Chiaroscuro znaczy światłocień
…i zrozumiałe jest, dlaczego kwartet założony przez Alinę Ibragimovą z kolegami z Royal College of Music tak właśnie się nazwał, kiedy tylko się go posłucha.
Ibragimova wystąpiła w Polsce solo chyba tylko raz, z Kristianem Bezuidenhoutem na Wratislavii cztery lata temu (podobno odwiedziła też swego czasu katowicką Akademię Muzyczną, ale nic bliższego mi o tym nie wiadomo). Natomiast z kwartetem pojawiła się w FN dokładnie pięć lat temu. Bodaj także w serii edukacyjnej filharmonii, bo później rozmawiali jeszcze z publicznością. Napisał tu zos, że biletów na dzisiejszy koncert już dawno nie było – i cóż, rzeczywiście sala była prawie pełna, ale było niemało pojedynczych wolnych miejsc. Tak już widać musi być.
Gra tego międzynarodowego kwartetu oddaje rzeczywiście wszystkie niuanse, światła i cienie. Gra pieszczona, subtelna, ale i zadziorna, kiedy trzeba. Układ programu był trochę podobny do tego sprzed pięciu lat: w pierwszej części także Mozart i Haydn, a w drugiej zamiast Schuberta – Beethoven.
Kwartet smyczkowy d-moll KV 421, melancholijny, choć ma i momenty lżejsze (jak trio w menuecie), zwieńczony jest wariacjami, a z kolei smutny Kwartet f-moll Hob. III:35, również z małym promyczkiem pośrodku menueta i większym przebłyskiem słońca w Adagio, kończy się fugą (o temacie jakby znajomym – podobnym trochę do tego, którego Mozart użył prawie 20 lat później w Requiem). To sprawiło, że rozmawiając w przerwie ze ścichapękiem, pianofilem i Jakóbem wyraziliśmy nadzieję, że może i Chiaroscuro, jak Belcea Quartet (czy cztery lata temu Quatour Mosaїques), zwieńczy zaplanowany na drugą część Kwartet B-dur op. 130 Beethovena jego pierwotnym finałem, czyli Wielką Fugą (w programie nie wydrukowano ostatniej części, nie zmieściła się, więc tak czy tak czekaliśmy na niespodziankę). Jednak usłyszeliśmy dopisany później przez kompozytora finał. Jakób poruszył ten temat z nimi za kulisami – wytłumaczyli, że Fuga jest popularna, finał grywa się rzadziej, a oni go lubią, więc woleli go zagrać.
Beethovena wykonali po prostu obłędnie. To zupełnie inny świat niż u Belcea – na strunach jelitowych można stworzyć bardzo specyficzny klimat. Już przy wstępie, granym bez wibracji i przenikliwym dźwiękiem, po prostu ciarki przechodziły. Ten utwór przechodzi przez różne nastroje i czasem brzmi zdumiewająco współcześnie. I tak, jak na owym koncercie sprzed pięciu lat, o ile w pierwszej części Ibragimova dominowała (jest zresztą naturalną liderką), to w Beethovenie wszyscy pozostali pokazali się również jako niezwykle wrażliwi muzycy. Pierwszy raz się zdarzyło, że kiedy słuchałam Cavatiny, nie zlewał mi się w jedno głos wymieniających się I i II skrzypiec – brzmiały one zdecydowanie osobno mimo przeplatania się. Było to o wiele bardziej plastyczne niż w innych wykonaniach. A w finale, który oczywiście jest bardziej błahy od Wielkiej Fugi, też były momenty zaskakujące.
Przyjęci owacyjnie, na bis muzycy przeskoczyli do młodego, psotnego Beethovena – Scherza z Kwartetu G-dur op. 18 nr 2, w którym zwłaszcza prymariuszka ukazała wspaniałe poczucie humoru. Tak brykać w Beethovenie potrafi jeszcze chyba tylko Isabelle Faust (w pamiętnym nagraniu Sonat z Mielnikovem). Chciałoby się w ich wykonaniu usłyszeć jeszcze więcej jego kwartetów, bo to zupełnie wyjątkowa jakość.
Komentarze
No tak. Pokazali, kto w kwartetowej branży dziś rządzi – te interpretacje przebijają bodaj wszystko, co do tej pory słyszałem, nie tylko na żywo (i bynajmniej nie tylko w kategorii jelitowej 🙂 ).
Wczoraj zachwycili nawet jeszcze bardziej niż przed pięcioma laty. Swoją drogą takich arcymistrzów chciałoby się gościć znacznie, ale to znacznie częściej!
Tak – muzyczne gadanie pomiędzy instrumentami, retoryka i poczucie humoru – najwyższy poziom! Dzięki Ścichapęku i PK za rekomendację i przypomnienie!
W nawiązaniu do wczorajszej rozmowy o nagraniach IV Koncertu Fortepianowego Beethovena w wykonaniu Rubinsteina, kadencji Saint-Saensa pod palcami Artura można posłuchać np. tu: https://www.youtube.com/watch?v=TvstnrC9bJ8&t=765s
i później w III części tu: https://www.youtube.com/watch?v=TvstnrC9bJ8&t=1710s
Zastanawia mnie co innego – mam nagranie tego koncertu, zapewne w wykonaniu Rubinsteina, jest jednak znacznie bardziej ogniste, brawurowe, zagrane impetem, niż to zalinkowane powyżej. Również tu wykorzystane są kadencje Saint-Saensa. Charakterystyczne są oklaski po pierwszej części. Czy ktoś może wie dokładnie co jest za nagranie? Na płycie mam napisane jeszcze „Grand Maestros de la Musica Classica” CD1. Znajduje się tam jeszcze II Koncert Fortepianowy Saint Saensa – Rubinstein, Mitropoulos, NYP. Poniżej link do Beethovena:
https://drive.google.com/open?id=1H1z-uBArjrAHKh3waXo556TdFFwdfeYu
No ciekawostka. Ja z kolei nie wiem, co to było za nagranie, o którym wczoraj wspominałam, a którego słuchałam w dzieciństwie. Mogło to być z lat 50-60, i zdecydowanie z kadencjami Beethovena. Pomyłka, o której wspominałam, była w II części, w momencie z podwójnymi trylami, kiedy wchodzi trzeci głos – paluszek mu się obsunął i wyszło coś w rodzaju przednutki, ale ona była tak ładna, że bez niej czegoś mi brak. To na pewno było nagranie live, ale skąd i pod kim, nie pamiętam.
Dzień dobry, Nagranie, o którym Pan pisze pochodzi z 22 kwietnia 1951 r. z Nowego Jorku. Zostało wielokrotnie wydawane przez różne wytwórnie m. in: AS (AS 532), Legend (LGD 102), Nota Blu (93.5105-1/2)…
Bardzo Panu dziękuję za rozwikłanie tej zagadki!
Polecam się na przyszłość w takich sprawach:).