Śpiewem do wolności
Zgodnie z planem obejrzałam na ogrodach Muzycznych film o śpiewającej rewolucji estońskiej. Fenomen to niesamowity, jak zresztą w ogóle historia Estonii.
Pierwszy Estończyk, jakiego spotkałam jeszcze za komuny, to był kolega po fachu mojego znajomego reżysera-dokumentalisty. Rozmawiał z nami po rosyjsku, ale przyjechał z synem, który w ogóle tego języka nie rozumiał, i trochę mnie to zdziwiło, ponieważ było to w epoce, kiedy we wszystkich demoludach, a Estonia była przecież wręcz sowiecką „respubliką”, nauczano rosyjskiego w szkołach. Podobnie było – już w latach 90. – ze śpiewakami z zespołu Linnamuusikud, który przyjeżdżał na festiwal Pieśń Naszych Korzeni – też większość z nich się nie odzywała po rosyjsku, z wyjątkiem dyrygenta Taivo Niitvaegi.
Tak negatywnemu nastawieniu do języka bądź co bądź półwiecznego okupanta nie można się dziwić. Każdy kraj z tego kręgu miał z ZSRR swoje rachunki, my Katyń, Charków i Miednoje, ale Estonia utraciła kilka razy więcej ludzi, będąc krajem wielokrotnie mniejszym powierzchniowo i osobowo (obecnie ma mniej ludności niż Warszawa). Przetaczały się przez nią liczne walce historii, od caratu wyzwoliła się w 1920 r., przez prawie 20 lat pięknie sobie żyła, po czym najechał ją Stalin, zaraz potem Hitler i potem znów Stalin. Podczas powojennej okupacji napływało tu coraz więcej Rosjan – ich procent zwiększał się aż do 40. Słysząc o tym przypomniałam sobie film, o którym wspominałam tutaj.
Dokument, na którym byłam (jest w sieci, ale nie za darmo; tutaj trailer), został nakręcony w 2007 r., z udziałem większości bohaterów tamtych niesamowitych czasów, które miały miejsce w latach 1989-1991, kiedy to trójka krajów bałtyckich wybijała się na niepodległość. Częściowo zresztą razem – przypomnijmy wielką akcję ludzkiego łańcucha, który rozciągał się przez wszystkie te trzy kraje. Ale Estonia miała najwięcej szczęścia wychodząc z tej historii bez jednej kropli krwi – na Litwie i Łotwie były już ofiary.
Wstrząsające w historii tego narodu jest, że tak bardzo i tylokrotnie usiłowano go wynarodowić, a on się nie dał. I najważniejszym czynnikiem, który trzymał go razem, był śpiew. A narzędziem stał się festiwal pieśni Laulupidu, który odbywa się co pięć lat w Tallinie. Po raz pierwszy miał miejsce w 1869 r., jest więc chyba jednym z najstarszych festiwali muzycznych w ogóle. Przybywa nań po kilkadziesiąt tysięcy ludzi i wszyscy śpiewają jak jeden mąż – wrażenie bywa niesamowite. I to właśnie z tym festiwalem związany jest zryw narodowowyzwoleńczy Estończyków. Zaczęło się od pierestrojki i głasnosti, w Estonii powstawały nowe partie, początkowo ich siła przebicia była niewielka, ale dzięki temu, że poza festiwalem dozwolona była jeszcze działalność ekologiczna, połączono siły. Długo by opowiadać, w każdym razie doszło do tego, że w 1989 r. pojawiło się tam aż 300 tys. ludzi. „To było jak morze” – opisywali falujący tłum świadkowie historii. Najważniejsza pieśń śpiewana na Laulupidu, która urosła do rangi symbolu, to ta, napisana w XX w. przez Gustava Ernesaksa. A tutaj rejestracja fragmentu ówczesnego festiwalu.
Wspólny śpiew bardzo łączy, bardzo integruje. Kiedy patrzyłam na podniosłość tych scen, miałam w pamięci sceny z Warszawy (i nie tylko) ostatnich dni – w Tallinie również bywały śpiewy ze świeczkami czy pochodniami. Szkoda, że my tak nie umiemy śpiewać, bo to naprawdę robi wielkie wrażenie, ale naszym krokiem w dobrą stronę jest wspólne wykonywanie hymnu – zaskakuje, że coraz czystsze. Wracając do integracyjnej roli śpiewu, wspólnota estońska dzięki niemu stała się tak mocna, że gdy tallińscy Rosjanie zrobili zamach na budynek rządu świeżo powołanej niepodległej Estonii, w parę minut udało zwołać się ogromny tłum i ich okrążyć, a później bez najmniejszego rękoczynu zrobić im korytarz i puścić wolno jak niepysznych. Podobnie z obroną wieży telewizyjnej, której pilnowało zaledwie dwóch dzielnych policjantów, ale tam też na zawołanie przyszedł tłum, by jej bronić. Z gołymi rękami. I wśród nich wielu ludzi starszych, co także przypomniało mi polskie demonstracje ostatnich niemal dwóch lat. Mieli szczęście, bo akurat wybuchł pucz Janajewa i wojsko rosyjskie wróciło do Moskwy.
A jaki repertuar występuje na Laulupidu? Nie wiem, czemu spodziewałam się czegoś podobnego do tego, co słyszeliśmy od Linnamuusikud (tutaj przykład, jest ich na tubie więcej), ale przecież to zespół muzyki dawnej. Owszem, pojawiają się na festiwalu pieśni ludowe, ale opracowane bardziej masowo, zresztą w ogóle jest chyba przechył w stronę popową. I to nie tylko estońską. Na filmie pokazane są próby z chórami dziecięcymi i w pewnym momencie rozbrzmiewa – ciekawe, czy ktoś to jeszcze poza mną na sali zauważył, a też było śpiewane po estońsku – Lucky Lips Cliffa Richarda. Nieważne. Śpiew daje moc.
Komentarze
https://www.youtube.com/watch?v=tdoafPTSQpE
Pobutka 20 VII. U nas goraco jak w piekle – tak jak Orfeuszowi? https://www.youtube.com/watch?v=bqXA5UMy1yc
https://www.youtube.com/watch?v=W_o9l3OqPMk
PS. Gostkówna, zawzieta górołazka, jedzie do Golden, BC – musi zaliczyc Gory Skaliste, chocby grunt palił sie pod nogami – miejmy nadzieje, ze nie dosłownie (Pozary w BC szaleja – a to dopiero poczatek suchego sezonu 😳 ).
Tu tylko dla tych najwytrzymalszych 😉
https://www.youtube.com/watch?v=7IjgZGhHrYY
Gdy czysty śpiew to moc. Gdy śpiew zbiorowy to wielka flota.
życie więc, a nie śmierć. Gdy mówię świat, gdy mówię sztuka, sztuka życia, to mówię człowiek. Nieważne więc, czy Michał Anioł, czy Hasior… Monteverdi, czy Mykietyn… Homer, czy Cummings… A to, że jestem katolikiem naprawdę nie przeszkadza mi uśmiechać się np. w kierunku Estończyków (jacy piękni nie-katolicy!) i niejednego i od nich próbować się też uczyć. wszystkim nam „bez żadnego trybu” – dobrego, rozśpiewanego dnia! pa pa 🙂 m
Dzień mi się szykuje raczej zapracowany… muszę kończyć tekst. A nie będzie łatwo, bo upały i do nas właśnie dotarły, choć na razie jeszcze znośne. Pewnie więc daleko nam tutaj do Orfeusza i jego piekła, ale a propos Cocteau uzupełnię jeszcze o ten film:
https://www.youtube.com/watch?v=hy3AdaUkijQ
https://www.youtube.com/watch?v=Oyhr-9tMh_Y
i jeszcze ten, dość wstrzącający (w całości), fragment: https://www.youtube.com/watch?v=LkWNlL6dzXE
I po upałach. Niebo płacze na tym, co się dzieje.
Pobutka 21 VII Jeszcze Orfeusz https://www.youtube.com/watch?v=nVkDfnGobmI
oraz chor z Toronto https://www.youtube.com/watch?v=RBum0kr3jjc
Coś na uśmiech, choć muzyka niełatwa:
https://www.facebook.com/deutschegrammophon/photos/a.325407975856.157927.35731175856/10154788481300857/?type=3&theater
Wreszcie ❗ Tyle czasu już to nagranie czekało.
Dorwali go w końcu i przemówili do rozumu.
„Krystian, na boga, daj nam cokolwiek wypuścić, bo Richter już się hipsterom znudził i nie mamy na premie dla kierownictwa.”
Nie wiem, czy nie było odwrotnie, że DG jakoś się specjalnie nie palił… ale po co spekulować, ważne, że wreszcie będzie.
Z reporterskiego obowiązku podaję:
http://wyborcza.pl/7,113768,22119304,kromer-festival-w-bieczu-bez-berkowicza-znany-menedzer-kultury.html
Fakt, jak na partyzantkę nieźle wybrnęli i gdyby to miał być pierwszy festiwal gdzieś tam, zrobiony od zera przez kogoś tam, to może nawet bym pojechała. Ale impreza oparta na świństwie i wykolegowaniu jednego gościa, żeby wstawić drugiego (przy wsparciu się dorobkiem tego pierwszego – nawet numerację zachowali) nie odpowiada mi.
Pobutka 22 lipca https://www.youtube.com/watch?v=eOZxW_Kmi9M 😉
https://www.youtube.com/watch?v=TH6r0GtuKMA 🙂
Hmmm… 😕
Czyli ten pan od organów z wolnej ręki organizuje, bez przetargu? Kto by pomyślał!
Program interesujący, ale jeśli w dyzguście niedobrze się pracuje, to delektuje muzyką i sytuacją międzyludzką, jaką stwarza słuchanie jej na żywo… jeszcze mniej smacznie.
Dzień dobry.
Podobno Micrologus przyjeżdża bez Patrizii. To co to za Micrologus?
Chciałbym jednak wiedzieć, o co właściwie poszło, bo stara mądrość, że jak nie wiadomo o co, to wiadomo, wyjątkowo tu nie pasuje. Pomysł, żeby „kręcić lody” na muzyce dawnej wydaje się sam w sobie abstrakcyjny. Tu raczej będzie dodatkowa strata tych 900 tys. z Unii. No więc co?…Burmistrz nagle zwariował? Ewentualnie kolektywnie odzyskał pamięć o koniecznym przetargu? (jak widać, nie do końca…). Może takie jest, excusez-moi, ryzyko robienia kultury „w terenie”?…A może „chemia” między dwoma Panami, jeśli w ogóle była, to szybko się skończyła, co niestety nie byłoby pierwszy raz…Możliwe, że mieszane towarzystwo i tu sprawdziłoby się lepiej (nie trywializując).
Pozostaje mieć nadzieję na kolejne cudowne rozmnożenie fajnych festiwali 🙂
Ja, jak już mówiłam, kompletnie tego nie rozumiem, zwłaszcza że przez jakiś czas wydawało się, że ta chemia jest. Ale jeśli pan burmistrz poczuł, że już jej nie ma, to po co we wrześniu podpisywał list intencyjny? (Widziałam go, więc wiem dokładnie, o czym mówię.) Jeżeli od początku nie zamierzał wypełnić swojego przyrzeczenia, to dlaczego naraził Fundację a415 na niemałe straty finansowe (które już poniosła), a unijne 900 tys. zł lekką rączką wrzucił do kosza? Chyba że był na tyle głupi, żeby mieć nadzieję na przechwycenie tych 900 tys.
A przetarg był mydleniem oczu, bo przecież to Fundacja pozyskała tę dotację.
Pobutka 23 VII – z okazji nowej nominacji w Bialym Domu 😉 https://www.youtube.com/watch?v=B3GZvRlblho 🙂
Zahaczę o śpiewanie do radości (choć na poważnie, ale to się nie musi wykluczać): wczoraj w Najgłówniejszym wyszło to na 3+ max, choć organizatorzy dali podkład. Z którego można się było doliczyć pięciu zwrotek. Albo czterech, jeśli pierwszą, tylko graną, potraktować jako przypomnienie melodii 😉 Ale że śpiewanie było takie sobie, można się było nawet nie zorientować, czy się czyni godnie i sprawiedliwie używając słów Gałczyńskiego.
I mogły „najść” wątpliwości, czy i tu nie istnieją użycia pełne oraz skrócone, jak w credo, nie przymierzając (albo przy-) 🙂
Co zaś do naszego hymnu naprawdę nie jest źle. Tu dowód, że rzeczywiście nauczyliśmy się śpiewać w miarę czysto 🙂
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/wideopolityki/1713354,1,tak-spiewalismy-polski-hymn-w-obronie-sadownictwa.read
Pobutka 24 lipca – jak radosnie, to radosnie – jak za Gierka! 😳 https://www.youtube.com/watch?v=Gbn_BoBXAnE
A dla tych, ktorym za wesolo https://www.youtube.com/watch?v=Sklmo7NnD8w&t=1664s 🙁
Tiaaa… pamiętam, jak się śpiewało „Jak dobrze wstać, k…a mać” 😈
Dzień dobry mimo wszystko.
Pobutka 25 VII Serniczek na deser, czy na pocztek sniadania? https://www.youtube.com/watch?v=KGcId8s71-4
Przedstawienie wiecznie trwa? Miejmy nadzieje, ze nie do konca 😳
https://www.youtube.com/watch?v=QCU33C6RHPk 🙂
Dzień dobry! Dobra wiadomość: Schubertowska płyta KZ, która ukaże się na początku września, jednak jest nowym nagraniem!
Z materiału nadesłanego przez DG:
Sześćdziesiąte urodziny, które Krystian Zimerman obchodził w grudniu, były dla artysty ostatecznym impulsem do nagrania obu sonat. Jak wspomina pianista: “Czułem przed tymi sonatami wielki respekt, podobnie jak przed sonatami Beethovena. Ale w przypadku Schuberta dochodziło jeszcze uczucie nieprawdopodobnej tremy. Przy okazji sześćdziesiątych urodzin uświadomiłem sobie, że nadszedł czas, aby znaleźć w sobie wystarczająco dużo odwagi i wreszcie nagrać te dzieła. Dałem sobie spokój z historiami o muzyce napisanej przez człowieka, któremu zaglądało w oczy widmo nieuchronnej śmierci. Tak, Schubert był chory, ale podczas pisania tych, jak się okazało, ostatnich sonat, był w niezłej formie i wciąż towarzyszyło mu cudowne poczucie humoru. Jestem pewien, że z nadzieją patrzył w przyszłość. Sonata A-dur brzmi przecież tak bardzo nowocześnie. To dzieło jest świadectwem jego ówczesnego stanu ducha, podobnie jak Sonata B-dur.”
Zimerman nagrał obie sonaty w japońskim Kashiwazaki City Performing Arts Centre. W 2007 roku pianista wystąpił tam charytatywnie, a jego recital przyczynił się do zebrania funduszy na pomoc poszkodowanym podczas silnego trzęsienia ziemi. W dowód wdzięczności, burmistrz Kashiwazaki zapowiedział, że w przypadku nagrań, pianista będzie mógł skorzystać z tamtejszej sali koncertowej. Sesje nagraniowe odbyły się w styczniu 2016 roku. Zimerman zagrał na klawiaturze, którą sam skonstruował specjalnie na tę okazję. Została ona wbudowana w znajdujący się w Kashiwazaki fortepian firmy Steinway. Klawiatura ta pomogła artyście zagłębić się w całą gamę artykulacyjnych niuansów, a wielkości jego interpretacji dopełniło głębokie, niemal orkiestrowe, a zarazem ciepłe i śpiewne brzmienie fortepianu.
I jeszcze jedna wiadomość pianistyczna. Odbyło się nagranie kolejnych dwóch koncertów fortepianowych Mozarta w wykonaniu Piotra Anderszewskiego z Chamber Orchestra of Europe.
Pobutka 26 VII M. Jagger 74 https://www.youtube.com/watch?v=l61MFiIeuVM
W odpowiedniku Trybunalu w CBC, choc nieformalniejszym – mniej technicznym – dyrygent i wlasciciel sklepu z plytami (migawka z przeszlosci dla Gostka: B. Surtees & P. Robinson -; ) ) bardzo, ale to bardzo (tylko bez popadania w trumpizm – powtarzania przymiotnikow i okreslen bez konca) chwalili 21 & 24. https://www.youtube.com/watch?v=bZY8b0vsTfs Jaka bedzie nowa?
PS Zupelnie z innej beczki. Riszter? https://www.youtube.com/watch?v=Q1iUdM5k5Hc
Dzień dobry,
Natrafiłem dzisiaj na ankietę Urzędu Miasta Warszawy dotyczącą zmian patronów i nazw ulic. Zmiany muszą wejść w życie z powodu „dekomunizacji”.
W związku z tym, czy nie byłoby pięknie, gdyby szeroką i ruchliwą arterię – dzisiaj imienia Rzymowskiego (który jest do zmiany), zastąpiła ulica ARTURA RUBINSTEINA?
Trudno uwierzyć, że do dzisiaj poza Łodzią właściwie nie ma miasta, które by go godnie upamiętniało. Może najwyższy czas, by to Warszawa dała przykład!
Ponadto, skoro jest już ulica Etiudy Rewolucyjnej, to czemu nie – Preludium Deszczowego?
Jest oczywiście sporo ważnych postaci ze świata muzyki, także polskiej, które mogłyby patronowac ulicom warszawskim. Swoje propozycje mogą Państwo zgłaszać tu:
https://cawi.um.warszawa.pl/zmiany_nazw_ulic.pg
Z mojej strony chciałem prosić Państwa o wskazywanie Rubinsteina w miejsce Rzymowskiego. Mój jeden głos niczego nie zmieni, ale z pomocą Państwa lobbing może być dużo skuteczniejszy!
Ankieta jest otwarta do 30 lipca.
No jest to jakiś pomysł 🙂
Z opóźnieniem, ale tu, by dla wątku.
Ws. zmian ulic, w tej ankiecie widzę tylko „czy jesteś za zmianą?”, a nie „na kogo”? – czy i gdzie jest w tej sprawie, by można było kliknąć Artura Rubinsteina? Oczywiście, najzgrabniej (znów 🙁 „strach”?), by się krzyżował z I.J. Paderewskiego i w ogóle (jak np. na Służewie) w okolicy nazw muzycznych.
Ws. hymnu, pisałem 21-VII rano na Muzykanta, że wielkimi sukcesem był, jak senat z otwartymi oknami przerwał obrady, gdy protestujący (podeszli od tyłu, gdzie pomnik H. Mikołajskiej, a gdzie też Jacek Fedorowicz zrobił kiedyś spotkanie 4-VI z koncertem Jacka Kleyffa i Słomy) śpiewali hymn, ale czemuś stale pomijane są 2 hist. zwrotki https://pl.wikipedia.org/wiki/Hymn_Polski „Niemiec, Moskal” i „Na to wszystkich” (oczywiście, wtedy może by trzeba też konsekwentnie wrócić do 1. formy wszystkich zwrotek i refrenu, ale słyszałem kompromisy, że tylko te 2 dodane, bo treść mają i bo to część całości; tam jeszcze problem „kiedy” zamiast „póki”, o czym pisałem parę lat temu w dyskusji do hasła w Wikipedii), a poza tym błąd, trzeba było śpiewać non-stop (ewentualnie, dodać też np. „Boże, coś Polskę”, „Nie rzucim ziemi” i inne hymniczne), by senatorzy musieli stać na baczność, a nie obradować, i od razu by przełożyli ustawę na IX. W każdym razie miło, że senatorzy pośpiewali, choć 16-XII w Sali Kolumnowej też najpierw były kolędy i śledzik (na pewno, jak tradycja każe, zakrapiany), a potem 🙁 nie pomogło.
Ws. RCKL, w skrócie, wciąż nic się nie dowiedziałem, poza tym, że ramówka do 10-IX bez zmian (a co potem np. ze „Źródłami”, transmisjami „Skrzyżowania Kultur”, cyklem koncertów „Muzyczna Scena Tradycji” itd.?). Podtrzymuję hipotezę, że lawina ruszyła ostrzej, gdy na finał „Nowej Tradycji” zaproszony prezes Sobala i 🙁 sobie przypomniał.
Co do filmu estońskiego, budzi szacunek, ale trudno w pełni ufać w rzetelność, jeśli ws. odc. historii, co wiedzę mam, tj. II wojny światowej, jaskrawo przeskakuje problemy lub tworzy jawne nielogiczności (np. „weszli Niemcy, a potem Sowieci się mścili” – na kim, jeśli nie było słowa o skali kolaboracji?), to mniej wiarygodna też reszta, no i akurat byłem w Tallinie w XII-1988 r. (jak też później demonstrowałem pod ambasadą z okrzykiem „Sajudis”, gdy krew się polała w Wilnie) i parę epizodów pokazujących atmosferę pamiętam. Problem bolesny (też, stereotypowe pokazanie tam „InterFrontu”, w nawiązaniu do pokrewnych jakoś ruchów dziś, choć oczywiście epoka i realia inne), ale – wracając do pozytywów – jw. słusznie wspomniane, b. na czasie, że się pokazuje śpiewy uliczne, co 🙂 świat naprawiać mogą. A głosowanie widzów na „Złotą Konewkę” wygrała IX Symfonia Beethovena z baletem Bejarta, czyli m.in. „Oda do radości”, też 🙂 ściśle aktualne. Większości jednak w br. 🙁 nie zdążyłem.