Dzień niemiecki
Wieczór w Dworze Artusa z Cantus Cölln pod kierownictwem Konrada Junghänela był przeżyciem wyjątkowym, z tych, które pamięta się długo.
Repertuar – można powiedzieć w skrócie: czasy Heinricha Schütza, Johanna Hermanna Scheina, trochę wcześniej i trochę później. Medytacje o przemijaniu i śmierci. Temat zbieżny z tym, co w owych czasach się działo: długą, wyniszczającą wojną trzydziestoletnią.
Muzyczny kontekst też niezmiernie ciekawy: wpływy włoskie, zwłaszcza Giovanniego Gabrielego i Claudia Monteverdiego (Schütz studiował u obu, jego rówieśnik Schein nie, ale musiał też dobrze znać tę muzykę), nałożone na protestanckie preferencje, a więc w sumie: silna ekspresyjność oraz prymat tekstu, który dyktuje zwroty melodii i harmonii.
Te włoskie związki jeszcze silniej są słyszalne, gdy wykonanie jest tak perfekcyjne. Pięcioro śpiewaków plus towarzysząca lutnia, każdy jest indywidualnością, ale też świadomą częścią zespołu. Dopasowani są wspaniale pod względem barwy, a przy tym wszyscy w jakiś sposób zwracają na siebie uwagę, może najbardziej wyrazisty jest bas (Wolf Matthias Friedrich), który sięga w dół aż do C. Naprawdę! Takie głosy słyszałam dotąd tylko u prawosławnych.
Stojak był obowiązkowy, a na bis mała niespodzianka: istnieje motet Johanna Sebastiana Bacha pod tym samym tytułem, ale to, co usłyszeliśmy, było innego Bacha – Johanna Christopha, jego kuzyna.
Popołudniowy koncert w Ratuszu Głównomiejskim też był czymś wyjątkowym: usłyszeliśmy komplet 12 fantazji na gambę solo Georga Philippa Telemanna, który odnaleziono dopiero trzy lata temu. Muzyka piękna i zróżnicowana – obok części tanecznych są i głęboko refleksyjne. Ponoć mogło to być pierwsze wykonanie całego cyklu na jednym koncercie, a podjął się tego Krzysztof Firlus, na co dzień kontrabasista NOSPR, ale także gambista {oh}. Niedawno nagrał wraz z żoną klawesynistką bardzo sympatyczną płytę. A teraz planuje nagrać utwory Carla Friedricha Abla, odkryte również trzy lata temu w Poznaniu przez muzykolożkę Sonię Wronkowską.
Komentarze
Schutz w porzo kompozytor, a Junghanel w wywiadzie dla Polaków wyjaśnił dodatkowo, że Schein wcale Schutzowi nie ustępuje, a przyjęło się, że Schutz to największy niemiecki kompozytor do czasu Bacha.
Schein faktycznie też genialny. Ale bidaka żył dwa razy krócej od swojego kolegi… Pech. Tak sobie o tym myślałam, kiedy zespół śpiewał Scheina Unser Leben währet siebnzig Jahr (a dalej jest jeszcze: und wenn es hoch kömmpt so sinds achtzig Jahr)…
A Pergolesi… Ileż jeszcze mógł zostawić dla nas, Pani Dorota. Ale naturlich, życie krótkie w czasach muzyki wczesnej. Anglicy jak często lepiej to od nas ujęli – muzyka wczesna, a nie muzyka dawna. A Niemcy jak, muzyka dawna czy wczesna?
PS. Przed wynalezieniem penicyliny etc. życie, nieco ponad 100 lat temu zaledwie, trwało circa 50 lat, średnio.
Ale Schütz żył aż 87 lat – jak to mu się wtedy udało, niepojęte. Zdrowo żył, muzyka go konserwowała? Może.
Podobnie Telemann – 86. Ale to już troszkę później.
No Bach też na szczęście długo, Haydn i wielu innych. Ja się nawet zastanawiałem czy nie napisać uprzednio że wtedy 80 lat to było jak 100 lat dziś, ale to nie byłaby prawda, wciąż trudniej o 100 lat dziś. Akurat wśród kompozytorów śmierć tak nie kosiła? Po pierwsze, wielu umarło dziecięciem będąc i nic nie skomponowawszy. Jak wiele dzieci Wielkiego, Największego, Jana Sebastiana…Po drugie, sukces artystyczny i życie w warunkach dworskich lepiej konserwuje, więc na pewno żyli dłużej niż zwykli ówcześni, tak. Nie ma tu między nami sporu:)
PS. 50 lat średnia Pani Doroto to 100 lat temu, 400 lat temu to średnia góra 40 lat, ale musimy wliczyć ogromną śmiertelność dzieci, niemowląt w tę średnią, stąd…
PS. No i chyba zabijali się jeden drugiego o wiele częściej niż obecnie, ale nie wiem, to ciekawe jaki był wskaźnik zabójstw wtedy (wojny pominiemy na chwilę).
Żaden inny rodzaj sztuki nie wpływa tak dobrze i szybko na psychikę czyli inaczej na nasze samoczucie jak muzyka, a jeżeli dobrze, duchowo się czujemy to cały nasz organizm chce żyć i z większym zapałem zwalcza atakujące nas choroby. Jesteśmy także w stanie znieść lepiej wszelkie nieszczęścia jakie nas spotykają. Skupione słuchanie muzyki i jej nawet bardzo amatorskie uprawianie jest przepisem na długie, a co najważniejsze szczęśliwe życie.
Skupione słuchanie muzyki i jej nawet bardzo amatorskie uprawianie jest przepisem na długie, a co najważniejsze szczęśliwe życie.
A skupione etykietkowanie? A od-etykietkowywanie? 🙄
Dlatego mówimy: Graj, piękny Cyganie…
Drogi a capella
Musisz mnie oświecić, ponieważ „etykietkowanie” w mojej głowie kojarzy się przede wszystkim z naklejaniem bądź z odklejaniem etykietek na butelce – najlepiej z piwem („od-etykietkowanie”). 🙂
„Medytacje o przemijaniu i śmierci.”
Jak na adwent to dosyć oryginalnie – trzeba przyznać 🙂
To wcale nie był łatwy koncert. Przez niewtajemniczonych, mógłby zostać uznany za dość monotonny. Dlatego bardzo dobrze, że są wprowadzenia red. Matwiejczuka i książka programowa. Dla mnie jednak idealnie pasował do Gdańska i atmosfery miejsca – Dworu Artusa. Nie wiem, czy w czasach powstania była to raczej muzyka towarzysząca, czy muzyka, której słuchano dla niej samej jak my dziś. Wyobrażam sobie jednak, że w tak właśnie muzykowano w Dworze Artusa – elitarnym „klubie” Gdańska. I to muzykowano, nawet już w XVII w., raczej po niemiecku. Posmak takich klubów, z dostępem dla wybranych, mamy jeszcze może w Europie, w tak silnie klasowym, społeczeństwie angielskim.
Pan Junghānel zresztą, ze swoją fryzurą, jak wyjęty z XVI/XVII w. Uroczy i odważny styl.
Świetnie, że repertuar tak nieoczywisty. Lubię w Actus Humanus też to, że upowszechnia to, czego nie usłyszę na co dzień w innych miejscach. Oczywiście, z ogromną przyjemnością posłucham na Wielkanoc Kunst der Fuge (jest już program), ale chętnie też mniej znanych utworów. Zwłaszcza chyba ta grudniowa edycja sprzyja popularyzowaniu, gdy nie ma tyle repertuaru, związanego z Bożym
Narodzeniem.
Dodatkowym przyjemnym momentem tego koncertu była możliwość poznania Pana Dyrektora festiwalu, a zwłaszcza p. Basi Berkowicz – żony, o korzeniach, częściowo, sopockich:-) Dzięki, PK:-)