Lang Lang uczy i bawi

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Uwaga, wpis zawiera lokowanie produktu, ale inaczej się nie da: dziś w warszawskim Teatrze Polskim odbyła się klasa mistrzowska Lang Langa w ramach czwartej już edycji Allianz Junior Music Camp.

Poprzednie miały miejsce w Monachium, Barcelonie i Wiedniu. Inicjatorem jest Lang Lang International Music Foundation; jej prezesem jest Polak Leszek Barwiński, który jakiś czas temu pracował (niestety niedługo; zajmował się obsadami) w Operze Narodowej. On był też konferansjerem dzisiejszego wieczoru. Fundacja wybrała z ok. 200 zgłoszeń dziesiątkę uczestników z różnych krajów świata, od Irlandii po RPA. Najmłodszy miał 9 lat, ponadto było pięcioro dwunastolatków, dwoje trzynastolatków i dwoje czternastolatków. To jest wiek, kiedy dokonują się największe zmiany, młodzież robi istotne postępy, więc różnice wiekowe były bardzo widoczne.

Forma była taka: każdy z młodziutkich pianistów grał najpierw przygotowany utwór (wszyscy uczestniczyli też przez ostatni tydzień w kursach prowadzonych przez profesorów z Monachium, a ponadto zwiedzali Warszawę i Żelazową Wolę), a potem Lang Lang z nim pracował. Nie wiedziałam nawet, że ma on taki talent pedagogiczny – co innego słyszeć, że prowadzi takie kursy, a co innego widzieć na własne oczy.

Zaczynał od pochwały – większej lub mniejszej (w paru wypadkach nawet rozpoczynał od zdania, że właściwie niewiele ma do powiedzenia), a potem padały konkrety. Podawane plastycznie i sugestywnie, z wdziękiem i humorem. Zilustrowane na fortepianie, śpiewem i gestem. Czego te uwagi dotyczyły? Z grubsza – kształtu muzycznego, dbałości o to, by fraza była wyrazista, by właściwe akcenty ją uplastyczniały. Praktyczne uwagi dotyczyły nawet porad w kwestii oddechów – by brać je we właściwym miejscu. Niemieckiemu pianiście grającemu finał pierwszej sonaty Beethovena radził nie tylko, żeby za bardzo nie pędzić, ale też aby nie wymachiwać za bardzo łokciami, by pamiętać o ekonomii gestów, wtedy będzie łatwiej się grało. Koreańczykowi, który przygotował Polonez As-dur Chopina (to swoją drogą świetne: Chińczyk uczył po angielsku Koreańczyka w Warszawie grać Chopina), pokazywał malutkie przyspieszenie w środku taktu, które sprawia, że polonez staje się posuwisty; jednocześnie podkreślał, że jest to taniec, ale także momentami utwór liryczny (jako wzorzec interpretacyjny podał Artura Rubinsteina). Włoszce, która wybrała Rapsodię op. 12 nr 2 Ernsta von Dohnányi, pokazywał, gdzie ma akcentować, żeby było bardziej zadziornie, i demonstrował to, choć zetknął się z tym utworem po raz pierwszy w życiu (tak przynajmniej oświadczył). Amerykańskiemu Chińczykowi w Alborada del grazioso Ravela polecał elastyczność frazy w typie jazzowym. Ale najbardziej się wyżył pracując z Brytyjczykiem o brazylijskich korzeniach, który przygotował La Campanellę – jeden z jego ulubionych utworów. Chłopak zresztą grał całkiem przyzwoicie, ale uwagi sprawiły, że jego gra nabrała jeszcze rumieńców. A te uwagi to przede wszystkim: take your time albo make it easy. Czyli: że większe wrażenie zrobi się, gdy nie będzie się grało za szybko (a kilkoro z tych dzieciaków grało zbyt szybko, na efekt), ale jak najswobodniej, żeby słuchacz odnosił wrażenie, że to jest bardzo łatwe. (Faktem jest, że dla pianistów z dobrą techniką palcową Liszt jest akurat dość łatwy.)

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Psychobiznes

Od dziesięcioleci trwają znojne prace nad ustawą dotyczącą usług psychoterapeutycznych w Polsce. Dlaczego się nie udaje? Bo chodzi o pieniądze.

Wojciech Kulesza

To była ogromna przyjemność obserwować te przemiany. Kiedy dzieciaki występowały solo, często odnosiło się wrażenie, że te utwory są dla nich jeszcze za trudne, wyrazowo i czasem nawet technicznie. A po paru uwagach Lang Langa zaczynało to wyglądać inaczej. Dlatego takie spotkania, choćby na chwilę, mają sens – wskazują pewien kierunek.

Na zakończenie była zabawa: dwa utwory odegrane w wersji na 12 rąk na trzech fortepianach (po pięcioro pianistów grało z Lang Langiem): Marsz turecki Mozarta i najpopularniejszy Taniec węgierski Brahmsa. W sumie wszystko trwało od 17 do – prawie – 21, ale większość publiczności pozostała do końca, bo naprawdę było to pasjonujące.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj