Vincero, vincero!

…czyli „zwyciężę, zwyciężę!” – zaśpiewał w telewizyjnym programie „Britain’s Got Talent” Paul Potts, skromny sprzedawca komórek z Walii. I zwyciężył (choć konkurs jeszcze trwa) – wszyscy na sali, łącznie ze złośliwymi jurorami, mieli łzy w oczach. Nie powiem, nawet mnie ścisnęło za gardło. Obejrzałam ten klip, zanim lestat wrzucił link pod poprzednim wpisem.

Piękna bajka – napisał ktoś pod klipem z YouTube. Bo historia Pottsa to typowa bajka o brzydkim, pechowym kaczątku. Mały, tęgawy i niepiękny, wyglądał jak ofiara losu. I co charakterystyczne, jeszcze w momencie, kiedy zapowiedział, że będzie śpiewał operę (organizatorzy to wiedzieli – przecież orkiestra wiedziała, że ma zagrać akompaniament do „Nessun dorma” – ale jurorzy raczej nie), reakcja była taka: ale kaszana, no trudno, musimy przeżyć i tę masakrę. Tymczasem Paul Potts pokazał trzy rzeczy: 1. że ma głos i talent, 2. że ma piękno wewnętrzne, 3. że opera jest wciąż żywa i wciąż wzrusza, mimo że wielu wróży jej od lat rychły zgon.

Jakie będą dalsze losy sprzedawcy telefonów – trudno przewidzieć. Czy rzeczywiście czeka go kariera – to już zależy od splotu różnych okoliczności, a w niemałym stopniu i od niego samego, jak on sam, człowiek skromny, będzie w stanie unieść ciężar sławy i czy ta sława będzie trwała dłużej niż telewizyjny program. Trzymamy kciuki.

Jeszcze o ptaszkach i innych zwierzątkach. Rewelacyjne rzeczy mi piszecie – passpartout uświadomił mi wreszcie, dlaczego flet prosty nazywa się po angielsku tak samo jak magnetofon (zawsze mnie to intrygowało!). Urzekł mnie obyczaj opisany przez Pana Lulka. Szkoda, że kiedy dziś ni z tego, ni z owego obudziłam się o 4 rano i wyszłam na balkon (ptasią orkiestrę tutti słyszałam z oddali, dobiegającą z lasu, od którego oddziela mnie zajezdnia metra), nie wzięłam ze sobą przynajmniej białego schłodzonego winka (prosecco akurat nie mam 🙂 )! Piękny link szwedzki od Andrzeja Szyszkiewicza (i piękna sprawa), niestety nie otwiera mi się dźwięk, podobnie jak w linku od mt7 – za to sama odkryłam istną kopalnię: http://www.ptaki.info/abc/ptaki.php – 201 ptaszków! Dźwięk odzywa się, kiedy kliknąć na nutki przy nazwie pojedynczego ptaka. Piecuszek faktycznie jadowity 😀 Hoko: gołębie też potrafią nieźle wkurzyć, mieszkałam kiedyś na VI piętrze i te cholerniki mi gruchały nad głową od rana, też chciałam je zastrzelić. Witold, Torlin: akurat słowika i skowronka wbrew Szekspirowi nie tak trudno odróżnić – śpiew skowronka jest ciągły, choć zmienia artykulację (by tak rzec), a słowika składa się ze zróżnicowanych fraz. Alicja: czekałam, aż ktoś zacytuje „Ptasie radio”, a wiecie, że zamiast „i wydziera się jak kurka” (słowik oczywiście), wcześniej było „daje koncert jak Kiepurka”? Ale cenzura kazała Tuwimowi to zmienić, bo Kiepura jako człowiek amerykański był wtedy na indeksie.

Kocia muzyka? To nie tylko wspomniany przez passpartout duet kotów Rossiniego, ale także „Kocia fuga” na klawesyn Scarlattiego (jej temat powstał z dźwięków, jakie wydobył kot kompozytora spacerując przez klawiaturę), uroczy duet kotów z „Dziecka i czarów” Ravela czy skradający się motyw klarnetu w „Piotrusiu i wilku” Prokofiewa. To pierwsze, co mi w tej chwili przychodzi do głowy. A przepiękną „Muzykę nocy” – z żabami i ptaszkami – napisał Bartók jako jedną z części fortepianowego cyklu „Szabadban” (Na swobodzie). Dobranoc! 🙂

PS. mt7, niestety płytka jak dotąd nie doszła nie wiedzieć czemu 🙁