Lalka w lalce
Byłam w sobotę w Operze Narodowej na premierze Opowieści Hoffmanna Offenbacha w reżyserii Harry’ego Kupfera, i była to pierwsza premiera od ponad roku w tym miejscu, z jakiej nie wyszłam z poczuciem absolutnego zdegustowania. Nie byłam też – mówiąc szczerze – absolutnie zachwycona, ale na pewno tym razem nie było żenady. W końcu Kupfer to marka europejska, choć już lekko przechodzona (72 lata, acz świetnie się trzyma). W Polsce jeszcze nie reżyserował, ale za to wystawił prapremierę Czarnej maski Pendereckiego w Salzburgu (1986), a w 2002 r. w drezdeńskiej Semperoper – Diabły z Loudun, które zresztą miały być pokazane też w Warszawie, ale do tego niestety nie doszło.
Realizacja Opowieści jest w stylu obowiązującym w teatrach zachodnioeuropejskich od gdzieś dwudziestu lat, stylu, z którego czerpie i Treliński, i Warlikowski, i Konina. Wielu zwolenników poprzedniej dyrekcji teatru poczuło się swojsko widząc czarne i srebrne garnitury, czarną ceglaną ścianę z oknami, wielkie efekciarskie rekwizyty przesuwające się po scenie (jak na mój gust za często) czy migające kolorowymi światełkami machiny a la lata sześćdziesiąte. Ale przynajmniej facet wiedział, o co mu chodzi i o czym wystawia spektakl. Poza tym śpiewacy byli naprawdę przyzwoici (większość pożyczona z zagranicy, bo kto z naszych to zaśpiewa?!), zwłaszcza Amerykanka Georgia Jarman, która dostała ambitne zadanie odegrania wszystkich trzech kobiet życia Hoffmanna: Olimpii (akt I), Giulietty (akt II) i Antonii (akt III). Często te role powierza się różnym śpiewaczkom, są one bowiem trudne i forsowne. Zwłaszcza Olimpia.
Bo Olimpia jest lalką. Trzeba więc umieć nie tylko zaśpiewać koloraturę tak wirtuozowską, że aż mechaniczną, ale i pokazać, że to jest koloratura mechaniczna, zachowywać się jak lalka. Hoffmann zakochuje się w podsuwanej mu przez szarlatana Spalanzaniego lalce: wystarczy mu widok pięknego damskiego ciałka, śliczny śpiew o ptaszkach i miłości, powtarzanie w konwersacji „tak, tak” i umiejętność tańczenia walca, której zresztą nasz biedny bohater mało nie przypłaca życiem (swoją drogą niezły to obraz faceta, który tak dał się omamić, ale nie pisała tego przecież złośliwa baba, tylko również facet mający pełną świadomość, że im naprawdę niewiele czasem trzeba).
Aria Olimpii sprawia więc szczególne trudności. Ostatnio na „Mezzo” puszczają ją ciągle w zwariowanym, ale wdzięcznym wykonaniu Patricii Petibon z fryzurką a la Pippi Langstrump (niestety kiepska jakość dźwięku na YouTube). Dla tej śpiewaczki jest to zresztą chyba koronna rola: na YouTube jest jeszcze jej zupełnie inna Olimpia. Ale co ja poradzę, od pewnego czasu ta aria kojarzy mi się jeszcze inaczej. I tu muszę wrócić do Kasi Kozyry.
W ramach swojego cyklu W sztuce marzenia stają się rzeczywistością zrealizowała też scenkę pt. Diva – reinkarnacja. Mając w pamięci zarówno różne tłuste podstarzałe divy, jak również „słynną inaczej” Florence Foster Jenkins, o której tu swego czasu mówiliśmy, nauczyła się arii Olimpii tak, jak była w stanie. W jej nauce śpiewu dzielnie ją wspiera Grzegorz Pitułej, zwany przez nią Mistrzem, który też w tej scence akompaniuje jej na fortepianie. Oczywiście niemożliwe jest nauczenie się koloratury przez osobę, która nigdy nie śpiewała i nie ma w tym kierunku specjalnych inklinacji – ciało usztywnia się w rutynowo wykonywanych czynnościach i trudno mu się rozluźnić, co jest niezbędne w grze i śpiewie. Pamiętam, jak próbowałam Kasię uczyć grać na fortepianie – największym problemem była sztywność rąk. Podobnie jest z głosem. Ale do celu, o jaki chodziło Kasi, to zupełnie wystarczyło.
Pokazali to w CSW dwa lata temu – i zobaczyliśmy coś wstrząsającego. Wjechała klatka przykryta płachtą, tak jak przykrywa się na noc klatki z papugami. Płachtę odkryto – i stała tam gruba naga baba, w której nikt by nie rozpoznał szczupłej, a nawet chudej Kasi. I ta straszna kukła wydała z siebie arię Olimpii (można kawałeczek obejrzeć klikając na napis movies pod drugim zdjęciem)… Tak więc kobitka w wieku średnim udawała lalkę udającą starą babę, która udaje młodą śpiewaczkę, która udaje lalkę, która udaje młodą dziewczynę. Spiętrzenie iście szatańskie, ukazujące niezliczoną ilość warstw i odmian ludzkiej próżności…
Ale jeszcze bardziej szatańskie dla mnie było, że moja koleżanka Dorota Jarecka, która napisała entuzjastyczny tekst o tym wydarzeniu, uznała, że Kasia „może bez wstydu wyjść na scenę i poprawnie zaśpiewać arię”. Pewnie, że jest lepsza od Madame Foster Jenkins, a już na pewno – i to nieskończenie – od Dody Elektrody 😉 – przede wszystkim naprawdę ma słuch. Ale przecież nawet powyższa próbka pokazuje niedociągnięcia charakterystyczne dla osób, dla których po prostu było już za późno na naukę. Jak widać jednak, przyzwyczajono nas już do bardzo różnego śpiewania…
Komentarze
Jest jeszcze wersja koreanska:
http://www.youtube.com/watch?v=j1_4XxbZ3qI&feature=related
Tu jest lepsza wersja Sumi:
http://www.youtube.com/watch?v=ALK-e_j91oM&feature=related
Zgadzam sie, ale w wersji scenicznej pilot byl od samsunga 😀 A Sumi dowiodla obok wspanialego glosu wielkiej vis comica 🙂
Wszystkim posiadaczom zegarkow polecam opowiadanie Marka Twaina „My Watch”.
http://www.infomotions.com/alex2/authors/twain-mark/twain-my-640/
Kto go jeszcze nie zna, dowie sie, ze zegarek doputy jest dobry, dopoki nie dostanie sie w rece naprawiaczy 🙁 Dla milosnikow kryminalow dodam, ze pojawia sie rowniez trup 8)
cd.
„Samoloty Qantas nigdy nie spadaja, nie spadaja, nie…” kolataly w glowie Zeenowiewa slowa Burdella spotkanego na seulskim lotnisku. A wiec slad prowadzil do Melbourne… Tymczasem na swoim niezawodnym rosyjskim kolanie pisal nastepny faks do Fomy : „W Warszawie przebywa agent BND Hoffman, incognito ma sie rozumiec. U strozki pytac o Kupfera. Zobaczcie, co wam opowie.”
cd.
Przycisniety do czarnego muru Kupfer nie wahal sie dlugo. Jest uklad. Japonska triada sle swoich ludzi grupami po dziewieciu. Znak rozpoznawczy: lalka w lalce. Uwazac, sa uzbrojeni w generatory dzwieku na rosyjskiej licencji. Sprowokowani walcza grupowo. Najlepiej nie draznic, zaopatrzyc sie w oropax extra strong.
http://youtube.com/watch?v=09q9JFceY10
„Opowieści Hoffmanna” , to są prawdziwe opowieści Hoffmanna. 😀
Nawet gdyby człek najadł się mandragory i wprawił w odpowiedni stan, jeszcze trudno by mu było połapać się w halucynogennych opowieściach.
Serio, widziałam film z nagraniem opery z Placido D. Zrobił na mnie duże wrażenie. Tu fragment spektaklu:
http://www.youtube.com/watch?v=KoB42XMZ2HY&feature=related
Co do lalki w lalce, trudno mi powiedzieć, sama opera ma tyle pięter, rozumiem, że jest tu tylko pretekstem…
Nie widziałam efektu działań Pani Kozyry, więc trudno zabierać głos. 🙂
Widziałem tylko jedno wykonanie (nie licząc bywającej w Mezzo Pettibon) — pod kierunkiem Frederica Chaslina (nie pamiętam kto śpiewał partię Olimpii; w sumie gdzieś to powinienem mieć w zasięgu ręki, ale gdzie? to było to wykonanie: http://www.diverdi.com/tienda/detalle.aspx?id=15710 może śpiewała Desiree Rancatore?). Rzeczywiście, Olimpia jest kapitalna.
A lalka w lalce — to już sam Hoffmann, to także Berlioz (lubił Szekspira, a tam przecież przebieranek jest wcale dużo, choć nie za lalki i odwrotnie), no a dalej… wiadomo.
Zabawne, ten sam filmik, który podała passpartout, tym razem jednak podobno śpiewa Désirée Rancatore:
http://youtube.com/watch?v=JeLQByOuwI0
Ciekawe ile tam jest jeszcze osób przypisanych do tego filmu. 🙂
A ja chyba widziałam i tą wersję, którą podałeś Paku.
Być może myli mi się z czymś innym, nie mam teraz czasu sprawdzić. Oszczędna, goła scena, ubrani na czarno ludzie, jakby w mundury.
Poszukam później, muszę teraz wyjść niedługo.
Dzień dobry!
Miały być szkwały, a tu nic, tylko śniegiem sypie i znośne -6C. Służby nie odśnieżyły szosy nr.33 zwanej również Bath Road. Niesłychane! Toż oni od 15 listopada w gotowości i rok temu płakali, jak śniegu nie było (spadł dopiero 15 stycznia), bo jak śniegu nie ma , to miasto nie płaci tym prywatnym i nie zarabiają. Czyżby prywatni się wypięli?! A gdzie służbowi, pytam się? Na razie tego śniegu nie aż tak wiele, ale pierwszy raz od ćwierć wieku widzę nieodśnieżoną Bath Road.
Przepraszam, że ja nie na temat, ale w operze jestem niemocarna, żeby nie powiedzieć – słabosilna.
Pozdrawiam wszystkich śnieżnie i życzę miłego niedzielnego wieczoru, a co do „Podbijamy Koreę”, to ja to zbieram i połączę jedno z drugim ładnie, tylko kapkę pózniej. I nieśmiało zachęcam do kontynuacji, bo to je dobre!
Uzupełniłam, połączyłam.
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/03.Podbijamy_Koree.html
mt7 z 19.23: to jest ta sama inscenizacja z Opera-Bastille, tylko w innej obsadzie.
Ale a propos lalki w lalce, to linku, jaki podała passpartout o 18.29, nic nie przebije 😆
Po dluzszym sledztwie (nie dawalo mi spokoju) potwierdzam: Desiree donosila te sama suknie rok pozniej 😯
http://www.skynews.co.kr/skynews_main/ENGLISH/culture/culture_035.htm
Peruke chyba tez odziedziczyla 😯 To jest recycling, co sie zowie 🙂
Wcale nie jest powiedziane, że kiecka i peruka były te same, pewnie po prostu takie same 😀
Moze Desiree nie byla „obrzydliwa”, bo rozmiar chyba ten sam 🙂 A moze nie bylo pieniedzy na nowe szmaty i trzeba bylo dobrac artystke do kostiumu? Tak sobie tylko dedukuje i zartuje 😉 , ale Sumi Jo jakos bardziej przypadla mi do serca. Czyzby przez ten koreanski watek 😯 ?
Tuz po premierze w 2001 Francuski lacznik donosil:
Carsen’s (…) conception of Olympia as an automaton nymphomaniac who mounts Hoffmann during her song and has an orgasm in her spasms of coloratura before she needs rewinding. Nevertheless, Sumi Jo — the star of this revival — was hilariously funny here.
Byłam kiedyś na recitalu Sumi Jo w Warszawie. Świetna technicznie i głosowo (Olimpia też była jako jeden z bisów), ale właśnie taka… lalka. Dość powierzchowna, jeśli chodzi o emocje. Ale nutki były wszystkie na swoim miejscu, a nawet lepiej, bo wysoko 😀
To może warto się wybrać na tego Offenbacha? Jakoś zupełnie to nazwisko nie pasuje do opery.
Dawno już nigdzie nie byłam.
Idę spać. Dobranoc. 🙂
Polityka w teatrze: ” wielu zwolennikow poprzedniej dyrekcji teatru poczulo sie swojsko widzac czarne i srebrne garnitury….. ” , a minister Sikorski odmowil spotkania z Prezydentem, i co z tego ? nie dajmy sie zwariowac. Politycy polscy do reszty sie skompromitowali.
” ( wiekszosc pozyczona z zagranicy, bo kto z naszych to zaspiewa ? ) ” , a moze Kurzak, Kwiecien czy Beczala ? Zbyt swojsko brzmiace nazwiska ? Wolimy sie snobowac na obcych ?
Drogi Maksie (witam):
Ad 1. nie chodziło mi o politykę, ale o gust – często taką scenerię widywało się w realizacjach Trelińskiego, Warlikowskiego czy Koniny. Nie wypowiedziałam się zresztą również, proszę zauważyć, czy ja do tych zwolenników należę, czy nie. Mogę powiedzieć od siebie tyle, że wolałam tamtą niż tę i w ogóle nie ma dwóch zdań, ale i do tamtej miałam zastrzeżenia – ideałów nie ma.
Ad 2. Oczywiście: Kurzak, Kwiecień, Beczała i jeszcze więcej. Ale czy oni śpiewają u nas? Czy mają czas do nas przyjechać? Czy rozmowy z nimi są prowadzone profesjonalnie? Z tego, co wiem, wpadają do nas, kiedy zdarzy im się jakaś dziurka czasowa, a że coraz lepiej im w świecie idzie, tych dziurek jest coraz mniej. Wszystko załatwia się na kilka lat naprzód. A obecna dyrekcja nie jest w stanie nawet ustalić terminów premier (ostatnio przesunięto kolejną)…
A tu o swojsko brzmiących nazwiskach:
http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3341762
Tak, przy okazji tej premiery namawiam do sięgniecia po twórczośc samego E.T. A. Hoffmana – choc u nas trudno dostepną bo wydana w formie zieł zebranych w roku 1962 (potem wznawiano już chyba tylko wybór Opowieści fantastycznych. Najbardziej szalona jest ksiazka Kota Mruczysława poglady na zycie – to dopiero fantazja i romantyzm co sie zowie! Diable eliksiry – świetne, opowiesci – moje ulubione, Bracia Serafiońscy… jeszcze nie dotarłam do nich 🙁 W twórczosci Hoffmana – muzyka, kompozytora, „animatora” zycia muzycznego jest mnóstwo watków muzycznych, to bardzo ciekawe śledzić je i odszukiwac inspiracje pisarza np. Don Giovannim Mozarta.
„Opowieści Hoffmana” z Domingiem – na nich sie wychowałam, łezka w oku 😉
No właśnie, są wręcz cytaty z „Don Giovanniego”…
„Kota Mruczysława” mam i uwielbiam 😀
A ja mam tylko „Opowieści” z 1962 roku wydane przez Czytelnika. Pomimo zaczytania książki w swoim czasie, ciągle nie mogłam się połapać kto jest kim i o co chodzi. 😆
Pewnie tak już zostanie, bo mam bardzo dużo książek jeszcze nie przeczytanych.
Witam blogusiów i życzę dnia dobrego.
Nie podoba mi się określenie blogowisko, zupełnie jak blokowisko, zniechęca, choć może być przyjazną przestrzenią do życia.
Może wymyślimy jakich ciepły, adekwatny termin.
Off en Bach? Czyli nic wspólnego z Bachem? 🙂
Hoko:
Mają wspólny strumyk.
Gamazatti:
„Diable eliksiry” wydała Wyborcza w swoim cyklu literatury XX wieku wcale nie tak dawno… Ale poza tym niestety, „Kota Mruczysława” mam w oryginale, nie władając dość niemieckim by sobie poradzić 🙁
A tak w ogóle, to ETA Hoffmann to prawie Polak 😉
Ups…
Oczywiście literatury XIX wieku…
PAKu, zamawiamy?:
http://www.proszynski.pl/index.php?mod=products&pid=320
O kruca, nakład wyczerpany, nie zauważyłam! Poszukam dalej.
Mt7:
Na pewno wznowią. Ja tak kiedyś szukałem biografii Davouta, której nakład był wyczerpany. Dzisiaj wchodzę do księgarni, ot tak, zerknąć co na półkach (bo pieniądze miałem wyliczone co do złotówki i nie mogłem sobie pozwolić na zakupy), a tu proszę — Davout na półce!
Kupiłem, bo coś niepoczytalny jestem. Chyba zaraziłem się od Stefana Hernheima, którego zupełnie niepoczytalną inscenizację „Uprowadzenia z seraju” oglądałem w sobotę. (Więc ostrzegam: to jest zaraźliwe!)
A o mojej niepoczytalności świadczy choćby fakt, ze wczoraj uznałem Offenbacha i Berlioza za jedną i tę samą osobę. Że niby jak dr Jeckyll i Mr Hyde, w dzień Berlioz, w nocy Offenbach…
Co do Offenbacha i opery — Ty też przeciwko niemu? Biedak całe życie pragnął komponować opery, a zmuszano go do pisania operetek. A zdolny był. Przynajmniej względnie — bo w końcu kto pamięta jego ówczesnych paryskich konkurentów, którzy dostawali zamówienia na opery? (Ja wiem, Pani Kierowniczka pamięta, może 3M, może nawet ja bym sobie jakieś nazwisko przypomniał, gdybym pomyślał… W każdym razie „Opowieści Hoffmanna” pozostawiają konkurencję w tyle.)
Zresztą podobno Offenbach był pierwszym kompozytorem europejskim, który dostrzegł istnienie jazzu i pierwotna instrumentacja „Pięknej Heleny” miała nawiązywać do tego, co Offenbach w Ameryce usłyszał… Niestety, znaleźli się od Offenbacha mądrzejsi, którzy woleli to grać inaczej…
PAKu, MAM,/b>
w Polskiej Bibliotece internetowej jest całość. Można prseczytać można sobie wydrukować w educji autorskiej na czerpanym papierze dowolną czcionką 😀 :
http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=6468&s=1
Strony wyświetla się zaznaczając w okienku z lewej strony na dole.
O mamo, zaraz poprawię.
Nieuważny gamoń jestem. 🙁
To jeszcze podam stronę tytułową, chociaż każdy może wyczaić: http://www.pbi.edu.pl/site.php?s=YzI5MWJjYjIwOTY4&tyt=Kota+Mruczys%C5%82awa+pogl%C4%85dy+na+%C5%BCycie&aut=&x=44&y=14
Mt7:
Dziękuję! Zgrałem sobie na razie 11 stron. Małe te kawałki…
Małe, z boku jest licznik do otwierania kolejnych, Za to będzie prawie rękodzieło, jakbyśmy ręcznie przepisywali. 😆
Jak się człek napracuje, to bardziej doceni.
mt7, dzieki za link. To sie czyta bez mala, jak nasz kryminal 😆
„Zapukał do domku. Wyszła wdowa ze światłem w ręce, a spostrzegłszy okrągły kapelusz i szary surdut księcia, zapytała z chłodną uprzejmością: – Czego pan sobie życzy, monsieur? — Mówiono bowiem do księcia monsieur, jeśli był w przebraniu i incognito”.
„Gdyby ktoś był na tyle zuchwały, by wyrażać jakieś wątpliwości co do niezwykłej wartości tej wyjątkowej książki, niechaj rozważy, że ma do czynienia z kotem posiadającym dowcip, rozum i – ostre pazury.”
Berlin, w maju (18…)
(-)Mruczysław
A przypomnę jeszcze, jeśli kto nie pamięta, że Hoffmann był też autorem książki, którą każdy z nas chyba poznał w dzieciństwie: Dziadek do orzechów…
Co do Offenbacha, jeszcze jedna ciekawostka: był też wiolonczelistą-wirtuozem i komponował utwory wiolonczelowe. Na płycie Offenbach romantique Minkowskiego jest też Koncert wiolonczelowy.
No i oczywiscie wymyslal niemieckim Zydom poetyckie nazwiska, jesli nie mieli….
Hoffmann oczywiście, nie Offenbach, który sam był niemieckim Żydem. Tak, tak, wiem coś o tym 😆
Hoffmann, Hoffman… Rozne tam Zonszajny i Kirszenbaumy….
Oglądam i słucham recital Yundi Li. Gra bardzo ładnie i gładko .Publiczność zachwycona. Zaraz sprawdzę kto to taki.
Ale plama, nie wiedziałem że laureat Konkursu Chopinowskiego w Warszawie w 2000 roku 🙁
Miś2: wręcz zwycięzca…
Helena: Szwarcmany chyba niekoniecznie, za mało poetyckie nazwisko… 😉
Teraz to wiem 🙂
Trochę ta gładkość i ładne granie mi przeszkadzało.
Za chwilę Madam Butterfly będę miał duchową ucztę …
Oglądam operę zrealizowaną w Arenie w Weronie . Cudo !!!
A na jakim kanale?
Wyślę płytę…
http://www.arena-verona.de/interpreten2004.html
Szwarcman moze na pierwszy rzut oka jest mniej poetyckie niz np Morgensztern czy Szejnfeld, ale z drugiej strony jak sie zastanowic to moze to jest nazwisko wziete z romantykow i nawiazuje np do Russeau i jego szlachetnego dzikusa. Moze Niemcy, jak to Niemcy tlumacza souvage noble’a krotko i wezlowato: Szwarcman.
Albo moze autor Mruczyslawa mial akurat jesienna depresje i wszyscy nienazwani Zydzi mu nosem wychodzili.
Na szczescie nie mam takiego problemu. Moje nazwisko jest pochodzenia sefardyjskiego i znaczy tyle co Szymonowicz, syn Szymona. Choc w jego dzisiejszej formie nikt nie rozpoznalby w nim Ximeneza.
Szwarcman – idealne nazwisko dla blondynki 😆
A Belli jak sie udalo! 🙂 🙂 🙂
Kicha dysk się zaciął przy nagrywaniu 🙁
Wg biografow Hoffmanna jego pobyt w Warszawie (po Poznaniu i Plocku) i mieszkanie w domu Pod Samsonem nalezalo do najszczesliwszych okresow w zyciu. Bywal w operze, kochal Lazienki, a po nocach pil i pisal. Rano, dreczony kacem, wykonywal cesarski prikaz – nadawal warszawskim Zydom nazwiska… Jeszcze w 1923 roku Alfred Döblin („Berlin Alexanderplatz”) – zydowski lekarz i pisarz wizytujac Warszawe nie mogl sie nadziwic takim nazwiskom, jak Geldfisch, Alfabet, Nordwind, Zweifuss nie wiedzac, ze byc moze byly wytworem fantazji jego kolegi po fachu 😉
Heleno – Bella (dla niewtajemniczonych: moja siostra, po mężu Czarnota 😆 ) jest przynajmniej brunetką…
Biedny Miś – piractwo się nie udało 🙁 Szkoda!
Archiwizowałem z publicznej, ale komputer mnie pokarał.
Barbarom wszystkiego dobrego!
No tak, Barbórka!
Wszystkiego dobrego dla Basi!
Skoro taki Basiowy temat, to proszę bardzo
Hej szable w dłoń! Łuki w juki, a lupy wziąć w troki
Hajda na koń! Hajda na koń! Okażemy się godni epoki, ach epoki
Ruszamy w bój aby Baśkę uwolnić od zbója
Tatarzyn zbój, okrutny zbój, nie zwycięży nas nigdy tralala
http://www.kabaretelita.pl/hity_elity_2003.php
Wszystkim Basiom zaglądającym tutaj (wiem, że zdarza się to nie tylko a cappelli, ale i myshy, i może jeszcze innym):
zdrowia, szczęścia i słodyczy
Gospodyni blogu życzy 😀
Rycerzy trzech: Kmicic, Wolodyjowski, Zagloba
Gnebi nas pech – wszystkim nam sie Basienka podoba
Ach podoba… 😀
Pieknego dnia wszystkim Barborkom i Barburkom!
Hoko też życzy
słodyczy
zwłaszcza miodu
w brodu 😀
A Cappella gra
Co tam w duszy ma
Wszyscy biesiadnicy płaczą
Toast raz po raz
Zrzucić z serca głaz
Na tą dolę jej tułaczą
Kędy obcy kraj
Niechby nawet raj
Tamiza nie Wisła przecie
Może wpadnie tu
I w tonację blue
Nutki wesolutkie wplecie
Więc jak jeden mąż
Życzmy aby zdąż-
-yła na dzisiejsze święto
Póki wina dzban
Pary chętne w tan
I limitu nie obcieto….
zeenie, dla żoneczki wszystkiego najlepszego!
To musi być święta kobieta… 😆
Basiom sto lat … sto lat 😀
Zgłasza się jedna z Baś z podziękowaniami za wszystkie dobre fluidy, które bez problemu przedostają się gdzie trzeba! 🙂
Dzięki Alicjo, PAKu, Fomo, Pani Redaktor*, Passpartout, Hoko, Zeenie, Jolinku.
Najlepsze życzenia dla Basi-Myszy, Pani Basi Adamczewskiej, Pani Basi Zeenowej i wszystkich nieujawnionych Baś czytających i komentujących ten Blog
składa
W bardzo wesołej będąca tonacji
a cappella
🙂 🙂 🙂
*Panią Dorotę można dziś spotkać na występach gościnnych w pewnym ustronnym miejscu. Nie mogę nie zalinkować, nawet, jeśli wyda się to nieco narcystyczne…. Ale, że chodzi tylko o uzmysłowienie i uwypuklenie wszystkich licznych talentów naszej Kierowniczki… :
http://basiaacappella.wordpress.com/2007/12/04/obwiniam/#comments
Dziękuję w imieniu żony. Chciała Pani Dorota powiedzieć: świetna kobieta 😉
Jest o niebo lepsza!
🙂
Pani Doroto
Najlepsze życzenia z okazji rozpoczynającego się dziś Święta Chanuka. Słodycze dostarczę osobiście 🙂
Jo w sprawie Rycerzy Trzek… Idzie o to, ze ta Basieńka to była poni Ewa Szumańska. A to znacy, ze tej Trójrycerskiej Basieńce zycenia bardziej nalezy składać 24 grudnia niz dzisiok 🙂
To ja jeszcze zdążę wszystkim Basieckom najlepsze życzenia złożyć:
Udanego, dobrego życia i powalającego uroku osobistego! 🙂
A co, niech padają plackiem z zachwytu!
Wznoszę kolejny już (ostrrrrrrożnie!) toaścik. Najlepszego!
Najlepsego! Hau! 🙂
Wracając z Barbary odkryłam życzenia od Misiecka, że się tak wyrażę po Owcarkowemu. Bardzo, bardzo serdecznie dziękuję! 😀
A Basiom nieustające 😀
Happy Chanuka!
Thank you and good night 😀
(to ostatnie to do siebie, wiem, że w Kingston jeszcze nie idzie się spać)
Ani mowy nie ma, my tu jeszcze do północy możemy wznosić zdrowie Barbar (zajzajerem rabarbarem) oraz życzyć wszystkim wesołych świat, jakie obchodzą akuratnie.
Grudzień to nie taki zły miesiąc… no i Adwent! Ja tu rządzę 🙂
Dobranoc śpiochom po drugiej stronie Wielkiej Kałuży!
Dobranoc. 😀
Dzień dobry!!!
Melomanów wymiotło i pustki u Pani Doroty.
Posłucham sobie trzech tenorów na koncercie w Rzymie . Południowe słoneczko zawita do mojego domu. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
Idę dalej wcinać. Do wieczora. A wieczorem Opera .
Kochani, jak znajdę czas po południu, wrzucę nowy wpis.
U mnie sloneczko od rana (prawdziwe!) i od razu chce sie wyjsc na powietrze 🙂 A wieczorem zapalimy sobie swieczke, jedni – pierwsza z osmiu chanukowych, inni – z czterech adwentowych, jeszcze inni – wedle uznania i pomyslimy zyczliwie o swiecie wokol nas…
http://youtube.com/watch?v=lwYQBV66rbM
U mnie też świeci – niepotrzebnie spacer zrobiłem z rana 🙂
To ja wedle własnego uznania zjem sobie taką świeczkę z czekolady 🙂
Jak tu wyjść na słoneczko, jak się w pracy siedzi? O świecie mogę myśleć życzliwie. Zasadniczo. Z przerwą na tę chwilę, bo coś mi się porobiło na komputerze…
A w słuchawkach Rossini – Petite Messe solennelle (pod kierunkiem Kinga).
Szanowna Pani Doroto,
Proszę się nie stresować, nawet jak Pani wrzuci ten nowy wpis, w niczym on nam nie przeszkodzi….
🙂
Pani Kierowniczko,
a jak Pani nie wrzuci wpisu, też nie będziemy się czuć jakoś poszkodowani i nie wystapimy o status pokrzywdzonego, no chyba że przemykający wpis tego czy owego potrąci…
Związek Potrąconych Przez PIS? Sorry, przez wPIS?
zeen, już zbierasz składki członkowskie? Może by je mądrze i przyjemnie zdefraudować?
A Pani Kierowniczka powinna ubezpieczyć się od ewentualnego potrącenia, albo co miesiąc z wynagrodzenia odkładać okrągłą sumkę, jako rezerwę na pokrycie kosztów takiech zdarzenia…
Słucham drugiego koncertu fortepianowego g-mol op 22 Saint-Saënsa w wykonaniu Artura Rubinsteina z Londyńską Orkiestrą Symfoniczną ,pod dyrekcją Andre Previna i mogę powiedzieć, że to miód dla misia najwyższej próby. Boże jak on gra!!!
O, mniam, mniam, Misiu. To jedno z nagrań, na których się wychowałam – w ogóle na Rubinsteinie w dużym stopniu.
Drogie moje Filary. To chwilowo nie będę Was trącać, poczekam do wieczora, aż wrócę do domu, może zapalę świeczkę (dziś drugą 😉 ) i coś napiszę.
A mądra i przyjemna defraudacja – hmm… to gdzie tym razem? 😆
Misiu,
cuś Ci się pomerdało, o miodzie to u pana Piotra 🙂 🙂
Oo, pierwsza swieczka w wigilie 😳 OK, zapale sobie swieczke pod lampka z paroma kropelkami olejku cytrynowego i lawendowego i zrobie herbatke z miodkiem (Hoko -mam miodu w brodu 😉 ) i cytrynka, bo mi cos chlodno 🙁
Kurzak, Kwiecien i Beczala pojawia sie na polskich scenach jak im beda placic porownywalne honoraria do polskich bankierow i polskich ludzi interesu i slusznie. Pavarotti mogl zarabiac, Domingo zarabia, dlaczego polscy artysci nie moga zarabiac dobrych pieniedzy w Polsce ?