Kameralistyka w dzikiej tajdze
Trafiłam na dwa dni na ten festiwal – możecie właściwie wszystko przeczytać na stronie, ale ja dodam do tego jeszcze własne wrażenia i parę rzeczy, które usłyszałam o historii festiwalu.
Kuhmo jest miasteczkiem zamieszkiwanym przez ok. 9 tys. ludności, zaszytym w głębi tajgi w regionie Kainuu, sąsiadującym z Karelią. Kiedy nadlatuje się nad tę krainę, można się pogubić – woda, wysepki, półwyspy, groble, trudno powiedzieć, gdzie zaczyna się jedno jezioro, a kończy drugie i czy więcej jest wody, czy lądu (w całej Finlandii jest ok. 188 tys. jezior). Kiedy natomiast ląduje się w Kuopio i trzeba jeszcze przejechać do Kuhmo ze 200 km, jedzie się przez nieskończone lasy, gdzie prawie nie ma żywego (ludzkiego) ducha, za to króluje dzika zwierzyna. W okolicach Kuhmo jest kilka tysięcy niedźwiedzi (jedna z głównych ulic miasteczka nazywa się Kontionkatu, czyli ul. Niedźwiedzia), rysie, rosomaki i wilki. Organizacja turystyczna Wild Taiga organizuje wyprawy w puszczę, gdzie np. można z okienka specjalnej chatki obserwować niedźwiedzie na wolności. Jednym słowem, zjawiamy się na końcu świata, gdzie diabeł mówi dobranoc. Może sobie zresztą mówić o tej porze roku, ponieważ są białe noce.
I tu stworzono festiwal, którego mogłoby pozazdrościć wiele miejsc Europy. Istny raj dla miłośników muzyki kameralnej. No i dla młodych muzyków, dla których są przy festiwalu kursy. Codziennie 5-6 koncertów. I tu ciekawe, jak festiwal się zmienił. Ponoć lata temu bywały koncerty-maratony, które potrafiły się ciągnąć od ósmej wieczorem do drugiej w nocy. Dziś już jednak ta najbardziej wierna festiwalowi od początku publiczność posunęła się wiekowo, więc woli iść do domu przed północą. W 2006 r. zmieniła się dyrekcja artystyczna i szefem został Vladimir Mendelssohn, altowiolista i kompozytor urodzony w Rumunii i działający w Paryżu (członek znanego Kwartetu Enesco), który zmienił formułę na przypominającą nieco La Folle Journée – też krótkie, co najwyżej godzinne koncerty, ale nie nakładające się, więc można chodzić na wszystkie, jeśli tylko się chce.
Co do profilu, też poszło to podobną drogą – i w Nantes zaczynano od poświęcania festiwali poszczególnym kompozytorom, potem to się rozszerzyło na kraje, a dziś już jest mydło i powidło pod bardzo ogólnym hasłem, np. w tym roku „Natura”. Tego typu hasła są tematami kolejnych festiwali w Kuhmo. Ludzie przychodzą na koncerty w festiwalowych koszulkach, także z poprzednich lat, więc można było się dowiedzieć, jakie były wówczas tematy. Tym razem hasłem była „Globalna wioska”.
Hasła są bardzo szerokie i można w nich pomieścić wszystko, od muzyki dawnej do współczesnej. Poniekąd zresztą właśnie o to chodzi. Swoje podhasła ma też każdy dzień oraz poszczególne koncerty. Np. wczorajszym były „Legendy globalnej wioski”. Najstarszą jest oczywiście stworzenie świata, więc taki był temat pierwszego koncertu, w którym słynny Chaos z Les Eléments Jeana-Féry Rebela został zetknięty ze Stworzeniem świata Dariusa Milhauda (w wersji kameralnej), a potem poszły musicalowe piosenki Armstronga i Stephena Schwartza wokół Adama i Ewy, by zakończyć fragmentami z oratorium Kain Alessandra Scarlattiego. Inny koncert był poświęcony tematowi sekwencji Dies irae (Danse macabre Saint-Saënsa, Sonata „Obsesja” Ysaÿe‚a, Intermezzo es-moll Brahmsa i Rapsodia na temat Paganiniego Rachmaninowa), jeszcze inny dwóm tematom: La Folii (Vivaldi, Bach, Rapsodia hiszpańska Liszta) i La Mantovanie (Giuseppino del Biado, Biagio Marini i… Wełtawa Smetany). Trochę z początku razi to skakanie po historii muzyki ruchem konika szachowego, zwłaszcza gdy związek z tematem jest naciągany, jak w przypadku nazw dodanych nie przez kompozytora (Kwartet smyczkowy Haydna zwany Skowronkiem z powodu wysokiej partii pierwszych skrzypiec na początku utworu) czy ukiczowienia jednego utworu przez drugiego kompozytora (Kreislerowska transkrypcja II części II Koncertu fortepianowego Rachmaninowa, nie wiedzieć czemu nazwana Preghiera). Jednak szef festiwalu jest też zręcznym szperaczem, a dzięki tym dość odważnym zestawom można się wiele nowego dowiedzieć. Np. pomiędzy pięknymi perkusyjnymi utworami Kaiji Saariaho z cyklu o japońskich ogrodach nagle pojawił się krótki utworek Kropelki deszczu, napisany przez 10-letniego Sibeliusa dla siebie i brata. Nasza wiedza o Sibeliusie zresztą została jeszcze poszerzona, np. nie miałam pojęcia o istnieniu utworu Uczta Baltazara czy dzieła Nimfa drzewna (z recytacją zamiast śpiewu). Taniec tatarski Gubajduliny został połączony z Oasis na kwartet smyczkowy i przelewającą się wodę Frangiz Ali-Zadeh oraz z Hymnami Rigvedy Gustava Holsta (cztery śpiewaczki plus harfa). Wśród utworów współczesnych pojawiają się również zamówione specjalnie na festiwal.
Wykonawcy – z różnych stron świata, choć najwięcej oczywiście Finów oraz muzyków zagranicznych osiadłych w Finlandii, a takich jest całkiem niemało. Każdy z muzyków przyjeżdża na parę do kilku dni, tylko niektórzy są dłużej. Ze znajomych pojawiła się wczoraj Romina Basso, która zaczarowała publiczność pieśniami sefardyjskimi, oraz Michel Lethiec, który ujmował poczuciem humoru w Karnawale zwierząt – niby banał, ale z jakim wdziękiem wykonany. Z bardziej znanych nazwisk pojawią się jeszcze Ilya Gringolts, kwartety Enesco i Danel (ten ostatni będzie grał kwartety Szostakowicza) i wielu artystów cenionych w dziedzinie kameralistyki. Polskiej muzyki jest niewiele, z wyjątkiem Chopina oczywiście, czasami pojawia się Szymanowski (w tym roku także będzie), a parę lat temu honorowym gościem był Krzysztof Penderecki (z polskich wykonawców w tegorocznym programie znalazła się tylko młoda skrzypaczka Karolina Weltrowska).
Brzmi to wszystko zachęcająco; z drugiej strony baza noclegowa jest niewielka – tylko dwa hotele, poza tym można wynajmować prywatnie. No i bez samochodu jest trudno. Pewnie dlatego absolutna większość publiczności to Finowie, przyjeżdżający głównie z Helsinek. Ale jest rozkosznie i po dwóch dniach nie chciało się nam wyjeżdżać.
PS. Nie wrzucam linków do wszystkich utworów, można je znaleźć na YouTube, a dla mnie pora spać. Wstaję skoro świt – i ruszam dalej. Odezwę się pewnie w ciągu dnia. Na razie wrzucam jeszcze trochę zdjęć.
Komentarze
Dzień dobry! A ja już w Bad Kissingen. I już mam zdjęcia z Maestro Sokołowem, na którego występie nie miałam już szans być – grał tu wczoraj. Za to miałam zaszczyt poznać go dziś osobiście, kiedy ja czekałam, aż będzie gotowy mój pokój, a on – na kierowcę, który miał go zawieźć na lotnisko. Może potem fotkę wrzucę. A na 20. idę na koncert.
Nadal taki skromny misio jak niegdyś? (ja miałam to szczęście w Łańcucie ale z koncertem włącznie).
Finlandię zawsze podziwiałam za design i bezpretensjonalność,ale ten festiwal…szacun!
Design imponujący. Zwłaszcza firma Marimekko rzONdzi 🙂 Nawet serwetki i szklaneczki w samolotach Finnair są przez nią zaprojektowane. Japończycy mają szczególnego fioła na jej punkcie, zresztą w ogóle często przyjeżdżają do Finlandii i świetnie się tam czują. Na jednym z moich zdjęć dziennikarka rozmawiająca z Pekką od folku jest ubrana w ciuchy Marimekko.
Sokołow okazał się prywatnie nawet dość rozgadany. Może dzięki dlatego, że był tam też Daniel Kotliński, z którym się już kiedyś poznali i który bardzo dobrze mówi po rosyjsku.