Pomyłki są wpisane w konkurs

Konkursy to zawsze loteria. Ma rację Kevin Kenner, gdy w wywiadzie dla „Chopin Express” mówi: „Konkursy, z definicji, nie mają nic wspólnego z muzyką. Konkursy to twór naszego społeczeństwa, w którym tak ważna jest konkurencja w sferze polityki i gospodarki. Muzyka nie należy do tego świata”. Nie do końca jednak zgadzam się z ciągiem dalszym: „Wykorzystujemy jednak ten niefortunny system konkursowy, bo nie umiemy inaczej pomóc młodym muzykom w rozwoju kariery. Musimy zatem poradzić sobie jakoś z kwestiami sprawiedliwości i porównania. Istotą problemu jest sam fakt istnienia konkursów, a nie to, w jakim stopniu są one sprawiedliwe”. Cóż, niejeden młody artysta zrobił karierę niezależnie od konkursów, a nawet w ogóle w nich nie uczestnicząc. Dziś zrobić karierę jest zresztą w ogóle dużo trudniej niż kiedyś, nawet mając nagrody, i to pierwsze. Czy np. Yundi Li jest dziś naprawdę wielki?

Patrząc na werdykty trzeba powiedzieć jeszcze raz: ludzie są tylko ludźmi. Każdy ma swój gust. Kiedy te gusta się nakładają, pojawia się wypadkowa, która nawet tych, którzy się na nią złożyli, nie będzie satysfakcjonowała. Zapewne każdemu z jurorów w tej chwili kogoś szkoda. Punktacji, jaką poszczególni kandydaci mieli po I etapie, podobno wcale nie znali. Kogoś „podkręcić” z jakiegoś powodu można w każdym regulaminie. Czasem ktoś się nad kimś zlituje, a komuś się coś tam nie spodoba, i potem wychodzi to, co wychodzi.

Mam nadzieję, że werdykt, jaki zapadł tej nocy, nie zaszkodzi przede wszystkim DENISOWI ZHDANOVOWI, którego poziom kwalifikował z pewnością do nagrody, i którego niedopuszczenie do III etapu jest SZOKIEM. Od dziś to jest chyba największy przegrany tego konkursu i – jak dla mnie – kandydat do Nagrody Dziennikarzy, ciekawam, jakie jest zdanie kolegów. Krzywdę zrobiono też Japonce Yuri Watanabe i Ukraince Annie Fedorovej, a także Mariannie Prjevalskiej – co by nie sądzić o produkcji każdej z nich w II etapie, na pewno były lepsze od np. Jaysona Gillhama. Szkoda też np. Airi Katada, która na pewno nie była gorsza od Fei-Fei Dong (także dlatego szkoda, że w III etapie nie usłyszymy Sonaty c-moll…).

Dobrze z drugiej strony, że nie trzymano się regulaminu na tyle ściśle, by odrzucić Hélène Tysman. Zrobiono też eksperyment, przepuszczając trzech „jajcarzy”: Bozhanova, Tysona i Wundera. (Tyson zresztą, trzeba przyznać, dziś się nawet hamował i grał całkiem „normalnie”.) Boję się natomiast o Pawła Wakarecego – jak już mówiłam wcześniej, ma dane i zdolności na pewno, ale czy aby tak wielki kredyt zaufania nie sprawi, że przestanie pracować nad sobą (a bardzo, bardzo powinien), uznając, że już jest świetny? A naprawdę życzę mu dobrze.

Cóż. Od rana bawimy się dalej.