Vincero, vincero!
…czyli „zwyciężę, zwyciężę!” – zaśpiewał w telewizyjnym programie „Britain’s Got Talent” Paul Potts, skromny sprzedawca komórek z Walii. I zwyciężył (choć konkurs jeszcze trwa) – wszyscy na sali, łącznie ze złośliwymi jurorami, mieli łzy w oczach. Nie powiem, nawet mnie ścisnęło za gardło. Obejrzałam ten klip, zanim lestat wrzucił link pod poprzednim wpisem.
Piękna bajka – napisał ktoś pod klipem z YouTube. Bo historia Pottsa to typowa bajka o brzydkim, pechowym kaczątku. Mały, tęgawy i niepiękny, wyglądał jak ofiara losu. I co charakterystyczne, jeszcze w momencie, kiedy zapowiedział, że będzie śpiewał operę (organizatorzy to wiedzieli – przecież orkiestra wiedziała, że ma zagrać akompaniament do „Nessun dorma” – ale jurorzy raczej nie), reakcja była taka: ale kaszana, no trudno, musimy przeżyć i tę masakrę. Tymczasem Paul Potts pokazał trzy rzeczy: 1. że ma głos i talent, 2. że ma piękno wewnętrzne, 3. że opera jest wciąż żywa i wciąż wzrusza, mimo że wielu wróży jej od lat rychły zgon.
Jakie będą dalsze losy sprzedawcy telefonów – trudno przewidzieć. Czy rzeczywiście czeka go kariera – to już zależy od splotu różnych okoliczności, a w niemałym stopniu i od niego samego, jak on sam, człowiek skromny, będzie w stanie unieść ciężar sławy i czy ta sława będzie trwała dłużej niż telewizyjny program. Trzymamy kciuki.
Jeszcze o ptaszkach i innych zwierzątkach. Rewelacyjne rzeczy mi piszecie – passpartout uświadomił mi wreszcie, dlaczego flet prosty nazywa się po angielsku tak samo jak magnetofon (zawsze mnie to intrygowało!). Urzekł mnie obyczaj opisany przez Pana Lulka. Szkoda, że kiedy dziś ni z tego, ni z owego obudziłam się o 4 rano i wyszłam na balkon (ptasią orkiestrę tutti słyszałam z oddali, dobiegającą z lasu, od którego oddziela mnie zajezdnia metra), nie wzięłam ze sobą przynajmniej białego schłodzonego winka (prosecco akurat nie mam 🙂 )! Piękny link szwedzki od Andrzeja Szyszkiewicza (i piękna sprawa), niestety nie otwiera mi się dźwięk, podobnie jak w linku od mt7 – za to sama odkryłam istną kopalnię: http://www.ptaki.info/abc/ptaki.php – 201 ptaszków! Dźwięk odzywa się, kiedy kliknąć na nutki przy nazwie pojedynczego ptaka. Piecuszek faktycznie jadowity 😀 Hoko: gołębie też potrafią nieźle wkurzyć, mieszkałam kiedyś na VI piętrze i te cholerniki mi gruchały nad głową od rana, też chciałam je zastrzelić. Witold, Torlin: akurat słowika i skowronka wbrew Szekspirowi nie tak trudno odróżnić – śpiew skowronka jest ciągły, choć zmienia artykulację (by tak rzec), a słowika składa się ze zróżnicowanych fraz. Alicja: czekałam, aż ktoś zacytuje „Ptasie radio”, a wiecie, że zamiast „i wydziera się jak kurka” (słowik oczywiście), wcześniej było „daje koncert jak Kiepurka”? Ale cenzura kazała Tuwimowi to zmienić, bo Kiepura jako człowiek amerykański był wtedy na indeksie.
Kocia muzyka? To nie tylko wspomniany przez passpartout duet kotów Rossiniego, ale także „Kocia fuga” na klawesyn Scarlattiego (jej temat powstał z dźwięków, jakie wydobył kot kompozytora spacerując przez klawiaturę), uroczy duet kotów z „Dziecka i czarów” Ravela czy skradający się motyw klarnetu w „Piotrusiu i wilku” Prokofiewa. To pierwsze, co mi w tej chwili przychodzi do głowy. A przepiękną „Muzykę nocy” – z żabami i ptaszkami – napisał Bartók jako jedną z części fortepianowego cyklu „Szabadban” (Na swobodzie). Dobranoc! 🙂
PS. mt7, niestety płytka jak dotąd nie doszła nie wiedzieć czemu 🙁
Komentarze
Nie jest ważne czy zwycięży czy zrobi karierę .
Na scenę wszedł bezbronny facecik i powiedział że będzie spiewał operę. Prawie każdy patrzący bał się kaszany która Paul zaraz zrobi na scenie. I facet nie zaśpiewał . Paul na chwile na dwie minuty stał się muzyką , zrobił się prawdziwy , a słuchającym został zdmuchniety jakikolwiek uśmiech z twarzy a została jedynie bezbronność i poddanie się głosowi i muzyce. Miny jurorów mnie nie dziwią sam miałem opadnietą szczękę , może dlatego że dostałem ten adres mailem , taki jaki podałem więc absolutnie nie miałem pojęcia co będę oglądał – i tak było lepiej niz z opisem co się będzie oglądało – po prostu spodziewałem się że to jakis wesoły filmik.
Absolutnie Magiczna Chwila – i co chyba ważne – Paul przekona do słuchania opery swoimi dwoma minutami ludzi którzy nigdy by nie sięgneli po taką muzykę .
p.s. Mój 16 letni syn co nie ma absolutnie jakiegokolwiek pojęcia o operze siedział i z 10 razy to oglądnął , puscił w swiat przez GG i zgraja nastolatków godzinę dyskutowała co widziała i słyszała
Ave Paul
Pani Dorota wspomniała o operze.
Chcę tu opowiedzieć o bardzo intymnym przeżyciu związanym z operą właśnie.
Wychowałam się w rodzinie biednych ludzi, którzy nie mieli głowy do muzyki.
Tak więc sobie rosłam, tu Presley, tam Beatlesi, takie klimaty. Zresztą fajne.
Aż kiedyś trafił mi się chłopak ze szkoły muzycznej i zaprosił mnie do opery na Fausta Gunoda. Wcześniej, owszem, byłam z wycieczką na Strasznym Dworze, ale nie zrobił na mnie większego wrażenia.
Więc Faust. Ja się tej opery nauczyłam na pamięć podczas tego przedstawienia. Wydaje mi się, że chyba dostałam gorączki z wrażenia. Wracaliśmy na Pragę przez most na Wiśle, a ja cały czas śpiewałam. Do dzisiaj pamiętam wiele fragmentów. To było zupełnie niesamowite uczucie, kompletny zawrót głowy.
Później miałam teścia melomana, który zgromadził sporą płytotekę operową, razem godzinami słuchaliśmy płyt.
Stałam się częstym gościem w Teatrze Wielkim i nie przeszkadzała mi śmieszna teatralność widowiska.
I ta miłość do opery mi została.
A Paul Potts wzruszył mnie, tak jak wszystkich. 🙂
Kruca, Pani Doroto, ta Polityka nie ma jakiegoś normalnego adresu, tylko skrytkę?
Ja te płytki (dwie) włożyłam w sztywną okładkę od programu księgowego, żeby się nie uszkodziły. Poczekam do końca tyżnia. 🙁
Najwyżej wyślę noch einmal, tylko na jakiś konkretny adres.
Pozdrawiam.
Wyrwałam sobie z wnętrzności historię z operą, bo nikomu się do tego nie przyznawałam. Wstydziłam się. 🙂
Gdzie sie ten człowiek podziewał z takim głosem.
Ja tam się nie znam, ale trzech tenorów, wiadomo, Domingo, Pavarotti, Carreras, każdy z nich to śpiewał – ale ten to ma bardzo czyste płuca!
Moje zdanie – Domingo najbardziej poprawny i doskonały, Carerras kapryśny, a Placido to gwiazda. Podobają mi się takie osobiste chrypki czasami, mozna poznać, że Placido to powaga, można poznać, że Carreras to taki cienszy tenor i zdenerwowany na koncertach, a Pavarotti to: to ja, Luciano, słuchajcie mnie!!!
Ale ten sprzedawca telefonów – zobaczycie!
Vincero! VinceroooooooooO!
Koty są chyba jeszcze u Bibera w „Sonata representativa”. Tak mi się coś widzi. Tam zresztą istna kopalnia ‚zwierzęcych dźwięków’.
Choć z drugiej strony w Gramophone kiedyś opublikowali i taki obrazek sprzed wieków (ostrzegam, nie dla wrażliwych…):
http://img143.imageshack.us/img143/632/kocifortepiande3.jpg
Pani Doroto,
Aby słuchać tych ptaków należy zainstalować sobie RealPlayer:
http://www.real.com
wystarczy wersja „free”.
Alicjo: „trzech tenorów” to przeszłość. Domingo to chyba największa osobowość artystyczna z nich i wciąz jest aktywny (także dyryguje).
Trwają poszukiwania następców, takich jak Rolando Villazon 🙂
A film robi ogromne wrażenie, z tym, że chyba ‚pomaga’ to, że w Paula na początku się nie wierzy; a potem śledzi się miny jurorów i poddaje tej atmosferze.
Ostatnio jestem w ciągłym biegu i mam zaległości w lekturze 😉
Dziękuję Pani Doroto za wskazówkę. Jak tylko będę miała więcej czasu to sobie pooglądam i posłucham.
Dziś króciutko – w nawiązaniu do ptaszków i całej „dźwięczącej przyrody” – gorąco polecam: http://www.matragona.pl
Panie Andrzeju, dziękuję za link! Niestety na moim domowym komputerze również nie idzie tego odtworzyć – wypróbowałem wszystkie odtwarzacze, też realplayera. Ale u mnie działa to na linuxie, więc być może dlatego. Poszukam jeszcze sterowników albo spróbuję gdzie indziej, zwłaszcza że tych ptaszków jest tam więcej i będą też zapewne takie, których w Polsce nie znajdę (najgorsza ta łacina… 🙂 )
lestat: zgadzam się, że taki jeden filmik może dla popularyzacji muzyki „poważnej” zrobić więcej niż godziny dysput. Jednak czy zrobi, nie jestem pewien. Bo dzisiejszy świat składa się właśnie z takich pięciominutówek, które pojawią się i znikają, i nie zostaje po nich śladu. A z drugiej strony szukający zysku rynek rządzi się swoimi prawami, łapie wszystko, na czym mozna zarobić, nie licząc się z niczym innym. Oby w tym przyadku było inaczej.
PAK: no pewnie, że jest kocisko w „Sonata representativa”! Tudzież słowik, kukułka, żabka, kogut z kurą. Ale jeszcze bardziej zabójczego kocura – prawie jak z Warszawskiej Jesieni 😀 – wsadził do „Capriccio stravagante” niejaki Carlo Farina. Też jest tam i kura, i pies, ale nie tylko zwierzątka.
http://www.youtube.com/watch?v=qRG6h6H0_ho
Przepraszam, ze wracam do kociej muzyki, ale to jest link dla mt7, milosniczki opery i kotow (jak ja) 🙂
U mnie strona Pana Andrzeja odtwarza dźwięki w Real Playerze, trzeba ino trochę poczekać, być może tylko u mnie, bo mam wnikliwy program ochronny.
Moje wpisy wchodzły całą noc. Po ósmej rano jeszcze ich nie było. 🙁
Dzięki wielkie, Passpartout, rozbawiło mnie bardzo! 😆
Zgadza sie w zupelnosci. W czyms muzycznym mozna zakochac sie na cale zycie. Albo miec pieknego pecha, ze czlowiek zakochuje sie w czyms z biegiem lat. Tak jest ze mna i Dziadkiem do Orzechow Piotra Czajkowskiego. Chociaz biedny bylem od malego, bo urodzony i wychowany w Warszawie, dobrowolny uciekinier do Gdanska, mialem szczescie bywania w gronie rowiesnikow i rowiesnic ktorzy byli poczatkujacymi tancerzami w Operze Baltyckiej. Chodzilem na koncerty na wejsciowki ktore za darmi mi podrzucali. Potem uczylem niektorych z nich akrobatyki potrzebnej do przygotowania Blekitnego Mandaryna Bartoka.
Tak trafilem po raz pierwszy na przedstawienie Dziadka do Orzechow. Juz nie pamietam kto tanczyl tytulowa role. Chyba Alicja Boniuszko. podobalo mi sie ale mnie nie wzielo na dobre. Moze dlatego, ze Bolero Ravela bylo wtedy Hitem w naszym akademiku. Takie wariactwa tez bywaly w tamtych czasach. Po pewnym czasie odwiedzilem rodzicow w Warszawie i na przeprosiny ojciec podarowal mi bilet na Dziadka w Warszawie. Bylo lepiej, nie dlatego, ze byl lepszy balet, wciagnela mnie muzyka. W roku Panskim 1959 zawitalem do Leningradu w ramach wymiany studentow bratnich uczelni. W owczesnym Teatrze Opery i Baletu im. Kirowa, ktory to teatr wrocil do poprzedniej nazwy Marinskij Teater, dawano co ? Oczywiscie Dziadka do Orzechow. Z calej grupy bylem chyba jedynym, ktory nie musial klamac, ze mu sie to podobalo. Lat troche minelo, nosilo mnie po swiecie az tu nagle w 1985 roku zaczalem pracowac w Niemczech, na poludniu w miescie Esslingen. Moj szef, wspanialy czlowiek zaprosil mnie raz na prywatna rozmowe w cztery oczy. Krecil dlugo, juz mialem stracha, ze odesle mnie do domu az nagle zapytal czy lubie balet. Oczywiscie odpowiedzialem. Wtedy powiedzial mi, ze na urodziny podarowal nastoletniemu synowi bilet na przedstawienie baletowe a ten mlody czlowiek wpadl w panike i oswiadczyl rodzicom, ze nigdy w zyciu, po jego trupie, co tez koledzy powiedza w szkole itp. Zostal bilet, ktory otrzymalem w prezencie. Jezeli napisze, ze to byl Dziadek do Orzechow w wykonaniu baletu z owczesnego Leningradu, to mi pewnie nie uwierzycie. Nie dosc na tym. Jezdzilem dalej po swieci i kiedys w hotelu w Moskwie zapytala mnie recepcjonistka jak mi idzie, czy sie nie nudze itp. Szlo mi dobrze, nie nudzilem sie, tylko czasami. Zgadalismy sie, ze chetnie poszedlbym do Teatru Wielkiego ale boje sie kupowac bilety u konikow bo oni sprzedaja czesto sfalszowane. Zalatwie mowi dama. Za kilka dni miala dyzur i dumnie oswiadczyla mi, ze ma dla mnie bilet a potem filuternie dadala, ze bedzie i niespodzianka. Byly dwie niespodzianki. Dziadek do Orzechow i sliczna mloda dama jej corka rodzona. Ta, nastolatka pieknie mi sie przedstawila i powiedziala, ze z polecenia mamy bedzie sie mna opiekowala, jezeli ja oczywiscie niemam nic przeciwko temu. Nie mialem. Potem zaprosilem opiekunke na kolacje, troche bala sie ale zaproszenie przyjela i po kolacji odwiozlem ja do rodzicow nieco zaniepokojonych przydluga nieobecnoscie dzieciecia. Myslalem, ze moje przygody z Dziadkiem na tym sie zakoncza. Gdzie tam, kiedy juz mieszkalismy w okolicach Wiednia malzonka moja oswiadczyla ktoregos razu, ze w piatek we trojke idziemy do Opery. Jej kolaga i partner w jakims informatycznym projekcie przyjechal z Düsseldorfu, jest po raz pierwszy w Wiedniu i zaprosil nas obydwoje na balet w Operze Wiedenskiej. Brzmialo troche podejrzanie, ale bylo nie bylo wdzialem kosciolowy garnitur i pojechalismy. Na szczescie bez klopotow bo kolej podmiejska Baden – Wieden laduje dokladnie kola gmachu opery. Nawet nie zapytalem jaki to balet a tu ten jej kolega wrecza nam programy gdzie jak byk stoi napisane. Dziadek do Orzechow. Tym razem balet miejscowy, tyle ze pierwsza role tanczyl Rosjanin. Juz obywatel austriacki ale jeszcze nie mowiacy po niemiecku. Poza tym w pelni zintegrowany. Podczas przerwy, zgodnie z miejscowymi obyczajami zaprosilem towarzystwo do bufetu na sklaneczke sektu. Podawali w piknych kieliszkach pod zastaw. Wtedy jeszcze kilka szylingow. Wiekszosc ludzi zabierala kieliszki ze soba my ter.
Jeden pojechal do Düsseldorfu, dwa pozostaly u nas. Z roznych przeprowadzek uratowal sie jeden. Stoi teraz kolo komputera ze zlotym napisem: ” Staatsoper Wien Kattus Hochriegl „. Czasami, dla bardziej znamienitych gosci podaje w nim orzeszki juz luskane, zeby mi nie uszkodzili pamiatki przy pomocy Dziadka do Orzechow.
Przy tej okazji kilka zaslyszanych wiadomosci. Pani Anna Netrebko, wspaniala Trawiata, tez tanczyla w Marinskim Teatrze a najlepsi czlonkowie tego baletu wystepuja w Sztuttgarcie. A gdzie nasi ?
Pieknego dnia, do ptakow prosze nie strzelac niezaleznia od tego jak one sie zachowuja.
Pan Lulek
Panie Lulku, piękna opowieść, ale aż się boję zapytać, czy udało się Panu dotrzeć na jakiś inny balet…
Przyłączam się do chóru podziwiaczy Paul’a. Absolutnie fantastyczny głos i śpiew. Właściwie gotowy profesjonalista na najwyższym poziomie.
Jego śpiew trwał tylko nieco ponad minutę.
Tak jak i na najwyższym poziomie został zrealizowany ten filmik.
Wstrętny ze mnie cynik, co?
Panie Lulku, jest Pan pewien, ze Anna N. w tym Marinskim tanczyla, a nie spiewala? 🙂 Opowiesc o balecie bardzo piekna. Mnie sie zdarzylo napotykac statek „Maksym Gorki” w przeroznych miejscach w ciagu kilkunastu lat. We fiordzie Geiranger – Gorki, w Genui – Gorki, w San Francisco – do Golden Gate podplywa statek pasazerski, „pewnie znowu Gorki”- zartuje i wyciagam lornetke… oczywiscie Gorki 🙂
Anna Netrebko i Rolando Villazon w Operze Wiedenskiej w „Napoju milosnym” – to bylo przezycie. Paul Potts bedzie mial swoje 5 minut i na tym sie skonczy. To przykre, ale swiatowa kariere robia dzis piekni ludzie z pieknym glosem. Inni zaistnieja na chwile, na zasadzie kontrastu i ciekawostki…
A propos dziwnych wariactw, swego czasu hitem w moim liceum było Adagio g-moll Tomasso Albinoniego, najpierw w wersji The Doors, a potem już bardziej kanonicznie…
zeen, myslisz tak jak ja, ze to zgrabny fake?
passpartout pisze:
To przykre, ale swiatowa kariere robia dzis piekni ludzie z pieknym glosem..
Niekoniecznie, talenty się przebijają. 🙂
Ale wybacz, pomimo całej umowności przedstawienia operowego, pojawienie się Carmen o wadze 200. kg, czyni to przedstawienie nieodparcie śmiesznym w porywach.
To oczywiście pewne uproszczenie, bo nie widoki chodzi.
passpartout,
Myślałem bardziej o manipulacji emocjonalnej, co może się z tym wiązać.
mt7, mowiac „to przykre” mam na mysli przykre dla Paula, a nie dla sluchaczy i widzow. Rolando Villazon jako amant jest piekniejszy i wiarygodniejszy w tej roli niz Pavarotti 😉
@zeen, passpartout
filmik musiał być na najwyższym poziomie, ba mając taki materiał z pierwszego etapu, producent programu musiałby być fajtłapą, by go nie wykorzystać jako promocę. W realizacji nie ma żadnej amatorszczyzny, a Brytyjczycy potrafią robić telewizję…
Aria robi piorunujące wrażenie, nie ukrywam, że czułem mrówki na skórze, choć generalnie nie lubię XIX-wiecznej twórczości; ale na dłużej zostają obrazki twarzy jury (zeen, wiem że Ty zapamiętasz trochę więcej), które, jak wszyscy zdajemy sobie sprawę, bardzo podkręciły odbiór. Czy gdyby na YT któs wystawił ten sam utwór, nagrany z loży np. Metropolitan Opera, to fala wśród internautów byłaby tak wysoka?
To tak wpisując się w ogólny podejrzliwy nastrój, bo też nie ukrywajmy, że te kilka minut było warte naszej uwagi.
Zeenie: z tego co widzę, to już znaleziono dane z biogramu ‚naszego’ Paula Pottsa, wskazujące, że nie jest takim amatorem, jak to przedstawiano…
http://www.bathopera.co.uk/Past%20Productions/Aida/aida_biographies.htm
Mt7, Passpartoucie: faktycznie się na tym łapię, że sporo ostatnio wykonawców, którzy dobrze się na scenie prezentują. Uroda zapewne pomaga w karierze, ale czy kariera jest od niej uzależniona?
Ja też z słuchałam wczoraj Paula jeszcze przed podaniem tu linku ….. i wzruszyło mnie to …. ale jakiś niepokój mnie ogarnął, że ktoś mną manipuluje ….. myślę, że zeen o tym pisz ????
Było tak miło a ja wlazłem i puściłem bąka….
Ale PAK chyba mnie przebił…. :))
Moi Mili,
pewnie, że to nie jest całkowity amator, to gołym uchem słychać, jest o tym zresztą w artykule na gazeta.pl. do którego link załączyłam: że śpiewał w amatorskich zespołach operowych, że „spotkał sie z Pavarottim” (na kursie – tego autorka nie dopisała) i że w rozwoju kariery przeszkodziły mu kłopoty zdrowotne. Jak napisałam – kaczątko nie dość, że brzydkie, to jeszcze pechowe.
Myślę też, że ze względu na swoją aparycję miał trochę przechlapane z góry, bo passpartout ma rację mówiąc, że dziś w operze jest moda na pięknych ludzi – opera ma też wyglądać. Tak więc to, co zrobił teraz, to było posunięcie mistrzowskie: zagranie właśnie tym marnym wizerunkiem i jego kontrastem z autentycznymi walorami. Paul rozsadził przy tym to siedlisko tandety, jakim są takie idolowate konkursy – wszedł z repertuarem z całkiem innej bajki. I dlatego osiągnął sukces. A przy tym lestat ma też rację: on był w tym prawdziwy.
A co do manipulacji i perfekcyjności filmiku… to prawda, perfekcyjny jest tu montaż: ta aria, choc rzeczywiście krótka, tak naprawdę jest dłuższa. Została bardzo zręcznie w środku przycięta – chapeau bas za rzemiosło filmowe, żółta kartka za fałszowanie muzyki 😀
Hi, hi, hi!
„Nie powiem, nawet mnie ścisnęło za gardło.”
„….przecież orkiestra wiedziała, że ma zagrać akompaniament…”
No, a teraz to: „gołym uchem słychać…”
Absolutnie nie mam do Pani pretensji! Każdy by się nabrał :))
Hi! hi! hi!
Chyba zmienię nick na: wredny zeen….
zeen: ścisnęło mnie za gardło z powodu jakości. A co – nie zaśpiewał pięknie i wzruszająco? 😀
Za slabo znam sie na operze aby oceniac czy byl „lepszy” czy „gorszy” od Pavarottiego – bo taka dyskusja rozgorzala na forum pod linkiem. Wiem, ze kiedy go sluchalam, bylam gleboko poruszona jakims takim swiatlem, ktore od niego bilo, kiedy spiewal. Takie swiatlo jest rzadkie, to wiem dobrze. To swiatlo bylo w jego glosie, w jego oczach, przebijalo nawet przez jego niesmialosc.
Uwazam natomiast za wysoce niespraewiedliwa ocene Pani Dorotecki idolowych konkursow. Nie znam polskiej wersji Idola, ale, znam brytyjska i amerykanska. Utalentowani amatorzy, ktorzy dochodza do ostatniej piatki zapieraja nieraz dech w piersiach. Tak bylo ostatnio w amerykanskiej wersji kiedu doszly niemal do konca trzy wspaniale kobiety – La Kisha (kasjerka bankowa, samotna matka 3-letniej corki), Melinda (czlonkimni chorku towarzysacego zawodowym wokalistom) oraz siedemnastolatka Jardin. Wygrala Jardin, bo mloda i piekna.Osobiscie wolalam Melinde. Ale Bogiem dany talent tych trzech kobiet (wszystkie czarne) poruszyl miliony ludzi w w Ameryce i w Europie. Nie mysle, aby bylo cokolwiek kiczowatego w tym co robily i jak na naszych oczach rosly.
A wracajac do obecnego konkursu. W tym tygodniu w Britain’s Got Talent wystapil na ostatnim miejscu tez absolutnie niezwykly uczestnik. Murzyn, niezwykle przystojny, lat trzydziesci pare, ktory usiadl na krzesle z gitara i zaspiewal napisana i skomponowana przez siebie piosenke z refrenem „I am good”. Bylo ona poswiecona trojce jego malych bratankow, ktorych wzial na wychowanie po smierci brata.
I zaspiewal te piosenke tak, ze – jak to sie mowi – na widowni nie bylo ani jednego suchego oka. I ja mysle,ze to on wlasnie, a nie Paul moze wygrac konkurs.
Zeen, zdanie odrębne jest potrzebne, jak tlen do oddychania.
Gdybyśmy tu wszyscy sobie przytakiwali, byłoby strasznie.
Też miałam poczucie manipulacji, ale był to ten przypadek, na który się godzę, bo człowiek zdał mi się autentyczny ze swoimi emocjami i pięknym głosem.
Zdarza mi się, że płaczę, bo ktoś – uciekając się do chwytów poniżej pasa – gra na moich uczuciach, jednocześnie jestem tego świadoma i tak wściekła, że rozszarpałabym autora manipulacji.
No tak, Heleno, ja się odniosłam do polskiej wersji „Idola”… 😉
No dobra, dość tego nabijania sobie komentarzy przez samą siebie 🙂
Heleno, dzieci – to jest właśnie ten przypadek,który mnie wzrusza, a jednocześnie mam ochotę zamordować oso0bę, która je wykorzystuje w jakikolwiek sposób.
„No dobra, dość tego nabijania sobie komentarzy przez samą siebie.”
Pani Doroto, ma Pani zły obraz.
Obecność GOSPODARZA, jego komentarze, dają uczestnikom poczucie ważności, zauważenia, budują wspólnotę i więź.
Co Pani pisze o nabijaniu, co to kogo obchodzi? Nas interesuje, że Pani jest z nami i nie prowadzi blogu od przypadku do przypadku, bo koledzy Panią prosili.
Pani Doroto,
Pani dzisiejszą premierę w charakterze współkomentujących odebrałem jedynie pozytywnie, bo czasem chciałoby się poznać Pani zdanie już, a nie dopiero przy nastepnym dużym wpisie. Proszę się zatem nie obawiać i niepotrzebnie nie izolowac.
A przy okazji chciałem zauważyć, że z wielkiej triady Pani ulubionych obszarów muzyki folk leży odłogiem 🙁
Też się wzruszyłem i to wzruszenie nie pozwala mi ścisnąć Pani za gardło…
:))
Hi, hi, hi!
Eee… przy tym „nabijaniu” nie zauważyliście – jak to mówi Owczarek – kufy? O takiej 🙂
O folku będzie, ale jeszcze nie teraz. Pewnie pozostanę przy temacie operowym, bo jutro jadę do Wrocławia na „Napój miłosny” wystawiany na Pergoli.
mt7: co do wykorzystywania dzieci (w tym zwłaszcza estradowego), jak najgorsze zdanie miał na ten temat Bł.P. Prof. Bardini. Zawsze mówił o tym „molestowanie dzieci”…
Jeszcze do tego „Idol” koncertu – zeen, orkiestra była z playbacku, panienka wciska guziczek i leci, to jest pokazane zresztą.
Jako stara cyniczka pomyślałam sobie potem, że pomysł „Idola” juz trochę wyblakły i kto wie, czy nie jest to jakiś zmyślny zabieg marketingowy. Zauważcie, że w telewizji pokazuje się już tylko tych, którzy przeszli przez sito rozlicznych eliminacji. Organizatorzy na pewno wiedzieli, jaką bombę szykują widowni. Ale – czy w ogólnym rozrachunku, nie jest to piękne?
Pamiętam dyskusje wokół Sary Brightman i Andrea Bocelli – że oh, tenor z niego nieszkolony, a dlaczego Sarah śpiewa kawałki rockowe operowo i tak dalej i tak dalej. To dla purystów muzycznych, a moim skromnym zdaniem Sarah i Andrea zrobili wiele dla upowszechnienia muzyki operowej wśród rzeszy ludzi, wcześniej muzyką operową niezainteresowanych. Ja to zapisuję na plus, i na plus zapisuję tego operowego Idola.
Jesli chodzi o spiewajace zwierzatka to polecam szczegolnie Banchieriego-Contrapunto bestiale(1608).Niesamowita polifonia zwierzeca.
Hej formo !
Bywalem i na innych baletach rowniez przy okazji oper, ze wspomne polskie przedstawienia Krakowiakow i Gorali, i inne spiewogry Szymanowski, Bryll czy inni, Musorgski, Bartok. Jak sie czlowiek wloczyl po swiecie i wracal do domu goly jak swiety turecki to ja sie pytam na co mu sie rozchodzily pieniadze. Mnie na rozne dziwnosci, miedzy innymi na koncerty, opere. Do dzis nie bylem w Mediolanskiej Scali. Jak dozyje to moze bede. To troche daleko, prawie po drugiej stronie polwyspu. Tyle tylko, ze tam podaja oryginalny Sznycel Wiedenski i mozna obejrzec Ostatnia Wieczerze. U nas tez, ale przezyc, jak sie zje cos nieodpowiedniego.
Piekne uklony
Pan Lulek
To, ze ona spiewala w Marinskim Teatrze wiadomo napewno, Anna Netrebko. Ja przeciez nie pisalem, ze ona tanczyla. Sama w jakims wywiadzie powiedziala, ze byla tez tancerka. To widac bylo w Traviacie i rowniez w Manon. Ona poza tym ma jedna niepowtazalna ceche. Na ogol kostiumy ubieraja spiewaczke. U niej na odwrot. Cokolwiek ona nie wdzieje, to wyglada w tym pieknie. Tak wlasnie bylo w Manon. Jezeli kogos wprowadzilem w blad, to bardzo przepraszam. W tym wywiadzie ona podala nawet, ze zachowala swoje prywatne mieszkanie w St. Petersburgu. Jest aktualnie obywatelka austriacka i intensywnie uczy sie jezyka niemieckiego. Chyba nauczy sie jak zacznie spiewac Wagnera. A moze wczesniej. Moze zafunduje nam jakas operetke.
Dziekuje za zwrocenie uwagi
Pan Lulek
Witom! Witom! Jeśli idzie o ptoki, to muse pedzieć, ze ik chór bije na głowe syćkie inkse. Nut – nie majom zodnyk. Dyrygenta – tyz zodnego. Prób – z tego co mi wiadomo – w ogóle nie robiom. A mimo to w kozdym lesie ptasi chór takie pikne koncerty ryktuje!!!
Jeśli zaś idzie o pona Pottsa, to tak se myśle: skoro jemu tak piknie udało sie zaśpiewać, to moze i mi sie udo? Spróbuje.
Tralala-la-la-li-lo-la-la-li-li. Lalala. Li-li-la-la-la. La-la-la. La-la-la. Laaaaaaa!!!!!
I jak mi posło? 😀
Nagle wszyscy zaniemówili, czy moderatorzy poszli do domów?
Zobaczę, ile będę czekać. 🙁
To ja wytłumaczę, jak to jest teraz z tym moderowaniem. Okazuje się, że tak całkiem na żywioł tego puścić nie można, bo wpadają tu też normalne spamy, jak do poczty – u mnie jeszcze stosunkowo mało, bo blog nowy, ale już i tak zdarzyło się parę. Trzeba więc pilnować tego tałatajstwa. Ja się podjęłam moderować osobiście, więc robię to, kiedy mam czas dorwać się do kompa, ale czasem przecież gdzieś wyjdę albo wyjadę, albo po prostu mam inną robotę, albo, jak wczoraj, idę wcześniej spać 🙂 . Są koleżanki, które mają dyżury, ale wiedząc, że ja to robię, poluzowały sobie z moim blogiem. Ale np. jutro i pojutrze będę w rozjazdach, więc muszę jednak poprosić koleżeństwo, żeby tu czasem zajrzało.
Contrapunto Banchieriego – oj, śpiewało się, śpiewało… a raczej miauczało, bo alt robi tam za kota, a ja jestem alt 🙂
Alicjo, ja nie bardzo się zgadzam co do Brightman i Bocellego, oni wypromowali tylko samych siebie, opery chyba mało kto zaczął dzięki nim słuchać. W każdym razie wątpię w to.
Owcarecku – za ten recital pęto jałowcowej się należy! 😀
owcarek podhalański pisze:
I jak mi posło?
Dla mnie bomba!!!
Pani Doroto, nic nie rozumiem. To czemu, u Owczarka i Pana Piotra komentarze migiem wchodzą i żadnego spamu nie widać?
No nie wiem, nie pytałam, jak to jest z ich blogami, kto ich pilnuje. Ale u siebie sama kasowałam już ze dwa-trzy spamy, więc mogę zaświadczyć, że przychodzą. U Owczarka też bywa różnie – ja raz czekałam od 18.30 do rana…
Pani Doroto,
mnie sie wydaje, że jednak… kapeczkę Brightman się przyczyniła, a moje zdanie (moje zdanie i tylko moje!) podpieram tym, że kiedy nagle się pojawił dysk z „Time to say goodbye”, to smarkate zaczęły wykupywać. Kupilam Agatce na urodziny – a Agatka nastolatka dosyć pózna naonczas, niespecjalnie muzyką się interesująca powiedziała, że jak tego słucha, to ją coś a gardło… Agatka mieszka teraz we Wrocławiu i nie omija koncertów muzyki, która nigdy wcześniej jej nie obchodziła. I to nie była tylko Agatka. Coś musi byc takiego, żeby bez nacisku zainteresować młodzież. Nie ma nic gorszego, jak – od jutra pobierasz lekcje gry/śpiewu/etc.
Tu sie każdy chyba zgodzi.
Z tego co czytałam, to Sarę Brightman wypromował chyba Andrew Loyd Webber, jej były mąż, ten od Phantom of the Opera i tak dalej. A Sarah potem wypromowała Andreę. A potem promowali sie nawzajem 🙂
To jest może pop-opera, ale dobrze, że istnieje. To dla takich pospolitaków, jak ja.
I dla śmiechu ( ja jeszcze sie wewnętrznie śmieję) to-to nie śpiewa, a nienażarte okrutnie! Nieostre zdjęcia, bo wskoczył mi na obiektyw!
http://alicja.homelinux.com/news/Czipmanki2/
U Owczarka się czeka, jak jest długa przerwa. Widocznie ichniejszy komputer ma krótką pamięć. 😀
Musi sobie długo przypominać. Ale przy bieżących wpisach, nie ma żadnego problemu. Zdarza się, że ktoś podszywa się pod znane nicki, ale sporadycznie i nic się dzieje.
Idę już spać, pozdrawiam dobranockowo, bo jutro trzeba do Mamy jechać. 🙂
Zanim pobiegnę na pociąg do Wrocka, jeszcze zapodziwię Alicjowego wiewióra – ale oswojony! I nie byłabym sobą, gdybym się nie zaciekawiła, jakie dźwięki wydaje? Pewnie takie wiewiórowate 🙂 Wiewióry potrafią strasznie hałasować, jak im sie coś nie podoba – miałam ostatnio takie spotkanie w lesie 🙂
A jeśli rzeczywiście B&B kogoś zachęcili do opery, to się tylko cieszyć.
Pani Doroto,
ten wiewiór (ze dwa razy większy od myszy, a w sumie jak pomyśleć, to rozmiarów chomika) wydaje przenikliwy pisk, jeśli jest w niebezpieczeństwie. Powinnam sobie chyba sprawić jakiś sprzęt nagrywający, bo przez ten grajacy w duszy blog bardzo szybko uwrażliwiłam się na przeróżne dzwięki, a opisać ich nie potrafię.
Najbardziej hałaśliwa jest stosunkowo mała wiewióra tzw. czerwona (ale nie taka, jak polska), jak się wścieknie to ni to szczeka, ni to piszczy, ni skrzeczy, przedziwne połączenie dzwięków, i też jest to bardzo przenikliwe, uszy bolą. Ma to coś z przenikliwości cykady naszej tutejszej – o właśnie! Niedługo to się zacznie, nadejdzie lipiec, a tu nocą zacznie grać, bo cykady się uaktywnią. Ten dzwięk przyrównuję do odgłosów piły elektrycznej w użyciu. Nie żartuję! Kiedy wreszcie w trawie (szukalismy z nosem przy ziemi!) odkryliśmy, jakie to malutkie bydlę takie głosy wydaje za pomocą skrzydeł, powaliło nas. Takie niby nic, a takie mocarne!
Dodam jeszcze, że ten wiewiór wcale nie jest oswojony, tylko bezczelny i zrobi wszystko dla jedzenia, jak wspomniałam, rzucił mi sie na aparat, i to dwukrotnie!
Zabawy z nimi jest co niemiara, dlatego jak przychodzą „po prośbie”, to chętnie karmimy, a one potrafia przychodzić cały dzień, i jedzonko wynosić do im tylko znanych kryjówek.
Zyczę miłego pobytu w moim ukochanym Wrocławiu – i pewnie relację wkrótce poczytamy 🙂
P.S. Owczarku, miej litość… może więcej Smadnego?! Struny czasem należy naoliwić 🙂
Napisałam wcześniej;
„U Owczarka się czeka, jak jest długa przerwa. Widocznie ichniejszy komputer ma krótką pamięć.”
Widać myślę, że wszyscy inni wiedzą z góry, co chę im powiedzieć.
Długa przerwa dotyczy długiego nie pojawiania się na blogu komentatora, którego wcześniej komputer zapamiętał i rozpoznaje przy wejściu na blog. Po dłuższej nieobecności trzeba wpisywać dane od nowa i czekać na akceptację. Później nie ma już problemów.
Alicja: cykady wydają dźwięki za pomocą takich specjalnych urządzeń koło odwłoka (zapomniałem nazwy) 🙂 – i też mi się to kojarzy z piłą. Ale jeszcze gorsze są takie duże pasikoniki, mają wyższy dźwięk i często siedzą na drzewach. I jak juz się piecuszkowi w sierpniu znudzi, to właśnie one będą mnie nachodzić. A do tego potrafi toto mocno ugryźć.
Pani Doroto! Alez musiolo byc wesolo podczas prob Banchieriego,a i podczas wykonania na scenie podejrzewam,ze wszyscy mogli tylko z trudem wytrzymac,aby nie wybuchnac smiechem.
Hoko,
w każdym razie to-to się porusza w czasie wydawania dzwięków i w głowie się nie mieści, że takie małe , ehum, g… może tyle hałasu narobić, właściwie nie wiadomo, czym!
Te piecuszki to u mnie chyba finch… tak mi sie kojarzy.
Pozdrowienia i miłego weekendu!
„Na przykład świerszcze pocierają jedno skrzydło o drugie.
Ich skrzydła są do tego specjalnie przystosowane – na jednym znajduje się szorstka powierzchnia w rodzaju skrobaczki, na drugim zaś nieco zgrubiała żyłka. Pocierając je o siebie świerszcz wysyła sygnały do wybranki serca.
Cykady natomiast posiadają na bokach odwłoku membrany, zwane timbalami. Wprowadzają je w wibracje za pomocą mięśni. Dźwięki wzmacniane są przez specjalne poduszki powietrzne.
Dzięki temu cykanie cykad jest bardzo donośne i słyszalne w odległości kilometra.”
Tak opisywane sa instrumenty naszych owadzich muzykantow umilajacych nam letnie wieczory i noce. Dla mnie niezapomniany byl tygodniowy pobyt w malej zatoczce na Hvarze, gdzie w upalne lato jedynym halasem bylo donosne i miarowe rzepolenie cykad na zmiane ze swierszczami i pasikonikami. Jedne przez caly dzien, drugie w nocy. To byl wspanialy wypoczynek! Czlowiek tak sie do tego przyzwyczaja, ze ogarnia go niepokoj, kiedy granie nagle ucicha i nastaje zlowieszcza cisza…
I jeszcze ciekawostka. Szumy w uszach, dokuczliwe jak bol dzwonienie, czyli tzw. tinnitus, to doslownie cykada w uchu. Tinnitus po grecku to wlasnie cykada.
Pani Doroto! Filmik z Vincero! pokazano – trochę spóżniony dzisiaj w TVNie.
Ja wpierw obejrzałam u Pani i zachwycił mnie. Mamwrażenie, że nianachalna uroda i co ważniejsze zaawansowany już wiek nie pozwoli na błyskotliwą karierę, ale myślę, że głos tak zupełnie się nie zmarnuje, bo napewno zdoła coś nagrać, albo zaistnieć w jakiś inny sposób.
Ja sobie przypominam takiego tenora, który bardziej znany był z radiowych występów, niż ze sceny. Nazywał się Paulos Raptis. Z urodą miał podobny problem.
Do zobaczenia /wątpliwe, ale nie niemożliwe/ NA PERGOLI!!!
Tu jest wiadomość o „Napóju miłosnym” na Pergoli:
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/40201.html
Nie na temat:
czy ktoś kiedykolwiek słyszał o wibrafonie w dixie- landzie?
Włączyłem dzisiaj po 24,oo Mezzo i trafiłem na odtworzenie Bechetowskiego tematu; „Dans de route d”Antibes” ( nie znam fransuskiego – nie wiem czy dobrze przywołałem tytuł ). Z udziałem alto – saksofonu i sekcji improwizował wibrafon.
Jak żyję 67 lat czegoś podobnie fantastycznego nie słyszałem. Wprowadzony w osłupienie nie odnotowałem wykonawców. Było to w „Jazz sequencess”.
Wibrafon w dixie ?
FANTASTICO!
A mówią, że dixie-land to muzyka „martwa”
Zacięło się, niestety.
Właśnie przed chwilą wyłączyłam TV, której raczej nie włączam, ale, od kiedy mam liverbox z TV Kultura, to popatruje sporadycznie.
Dawali „Giselle” Matsa Eka. Włączyłam się na II akt. „Lot nad kukułczym gniazdem” w wydaniu baletowym i żeńskiej obsadzie. Wyłączyłam się po kilkudziesięciu minutach, bo trudno znieść ten widok.
Ciekawa jestem, co Pani Dorota napisze o tym wrocławskim przedstawieniu. Czy to jest jeszcze opera?
Mam też mieszane uczucia w sprawie książki Pana Grońskiego, którą Pani recenzuje. Chyba jednak jej nie kupię. Ludzie próbują oswoić grozę, widziałam już komiks, którego nie miałam siły przejrzeć i film, który jednak komedią nie był. Myślę, że nie powinno się tego oswajać, jest wystarczająco dużo ludzi, którzy nie chcą wiedzieć, do czego KAŻDY człowiek jest zdolny.
Nie chciałam smutków prząść, tak wyszło.
Z wpisami kłopot, może jakieś UFO zakłóca?
Wysłałam wczoraj wpis (nie ukazał się)na temat do czego przyrównać ten dzwięk, jaki wydaje chipmunk – jest to wyrazne ” C C C…” , nie „ce”, tylko wyrazne c, bardzo głośne, aż uszy przeszywa. Jak już wspomniałam, po latach mieszkania na granicy lasu stwierdziliśmy, że to jest dzwięk ostrzegawczy, na alarm. Zaraza mnie o świcie obudzila takim czymś! No ale to są uroki mieszkania pod lasem! Zamienić się? NIGDY!
Ze zwierząt w Contrapunto Banchieriego kotek ma najładniejszą melodię. Ja śpiewałem basowy cantus firmus 🙂
Pozdrawiam
Do Piotrusia:
Miaaaaaałłłłłłłłłłłł ~~~~
Dla wiadomości mt7 (i innych):
Kotki śpiewają tam: mi-au, mi-au!
Basowy cantus firmus – to ksiądz, który buczy łacińskie słowa pozbawione sensu. Reszta to kukułka, puszczyk i pies.
Pozdrowienia dla Piotrusia 😀
Fajnie, że dopisujecie się jeszcze pod starymi wpisami 🙂
Odpozdrawiam 🙂
Wpisuję się tutaj, bo mnie zainspirował Paul Potts.
I cytuję owe bezsensowne (na pewno politycznie niepoprawne) słowa z Banchieriego: Nie ufaj garbatym ani kulawym, a jeśli spotkasz dobrego zezowatego, możesz to zapisać do kronik.
mt7: kuku kuku kuku
Przeglądając niedawno statystyki serwera zauważyłem, że ktoś szukał na mojej stronie wiadomości na temat „zez u kotów” 🙂 Ma ktoś może takiego?
Moje znajome zezowate koty byly zawsze syjamskie 😉