Spojrzenie po latach

Na urodziny Chopina NIFC wydał dwie kolejne płyty z serii niebieskiej, poświęconej osobowościom Konkursów Chopinowskich. Tym razem – z tych dawniejszych: Michela Blocka i Angeli Hewitt.

Michel Block – cóż to była za legenda. Przyjechał do Warszawy w 1960 r. jako 23-latek i zrobił wrażenie na publiczności, chyba szczególnie na damskiej jej części, bo miał chłopak osobisty wdzięk. Ja byłam wówczas dzieckiem wczesnopodstawówkowym, ale pamiętam, jak zachwycała się nim moja starsza siostra, pamiętam też pojedyncze utwory z jego programu. Teraz można sobie przypomnieć wrażenie (w przypadku starszych słuchaczy) lub dowiedzieć się, jak to było naprawdę (w przypadku młodszych). A legendę sympatycznego rudzielca powiększył jeszcze członek ówczesnego jury, Artur Rubinstein, który choć nie miał wątpliwości (jak chyba jednak większość), że I nagroda należy się bezsprzecznie 18-letniemu Maurizio Polliniemu, przyznał Blockowi – który musiał się wtedy zadowolić wyłącznie wyróżnieniem – własną prywatną nagrodę. Natychmiast rozpętały się plotki, że Block jest nieślubnym synem Rubinsteina, czym domniemany ojciec chyba najlepiej się bawił. Młody zaś pianista otrzymał w dwa lata później prestiżową Nagrodę Leventritta i przez pewien czas rozwijał błyskotliwą karierę. Jednak w końcu lat 70. przerwał ją i całkowicie zaangażował się w pedagogikę (w Bloomington); podobno był w tym świetny. Zmarł przedwcześnie w 2003 r., mając 66 lat.

Jak się słucha Blocka po latach? Był pianistą nowoczesnym jak na tamtą epokę, przełamując romantyzm bardzo wyrazistą, niemal antyromantyczną z ducha artykulacją. Na początek pierwszej z dwóch płyt albumu – dwa wielkie konkursowe przeboje: Polonez As-dur, zagrany z prawdziwym rozmachem, i Walc As-dur op. 34 nr 1, taki właśnie „przezroczysty”, z każdą niemal nutką osobno, a przez to jakby bardziej taneczny. Najsłabszym ogniwem jego konkursowych wykonań były etiudy, w których nawet chwilami nie bardzo się wyrabia (może były niedoćwiczone?), o wiele lepsze wrażenie sprawiają preludia (choć tu Pollini był bezkonkurencyjny). Bardzo dziwna jest Sonata b-moll, zwłaszcza Scherzo, trochę sztywne i toporne, oraz jakby beznamiętna środkowa część Marsza żałobnego. Za to niezwykle interesujący jest finał, zagrany bez śladu pedału: prawdziwe – jak to nazwał enigmatycznie Chopin – „ogadywanie” po marszu. Na drugiej płycie mamy nieco ekscentryczny Nokturn Es-dur op. 55 nr 2, pełne wdzięku mazurki (chyba to one i polonez wywołały taki entuzjazm zarówno publiczności, jak Rubinsteina) i na koniec nierówny, ale też ciekawy Koncert f-moll. W sumie: dobrze, że wówczas I nagrodę otrzymał właśnie Pollini, ale Block mógłby zostać oceniony wyżej i otrzymać jedną z nagród. Wiadomo jednak, jakie były czasy i jak się dopieszczało wówczas Rosjan.

Angela Hewitt – to sprawa o 20 lat późniejsza. Dzisiejsza specjalistka od Bacha (choć nie tylko) wzięła udział w tym samym konkursie, co Ivo Pogorelić, i spotkał ją dokładnie ten sam los, co jego – odpadnięcie przed półfinałami. Z tym, że on, jego kostiumy i teatralne gesty przyćmiły innych i dziś to głównie o nim się pamięta. Choć dziś słuchając zarówno jego, jak i jej interpretacji konkursowych również nie miałabym wątpliwości, podobnie jak nie miałam ich wtedy (i dziwiłam się tej histerii wokół Pogorelicia), że obojgu nie stała się wówczas wielka krzywda. Ivo grał z wielkim żarem, ale też w wielkim bałaganie, a np. jego mazurki w ogóle nie przypominały mazurków. Angela, o której konkursowej obecności ja również po latach zapomniałam, dała wówczas parę bardzo ciekawych interpretacji. Po wysłuchaniu płyty podoba mi się prawdziwie romantyczny Nokturn Fis-dur i energetyczna Etiuda Ges-dur op. 10 nr 5. Interesujące są też preludia, niezbyt przypadł mi do gustu Polonez fis-moll oraz dwie kolejne etiudy, za to dość ciekawa jest Fantazja f-moll. Mazurkami z op. 50, podobnie jak Sonatą b-moll, nie jestem z kolei zachwycona; ta ostatnia przy pamiętnym fajerwerku Pogorelicia wypada blado. W sumie: choć pianistka wówczas nie zasługiwała na nagrodę, to jednak pokazała interesującą osobowość. Co się sprawdziło. Po latach zresztą wróciła i do Chopina, nagrywając płytę z nokturnami i impromptus.

W omówieniu płyty autorstwa Marcina Gmysa czytamy: „Zastanawiające jednak, jak rzadko pojawia się w jej wypowiedziach [chodzi o wywiady – DS] Chopin, którego muzykę Hewitt z wielką pasją wykonywała jeszcze jako nastolatka. W sposób naturalny nasuwa się pytanie, czy na tak chłodnym stosunku emocjonalnym artystki do muzyki Chopina nie zaważyła przypadkiem porażka, jaką bez wątpienia, będąc świadomą swego talentu, doznała w Warszawie? Zaproszenie jej na festiwal Chopin i Jego Europa przez Stanisława Leszczyńskiego (…) stworzy być może okazję, aby poznać prawdę”. No to już jesteśmy ciekawi.