Spojrzenie po latach
Na urodziny Chopina NIFC wydał dwie kolejne płyty z serii niebieskiej, poświęconej osobowościom Konkursów Chopinowskich. Tym razem – z tych dawniejszych: Michela Blocka i Angeli Hewitt.
Michel Block – cóż to była za legenda. Przyjechał do Warszawy w 1960 r. jako 23-latek i zrobił wrażenie na publiczności, chyba szczególnie na damskiej jej części, bo miał chłopak osobisty wdzięk. Ja byłam wówczas dzieckiem wczesnopodstawówkowym, ale pamiętam, jak zachwycała się nim moja starsza siostra, pamiętam też pojedyncze utwory z jego programu. Teraz można sobie przypomnieć wrażenie (w przypadku starszych słuchaczy) lub dowiedzieć się, jak to było naprawdę (w przypadku młodszych). A legendę sympatycznego rudzielca powiększył jeszcze członek ówczesnego jury, Artur Rubinstein, który choć nie miał wątpliwości (jak chyba jednak większość), że I nagroda należy się bezsprzecznie 18-letniemu Maurizio Polliniemu, przyznał Blockowi – który musiał się wtedy zadowolić wyłącznie wyróżnieniem – własną prywatną nagrodę. Natychmiast rozpętały się plotki, że Block jest nieślubnym synem Rubinsteina, czym domniemany ojciec chyba najlepiej się bawił. Młody zaś pianista otrzymał w dwa lata później prestiżową Nagrodę Leventritta i przez pewien czas rozwijał błyskotliwą karierę. Jednak w końcu lat 70. przerwał ją i całkowicie zaangażował się w pedagogikę (w Bloomington); podobno był w tym świetny. Zmarł przedwcześnie w 2003 r., mając 66 lat.
Jak się słucha Blocka po latach? Był pianistą nowoczesnym jak na tamtą epokę, przełamując romantyzm bardzo wyrazistą, niemal antyromantyczną z ducha artykulacją. Na początek pierwszej z dwóch płyt albumu – dwa wielkie konkursowe przeboje: Polonez As-dur, zagrany z prawdziwym rozmachem, i Walc As-dur op. 34 nr 1, taki właśnie „przezroczysty”, z każdą niemal nutką osobno, a przez to jakby bardziej taneczny. Najsłabszym ogniwem jego konkursowych wykonań były etiudy, w których nawet chwilami nie bardzo się wyrabia (może były niedoćwiczone?), o wiele lepsze wrażenie sprawiają preludia (choć tu Pollini był bezkonkurencyjny). Bardzo dziwna jest Sonata b-moll, zwłaszcza Scherzo, trochę sztywne i toporne, oraz jakby beznamiętna środkowa część Marsza żałobnego. Za to niezwykle interesujący jest finał, zagrany bez śladu pedału: prawdziwe – jak to nazwał enigmatycznie Chopin – „ogadywanie” po marszu. Na drugiej płycie mamy nieco ekscentryczny Nokturn Es-dur op. 55 nr 2, pełne wdzięku mazurki (chyba to one i polonez wywołały taki entuzjazm zarówno publiczności, jak Rubinsteina) i na koniec nierówny, ale też ciekawy Koncert f-moll. W sumie: dobrze, że wówczas I nagrodę otrzymał właśnie Pollini, ale Block mógłby zostać oceniony wyżej i otrzymać jedną z nagród. Wiadomo jednak, jakie były czasy i jak się dopieszczało wówczas Rosjan.
Angela Hewitt – to sprawa o 20 lat późniejsza. Dzisiejsza specjalistka od Bacha (choć nie tylko) wzięła udział w tym samym konkursie, co Ivo Pogorelić, i spotkał ją dokładnie ten sam los, co jego – odpadnięcie przed półfinałami. Z tym, że on, jego kostiumy i teatralne gesty przyćmiły innych i dziś to głównie o nim się pamięta. Choć dziś słuchając zarówno jego, jak i jej interpretacji konkursowych również nie miałabym wątpliwości, podobnie jak nie miałam ich wtedy (i dziwiłam się tej histerii wokół Pogorelicia), że obojgu nie stała się wówczas wielka krzywda. Ivo grał z wielkim żarem, ale też w wielkim bałaganie, a np. jego mazurki w ogóle nie przypominały mazurków. Angela, o której konkursowej obecności ja również po latach zapomniałam, dała wówczas parę bardzo ciekawych interpretacji. Po wysłuchaniu płyty podoba mi się prawdziwie romantyczny Nokturn Fis-dur i energetyczna Etiuda Ges-dur op. 10 nr 5. Interesujące są też preludia, niezbyt przypadł mi do gustu Polonez fis-moll oraz dwie kolejne etiudy, za to dość ciekawa jest Fantazja f-moll. Mazurkami z op. 50, podobnie jak Sonatą b-moll, nie jestem z kolei zachwycona; ta ostatnia przy pamiętnym fajerwerku Pogorelicia wypada blado. W sumie: choć pianistka wówczas nie zasługiwała na nagrodę, to jednak pokazała interesującą osobowość. Co się sprawdziło. Po latach zresztą wróciła i do Chopina, nagrywając płytę z nokturnami i impromptus.
W omówieniu płyty autorstwa Marcina Gmysa czytamy: „Zastanawiające jednak, jak rzadko pojawia się w jej wypowiedziach [chodzi o wywiady – DS] Chopin, którego muzykę Hewitt z wielką pasją wykonywała jeszcze jako nastolatka. W sposób naturalny nasuwa się pytanie, czy na tak chłodnym stosunku emocjonalnym artystki do muzyki Chopina nie zaważyła przypadkiem porażka, jaką bez wątpienia, będąc świadomą swego talentu, doznała w Warszawie? Zaproszenie jej na festiwal Chopin i Jego Europa przez Stanisława Leszczyńskiego (…) stworzy być może okazję, aby poznać prawdę”. No to już jesteśmy ciekawi.
Komentarze
Dobry wieczór!
A tymczasem w Berlinie otwarto nową salę koncertową, „Pierre Boulez-Saal”. W tym sezonie zapowiada się co najmniej kilka interesujących koncertów.
https://boulezsaal.de/de/events
https://boulezsaal.de/de/der-saal/vision
Kolejne królestwo Barenboima 🙂 Rzeczywiście zapowiada się ciekawie. Niestety on będzie również grał na fortepianie…
„W sposób naturalny nasuwa sie pytanie, czy na tak chlodnym stosunku emocjonalnym artystki do muzyki Chopina nie zawazyla przypadkiem porazka, jaka bez watpienia, bedac swiadoma swego talentu, doznala w Warszawie?”
Czy z Mitsuko Uchida nie jest podobnie, choc zajela drugie miejsce? Zdaje sie, ze nagrala tylko dwie sonaty dla Philipsa i nic wiecej.
Pobutka 5 marca. https://www.youtube.com/watch?v=GCmUEqN-wTw
Dzień dobry 🙂
Pamiętam, że Uchida jakoś nie była na konkursie szczególnie lubiana przez publiczność, bo wszyscy zachwycali się świetną grupą amerykańską, no i były płacze z powodu Jeffreya Swanna niedopuszczonego do finału… A Emanuel Ax dostał tylko wyróżnienie.
https://www.tygodnikpowszechny.pl/nagroda-im-ks-musiala-przyznana-146782
Serdeczne gratulacje —
Dla Big Sister 🙂
I za Big Sister! 😎
Wczoraj w Warszawie był wyjątkowy koncert. W ramach festiwalu Nowe Epifanie zaśpiewał: Graindelavoix, Monodia Polska, a na organach zagrała Maria Erdman. Koncert odbywał się w Katedrze św. Jana. Zaczęło się z rozmachem. Piętnaście minut przed rozpoczęciem kolejka do Katedry sięgała kolumny Zygmunta. Naprawdę! Wyglądało to dość egzotycznie. Ludzie w kolejce szeptali, że przecież Graindelavoix to podobno niszowy belgijski zespół, a ludzie idący od strony Rynku zagadywali kolejkowiczów, cóż to za wydarzenie. Trzeba powiedzieć, że frekwencja przerosła nieco organizatorów. Ostatecznie koncert rozpoczął się z prawie półgodzinnym opóźnieniem. Nie wiadomo, dlaczego tak późno zaczęto wpuszczać do kościoła.
Potem już były same zachwyty. Koncert zatytułowany był „Triduum polskie” i faktycznie były to pieśni związane z obchodami świąt paschalnych m.in w kompozycjach: Josquina de Prez, Mikołaja z Krakowa, Marcina Leopolity. Tę część, po łacinie i niemiecku, śpiewał Graindelavoix, pod kierownictwem Björna Schmelzera. Tak magicznie, jak tylko oni potrafią. Zespół stał w kółeczku, w nawie środkowej, oświetlony tylko jednopunktową lampą. Pomiędzy tymi utworami Monodia Polska, pod kierownictwem Adama Struga, wykonywała, te najbardziej znane z czasu Triduum, pieśni, w wersji polskiej. Pomiędzy zespołami grała na organach Maria Erdman.
Cały koncert trwał prawie trzy godziny i był zamkniętą całością. To było wyjątkowe przeżycie duchowe. Z jednej strony przeniesienie się w czasie do średniowiecza i renesansu, a z drugiej łączność z tym czasem poprzez te znane, i wciąż w kościołach śpiewane, pieśni pasyjne. Była to premiera tak ułożonego programu, za który odpowiadali Sonia Wronkowska i Björn Schmelzer. Zdecydowana większość publiczności wytrwała do końca, choć, jak to w kościele, było dość zimno, ale oklaski były już długie i gorące.
Za tydzień, w tym samym miejscu, Agnieszka Budzińska-Bennett i Ensemble Peregrina.
Dobry wieczór 🙂
Dzięki a cappelli za zasłużone gratulacje dla Big Sister 😉 a Frajde za relację z występu Graindelavoix. Ja zapewne będę na ich koncercie w kwietniu w Gdańsku, i Agnieszki Budzińskiej-Bennett również. Ale repertuar obu koncertów będzie inny niż ten warszawski.
Wrocilismy z drugiego – jakby to okreslila Gostkowna – odlotowego koncertu.
Sir Andras w MEGA programie Schuberta: Sonata a moll op 42 D845, impromptus D 935 (op 142) – to wszystko PRZED przerwa! Po przerwie: Drei Klavierstücke D 946 (jak stalo w programie trzy ostatnie Impromptus) i (moja ulubiona) sonata G dur D 894.
O ile ostatni koncert ( Benedetti i Venice Baroque Orchestra) to byl calkowity zywiol – cala sala tanczy z nami – o tyle dzisiaj to byla buddyjska kontemplacja. Od pierwszych akordow – poprzez niebianskie dluzyzny – Sir Andras trzymal sale calkowicie zahipnotyzowana.
Wprowadzajacy koncert poprosil grypowiczow o CICHE smarkanie i charkanie – serio! – i to mu wyszlo!
To, co slyszelismy dzisiej, bylo zupelnie inne od znanej (AS) interpretacji Impromptus z plyt nagranych dawno temu. Dzis to byla inna muzyka – jedyne podobne wykonanie, ktore znam (tylko z plyt 🙁 ) to Radu Lupu.
No i byl bis! Impromptu Es dur 899.
Poza tym Mistrz gral na Bosendorferze. Ale przede wszystkim, fortepian byl ustawiony na scenie tak, jak nigdy przedtem nie widzialem – a daje slowo honoru, ze widzialem wiele recitali fortepianowych. Fortepian byl ustawiony na skos! Majac prawy balkon, widzielismy klawiature!
Poza tym – od dzis nie moge narzekac, ze bilety sa drogie. Dzisiaj to byla wyprzedaz 🙂 godzina koncertu SUPER GWIAZDY/$ 😀 . Na serio – koncert byl wyprzedany – i pierwszy raz widzielismy (chyba) koniki sprzedajace bilety 😯
Pobutka 6 III https://www.youtube.com/watch?v=LL0FaQj8JYE&t=33s nie nam roku nagrania
shock:
To jest mniej wiecej tekst , ktory wyslalem do Piotrusia zwanego Scharpeterm( na wlasne, przypuszczam, potrzeby).
Co do Bosendorfera:
Od zarania, a pamietam te koncerty dobrze choc odbywaly sie jeszcze w 1983, Andras, sorki Sir Andras, lubil grac Schuberta na Bosendorferze. Jeden z pierwszych recitali jakie slyszalem w Met Museum byl szczegolny: pierwsza czesc, sonaty Scarlattiego na Steinwayu, druga czesc Sonata Schuberta na Bosendorferze.
Wiec jesli ten instrument tzn.Bosendorfer, i to dobry egzemplarz, JEST dostepny, wowczas Sir Andras go uzywa do Schuberta.
Co do szczeglnego ustawienia instrumentu na scenie:
To rowniez czyni od pewnego czasu rowniez a Carnegie Hall: nie na poziomie osi sali ale pod skosem. Chyba slyszy jakas roznice dzwieku. Mnie nie przeszkadza, jako, ze lubie siedziec po prawej stronie i zazwyczaj otrzymuje bilety wlasnie po prawej stronie( to nie ma nic wspolnego z moja postawa polityczna!).
Ja tego recitalu z tym samym programem poslucham juz w nadchodzacy czwartek i podziele sie informacjami jak zazwyczaj……z czytelnikami strony internetowej Concertonet.com. Oni rzadko narzekaja, ze recenzent to idiota, a jesli juz to robia o po cichu. Nie, zeby nie mieli racji….
Dzień dobry 🙂
Ależ Wam zazdroszczę Sir Andrasa…
Ja też… marzę o tym, żeby pójść na jego koncert…
@PK
To w Gdańsku się zobaczymy. Tak, repertuar obu koncertów różny, więc najlepiej być i tu, i tu:-)
Wspominane przez Schwarzerpetera ukośne ustawienie instrumentu to chyba u ASch niedawny patent, albo stosowany przede wszystkim w bardziej kameralnych salach (chociaż można znaleźć u niego przykłady takiego ustawienia i w dużych audytoriach). Poniżej krótka wypowiedź o Bösendorferze :
https://www.youtube.com/watch?v=LvekkZnE8BU
W każdym razie 17 lutego w kameralnej sali Mozarta we wiedeńskim Konzerthausie instrument (Bösendorfer, of course) też był tak ustawiony. Repertuar wszakże był inny – Bach – Bartok i w drugiej części Janáček – Schumann.
Obydwie części poprzedzał słowem komentarza – począwszy od filuternego stwierdzenia, że akceptacja jego gry nie jest obligatoryjna. Wracając do czasu młodości, wspomniał, że gdy ćwiczył z mozołem Symfonie Jana Sebastiana (BWV 787-801), przez myśl mu nie przeszło, że będzie grał je w ramach recitalu. Wiążąc je z utworami Bartoka, powiedział, że te dydaktyczne skądinąd kompozycje to przykład muzyki do „zamkniętego pomieszczenia”, podczas gdy utwory Bartoka to przestrzeń, powietrze, żywe toczące się życie. Mówiąc o relacjach między sonatą Janáčka „1.X.1905 Von der Strasse” a sonatą nr 1 fis-moll op.11 Schumanna, o okolicznościach ich komponowania, związkach brzmieniowych, harmonicznych itd. powiedział, że muzycy budują mosty, a politycy mury – wywołując wielki aplauz sali. Pod koniec wystąpienia, gdy ktoś na sali bardzo rozkaszlał się, Sir András powiedział, że zatem czas kończyć te przemowy, bo ktoś jest niezdrów i w ogóle życzy mu jak najlepszego zdrowia. Program był skonstruowany w ten sposób, że grał w trzech seriach po 5 symfonii Bacha i po każdej z serii utwory Bartoka: a) Suitę op. 14, b) pierwsze 3 utwory z cyklu „Im Freien” Sz 81, c) dwa kolejne z tego samego cyklu. Po przerwie wspomniane już utwory Janáčka i Schumanna. Maestro wspomniał o dydaktycznej funkcji użytkowej Symfonii Bacha – i gdyby grał je dobrze wykształcony uczeń/student mogłoby zaistnieć ryzyko powtórzenia za Gombrowiczem „jak zachwyca skoro nie zachwyca”. Na sali siedział chyba jakiś belfer, bo wszystkie utwory Bacha słuchał z oczkami wbitymi w specjalnie przyniesione nuty. W związku z tym, że bił brawo, przypuszczam że ASch zagrał wszystko co w nutach i jak należy. Dydaktyzm wykonania był tym szczególniejszy (i posłałbym również wielu koncertujących pianistów na dokształt), że całego Bacha zagrał bez dotknięcia jakiegokolwiek pedału. W warstwie brzmieniowej, artykulacyjne osiągając efekty spektakularne. I skoro mowa o dydaktyzmie, to muszę tu napisać jedną rzecz. Mianowicie jak się spojrzy w repertuary sal koncertowych (zwłaszcza polskich, ale nie tylko), to ilość recitali, występów pokazów >>mistrzowskich<< powala z nóg. No miszcz miszcza miszczem pogania. I nieraz już nachodziła mnie refleksja: oszczędniej z szafowaniem tego pojęcia. Bo jeżeli używamy tego określenia do 23-letniego muzyka (wartościowego, interesującego, wartego uwagi itd. bez dwóch zdań, przykład z naszego życia koncertowego) pisząc że zagra recital mistrzowski, to co mamy napisać w przypadku występu naszego bohatera i jemu podobnym… Słuchając Andrása Schiffa, grającego te symfonie – to właśnie słowo, w jego najczystszej i najbardziej pierwotnej postaci przyszło mi na myśl.
A że sala ryczała z zachwytu po recitalu, to Sir András dał 4 bisy – po jednym z każdego granych tego wieczoru kompozytorów. Nie pierwszy to i nie ostatni raz, gdy widać jego mistrzostwo w konstruowaniu programów (z bisami włącznie).
Wychodząc z sali rzuciłem w foyer okiem na piękną Elinę Garančę podpisującą wraz z mężem płyty po recitalu w dużej sali Konzerthausu. Tego dnia fani Garančy i Schiffa mieli wyjątkowo trudny wybór. Ja (chociaż lubię EG) problemu nie miałem.
A skoro o kwestiach mistrzowskich mowa – to mieliśmy w Katowicach taką właśnie mistrzowską trzydniówkę.
Czwartek – kapitalne wykonanie rzadko wykonywanego oratorium "Sen Geroncjusza" E. Elgara – z orkiestrą NOSPR prowadzoną przez P. Mc Creesha, chórami NFM (świetnie przygotowanymi przez A. Franków-Żelazny) i znakomicie dobraną trójką solistów (P. Hoare, J. Johnston i D. Sout).
Piątek – Rachel Podger i Kristian Bezuidenhout. Świetnie współpracujący i rozumiejący się. Ale mówiąc sportowym slangiem: w tym tandemie słyszałem "remis" ze wskazaaaaniem na Bezuidenhouta. Nie mogę się doczekać jego recitalu gdzieś w pobliżu – bo jego interpretacje i myślenie pianistyczne są po prostu cudowne. Może będzie na Chopiejach… Podejrzewam, że na pewno będzie Staier, bo tydzień wcześniej na koncercie {oh} Orkiestry Historycznej z Andreasem Staierem był dyr. Leszczyński. A propos: tegoroczny festiwal będzie dłuższy – od 12 sierpnia do 6 września, mają być niespodzianki, a program cyt. dyr. "świetny". Gdyby do tej świetności dołożył się Kristian B. byłbym w skowronkach. Podobno około połowy marca program będzie podany.
A wracając do naszej katowickiej trzydniówki – to jej ukoronowaniem był w sobotę "Orfeusz" Monteverdiego w wyk. Les Arts Florissants, przygotowany przez Paula Agnew. Zjawiskowy wieczór. Amen.
W programie podawano, że to wykonanie koncertowe, co nie odpowiadało prawdzie, bo było to wykonanie półsceniczne. Ten przedrostek "pół" to po prawdzie zawracanie gitary. Bo dla mnie w warstwie inscenizacyjne nic tam nie było "pół". Zresztą póki co można na stronie medici.tv
http://www.medici.tv/#!/orfeo-monteverdi-arts-florissants-theatre-de-caen
obejrzeć i posłuchać tej inscenizacji – z pełną świadomością, że na żywo to były doznania z gatunku tych na wiele lat. No i w roli tytułowej fantastyczny Cyril Auvity. Ponieważ rzecz była transmitowana i jest do obejrzenia bodaj przez dwa miesiące to nie ma co się rozpisywać. Albo niech zrobią to inni, bardziej przytomni.
Swoją drogą znakomicie zdała egzamin w takiej semi-scenicznej realizacji estrada NOSPR. Jeżeli miałbym jakieś zastrzeżenia,to tylko do występu A. Staiera. Nie to, że miał słabszy dzień. Nie o to mi chodzi, tylko o to, że pianoforte (bez klapy) nawet w tak akustycznie wyrafinowanej sali jak katowicka, jest dla mnie mimo wszystko nieporozumieniem. O ile w przypadku koncertu Bezuidenhouta w moim X rzędzie było dobrze (instrument Waltera miał klapę na swoim miejscu), o tyle słyszalność Staiera (instrument w głębi estrady, bez klapy, ja w XVII rzędzie) była – nazwijmy to grzecznie – dyskusyjna. Dyskusyjność polega m.in. na tym, że w Symfonii D-dur L’Impériale Hob. I/53 (gdzie instrument klawiszowy realizuje partię bc) Staiera widziałem, ale nie słyszałem, w koncercie G-dur Hob. XVIII/4 – z natury koncertu na instrument solowy było lepiej, podobnie jak w przypadku sonaty f-moll Hob. VII/6. Ale o delektowaniu się naturą dźwięku było trudno. Widocznie na tym typie koncertów trzeba siadać w pierwszych rzędach. Lub najlepiej przenieść je do sali kameralnej. Ale obyśmy tylko takie zmartwienia mieli.
Bardzo piękną mieliście trzydniówkę – gdybym mogła, też bym dotarła. Stęskniłam się za NOSPR-em, pewnie wpadnę na Festiwal Prawykonań i mam nadzieję tym razem na przynajmniej kilka dni z Kultury Natury.
Co zaś do Chopiejów, wiem na razie, że przyjedzie Kremerata z Avdeevą i będą grać w jednej części ów przeinstrumentowany Kwintet Wajnberga z płyty, a w drugiej – opracowanie Koncertu e-moll Chopina. To mi dyr. SL szepnął zupełnie mimochodem, więcej dowiemy się ok. 15 marca.
Pobutka 7 III 142 https://www.youtube.com/watch?v=TPJG1msJufU
Dzień dobry 🙂
Uwielbiałam tę pianistkę.
@ 60jerzy 6 marca o godz. 17:24 “A ze sala ryczala z zachwytu po recitalu”
Musze powiedziec, ze reakcja sali wygladajaca na aplauz dla swojej druzyny zdobywajacej zwycieski gol, jest troche irytujaca – szczegolnie po utworach refleksyjnych (jak sonaty Schuberta), czy w srodku aktu po arii w operze – kiedy by sie przydala chwila zadumy. Sir Andras troche to kontrolowal, trzymajac rece na klawiaturze przez dobrych kilka sekund po zakonczeniu utworu, ale czasami entuzjazm bral gore i sala wydawala ryk 😉
PS W pobutce wypadlo nazwisko jubilata Ravel 142 😯
@scharzerpeter
Wiedeński recital A.Schiff zakończył sonatą fis-moll op.11 Schumanna, której końcowa czwarta część jest akurat istotnym popisem wirtuozowskim. Zatem reakcja była stosowna. No dobrze, publika nie ryczała, tylko wydawała liczne okrzyki aprobaty 🙂 . W trakcie całego wieczoru zachowując się wszakże stosownie, z absolutnie jednostkowymi (przy tym nader dyskretnymi) wyznaniami pulmonologicznymi.
Ale zgadzam się, że są utwory, gdy chciałoby się pozostać w głębokiej zadumie. I bywa, że właśnie w takim momencie wyrywa się z okrzykiem >brawo< koleś tzw. wiedzący, że właśnie utwór się skończył i trzeba tę jego wiedzę urbi et orbi. I oczywiście subito.
@ jerzy60 „No dobrze, publika nie ryczała, tylko wydawała liczne okrzyki aprobaty”
To jest kolejna ciekawostka. Po – jak juz pare razy wspomnialem – zywiolowym koncercie N. Benedetti i Venice Baroque Orch. aplauz wyrazal sie: licznymi okrzykami aprobaty ( 😉 ), oklaskami i gwizdami, ktore na tym kontynencie stanowia absolutnie pozytywna ocene. Na Sir A. byly tylko okrzyki aprobaty. Ciekawe, czy program przyciagnal melomanow w wieku niegwiżdżącym, czy entuzjazm, po koncercie tego rozmiaru byl bardziej umiarkowany 🙄
Reakcje widowni amerykańskiej (podobnie jest zapewne w Kanadzie) są chyba faktycznie bardziej żywiołowe, ale krótsze. Byłem kiedyś w Ottawie na koncercie (rejestrowanym i wydanym później na płycie), na którym grała A. Hewitt (koncerty fortepianowe Mozarta), po którym reakcja była entuzjastyczna, natychmiast stojąca i po drugim wejściu Angeli do ukłonów, w drodze powrotnej artystki sala jak na komendę… skończyła i. zebrała się do wyjścia. Orkiestra patrzyła na to lekko maślanymi oczkami.
Pobutka 8 marca https://www.youtube.com/watch?v=aJVACQHIn1E
i to samo inaczej https://www.youtube.com/watch?v=vn0la9gxOss
i jeszcze raz inaczej https://www.youtube.com/watch?v=brqxEdwsTQs
A tu na dodatek wszystkim paniom https://www.youtube.com/watch?v=hdQwbt21krk
Dzień dobry 🙂 Dziś dzionek mamy tu intensywny. I ciekawy…
Pobutka 9 marca. O. Coleman 87 https://www.youtube.com/watch?v=DNbD1JIH344 (nazajutrz po dniu kobiet). 🙄
Poza tym bylem na koncercie „New Creations Festival”. W programie Aaron Jay Kernis – koncert skrzypcowy – zamowil i wykonal James Ehnes (z TSO); Owen Pallett – Songs From An Island; Nico Muhly – Mixed Messages. Rzeczywiscie mam mieszane uczucia 😯
https://www.youtube.com/watch?v=n4TkaWwdWI8
Na cześć nowego-starego przewodniczącego Rady Europejskiej (wielbiciela filmu Wszystkie poranki świata):
https://www.youtube.com/watch?v=v_kPcArH02s
Pobutka 10 marca: po latach, i znowu, przy okazji ballady g moll https://www.youtube.com/watch?v=RRPiKnfPxmk
Po recitalu Schiffa w Carnegie Hall:
Nie wiem jak czesto zdarza sie innym sluchaczom, siedzacym na sali, dojsc do wniosku , ze przed ich oczami a szczegolnie uszami dzieje sie historia.
Tak, jak my, ktorzy dzis zalujemy, ze urodzilismy sie za pozno aby uslyszec Friedmana, Rachmaninowa, nawet Heifetza( ktory przestal koncertowac kiedy nie bylislmy juz niemowlakami!) i zazdroscimy generacji naszych dziadkow czy pradziadkow, tak, podejrzewam, nastepne pokolenia beda i nam zazdroscic, ze zylismy w czasach kiedy wystepowali artysci na miare Sir Andrasa.
Ja JUZ sobie z tego zdaje sprawe, choc nie wiem co szczegolowo powiedzec o samym wystepie jako ze nie czytalem jeszcze swojej recenzji…..
Pan Schwarzpeter zastanawial sie jaka powinna byc reakcja publicznosci po calym schubertowskim recitalu , ktorego sama muzyka trwala ponad 2 1/2 godziny: Sir Andras zapytany o to powiedzial, ze cisza byla by wskazana. Nie przypuszczam, ze publicznosc by na to zbyt latwo poszla……
Ja bym była za.
Dzień dobry 🙂
off topic
http://www.propertydesign.pl/design/185/ten_projekt_poznaliscie_na_4_design_days_teraz_mozecie_go_wesprzec,11982.html
Ciekawe,czy ciekawe…..
Do Wodzowej w kontekście słów Romka z NY:
W najbliższym czasie okazja posłuchania recitalu Andrása Schiffa w niedalekiej od W-wy odległości to 7 maja (o wczesnoporannej godzinie 11.00) we wiedeńskim Konzerthausie
https://konzerthaus.at/konzert/eventid/54368
lub 11 maja w sali kameralnej berlińskiej filharmonii
https://www.berliner-philharmoniker.de/en/concerts/calendar/details/23625/
Na obydwa koncerty są bilety, program – Bach, Bartok, Janáček i Schumann.
Program a la PA 😉
A w niedzielę wieczorem w Dwójce retransmisja niedawnego koncertu PA z Wrocławia. W tym samym czasie, niestety, Krzysztof Chorzelski z Orkiestrą Radiową w Studiu.
Na początku lipca Sir Andras będzie też na trzech koncertach w Dreźnie, ale tam bilety są już wyprzedane. Obserwowałam te koncerty, gdyż początkowo miała je, zdaje się, grać Maria Joao Pires. Wspaniała MJP występuje jednak coraz rzadziej.
Niestety ale chyba tak właśnie jest. Pamiętam jak byłem rozczarowany odwołaniem w ostatniej chwili jej recitalu w świetnym Kościele Koncertowym w Neubrandenburgu w 2016. Gdybyż jeszcze zastępstwo było zacne. Ale nie było 🙁
Po 35 latach odzyskano skrzypce Totenberga – https://ca.news.yahoo.com/masterpiece-restored-stolen-stradivarius-sing-080915733.html
PS Slyszalem go w Warszawie – pewnie na tych skrzypcach. W programie mial trzy koncerty klasy B 😉 Bach, Beethoven i Brahms.
Skrzypce Totenberga odzyskano poltora roku temu. Byl wtedy w NPR (National Public Radio) poruszajacy wywiad z corka skrzypka, Nina, ktora jest znana dziennikarka radiowa w NPR wlasnie. Teraz pierwszy raz, po przywroceniu do stanu uzywalnosci, na nim ktos (Mira Wang, dawna uczennica Totenberga) da koncert. Ja tez RT slyszalem na zywo, pewnie przy tej samej okazji.
Stradivarius Hubermana zaginiony byl po kradziezy przez 49 lat…
Też słyszałam RT na żywo, i też pewnie na tym samym koncercie 😉 Mamy już swoje latka…
60jerzy, bardzo dziękuję, niezwykle kuszące…
Jego Bach działa na mnie hipnotyzująco. Był czas, że słuchałam po 6-7 godzin dziennie 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=0sDleZkIK-w