Opera na Placu Krasińskich
Parę zaległych słów o otwartej tydzień temu uroczej czasowej wystawie w Muzeum Chopina pt. Opera Chopina.
Właśnie na Placu Krasińskich znajdował się za czasów Chopina Teatr Narodowy, który był teatrem dramatycznym i operowym zarazem. Była to trzecia w Warszawie jego siedziba, po Operalni Saskiej na roku Królewskiej i Marszałkowskiej i Pałacu Radziwiłłów na Krakowskim Przedmieściu. Podobnie jak tamte dwa, i ten budynek już nie istnieje. Do gmachu Antonia Corazziego na Placu Teatralnym (dzisiejszy do niego nawiązuje, ale został monstrualnie rozbudowany) teatr przeprowadził się w 1833 r., czyli już po wyjeździe Fryderyka z Polski. Dla niego więc miejsce opery w Warszawie to był Plac Krasińskich, gdzie spędzał wiele czasu, bywał tam w pewnych okresach prawie codziennie.
Teatr w ogóle był mu bliski od dzieciństwa, kiedy to sam próbował tej sztuki razem ze swoim również utalentowanym rodzeństwem. Z młodszą siostrą Emilką (przedwcześnie zmarła w wieku 15 lat) stworzyli w 1824 r. na imieniny ojca komedię Omyłka, czyli mniemany filut, którą też wystawili. Muszę powiedzieć, że szczególnie mnie ubawił na wystawie opis tej sztuczki, jak i fakt, że Fryderyk grał w niej rolę… Burmistrza Tęgobrzucha.
Czasowe wystawy mają tę świetną okoliczność, że wydobywane na tę okazję są eksponaty zwykle pieczołowicie schowane w magazynach. Tym razem też mamy parę rękopisów – najważniejszym są Wariacje na temat „Là ci darem la mano”, jeden ze śladów operowej pasji Chopina (w tym słynny fragment „całowania Zerlinki w Des-dur” – to prześmiewczy cytat z niemieckiego krytyka znajdujący się w liście do Tytusa Woyciechowskiego).
Ale przede wszystkim można się zapoznać z takim teatrem operowym, jaki stał się w młodości przedmiotem jego fascynacji. Jest jedyny obraz przedstawiający wnętrze teatry na Placu Krasińskich, są projekty scenografii i zabawne karykatury postaci operowych – symbolem tej wystawy stała się karykatura postaci z Szarlatana Karola Kurpińskiego (20 lat temu wystawionego w Warszawskiej Operze Kameralnej, jeszcze do niedawna „chodził” tam jako spektakl dla dzieci). Ale są i autentyczne kostiumy, w tym jeden, pięknie haftowany, który należał do samego Wojciecha Bogusławskiego.
Warto się też zapoznać z katalogiem wystawy, w którym jest kilka ciekawych esejów – o Chopinie w Teatrze Narodowym i o samym teatrze, a także o funkcjonowaniu teatru w tamtej epoce, autorstwa kuratorki wystawy Anny Adamusińskiej-Tasak, prof. Aliny Żórawskiej-Witkowskiej oraz Katarzyny Lisieckiej. Wokół wystawy jest też duża oferta edukacyjna – i dla dzieci, i dla dorosłych. Wystawa będzie czynna do 25 czerwca.
A to zaproszenie na wystawę. I drugie, dla dzieci.
Komentarze
Pobutka 31 III J. Haydn 285 https://www.youtube.com/watch?v=KS_TFgdh_8A
Dobry wieczór,
cichutko tu – poza tym miłym Haydnem. Ja w sumie też nie mam teraz zbyt wiele do powiedzenia. Parę dni wolnych, i od niedzieli się zaczyna – Festiwal Beethovenowski.
A potem Misteria Paschalia, a potem Actus Humanus Resurrectio… zagęści się 🙂
No to do zobaczyska w niedzielę!
PS. Temperatura poszła po wpisach o WOK może i trochę trzeba myśli pozbierać?
Frank Gehry zaprojektuje kampus Akademii Muzycznej w Krakowie. Konkurs na nową Filharmonię (tuż obok) zostanie ogłoszony osobno, ponieważ rektor AM nie chciał już czekać, aż samorządowcy porozumieją się z Wojskiem co do wymiany działek, a sytuacja lokalowa uczelni jest fatalna. Niemniej, podobno będą czynione starania, aby architektonicznie obiekty ze sobą nie kolidowały. Chyba byłoby najlepiej, gdyby Gehry wygrał i drugi konkurs…O ile weźmie w nim udział.
http://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,21575978,swiatowej-slawy-architekt-zaprojektuje-akademie-muzyczna-w-krakowie.html#BoxLokKrakImg
@ Gatsby – bardzo dobra wiadomość. Te biedaki z krakowskiej AM duszą się w gmachu dawnego KW PZPR 😉 i często można spotkać obrazki młodzieży ćwiczącej np. w piwnicznych toaletach. Bardzo im potrzebne miejsce. Miejmy nadzieję, że i z filharmonią się uda, ile można egzystować w kościelnym kinie, którego jedyną zaletą jest położenie dwa kroki od Rynku. Z drugiej strony obawiam się, że komu tam się będzie chciało jeździć na Grzegórzki…
Tylko krótki komentarz do wpisu z 20.03.br. „..siekierą…” – teza, że wyrzucają całą Sinfoniettę WOK, bo nie dało się jej przesłuchać, raczej nieprawdziwa, bo orkiestra MACV w 100% odmówiła udziału w przesłuchaniach bez tychże konsekwencji. Pies pogrzebion jednak gdzie indziej.
Pobutka 1 IV –
J. LaPorta 115 https://www.youtube.com/watch?v=jx74cGFDywg
A. Hunter 122 https://www.youtube.com/watch?v=IvS1S2IiLLg
Poza tym wlasnie wrocilismy z koncertu duo Alina Ibragimova & Cédric Tiberghien
https://www.youtube.com/watch?v=7M_5toS9-PQ
Z programu najlepszy byl J. Cage – 6 melodies 🙂
Czy ktoś był wczoraj na Tannhauserze w Szczecinie?
Dzień dobry 🙂
Bardzo lubię Alinę Ibragimovą. Lubię też tego Cage’a, więc nie wątpię, że był piękny.
Do Szczecina najpierw nawet myślałam, żeby się wybrać, mimo że to jednorazowa sprawa, ale ciekawiło mnie, jak kooperują artystycznie Niemcy i Polacy. Jednak odległość, a także fakt, że dziś mam zobowiązania pod Warszawą, niestety przesądziła.
@ cbdu2000 – MACV od początku miało pozostać, więc przesłuchania ich tym bardziej nie miały sensu. Na „śniadaniu” p. dr p.o. dyr. powiedziała wprost, że Sinfonietta miała być tak czy tak zlikwidowana i że zachowując połowę łaskawie chcieli ten moment rozłożyć w czasie.
Słyszałam dzisiaj rano w niemieckim radio wywiad z p. Penderecką, skarżyła się że ma kłopoty ze sfinansowaniem festiwalu im.Beethovena. Ministerstwo kultury uważa bowiem że festiwal nie jest dość narodowy i patriotyczny.
Chciałam coś przeczytać w internecie na temat tego festiwalu, ale wszystkie teksty są tylko po angielsku, po polsku można tylko kupić bilet.
Ale co przeczytać? Jest polska wersja strony:
http://beethoven.org.pl/
A Pani Elżbieta dostała z ministerstwa 1 200 000 zł, z konkursu wniosków. Nie wiem, jak to było w poprzednich latach.
Ja też nie dotarłem na tego „Tannhausera” (choć jeszcze grają dwa razy, ale nie dam rady chyba). Recenzja z FAZ z listopadowej premiery w Greifswaldzie była bardzo pozytywna. Może gazety codzienne się chociaż zainteresują pozytywną współpracą polsko-niemiecką. Może „Upiór w operze” coś napisze…
To już nie pierwszy raz. W zeszłym roku była np. Lisiczka chytruska i tego naprawdę żałuję, że nie widziałam.
Jeżeli mówimy o wystawach, to nie polecam, niestety, „Potęgi awangardy” w Muzeum Narodowym w Krakowie. Zupełnie nie rozumiem tytułu. Wystawa jest mała, uznanych nazwisk i ciekawych obrazów niewiele. Dość powiedzieć, że dwa, jedyne, maleńkie rysunki Malewicza zostały sprowadzone z Muzeum w Thessalonikach (sic!). Wszak Grecja prawdziwą krainą suprematyzmu była. Żartuję. Domyślam się, że nie było skąd wypożyczyć. Ale ilość i jakość dzieł nie są jedynymi wadami tej wystawy. W opowieści historii awangardy panuje chaos. Raz jesteśmy prowadzeni według „izmów” tj. np. futuryzm, a gdzie indziej według gatunków np. sala z portretami. Wrażenie zawodu potęguje marna aranżacja. Obrazy i rzeźby eksponowane są na dwóch piętrach Kamienicy Szołayskich. Wnętrza te mają swoją wyrazistą stylistykę, która nijak nie pasuje do modernizmu. Obrazy są tam ponadto kiepsko oświetlone. Naprawdę trzeba mieć duże poczucie humoru, żeby nazwać ten przegląd „Potęgą awangardy” lub przekonanie o własnej instytucjonalnej wartości. I to działa. Jeżeli coś firmuje MNK, to niektórzy uważają, że musi być od razu świetne. Ze zdziwieniem przeczytałam, że wystawę, w „GW” CJG, poleca p. Elżbieta Penderecka, jako wydarzenie równoległe z festiwalem Beethovenowskim.
Mamy rok awangardy i wygląda na to, że każda instytucja sztuki postawiła sobie za cel zorganizować wystawę awangardową. To dość karkołomne. To też ciekawe, zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę, że artyści awangardowi raczej stronili od muzeów sztuki.
Dobre przeczucia, co do tych przedsięwzięć, mam tylko jeżeli chodzi o wystawę w Łodzi, której jeszcze nie widziałam. Oni mają chyba świetne swoje awangardowe zbiory.
W Krakowie proponuję, zamiast, odwiedzić np. „Biel kolorem śniegu. Tadeusz Kantor i Artyści z kręgu Cricot 2”. Rzym 1979. Ta wystawa w Cricotece jest właśnie repliką wystawy z Rzymu z 1979. Też jest niewielka, ale przynajmniej spójna i dobrze opowiedziana. Choć najciekawsza była, ale już się niestety skończyła, wystawa malarstwa Jacka Sempolińskiego w Muzeum Sztuki Manggha.
Pozwoliłam sobie na taki off topic, bo pomyślałam, że może ktoś będzie chciał, w czasie Misteriów Paschaliów, ukulturalnić się nie tylko muzycznie:-)
Pobutka 2 kwietnia „całowanie Zerlinki” i usciski z Toronto 😉
https://www.youtube.com/watch?v=zHgPAn5e61I
Frajde,
http://kulturaonline.pl/potega,awangardy,w,krakowskim,muzeum,narodowym,rarytasy,wywrotowej,sztuki,zdjecia,tytul,artykul,28105.html
— myślę, że pierwsze zdanie (albo lead) tekstu wiele objaśnia 😉
„A cappella”, dziękuję:-) Ta wywrotowa sztuka jest teraz bardziej mainstreamowa niż niejeden kierunek artystyczny. Być może pewna wyjątkowość „Potęgi awangardy” faktycznie polega na tym, że prace nie były nigdy wcześniej pokazywane. Gdyby stworzyć tę ekspozycję z dwudziestu najlepszych obrazów i rzeźb, byłoby świetnie. Czasem robi się wystawy wokół jednego obrazu, ale to wymaga odwagi. Wymienia się tak lekko, w opisach tej wystawy, artystów tropem nazwisk: Malewicz, Mondrian itd.. Ale nikt się nie zająknie, że ten Mondrian, to nie malarstwo, tylko sitodruk. Ważne, że jest jakiś Mondrian, ważne, że są jakieś rysuneczki Malewicza. Gdyby tam był choć jeden prawdziwy Mondrian, być może wyszłabym zachwycona:-)
Dzień dobry 🙂
Ja i tak zamierzam się udać na tę wystawę i stwierdzić, czy było warto, czy nie 😉 Już się naoglądałam tej awangardy w tylu miejscach, że z przyjemnością zobaczę coś, czego jeszcze nie znam.
Jak również chcę zajrzeć do Cricoteki – dopiero w zeszłym roku odwiedziłam ten nietypowy budynek i chętnie tam wrócę, skoro jest na co.
Szkoda, że Sempoliński w Mandze już się skończył – lubię jego obrazy. Znałam go zresztą, dość powierzchownie, ale jednak.
Zazdroszczę znajomości z Sempolińskim. Choć koleżanka, która miała z nim malarstwo na ASP mówiła, że był raczej zamkniętym w sobie człowiekiem. Ukazały się teraz jego dzienniki: „A me stesso”.
Dotarłam do malarstwa Sempolińskiego poprzez osobę Wiesława Juszczaka – jego przyjaciela. To mój ulubiony historyk sztuki i filozof.
To takie niesamowite pokolenie erudytów, których obecnie coraz mniej, nawet w środowiskach naukowych.
No więc właśnie, był zamknięty, dlatego powiedziałam, że znałam go powierzchownie.
A wracając do awangardy, na pewno ciekawa jest ta wystawa:
http://msl.org.pl/pl/wydarzeniams/wystawy-biezace/superorganizm-awangarda-i-doswiadczenie-przyrody.html
Przejadę się tam pewnie specjalnie – jest jeszcze trochę czasu.
Tak, też myślę, że ta wystawa może być nawet najciekawsza z tych tegorocznych awangardowych.