Podbijamy Koreę

Na sąsiednich blogach, u Pani Janiny i Pana Daniela, roztrząsana jest nasza, a dokładnie rzecz biorąc wrocławska porażka z Koreą w bitwie o EXPO 2012. Ten żal pojawił się i na naszym blogu w wierszykach PAK-a i passpartout. W tym kontekście nie od rzeczy będzie wspomnieć, że jest dziedzina, w której to my podbijamy Koreę. Jest nią muzyka.

Polscy muzycy są świetnie wykształceni (bo u nas to same skrajności: bardzo wykwalifikowane szkolnictwo muzyczne i całkowity brak muzyki gdziekolwiek indziej), więc chętnie są zapraszani przez różne kraje, czy to w charakterze czynnym, czy pedagogów, czy też jedno i drugie. Wielu polskich skrzypków gra w niemieckich zespołach symfonicznych (z Filharmonikami Berlińskimi na czele, gdzie od wielu lat koncertmistrzem jest Daniel Stabrawa) i wykłada na tamtejszych uczelniach; był czas, że w prawie każdej tamtejszej orkiestrze grał jakiś Polak, chyba nadal tak jest. Tradycyjnie krajem muzycznego exodusu Polaków jest też Meksyk, wielu, i to bardzo dobrych, łącznie z oboma zwycięzcami Konkursu im. Wieniawskiego z 1991 r. gości też Szwajcaria (Bartek Nizioł był koncertmistrzem zuryskiej Tonhalle, teraz – zuryskiej opery, ma też swój kwartet; Piotr Pławner dopiero ostatnio zabrał się za wykładanie w Katowicach). Kiedyś, gdy w Iranie panował szach Reza Pahlavi i działała tam orkiestra, także grało tam mnóstwo Polaków.

Od kilku lat polscy muzycy pojawiają się w Korei (Południowej oczywiście). Jako profesorowie wyższych uczelni muzycznych. Niekoniecznie są to osoby bardzo szeroko znane (poza może kompozytorem i pianistą Zygmuntem Krauze), ale tam są ogromnie cenione – są to głównie pedagodzy warszawskiej Akademii Muzycznej, która nawiązała z Koreą bliskie stosunki. Coraz to ktoś tam jeździ – i różnie to bywa, jak wypytuję kolegów: jeden nie wytrzymuje egzotyki i mówi, że jest nudno, że go to męczy i juz nie chce tam być, inni wsiąkają w pracę pedagogiczną, zachwycają się techniką, łatwością życia i pięknymi krajobrazami, przesiadują tam nawet po parę lat. Główne ośrodki naszej ekspansji to Seul i Daegu.

Co my wiemy o muzyce koreańskiej? Prawie nic. Bywalcy Warszawskich Jesieni powtórzą może nazwisko nieżyjącego już Isanga Yuna (swoją drogą dzieje życia tego kompozytora nadają się na powieść sensacyjną), może jeszcze Sukhi Kanga, być może paru jeszcze coś powie nazwisko świetnej Unsuk Chin, której opera „Alice in Wonderland” miała właśnie premierę w Operze Bawarskiej w Monachium w reżyserii Achima Freyera (niestety nie byłam, ale kolega był i się zachwycał). Ale Koreańczycy znają muzykę polską. Zwłaszcza oczywiście Chopina, którego kochają jak wszyscy na Dalekim Wschodzie. Tu wykład koreańskiego rektora na inauguracji roku akademickiego w białostockiej filii warszawskiej Akademii. Tak że mimo iż Polska przegrała EXPO z Koreą, my już tam jesteśmy!