O pożytkach życia bez telewizji
Cóż to się musiało wyrabiać w tej Tymoszówce! Wieczorami w salonie dworu Szymanowskich zbierała się młodzież z rodziny bliższej i dalszej, w większości utalentowana artystycznie, i wyżywała się wystawiając domowym systemem opery, od Fausta Gounoda poprzez Salome Richarda Straussa po Tetralogię Wagnera, odgrywała modne wówczas żywe obrazy, odstawiała parodie i kabarety. Zachowały się zabawne zdjęcia i wspomnienia, m.in. Jarosława Iwaszkiewicza.
Karol wodził rej. I muzycznie, i parodystycznie. Miał wielkie poczucie humoru. Jednocześnie komponował utwory bardzo poważne, młodopolskie z ducha. Ale w gruncie rzeczy sam się z nich trochę nabijał – miał dystans do siebie. O swojej I Symfonii mówił „monstrum kontrapunktyczno-harmoniczne”, nie lepiej było z II Symfonią. I właśnie pomiędzy nimi, mając 26 lat, popełnił coś zupełnie z innego świata. Albo raczej z innej operetki.
Pojechali z Grzegorzem Fitelbergiem do Wiednia, gdzie sobie dość obficie korzystali z uroków miejskiego życia. I wtedy przyszło mu do głowy, żeby napisać operetkę dla zarobku. Nie liczył, że podbije Wiedeń, raczej nastawiał się na polskie sceny. O tekst zwrócił się do śpiewaka Juliana Maszyńskiego (syna kompozytora Piotra), występującego pod pseudonimem Krzewiński, wiedząc, że ten pisuje również libretta. Powstała zabawna historyjka, z której znamy dziś tylko zręby – zachowały się tylko fragmenty muzyczne, bez mówionych dialogów. Do współczesnego wykonania trzeba było je dopisać.
No i powstała Loteria na mężów czyli Narzeczony nr 69. Ale zaraz później kompozytor zaczął odnosić sukcesy „poważne”, Fitelberg także – i już nie wypadało się do dziełka przyznawać (choć i tak miało się ukazać pod pseudonimem Whitney). Co więcej, Ficio pilnował wizerunku przyjaciela, by już więcej mu się takie błahostki nie przytrafiały. Karol w późniejszych latach znalazł nawet libretto do kolejnej zabawnej sztuczki i próbował Ficia przekonać: „Nie mogę ciągle być taki uroczysty jak w Stabat czy Rogerze, to bardzo męczące (…) Muszę trochę się muzycznie wyśmiać”. Nie uchodziło…
Może nie mielibyśmy polskiego następcy Johanna Straussa. Prędzej Richarda Straussa, bo między nimi ta operetka balansuje – są w niej jak najklasyczniejsze numery, walce, kuplety, marsze, a nawet cake walk i maczicza, jest pieśń „indyjska” (czyli indiańska). Ale muzyka jest lepsza niż w tradycyjnej operetce, ma o wiele ciekawsze harmonie, czasem z Richarda właśnie. Melodie też dają się zapamiętać i wygląda na to, że Szymanowski mógłby pisać przeboje…
Po stu latach wreszcie utwór został wyciągnięty z szuflady i wystawiony przez Operę Krakowską w reżyserii Józefa Opalskiego, pod batutą Piotra Sułkowskiego, ze scenografią i kostiumami Agaty Dudy-Gracz. Nie wszystkie głosy brzmiały rewelacyjnie, ale cały czas publiczność się śmiała. Miejmy nadzieję, że ten kawałek będzie się grało. Jego istnienie zupełnie zmienia spojrzenie na Szymanowskiego. „Ale nam Karolek wyciął numer!” – powiedziała p. Teresa Chylińska, muzykolożka, która o Szymanowskim wie wszystko i to dzięki niej rzecz w końcu wystawiono. No rzeczywiście.
A skąd taki tytuł wpisu? Spróbujmy sobie wyobrazić salon państwa Szymanowskich z telewizorem na honorowym miejscu. Czy wszystko to by się wydarzyło? Nierealne. Dlatego dobrze nie mieć telewizji – trzeba wtedy samemu być twórczym 😀
PS. Jutro lecę na jeden dzień do Wilna – po to, by wysłuchać recitalu Rafała Blechacza. Wyjazd organizuje Orlen, który od dawna Rafała sponsoruje. Cóż, znowu wygląda na to, że jestem w układzie 😆
Komentarze
Jest Pani w układzie ? Chyba w PiS – owskim. Prezes Orlenu Kownacki to mianowaniec L. Kaczyńskiego.
Oczywiście Opalski 😉 Można tylko zapytać, czemu tak późno… 😉
Nawiasem – nie wiem, skąd; może na podstawie pamiętników Rubinsteina, może od Iwaszkiewicza, z jakichś opracowań… – zawsze byłam przekonana, że Szymanowski był niesłychanie atrakcyjnym towarzysko, wielowymiarowym człowiekiem z ogromną vis comica – szkoda, że jego PR officer 😉 tak mu skrzydła podcinał…
Co do życia beztelewizyjnego – mieliśmy z rodzeństwem taki okres, że robiliśmy pudło TV z pudełka po butach i wyświetlaliśmy bajki, filmy, itp: nasze własne produkcje na długich posklejanych rolkach papierowch. Dwie szczeliny trzeba wyciąć w ‚ekranie’ i potem – last but not least – ten film narysować klatka po klatce, pomalować, taśmę posklejać, dodać udźwiękowienie w trakcie, efekty specjalne, wytrzymać dowcipy i docinki widzów…
Moi angielscy i niemieccy mali podopieczni (czasem bardzo rozpuszczeni) bawili się w to z ogromnym entuzjazmem… byłam trochę zaskoczona, choć w sumie nie powinnam: każda twórczość, nawet najbardziej nieudolna, daje z czasem więcej satysfakcji, niż coraz bardziej sfrustrowane gapienie się na błyszczący (tyleż doskonały co nieosiągalny) niby-świat celuloidu, silikonu i czego tam jeszcze… gapienie się, jak inni dobrze się bawią i zarabiają na tym dużą kasę…
P.S. Domowe spektakle teatralne, śpiewy, granie – wciąganie w to gości dużych i małych – to jest to… to stale wciąga (tylko trzeba umieć z entuzjazmem zaanimować).
Telewizja jest dobrowolnym wyborem. Znam ludzi, których szokuje możliwość nieposiadania telewizora, którą mogą zrozumieć wyłącznie jako przejaw skrajnej biedy. Znam też takich, którzy dobrowolnie telewizji się wyrzekli, by mieć czas na lekturę, czy muzykę. Tych drugich jest niewielu, ale wciąż są.
A ja mam wrażenie, że liczba tych ludzi znacząco ostatnio rośnie (wraz z upowszechnieniem się internetu i możliwością obejrzenia tam czegoś ruchomego, jeśliby się miało ochotę). Wielu moich znajomych nie ma/nie ogląda… profesjonaliści, z małymi dziećmi i dobrymi dochodami. W Monachium ze dwie trzecie moich znajomych deklarowało, że oglądają max 3-4 razy w tygodniu (precyzyjnie zaplanowane rzeczy…też najcześciej to byli zapracowani z super-dochodami, aktywnym relaksem po pracy, małymi dziećmi. W UK funkcjonuje lekceważące określenie ‚day-time tv watchers’ na grupę ludzi bez pracy, stylu życia, często otyłych, spędzających czas przed jednookim potworem.
Tak, że czasy, gdy tv był jakimś-tak znaczkiem zamożności odeszły w siną dal… (nawet za komuny nie wszyscy się na to nabierali… nie mój Tato w każdym razie 😉 ). I flat screens tanieją w oczach 🙁 – ku zgrozie naszych sąsiadów z Arkadii, którzy zainwestowali w ten ‚prestiż’ unijne renty strukturalne i teraz, coraz bardziej sfrustrowani, oglądają na tych ‚plazmach’ TV Trwam czy coś takiego 😉
A ja nie lubię fundamentalistów z obu kierunków, zarówno tych, u których gra telewizor od początku do końca, jak i tych, którzy w ogóle go nie mają. Naprawdę, są w telewizorni świetne audycje, programy, dyskusje, to nie jest tak, że tam jest tylko chłam bezwartościowy.
Basiu:
mogę dodać, że masz rację. Ten brak jest powiązany z innymi wartościami i wyborami.
Torlinie:
Może znamy różnych ‚fundamentalistów przeciwtelewizyjnych’? Ja nie dalej niż w niedzielę słyszałem księdza, który chwalił się na kazaniu, że telewizji nie ogląda od dekady i potępiał wszystko co telewizja pokazuje. Zrobił on na mnie fatalne wrażenie, choć sam telewizor posiadając, używam go głównie do odtwarzania operowych DVD (wygodniej niż na komputerze). Ale mam też znajomych, cichych i spokojnych ludzi, którzy nikomu niczego nie narzucają, po prostu ułożyli sobie życie bez telewizora, bez żadnej przypisanej temu wyborowi ideologii.
To są decyzje pragmatyczne, nie fundamentalistyczne. Zazwyczaj dla takich ludzi* tv znaczy po prostu znacznie mniej, niż kontakt z partnerem lub dzieckiem (po późnym powrocie z pracy), aktywny relaks, czynne uprawianie kultury, kultura żywa (i.e. teatr, film, filharmonia…), żywe kontakty z przyjaciółmi, odłożenie pieniędzy na kredyty mieszkaniowe, zwiedzanie świata, itd, itp.
Jednooki potwór (z wszystkimi wartościami, jakie można w nim znaleźć) jest po prostu bez żalu poświęcany na ołtarzu większych wartości… 🙂
__
*tych, których ja znam
‚łajza minęli’, PAKu 🙂
Basiu:
Dwie minuty uznaczają, że zapewne pisaliśmy w tym samym czasie, niezależnie od siebie. Tak czasem bywa, że się pisze wpis równo z kimś innym i dopiero potem się dostrzega, że argumentowało się podobnie jak już ktoś wcześniej. O minutę lub dwie 😉
Dzień dobry!
Ja oczywiście jak zwykle trochę prowokuję. Bo można telewizor w domu posiadać, ale niekoniecznie być jego nałogowcem. Miałam w swoim życiu okresy telewizorowe i nietelewizorowe (w tym moim czasie nietelewizorowym przez długi czas to nie było żadne poświęcenie, bo to było po stanie wojennym). A telewizor zawsze był raczej dla mnie narzędziem pracy: obejrzeć DVD (przedtem VHS) czy jakiś program, który jest mi do czegoś potrzebny. Czasem dobry film.
Ale artystyczne występy domowe, zwłaszcza w dzieciństwie – to fantastyczna rzecz i przez to też przeszłam. Śliczne to, co opisuje a cappella – a ile trzeba było się przy tym napracować! 😀
f. v. (witam) – pewnie że jestem z PiS-owskiego układu. Oni tak uważają, odkąd pochwaliłam akcję zakładania chórów Śpiewająca Polska 😆 A Orlen wspiera Rafała od wielu lat, zanim komukolwiek się śniło o PiS-ie 🙂
PAKu: żeby nie było wątpliwości: ten, kto się spóźnił (bodaj o sekundy) – w danym przypadku a cappella – ‚łajza’; ten wcześniejszy – ‚minęli’. Copyright na obszar okołopolitykowych towarzystw wzajemnej adoracji – Blejk Kot od Owczarka (do Pani Doroty chyba też BK zawitał) 🙂
Pani Redaktor, odkąd wszystko (lub prawie) mogę sobie obejrzeć na ekranach komputerów – wyniosłam telewizor do piwnicy (jakieś 3 lata temu) – bo mi ‚zagracał’ salon (zdaniem niektórych kompy też zagracają). Ale był czas, że miałam dwa telewizory (każdy w innym pomieszczeniu, naturalnie)… krótko bo krótko, ale miałam 🙂
A ja mam TV …. oglądam czasami …. ale wprowadziłam zasadę … jak są goście nie oglądamy TV … wszyscy są tacy zajęci i rzadko można się spotkać … trzeba ten czas wykorzystać do maximum by pogwarzyć z rodziną lub znajomymi …
Szymanowski, przez tę znaną jego twórczość, wydaje się taki poważny … kiedy byłam w tym roku w jego muzeum w Zakopanem …. a byłam ze 2 godziny godziny (czasem zła pogoda też ma dobre strony 🙂 ) to sobie po cichutku myślałam, że prowadził on takie rodzinno-przyjacielskie życie …. wyobraziłam go sobie jak gawędzi wieczorami przy kominku, słuchając muzyki lub śpiewania rodzinnego ….. i teraz po Pani wpisie mam takie wrażenie, że będąc tam w jego domu czułam tą trochę ukrytą przed nami osobę z poczuciem humoru … 🙂
Jolinku:
To prawda. Ja też mam gdzieś w sobie wyobrażenie takiego bardzo poważnego ‚Pana Szymanowskiego’. A widać, że to tylko PR 😉
Parę dni temu byłem na urodzinach u kogoś, kto nie uznaje wyłączania telewizora na okres przyjścia gości. Dźwięki tworzyły straszniejsze monstrum (choć niekoniecznie kontrapunktyczno-harmoniczne) niż pierwsze dwie Symfonie Szymanowskiego 😉
PS. Gospodyni pisze:
Dlatego dobrze nie mieć telewizji – trzeba wtedy samemu być twórczym.
Przypomina mi to pewną uwagę jednego z profesorów z okresu studiów, że istnieje jedna skuteczna metoda obrony przed zalewem przez strony www — tworzenie własnych! 🙂 Co piszę jako bloger i czytelnik blogów 🙂
Basiu!
Dziękuję za wyjaśnienie łajzy minęli, którą nie raz spotykałem (i którą jak się okazuje bywałem, czy to w pierwszej, czy w drugiej części). I której tylko pierwszą część rozumiałem z kontekstu.
a jakby to było, gdyby nie tylko telewizor, ale i internet mieli ?! 😀
PAKu – na urodzinach z telewizorem? 😕 Ojej, to nie wiem, nawet nota contra notam nie bardzo wyjdzie 😉 Pani Redaktor z Układu mogłaby jakiemuś aspirantowi do chwały w Warszawskiej Jesieni podsunąć pomysł: ‚Muzyka na telewizor i chór imprezowiczów z szumem zepsutego wiatraka komputerowego w tle’… 😉
Poniewaz to o wyzszosci jednego pudelka nad drugim, to melduje, ze jest jeszcze jedna odmiana. Radio komputerowe, ale z inne. Od paru dni slucham komputerowo radio Pandora. To taki odprysk „Music genome project” czyli na moje oko proba dotarcia do pierwszego skomponowanego utworu. Wedlug nich wszystko sie laczy i kazdy utwor ma podloze w jakims poprzednim.
Ma sie do wyboru (poki co tylko w Stanach) 100 kanalow ktore sie generuje wedlug slowa kluczowego np. Schubert czy Rolling Stones. No i potem leci muzyka podobna stylem. Wiec w kanale Schubert oprocz pierwowzoru sa poprzednicy (Mozart, Beethoven) i kompozytorzy pozniejsi (Brahms, Dworzak). Kazdemu utworowi mozna dac kciuk do gory (ze dajcie tego wiecej) albo do dolu (nie podoba mi sie) i tym sposobem skierowac kanal Schubert na przyklad z piesni do muzyki symfonicznej. Ale to juz moj domysl, bo nigdy nie sluchalem wystarczajaco dlugo, zeby zaobserwowac taka zmiane. Plytoteka jest dosc ograniczona, ale chyba porownywalna z komercjalnymi stacjami ktore graja po czesci utworu z przygotowanej listy.
Smieszne jest to, ze oni chca zarabiac reklamami wizualnymi, podczas gdy caly czas program jest zminimalizowany. Troche to zaklada, ze podczas sluchania muzyki bedziemy wpatrzeni w ekran, jak nie przymierzajac mnie sie to zdarzalo z radioodbiornikiem Minsk, ktory fascynowal tzw. magicznym oczkiem w srodku pudla. Ale to byly inne czasy i inna magia przekazu audiowizualnego….
Hmmm gdyby nie twórczość Szymanowskiego to życie me nie miałoby sensu… 😉
NtAPNo1: nie trzeba magicznego oka – są przecie rozmaite urządzenia muzyczne, w których coś mryga, jakieć diody, jakieś światełka, i wielu się temu przygląda, choć i tak wiadomo, że nic nie wyskoczy 😉
A radia komputerowego słucham, odkąd mi Dwójka w eterze zniknęła.
I precz z telewizorem! 🙂
Basiu:
Na telewizor jeszcze nie słyszałem. Ale na radioodbiorniki (chyba 5) i spikera — owszem. Nawet Kwartet Śląski wykonywał (z dodatkiem pianistki i dziennikarza 😉 ).
Och, ja tez organizowalam wystepy domowe, na ktorych albo pokazywalam sztuczki magiczne ( do dzis strasze nimi zaprzyjaznione dzieci) albo spiewalam Slowika Alabiewa, jak ta pani:
http://youtube.com/watch?v=nG1YRcZTATY
Slowik do dzis pozosytal mi w repertuarze. kiedy nikogo w domu nie ma, tyle, ze spiewam juz nie sopranikiem, tylko nikotynowym basem.
A raz, kiedy mialam 9 lat zorganizowalam w parku „Miedzynarodowy Festiwal Mlodziezy i Studentow” z udzialem wszystkich dzieci z duzego podworka i rodzice byli zaproszeni. Festiwal trwal dwie godziny i glosno bylo o nim przez kilka dni. W Festiwalu brali udzial liczni radzieccy Murzyni, wysmarowani popiolem papierosowym.
Wtedy nie spiewalam Sloiwika tylko pokazywalam sztuczki.
Przedstawienia teatralne i w ogole inscenizacje w sukniach balowych z paczek UNRRy, to bylo dziecinstwo! Moja siostra zawsze chciala grac hrabine w woalce mdlejaca z okrzykiem „Orężady!”, mnie pozostawaly role bandytow w dziadkowym kapeluszu i plaszczu wlokacym sie po ziemi. Do akcji wlaczalo sie kuzynostwo i czasem najmlodszy stryj, grywajacy uszminkowane paniusie 😯
A w mojej wsi, Poni Dorotecko, telewizor był zawse. Juz za cysorza Franciska Józefa był. Teroz tym telewizorem jest u nos Józka spod grapy, wceśniej była nim Józkowo matka, a jesce wceśniej – Józkowo babka, Józkowo prababka, praprababka…
Były one w kozdej chałupie, zajmowały honorowe miejsca i informowały o tym, co sie wokoło dzieje. Zupełnie jak telewizory. I jaki tego skutek? Ano taki, ze mojo wieś nie dorobiła sie zodnego hyrnego kompozytora krucafuks! 🙂
Wróciwszy z koncertu Kwartetu Śląskiego (2, 4, 3 i 5 Kwartety Glassa) donoszę, że z frekwencją było nadspodziewanie dobrze! Koncert urządzono w Rondzie Sztuki, gdzie miejsca jest stosunkowo niewiele (81 krzeseł przygotowanych na koncert, plus stoliki kawiarniane i miejsce po bokach — razem około 110 miejsc siedzących), ale wszystkie były zajęte i jeszcze brakło! I to brakło tak z 20-30! I tak jak w wyborach — frekwencję zapewniła młodzież, znosząc niskie temperatury w Rondzie Sztuki (nie tak niskie jak to rozreklamowała lokalna Wyborcza, ale i tak niektórzy pozostali w kurtkach).
Tak zajrzałem teraz do blogu Pani Doroty, wrzuciłem w „szukaj” „Kaczmarek” i „szukany tekst nie został odnaleziony”. A więc to ja pierwszy.
Zmarł Janek Kaczmarek, jeden z moich idoli kabaretowych. Zawsze uwielbiałem jego poczucie humoru, jego piosenki, ze wspaniałymi tekstami, funkcjonującymi do dnia dzisiejszego: „bilans musi wyjść na zero”, „a mnie się marzy kurna chata”, „do serca przytul psa, weź na kolana kota”. „Elita” za moich młodych lat była wielkim kabaretem. Wiem, że od lat nie występował, wiem, że ciężko chorował, i to tyle lat, ale tak jakoś smutno się zrobiło.
Torlinie:
nie chcę palić tematu Fomie, ale gdy byłem małym chłopcem hej, słuchałem niemal na okrągło kasety z 60 minut na godzinę. I oczywiście były tam: Bilans musi wyjść na zero, Do serca przytul psa, Oj naiwny, czy Czego się boisz głupia. One ciągle gdzieś za mną chodzą. Łączę się więc w smutku…
PAK,
a dlaczego miałby być to mój temat do spalenia? Po wpisie Torlina widać, że on powinien być pierwszy. Choć fakt, lubiłem Elitę, głównie za Rycerzy, tam jednak pierwsze skrzypce grał Andrzej Waligórski, do którego dziś na dzikie pola pogalopował Jan Kaczmarek.
I dla mnie Jan Kaczmarek był postacią znaczącą. Wspaniale przemycał w tekstach swój dobrotliwy stosunek do ludzi. Nawet w piosence o czytelniczce, co to piękna nie była, ale za to mądra
też nie…
Zostawił nam wspaniałe teksty, dziękuję Mu za to.
A wiecie, czyje są dzisiaj urodziny? Nie wiecie, to Wam doniosę.
TORLINA!
No! To nieustające zdrowie!
Nie szło mi w poprzednim wpisie dodać coś o Janie Kaczmarku. Toż moja młodość upłynęła przy coniedzielnym słuchaniu 60 minut na godzinę o 10 rano. 🙁
Szkoda, że tak wcześnie, bo co to jest za wiek, w tym wieku się nie odchodzi!
Alicja donosiciel, Alicja skarżypyta… 😉 😀
Sto lat, sto lat, nie Torlin żyje, żyje nam!
Torlinie,
w ramach i po celebracji, proszę się położyć na leżance…
i oczywiście wszystkiego dobrego
wczoraj Kwartet Śląski zagrał Glassa, moim zdaniem zabrzmiał bardzo szlachetnie, podobnie jak Kronosi w Góreckim. Wszystko miało miejsce w katowickim Rondzie Sztuki (taki mniejszy spodek obok dużego, tyle że odwrócony denkiem do góry:-) w dość kuriozalnych warunkach atmosferycznych, bowiem temperatura w pomieszczeniu nie przekraczała 17 stopni C., jednak wszystkie miejsca były zajęte (tzn ok. 250) do ostatniego dźwięku koncertu.
Pozdrawiam z Katowic
Foma,
jak możesz, jaka skarżypyta! Ani pyta, ani skarży – powiadamia (donosi, niech będzie) o urodzinach wspólnego Przyjaciela! Ja sobie wypraszam…
PAK, Ty lepiej zaraz popraw te literówkę, zmień ja na literatkę (pamięta ktos cos takiego?!) i wypij zdrowie Torlina!
Torlinie 100 lat …. a reszta życzenia na Twoim blogu … 🙂
Janek Kaczmarek bardzo ciężko chorował od lat …. teraz w niebie będzie rozweselał Boga … 🙂
Alicjo,
nie gniewaj się, takie mi się przypomniały dziecięce przekomarzania
Alicjo:
Jak mi wstyd… i to zgubić dwie literki. Nie wiem jak to poprawić? Mogę tylko napisać jeszcze raz:
Sto lat, sto lat, nieCH Torlin żyje, żyje nam!
A literatki pamiętam, jak najbardziej!
Dre:
Miejsc było 250? Hm… Ja się doliczyłem 81 krzeseł ((4+5)*9), do tego trochę stolików z krzesłami (ale nie zerkałem na górę, by sprawdzić ile tam było, dajmy na to 6×4=24), do tego dodatkowy ‚rząd’ z tyłu — dajmy na to 15 miejsc. Razem 120 miejsc siedzących. Nawet jeśli czegoś nie uwzględniłem, nawet jeśli nie doliczyłem osób stojących, czy siedzących na schodach, albo na dostawionych krzesłach, nie składa się to na 250 osób.
Strasznie Wam wszystkim dziękuję. WIELKIE DZIĘKI
PS.
Dre: nie neguję tu, że osób stojących i siedzących na schodach było dużo, ale raczej 30-40, góra 50, niż kolejne 120.
I ja się przylączam do życzeń dla Torlina, wszystkiego najlepszego.
Torlinie, spelnienia marzen!
http://youtube.com/watch?v=F_0Dw7rnBxU
Kaczmarka najbardziej lubię taką balladę o mleczarzu… 🙂
PS
Telewizja to opium dla ludu! 😀
Hoko, masz racje 🙂 A sprobuj jeszcze skrytykowac jakosc tego opium, to Ci lud naubliza i po lbie da i zarzuci, ze nie znasz aktualnej sceny kabaretowej w RP 🙁 A przeciez najlepszy kabaret jest na blogach „Polityki” 😆
PAKu,
naliczyłeś 120 – znaczy byłeś na połowie koncertu 😉 🙂
Nie przyłączę się do głosów potępiających telewizję. Słusznie passpartout pisze o jakości tego opium, TV to medium jak wiele innych, zawierać może treści i może być beztreściowa…. Moim zdaniem to wspaniałe medium i przeżywało swoje wielkie czasy. Na szczęście istnieje „zmieniarko-wyłączarka” wystarczy z niej korzystać od czasu do czasu.
O jakości współczesnych kabaretów wypowiem się pełnym i soczystym zdaniem, oto ono:
…………………………………………………………………………………………
A ja będę nieugięty…
Telewizja to środek masowej kretynizacji społeczeństwa!
Wczoraj wieczorem w hotelu w Wilnie znalazłam w telewizji kanał Mezzo, a na nim rewelacyjny – jak to nazwano, i słusznie – esej Leonarda Bernsteina o Mahlerze. Lenny gadał, dyrygował, analizował, wszystko razem było genialne! Tak, tv się czasem na coś przydaje 😀
Kochani, jeszcze dziś wrzucę to i owo. Takoż zdjątka. A tymczasem słynnymi trzema dziewiątkami (Trejos Devynerios) podpijam (mały łyczek, bo 40 proc.) zdrowie mojego ulubionego Torlina! Jak powiedziałam fomie i PAK-owi na naszym spotkanku, wszyscy są ulubieni, ale każdy specjalnie. A więc Torlin też specjalnie, ale inaczej – jeszcze z czasów sprzed tego blogu!
Hoko, masz rację, społeczeństwo sobie poradzi bez TV 😉
„A ja będę nieugięty…
Telewizja to środek masowej kretynizacji społeczeństwa! ”
bez przesady. telewizja to idiotyczne szoł-dla-mas typu „Taniec z gwiazdami”, ale też filmy, często b. dobre. film jest dziś tym, czym kiedyś była opera ;] prawdziwe Gesamtkunstwerk.
też życzę wszystkiego najlepszego Torlinowi (chociaż jestem pierwszy raz na tym blogu i nie mam pojęcia, kim on jest)
Pamiętacie, jak to było, kiedy sie człowiek pierwszy raz do komputera dorwał, do internetu, żeby uściślić?
No więc właśnie. Latał, patrzył, kombinował, czym to się je i czym to pachnie. A potem wybrał, co mu pasuje.
Podobnie z telewizorem, każdy ma swoje ulubione, które chce obejrzeć. Jednego nie cierpię szczerze i tępię, będąc nawet bezczelna w tym względzie. Otóż polski zwyczaj telewizora na okrągło. Jestem zaproszona w gości, raz na jakiś czas z dalekiego świata przybywam, i ten cholerny telewizor. Podchodzę i wyłączam. Gospodarze nie wiedzą, o co chodzi, ja nie wyjaśniam. Telewizor nie powinien stać w salonie. A jeśli już, to wyłączony, kiedy są goście.
Dodam, że ten paskudny zwyczaj się zmienia. Albo wreszcie połapali, o co mi chodzi 🙂
Zdrowie Torlina po raz pierwszy!
Foma, mam nadzieję, że wyczułeś, że z przymrużeniem oka 🙂
Czasami „na piśmie” wychodzi poważnie. A ja nie wszystkie kufy, mówiąc Owczarkowym slangiem, opanowałam 🙁
Zdrowie Torlina po raz drugi!
(A kto prowadzi licytację? 😉 )
Alicjo:
Podobno zaleca się by dzieci i młodzież do telewizora dostęp miały. Właśnie tak jak to tłumaczysz — bo ‚odkrywając telewizję’ nie będą znali umiaru. Żeby potrafić wyłączyć, trzeba medium oswoić 😉
PS.
Nie pamiętam jak się pierwszy raz dorwałem do internetu. No, ale to było z 13-14 lat temu i w internecie jeszcze mało co było…
Zeenie:
Warta rozważania jest też możliwość, że w czasie parzystych części kwartetów, przemieszczałem się w czwartym wymiarze w cieplejsze miejsca 😉
A salę w Rondzie Sztuki ująłem na zdjęciu na jakieś 15-20 minut przed koncertem, gdy zaczynała się zapełniać:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/b61b1cd38071e9f3.html
(O! Stąd widać, że krzeseł było nie 81, a 84…)
PAK!
Zdrowie Jubilata pije się za każdym razem po raz pierwszy!!!
Poza tym zgadzam się z Twoim poglądem, sama się wcześniej wyraziłam. Ze wszystkim tak jest. Nikt nie jest w stanie wchłonąć natłoku informacji, filmów, muzyki, książek…
Mój smarkaty (teraz stary programista) dostał pierwszy komputer na 6-te urodziny. Nie powiem, co to było, bo owe urodziny były w 1986 roku, to sobie wyobrazcie starodawną maszynę. WTEDY rzeczywiście nic nie było na internecie 🙂
Ja zasiadłam w parę lat pózniej, przed inną maszyną i przy stałym połączeniu internetowym. Telewizja dla mnie może nie istnieć, bo wszystko i sto razy tyle można znalezć w internecie.
Internet dla mnie to wszystko: tu czytam gazety, oglądam dziennik z Polski, utrzymuję komunikację z przyjaciółmi (email, skype, telefonowanie via komputer) muzyka i filmy. Szkoda, że 25 lat temu nie było takich mozliwości 🙂
Jedynie co, to książka pozostaje niezastąpiona. Nie da sie na komputerze. Ma byc druk na papierze i już.
Nieustające zdrowie Torlina!
Łópszejmnie wyiaśniam, rze pisze sie pszes małe zet, i rzeby mnie było to łostatni rassssss
PAK-u podpadł … 🙂 … zdrowie Torlina … 🙂 …
A jak dodam, rzem jak dawne radio i sie nie odmieniam, to załamie PAK-a zópełnie 😉
To ja będę odmieniać 😆
Żeby wesprzeć PAK-a oczywiście 😀
Ja oczywiście muszę wesprześ zeena 😀 pozwolę sobie przyjacielsko na odmianę, bo błyszczy nasz zeen jak nowe odmieniane radio.
Ale zeen zawsze będzie przez małe „z” bo tak chce. Ja jestem foma przez małe „f” i dużego z musu używam by się odróżnić od pewnego komisarza…
Po raz pierwszy odnosząc się do tematu, pragnę wyjaśnić że jestem szczęśliwym człowiebiem (prawie) bez telewozora. Prawie oznacza, że stoi u mnie 30-letni odbiornik turystyczny, na pokojowej antenie, którą dla każdego z 4 dostępnych programów trzeba wcześniej ustawiać od 5 do 15 minut. O pilocie można zapomnieć. Płynnej zmianie programów też. Regularnie co tydzień kupuję program telewizyjny i swiadomie nie ogladam 🙂 z wyjątkiem 1-2 pozycji tygodniowo (obecnie tylko „Ekipa”, czasem trochę lepszego sportu).
Na zakończenie dnia wszystkim bez wyjątku chciałbym podziękować za piękne życzenia.
Elso1876!
Jak chcesz wiedzieć, ktom zacz, to kliknij w mój nick.
Jakie tam zakończenie dnia – u mnie za chwilę obiad!
Zdrowie Torlina!
może ta szklista przestrzeń ronda sztuki wprowadziła jakieś omamy wzrokowe, a może otrzymana informacja o przygotowaniu 180 miejsc siedzących przez organizatora + osoby stojące… hmm? idźmy na kompromis – było około 200 osób w pierwszej części koncertu, w drugiej 190. Czyli szklanka do połowy pełna.
Ło matko, nie zdążyłam!
Widę, że Torlin coś obchodzi, nie wiem co!
Nieważne! Torlinie kochany, spełnienia większości marzeń Ci życzę, dobrego, udanego życia, grona oddanych, kochających osób.
Twoje zdrowie! 🙂