Nic nie jest na zawsze
Z poznańskim Centrum Sztuki Dziecka przyjaźniłam się kiedyś bliżej i przyjeżdżałam regularnie na organizowane przezeń Biennale Sztuki dla Dziecka. Teraz wpadłam po dłuższej przerwie, żeby zobaczyć wyprodukowaną przez Centrum operę dla dzieci.
Kiedy zaczęłam przyjeżdżać, był to jeszcze Ogólnopolski Ośrodek Sztuki dla Dzieci i Młodzieży, działający, tak jak dziś, w Centrum Kultury Zamek. Ogólnopolskość stracił w połowie lat 90. w ramach ogólnego zwijania się instytucji, i od tamtej pory jest samorządową instytucją poznańską, mimo że wciąż nie ma takiej drugiej w Polsce. Imprez dla dzieci jest już w kraju bardzo wiele, ale Biennale wciąż jest organizowane.
Pamiętam, kiedy było to święto widoczne w całym mieście (i wspominam to, kiedy widzę Paradę św. Marcina na 11 listopada, która też się narodziła na Zamku). Ja przyjeżdżałam oczywiście głównie ze względu na wydarzenia muzyczne, w które zaangażowana była cała grupa moich kolegów-kompozytorów: Lidia Zielińska, Tadeusz Wielecki, Jacek Rogala, Jarosław Siwiński. Były to działania różnego rodzaju, nie tylko utwory, ale też muzyczne zabawy. Były też działania multimedialne i teatralne. Ale opery jako takiej nie było.
Teraz pojawiła się taka możliwość, bo Centrum dysponuje salką teatralną dobudowaną do szkoły Łejery na Winogradach – to szkoła bardzo szczególna, a jej nazwa pochodzi od charakterystycznego poznańskiego powiedzonka. Centrum ma tę scenę wspólnie ze szkolnym Teatrem Łejery i dlatego nazywa się ona Sceną Wspólną. Z przyjemnością więc udałam się w tę zaciszną, zieloną okolicę, żeby obejrzeć dzieło Jarka Kordaczuka pt. Gwiezdnik.
Libretto jest adaptacją sztuki o tym samym tytule, autorstwa Katarzyny Mazur-Lejman, która wygrała nią konkurs zorganizowany dwa lata temu przez Centrum, a rok temu była wystawiona w teatrze lalkowym Maska w Rzeszowie. I to Centrum podsunęło ją Kordaczukowi. To opowieść o smutnym wieczorze malej dziewczynki Kiry, której właśnie umarła babcia i którą przychodzą pocieszać gwiazdy oraz łapiący je Gwiezdnik. Opowiadają jej kolejne baśnie, rozmawiają z nią, a Kira dowiaduje się, że nic i nikt nie jest na zawsze i że tak, to jest smutne, ale w smutku nie ma nic złego.
Nie jest to więc temat łatwy, ale dziecięca widownia reaguje pozytywnie. Trochę to tylko przydługie – trwa 80 minut, tyle znieść bez przerwy i dla dorosłego bywa trudne. Ale język muzyczny jest zróżnicowany, nie za prosty ani też nie za skomplikowany, gra sześcioro instrumentalistów, w tym kompozytor na skonstruowanym przez siebie instrumencie zwanym monoctone – utwór z udziałem tego instrumentu tutaj. Świetnie znaleźli się w tym gatunku śpiewacy: Aleksandra Klimczak, Sylwia Złotowska i Tomasz Raczkiewicz jako gwiazdy oraz Jerzy Mechliński w roli tytułowej; w mówionej, dziecięcej roli Kiry wystąpiła Anna Langner.
Prapremiera utworu wiązała się z Biennale, ale organizatorzy chcą ją co pewien czas powtarzać. Nie było im łatwo jako producentom (od paru lat MKiDN nie wspiera ich unikatowego programu promocji dramaturgii dla dzieci, co trudne jest do zrozumienia), więc tym bardziej projekt nie powinien się zmarnować.