlaczego nie Mozart? Nie wiem, czy Gostek to pamieta. Tak czy inaczej pozniej wydana plyta byla “poprawiona” przez Horowitza (….It was recorded live in 1978 at Carnegie Hall with some inserted corrective replays following the concert…) http://www.arkivmusic.com/classical/album.jsp?album_id=850
Nie, nie pamięta niestety. Pewnie bawił się na górze. Pamiętam za to z telewizji recital Segovii w Białym Domu dla Cartera.
@Romek 16:46
Przyłączam się do podziękowań za audycję i też proszę o jeszcze 🙂
Mam nadzieję,że Kierownictwo dotarło do hotelu niezbyt przemoczone, bo odpowiedniej pogody na powitanie nie zabezpieczyliśmy,niestety… może na finał będzie lepiej.
A już za chwilę Vox Luminis z Gesualdem – słyszałam ich w piątek (przez ścianę ) jak sobie próbowali przez niemal cały dzień i dużo obiecuję sobie po dzisiejszym koncercie.Na pociechę dla tych,którzy nie dojechali do Wrocławia – przed kościołem stoi radiowy wóz transmisyjny 🙂
Zaraz tam idę 🙂
Kierownictwo szczęśliwie przejechało się taksówką ze znajomą 🙂
A dziś się wypogodziło. Tfu, tfu.
Ach, myslałam, że dzisiaj Kierownictwo wizytowało rodzinę B.
Ciekawa jestem, co powie jutro na ten tamat. 😀
Mam nadzieje, ze jestem na liscie osób zainteresowanych.
No pewnie 🙂
A teraz wróciłam z naprawdę pięknego koncertu: belgijski (waloński, jak podkreślił szef, Lionel Meunier, przemawiając sympatycznie po występie) zespół Vox Luminis śpiewał Responsoria da Venosy i Stabat Mater Domenica Scarlattiego. Dowodem na to, jaką atmosferę wytworzyli, był fakt, że podczas przerw między częściami nikt ani nie kaszlnął, ani w ogóle mru mru. Oni też zwrócili na to uwagę – to zwykle jest feedback 🙂
Ogólnie wpis podsumowujący to, co z Wratislavii będę w stanie podsumować, zrobię jutro po zakończeniu festiwalu.
Panu Pietrkowi i moze innym tez, informacja, ktora przyszla mi na mysl w zwiazku z Koncertem d-moll Rachmaninowa:
Wracam pamiecia do owego stycznia 1978r. Wiedzielismy wszyscy, ze Horowitz gra z Filharmonia Nowojorska, o bilety bylo jak zawsze trudno, wiec dodatkowe zdenerwowanie. Od przyjaciolki z NYPhil, niejednokrotnie wspominanej na blogu Hani Lachert dowiedzialem sie jednak czegos znacznie bardziej interesujacego, czyli godzine proby VH z orkiestra. Wstep na probe oczywiscie calkowicie wzbroniony, tylko najablizsi przyjaciele i krewni KROLA-CESARZA.( nie krolika). Od czego jednak troche przedsiebiorczosci i dobry srubokret? W przeddzien proby, po jakims wieczornym koncercie, ktorego juz nie pamietam, ukrylem sie z kolega w toalecie na drugim balkonie, poczekalismy az sie wszyscy wyniosa, wlaczajac bileterow( ochroniarzy wtedy jeszcze nie bylo) i przystapilismy do dziela. Rozmontowalismy zamek od bocznych drzwi, zabrali do domu na pamiatke i nastepnego dnia, bocznym wejsciem spokojnie sobie juz bez halasu weszli. Sluchalismy aczkolwiek tej proby … na lezaco, bo nie chcielismy ryzykowac, aby ktokolwiek nas z dolu zauwazyl. Nie musze dodawac, ze byl to pierwszy raz, kiedy slyszalem Horowitza z orkiestra.To, o czym wspomina Pietrek, bylo transmisja z Avery Fisher Hall, siedziby NYPhilharmonic i mialo miejsce w 9 miesiecy pozniej, rzeczywiscie jako transmisja telewizyjna, dzis( lub niegdys) komercjalnie dostepna na tasmach VHS. Koncert z Carnegie Hall nagrany i wydany „z poprawkami”. Ja, ze wstydem dodaje::)), posiadam oryginal …
Ach, byli to czasy! Czy jest ktos dzis wsrod wykonawcow, dla kogo ryzykowalbym rozbiorke Carnegie Hall?
Piękne! 😀
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=fZvMWoX3yOU
Panie Romku (22:41), piekne!! 😀
To chyba pierwszy znany mi przypadek „break and exit”.
Czasy przede wszystkim byli niewinne.
Drżę na myśl, co się będzie działo 22 września w FN.
Dzień dobry 🙂 Jacy oni jeszcze młodzi w tej Pobutce 🙂
Takich bohaterskich historii jak Romka ze swojego życia koncertowego nie pamiętam. Jedyne, co trochę może to przypominać, to zbiorowe wdzieranie się, niemal wyważenie drzwi do warszawskiej katedry na Jutrznię Pendereckiego…
Kiedy Paco grał w Filharmonii (początek lat 90.) byłem na próbie dla dziennikarzy i fotografów. Po zakończeniu próby jakoś z kolegą zapomnieliśmy wyjść, zresztą bardzo miło spędzając czas do koncertu w kawiarence dla muzyków na zapleczu.
Czasy wtedy też, jeszcze, byli niewinne, bo FN była upakowana na równo, włącznie z środkową i bocznymi nawami. Dziś już p-poż na to nie pozwala (czy może raczej jest surowiej egzekwowane).
Ja sam wlasciwie nie moge uwierzyc, ze kiedys takie numery odstawialem, ale tak rzeczywiscie bylo. Mialo sie fantazje i wlasciwie malo do stracenia. Dzis prawdopodobnie, z racji pozycji jako recenzent( a czasami nawet jako krytyk, jesli koncert jest wyjatkowo podly) posiadam wiecej przywilei, ale tez nie widze artystow , dla ktorych wartoby cos podobnego wyczyniac. Byc moze dopiero generacja po mnie uzna, ze zylem w godnej pozazdroszczenia erze, kiedy na naszej planecie obecni byli tacy artysci jak P.A., albo L.L.: na razie wydaje mi sie , ze z ich powodu to raczej mozna sobie wlosy z glowy wyrywac, niz zamki z futryny, na Dress Circle w Carnegie Hall….
Pliki z materialem muzycznym juz w drodze do Pani Kierowniczki, ktora wg swego uznania rozdzieli „dobra”( albo lup) swoim fredzelkowiczom.
Wróciłam z wystawy.
Tutaj pisał o niej w „Polityce” Piotr Sarzyński:
http://www.polityka.pl/kultura/aktualnoscikulturalne/1549079,1,malarskie-dokonania-rodziny-brueghlow.read
(oczywiście jest tam błąd, bo wystawa jest nie w Galerii Miejskiej, ale w Muzeum Historycznym)
A ja od siebie:
Ta wystawa rzeczywiście jest wyjątkową okazją właśnie dlatego, że w większości obrazy te pochodzą ze zbiorów prywatnych. Oczywiście żal, że najgenialniejszego seniora rodu praktycznie nie ma (to, co pretenduje do niego, w ogóle go nie przypomina; jest jego nauczyciel van Aelst i jest jego wielki poprzednik – tak się dziś uważa – Bosch, ale z mało znanym obrazem Siedem grzechów głównych – nie tym powszechnie znanym z Prado, ale innym, dość topornym w przedstawianiu ludzi – młodzieńczym? Z Breughlów jest cała masa Pietera Młodszego, Janów Starszego i Młodszego oraz innych przedstawicieli, lepszych i gorszych. Z reguły ci starsi bardzie utalentowani od młodszych. Jan Starszy (Aksamitny) zachwyca nie tylko konwencjonalnymi kompozycjami kwiatowymi (niektóre okalają np. obraz Madonny czy pejzaż), ale maleńkimi pejzażykami, naprawdę pięknymi. Jan van Kessel starszy z kolei malował motyle w dużych ilościach.
Wszystko jednak jest w cieniu Tego, Którego Nie Ma, a którego właśni synowie nie zdążyli poznać, bo urodzili się na parę lat przed jego śmiercią. Co ciekawe, fachu obu chłopaków nauczyła ich babka, Mayken Verhulst. Cherchez la femme – i zawsze się znajdzie… 😉
Tak więc jeśli ktoś przed 30 września będzie we Wrocławiu, niech zajrzy – warto.
Te reprodukcje, które są przy zlinkowanym powyżej artykule Piotra, są zupełnie nieprawdziwe, jeśli chodzi o kolory.
Tutaj jest reportaż tvp, ale nie wiem, czy tylko u mnie coś jest nie tak z dźwiękiem…
http://www.tvp.pl/wroclaw/inne/reportaze-felietony-i-filmy-dok/wideo/rodzina-breughelow/11976478
Linka wyświetla, że filmu nie ma.
No więc tak. Też się pocieszam, że było warto tłuc się pociągami dwa dni, bo z kolekcji prywatnej, ale czuję sie jednak oszukana.
Natężenie wątków pobocznych, nie majacych nic wspólnego z malartswem, którego człowiek spodziewa się po nazwisku, jest zbyt duze.
Wiadomo, że przy okazji wystawy znanych mistrzów upycha sie inne dzieła z epoki, jakoś z tematem powiązane, ale tu jest dokładnie odwrotnie.
Dla mnie spokojnie zestawy kwiatów w róznych konfiguracjach mozna było pominąć i część kopii tego samego obrazu.
Wyszłam rozczarowana, gdyby wczesniej można było podejrzeć, co jest prezentowane na wystawie, to lepiej bym zrobiła poświęcając dwa dni na obejrzenie części Muzeum Narodowego w Warszawie.
To tyle o wystawie.
Z pobytu byłam zadowolona, bo nie byłam wcześniej we Wrocławiu, ale to temat na inne opowiadanie.
W sprawie plikow polecam sie pamieci Pani Kierowniczki 🙂
Chcialbym tu zauwazyc, z wrodzonym sobie brakiem taktu 😉 , ze Pieter starszy pisywal sie bez h; dopiero synowie wlozyli sobie te literke.
http://nl.wikipedia.org/wiki/Pieter_Bruegel_de_Oude
Dwa lata temu, zima, na festiwalu filmowym w Göteborgu / Szwecja ogladalem film Lecha Majewskiego (wspolautor Michael Francis Gibson) o Pieterze Breughlu „The Mill and the Cross” na kanwie obrazu „Droga na Kalwarie” w roli Pieter Breughla Rutger Hauer, Michael York gral bankiera Jonghelincka a Charlotta Rampling jako Maria.
Jeden z przyjaciol Pietera Breughla a mianowicie geograf Abraham Ortels mial powiedziec, ze Breughl de Oude „multa pinxit quae pingi non possunt” – wiele rzeczy malowal, ktorych nie mozna bylo namalowac”
Na tym monumentalnym dziele Breughla jest ok 500 postaci. W koncu filmu Majewski przedstawia caly obraz. Film byl w kooprodukcji polsko-szwedzkiej.
W Polsce miał tytuł ‚Młyn i krzyż’ http://www.youtube.com/watch?v=KCNVQV5uw3g
Jest i cały film w wersji angielskiej, ale w jakości 240, to barbarzyństwo.
Tu można w HD obejrzeć fragment.
Wg wikipedii Pieter Starszy utrącił h w swoim nazwisku 10 lat przed smiercia, a synowie zachowali nazwisko oryginalne 🙂
Mlyn i Krzyz byl na TIFF (Festiwal filmowy w Toronto) dwa lata temu. A jakze, bylismy, widzielismy i bardzo nam sie podobalo.
Rutgera Hauera pierwszy raz widzielismy w roli cyborga w Bladerunner – wiele lat temu. Co za ewolucja rol aktorskich!
🙂
a w najblizszy piatek i sobote u nas w filharmonii/Konserthuset, Göteborg/
Leonidas Kavakos dyryguje Musorgskiego „Obrazki z wystawy” a takze ten gra na skrzypcach
Beethovena „Tripple concerto” z Enrico Pace – piano i Claesem Gunnarssonem – cello. W programie tez uwertura do „Die Geschöpfe des Prometheus” Beehovena, ktora chyba mam gdzies w nagraniu Sony z dyr.Kentem Nagano z orkiestra z Montrealu.
A ten Leonidas Kavakos…to rzeczywiscie ciekawy artysta!
@pietrek
z Kanadyjczykow bardzo lubie Xaviera Dolana – jego obraz „Laurence Anyways” to dzielo, ktore ogladalem z wielka uwaga – podobnie jak poprzednie dwa filmy tego rezysera, aktora, scenarzysty, producenta – chyba trzy nagrody w Cannes . U nas cieszyl sie wielka popularnoscia na ostatniej Pride Parade.
utwor muz. z filmu „Laurence Anyways
https://www.youtube.com/watch?v=UMPC8QJF6sI
Pryzjemnego wieczoru 🙂
Dzien dobry, czy moglaby Pani przyblizyc pomysly stworzenia opery o Bengalskim- Grodzkiej? Librecista jest juz znany, niejaki mr. Pacewicz, a kompozytor? dziekuje.
Re ozzy
Jezeli idzie o kanadyjskich rezyserow to, przynajmniej w naszym stadle, kroluje Deepa Mehta – Elements Trilogy etc
Pryzjemnego wieczoru
Dzieki 🙂
Pryzjemnego wieczoru
Dziekuje – nawzajem!
Pani Kierowniczko:
„linki”* VH juz podeslane, pora kolportowac….
Jak sie panstwu fredzelkowiczom spodoba, to sie tego materialu dosle wiecej. Milego sluchania zycze!
* czy jest polski odpowiednik slowa „link”?
Dobry wieczór 🙂
Nie ma chyba polskiego odpowiednika tego słowa.
Roześlę – pozwólcie – na spokojnie, po powrocie do domu. Muszę przede wszystkim listę zrobić 🙂
Ulka – witam. No przecież wyraźnie w tej nocie gazetowej jest napisane: Antoni Komasa-Łazarkiewicz. Znany z muzyki filmowej do filmów swojej rodziny.
A poza tym p. Grodzka, kiedy była mężczyzną, nazywała się Bęgowski, a nie Bengalski.
Odnośnik albo odsyłacz
http://www.kurshtml.edu.pl/temat.php?q=odno%B6nik
A używa ktoś tych słów w tym znaczeniu? 😯
Muzykalnego kota spotkałam:
http://www.youtube.com/watch?v=qYXH_lll7W8
Tak, może nie potocznie, ale „odnośnik do strony” jest raczej ogólnie zrozumiały.
Odnośnik kojarzy mi się raczej z przypisem.
Ten Bengalski to pewnie miał być Żorż, konferansjer w teatrze Varietes, Moskwa. 🙂
😀
MT7, Pietrek
„Młyn i krzyż” Majewskiego jest dostępny również w bardzo dobrej jakości na Blue Ray Disc, można nabyć np na Merlin.pl (66.50PLN). Przez kina w Polsce film przemknął tak, że nie byłem w stanie obejrzeć i poznałem go dopiero po zakupie krążka BD z ww źródła. Warto było to kupić, film robi duże wrażenie, polecam, na pewno będę do niego wracać.
Jest to mój pierwszy „występ” na Dywanie, chociaż jego czytelnikiem jestem od dość dawna. Serdeczne gratulacje dla P.Kierowniczki z okazji niedawnego jubileuszu z życzeniami wielu następnych rocznic oraz muzycznych (i innych artystycznych) przeżyć.
Podróżnik – witam 🙂 Ja też nie zdążyłam na ten film w kinach, a dużo o nim słyszałam dobrego.