Trochę orkiestry
Jakoś tak się tu zwykle składa, że kiedy piszę o płytach, to z udziałem solistów lub zespołów kameralnych. A przecież od czasu do czasu i samej orkiestry warto posłuchać.
Na początek więc: Gewandhausorchester pod batutą Andrisa Nelsonsa, IV Symfonia Antona Brucknera, Deutsche Grammophon 2018. Jeszcze przed ukazaniem się zachwalano mi to nagranie – a jest to, trudno może uwierzyć, nagranie live z maja. Zatem jak nie jestem miłośniczką Brucknera, tak teraz posłuchałam i nie żałuję. Rzeczywiście łotewski dyrygent pięknie prowadzi tę muzykę – symfonia poprzedzona jest jeszcze wstępem do Lohengrina Wagnera, który świetnie tu pasuje: ten baśniowy krajobraz wyłaniający się z ciszy, a po nim, u Brucknera, rogi i wszystko to, co neoromantyzm kocha najbardziej (symfonia ma przydomek Romantyczna). Dla mnie w Brucknerze jest coś sztywnego, choć na pewno emocji tu nie brak, ale ich gama jest ograniczona. W takim wykonaniu jednak to nie przeszkadza – co trzeba było wydobyć, jest wydobyte. Wielbicielom tego kompozytora na pewno polecam.
Teraz Czech Philharmonic pod dyrekcją Jiříego Bělohlávka – Ma vlást Bedřicha Smetany, Decca 2017. Pożegnanie ze wspaniałym mistrzem czeskiej batuty, zmarłym w końcu maja. Jeszcze tak niedawno, niemal dokładnie rok temu (16 marca), podziwialiśmy go i w Warszawie… Nagranie zostało dokonane w 2014 r. Miło jest posłuchać całości tego tak barwnego i różnorodnego cyklu w najbardziej kompetentnym wykonaniu. Prawdziwy testament Maestra. Znamy zwykle najpopularniejszą Wełtawę, no, może jeszcze Wyszehrad, ale jest jeszcze bardzo dramatyczno-feministyczna Szarka, jest pełen rozmachu krajobraz Z czeskich łąk i gajów i wreszcie dwie części husyckie, Tabor i Blanik (ten ostatni – to coś w rodzaju naszej przypowieści o śpiących rycerzach) z hymnem husytów Ktož jsú boží bojovníci w roli głównej, na koniec triumfalnym, i z powracającym tematem Wyszehradu, jak w Wełtawie.
Kolej na Polskę: Orkiestra Filharmonii Poznańskiej dyrygowana przez Łukasza Borowicza, II i III Symfonia Feliksa Nowowiejskiego, DUX 2017. Podchodziłam do tego trochę jak pies do jeża – niepotrzebnie. Pokutuje skojarzenie z Rotą i Quo vadis, a tymczasem to był początek drogi kompozytora, który w późniejszych latach życia z neoromantyzmu przełożył zwrotnicę na bardziej aktualne kierunki. W ogóle niewiele się wie o Nowowiejskim, co więcej, nie tylko polska Wiki (w odróżnieniu od innych), ale i culture.pl pomija fakt, że matka kompozytora była Niemką, a on sam długo mówił po niemiecku lepiej niż po polsku. Wracając do twórczości, wystawiona niedawno Legenda Bałtyku z 1924 r. zawiera jeszcze nieśmiałe wypady w stronę impresjonizmu, ale potem Nowowiejski trafił do Paryża, poznał osobiście m.in. Alberta Roussela (tego samego, którym fascynował się potem Witold Lutosławski) i znalazł się pod jego wpływem. III Symfonia jest bardzo rousselowska (choć można dostrzec i echa np. Prokofiewa). Ale jeszcze bardziej fascynująca jest II Symfonia, o podtytule Praca i rytm, co brzmi nam może nawet socrealistycznie, bliższe jednak jest ducha futuryzmu: to niemal motto Odlewni stali Aleksandra Mosołowa czy Stalowego kroku Prokofiewa. I podobna jest tu motoryka (część utworu to coś na kształt passacaglii). W sumie duże zaskoczenie dla znających jedynie wcześniejsze dzieła kompozytora.
I jeszcze na wschód, choć orkiestra zachodnia: Lucerne Festival Orchestra pod batutą Riccarda Chailly, Chant funèbre i inne utwory młodego Igora Strawińskiego, Decca 2018. Wymieniony tytuł to całkiem świeże odkrycie z petersburskich, studenckich lat kompozytora. Kompozycja powstała w lecie 1908 r. i została poświęcona zmarłemu właśnie jego profesorowi – Mikołajowi Rimskiemu-Korsakowowi. Została wykonana na specjalnym koncercie, po czym materiał nutowy zaginął; kompozytor żałował, bo cenił ten utwór i uważał za najlepszy wśród swych studenckich. I właśnie dwa lata temu został odnaleziony, wykonany w Moskwie pod batutą Gergieva i w Berlinie pod dyrekcją Rattle’a, a Chailly dokonał jego pierwszego w historii nagrania. Rzeczywiście ciekawe: mroczny i tajemniczy początek przypomina wstęp do Ognistego ptaka, jest też jakby cień fascynacji Wagnerem (ściślej rzecz biorąc Tristanem), jest obsesyjne powtarzanie jednej sześcionutowej figury. Stylistyka jest tu w momencie przepoczwarzania się. To opus 5; przed nim powstały zamieszczone również na płycie Faun i pasterka op. 2 (z nazbyt jak na mój gust rozwibrowaną niestety sopranistką Sophie Koch), chochlikowate (też zapowiadające Ognistego ptaka) Scherzo fantastyczne op. 3 i efektowne – zgodnie z tytułem – Sztuczne ognie op. 4. Wszystkie te dzieła już wykazują znakomite opanowanie orkiestry – w końcu Strawiński uczył się u mistrza instrumentacji. No i jest nagrane dla porównania dzieło zaledwie o pięć lat młodsze (nie do wiary) i jak bardzo inne: Święto wiosny, które już opusu nie ma. Nie potrzebuje.
Komentarze
Hmm, sądziłem, że Sophie Koch jest mezzosopranistką 🙂
Lektura Pani felietonów pozwala zapominać od polskiego szaleństwa. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.
Dobry wieczor z Poznania 🙂 Bylam wlasnie na wagnerowskiej premierze i zamierzalam cos napisac, niestety siec hotelowa padla, a na komorce byloby uciazliwie wklepywac caly wpis, wiec odkladam rzecz do powrotu – rano wsiadam w pociag.
PK. Podczas wczorajszej rozmowy myślałem właśnie o tych recenzjach II Symfonii Nowowiejskiego. Prawykonanie odbyło się w Poznaniu w ramach Tygodnia Muzyki Polskiej w 1938 r.
Nowe symfonie Nowowiejskiego i Poradowskiego
(…) Wieczorny koncert symfoniczny — pierwszy w Tygodniu Muzyki Polskiej (a zarazem w sezonie) zawierał dzieła współczesnej muzyki polskiej. Koncert ten miał charakter rewelacji; przynosił bowiem pierwsze wykonania dwóch symfonii: II-iej Feliksa Nowowiejskiego i V-ej Stefana Poradowskiego. Rewelacja ta nie kończy się bynajmniej na skonstatowaniu tego faktu (nota bene faktu, który jakże dobitnie mówi o rozwoju współczesnej polskiej symfoniki). Oba dzieła zasadniczo od siebie się różnią, a więc: techniką kompozytorską, założeniami formalnymi, ogólnym charakterem i wewnętrzną zawartością.
(…) Obok symfonii Poradowskiego odbyło ale również pierwsze wykonanie nowo napisanej symfonii Feliksa Nowowiejskiego. Nosi ona tytuł: Praca i rytm. A więc program? Myślę, że nie. Może tytko tytuł ten był zasadniczym lub pierwszym impulsem w pomyśle melodycznym. Nowowiejski zanadto jest organicznym muzykiem, by musiał krok w krok posuwać się za pewnym programem, pewną ideą. Symfonia ta jest apoteozą rytmu, który według frapującej tezy niemieckiego socjo-muzyka Büchera — miał stanowić najodleglejsze czasowo formy pramuzyki. Rytm w symfonii Nowowiejskiegoo jest elementem budulcowym, jest komórką melorytmiczną, z której autor wyprowadza bieg całej symfonii. Pewne założenia programowe widoczne w tytule II-iej symfonii Nowowiejskiego wpłynęły w sposób decydujący na strukturę formalną tego dzieła. Kompozytor dał w II-iej symfonii formę nową, odbiegającą od utartych kanonów. A najlepszym dowodem, że forma ta jest pełną i kompletną, jest wrażenie zwartości. II-a Symfonia mistrza Nowowiejskiego posiada jeden materiał budulcowy. Ta monolityczność konstrukcji — przy istnieniu kontrastujących ze sobą części — splata się w formie, mającą swe własne, autonomiczne życie.
Rewelacyjność, o której pisałem na wstępie objawiła się przede wszystkim w samym materialne dźwiękowym i gatunku tego materiału jakiego używa w II-iej Symfonii Nowowiejski. Jest to materiał par excellence współczesny, ukazujący zupełnie nowe oblicze twórcze sylwetki kompozytorskiej Nowowiejskiego. II-a Symfonia jest więc przełomem w twórczości autora „Ojczyzny”. Rozpoczyna nowy okres, który przyniesie zapewne w dorobku swym nowe dowody niespożytej energii twórczej Nowowiejskiego i jego „organicznej” muzykalności. (…)
Roman Padlewski, Dziennik Poznański, 08.10.1938 Nr 231
Tydzień Muzyki Polskiej w Poznaniu. Od Kurpińskiego do Szymanowskiego
(…) Wieczorny koncert symfoniczny zapowiadał się nader ciekawie już na długo przedtem. O prapremierze „Pracy i rytmu” Nowowiejskiego chodziły po mieście słuchy, umiejętnie w komunikatach prasowych rozniecane. Dyrygował Latoszewski, który się ostatnio szczególnie często produkuje, jako ojciec chrzestny polskich nowości symfonicznych. Zaszczytna misja!
Otóż ta nowa — druga — symfonia Nowowiejskiego jest utworem tak dalekim od niedawno granej „Niny”, czy „Quo Vadis”, że trudno się nadziwić fenomenalnej ewolucji kompozytora, któremu „sześćdziesiątka” lat już powiedziała przed rokiem do widzenia. Bo „Praca i rytm” powstała właśnie przed rokiem, jako 53 dzieło. Polichromizm instrumentacyjny, politonalizm i polirytmia — oto obce słowa z muzycznego słownika, a znaczą tyle, co: barwność instrumentów, równocześnie kilka tonacji (co brzmi niekoniecznie „fałszywie”!) i wielkie bogactwo rytmów. Wszystko to znalazło się w nowej partyturze Nowowiejskiego. Ale nie ostatniej, bo oto — jak słychać — mistrz przygotowuje „Koncert wiolonczelowy” i trzecią symfonię „białowieską”. (…)
Jerzy Korab, Kultura, 23.10.1938 Nr 43 (131)
Bardzo ciekawe, dzieki! Roman Padlewski napisal pozytywnie – nie dziwie sie. Z Jerzym Korabem nie zetknelam sie.
Jerzy Korab to pseudonim Jerzego Młodziejowskiego, kompozytor, dyrygent i publicysta muzyczny związany z Poznaniem.
A, to kojarzę.
Do puli polecanych nagrań chciałbym dorzucić płytę „Lutosławski” Krzysztofa Urbańskiego z 2016 roku (Alpha 232), zawierającą dwa wczesne hity naszego Mistrza: Koncert na orkiestrę i Małą suitę oraz hit dojrzały, czyli IV Symfonię. Jestem pod wielkim wrażeniem brzmienia, precyzji rytmicznej i intonacyjnej oraz tych wszystkich niuansów interpretacyjnych, kontrastów i barw, jakie dyrygentowi udało się wykrzesać z orkiestry NDR. Jak dla mnie – porywające, referencyjne nagranie (również od strony jakości zapisu). Gdyby Mistrz usłyszał swoją folklorystyczną suitę w tej interpretacji pewnie zmieniłby nieco lekceważące nastawienie do tego utworu. 😉
Stawianie znaku równości między Warmiaczką (Matka F. Nowowiejskiego) a Niemką nieco zadziwia… Polecam książkę Anny Szyfer „Warmiacy: Studium tożsamości”, Poznań 1996.
@ Warmiaczka – ma Pani o tyle rację, że było to dość skomplikowane na tych ziemiach. Nie wiemy jednak, kim się czuła pani Katharina de domo Falk, która mówiła tylko po niemiecku. Ciekawe, że większość życiorysów Nowowiejskiego po polsku skrzętnie pomija tę informację, albo wręcz podaje kłamstwa jak tu:
http://leksykonkultury.ceik.eu/index.php/Feliks_Nowowiejski
Trudno mi zrozumieć motywację takiej postawy. Przecież to tym bardziej fascynujące, że mimo to Feliks stał się polskim patriotą.