Tristan na grzbiecie Amora
Co tu dużo gadać, Komische Oper jest nowoczesna z zewnątrz i zabytkowa w środku, Deutsche Oper całkowicie nowoczesna, a Staatsoper… no, po prostu wygląda jak opera i kiedy się chodzi po tych ozdobnych wnętrzach, u licha nie można zrozumieć, po co jej ten remont. No, ale liczy się jeszcze przecież to, co jest za sceną i kilka innych rzeczy. W Schiller-Theater na pewno będzie mniej szacownie i mieszczańsko, ale poziom muzyczny na pewno nie spadnie – już w tym ambicja Barenboima.
Pod jego batutą obejrzeliśmy spektakl Harry’ego Kupfera sprzed dziesięciu lat. Nie jestem w ogóle wielbicielką tego reżysera (choć ma on i zasługi dla muzyki polskiej – przyłożył rękę do libretta Czarnej maski Pendereckiego), a i to, co pokazał w Tristanie, też mi się estetycznie nie podoba. Jedynym elementem scenografii jest gigantycznych rozmiarów amorek o skrzydłach jak u orła, z głową złożoną smutno przy gruncie, a jedynymi zmianami w tej scenografii jest kręcenie się tego „amorła” (amora-orła) w kółko. Bohaterowie opery łażą po jego grzbiecie jak po skałach (też jest szary), siadają i kładą się na nim – i to wszystko. Ma to tylko jedną pozytywną stronę: nie odwraca specjalnie uwagi od śpiewu, a statyczność tego obrazu pomaga solistom. To właściwie niemal podinscenizowane wystawienie koncertowe – i dobrze. Tyle, że właściwie trzeba by zamknąć oczy. Co ma jeszcze inne uzasadnienie – wagnerowskim śpiewakom wybaczamy, że np. Izolda jest po pięćdziesiątce, a Tristan nie ma postury amanta, prędzej masarza. No i co z tego – najważniejsze, żeby pięknie śpiewali i żeby się ze wszystkim wyrobili, a to jest naprawdę duża sztuka. Tego nigdy nie zrozumieją zwolennicy Regietheater w operze, ale zrozumieją liczni fani muzyki Wagnera, którzy szczelnie wypełnili widownię Staatsoper, a przed wejściem widziałam kogoś ze zwyczajowym napisem SUCHE KARTE.
Przed rozpoczęciem spektaklu wyszedł na scenę intendent i powiedział, że pani Waltraud Meier jest niestety przeziębiona, ale mimo to zdecydowała się dziś zaśpiewać, więc prosi o wyrozumiałość. I właściwie nie wiem, po co było to ogłoszenie, bo ta jedna z najwspanialszych wagnerzystek zaśpiewała absolutnie perfekcyjnie. Partnerował jej godnie Peter Seiffert (jeszcze zresztą od niej starszy) oraz René Pape w roli Króla Marka (żeby było śmieszniej – młodszy), śpiewak zresztą bardziej wszechstronny. Świetna była też Brangena – młoda Rosjanka Ekaterina Gubanova. A Barenboim poprowadził całość z taką miłością i tak intensywnie, że emocje były chwilami aż trudne do zniesienia. Co to się działo, jak przeszło te pięć godzin! Dziesięć minut owacji na stojąco, krzyki, tupanie, szaleństwo.
Z Barenboimem spotkaliśmy się dosłownie na dwie minutki w przerwie między II a III aktem. Wpadł jak bomba do pokoiku, gdzie na niego czekaliśmy, i od razu wsadził kij w mrowisko. Włoski kolega zapytał, co on na tę fundację, która prowadzi sprawy wszystkich trzech berlińskich teatrów operowych. Dyrygent zezłościł się, że w ogóle mu się to nie podoba, nie chce o tym słyszeć i udaje, że to nie istnieje. Bo po co mu to? I co to jest w ogóle, żeby uzgadniać repertuary – ktoś np. zaplanuje Traviatę za trzy lata, nie ma jeszcze artystów (w domyśle: gwiazd) ani reżysera, ale już blokuje… Cóż, można Barenboima zrozumieć, artyści nie lubią się przecież ograniczać. Inna sprawa, że akurat on jest w Berlinie na takich prawach, że zawsze jest w stanie wyszarpać dla swojego teatru dodatkowe pieniądze. Po tym, jak swego czasu paskudnie go potraktowali w Paryżu – w Berlinie jest traktowany jak świętość narodowa. I można zrozumieć, dlaczego.
Komentarze
Uojej, nie mogli tego wystawić w tej samej reżyserii co jakieś 2 lata temu? (też Waltraud śpiewała) – wizualnie bardzo mi się ta wersja podobała, bardzo chłodna i statyczna. Niestety, nie pamiętam kto to reżyserował.
Staatsoper wygląda nieźle, ale trochę się sypie. To jest DDR-owskie spóźnione art-deco (jak Sala Kongresowa albo TW-ON) i od strony bebechów technicznych trochę już odstaje od współczesnych standardów (nie wspominając już, że przeciętny widz dzisiaj nie ma wzrostu 150cm a chyba na takich projektowano widownię). A Schiller-Theater to bardzo sympatyczny architektonicznie budynek, przejeżdżam koło niego bardzo często i wydaje mi się zupełnie zapomniany, zapuszczony, odstawiony w kąt. Przyda mu się trochę życia. No i obie opery (Staats- i Deutsche) będą teraz praktycznie sąsiadkami 😉
Pobutka.
Z innej beczki — z rana częstuje Gazeta.
Pani Waltraud Meier wolala uprzedzić o tym, że jest przeziębiona aby publiczność nie czula się rozczarowana. Tak mi się wydaje. 🙂
PAK-u, już to w nocy czytałam i zgrzytałam zębami. Jak to jest, że zawsze musi w końcu wyjść na to samo 👿
Kolejny berliński rezydent się odezwał 😉 A kto robił tego drugiego Tristana, ciekawam?
Tak z polskiego punktu widzenia to ciekawszy będzie przyszły weekend w Berlinie, w Staatsoper: 26 marca w premierze Eugeniusza Oniegina w rezyserii Achima Freyera zadebiutuje Artur Ruciński w roli tytułowej (Leńskim ma być Villazon), a 27 marca będzie Simon Boccanegra, w którym miał śpiewać Domingo (jako baryton), ale z wiadomych powodów nie zaśpiewa, a zastąpi go… Andrzej Dobber. Kolega z „Rzepy” się wybiera. Ja nie – zbyt dużo się dzieje w Warszawie. Berlin za to do mnie przyjedzie – na Beethovenowskim będzie akurat Deutsche Symphonie-Orchester 🙂
Co do Waltraud Meier – właśnie koleżanka wysnuła przypuszczenie, że był to może rodzaj piaru 😆
A tymczasem, właśnie w dzień, kiedy oglądałam Wagnera, umarł jego wnuk:
http://www.rp.pl/artykul/9131,450867_Wnuk_Richarda_Wagnera_nie_zyje.html
Pamiętam, jak przyjechał do Wrocławia do Hali Ludowej…
Jeszcze jedna zabawna rzecz z wczoraj. Przyjeżdżam ja wieczorem na lotnisko, a tu okazuje się, że w prawie pustym samolocie (ze 20 pasażerów) – dwoje znajomych, i to artystycznych: Barbara Wysocka i Boris Kudlicka. Każde oczywiście z innego powodu – Wysocka przygotowuje się do filmu, w którym dostała rolę, a Kudlicka ma robotę w Staatsoper 🙂
Bilety dla studentów wędrują do VIPów, kontakt ze środowiskiem akademickim, Haluch….
Skąd ja to znam? No normalnie deżawu.
Nie wiem, co potrafi grać nasz młody maestro, ale gdybym ja się o czymś takim dowiedział, zaserwowałbym dwugodzinny recital muzyki Krenka, Schoenberga i Ligetiego, nie mówiąc ani słowa o zmianach w programie.
p.s.
Wczorajszy (chyba) Duży Format Teresa Torańska rozmawia z Adamem Harasiewiczem:
http://wyborcza.pl/1,75480,7642713,Fortepiany_szybko_sie_starzeja.html
„Duży Format” wychodzi w czwartki 😉 zabrałam go ze sobą do samolotu 😆
Ktoś tu już zresztą tę linkę podrzucał.
Przepraszam, mnie od czwartku do niedzieli nie było wśród żywych… 🙁
A papierowego DF nie kupuję od……???????
Gostek: 😆
Ty się zając nie śmiej, bo to żołądkowa była, i to nie gorzka!
Wash and go, panocku, ful serwis, góra dół.
Ja bardzo sorry, ale śmieję się z
Gostek Przelotem pisze:
2010-03-23 o godz. 10:24
a swoją drogą, okazuje się, że papierowy Duuuuży Formacik by Ci się przydał, hi, hi 😆
No to była Łajza klasik 😛
Zestaw śpiewaków w „Tristanie” tzw. full wypas, nawet amorła by się zniosło, mrużąc powieki 🙂
Daniel Barenboim powiedział po śmierci Wolfganga Wagnera, że trudno znaleźć kogoś, kto mógłby się równać się z nim pod względem znajomości twórczości Ryszarda. Wspominał też ich współpracę przy „Śpiewakach norymberskich” w latach 90. w Bayreuth, kiedy Wolfgang Wagner sprawiał wrażenie, że zna ten utwór, jak zna się tylko najbliższe osoby, własną rodzinę. I że próbował patrzeć na świat oczami swojego dziadka.
witam !!!
Gostek 10:24 😀
Beata,” taz” jak to oni maja w zwyczaju
http://taz.de/1/leben/musik/artikel/1/das-ende-der-grossen-oper/
pozdrawiam 😀
Rysiu, dzięki. Tekst rzeczywiście programowy, w tonacji czarno-biały 🙂 Pozdrawiam również 😀
Gostku, świetny pomysł z niespodziewanym programem. tzw wipy to udręka wszystkich organizatorów, czasami nie chodzi o to nawet że się dostanie zaproszenie – ale – w którym rzędzie i kto będzie siedział obok!!! Byłam kiedyś świadkiem gdy pewna żona wipa robiła wymówki swojemu „popatrz, a oni siedzą w pierwszym”. Miałam kiedyś pomysł aby wszystkie koncerty organizować w Hali … (Ludowej lub Stulecia), ustawić wykonawców w środku a dookoła jeden wielki (nadłuższy) pierwszy rząd. Ale pomysłu nikt nie kupił.
Basiu,dookola znaczy tez plecy wykonawcow(dlaczego my a nie oni) 😉
Pomysł częściowo ściągnięty z Glenna G., który podczas sławnego tournee po ZSRR zgodził się zagrać dodatkowy koncert w konserwatorium moskiewskim (leningradzkim?) pd warunkiem, że sam wybierze repertuar. Ku zgorszeniu grona profesorskiego zagrał wyłącznie muzykę XX wieku (tę atonalną, już nie pamiętam, nie mam biografii pd ręką, ale Schoenberga na pewno).
Ja z innej półki. PK się dziwi, po co remomt w Staatsoper, która wygląda na wyremontowaną. Ja bym wyraził przypuszczenie, że to jest w Niemczech po prostu narodowy sport. Ileż to razy zadawałem sobie pytanie, po cholerę remontować autostradę, na której jednej nierówności nie wypatrzysz, albo malować czyściuteńką fasadę. No, ale te typy tak mają i już, a nawet juszsz. 😉
Rysiu, wykonawcy na scenie obrotowej 😉
Debussy też dla vipów jest za trudny,a to Blechacz ma w repertuarze.Tak to już jest,że jak chce się dobrze,zaraz ktoś tak zakręci,że wszyscy mają pretensje,a najbardziej obrywa ten,co chciał dobrze.Spoko,Mistrzu,ten świat tak ma!!!
Co do scenografii,to może Kingsajza oglądali i krasnoludki latające po figurze Figury?
Wykonawcy na scenie obrotowej.Reklama Aviomarinu,czy co?
No tak, ale takie Kler de lun jeszcze jakoś się da zanucić, a Sechs Kleine Klavier Stucke juz nie bardzo…
To może cóś z Bouleza? II Sonata naprimier?
Ludzie! Wyrzućcie mnie do roboty z tego toksycznie wciągającego dywanu!Ahoj!!!
Oj, oj, II Sonata ciężki kawałek chleba. Czy RB poradziłby sobie? Jakoś nie widzę tych jego perełek nanizanych na sznureczek w Boulezie.
Hej, hej, łabądku, wyrzucać stąd nikogo nie mam zamiaru 🙂
Ja oczywiście wiem, że Staatsoper wymaga remontu „od spodu” – we wpisie chodziło mi o to, że z zewnątrz, z pozorów na to nie wygląda.
A RB takich rzeczy nie grywa i pewnie szybko grywał nie będzie 😉
Szybko grywał nie będzie, bo Schoenberga racze gra się langsam.
Oj, nie zawsze 😉
A takiego Weberna to już nawet szybko 🙂
Gostku P. uwielbiam Cię za ten atonalny patent. Atonalnie ich, brutalnie i langsam, żeby w ogóle nie wiedzieli gdzie klaskać. A masz może jakiś patent na organizatorów, co im te zaproszenia do łapy wpychają?
Czy Pani Kierowniczka wybiera się do nas na rubież północno-zachodnią w czerwcu? Będzie Chopin na Chopinie, tzn. na żaglowcu, a i na Pogorii oraz Iskrze tyż. Na Chopinie remoncik, pokład wymieniają, może po to, żeby się fortepiano nie zapadło w głębiny brudnej Odry rzeki. Jabłoński zagra koncert nie pamiętam który (chyba f) z orkiestrą Beethovenowską.
http://pl.wikipedia.org/wiki/STS_Fryderyk_Chopin
Skoro o czerwcu mowa – u nas szykuje się operowa megaprodukcja 😉
http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,7690397,Czeka_nas_plenerowa_megaprodukcja_Teatru_Wielkiego.html
Nisiu, a czy wybierasz się może na The Fairy Queen w kwietniu? Bo szukam kogoś, kto mi sprawozda, jak było.
Nisiu, wpychają bo najczęściej muszą – dotacje i te rzeczy!!! No i jeszcze niezbędny jest salonik dla wipów z napojami. Ale to i tak dotyczy przede wszystkim koncertów z bankietami.
Obrotowo, atonalnie i langsam – świetne!
A jak pięknie zagrał i f i e – Paweł Zawadzki z Leopoldinum w niedzielę pod dyr. Wojtka Rodka – była to nowo opracowana przez Jana Lewtaka wersja na smyczki + fortepian.
Beato, niewykluczone, że się wybiorę, ale moje sprawozdanie będzie bardzo niefachowe, bo ja, Pani, nieuczona.
Na razie na stronie tej premiery jest tylko tytuł i data oraz zachęta, żeby kliknąć po więcej informacji. Po kliknięciu ukazuje się informacja: semi-opera. Wsio.
Co do megaprodukcji, to jako upierdliwa staruszka, wolę zwykłe produkcje, a już na pewno w mojej kochanej operze pyrlandzkiej, która tyle przyjemności w zamierzchłych czasach moich studiów mi przyniosła! Nawiasem: „Cyganeria” była jedyną w życiu moim operą, z której wyszłam w połowie. Właśnie w Poznaniu. Ale nie z powodu opery, tylko – pamiętam do dziś! – łeb mnie tak straszliwie rąbał, że nie widziałam na oczy. Śpiewacy denerwowali mnie okropnie. Orkiestra jeszcze bardziej. Wyszłam i potem było mi żal…
Nisiu: ja też właściwie nie gustuję w tzw. megawidowiskach. Ale cieszę się, że Stara Gazownia w ten sposób zacznie swój żywot jako teren dla sztuki. A „Cyganeria” w grudniu zląduje pod Pegazem i wtedy pewnie będzie to coś bardziej przyjaznego dla uszu i oczu Nisi 🙂
O tak, z bólem głowy się po prostu nie da. Sama siebie denerwowałam, kiedy czasem musiałam śpiewać na próbach chóru z bolącą głową. A jeszcze bardziej denerwowali mnie wszyscy wokół, którzy emitowali dźwięki, a już najbardziej wkurzał mnie nachalny dźwięk pianina.
The Fairy Queen rzeczywiście tajemnicza nad wyraz (wiem tylko, że reżyseruje Michał Znaniecki i będzie śpiewał mój znajomy bas-baryton, w bieli).
Bas baryton któryż? Bo ja generalnie lecę na basów-barytonów najbardziej! 😆
Nisiu 😀 Bas-baryton ten oto: http://www.straburzynski.eu/index.html
Pani Doroto, też byłam na tym przedstawieniu (specjalna week-endowa wyprawa do Berlina), wrażenia takie same. Scenografia ohydna, do tego niebezpieczna (Seiffert mało nie spadł, ale śpiewania nie przerywał).
Meier w rewelacyjnej formie, świeży głos, mocny, początek może nieco ostrożny, ale drugi akt oszałamiający. Wydawało się jakiś rok temu, że będzie się żegnać z rolą, dlatego tak zależało mi, by zobaczyć ją w Berlinie.
Byłam świadkiem podobnej zapowiedzi o niedyspozycji we wrześniu 2009 w Paryżu w Wozzecku – też zastanawiająca sądząc po produkcji, jaką dała.
Pape to pierwsza liga światowa, a i tak przeszedł samego siebie (parę razy słyszałam go w tej roli). Mimo stosunkowo krótkiej obecności na scenie głęboko zapada w pamięć jego rola (interpretacja).
Nieco gorzej z Seiffertem – oczywiście głos ma znakomity, potężny, do końca praktycznie nie znć zmęczenia, tyle że niewiele więcej można o nim powiedzieć. Spiewa głośniej lub ciszej, i tyle tego. Możę dlatego, mimo głosu nie zrobił szczególnie wielkiej kariery. Na szczęście Meier jest tak znakomitą aktorką, że wystarczy za wszystkich.
Szalony aplauz na zakonczenie (mi wydało się, że na koniec był to nie mniej niż kwadrans), nie wspominając o oklaskach po pierwszym i drugim akcie, choć publika wydawala się dość nobliwa (po raz pierwszy od lat widziałam długie suknie i nie mniej głębokie dekolty). Podobne oceny na niemieckim forum festspiele.de
Tak czy inaczej dla mnie absolutnie wyjątkowe przedstawienie, spełnienie marzenia od kilku lat, tym wspanialsze, że właśnie takie znakomite wykonanie.
Co do teatru – węch mam przeczulony, więc czułam wyraźny zapaszek stęchlizny. Zdecydowanie prosi się o remont.
Mieliśmy tu kapitana o tym nazwisku…
bazylika – witam 🙂 Cieszę się, że miałyśmy podobne wrażenia. Wygląda na to, że miałam wyjątkowe szczęście trafić na taki dzień 😉
Publika też wydała mi się bardzo nobliwa, bardziej niż ta poprzedniego dnia w Deutsche Oper, chociaż tam też i owszem. Koleżanka z Moskwy (sympatyczna i młoda, ze znakomitą angielszczyzną) właśnie bardzo się dziwowała, twierdzi, że u nich już ludzie się tak nie odstawiają do opery 😯
Jeszcze o Pape: jakiś czas temu pani Penderecka sprowadziła go na Festiwal Beethovenowski, już nie pamiętam, w czym śpiewał. Niestety akurat był niedysponowany i rozczarowanie było duże. Cieszę się więc, że w końcu miałam okazję usłyszeć na żywo, co naprawdę potrafi.
Ja się tam na Wagnerach nie znam (Proust coś zdaje się wspominał, że od tego się migrena robi…), więc tylko powiem, że fajnego kota znalazłem 🙂
http://img-fotki.yandex.ru/get/3809/skiany.34/0_4cb17_56402c27_L
Hoko, kocisko cudne! 😀
W remoncie Staatsoper chodzi również o poprawę akustyki – sufit pójdzie w górę o cztery metry. Pogłos ma się wydłużyć się z 1,1 s do 1,6 s
A zdjęciów jak nie było, tak nie ma. 🙁
To idę sobie, bo mam sporo zajęć.
Temu kocisku to po wysłuchaniu Schoenberga czy innego Bolueza tak się zobiło ? Mój do Wagnera przyzwyczajony od małego, tak że pierwszy raz z Mozartem był zaskoczeniem.
Ciut się kotu omsknęło,albo zamierza klaskać o szybę.
To PK miała bliskie spotkanie z amorłem?To nie grozi ptasią grypą?A tak na serio,to zazdroszczę.Sprawozdanie prawie namacalne i nauszne.
Nie możemy straszyć Schoenbergiem bo on czasami może być zaskakujący – nie wiem czy ten link zadziała – trochę jeszcze się uczę – ale, może?
http://www.nfm.wroclaw.pl/images/mp3/SchoenbergWalzer_12.mp3
Pobutka.
Hoko,
a u Allena padło kiedyś: „po takiej dawce Wagnera mam ochotę najechać na Polskę”.
Jest taka zgrabna miniaturka filmowa o pianiscie i nadgorliwym klaskaczu, pewnie juz tu krazylo…
http://www.youtube.com/watch?v=LsWuH0-Q8UU&feature=player_embedded
(jesli nie wyjdzie z tego link, to prosze o wybaczenie! musze sie jeszcze nieco otrzaskac 🙂 )
Ładne 😆
Schoenberg od Basi też ładny 😀
A co do Pobutki, to w sąsiedztwie znalazłam:
http://www.youtube.com/watch?v=gBRBaRXZ908&feature=fvw
😉
A w ogóle to muszę się wytłumaczyć co do zdjęć. Wczoraj myślałam, że zajmę się nimi po powrocie z koncertu, a tymczasem kiedy wróciłam, okazało się, że jestem odcięta od sieci 🙁 Dopiero teraz awaria została naprawiona.
Żałowałam też wczoraj, że nie mogę się z Wami podzielić od razu wrażeniami – byłam na pięknym recitalu Goernera. Najpierw rozmarzony Liszt (Ballada h-moll i dwa Sonety Petrarki), potem Chopin – Polonez-Fantazja (jest moim zdaniem jednym z nielicznych pianistów, którzy rozumieją formę tego utworu), a po przerwie piękne, wielobarwne Etiudy symfoniczne Schumanna. I potem trzy wspaniałe bisy: Preludium G-dur Rachmaninowa – czysta poezja, Chopina Etiuda cis-moll op. 10 nr 4 – jak wiosenna wichura, wreszcie na koniec popis: jakaś bardzo wirtuozowska i odjechana transkrypcja Nad pięknym, modrym Dunajem. Smutno, że publiki nie tak dużo – pewnie ludzie myślą, że jak festiwal pani Pendereckiej, to same vipy i drogie bilety. Tymczasem są wejściówki po dychu i nie ma problemów ze znalezieniem miejsca.
A dziś idę na premierę Elektry i wygląda na to, że będę miała jeden bilet wolny. Może ktoś chce się zabrać? 🙂
Budzenie Wagnerem? Owszem, skuteczne, ale nasuwa podejrzenie, że Dywanik przez noc przekształcił się w jakiś klub S/M. 😯
Wirtualny chór:
http://www.pb.pl/Default2.aspx?ArticleID=365CB414-1A73-44B8-BEF3-352BAD95D3BB
😀
Ja mam bilet na niedzielę.
Ciekawe, co Kierownictwo zezna po obejrzeniu.
Pozdrawiam z południa! 🙂
foma,
z migreną najeżdżać Polskę? To nie ma szans, ani trochu 😆
Wszystkich dziś przytkało 😯
I na Elektrę nikt nie chce… Trudno, idę sama 😉
Ja szczekałem, Pani Kierowniczko, jak najęty, ale do teraz poza siecią. 😉
Jakos na Elektrze było pustawo, na balkonach ale również na parterze – mozna było swobodnie usiaśc posiadajac wejściówkę. Widać „celebryci” i „celebrytany” nie dopisali, a szkoda bo może nareszcie by zobaczyli i usłyszeli od poczatku do końca zadowalajacy spektakl operowy. Ba, jak dla mnie to na razie najlepsza premiera od poczatku sezonu (nie licząc Zagłady.. ale to był jednak inny wymiar spektaklu). Owszem, Strauss wyszedł Maestro Kozłowskiemu troche za bardzo… wagnerowski, a niektórzy spiewacy moze nie zachwycali wyjatkowo wyrafinowaną barwa głosu (Orestes zbyt buczący) ale wszystko razem – przynajmniej mnie porwało – a sądząc po skandowanych długotrwałych brawach i licznych okrzykach Brawo i brawi – nie tylko mnie.
To jest nadzieja na przyjemny wieczór w niedzielę. 🙂
Przypuszczałam, że tak będzie z Jej Wysokością Frekwencją.
Pozwolę sobie dodać, że ta „odjechana” transkrypcja Walca to przecież Schulz-Evler…
williamkapell – witam. „Przecież”, ale nie znałam – dzięki za info 🙂