Wajnberg z obrazkami
Gidon Kremer ma ostatnio potrzebę dodawania do muzyki obrazu. Wykonuje solo na koncertach 24 Preludia op. 100 Mieczysława Wajnberga ze slajdami. Teraz zainicjował cały złożony program.
Tytuł Kronika wydarzeń bieżących pochodzi od samizdatu rozpowszechnianego przez niezależnych obrońców praw człowieka w ZSRR w latach 60. i 70. Ale nie jest samizdatem. Jest kombinacją fragmentów różnych utworów o różnym charakterze, z różnych okresów twórczości kompozytora, z niemym obrazem filmowym. Prapremiera wydarzenia odbyła się w Amsterdamie na tegorocznym Holland Festival. Powstało ono w koprodukcji Kremeraty z Holland Festival, Alte Oper we Frankfurcie, Konzerthaus w Wiedniu, Gewandhaus w Lipsku. Tutaj zapowiedź projektu, a tutaj już opis, a poniżej filmiki z komentarzami i fragmentami.
Całość trwa ponad godzinę i składa się z czterech następujących bezpośrednio po sobie części, każda z nich zawiera po cztery fragmenty utworów, a zaczyna się wyświetlanymi na ekranie jako motto kolejnymi zwrotkami wiersza Juliana Tuwima Rok i bieda. W komentarzu reżyser obrazu, Artiom Firsanow, mówi, że kierowano się tu muzyką Wajnberga i jej nastrojem. Często powtarza się motyw śniących postaci, co artysta tłumaczy onirycznością tej muzyki, mówi też o jej intymności, co zainspirowało obrazy przywołujące właśnie intymność. Jednak w sumie ten obraz bardziej przeszkadza zamiast pomagać. Czasem rozprasza i odrywa uwagę, zwłaszcza gdy w istocie ma niewiele wspólnego z muzyką – jak np. seria twarzy, niektóre z nich uśmiechnięte, podczas wstrząsającej pieśni Der jesojmes briwele (List sieroty), zwróconej do matki, która zginęła w pogromie. Czasem z kolei jest zbyt dosłowny, jak ten dobrany do fragmentu XXII Symfonii „Kadisz”, tego z sopranowym śpiewem zagubionego dziecka – w tym momencie widzimy obrazy bomb i grzyba atomowego, a na tym tle niemowlę. To już przesada w drugą stronę. Osobiście wolałabym nawet taki zestaw fragmentów utworów, ale bez obrazu.
Tym bardziej, że grane i śpiewane to było bardzo dobrze przez cały zespół; pieśni (dwie z tych do słów Pereca, w jidysz) Eszter Zemlenyi wykonała o wiele lepiej od wczorajszego solisty, złapała właściwy, trochę dziecinny ton, podobnie we wspomnianej symfonii. Gieorgijs Osokins, który jej dyskretnie towarzyszył, rozwija się w tym towarzystwie w rasowego kameralistę. Subtelny epizod miał kontrabasista (nazwiska nie podano) we fragmencie Sonaty na kontrabas solo op. 108. No, a Kremer, co tu mówić, jak zawsze był wspaniały.
Na bis była niespodzianka: zjadliwa polka (czy też galop) z Suity na orkiestrę Wajnberga, w stylu cyrkowych kawałków Szostakowicza, z filmowym skeczem, ale tym razem bardzo udanym, pomysłu Kremera oraz zaprzyjaźnionego z nim Sandra Kanchelego (syna Giyi), grafika, reżysera i producenta. Filmik, oparty na obrazach Pirosmaniego, przedstawiał korowód postaci, z których każda miała wklejoną głowę Putina. I smieszno, i straszno.
Potem Kremer otrzymał srebrną Glorię Artis za popularyzowanie muzyki Wajnberga. Ależ szarpnęło się ministerstwo na srebro dla takiego mistrza… Jedno w tym dobre: że tym samym uznano oficjalnie Wajnberga za kompozytora polskiego. Najwyższy czas.
PS. Urodziny Wajnberga w Muzeum Polin już się zakończyły, ale jutro Kremer z Osokinsem i Giedre Dirvanauskaite wystąpią w FN. Nie wiem, czemu w sali kameralnej, ale trudno.
Komentarze
No tak. To było niestety pod publiczkę. Powiedzmy wprost. To był zwykły, nastajaszczij kicz. Grzyby atomowe pod „Kadisz” to idiotyzm – oczywiście jakiekolwiek OBRAZOWANIE Zagłady w tym kontekscie byłoby jeszcze bardziej nie do przyjęcia, a pewno chciano nadać remu bardziej uniwersalny charakter. Tyle, że uniwersalny charakter ma muzyka sama w sobie! To zaś wyglądało jak sowiecka propagandowa wrzutka na jakiś „kongres pokoju”. Było to więc swego rodzaju nadużycie, nawet więcej – votum nieufności względem muzyki Wajnberga i względem publiczności. Bo z góry założono, że publiczność nie da rady bez obrazów, a sama muzyka, bez tego wspomagania nie obroni się. W dodatku dokładanie do tego „warstwy” samizdatu… Absurd. Wajnberg polityczne problemy miał do 1954. Ale potem głównym problemem było to, że jego muzyki nie grano ze względów nie politycznych, ale całkiem innych. Grało ją jeszcze pololenie Rostropowicza, Oistracha, Elizawiety Gilels, Kogana, Dokszycera, Kondrasxyna. Kolejne pokolenie, to Kremera, miało ją gdzieś. Przyszła generacja, która zachłysnęła się nowoczesnością i postnowoczesnością. To co ujmuje dziś i wykonawców i publiczność w Wajnbergowskiejj muzyce, czyli emocjonalność, bezbronność, nawet pewna naiwność, a – nade wszystko, że nawiążę do naszej noblistki – CZUŁOŚĆ – było całkowicie w defensywie. A jak już było, to wzięte w nawias żartu lub pastisxu. Do tego oczywiście klasyczne formy, w zasadzie tonalność… A zarazem – czy tak inne to było od postmodernizmów i minimalizmów? Nie, w zasadzie podobne, ale lepsze i wcześniejsze, do tego szczere i warsztatowo mistrzowskie. Więc niebezpieczne. Kiedy Kremer miał jeszcze technikę, to nie grał wcale Wajnberga, teraz nagle wskoczył na sto koni. Odkrył go, jak deklaruje. Ale to nie jest muzyka z manuskryptu wygrzebanego w jakimś opactwie, to jest muzyka kompozytora, który umarł w Moskwie, gdy Kremer dobiegał pięćdziesiątki. Jeśli ja, zwykły polski meloman, mogłem zakochać się w muzyce Wajnberga jeszcze w końcu lat 90-tych, to o czym tu mówimy… Koniunkturalizm zawsze jest nieszczery, a w sztuce ta nieszczerość zawsze wylezie, jak nie jedną dziurą, to inną. I w tej produkcji wczoraj wylazła, choć fragmenty muzyki były bez wątpienia grane niekiedy bardzo pięknie.
Najlepiej byłoby, jakby zagrali po prostu po ciemku. Tak jak było z tym fragmentem na kontrabas – nic go nie zakłócało.
Naprawdę, nie spodziewałam się po Kremerze mentalności z kręgu Regietheater. Że trzeba coś w muzyce przetłumaczyć „na nasze” – ale jakie to „nasze”? Tego smarkatego reżysera i jego paru kolegów.
Niewątpliwą zasługą smarkatego et consortes jest też zapewne to, że tym razem wyjątkowo wywindowano ceny biletów. Ci zabawni osobnicy z przerośniętym ego nie pracują przecież dla idei (choćby były to najszczytniejsze idee Regietheater 😉 ).
Liczę, że dziś w FN będzie już – co najmniej – normalnie.
Myślę (obawiam się?), że łączenie obrazu z dźwiękiem będziemy widywać coraz częściej. W Szalonych Dniach (toutes proportions…) z roku na rok pojawiają się nowe kombinacje muzyki z animacjami na żywo, rysowaniem na piasku itp. Mamy już apki pozwalające na śledzenie obrazu z kamer na scenie. Będą inne rzeczy.
Ciekawe, czy ktoś myśli o tym jak bardzo ruchomy (czy ruszający się) obraz przykuwa uwagę widza kosztem innych zmysłów. Gapiąc się na obrazki, siłą rzeczy przestajemy słuchać muzyki (i czegokolwiek innego).
I w FN rzeczywiście było normalnie. Tyle że za wcześnie pochwaliłam Osokinsa – Chaconnę Bacha-Busoniego jeszcze jakoś tam zagrał (choć w trochę pretensjonalnym romantyzującym stylu i niezbyt pięknym dźwiękiem, zresztą była to yamaha), ale w VI Sonacie na skrzypce i fortepian Wajnberga wypadł bardzo blado. Chyba zaraz zapuszczę sobie płytę, na której Kremer gra to z Avdeevą. Beethoven jak to Beethoven (Koncert potrójny w opracowaniu Carla Reineckego) – słyszałam już to w maju w Gdańsku, śmiszne.
Najważniejsza była jednak I Sonata na skrzypce solo Wajnberga. Kremer gra to zupełnie inaczej niż Linus Roth, emocjonalny nie tyle mniej, co inaczej – po raz pierwszy zobaczyłam barokowe korzenie pierwszej części. Ale druga część była jeszcze bardziej lunatyczna – teraz nie może się ode mnie odczepić, podobnie jak mahlerowskie scherzo.
Jutro zaczyna się Actus Humanus w Gdańsku, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu nie jadę. W piątek wybieram się do Wiednia, tym razem nie tylko na wystawy, ale i na spektakle.
W związku z tym nie będę na koncertach w Nowym Teatrze – żałuję, polecam. Tu można znaleźć: https://nowyteatr.org/pl/kalendarz
Będzie się w Gdańsku 2 dni i w Nowym Teatrze toże. Wiadomo, że wszystkiego się nie obskoczy, ale striemit’sia nada… A Osokins w istocie w tej sonacie tak sobie jakoś dziubał, Awdiejewej nie dorasta gdziekolwiek: ani w tym, ani w czmkolwiek innym
Dobranocka – takie znalazłem na Tubie:
https://www.youtube.com/watch?time_continue=3&v=BqfkqGU0XTE&feature=emb_logo
Piękne. Dzięki serdeczne, Gostku.
Elżbieta lubiła czasem zagrać na bis Fandango Solera. Ale nie wiedziałam, że nagrała całą płytę poświęconą Solerowi. Bardzo dawne dzieje. Nagranie realizowała Jola Skura, późniejsza założycielka pamiętnej firmy Opus 111, której pozbyła się w 2000 r. i znikła. Co się z Jolą działo potem, nie wiem.
Ktoś tam się w komentarzach próbuje domyślać, że skoro urodziła się jako Elżbieta Ukraińczyk, to ma ukraińskie korzenie. Ani trochę. Nawiasem mówiąc, Chojnacką była po ojczymie, który ją adoptował.
A ja już wiem, gdzie ten Gostek chodzi. 🙂
Tam gdzie ja, tylko że tę płytę widziałem już 10 lat temu u radzieckich, może była gorzej zrobiona, ale zawsze. A na marginesie, to tam gdzie Gostek i ja bywa w porywach 200 osób jednocześnie. Z całego świata. Oto w jakiej niszy na końcu niszy jesteśmy. 😛
Się nie odzywam, bo zarobiony jestem. Jak skończę, to wszystkim mowę odbierze ze zdumienia. 😎
Już czekam 😉
Z innej beczki („głosują!”) —
— podesłano mi taki problemat opływowy… 🙂
…A Kremera po raz pierwszy na żywo – to też w Londku. I nawet nie w Wigmore H. czy podobnym, a w RAH, z samej ci góry Galerii…
Ciekawe, dzięki. Komentarzy nie mam teraz czasu czytać, ale myślę, że mogą być równie ciekawe. Choć z tym bywa różnie, stwierdzam po przeczytaniu jednej z dyskusji u tego plociucha Lebrechta.
O komentowaniu pod ważnymi/popularnymi tekstami brytyjskimi można milion słów ;-/ — jeśli ktoś przeczyta 😈
Mam wrażenie, że najlepsze już było, a w ostatnich latach – z różnych względów – dyskusja zdegenerowała się i/lub zamarła. Na tym tle pod tekstami Guardiana (wciąż) zaskakująco często widzę rozumne słowa otwartych głów z różnych części Europy.
Raczej omiatam wzrokiem, niż czytam, ale i zagłębić się zdarza(ło). Nie wykluczając delektacji… 🙂
PS, to było także zaproszenie do podzielenia się namiarami na wszelkie ciekawe, niehejterskie dyskusje społeczno-kulturalne… Spostrzeżeniemi o stylu ich moderowania. Czy i jakimi sposobami (poza banowaniem) da się to robić finezyjnie/skutecznie…
Dziś 3 symfonia Weinberga w Hamburgu, ma być transmisja. Niestety w tym samym czasie koncert w Gdańsku, więc trzeba wybierać. Żałuję, że Dwójka ma tak słabo rozwiniętą sekcję podcastów. Inne stacje europejskie robią to zdecydowanie lepiej.
@WW
Chadza, nie chodzi… To zresztą jest dość circumstantial
Ze świata całego, ale raczej w kilku odrębnych skupiskach.
Miała być buźka 8)
@ spin71
Dzięki za podrzucenie, sprawdziłam, to Krzysztof Urbański dyryguje tym Wajnbergiem 🙂 Chyba sobie to zapuszczę.
https://www.worldconcerthall.com/en/schedule/ligeti_sibelius_with_bell_and_weinbergs_third_from_hamburg/52364/
Jeszcze a propos Wajnberga – ktoś podrzucił na YT VI Sonatę z Kremerem i Avdeevą z tej najnowszej płyty:
https://www.youtube.com/watch?v=f2EgELjxQqU
https://www.youtube.com/watch?v=Fm6SVEXzGkI
https://www.youtube.com/watch?v=WiOTyL2EYIE&list=RDFm6SVEXzGkI&index=10
W zasadzie to chyba cała ta płyta jest w kawałkach wrzucona. I Trio, i młodzieńcze Trzy utwory na skrzypce i fortepian.
Jak kto jej nie ma, to warto posłuchać – jest wybitna.