Na Jesieni zabrzmiał Chopin

Naprawdę! Taki zwariowany rok, że nawet do siedliska awangardy zaszedł Fryc. A to za sprawą polsko-norweską. Organizatorzy Warszawskiej Jesieni ustalali z zapraszanym przez siebie zespołem Oslo Sinfonietta program występu i zaproponowali zamówienie utworu, podając gościom temat festiwalu: klawiatura. I to podobno sami Norwegowie, z dyrygentem zespołu Christianem Eggenem na czele, podrzucili pomysł chopinowskiego iwentu. Otóż najbardziej interesujący z młodszych pokoleń norweskich twórców, Maja Solveig Kjelstrup Ratkje, Ørjan Matre, Eivind Buene i sam Eggen, opracowali na nowo kilka mazurków Chopina. Zrobili to bardzo dowcipnie, z dużym wyczuciem i znakomitymi pomysłami instrumentacyjnymi. Po prostu świetnie się tymi mazurkami pobawili (jeden z nich zresztą łącząc z motywami z Griega), a pomiędzy nimi trio Poing (saksofon, akordeon, kontrabas) improwizowało swobodnie, ale też momentami w tanecznym duchu. Norwegowie mają zajęcia z folku w szkołach, muzyka tradycyjna jest dla nich czymś naturalnym, co czują i autentycznie lubią. Dlatego to tak atrakcyjnie wypadło.

Klawiatury… Było ich już w ciągu dwóch pierwszych festiwalowych dni całkiem dużo. Cztery fortepiany z orkiestrą na koncercie inauguracyjnym, w utworach Tomasza Sikorskiego (przepiękne Omaggio in memoriam Jorge Luis Borges) i Zygmunta Krauzego (prawykonanie nowego utworu Listy, utrzymanego w typowej dla tego kompozytora stylistyce), dwa w kompozycji Louisa Andriessena Haags Hakkûh (jak to u niego, atrakcyjne rytmy i harmonie; można posłuchać tutaj i tutaj). Także drugiego dnia na koncercie w Koneserze. Świetnie wypadło a più corde Pawła Szymańskiego w wersji przestrzennej: pośrodku fortepian, wokół sali osiem harfistek, z których każda ma jedną harfę dużą i drugą małą, strojoną mikrotonowo (w odległości jednej ósmej tonu od siebie; bez kompa nie razbieriosz), a słuchacz czuje się jak umieszczony w ogromnym mechanizmie pozytywkowym; niesamowite wrażenie. Ale mocny efekt miały też na tym koncercie utwory Rytisa Mažulisa, zwłaszcza z wirtualnymi klawiaturami – zagęszczone do nieprawdopodobieństwa fortepiany w rodzaju obłędnego perpetuum mobile w Clavier of Pure Reason i dziewięć klawesynów w Monad (oba utwory odtworzone z taśmy). Klawiatury sprzyjają wszelkiego rodzaju kombinatoryce.

Ale nie tylko klawiatury robią na tym festiwalu wrażenie. Jednym z tegorocznych odkryć, tak już mozna powiedzieć, jest trzydziestoletni czeski kompozytor Ondřej Adámek, który pokazał się nam w dwóch utworach: na inauguracji w orkiestrowym Dusty Husty Rush, maszynistycznym i futurystycznym, całkiem jak pamiętna Odlewnia stali Aleksandra Mosołowa, tylko z dodanym dalszym ciągiem, czyli zamknięciem fabryki, strajkami i ogólną degrengoladą, a na wczorajszym nocnym koncercie słynnego zespołu Les Percussions de Strasbourg w Soho Factory na Mińskiej – w kompozycji Fishbone, bardzo wysmakowanej brzmieniowo, co zresztą też wypływa z historyjki troche ideolo: o sardynkach, które pływają swobodnie w wodzie (i w wodzie zanurzane też są instrumenty – świetny efekt), by skończyć w puszce (suche, metaliczne brzmienia). Na tym koncercie wspaniały był też utwór Aera François-Bernarda Mâche’a, jak to u niego – bardzo wyrafinowany, z przepięknymi brzmieniami i wspaniałą dyscypliną formy. Aż, mimo późnej pory, nie chciało się spać.

A zaraz znów klawiatura – klawesyn (i to dobrze nam znany – Elżbiety Chojnackiej), akordeon i kolejne dwa fortepiany. Bardzo ciekawa ta tegoroczna Jesień.