1898
Kiedyś, wiele lat temu, gdy Krzysztof Knittel pożyczył mi kasetę magnetofonową z nagraniem tego utworu, chodziłam po jej wysłuchaniu jak zaczadziała. Początek lat siedemdziesiątych, jeszcze przed tym, co później nazwano postmodernizmem (i co szybko stało się przeraźliwym banałem), zamiast awangardy – nawiązanie do muzycznej tradycji. Ale jakie inne! Budowanie z elementów do tradycji przynależących, ale z zastosowaniem całkowicie odmiennej, współczesnej logiki. Akordy, harmonie, akompaniamenty, jakie stosował Beethoven (pierwsze współbrzmienie tego utworu czy nie jest aluzją do pierwszego dźwięku Wielkiej Fugi?), Berlioz, Brahms – ale zestawione jak w innej, niepokojącej bajce, jak w koszmarnym śnie, w którym błądzimy po dziwnych wnętrzach, oglądamy tajemnicze krajobrazy i lękamy się, co spotkamy za rogiem.
Taki jest 1898. Mauricio Kagel napisał go na zamówienie firmy Deutsche Grammophon, na jej 75-lecie. Z omówienia kompozytora: „W kompozycji 1898 starałem się stworzyć rodzaj muzycznego radiogramu końca XIX wieku, próbując jednocześnie oddać emanujące z pierwszych nagrań wrażenie kruchości brzmienia. Dla osiągnięcia tego celu konieczne było określenie na nowo sposobów potraktowania brzmienia z punktu widzenia całości. (…) Dzięki zdwojeniom unisonowym i zwielokrotnieniom oktawowym powstały interesujące połączenia brzmieniowe, sprawiające wrażenie, jakby unosiły się w pełnym różnych konotacji no man’s land”.
Ten utwór opisuje więc epokę, która się kończy, czas, gdy rządzi jeszcze stary porządek, ale odczuwalna jest bliskość zmian. Zmian zarówno pozytywnych („radosnego czasu odnowy, który doprowadzi do bardziej radykalnego modernizmu”), jak i negatywnych („atmosfera katastrofy, która miała się objawić na początku nowego stulecia, rzuca swój cień i w przód, i wstecz jednocześnie”). Tę nadciągającą katastrofę czuje się tu przez skórę i właściwie nie wiadomo dlaczego.
Ową „kruchość brzmienia” Kagel osiąga przez zastosowanie pojedynczej obsady instrumentalnej; z głośnika dobiega co jakiś czas dźwięk nagranego chóru dziecięcego, który pokrzykuje, szepcze, nuci, śmieje się, gwiżdże. Ten element też jakby rozrywa narrację.
Ten utwór naznaczył mnie na dość długo – fascynująca wydała mi się taka właśnie postawa: grać elementami z przeszłości, rozpoznawalnymi i budzącymi emocje, ale robić z nimi coś, czego wcześniej nie robiono. Jeszcze czasem sobie taką muzykę wyobrażam, ale tylko dla siebie. Bo wydaje mi się, że efektu Kagla nie można powtórzyć.
W Studiu im. Lutosławskiego dziś o 12. było niewielu słuchaczy – różne czynniki się pewnie na to złożyły, głównie zmęczenie (wczorajszy Stockhausen trwał w sumie prawie cztery godziny) i piekna pogoda. Ale kto przyszedł, nie żałował.
A teraz niespodzianka. Tutaj możecie odsłuchać ten utwór. Nie przesłuchałam całości, ale wydaje mi się, że jest tu jednak cały utwór, nie, jak napisano, tylko pierwsza część – koncert też trwał godzinę. Na początku sygnałek; Kagel zaczyna się gdzieś w 25 sekundzie.
Komentarze
Zaciekawionym.
Co jest? Nikogo nie ma?
Nie wiem, czy iść we wtorek na Stockhausena, trochę się boję.
Mam lęk wysokości…
To nie idź. Poleć…
A mnie to foma kazał pływać…
Miesiąc już zaszedł a psy się nie pośpiły?
Co za czasy….
foma, Ty nie być taki do przodu, Ty mnie lepiej powiedz czy Ty czasem nie lecisz tekstem Štrosmajera….
zeen, a Ty wiesz, że masz coś wspólnego z gołębicą… te obłe kształty… to ciepłe gruchotanie…
foma,
Ciebie się pomyliło, jam w kształty obleczon a nie obły. A tak wogle to mówi się oby….śmy zdrowi byli 🙂
Zima idzie, to i jeszcze grubsze obleczyny… A zdrówka nigdy dość..
No to zdrówka życzę i się odliczę…
Bobiku,
od razu kazał… Sugerował z dobrego serca…
Czasy wcale nie takie złe… Księżyc się uśpił, pies zaszedł na Dywan, a tam para gołąbków 😆 Jaki miły obrazek! 😀
Co się tu… hmmm…
Pani Kierrowniczka nie wie, co się na jej własnym blogu dzieje? 😯 Więcej czujności! A jak tak gdzieś znienacka, cichcem, kątem, za plecami, muzyka łagodzi obyczaje? 😆
Słowwo honorru, że Kierowniczka przez dwa r była literrówką, a nie literracką fantazzją!
Na dowwód powwaggi morrdki nie będdzie!
Na pięć minut przed północą
Kierowniczka w blog łomoce
Co się tu… hmmm zapytywa
I kołderką się nakrywa…
Ładnie to tak?
Ładnie, bo nikt nie odpowiedział (dopiero po godzinie), więc na co miałam czekać?
No, chyba że chodzi o to nakrywanie się kołderką – trzeba było się odkryć? 😆 😉
Ale dziś obiecuję, że będę bardziej czujna – cały dzień siedzę przy kompie…
Sprawdzam czujność:
szszszsz…..
Nie wiem, co się odpowiada na szszszsz…
Na delikatne szuranie zareagowała Pani Kierowniczka, czyli czujna jest 🙂
Jak mała muszka 😉
Teraz na pół godziny się wyłączam dla czynności domowych 🙂
Nie wiem…. najlepiej niech się Pan Radca wypowie, czy to usprawiedliwienie wystarczy. Czy czasem nie należy potrącić 300 zł…
O czym my tu w ogóle rozmawiamy? Czy ja jestem posłem wiadomej partii? 😯
A, właśnie, o czym rozmawiacie? Bo jak o wiadomej partii, to może ja zaczekam na następny temat. 🙄 U nas dziś słonecznie 🙂 więc nie chcę sobie psuć humoru.
U nas też słonecznie i ja o żadnej partii rozmawiać nie zamierzam 😉
Mam jeszcze z dawnych czasów znaczek metalowy wpinany na szpileczkę: Bezpartyjny
I on, skubany, ciągle aktualny…
🙂
Ja przez chwilę byłam w partii pt. ROAD, nawet składki płaciłam, więc całkiem czysta nie jestem 😆
Najzabawniejsze, że poszliśmy się wpisać na słynną listę w nieistniejącej już kawiarni „Niespodzianka” na Pl. Konstytucji z zaprzyjaźnionymi krytykami: śp. Tadeuszem Kaczyńskim oraz Bohdanem Pociejem (który najszybciej się wymiksował). Potem mawialiśmy do siebie „towarzyszko” i „towarzyszu” 😉
Towarzyszko Kierowniczko, wspomnienie minionych wpisów spowodowało u mnie nagły przypływ niepokoju oralnego. Napędzany tymże dokonałem lustracji lodówki, gdzie znalazłem kawał białej kiełbasy, wyraźnie domagający się jakiegoś procesu. Najodpowiedniejszy wydaje mi się proces obróbki cieplnej, po którym nastąpi proces obróbki skrawaniem, ale nie mogę się jeszcze zdecydować co do kilku szczegółów. Czy Towarzyszka Kierowniczka nie mogłaby zapodać czegoś konkretnego na temat tej kiełbasy w winie u Pana Piotra? Białe? Czerwone? Czym przyprawione?
Uprzejmie proszę o pozytywne i szybkie rozpatrzenie mojej prośby, bo obawiam się, że nie wytrzymam i pożrę tę kiełbasę niepraworządnie, bez procesu. 😀
Bobiczku, wino było czerwone, coś tam również dodano, ale o dokładny przepis należy pytać raczej Piotra z sąsiedztwa 😀
Zanim Pan Piotr pojawi się na blogu, to już dawno będzie po ptokach. 🙁 Czy Towarzyszka Kierowniczka wyobraża sobie, że pies może czekać z obrabianiem podejrzanej kiełbasy do jutra? 😯
Ale dziękuję i za tę jedną wskazówkę. Zrobi się w czerwonym, dołoży rozmarynu, co tak cudnie się u drzwi rozwinął, czosnku, jałowca, selera liściowego (nie mylić z naciowym!) i się zobaczy. Mogę potem dostarczyć sprawozdanie z procesu. 😀
Na każdej twórczej wymianie komentarzy jest taka sytuacja, że ktoś musi chyba zacząć pierwszy mówić coś na temat: koncert był piękny! I niech żałują wszyscy, którzy wybrali alternatywne formy rozrywki (chrr.. chrr..) albo ulegli presji rodziny (żaglówka na Zegrzu). Płytkę ciężko dostać, więc tym bardziej dzię-ku-je-my Pani Kierownik za dodanie linka 🙂
Pozdrowienia dla Wszystkich
Arcadio
Witam Arcadio i serdeczne dzięki za komentarz na temat! Niestety niewielu może to potwierdzić… ale też i po to jest link, żeby się dowiedzieć 🙂
To ja jeszcze wrócę do pierwszego komentarza zeena – jak rozumiem, chodziło o koncert Hymnen w Łodzi, powtórzenie (poniekąd) warszawskiego. Troszkę opowiem. Zaczyna się, jakby ktoś kręcił gałką stareńkiego radia w porze, kiedy większość programów kończy nadawanie na dany dzień i odtwarza hymn państwowy. Nakładają się różne takie, pokawałkowane i poprzerabiane, potem jest coraz więcej odgłosów elektronicznych, już nie kojarzących się z radiem ani krótkofalówkami, z których wciąż wyłaniają się kawałki hymnów, ale jakby rzadziej. Trwa to ponad godzinę i można się przyjemnie pozapadać, co też i zrobiłam i czego, jak się okazało z puszczonego potem filmu, Stockhausen bynajmniej nie uważał za nieprawidłową reakcję 😉 Potem była część z orkiestrą (45 min.), w której najzabawniejsza była zwłaszcza dłuuuga sekwencja oparta na ruskim hymnie (towariszcz Aleksandrow już nie mógł zażądać tantiem, ale jego potomkowie chyba powinni 😆 ), potem najgłośniej było słychać amerykański i trochę brytyjski; jest też ponoć sekwencja oparta na szwajcarskim, ale – wstyd się przyznać – nie znam go. Można też było wysłyszeć inne hymny, ale polskiego się jakoś nie dosłuchałam (któryś z kolegów wysłyszał kawałek, ale nie wiem, czy mu się nie wydawało 😉 ). Po części z orkiestrą była jeszcze trzecia – znów sama elektronika. To już był odjazd, hymnów mało, elektroniki więcej, i pod koniec pełen sadyzm: odgłosy oddechu jak przez sen czy w medytacji, człowiek (słuchacz) się uspokaja, wycisza – a tu nagle łubudu! I tak kilka razy… Ale nie było to wszystko straszliwie długie, choć pospać nie dali. Wszystko razem szło wytrzymać 😉
Zdania potem słyszałam różne. Ale głównie pozytywne. Pewien znany mi od lat meloman-bywalec Warszawskich Jesieni, chyba trochę młodszy od zeena, który, jak sam mówi, przyszedł do tej muzyki z popu, powiedział mi, że dopiero teraz widzi, jakim Stockhausen był prekursorem i ile się z niego dziś jeszcze czerpie 🙂
Mnie tez sie wydaje, ze Mazurek byl – konkretnie pierwszy takt – z blyskawicznym diminuendo, wiec tylko kilka nutek dalo sie uslyszec.. W prawym glosniku, mowiac konkretnie 😉
Co do calosci uczucia mam mieszane, bo musialem niestety wyjsc po pierwszej czesci 😉
No to nie tyle uczucia mieszane, co niepełne 😉
A w ogóle fajne takie nagromadzenie pompatyczności i nadęcia, zupełnie jak u ulubionego kompozytora fomy 😛 A przecież hymny to następstwo okrzyków plemiennych… Czyli ucywilizowanie łączy się z upatosowieniem 😆
A propos ulubionego kompozytora fomy, to pyszny był wczoraj utwór zagrany na samo zakończenie festiwalu, a oparty na finałowych akordach VIII Symfonii. Nie zdziwiłam się czytając w życiorysie kompozytora (Oscar Strasnoy), że – jak na Argentyńczyka przystało 😉 – stworzył utwór wg Gombrowicza (Geschichte, operetta a cappella): bardzo gombrowiczowskie to było 🙂
Dziękuję bardzo Pani Kierowniczko.
Z relacji wynika, że moje chrapanie mogłoby zakłócić koncert, zatem w trosce o dobry odbiór zrezygnuję…
Ja myślę, że chrapanie w pełni by się wpasowało w całość 😉 I zresztą nie jest powiedziane, że musiałoby do niego dojść 😀
Z przerażeniem pomyślałem, że mogłoby być najlepszym momentem koncertu…. Co by wtedy było?!
Główny uczestnik koncertu siedzi na widowni i swoją popisową partię wykonuje w stanie hmmm… nieświadomości 😆
To mógłby być przebój sezonu 😆
Pani Kierowniczko,
nie zrobię tego Stockhausenowi 🙂
Bobik,
czerwone wino, na pewno rozmaryn, pewnie listek bob(i)kowy, dyżurne sól i pieprz, może ziele, marianek i… co się nawinie? 😉
Chyba dodałabym czosnku.
No strasznie mi przykro, zeenie, nie chciałam zniechęcić, wprost przeciwnie 🙁
Alicjo, myślę, że wersja Bobika też nie będzie zła 😉
O, ja nie doczytałam wersji Bobikowej, dopiero teraz, rzuciłam sie do pisania, co tam było na tym winie i rozmarynie! Pewnie, ze będzie dobra, z takim zestawem trudno spieprzyć, chyba, ze przepieprzyć 😉
Miało byc słońce, jest ponurawo 🙁
Żeby nie przepieprzyć dałem chili zamiast pieprzu. 😉 Wersja wyszła pyszna, sosem, do którego w ostatniej chwili zdołały się wkręcić minipomidorki, podlałem towarzyszące kiełbasie pierożki z ricottą i jeszcze do teraz łapy oblizuję. 😀
Eee tam. Idę sobie zrobić sałatkę… 😆
O tak, dobra sałatka nie może być zła 😉 Dziś solidaryzowałam się z Kierownictwem, spędzając sporą część niedzieli przed komputerem. Trzeba było ułożyć program zajęć i napisać zaległe sprawozdania. Już w środę inauguracja roku akademickiego. A w przerwach towarzyszyła mi nowa płyta zespołu Graindelavoix „Poissance d’amours”.
A u mnie dziś muzykowali tacy panowie (to zdjęcie i trzy kolejne) 😀
Szkoda, że Państwo tego nie słyszą! 😉 Możecie sobie wyobrazić chropawą (ale czystą) wariację na temat walca Na sopkach Mandżurii 😆
Posluchalam sobie wlasnie 1898, dla mnie to odkrycie, jestem pod wrazeniem, dzieki za link! 🙂
Cieszę się 🙂
Poni Dorotecko, cosi tutok nie gro. Zgodnie z sugestiom zawartom w niniejsym tytule wpisołek kod: „1898”, a nie ten, co to ŁotrPress podpowiedzioł. Dlocego zatem komentorz z kodem „1898” nie przeseł? 🙂
😆
Łotra się łatwo nie przechytrzy 😉
Sałata też była, tylko oprócz, a nie zamiast. Wszystkojady mają jednak bardziej urozmaicone życie! 😆
Skopiowałem od przyjaciół 3 płyty z muzyką Kagla, dzięki za link. Właściwie to cieszę się nawet z mojej ignorancji, gdyby nie ona, nie miałbym teraz tyle przyjemności w odkrywaniu nowej, porywającej muzyki. Zdjęcia są doskonałej jakości, poza tym, że fajne.
Skoro, Bobicku, syćkojady majom bardziej urozmaicone zywobycie, to najbardziej urozmaicone mo pewnie koza 🙂
Ja bym powiedział, Owczarku, że szczur ma jeszcze ciekawiej, bo nawet betonu się chyci, ale przyznaję, że repertuar kulinarny kóz też jest wstrząsający. 😀
Łotr mi dał kod 1982. Ciekawe, z czym się komu ten rok kojarzy?
Tutok jo, Bobicku, przyznom, ze sie scurom dziwie. Co im kruca tak w tym betonie smakuje? Zeby chociaz dodawały se do niego kapecke mustardy!
A teroz juz dobrej nocki 🙂
Pobudka!
Coś z hymnów tu jest fragment:
http://www.youtube.com/watch?v=o0aeagbZBRs
A za 1898 dziękuję. Inna sprawa, że zapadać się przy komputerze za bardzo nie da… Niezależnie od tego co to jest.
Nie wygłupiaj się Hoko, ja jeszcze nie poszłam spać, a Ty juz pobudkę odtrąbiasz?!
Dobranoc 😉
PAK-u, deszcz to się potrafi zapadać nawet przy komputerze. 😉
A te „Hymny” to prawdopodobnie zmyła dla przyszłych badaczy owadzich nogów 😉 Ja sobie przy tym wyobrażam stanowisko archeologiczne z dalekiej przyszłości, kiedy to na pewno prowadzić się będzie wykopaliska akustyczne. Odkopuje taki akuolog (akustyczny archeolog) kawałek Stockhausena i wyrokuje z dużą pewnością siebie: „modernistyczny nacjonalizm państwowy z wyraźnym nagromadzeniem elementów plemiennych. Na ucho, bez C14, możemy datować na koniec XIX wieku.” A kawalarz Stockhausen siedzi na chmurce i wyje ze śmiechu! 😀
Dzień dobry! PAK-u, dzięki za link, to chyba gdzieś z początku,. W moim całkowicie niemuzykologicznym 😉 opisie zapomniałam dodać, że w pierwszej i drugiej części było dużo Międzynarodówki! 😆
No właśnie, „Międzynarodówka” dla akuologa byłaby potwierdzeniem, że chodzi o koniec XIX w. 😉
Przebudka!
Jaka prze-? Zabudka to co innego. Ja co prawda nie uznaję, ale są tacy co za budkami popijają to i owo…
Wybudka! (W szpitalach to są nawet specjalne sale do wybudzania)
PAK-u, czy z Twojej deklaracji należy wnosić, że jesteś niezabudką? 🙂
Lubię, ale nie jestem w jednej klasie z rosopsida. Tako rzecze N-K 😉
Została jeszcze podbudka czyli mała podbuda 😉
No to musi być jeszcze nadbudka czyli mała nadbuda, nie mylić z nadbudówką, czyli tym co jest nad bazką. 🙂
Wedlug mnie, to musi być niezabudka 🙂
Bobiku ,
przegladałam właśnie zdjęcia ze Zjazdu i tam zanotowane, że oprócz wina czerwonego i ziół do rzeczonej kiełbasy nawinęły się oliwki (czarne, o ile pamiętam). To na następny raz 😉
Tak jest, nawet widać. Są oliwki czarne! A obrus Gospodarzom zaciapaliśmy na amen! Z tym, ze to zajęło nam cały weekend 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/Zjazd-2008/094.Nawinelo%20sie%20wino%20oliwki%20i%20ziola.jpg
Śpiochy…
Foma, co się dziwisz? Szczeniaki o tej porze już powinny do łóżeczka. 🙂
Alicjo, ja dałem pomidorki zamiast oliwek. więc się wyrównało. Ale muszę się pochwalić, że mój sos lepiej wyglądał 😀
Narobiliście mi apetytu – chyba najwyższy czas na kolację 😀
Quake, dobra rada od psiego serca – nie ogranicz się do sałatki! 😀
Bobik, spokojna głowa – ja z tych mięsożernych jestem 🙂
To opowiedz potem co jadłeś – dla psa to jak powieść sensacyjna. 😆
Kochani, a nie pomyliliście blogu? 😆
Może i ten i ów pomylił, ale kierownictwo to bez kozery pobłądziło w drodze do blogu…
Przecież jestem, osochodzi 😯
O nieusprawiedliwionenieobesności. O!
To jeszcze się mam usprawiedliwiać? 😯 😆
Dla zrównoważenia kulinariów, wieści z pianistycznej kuchni 😉
http://pl.youtube.com/watch?v=ifKKlhYF53w
Zaraz że blog pomylili… Czyżby Pani Kierowniczce przeszkadzało, że na Dywanie pojawiają się inne kultury? 😆
No nie, na własnym blogu się usprawiedliwiać? To już jest przeginka 😉
p.s. Bobik (21:16): nie wiem czy dla tak młodych psów tego typu powieści sensacyjne są wskazane 😉
Wszystkiego dobrego z okazji Nowego Roku 5769!
Mazel tov!
Alicja zadęła w szofar… 😉
Quake, myślisz, że jak mi opowiesz, to nie będę mógł spać z przejęcia? No, teraz to dopiero chciałbym usłyszeć! 😀
Beato – piękne! 😆
Alicjo, dzięki! To jak szofar, to szofar – pokaz rytualnych formułek:
http://www.youtube.com/watch?v=HkThNw210is&feature=related
A tu formułki w komplecie:
http://www.youtube.com/watch?v=RVMiZAqTWQ0&feature=related
Powiedziałbym, że to rytualne dęcie nie jest proste… 🙂
Ale jak słychać szofar, to jednak, zgodnie z sugestią fomy, Kierownictwo powinno zrobić rachunek sumienia… 😉
Chciałoby się wysłuchać szofaru w takim pięknym krajobrazie:
http://www.youtube.com/watch?v=f-78YLWvNxA&feature=related
A teraz szofar hiphopowy:
http://www.youtube.com/watch?v=UjlnTh26lyk&feature=related
Obawiam się, niestety, że w takich krajobrazach dźwięk rogu bywa zakłócany dźwiękiem kałasznikowa… 🙁
W Meksyku? 😯
To był Meksyk? 😯 Chyba muszę przyciąć grzywkę! 🙂
Niestety, nie moglam wysluchac szofaru do konca, bo babowy zaczal protestowac (ze niby spac nie moze!) wiec bez szofaru przylaczam sie do mazel tov!
Dzięki! To babowy wcześnie idzie spać 😉
No ale faktycznie to raczej pobudka niż kołysanka…
Cos dla Hoko 😉
A babowy strudzony, wrocil z Lublina, gdzie, m.in. byl na koncercie, podczas ktorego wykonano odnaleziona ponoc w 2007 Missa solemnis M.Koperskiego – ze wstydem przyznalam sie do calkowitej ignorancji, nie wiedzialam kto zacz? Bardzo beethovenowskie, powiedzial babowy.
Nie ma co się wstydzić, ja też nie znam 🙂
To bardzo dobra wiadomość, że miska solenna się odnalazła, mimo że to nie moja miska, tylko Koperskiego. Jeżeli będzie jeszcze solennie napełniona, to może się załapię na jakąś współkonsumpcję. A może nawet i Pan Radca? 😆
Mnie się podobał ten hip-hopowy 🙂
A w tym tle pieknym to nie kałasznikowy zakłócały, tylko jacys kuzyni Bobika, o ile słuch mnie nie myli … 😉
Moi kuzyni nie zakłócali, tylko akompaniowali! 😀
A kałasznikow mi się nasunął, bo przez tę za długą grzywkę widzę mniej więcej tak, jak mama bez okularów, a jeszcze szofar mi się skojarzył z Palestyną, no i zobaczyłem to, co mi się zdawało, a nie to, co było. 🙂
Pani Kierowniczko, przymierzałem się kilkakrotnie do powiedzenia „Mazel Tow!” obchodzącym, ale za każdym razem nie mogłem ze śmiechu, bo mama przypomniała sobie, jak to kiedyś w młodości któryś z jej współstudentów wskazał jej w/w słowa w jakiejś książce, pytając: „ty, o co to chodzi z tym towarzyszem Mazelem?” 😆
Więc, zgodnie ze wskazówkami z Gotowalni, życzę słodkiego roku! 🙂
Dzień dobry, 🙂
I ja życzę najlepszego Roku. 🙂
Wielkie dzięki, i Wam też! 😉
W Nowy Rok żydowski jada się jabłka, chałę i miód (coś dla Hoko 😉 ). A miodu to ja sobie chętnie i sprawnie sprokuruję, bo przecie Pszczółka (Dwora/Debora) jestem 😆