WOK: nowe otwarcie
Przedstawiam teraz to, co opowiedział mi dyr. Jerzy Lach na temat najbliższej przyszłości Warszawskiej Opery Kameralnej. A co z tego wyjdzie – wszyscy zobaczymy. Na razie zapowiada się ciekawie.
Po dwóch trudnych latach opera już wyszła z długów. Była restrukturyzacja, zmiana regulaminów pracy. Zwiększyła się dotacja Urzędu Marszałkowskiego: na bieżący rok wynosi 16 450 ooo zł. Dodatkowe dotacje celowe od MKiDN, IMiT oraz wsparcie sponsorów, jeśli się załatwi. Teraz są plany pewnych strukturalnych zmian.
Od nowego sezonu WOK ma się opierać na czterech głównych filarach (a każdy z tych filarów będzie miał osobnego lidera, nie będzie więc szefa muzycznego całości). Pierwszym ma być barok, gdzie kluczową osobą będzie Lilianna Stawarz. Władysław Kłosiewicz będzie nadal szefem muzycznym MACV. Co jakiś czas będą wznawiane kolejne tytuły z barokowego repertuaru WOK. W marcu wraca Dydona i Eneasz, w maju Orfeusz Monteverdiego. Regularne już są koncerty w Studiu im. Lutosławskiego, we współpracy z radiową Dwójką. W następnym sezonie jest zamiar wystawienia Pigmaliona Rameau w inscenizacji estońskiej reżyserki Margo Zalite.
Drugi filar to oczywiście Mozart. I tu najbardziej zaskakujące wiadomości. W tym roku jubileuszowy, 25. festiwal, więc powrót do idei wystawienia wszystkich dzieł scenicznych Mozarta, jest też pomysł „25 koncertów na 25-lecie”. Nową inscenizację ma w tym roku otrzymać Wesele Figara, w koprodukcji z Operą Lwowską, w reżyserii Wasyla Wowkuna (we Lwowie też ma być grane). Ta edycja ma zamknąć dotychczasową formę festiwalu, a od 2016 r. ma być nowe otwarcie, któremu ma patronować… Marc Minkowski jako szef muzyczny. Projekty są ambitne, festiwal ma wyjść z siedziby WOK i szukać nowych miejsc, ma być bardziej otwarty na świat. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Jest też nadzieja, że zdarzy mu się od czasu do czasu poprowadzić MACV – oby!
Trzecim działem będzie Scena Marionetek, która jeszcze nie ma szefa, ale być może będzie to Lesław Piecka, ten sam, który jako młody człowiek uruchamiał tę scenę za czasów dyr. Sutkowskiego. Marionetki szukają jeszcze swojego miejsca (na razie grają w siedzibie WOK; kolejną realizacją ma być La serva padrona). Z pomieszczenia w Pałacu Kultury, o którym była wcześniej mowa, nic nie wyszło – rzecz rozbiła się o jakieś biurokratyczne przepisy.
Wreszcie dział muzyki nowej, czyli Off Opera. W jego ramach – wystawianie zamówionych przez teatr dzieł (pieniądze z IMiT w ramach programu Zamówienia Kompozytorskie). Jeszcze w tym sezonie, w kwietniu, premiera Operetki wg Gombrowicza autorstwa młodego kompozytora Michała Dobrzyńskiego; wyreżyseruje ją sam dyrektor, a w głównych rolach m.in. Anna Radziejewska (Księżna), Jak Jakub Monowid (Fior), Barbara Zamek-Gliszczyńska (Albertynka). Kolejną premierą w grudniu ma być Orfeusz Dariusza Przybylskiego w reżyserii Natalii Kozłowskiej. Na kolejny rok przewidziany jest Immanuel Kant Leszka Możdżera według sztuki Thomasa Bernhardta oraz Bal w operze według Tuwima autorstwa Zygmunta Krauzego.
Oczywiście nadal będą prowadzone działania edukacyjne (nad którymi ma pieczę osoba do tego najlepsza, bo Violetta Łabanow). Powróci też – już tradycyjnie jesienią – Scena Młodych, z której najlepsze spektakle wejdą do repertuaru WOK. Zespół będzie też wyjeżdżał za granicę – odnowiono kontakty z Japonią, podtrzymywane są z Estonią i Ukrainą. Scena Marionetek jest już zapraszana do innych miast Polski.
Komentarze
Z innej beczki: dostałam właśnie wiadomość, więc dzielę się:
http://multikino.pl/pl/wydarzenia/opera-i-balet/program-oper-i-baletu-hd-2015
O, będą nie tylko opery, ale i „najwyższej jakości spektakle teatralne”. Że też mi nigdy nie przyszło do głowy napisać, że byłam na najwyższej jakości koncercie. Ewidętnie nie nadanżam. 🙄
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Byłam tam, w Salzburgu, za kulisami tego teatru 🙂 Bardzo było ciekawe podejrzeć, jak to się robi – a dość to skomplikowane, po parę osób steruje jedną marionetką.
To było w dzień 250. urodzin Mozarta i wszystkie kulturalne placówki w mieście wpuszczały publiczność na swobodne zwiedzanie i grały za darmo. Poza oczywiście uroczystym wieczornym wielkim koncertem w Festspielhaus, ale to już inna bajka.
Warszawiacy nie mają na co narzekać, jeśli chodzi o wydarzenia muzyczne. U nas w Trójmieście filharmonia dużo straciła po zwolnieniu Kaia Baumanna. W zeszły piątek byłem tam po raz pierwszy od 2012, a wcześniej bywałem tam kilkanaście razy w sezonie. W operze mamy bardzo konserwatywny repertuar, zostają jedynie festiwale. Ale i tu jest o wiele gorzej, niż kilka lat temu.
dzień dobry;
wszystkie filary intrygujące, ale filar 2 i 4 – moje ulubione 🙂
a po „Tempest” [ ale… to już inny filar 🙂 ] raduje mnie dziś też wielce kolejny ruch mistrza – „Shadows In the Night” mianowicie. nazwany dziś bardzo precyzyjnie przez Pana Mirka Pęczaka. podszyci piosenkarskim blichtrem wydają się być przy tym poprzednicy, a niektórzy przecież też wielcy… jakby stary, mądry przyjaciel siadł w kąciku spokojnego domu i sobie i nam zanucił… tym razem nie swoje, ale jak swoje!
podpisuję się też, by hejt gonić grzecznie, acz bezwzględnie. 🙂
Straszniem zapracowana, więc i niewiele się udzielam na blogu (dwa wywiady pod rząd plus jeszcze inny tekścik), ale też muszę powiedzieć, że współczuję Trójmiastu – w filharmonii, choć ładna, niewiele się dzieje.
Pierwszego filaru oczywiście najmniej. Do czego by to było podobne, gdyby z zamrażarki wyjęto więcej niż dwie opery? Ludziom by się w głowach poprzewracało. Wiązanki arii i wykony sceniczne to, bardzo przepraszam, mam w domu i lepsze.
Ale nie narzekam. 😎
Ja bardzo tu liczę na Liliannę Stawarz, która jest nie tylko wspaniałym muzykiem, ale też osobą sprawniejszą organizacyjnie niż mój ulubiony Władysław Kłosiewicz, który ma głowę w obłokach i to jest cudowne, ale tu trzeba trochę nogami po ziemi jednak. Dyr. Lach wspomniał, że przez jej obecność liczy na współpracę jej stowarzyszenia z WOK, co moim zdaniem byłoby bardzo pożądane. Mam więc nadzieję, że to wszystko się rozwinie bardziej – dyrektor też jest świadomy, że to ważne. Zobaczymy.
Łódź ma cośkolwiek lepiej niż Trójmiasto – FŁ ustawiła do końca sezonu naprawdę ciekawy repertuar . Co będzie w drugiej połowie roku oczywiście nie wiadomo. Ja sam „bookuję się” jeszcze na 9-10 koncertów a już jestem po jakichś 6-7 nie licząc transmisji z MET. Troszkę organów nowych posłuchamy, które są hmmm… Sezon jednakowoż nie będzie stracony ( była taka książka Jerzego Urbankiewicza o łódzkim życiu teatralnym „Sezon w Łodzi nie zaszkodzi”) nawet jeśli przyznać, że ostatni Festiwal Tansman właściwie przeleciał obok bo nie było za bardzo w co zęby wbić. W TW trochę gorzej, ale ” Straszny Dwór” zobaczę już w lutym a na kwiecień zaplanowałem „Cyrulika”. Miałem nosa mijając „Holendra” – może za jakiś czas jak się ogarną. Moja zasada żeby nie chodzić na premiery teatralne się zasadniczo sprawdza. Mimo wszystko spektakle w TW idą przy 98% frekwencji a zapełnić salę na 1100 miejsc w dzisiejszych czasach w Kominogrodzie to nie jest sprawa prosta.
Kai Bumann został przez Łódź podkupiony w tym sensie, że na wiosnę ubr. mieliśmy Pasję Janową Bacha całkiem niezłą, na Boże Narodzenie Mesjasza Haendla (gdy publiczność gremialnie wstała na słynne Hallelujah1 Bumann był prze-szczęśliwy) a na najbliższą Wielkanoc dostaniemy Pasję Mateuszową Bacha. W międzyczasie zaś na Jubileusz 100-lecia Filharmonii Łódzkiej Stworzenie Świata Haydna – wszystko pod dyr. Bumanna i przy udziale solistów WOK. W tym sensie Łódź pomaga Warszawie.
Nie podano powodów dymisji Baumanna, ale moim zdaniem nie mógl się dogadać z dyrektorem Peruckim, który chciał zmienić filharmonię w salę do wynajecia na rózne wątpliwe imprezy, a muzyka miała tylko za bardzo nie przeszkadać. Tym cieżej to znieść, bo kończył pobyt w Gdańsku kompletem symfonii Mahlera, a teraz nie ma tu prawie nic ciekawego. Mogę tylko pogratulować Łodzi świetnego dyrygenta.
Bumann – no, może prochu nie wymyśli, a do dawniejszych rzeczy w ogóle nie bardzo się nadaje (ciężki, niemiecki styl, co zwłaszcza trudno się znosiło z MACV), ale w XIX w. ujdzie.
W Łodzi głównym dyrygentem jest Daniel Raiskin – niezły. Ale bywa z przerwami.
@ macias1515 – na Festiwalu Tansmana byłam na koncertowym wykonaniu dwóch jego dzieł scenicznych (co zresztą tu opisałam) i było całkiem ciekawie. A 15 lutego polska premiera IV Symfonii Góreckiego – może się zobaczymy? Ja przyjeżdżam w każdym razie 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=6LppXXQmxsk
Czy spotkamy się w tym roku? 😉
Po zerknięciu za sprawą krakusa na zapowiedzi MP (mocne!) zajrzałem, co też tym razem przedwielkanocnie proponuje Warszawa.
Cóż, na coś się pewnie pójdzie – są Monteverdiańskie Nieszpory pod Pearlmanem, jest koncertowe (lepsze takie niż żadne) wykonanie The Turn of the Screw; ciekawe swoją drogą, jak to wyjdzie…
Tylko gdzież, ach gdzież się podziała – tak szumnie zapowiedziana rok temu – Sol Gabetta?
Pobutka.
Gabetta była w zeszłym roku na Wratislavii 😉
Dzień dobry! 🙂
Myślę, że spotkam się i ze ścichapękiem w Warszawie, i – potem – z krakusem w Krakowie. Tradycyjnie.
Wczoraj wyskoczyłam na koncert i wróciłam jakoś tak otumaniona nagłym śniegiem, że już nic nie wspomniałam na blogu, a było warto. Na Zamku Królewskim – zarazem inauguracja kolejnego Międzynarodowego Konkursu Wiolonczelowego im. Witolda Lutosławskiego i część festiwalu Łańcuch XII. Nowy byt orkiestrowy, jaki się pojawił tamże, nazywa się Chain i został zmontowany przez Andrzeja Bauera (tym razem występującego jako dyrygent) z młodych absolwentów i studentów UMFC. Piękny program, ułożony przez Bauera wokół delikatnych wiązek dźwiękowych, które pojawiają się kolejno w Ohoi Giacinto Scelsiego, Belle de nuit z Chantefleurs et Chantefables Lutosławskiego oraz Pomiędzy odpływem myśli a przypływem snu Agaty Zubel, z jej udziałem oczywiście. To piękny utwór, którego jeszcze dotąd nie słyszałam – był grany wcześniej na Festiwalu Prawykonań w Katowicach. Po przerwie Ramifications Ligetiego ciągnęły temat wiązek dźwiękowych, Voile Xenakisa w kontraście opierały się na mocnych akordach zaskakująco czasem zestawionych, wreszcie na koniec wielkie złagodzenie – Cantus in memoriam Benjamin Britten Pärta. Grupę skrzypiec prowadził Krzysztof Jakowicz, w wiolonczelach zmieniali się Bartosz Koziak, Magdalena Bojanowicz i Mikołaj Pałosz. Andrzej Bauer chciałby montować jakieś dalsze projekty, zrobić z zespołu rodzaj sinfonietty jak Klangforum Wien czy London Sinfonietta. Zobaczymy, czy mu się uda, trzymam w każdym razie kciuki, a że nie jest to typ rasowego dyrygenta (jak to się okazało z Markiem Mosiem, gdy odłożył skrzypce) – trudno, jest za to znakomitym muzykiem, który, jak się wydaje, ma charyzmę wśród młodzieży, więc może się uda.
Była transmisja w Dwójce, może ktoś słuchał?
A w FN cykl, który – momentami – zadowoli nawet Wielkiego Wodza 🙂
http://filharmonia.pl/edukacja/aktualnosci/4-x-4-czyli-skrocona-historia-kwartetu
Witam ponownie. No – niestety 15 lutego odrabiam zaległość „straszno dworcową” w TW co miałem wcześniej załatwiane (TW tak mało gra że trzeba z dużym wyprzedzeniem) a z obchodów Jubileuszu FŁ będę tylko 13-go na w/w Stworzeniu Świata (a 14-go jeszcze transmisja -sam nie wiem sławnej czy osławionej – „Jolanty/Zamku Sinobrodego”) i 20-go lutego uslyszeć nowe organy w symfonii Saint-Saensa. Co prawda już je słyszałem – 8 stycznia w I Symfonii Alexandra Guilmanta – ale jakoś nie zdołałem sobie wyrobić opinii…
Owszem, momentami zadowoli. Tak przypuszczam. Z tego powodu zaszczycę punkty 1 i 3. 🙂
Słowo wprowadzające jako zniosę, obiecuję. Gdyby panie postarały się streszczać, będę wdzięczny. Gdyby odwaliły robotę raz i już nie wyłaziły po przerwie, mogę nawet powstrzymać się od sarkazmu. 😎
Drodzy Przyjaciele – Szanowni Członkowie Akademii Fonograficznej ! Płyta z premierowym nagraniem Kwintetu smyczkowego „Kartki z nienapisanego dziennika” Krzysztofa Pendereckiego oraz z Kwintetem smyczkowym G-dur op. 77 Antonina Dworzaka przez to że wydawca nie uznaje tego typu plebiscytów, nie została zgłoszona do żadnej z prestiżowych, światowych nagród fonograficznych… Fakt, że aspiruje do otrzymania nominacji w kategorii „Album roku muzyka kameralna” w konkursie „Fryderyk 2015” jest pomysłem samych wykonawców czyli muzyków Kwintetu Śląskich Kameralistów. Po prostu uważamy, że arcydzieła kameralne Mistrzów Pendereckiego i Dworzaka w naszym wykonaniu zasługują na Wasz głos o co bardzo prosimy !!!
Pobutka.
W końcu nie będę off topic:-) Byłam wczoraj właśnie, na chyba pierwszej w tym roku, operze WOK w Studiu Lutosławskiego. A był to też w ogóle mój pierwszy kontakt z WOK. Bardzo różnorodne wrażenia mam. Najpierw musiałam się trochę przyzwyczaić, bo zdałam sobie sprawę, że do tej pory słyszałam Händla na żywo głównie na festiwalach, w wykonaniu najlepszych europejskich zespołów muzyki dawnej. ‚Musicae Antiquae Collegium Varsoviense’, choć rozumiem, że zmierza w tym kierunku, gra chyba jednak wciąż, jak by to powiedzieć, współcześniej. Z orkiestry najbardziej podobała mi się sekcja wiolenczelowo-kontrabasowa. To pewnie bardzo subiektywne, ale wydaje mi się, że z największym zaangażowaniem.
Natomiast jestem pod dużym wrażeniem chóru, bardzo energetyczny, nadający dynamiki temu przedstawieniu. I świetna rola Acisa (p. Aleksander Kunach), bardzo dobry, silny, pełen wyrazu głos. Nawet gdyby z libretta nie wynikało, że mam nam być żal Acisa i tak to przedstawienie byłoby jego.
Uważam, że współpraca między WOK a Studiem PR II, to bardzo dobry pomysł. Też ze względów popularyzatorskich. Mentalnie trudniej wybrać się do Opery, bo może kojarzyć się z koniecznością wchodzenia w określone konwenanse np. odpowiedniego stroju. A tak, dla tych którzy nie wiedzą, to dobre miejsce, żeby sprawdzić, czy chcą się dalej zaprzyjaźniać z operą. Choć dla muzyków relacja jest chyba odwrotna. Prawdopodobnie trudniej występuje się bez tej otoczki szlachetnej dawnej architektury i kostiumów. Wszystko trzeba oddać w muzyce. Ale cieszę się, że poszłam. Nie będę narzekać, że było tylko pół sali zapełnione, bo właściwie, dlaczego się martwić, że ludzie nie chcą korzystać z kultury. Niech oni się martwią:-)
Dzień dobry 🙂
Ja ciągle uziemiona spisywaniem i opracowywaniem wywiadu, więc do Studia im. Lutosławskiego się nie wybrałam, trochę żałuję.
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie jakoś nie przychodzą za bardzo do tego Studia, choć to najlepsza sala w Warszawie. A pamiętam czasy, kiedy przychodzili. No, ale wtedy dużo działo się rzeczy naprawdę fantastycznych. Teraz jest różnie, ale dobrze, że w ogóle coś jest 😈
Widzę, że chadzamy ostatnio z Frajdą na te same koncerty… To prawda, warto było wczoraj przyjść; choć z solistów na pierwszym miejscu wymieniłbym jednak rewelacyjną Annę Mikołajczyk – oczywiście w roli Galatei.
A ja miałam wczoraj iść, ale korporacja mnie nie puściła. 🙁
Niedobra korporacja! Fuj! 😈
http://csermelyblog.tehetsegpont.hu/sites/default/files/image/rangletra(2).jpeg
(wiem, stare, ale ciągle działa)
Dlaczego ludzie nie przychodzą do S1, to raczej łatwo wytłumaczyć. Repertuar jest, powiedzmy, taki sobie, można przeżyć bez tego. Jednemu się coś spodoba dwa razy w roku, drugiemu nic, w każdym razie nie dzieje się nic takiego, co by spowodowało pospolite ruszenie, jak dawniej. A skoro tak, to wchodzą czynniki urbanistyczne, mówiąc ogólnie. Sala jest położona pośrodku niczego, jak jakiś sklep z materiałami budowlanymi. Nie ma miasta wokół, tylko hektary komunikacji i wymarłych wieczorem biur, wchodzi się przez furtkę koło szlabanu, jak do obiektu tajnego, prosto na parking. Nie ma nic zachęcającego, dopóki się nie wejdzie przez drzwi do środka. Kto przyjedzie samochodem, czeka go miłe poszukiwanie miejsca. Kto metrem, dyma pół kilometra przez dzikie pole. Po prostu się odechciewa, i tyle. Gdyby taka sama sala z takim samym repertuarem stała w mieście, przy normalnej ulicy z normalnym życiem, to by się czasem chciało, a tak – nie chce się. 😎
Jeżlikto wybiera się w najbliższym czasie na „Oniegina” do Wrocławia,a jest zainteresowany także sztukami plastycznymi (konkretnie twórczością z pogranicza fotografii i malarstwa),to bardzo namawiam na wystawę w Muzeum Narodowym – jest jeszcze do 15.02. Inspiracją dla artystów tworzących w szlachetnych i trudnych technikach fotograficznych (guma arabska,odbitki solne,fotografia otworkowa itp.) była praca wybitnego lwowskiego fotografika Henryka Mikolascha z 1914 roku : https://www.youtube.com/watch?v=mQ5w4kFpQkU
To ja się wybiorę, jak przyjadę na Akademię Haendlowską. 🙂
Wódz słusznie prawi względem tych uwarunkowań terenowych.Jeśli taka instytucja nie jest „po drodze” (ot, przechodzimy to wejdziemy,zobaczymy co też tu grają/pokazują,może nie będzie aż tak nudno, jak nam się dotąd wydawało, poza tym szwagier mówił,że to sala ze świetną akustyką, a szwagier się zna),to trafią do niej tylko stali bywalcy. A przy nadprodukcji różnych-różnistych atrakcji kulturalnych stałych bywalców też jakby mniej.Tak to kiedyś tłumaczyłam ludziom,którzy uważali,że nowy gmach filharmonii we Wrocławiu należałoby postawić na obrzeżu miasta,żeby ożywić je kulturalnie 🙂
Jeszcze na temat jutrzejszego „Oniegina”- jeśli sądzić po załączonych obrazkach, to raczej nie będzie to inscenizacja obrazoburcza 😉
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/5,35751,17366634,W_Operze_po_rosyjsku__Oto_Oniegin__ZDJECIA_.html
O,to rozumiem,że na jutrzejszy spektakl z Dwoma Panami A.R. Kierownictwo nie dojedzie 🙁
No jak nie dojadę – pewnie, że dojadę, tylko czasu na dodatkowe programy nie będzie, bo w tamtą stronę pendolinem po 13., a z powrotem rano po 11.
To do zobaczenia? 🙂
No i znowu się narażę Ścichapękowi, i znowu będzie, że JedynyKoneser… etc., ale trudno : Kunach, Kunach, nade wszystko Kunach jako Acis wczoraj w WOK! Co do puch na sali zaś, to tyleż się dziwię, co nie dziwię – z jednej strony na taki repertuar to ludziska powinni frunąć na Woronicza na skrzydałach, ale z drugiej strony promocja żadna, więc skąd niby mają wiedzieć? Mam wrażenie, że była wczoraj taka stała,”rodzinna” WOK-owska publika, która „rozpuściła” się w o ileż większym audytorium S-1… Nad pozyskaniem nowych słuchaczy to trzeba by jednak trochę popracować, sam świetnie napisany program do koncertu pióra P.Maculewicza przecież nie wystarczy.
No to do jutra,Pani Kierowniczko 😀
Co się tyczy dojazdu i dojścia do Studia przy Modzelewskiego 59, to ostatnimi czasy jakoś nie narzekam, ale może też dlatego, że jeździłem tam jeszcze w znacznie cięższych – komunikacyjnie i ogólnie – czasach przedmetrowych; a że teraz wchodzi się przez furtkę koło szlabanu, to i tak duży postęp, bo od otwarcia S-1 w 1991 r. przez kilkanaście lat trzeba było dymać naokoło – via jedyne czynne (czyli główne) wejście.
Choć ogólne uwagi WW, jak zazwyczaj, trafiają w sedno, podobnie jak zalinkowany rysunek obrazujący, by ująć rzecz najdelikatniej, pecking order – może i stare, ale nie znałem…
O, zoś tym razem najwyraźniej po stronie (przynajmniej blogowej) większości, coś takiego…
@ Zoś – dziękuję! 🙂
Wracam z Tok FM, gdzie trochę trułam (w towarzystwie), ale jak kto ma wolną godzinę, to może odsłuchać 🙂
http://audycje.tokfm.pl/audycja/92
@ ścichapęk – jak trzeba było „dymać naokoło” Studia, to ja wtedy robiłam taką rzecz: póki ogrodzenie wokół TVP było siatką, po prostu przez nią przełaziłam możliwie najbliżej metra. Dziś sobie już nie wyobrażam takich gestów z mojej szacownej strony 😆
A co do Haendla – powiedziałabym: i Mikołajczyk, i Kunach! Tylko tyle, że nie słyszałam, ale gdybym słyszała, byłoby pewnie to samo 🙂
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Spokojna Pobutka na śnieżną sobotę:
https://www.youtube.com/watch?v=_Fl7ZSq6AzM
Artur Ruciński chory, Tomasz Rak będzie Onieginem we Wrocławiu.
No szkoda, ale ciekawe, jak p. Rak sobie poradzi. Swoją drogą w obsadzie byli jeszcze Mariusz Godlewski i Jacek Jaskuła, a Tomasza Raka nie było…
Zobaczymy, już zaraz. 🙂