Na Jesieni zabrzmiał Chopin
Naprawdę! Taki zwariowany rok, że nawet do siedliska awangardy zaszedł Fryc. A to za sprawą polsko-norweską. Organizatorzy Warszawskiej Jesieni ustalali z zapraszanym przez siebie zespołem Oslo Sinfonietta program występu i zaproponowali zamówienie utworu, podając gościom temat festiwalu: klawiatura. I to podobno sami Norwegowie, z dyrygentem zespołu Christianem Eggenem na czele, podrzucili pomysł chopinowskiego iwentu. Otóż najbardziej interesujący z młodszych pokoleń norweskich twórców, Maja Solveig Kjelstrup Ratkje, Ørjan Matre, Eivind Buene i sam Eggen, opracowali na nowo kilka mazurków Chopina. Zrobili to bardzo dowcipnie, z dużym wyczuciem i znakomitymi pomysłami instrumentacyjnymi. Po prostu świetnie się tymi mazurkami pobawili (jeden z nich zresztą łącząc z motywami z Griega), a pomiędzy nimi trio Poing (saksofon, akordeon, kontrabas) improwizowało swobodnie, ale też momentami w tanecznym duchu. Norwegowie mają zajęcia z folku w szkołach, muzyka tradycyjna jest dla nich czymś naturalnym, co czują i autentycznie lubią. Dlatego to tak atrakcyjnie wypadło.
Klawiatury… Było ich już w ciągu dwóch pierwszych festiwalowych dni całkiem dużo. Cztery fortepiany z orkiestrą na koncercie inauguracyjnym, w utworach Tomasza Sikorskiego (przepiękne Omaggio in memoriam Jorge Luis Borges) i Zygmunta Krauzego (prawykonanie nowego utworu Listy, utrzymanego w typowej dla tego kompozytora stylistyce), dwa w kompozycji Louisa Andriessena Haags Hakkûh (jak to u niego, atrakcyjne rytmy i harmonie; można posłuchać tutaj i tutaj). Także drugiego dnia na koncercie w Koneserze. Świetnie wypadło a più corde Pawła Szymańskiego w wersji przestrzennej: pośrodku fortepian, wokół sali osiem harfistek, z których każda ma jedną harfę dużą i drugą małą, strojoną mikrotonowo (w odległości jednej ósmej tonu od siebie; bez kompa nie razbieriosz), a słuchacz czuje się jak umieszczony w ogromnym mechanizmie pozytywkowym; niesamowite wrażenie. Ale mocny efekt miały też na tym koncercie utwory Rytisa Mažulisa, zwłaszcza z wirtualnymi klawiaturami – zagęszczone do nieprawdopodobieństwa fortepiany w rodzaju obłędnego perpetuum mobile w Clavier of Pure Reason i dziewięć klawesynów w Monad (oba utwory odtworzone z taśmy). Klawiatury sprzyjają wszelkiego rodzaju kombinatoryce.
Ale nie tylko klawiatury robią na tym festiwalu wrażenie. Jednym z tegorocznych odkryć, tak już mozna powiedzieć, jest trzydziestoletni czeski kompozytor Ondřej Adámek, który pokazał się nam w dwóch utworach: na inauguracji w orkiestrowym Dusty Husty Rush, maszynistycznym i futurystycznym, całkiem jak pamiętna Odlewnia stali Aleksandra Mosołowa, tylko z dodanym dalszym ciągiem, czyli zamknięciem fabryki, strajkami i ogólną degrengoladą, a na wczorajszym nocnym koncercie słynnego zespołu Les Percussions de Strasbourg w Soho Factory na Mińskiej – w kompozycji Fishbone, bardzo wysmakowanej brzmieniowo, co zresztą też wypływa z historyjki troche ideolo: o sardynkach, które pływają swobodnie w wodzie (i w wodzie zanurzane też są instrumenty – świetny efekt), by skończyć w puszce (suche, metaliczne brzmienia). Na tym koncercie wspaniały był też utwór Aera François-Bernarda Mâche’a, jak to u niego – bardzo wyrafinowany, z przepięknymi brzmieniami i wspaniałą dyscypliną formy. Aż, mimo późnej pory, nie chciało się spać.
A zaraz znów klawiatura – klawesyn (i to dobrze nam znany – Elżbiety Chojnackiej), akordeon i kolejne dwa fortepiany. Bardzo ciekawa ta tegoroczna Jesień.
Komentarze
Zawsze z ogromną przyjemnością czytam Pani artykuły 🙂
Swoją drogą, czy dotarł do Pani e-mail odnośnie Przemka Domańskiego?
Kciuk gigant przez wieczor caly. Wiadomo, dla kogo. DobraNoc
Pobutka (znowu spóźniona i zaspana).
Dowody zbrodni:
http://www.facebook.com/album.php?aid=237857&id=834719683&l=ea8fc3c3db
Bardzo, bardzo zaluje, ze nie moglam byc na tym koncercie. Warszawska Jesien nie moglaby byc transmitowana jakimis podniebnymi kanalami z wdziekiem i obrazem?
Jak znam życie, to w zimie też będzie Chopin 🙄
A w przyszłem roku czyja kolej? 🙂
Zgodnie z metryka Liszta 😉
Jeśli dobrze zrozumiałem swoje źródło 😉 , komputery służyły jako telepromptery. Po prostu każdy z wykonawców miał swojego mini-dyrygenta, żeby wszystko trzymało się razem.
Nawet jeśli instrument jest nastrojony niestandardowo, notację można zapisać „standardowo”, po czym nauczyć się grać, tylko dźwięki będą inne.
Tak był zapisany i tak grałem utwór Koyunbaba (Carlo Domeniconi). Gitara jest strojona w cis, a nuty są napisane na dwóch pięcioliniach – na jednej zapisane są faktyczne dźwięki, na drugiej tak, jak by instrument był nastrojony standardowo. Tak więc utworu można nauczyć się niejako motorycznie, zamiast zastanawiać się, w którym miejscu przestrojonego instrumentu znajduje się dany dźwięk.
Tyle merytoryzmu.
Wczoraj też było bardzo ładnie i mikrotonowo. Strasznie trzeba się napracować przy słuchaniu, bo uszy się buntują, ale ostatecznie bardzo ładnie.
Mantovani do kitu – hałas bez ładu i składu. Bortnowski „normalny” i na koniec bardzo piękny koncert fletowy pani Rotaru. Tyle powietrza i elegancji z finezyjną partią pana Caroliego, który trochę z wyglądu przypomina Buźkę z Bonda.
Wczoraj też dotarło do mnie jak dobrym zespołem jest AUKSO. Równo jak żyleta, a jednocześnie świetny dźwięk. Pan Moś dyryguje bardzo wyraziście i czytelnie, wszystko na miejscu, tam gdzie trzeba.
Ten Domeniconi jest w cis-moll.
Dzień dobry 🙂
Panie Jarosławie, witam 🙂 Mail, i owszem, przyszedł. Rzeczywiście z moim czasem jest ostatnio bardzo kiepsko… 🙁
Gostku, Buźka z Bonda by mi nie przyszła do głowy 😯
Fryzura, postura… 🙂 Tak jakoś nam się z kolegą skojarzyło…
Ale on jest ładny chłopczyk, bez aparatów nazębnych 😉
W sprawie merytoryzmu Gostka – ten proceder nie nazywa się przypadkiem scordatura i nie był wynaleziony 400 lat przed komputerem? 🙂
Tylko wysooooki strasznie. Na balkonie prawie w oczy mu patrzyłem 🙂
Scordatura to inne (od standardowego) nastrojenie instrumentu strunowego.
400 lat? Najwcześniejszy znany mi przykład to utwory Bibera, więc zgrubsza się zgadza. Czy ktoś przed nim? Nie wiem.
To co pisałem o notacji to po prostu ułatwienie w nauczeniu się utworu.
PK musiałaby się wypowiedzieć jak jeszcze laptopy miałyby ułatwić grę na inaczej nastrojonym instrumencie.
Wczoraj p. Chojnacka i cały zespół w Klawe jeździli pomiędzy nutkami wte i wefte i nikt laptopa nie potrzebował… Kwity partii klawesynowej po bożemu na papierze przyklejonym do estetycznego różowego kartonu. 🙂
Nie ułatwić grę, tylko strojenie. Nie laptopy, lecz specjalne ustrojstwa elektroniczne. Komp służył kompozytorowi (jak sama nazwa wskazuje 😉 ) do zaprojektowania tego wszystkiego 😈
No dobra, niech będzie 300. 🙂 I właśnie o notację mi chodziło, bo przestrajać mogli sobie i starożytni, ale cały dowcip był w zapisaniu tego normalnymi nutkami, które nie odpowiadają faktycznym dźwiękom. Coś w rodzaju tabulatury z użyciem uniwersalnych znaczków. Laptopy i cała reszta to taka modern tabulatura, nieprawdaż?
Ale oni gapili się w te laptopy cały czas, a za kulisami na monitorach była zwykła pięciolinia przeca. A Thinkpadów leżało jak mrówków tam (znaczy dziewięć ich było…
O tych kropkach nad nutami (coś jak w Szansie na Sukces) to przecież nie zmyślam, tylko tak mi powiedział człowiek. 🙂
strasznie trzeba się napracować przy słuchaniu
O! ja to bym się nie mógł skupić, żeby słuchać i pracować 🙄
ps
fajnego kota znalazłem, wszystko widać, wcale nie trzeba się napracowywać 🙂
http://icanhascheezburger.files.wordpress.com/2010/09/caption-this-picture-51.jpeg?w=490&h=468
Wot, przykrość z tym kotem. Taki młody, a już chyba coś strasznie zawalił, sądząc po minie i geście. 🙁
Eeee tam. Kicia przypomina
http://www.fantasyarts.net/raphaelcher.html
Bobiku, pamiętaj – kot jest tym bardziej winny, im bardziej niewinnie wygląda.
Kot, który wygląda na winnego/ zafrasowanego pewnie myśli o tym, co dostanie na kolację.
Aha, zaczynam rozumieć. A im bardziej kot wygląda na aniołka, tym bardziej diabła ma za skórą, tak?
Wlasnie teraz idzie audycja na Dwojce o Instytucie Muzyki i Tanca, i znowu wychodzi na to ze muzyka jest wazniejsza. Ja nigdzie o tej nowej placowce nie moge sie dowiedziec, moze ktos cos wie wiecej?
Słucham. I dalej wiem, że nic nie wiem, i inni też nie wiedzą. Miałam zająć się tym tematem, parę razy się do niego zabierałam, ale oba razy przerwano mi pracę 😯 Placówka dopiero się kształtuje, więc trudno coś powiedzieć.
Czy ktoś był na koncercie Oslo Sinfonietty w UMFC? Z drugiej ręki wiem, że ponoć akustyk się nie popisał i było słychać głównie przewracanie nut. Sam chyba w tym roku będę polegał wyłaćznie na relacjach JW Gospodyni Bloga tudzież Blogowiczów, bo akurat mam pieruńsko dużo własnych nutek do napisania… Może na Ereprijsów się wyrwę.
A dlaczegoż to Szanowne Kierownictwo nie zaszczyciło inauguracji sezonu koncertowego w S-1. Nioceniony łukasz orowicz przedstawił zrekonstruowany i wskrzszony po 150-ciu latach niebytu rodzynek w postaci opery Ignacego Dobrzyńskiego MONBAR CZYLI FLIBUSTIEROWIE. Nie jest to jakieś nadzwyczjne arcydzielo ale nie odbiega specjalnie poziomem od wspólczesnych mu kompozycji Meyerbeera, Adama czy nawet Webera, których reminiscencje w Monbarze są ewidentne. Na pewno jest godne stanąć w jednym rzędzie z operami Moniuszki. Z wielką przyjemnością słuchalo się pełnego entuzjazmu wykonania i obserwowania jaką frajdę wszystkim wykonawcą sprawia wspólne muzykowanie. Brawo Borowicz oraz Ewa Biegas!
To tak jak ja, tez nic nie wiem (nadal). Maslo maslane.
Ciekawe czy w Narodowy Instytucie Muzyki i Tańca będzie się szkolić kadrę menedżerską odpowiadająca za skuteczne prowadzenie najlepszych polskich orkiestr, zespołów czy wydawnictw muzycznych i oczywiście tanecznych. Takich menadżerów, którzy będą potrafili wprowadzić nasze zespoły do katalogów najważniejszych wydawnictw płytowych, na festiwale, organizować europejskie i światowe trasy koncertowe, podpisywać inne intratne kontrakty?
Właściwie to o czym ja mówię, przecież to wszystko ma już swoje miejsce…
A zatem po co powstaje taki instytut?
Pobutka.
PS.
Tereso — obawiam się, że transmisje z WJ są tylko na falach mózgowych, w przesyle telepatycznym 🙁
Węgrzy mają od lat bez dotacji w każdym mieście nawet po kilka IMiT – nazywa sie to tanchaz 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=LbpJVVHWJlc&feature=related
tanchaz! i od tego się wszystko zaczyna, może jeszcze upowszechnić należałoby święto wina, wszak nasze dożynki są takie jakieś statyczne, jak malarstwo figuralne 🙂
A tutaj znalazłem coś ciekawego:
http://www.dziennik.krakow.pl/pl/aktualnosci/kultura/1033108-jak-budowa-domu.html
Zauważy Pan, drogi Guciu, że na forum Trubadura też ani słowa o tym niezwykłym koncercie nie ma… Na e-teatr.pl – nic, nawet notki informacyjnej. Ciekawe, czy wpadli „patrioci” z Muzyki21…
Podobnie było dwa lata temu, gdy Borowicz dał na otwarcie sezonu pierwsze powojenne, warszawskie wykonanie Marii Statkowskiego, którą wystawiono w Polsce po wojnie – dwa razy (Wrocław 1965, Bytom 1989).
Słuchałem przez radio i były „burnyje apłodismienty” (na ucho – zasłużone), więc ktoś się jednak pofatygował.
No cóż : nul n’est prophète en son pays…
Sala była prawie pełna. Szczególnie udana była muzyka baletowa.
Sala S1 była „prawie” pełna? No, no…
„prawie pełna”
Eh…
Nie na takich koncertach bywało, że sala była „prawie pełna”.
Ja, szczerze mówiąc, zapomniałem o tej transmisji :blush:
Usprawiedliwiam się jedynie, że opera nie jest (ah, Panie Piotrze!) moim ulubionym gatunkiem muzycznym.
Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale pomysły wystawiania oper typu „Manru” w operze zawsze legły w gruzach, rozbijając się o koronny argument „bo kto na to przyjdzie”.
Poniekąd argument słuszny, ale przy odpowiednim marketingu kto wie?
Będę też ad mortem defecatam upierał się, że taką muzykę należy nagrywać i sprzedawać po przystępnych cenach w postaci plików przez internet razem z poligrafią do wydrukowania.
PAKu, dlaczego transmisje z WJ tylko na falach mózgowych? Wczoraj była transmisja na tych zwykłych falach, eterycznych.
Drogi Gostku – po pierwsze, Panu, jako Osobie Prywatnej, wolno lubić albo nie lubić. Zawodowcy mają inne kryteria, a przynajmniej – mieć powinni.
„Prawie” pełna – cóż, to bardzo nieduża sala, prawie jak kino dzielnicowe.
A w końcu jest tak : w prasie wielki krzyk, że media państwowe nie wypełniają misji. Ale kiedy wypełniają (wyłącznie dzięki niesłychanemu poświęceniu niektórych osób…), okazuje się, że są w Polsce artyści równi i równiejsi. Wiele by się tu dało powiedzieć, ale chyba lepiej, zgrzytnąwszy, zęby zacisnąć i robić swoje.
A w internet Monbar i tak pójdzie, o to jestem dziwnie spokojny.
PMK
Pójdzie w internet, ale mógłby pójść w odpowiedniej jakości, po bożemu, za godziwe pieniądze.
S1 jest dziwną salą. Trochę na uboczu, ale niebardzo. Niezbyt duża, ale też nie taka mała. Czasami na schodkach trzeba siedzieć, a czasami wiatr hula między fotelami.
Czyżby Koledzy-Krytycy bali się przeciągów?
Sprawiedliwy : p. Aleksander Laskowski na Kulturze Liberalnej.
http://kulturaliberalna.pl/2010/09/21/laskowski-dobre-brzmienie-dobrzynskiego/
Ale on, w pewnym sensie, miejscowy… Przyjezdnych zabrakło.
Wydaje mi się że był zasłużony „operomaniak” p. Józef Kański.
Pan Józef jest na operach zawsze 😀
A kochane radyjko poszłoby po rozum do głowy i robiłoby takie koncerty nie podczas Warszawskiej Jesieni, na której krytyka ma swoje obowiązki. Gdybym nie miała Jesieni, przyszłabym na ten koncert.
Imprez dużo, coraz więcej. Może nie da się pogodzić wszystkich harmonogramów tak, żeby nic nie nakładało się na siebie?
Trochę jednak jeszcze można się na siebie oglądać. Podobnie z konferencjami prasowymi: Jesień i Opera Narodowa przed sezonem zrobiły dokładnie tego samego dnia o tej samej porze 👿
Konferencja prasowa to już insza inszość.
Choć może to kwestia konkurencji?
„Jak ta dziennikarka z Polityki przyjdzie na naszą konferencję, to nie pójdzie na ich konferencję, więc napisze tylko o nas, a nie o nich.”
Poza tym chodziło mi raczej o harmonogramy artystów niż organizatorów.
Pani Doroto – myślę, że nie wszystko da się tak idealnie zestroić. Pamiętam taki dzień przed laty, gdzie Birgit Nilsson śpiewała Toskę w TW, Rubinstein grał w Łodzi, a Małcużyński w FN… Reszta – to kwestia wyboru, co dla kogo ważniejsze.
Ale od tego poważne gazety na świecie mają nie jednego, ale paru krytyków muzycznych. Nawet Le Monde i Le Figaro mają po dwóch, choć prasa francuska muzykę „poważną” traktuje skandalicznie. A już w prasie niemieckiej czy brytyjskiej całkowite przemilczenie takiego koncertu, jak radiowy Monbar, byłoby nie do pomyślenia.
Czy w Warszawie coś ciekawego będzie pomiędzy 6 i 10 października? Gdy zaglądam na strony z programami kulturalnymi, zgrzytam ze złości. Tak kiepsko działaja i pomijają to, o czym wiem, że jest. Ale nie dlatego pomijają, że wiem, tylko dlatego, że one nie wiedzą.
W październiku to głównie Konkurs Chopinowski 😉
No tak, 9 i 10 II etap, ale bilety na wiele sesji. Chyba to dla wielkich znawców. Ale rozumiem, że wtedy nie czas na inne imprezy muzyczne.
Stanisławie, 8 i 10 października jest „Pasażerka” Weinberga w Teatrze Wielkim.
Ach, no właśnie, 8 października premiera. Niewykluczone, że będę mogła kogoś zabrać.
Ja tez nie mam pojecia po co sie tworzy kolejny Instytut, najpierw sie laczy zeby pozniej rozdzielic?
Ja oprocz jakis zawiadomien ze minister mial cos tworzyc to stworzyl, to ja wiedzialam ale kto, jak, kiedy, po co i za ile nie mam pojecia.
Zreszta, chyba cos jest nie tak, skoro dzis obcina sie dotacje na biblioteki i bedzie mniej ksiazek, i do tego z drozszym vatem. Trudno jest zrozumiec polityke kulturalna w Polsce. Ja ogolnie mam wrazenie ze od czasow wolnej Polski, wszytscy zapomnieli o tym jak dbac o kulture i dzis to wyglada jak prowizoryczny namiot na weselna uroczystosc.
a to mnie zaskoczylo ( z linku ) :
”Dlatego pierwszym zadaniem instytutu będzie przygotowanie raportu – fotografii, pokazującej, jak wygląda życie muzyczne w Polsce, co się dzieje. Z raportu będą wynikały wnioski, które wpłyną na działalność instytutu. Będzie wiadomo, na co do tej pory nie było pieniędzy, albo na co nie pozwalała istniejąca formuła organizacyjna.”
Chyba to kazdy wie jaka jest sytuacja?
Droga Chiaranzano, droga Pani Kierowniczko.
Instytut Muzyki i Tańca tworzy sie razem, bo na razie nie ma zgody (pieniedzy?) na osobne. Oczywiście, wygląda na to ze znów Muzyka będzie ważniejsza, ale i tak dla środowiska tanecznego jest to wielki i troche nieoczekiwany (a wyczekiwany) krok naprzód. Mnóstwo na temat Instetytu, a przynajmniej na temat jego tanecznej strony można sie dowiedzieć z forum na portalu nowytaniec oraz ze specjalnej grupy google (z tym, ze tam trzeba się zarejestrować). O ile wiem jutro jest konferencja prasowa w ministerstwie gdzie o Instytucie będzie się mówiło, a ze swej strony moge dodac kto: za-cą dyr. instytutu będzie (miejmy nadzieję, ze postulaty srodowiska się spełnią) Joanna Szamajda, dotychczasowy pełnomocnik ministra w tej sprawie.
Po co Instytut jest tworzony? Ano m.in. po to aby zinstytucjonalizować (bez tego w Polsce ani rusz) taniec w naszym kraju. Wiadomo ze isteniją zespoły baletowe przy operach oraz taniec z gwiazdami i you can… a między nimi w ogólnej świadomości społecznej oraz władz, decydentów i „pieniązkodawców” jest dziura. Licznym teatrom tańca, grupom tanecznym, artystom-performerom jest potrzebna instytucja reprezentująca ich interesy i kierująca rozwojem tańca w Polsce. Dokładnie na zasadzie Instytutu Kinematografii, który jak wszyscy przyznaja – polskiej kinematografii sie przysłuzył. Poza tym trzeba: szkolić, przyznawać i rozdzielac granty (i fajnie aby robiły to osoby z tańcem związane a nie urzędnik który nie wie co to sa pointy, jazzówki albo podłoga baletowa i ile kosztują), dokumentować, analizować, zbierać, organizować, scalać, reprezentować, jednoczyć i co tam kto jeszcze chce
Gamzatti, dziekuje za informacje. Wiem jak to jest jak sie samemu wszytsko zalatwia zwlaszcza bedac tancerzem ale ja stracilam wiare juz w przychylne oko jakiejkowlwiek instytucji zwiazanej z kultura, kazda bazuje na polityce.
Nie znam tego forum, znam tylko forum balet. pl ale tam nie mozna niczego sie dowiedziec, temat ugrzazl w miejscu.
Mój sceptycyzm wobec idei Instytutu jest pomiędzy ogromny a olbrzymi. Po godzinnej audycji – po której spodziewałem się, że przynajmniej w ogólnym zarysie moje wątpliwości ograniczy – wiem, że mój sceptycyzm… da capo. Czyli kaput.
Odpadłem, gdy usłyszałem, że pisząc w pocie czoła statut, bardziej niż ważkim kryterium było to, że ów statut trafi do urzędników MKiDN i to oni nadadzą mu ostateczny kształt – krótko mówiąc: nie ma co pisać czegoś, co się wspomnianym urzędnikom nie spodoba – bo wywalą i już. Powiedziano to z rozbrajającą szczerością. Tu moje rączki opadły i zdzieliły w łeb Bogu ducha winnemu kota – który stał się w ten sposób jedną z pierwszych ofiar idei Instytutu.
Porównywanie koncepcji Instytutu Muzyki i Tańca do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (Kinematografii to był Komitet – troszkę inna epoka) jest jednak zbyt dużym uproszczeniem. Tak cele, jak i punkt wyjścia dla ich działalności są diametralnie różne.
Ja będę na „Pasażerce” 10 października – szczęśliwie godzina spektaklu jest na tyle wczesna, że będę mógł „tam a nazad” zuperexprezem się przejechać miast kółkiem kręcić.
Ja dopiero 12-tego zaspokoję ciekawość – mowa o „Pasażerce”.
10-tego mam ważną uroczystość mojego stowarzyszenia.
Chopin na Jesieni znalazł się też w takiej instalacji na Placu Zamkowym:
http://picasaweb.google.pl/maria.tajchman/WarszawaWydarzeniaIInneCuda#slideshow/5519503457367233634
(to i następne)
mt7 dzięki za zdjęcia 🙂 Struny mierzą wysoko. A ja stęskniłam się za Warszawą.
Właśnie z „Pasażerką” jeszcze się waham z powodu terminów – 10 i 12 nie mogę, za to 8 powinno się udać. Jeśli Pani Kierowniczka miałaby jedną miejscówkę wolną, to ja chętnie.
O, to super. Jeszcze jej nie mam fizycznie, ale jak będę miała, dam znać 🙂
Dzięki 🙂
60jerzy – ależ ja podzielam nie tyle Twój sceptycyzm, co Twoje oburzenie czy zdziwienie odnośnie pisania statutu „pod urzedników” ale tak to jest w naszej Polsce kochanej, i nie tylko zresztą. Zakładałeś kiedyś np. stowarzyszenie? Nie mozesz w statucie napisac co Ci się żywnie podoba bo sąd Ci nie zarejestruje a sąd wie lepiej czym się i w jaki sposób ma zajmowac Twoje stowarzyszenie. Więc przerabiasz i zmieniasz pod dyktando sądu az Ci zarejestrije albo od razu zasięgnąwszy języka u bardziej doświadczonych piszesz tak, aby sąd to zaakceptował a sobie zostawiasz w statucie „furtki” zeby potem mozna było robić to, o co Ci chodzi. Tak samo z ministerstwem – oczywiście to dziwactwo, ze najpierw zaprasza się do współtworzenia środowisko, które najlepiej wie czego mu trzeba, a potem nie akceptuje sie wypracowanych postulatów, bo urzędnik wie lepiej. Prawnik z którym się konsultowano mówił wprost czego „urzędnicy nie kupią” więc… jakie jest wyjście? Nie pisa wogóle i nie tworzyć wogóle czy stworzyć podwaliny czegoś co tak czy inaczej moze coś zrobić na sztuki? Zresztą – z drugiej strony mysląc na trzeźwo: skoro ministerstwo powołuje Instytut i będzie na niego łozyć to musi sobie zagwarantowac wpływ jak to wszystko będzie wygladać… choć mozna by to na pewno zrobić na róznych plłąszczyznach i innymi metodami. No i jest wiele rzeczy, które po prostu są ważne i powinno się je jakos wynegocjować. Myśle, ze własnie dobrze, ze w audycji szczerze powiedziano jaka jest sytacja i współpraca z urzędnikami
tak, też doszedłem do wniosku, że skoro 8 harf to podział chyba nie na 1/6 półtonu.
Napisałem wypociny w tej kwestii (strojenia) w .doc i nie wiem jak to tutaj wysłać jako załącznik – napisz mi zatem proszę swój adres emailowy.
Aha, i mam jeszcze dla Ciebie wydawnictwo urzędu miejskiego w Paris pod ogólnym tytułem : „Les ballades de patrimoine” zeszyt nr 32 : „Le Paris de Frederic Chopin”. To jak się spotkamy, może przy okazji Viviany (28.09).
Pozdrawiam
PS. Moto perpetuo – Peter Eben
Gostek,
tak – telepromptery, przesuwająca się kreska taktowa, czyli podręczny dyrygent – widziałem na własne oczy
Oczywiście że można zapisać w klasyczny sposób, mimo, że każdy instrument bedzie mieć inną wysokość stroju. Tego nawet grający może nie zauważyć, jak już się przyzwyczai do tonacji swego instrumentu.
Najgozrej jest jak trzeba zmieniać inno-strojone instrumenty ; np. organy
Ostanio okazało się, że sąd rejestrowy to mały pikuś.
Najważniejsze, żeby działalności zgadzały się ze zwolnieniami w ustawie o podatku dochodowym, bo stowarzyszenie najbardziej społeczne i najszczytniejszych celów nie jest automatycznie zwolnione z podatku dochodowego.
Musi wyczerpywać :skock: znamiona, dokładnie i wyczerpująco zapisane w statucie.
Ogólniki – rzekomo bezpieczne – nikogo nie uratują.
Są orzeczenia sądowe niekorzystne dla tak skrojonych statutów. Ma być dokładnie i szczegółowo.