Artur I Wspaniały
Artur, prywatnie – niezły numeras. Fot. Wiki
Kończy się ten rok, który był nie tylko Rokiem Szymanowskiego, ale i Rokiem jego muzycznego kumpla – Artura Rubinsteina. Obchodziliśmy w tym roku 120-lecie jego urodzin (w styczniu), teraz mija ćwierćwiecze od jego śmierci.
Już tu chyba mówiłam, że Rubinstein był jednym z tych, na których się chowałam. Ale i on sam rozwijał się aż do ostatnich swych pianistycznych dni. Nawet kiedy był już niewidomy, ale jeszcze grał. Miałam szczęście być na jego ostatnim koncercie w Teatrze Wielkim w Łodzi, w 1975 r. Powstał wtedy reportaż telewizyjny, w którym artysta opowiadał o swojej zupełnie nowej interpretacji Koncertu f-moll Chopina: wpadł wtedy na pomysł, żeby pod koniec pierwszej części, w momencie tzw. repryzy, kiedy powraca główny temat, ale skrócony i przechodzący prosto w drugi, rozpocząć frazę mocno i zdecydowanie, a potem dopiero łagodzić stopniowo wyraz aż do lirycznego drugiego tematu. To rzeczywiście robiło niesamowite wrażenie, a on tłumaczył, że to logiczne, mimo że nie ma takiego oznaczenia w nutach: trzeba jednak tematy skontrastować. I miał rację! Na bis zagrał oczywiście Poloneza As-dur, swój koronny numer, i choć było tam mnóstwo omyłek (więcej niż pod powyższym linkiem, gdzie był o 7 lat młodszy – miał „zaledwie” 81 lat), było to i tak porywające. On zresztą nigdy się specjalnie błędami nie przejmował – i tym bardziej był ludzki.
Byłam też i lata wcześniej, jako dziecko, na jego recitalu w Filharmonii Narodowej, nawet nie pamiętam dokładnie, co grał, ale pamiętam ten zachwyt. No i inny jego koronny bis – Taniec ognia Manuela de Falli (świetnie pamiętam to urocze podnoszenie łapek w środkowej części). Byłam też „katowana” jego nagraniami w domu: np. ojciec robił siostrze i mnie konkursy, każąc zgadywać, kto gra I część Appassionaty: Rubinstein, Gilels czy Arrau (w nagraniu, którego wówczas słuchaliśmy, Rubinstein był oczywiście dużo młodszy niż na tym filmiku). Uwielbiałam szczególnie nagranie IV Koncertu Beethovena (z wstrząsającą II częścią; pozostałe też są na YouTube) i genialne po prostu wykonania koncertów Mozarta – A-dur i G-dur. Mozarta zaczął grać zresztą stosunkowo późno – twierdził, że wcześniej się bał, a poza tym łatwiej jest grać Czajkowskiego, Liszta czy de Fallę. „Teraz publiczność pozwala mi już grać Mozarta” – żartował. Dla mnie jego Mozart jest kanoniczny, podobnie zresztą jak Chopin, zwłaszcza mazurki i polonezy.
Ostatnio miałam okazję oglądać dwa telewizyjne wywiady z nim z lat 60., jeden po angielsku, drugi po francusku. Ciekawe, że przez całe życie zachował polski akcent, a zwłaszcza polskie „r” – swobodniej zresztą posługiwał się francuskim, ze świetną znajomością tych wszystkich specyficznych minek i gestów. Gadał jak to typowy causeur, roztaczając obficie swój urok osobisty, ale mówił rzeczy bardzo ciekawe, które podchwycono dopiero dużo później: że Chopin z ducha nie był prawdziwym romantykiem, tylko klasykiem żyjącym w czasach romantyzmu; bliższy był mu Bach i Mozart niż choćby Schumann; że z Chopina robi się chorego, a w jego muzyce wcale tego nie ma; że nie lubił w muzyce literatury, patosu, zbyt osobistego tonu. Ale kochał bel canto, chadzał pasjami do opery. I to właśnie bel canto jest kluczem do jego frazy – trzeba w niej oddychać jak w śpiewie. Nie umiem dobrze przetłumaczyć tego pięknego francuskiego zdania, jakie powiedział o chopinowskiej frazie: c’est la phrase-demande. To też działało w drugą stronę: gdy słuchał kiedyś Callas, powiedział do żony: ona gra na fortepianie! „Dla mnie to największy komplement” – dodał. Wszystko to opowiadał zbliżając się co jakiś czas do fortepianu i ilustrując swoje wypowiedzi przykładami. Fantastycznie pokazywał, jak grać, żeby i najcichsze pianissimo było słyszalne: nigdy po wierzchu, dźwięk musi brzmieć, penetrować.
Prywatnie był on niezłym numerasem – wystarczy poczytać jego wspomnienia, ale nie tylko: także jego biografie. Po polsku wyszła książka Harveya Sachsa, fatalnie przetłumaczona i zredagowana (zresztą nie ma już jej na rynku), ale można z niej wyczytać, jak trudno miała z nim jego rodzina, jak ciągle kokietował i chciał być kochany, jakim był egotystą. No cóż, wielcy artyści tak miewają – nawet jeśli publicznie są uroczy, prywatnie bywają potworami. Czytałam też kiedyś poruszające wypowiedzi Evy o ich konflikcie. A już numer, jaki wykonał pod koniec życia swojej Neli… nie wytrzymując jej scen zazdrości o sekretarkę Annabellę (która zajmowała się spisywaniem rzeczonych wspomnień) – po prostu puścił ją w trąbę z onąż Annabellą – a był już po dziewięćdziesiątce!
Jedną jednak przyczynę utrudnionego czasem kontaktu z nim dobrze rozumiem – bodaj u Sachsa właśnie wyczytałam jego zwierzenie, że zdarza mu się, iż zupełnie niezależnie od swej woli odtwarza sobie muzykę w myśli. Chodziła mu po głowie np. symfonia Brahmsa, a on w tym czasie mył się, ubierał, jadł itp. No faktycznie, jak wtedy z człowiekiem rozmawiać? Ja co prawda również znam takie stany, ale mężczyźni mają dużo mniejszą podzielność uwagi… 😉
Komentarze
Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu pamiętniki Rubinsteina to dla mnie wspaniała a nawet podnosząca na duchu lektura. Zagadkowe, bo z reguły cenię u artystów ‚integrity’: żeby ‚dzień dobrze przeżyć’ choć trochę nadążało za ‚napisać księgę’ (literkami, dźwiękiem, olejem na płótnie, itd.)
Wspomnień z obecności na koncertach Mistrza można tylko pozazdrościć…
Mam nagrany dla kierownictwa film dokumentalny o A.Rubinstenie. Są fragmenty koncertu w Łodzi Jak zdrowie pozwoli , osobiście dostarczę.
Podzielność uwagi… he he, dobre sobie… Ja bym to inaczej nazwał: mężczyźni potrafią skupić się na tym, co robią… 😉
Pewien znany aktor (Roger Moore) tak skupial sie nad tym, co robil (mycie rąk), że prawie niemożliwym dla niego stawalo się równoczesne wygłoszenie jakiejś kwestii 🙂
passpartout:
Ma mnie coś dziwić? Podzielność uwagi nie jest jakąś stałą. Ona się zmienia. Są sytuacje, gdy też byłoby mi trudno rozmawiać myjąc ręce. A kiedyś starałem się jednocześnie czytać i liczyć (coś zupełnie innego niż czytałem). Dało się, ale było bardzo męczące.
Może to więc kwestia lenistwa?
to fakt u facetów podzielność uwagi jest „zawężona” … łatwo ich „namierzyć” o czym myślą …. 🙂 ….
* Na rynku w Kutnie zapadal wczesny grudniowy zmierzch. Monsieur P. pod rękę z Johnem B. zmierzał w stronę limuzyny z ciemnymi szybami. Jego wysokie obcasy miarowo stukały o wiekowy bruk. Och, żeby się tylko który nie złamał, podobno wszyscy szewcy wyjechali już z tego zimnego kraju do Paryża. Monsieur P. był w fatalnym humorze. Jeden donos i cała maskarada z nowym wcieleniem okazała się psu na budę. A tak już dobrze się czuł w tych kostiumach od Chanel… I ten uroczy komisarz F. w Nicei… Eh, oczy Ramki zasnuły się mgiełką na wspomnienie powsciągliwych dłoni komisarza i jego erotycznie lsniącego zegarka…
* Szefie, czy to prawda, że my, mężczyźni, mamy inną zdolność koncentracji, niż na przyklad pani Ala?
Wyrwany z marzen komisarz Foma poderwał sie na samo brzmienie słów „pani Ala” i rzucił na poszukiwanie konewki…
* Kwiatki od dawna były nie podlane. Co przypomniało komisarzowi Fomie, że jeszcze od rana nie wypił kawy. No tak, odkąd pani Ala wyruszyła na misję specjalną do Kutna, by śledzić Johna B. nic nie było tak, jak miało być…
A z innej beczki — słucham właśnie (po raz pierwszy) Magnificat Bacha i Dixit Dominus Handla pod kierunkiem Emmanuelle Haim… Haim jak Haim, ale Jaroussky daje popis!
* W KUTNIE SPOTKANIE Z P. P. TO RAMKA. WYJEZDZAMY W NIEZNANYM KIER. NADAL UDAJE J.B. POZDR. ALA
* John Boordell bezradnie rozglądał się po pustym peronie. That’s impossible, przecież w tym kraju jeszcze żaden pociąg nie przyjechał punktualnie, a teraz, ausgerechnet! I dlaczego Ramka nie odbiera telefonu? Na placu przed dworcem kręcił się podejrzany tłumek. Gdzie moje auto?!
* W narastającej panice nie zauważył, jak jego limuzyna z kierowcą cicho przemknęła po pobliskim rondzie i zniknęła w ciemnosci. Boordell oddychał z trudem. Panic room, panic room – kołatały mu w głowie wskazówki z dawnych szkolen. Bliski omdlenia wyszeptał „panic room”.
– Rum? Rumu nie mam, ale łyknij pan tego!- pomocna dłon z dużą piersiówką wyciągnęła sie z rozmachem. „Courvoisier” – wyszeptał ze zdumieniem Boordell. „I wypije !” – dorzucił rubasznie nieznajomy.
– Zeenowiew 😯 Co pan tu robi?
-A pan?
bardzo lubie prace fotograficzne corki Rubinsteina, Ewy.
Patrzac na jej zyciorys nie trudno sie dziwic, ze Papa zachowywal sie jak reasowy franchouiard. Ewa wychowala sie w Paryzu, i nawet po emigracji do USA w 1939 roku corka uczeszczala do nowojorskiego liceum francuskiego.
Taki widac byl klimat w tej rodzinie.
Raz jeden byłam na koncercie Rubinsztajna i nie był to ten łódzki koncert, ten znam tylko z owewgo reportażu telewizyjnego (tu cichutko westchnie moje serce komunistyczne do niegdysiejszej telewizji polskiej, choć i siermiężnej, ale jakże humanistycznej). Nie jestem, jak wiadomo muzykiem, ale co prawda, to prawda – mistrz miał kiksóew co niemiara (nawet na tym nagraniu sławnym z San Francisko, kiedy to powoływano ONZ) i prawda, że bez mrugnięcia powieką „leciał” dalej. Wspaniale opowiadał o Nim W.Małcużyński i J.Waldorf podszeptywał nieprzyzwoite anegdoty. Jego kobiety miały straszne pierepałki, ale przecież chciały, prawda? Nikt ich przy paskudniku nie trzymał na siłę.
W 1985 lub 1986 byłem na wystawie Ewy Rubinstein w Galerii na Piotrkowskiej w Łodzi. Do dziś pamiętam niezwykły klimat fotografi bedącej owocem jej wizyt w Łodzi na początku lat osiemdziesiątych. Były to w większości zdjęcia podwórek i zaułków. Trochę zdjęć portretowych przyjaciół.
Fotografie niewielkie 18×24 czarno- białe ale zapierały dech swoim klimatem, prostotą przekazu.
Wielkośc w prostocie.
http://www.sztuka.pl/index.php?id=124&tx_ttnews%5Bcat%5D=26&tx_ttnews%5Btt_news%5D=218&tx_ttnews%5BbackPid%5D=119&cHash=7213fbc490
Zdjęcia Evy sa niesamowite. Żałuję, że nie mogłam na jesieni zobaczyć jej wystawy w Łodzi. Była też duża wystawa o jej tatusiu (też w Muzeum Historii Miasta Łodzi), ale już niestety pojechała bodaj do Strasburga. Szkoda, właśnie w ten weekend jadę do Łodzi, za późno 🙁
Jedno z najpiękniejszych zdjęć jakie widziałem:
Czy Elliott Erwitt to Ewa Rubinstein ?
Mysle, ze waptpie…
Nie napisałem, że moje ulubione zdjęcie Elliotta Erwitta. 🙁
Najlepszy na tym zdjęciu jest ten Kot Stróż 😀
Zdjęcie jest zatytułowane ” Rodzina człowiecza”
Taki tytuł był w „Ameryce”
Jeszcze jedna z moich ulubionych fotografii:
Werner Bischof (Szwajcar!) byl jednym z najbardziej znanych fotoreporterow XX. wieku.
A dlaczego (czy raczej dzieki czemu) Artur Rubinstein tak pięknie i do późnego wieku grał?
A dlatego, że karmiła go żona, która gotowała równie pięknie jak on interpretował chopinowskie mazurki. Po Nim zostały piękne płyty, a po Niej fantastyczne przepisy i wspaniała książka, z której często korzystam. A gotuję dania Pani Neli słuchając Pana Artura – to piękna kombinacja. I to sztuka, i to sztuka.
Kojarzy mi się placek z malinami.
„Dobra żona tym się chlubi, że gotuje, co mąż lubi”.
Pytanie za sto złotych: czym się chlubi dobry mąż???
Tylko nie odpowiadać w stylu: jak to czym, dobrą żoną!
Dobrą żoną – to wlasnie chcialem powiedziec.
Alicjo, dobrych mężów chyba nie ma
Chlubi się mężem swojej żony….
zeen,
dostajesz sto złotych! Wirtualne, oczywista 🙂
Radziłabym Pisarzom zabrać się do roboty, bo znowu Zeenowiew zaczyna rozpijać Bordella Courvosierem!
Z tego tylko granda może wyniknąć.
A swoją drogą, jakim cudem Bordell z twardziela przerodził się w mięczaka, mającego ataki paniki?!
Boordell jest twardziel, jak ma swoich ludzi pod reka. Postaw twardziela na dworcu w Kutnie i pozbaw limuzyny, to zobaczysz, co bedzie!
Wybywam na caly wieczor, wiec piszcie beze mnie, albo poczekajcie 🙂
no i co – passpartout poszła, i nie ma komu pisać?!
* I w tym momencie naprawdę ogarnęła go panika. Jeśli Zeenowiew pojawia się ni z tego ni z owego w takim miejscu, to może czeka też na Monsieur P., ale całkiem innego? A raczej – na Towariszcza P.? A spotkanie z Towariszczem P. może być niebezpieczne – on na wszystkich kursach był prymusem i ma wszystkie możliwe pasy, więc jeśli się go ma nie po swojej stronie… strach pomyśleć! A ostatnio podobno wypracował sobie taką pozycję, że to inni muszą być po jego stronie, bo jak nie, to… „O Courvoi… nie zje i nie wypije” – przeklął w myślach.
Pani Dorotko 😯 😯 😯 😆
… zaprotokołowano.
Cytaty:
* Podjął jedyną możliwą w tej sytuacji decyzję – nacisnął przycisk awaryjny.
(Marek Jarosiński “Krzyk w kosmosie”, różne rzeczy się czytało w młodości…)
—
Ale cała niemiecka kuchnia – czegóż nie ma na sumieniu! Zupa przed posiłkiem (jeszcze w weneckich książkach kucharskich z szesnastego wieku nazywana alla tadesca); wygotowane mięsiwa, tłusto i mącznie przyrządzone jarzyny; zwyrodnienie leguminy w deskę do prasowania! Jeśli dodać do tego wręcz bydlęcą potrzebę dolewki u starych, ale bynajmniej nie tylko starych Niemców, to łatwo zrozumieć pochodzenie niemieckiego ducha – ze smutnych trzewi…
Fryderyk Nietzsche „Ecce Homo”
(Rozumiem, że Artur Rubinstein trzymał się z daleka od niemieckiej kuchni… 😉 )
* W tym czasie komórka Johna Boordella zawibrowała i zagrzechotała.
Kto zna mój nowy numer pre-paid? – zdziwił się Boordell i odczytał esemesa z zastrzeżonego telefonu: To zasadzka, wszystkie drogi zablokowane. Uciekaj drezyną, podstawiają ją właśnie na drugim peronie. Overburrdeal.
Zaskoczony Zeenowiew bezsilnie obserwował znakomitą pracę mięśni Boordella, który doprowadzał swoją drezynę do prędkości uciekającego zająca. Ze złości palnął w ucho Podhalańskiego, któremu spadło od tego przebranie Monsieur P. A prawdziwy Monsieur P. schował się za otrzymanymi kwiatami.
Noc zapowiadała się długa…
…zwłaszcza o wpół do dziesiątej rano 😆
PAK: Rubinstein zapewne w bardzo wczesnej młodości przejadł się kuchnią niemiecką mieszkając i pobierając nauki w Berlinie. Doprowadziło go to tylko do nieudanej próby samobójstwa, po której nagle odkrył, że kocha życie 😆 Trochę oczywiście naciągam, tak naprawdę jeździł już wtedy i szalał po świecie, a chciał się powiesić, bo mu forsy na te szaleństwa zabrakło. W każdym razie przez resztę życia zadawał się z bardzo różnymi kuchniami, a Niemcy omijał szerokim łukiem, szczególnie po wojnie…
Spotkanie w Kutnie było w nocy, tylko relacja przyszło z kilkugodzinnym opóźnieniem. Widzę, że całkiem-całkiem radziliście sobie pod nieobecność komisarza… 😀
…ja to tak tylko z doskoku… 🙄
* – Czy my się znamy? – Generał Zeenowiew, własciwie w drodze do Paryża, ale wysiadł w Kutnie, bo myslal, że juz dojechał, badawczo zajrzał w oczy blademu nieznajomemu. Ten, wzmocniony nieco łykiem koniaku z piersiówki, nerwowo naciskał guziczki na swoim komunikatorze marki nokia i z napięciem wpatrywał w symbole pojawiające się na monitorze. Wreszcie! Na ekranie urządzenia zabłysło żółte pulsujące światełko i rozległ się elektronicznie modulowany głos: „Emergency, what’s your problem?”
oj, foma, i co teraz?
passpartout,
musisz wyciągnąć wątek z kutnowskich kłopotów, bo nie bardzo wiem, z kim gen. Z. się spotkał. I jakoś rozpłynęła się sprawa wąsów Mozarta…
Słuchajcie, nie mogę się powstrzymać, właśnie przeczytałam i wrzuciłam już u Owczarka, czegóż w tej naszej ulubionej Korei nie wymyślą 😯
No jak to? General Z. przypadkowo wyladowawszy w Kutnie spotkal prawdziwego Boordella, ktory spoznil sie na pociag, ktorym mial przyjechac Monsieur P. czyli Ramka, ktory zostal odebrany na dworcu przez pania Ale, ktora udaje Boordella… Przeciez dotad wszystko jasne 🙂
General moglby przyswiecac sobie koreanskim kotem, ktorego wiozl do Paryza na handel 🙂
Jasne jak noc w Kutnie… Skoro Zeenowiewów dwóch, to nie wiadomo o którego chodzi.
* ~ Ustalmy zatem fakty dokonane, nawet jeśli nie mają pokrycia w faktach:
Akt III Kutno
Postaci:
~Boordell, który miał odebrać Monsieur P. czyli Ramkę, ale spotkał Zeenowiewa (generała nie lejtnanta z Sankt Petersburga – czego się nie domyslił) i zwiał
~Generał Zeenowiew – który wysiadł przypadkowo w Kutnie i podniósł burdel do kwadratu, nieświadom swojej roli
~Monsieur P. czyli Ramka (prawdziwa), odebrana przez doktorantkę Alicję przebraną za Johna Boordella
~Podhalański przebrany za Monsieur P. czyli Ramkę, który miał złapać Boordella
~Alicja, przebrana w celu j.w. za Johna Boordella
~Overburrdeal w komórce Boordella
~Kwiaty wręczone Monsieur P. czyli Ramce (prawdziwej), przez Alicję, przebraną za Johna Boordella
~Drezyna, którą uciekł z Kutna John Boordell (prawdziwy)
OK, wszystko sie zgadza 😆 W odcinku 2999 bracia Zeenowiew powinni sie przypadkowo spotkac, ale nie w Kutnie.
Mam propozycję, by komentarze i dodaskalia do kryminału rozpoczynać znaczkiem ~, tak aby Sekretarz mogła je wyłowić, ale by nie włączać ich do ostatecznego tekstu, tylko wykorzystywać w redakcyjnej krucjacie z Boordellem
~ No i chyba jasne, kim jest Towariszcz P., którego ma na myśli Boordell – oczywiście Putin, który był już wcześniej w Kutnie. B. podejrzewał więc, że skoro pokazał się Zeenowiew, to może przyjechał jako ochrona Towariszcza 😀
** W tym czasie druga komórka Johna Boordella zawibrowała i zagrzechotała.
Kto zna mój nowy numer pre-paid? – zdziwił się Boordell i odczytał esemesa z zastrzeżonego telefonu: To zasadzka, wszystkie drogi zablokowane. Uciekaj drezyną, podstawiają ją właśnie na drugim peronie. Overburrdeal.
Zaskoczony Zeenowiew bezsilnie obserwował znakomitą pracę mięśni Boordella, który doprowadzał swoją drezynę do prędkości uciekającego zająca. ” Jakiś ważniak”- pomyślał generał – „dwie komórki!”. Tymczasem skrzeczący głos z megafonu zapowiadał wjazd pociągu do Paryża z opóźnieniem 180 minut.
** proponuje dwie gwiazdki na oznaczenie innej wersji (dla dobra sledztwa)
~passpartout,
a co pojawiło się w takim razie na pierwszym pre-paidzie J.B.? Opóźniony pociąg do Paryża by wyekspediować Ramkę na zachód czy w jakimś innym celu?
Czy usunięcie Podhalańskiego z dworca w Kutnie jest celowe czy przypadkowe? Bo teraz znika jego postać, i wymienienie przebranego Podhalańskiego w wykazie postaci jest zbędne.
~Skoro dziś ustalamy piktogramy operacyjne, proponuję następujący wykaz:
*! pierwszy fragment nowej historii
* dalszy fragment obecnie pisanego kryminalnego odcinka
*$ sprzeciw do zaproponowanego przez kogoś rozwiązania, wątku, postaci itp, wątki ucierające powionny być oznaczane jako *@
** nowa wersja wcześniejszego fragmentu, uwzględniająca osiągnięty po dyskusji kompromis
*# fragment kończący daną historię
~ komentarze i dodaskalia
😆
dodaskalia, to chyba tylko jak pisze zeen (zresztą jakoś się wyłączył???)
Dodaskalie zaproponował Owczarek i może niech pozostaną w tej formie, jako twały dowód piętna rozrywki masowej na rozrywce bez masy. zeen pewnie w świątecznych rozjazdach, czasu nie ma, u mnie też z tym coraz bardziej krucho…
~ foma, Podhalanski jest przeciez w biurze i dyskutuje z komisarzem na temat roznic w zdolnosciach koncentracji kobiet i mezczyzn. General Zeenowiew i tak go nie zna, dlaczego mialby mu dawac w leb? Ot, taki stepowy zwyczaj? 😯 General Z. jest na razie zupelnie niezorientowany w sprawie i ma inny problem, musi nakarmic koreanskiego kota trzymanego za pazucha, a nie chce wzbudzac sensacji na peronie, bo kot swieci w ciemnosci. Pociag do Paryza jest opozniony, a kot coraz bardziej niespokojny. Tylko Boordell jest spanikowany z wiadomych powodow.
Piktogramy OK
~Podhalański rzeczywiście nie musi być w Kutnie, w końcu trzeba coś zrobić z efektami wątpliwej pacyfikacji na Rondzie Tureckim…
Ale nierozwiązana pozostaje sprawa dwóch pre-paidów, na jednym był sms od Overburrdeala, a co na drugim?
~na drugim (komunikator nokia) byl przycisk awaryjny (PAK 7:07) i emergency call. Zanim jednak Boordell zdazyl odpowiedziec, zawibrowala i zagrzechotala druga komorka. No i teraz B. ucieka drezyna (do Wloszczowy?), a watki sa otwarte i akcja moze toczyc sie dalej 😉
Pozwolę sobie powrócić do wątku Gospodyni, choć nie miałem niestety okazji poznać dorobku wykonawczego Artura Rubinsteina. Nigdy nie udało mi się dojść do poziomu, by powtarzalnie unikać kiksów podczas grania utworu, ale chyba każda pomyłka u mnie czy u kogoś, kogo za żywo słuchałem, przerywała błogo snujący się czar utworu, choćby i najpiękniej zinterpretowanego. Powrót do tej magii wymagał jakiegoś tam czasu. Czy na-kierownicze-ucho Rubinsteina nie dotykała opisana wyżej zasada? A jeśli tak, to dlaczego kogoś dotyka, a kogoś nie?
Niby jestem a jakoby mnie nie było. Istotnie zajęć mi nie brak, ale widzę 🙂
W miarę możliwości będę się włączał.
Pozdrawiam tymczasem wszystkich i zaczepię Kierowniczkę: co sprowadza do Łodzi? Czyżby jakiś ciekawy koncert?
~PS. Ramka przyjechala z Paryza – punktualnie, dlatego Alicja mogla ubiec prawdziwego Boordella i uprowadzic Ramke (i limuzyne B). Alicja (wieloletnie studia pierogarstwa w Ontario) mowi po angielsku bez akcentu (no, moze zaciaga z kanadyjska), wiec Monsieur P. jeszcze sie nie zorientowal, kto go na dworcu w Kutnie odebral.
Widzę, że świecące koty i tu już dotarły 🙂 Moim zdaniem w nocy nie wyglądają zbyt pięknie, takie bezcielesne, trochę straszne, i co to za kot, że go w nocy widać…
A Rubinstein jest chyba najbardziej „śpiewnym” z pianistów. Choć wg mnie w Mozarcie jeszcze bardziej „śpiewne” jest dobre pianoforte czy inny staroć, może nawet nie bardziej tylko inaczej… 🙂
Gdzieś czytałem, że któryś z pianistów (tych wielkich) był na jedno ucho przygłuchy (skutek wybuchu niewypału w pobliżu – notabene chyba rozbrajanego z kolegą), i tak chodzi mi po głowie, czy to nie Rubinstein właśnie. W każdym razie pianista cieszył się bardzo, bo gdyby to było drugie ucho, toby nie słyszał orkiestry w czasie grania koncertu 🙂
Hoko, a gdzie kreatywne podejście do rozwiązywania problemów, przestawiłoby się fortepian 🙂
A świecące koty to coś sprzecznego z naturą, wystarczy, że myszy kupią sobie latarki UV i po polowaniu…
Wtedy świecące koty wynajmą myszołowa…..
wtedy myszy wynajmują ochronną tarczę od Amerykanów…
Tak sobie odsłuchuję linki Pani Kierowniczki; może Polonez As-dur w trochę innej wersji…
http://www.youtube.com/watch?v=ObI4eaK_GIA
* „W nocy wszystkie koty są pomarańczowe”- rzucił Monsieur P. od niechcenia. Alicja zdretwiala wewnętrznie. Nowe hasło, a ja nic nie wiem?
* „Za rok będzie wersja zielona” – zaryzykowała.
* „Nie sądzę, w trawie nie będzie widać” – Monsieur P. zalozyl nogę na nogę odsłaniając perfekcyjnie wydepilowane zgrabne kolano w jedwabnej pończoszce. Alicja z zawiścią potarła podbródek. Trzydniowy zarost swędział coraz bardziej irytująco.
foma 15.57: 😆
zeen 14.37: do Łodzi mnie sprowadza jutrzejsza premiera „Opowieści Hoffmanna” w Teatrze Wielkim – oczywiście jak wystawiono w Warszawie, to gdzie indziej w kraju też ktoś musiał wystawić 😉 Skorzystam też z okazji, by w niedzielę spotkać się z bliską mi osobą mieszkającą w tym skądinąd interesującym mieście 🙂
* Znany z niechlujnego wyglądu Boordell nie był trudny do podrobienia, ale ten kłujący zarost działał jej na nerwy. Czegóż jednak ambitna doktorantka nie jest gotowa wziąć na siebie…
* W wagonie sypialnym pociągu do Paryża Zeenowiew z ulgą wyjął kota zza pazuchy. Nie zapalając światła w przedziale posadził zwierzątko na pościeli przed otwartą porcją sheby. Tylko ten rodzaj jedzenia powodował piękną aureolę, na tyle jasną, że generał mógł w jej świetle nadac pilny SMS do francuskiego kontrahenta: „Mam Putina, szykuj pieniądze”. O tak, błękitne oczy kota i jego baczne inteligentne spojrzenie nieodparcie przypominały mu ukochanego prezydenta.
* Krzyżówka z Alikiem już nieaktualna. Pieniądze wydane, ale za podróż zwrócimy odczytał Generał. „Cholera” zaklął pod nosem i zamówił u przechodzącego konduktora butelkę gruzińskiego koniaku.
Coś nie tak z tagiem
* Krzyżówka z Alikiem już nieaktualna. Pieniądze wydane, ale za podróż zwrócimy odczytał Generał. “Cholera” zaklął pod nosem i zamówił u przechodzącego konduktora butelkę gruzińskiego koniaku.
~ foma, zwroc uwage na product placement. Bedzie wazne przy sprzedawaniu praw na sfilmowanie.
foma,
nie zamknąłeś tagu i skursywiłeś nas. Napraw!
Passpartout,
co Ty mi tu imputujesz trzydniowy zarost?! Na pięcie chyba… Poza tym nie wiedziałam, że depilujesz kształtne kolana, tam tak samo rosną włosy jak kaktusy rosną na dłoni 😛
A poza tym, co Wy mi tu mięszacie z dwoma gwiazdkami?! Tak samo mam namieszane, kto za kogo jest przebrany. Czy ja mam udawać Boordella, czy go śledzić?! Uściślić!
Z tymi podwójnymi gwiazdkami i wężykami pogubicie oddanego Sekretarza! Mam sekretarzować, protokołować, o kwiatki nikt nie dba, a doktorat i badania w lesie! Na szczęście chociaż pierogi i uszka zrobione. Poza tym przypominam, że łykend za pasem!
W tym graniu w podeszlym wieku jest cos fajnego. Bardzo lubie nagrania Horszowskiego, ktore powstaly gdy mial on juz setke. Sa bardzo delikatne ale precyzyjne.
A mazurki w wykonaniu Rubinsteina sa chyba juz nie do pobicia. Bo nie bedzie juz kogos, kto autentycznie w mlodosci tanczyl mazura. To musi wplywac na ich wykonanie.
Sekretarzu Alicjo, gwiazdki i inne znaki są przydatne bardzo, a Sekretarz ma zgarniać do brudnopisu wszystkie wpisy z kryminalnymi piktogramami. Już Was wyprostowałem, a teraz uściślam:
* Alicja w niechlujnym przebraniu prowadziła limuzynę bocznymi drogami. Monsieur P. z zaciekawieniem obserwował okoliczny krajobraz.
– John, mógłbyś zatrzymać się? Chciałbym przez chwilę pooddychać tym wiejskim powietrzem.
Alicja kiwnęła potakująco głową. Zatrzymała się na poboczu. Wyszli razem z samochodu, robiąc kilka kroków to w jedną, to w drugą stronę. Na moment usunęły się, bo drogą przejechała czerwona betoniarka.
– Ciekawy breloczek, mogę obejrzeć? – Monsieur P. patrzył uważnie na kluczyki do limuzyny, trzymane w dłoni przez Alicję.
– Oczywiście – Alicja podała P. kluczyki niedbałym ruchem dłoni, skrywając źle zmyty lakier do paznokci – kiedyś były to wystawiane w Tate Gallery kolczyki nałożnicy perskiego szacha, ale uznałem, że doskonale pasują do tapicerki – powiedziała niedbale Alicja głosem znakomicie przypominającym Boordella.
Monsieur P. ocenił wagę breloczka i nagle, bardzo szybkim ruchem, wyjął z torebki pilniczek do paznokci, którego ostry koniec w jednej chwili zatrzymał się przy skroni Alicji.
– Nieźle to wykombinowaliście, ale następnym razem musicie popracować nad szczegółami – wyraz twarzy Monsieur P. zmienił się diametralnie. -Pozdrowienia dla uroczego komisarza Fomy. Tylko przez wzgląd na niego pozostawiam cię w jednym, nienaruszonym kawałku – wydepilowane kolano uniosło się na wysokość brody Alicji, a dłoń dzierżąca kluczyki wykonała przed oczami błyskawiczny ruch.
Chwię później Alicja siedziała oszołomiona na poboczu, patrząc na oddalający się samochód. – Cholera jasna – klęła w duchu Alicja – obstawiłam niewłaściwy kolor. A ten przystojniak z Holandii miał rację. Trzydniowy zarost jest passe nawet u terrorystów. Dobrze, że chociaż ten P. zostawił mi komórkę.
Monsieur P. mógł sobie pozwolić na tą pozorną nieostrożność. Alicja znalazła zasięg dopiero po kwadransie marszu.
no, pogubilam sie zupelnie z braku czasu i obecnosci przed kompem. Pass, niestety. Juz nie wiem kto kto kto komu kto z kim i kto dokad. Paryz chwilowo odradzam, zimno jak psi!
Ta proba samobojcza Rubinsteina zrobila niegdys na mnie wielkie wrazenie (to chyba w pierwszym tomie pamietnikow) i niezle zawazyla na wielu pozniejszych sprawach…
A mazurki istotnie nie do przescigniecia. Sluchalam ich kiedys hurtem, ciurkiem i nieprzerwanie przez 3 dni i doszlam do wniosku, ze (jak on to robi) za kazdym razem sa inne. Nie dosc, ze sie mienia, to jeszcze szumia, gadaja, szepca, tancza, holubcza, wszystko, co tylko
🙂
Tereso, też się gubiłem 🙂 Bo ten odcinek jest o tyle z gwiazdką [sic!], że ciągnie się przez kolejne wpisy Pani Kierowniczki. Mało się wtrącam, bo tutaj prym wiedzie passpartout, a ja tylko dbam o dobre imię komisarza.
Ale spokojnie, ta historia też doczeka się teksu jednolitego, w którym będzie jasne dokładnie tyle ile potrzeba 🙂
Jasniej moze i tak, ale czy choc ciupke cieplej???
foma,
nic żeś nie wyprostował! U mnie kursywi! Będę zbierała, ale teraz muszę poświęcić się badaniom naukowym, doktorat zając, mogę wypaść z rotacji!
Tereso,
jeszcze nie uzupełniłam całości, ale tutaj jest pisanie w toku (oprócz tego, jak mi zaczęli mieszać z didaskaliami i gwiazdkami, ze o wężykach nie wspomnę!)
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Teksty/04.Odcinek_4_w_toku.html
A czy to cale plemie z totemami i w nienaruszonym kawalku, ktore via Kutno podrozuje do Paryza (jezeli dobrze zrozumialam), nie mogloby mi „en passant” podheblowac drzwi i okien, zeby szczelniejsze byly?
A swoja droga Pani Sekretarz to juz podwojna ilosc olowkow i myszek gumek potrzeba. nie mowiac o koszu na smieci!
* – No to posmakowałaś pracy w terenie – komisarz Foma wydawał się mało przejęty niepowodzeniem przy próbie przejęcia Monsieur P. w Kutnie. – Nie spodziewałem się, żeby coś z tego wyszło, ale miałaś okazję odczuć smak porażki na polu walki – uśmiechnął się lekko przy ostatnich słowach.
– To po co do diałba mnie tam posłałeś? – warknęła Alicja, która od powrotu radiowozem z okolic Kutna czepiała się każdego.
– Pozwolisz, że na to pytanie odpowiem kiedy indziej. Teraz musimy zastanowić się, w którym kierunku poprowadzić nasze działania. I co sobie odpuścimy – Foma spokojnie zalewał wrzątkiem pachnące mate, otrzymane dzień wcześniej od znajomego Argentyńczyka. Alicja ze zdumieniem zauważyła, że prowadzenie czajniczka dłońmi przypomina ruchy mężczyzny w tangu. – Ramkę na razie odstawiamy na półkę – gestem dłoni powstrzymał Alicję od komentarza. – Decyzja jest z góry i lepiej jej nie kwestionować.
– Czyli pierdzimy w stołki, tak? – Alicja czuła, że musi znaleźć sobie pretekst do burzy, a Foma co chwila wytrącał jej broń z ręki.
– Nie, mamy do przesłuchania tuzin Szkotów. Wydaje się, że pod pretekstem kibicowania chcieli przemycić apokryficzne portrety trzech klasyków.
– O – zainteresowała się Alicja. – Sprawka Boordella?
– Tym razem raczej nie. Z tego co wiemy, w robotę zamieszana jest hiszpańska mafia. Nazwisko Dali coś ci mówi?
– Nie, poszukam w necie – zdawało się, że świeża doktorantka zaczynała zapominać o Kutnie.
– To odmaszerować.
Po wyjściu Alicji Foma przez chwilę popatrzym przez okno. Do luchnu z Zeenowiewem miał jeszcze godzinę.
Mam poprawić kursywy.
Powinno być dobrze. 🙂
* Konduktor zbaranial. Gruzinski koniak w pociagu do Paryza! Po przekroczeniu bylej radzieckiej strefy wplywow! Mial wprawdzie jedna zachomikowana butelke, jezcze z czasow, gdy Czeczenow pod podloga przemycal i flaszki im rekwirowal, zeby za glosno nie spiewali w jezyku przodkow, bo a nuz jakie bezecenstwa, a tu przecie radio czuwa ze stepu szerokiego, ale czy nie jest to jakis podstep. Kto przy zdrowych zmyslach zada gruzinskiego koniaku w drodze do Paryza. Couvoi…, to rozumiem, Mouton Rothshild rzadziej, ale tez ujdzie, malt scottish, tez juz bylo, nawet chartreuse, nie mowiac o szampanach gatunku wszelakiego. Ale gruzinski koniak?
Kroplisty pot zrosil jego sluzbowe oblicze. Pobladl.
– To moja ostatnia godzina, szepnal ledwie slyszalnie. Ostatnia. I zrobilo mu sie nagle zal.
No bo co teraz – przyniesc, a nuz jakis podstep. Nie podac, a nuz skonczy w rowie ili w pobliskim lesie.
Odwrocil sie na piecie, pobiegl do sluzbowki, odrywajac jeden po drugim guziki od uniformu:
– podac
– nie podac
– podac
– nie podac
– podac
– nie podac
– podac
– nie podac
– podac
– nie podac
– podac
– nie podac
– podac
– nie podac
– podac
– nie podac
Zostal mu ostatni, najostatniejszy, najwazniejszy, najistotniejszy, najserdeczniejszy, naj…
PODAC
Z ulga, swiacac gola niezdepilowana klata, przytaszczyl z zakamarkow juz mocno przykurzona butelke.
General niedbale machnal reka.
– Postawic.
– A guziki to moglibyscie poprzyszywac!
Ja z zupełnie innej beczki — właśnie wróciłem z koncertu (II Mahlera). Wrażenia kolosalne, ale to oczywista oczywistość 😉 Natomiast a propos wcześniejszych dyskusji o abonamencie, to byłem mile zdziwiony obecnością TVP Kultura na sali.
Tak, tak, ja moge jeno przyczynkarsko… Jednak zupelnie utracilam poczucie akcji, miejsca i czasu
PAK, z nieba mi spadłeś! Właśnie pomyślałem, że fragment o Dalim, z jakimś znakomitym pojezierzem przypisów to coś, w czym jesteś bezkonkurencyjny. Do roboty, do roboty…
Tereso et consortes,
ten odcinek jest raczej przemeblowujący akcję i postaci, odkrywa co nieco ich psychikę, historię itp itd. Obserwujemy przemianę Ramki/Monsieur P., początki organizacji sieci Boordella w PL, wdrażanie się nowych osób w zespole Fomy. A wsztstko w dość dramatycznych okolicznościach…
a… to dzieki, moze sie polapie. Chyba drukne i zaczne analizowac na lezaco. Zawsze pozycja lezaca sklania mnie do bardzo glebokich refleksji, przy ktorych morskieOkO to maly pikus…
foma, teresa – 😆 😆 superb!
oj, raczka spieklam z ukontentowania miedzy psikiem jednym a drugim
* Tymczasem doktorantka zatrzymala sie w pobliskiej kafejce internetowej. Ambicja nie pozwalala jej pozostac w tak glebokiej niewiedzy, ktora – w rzeczy samej – skoro moglaby sie przerodzic w niezdrowa hegemonie meskiego rodzaju.
Zaguglala sprawnie i oniemiala:
Dali 大理, w narzeczu pinyin Dàlĭ, polmilionowe, pachnace herbata miasto w prowincji Yunnan.
Z pasja zaglebila sie w opis rokoszu sultana zwany popularnie Du Wenxiu Qiyi (杜文秀起义). Skrupulatnie skopiowala wszystkie krzaczki do podrecznego notesiku, z ktorym nie rozstawala sie ani na chwile. A nuz sie przydadza…
Przejrzala wszystkie dostepne fotki, zwlaszcza swiatyn, w tym Chong Sheng Si,重聖寺, rzucila sie do opisu poszczegolnych etni:
Han 漢 (blad ortograficzny na dzien dobry?)
Bai 白族 (pewnie literaci albo kosmonausi, tak jej sie skojarzylo)
Yi 彝族 (o, yéyé)
Hui 回族 (tu skrzywila sie lekko z niesmakiem)
Lisu リス族 (lizusy niechybnie, pomyslala)
Miao 苗, czyli surowy ryz (koty ryzu nie jadaja, chociaz nie wiadomo, przemknelo jej przez mysl)
Naxi 纳西族 (to pewnie cos z wytwornia plytowa, a moze i od Ariadny…)
Achang 阿昌族
Acha,
kryptonim Dali otworzyl przed nia nowe, niespodziewane perspektywy. Sliniac olowek, starannie szkicowala kolejne skosnookie twarze.
Bo to sie moze przydac, podspiewywala
Wszyscy manna…
Lepiej teraz troche wydac…
By w przyszlosci uniknac przykrosci…
Nagle olsnilo ja: To ja sie tego teraz mam na pamiec wyuczyc? To dlatego mi weszli na ambit. To ja niby mam byc ta siedemnastotomowa encyklopedia z suplementem! O walkonie jedne, juz ja im pokaze!
Na wszelki wypadek schowala zapisany kajecik w miejsce nader bezpieczne.
– Po moim trupie, meczcie sie sami.
I wylaczyla komputer uiszczajac uprzednio zastanawiajaco symboliczna oplate.
Zapadal zmierzch
* Szef kafejki rozglądał się za ładowarką do swojego samsunga. Rozmowa z Boordellem sprawiła, że jego naładowana do pełna komórka pobłyskiwała żałośnie ostatkiem sprawnych elektronów.
Ale John B. dostał co chciał. Doktorantka Alicja okazała się znakomitym punktem dojścia do zespołu komisarza Fomy. I było to takie proste! Podgląd ekranu, zapis wystukiwanych na klawiaturze klawiszy… Zdziwiło go tylko, dlaczego tak skupiła się na Azji. Czyżby Foma wywąchał coś o składach broni na pustyni w okolicy zniszczonego miasta Bam? Ale jeszcze bardziej zastanowiło Boordella, dlaczego doktorankta zupełnie odpuściła sobie hiszpańskiego ekscentryka.
* Francuski lącznik nie czekał na Gare de l’Est. Z kotem za pazuchą i pustą butelką po koniaku w dłoni general rozglądał się przekrwionymi z niewyspania oczyma. Nie potrafił spać przy świetle, a Putin – pod przykryciem, kot jednak postawił na swoim i był wyspany.
– Monsieur, czy przyjechał pan tym pociągiem z Polski? – Elegancka dama o szczupłych dłoniach pianistki zagadneła go niespodziewanie. Madame Attente pilnie poszukiwała fachowca do kilku prac stolarskich w jej mieszkaniu. Tym pociągiem przyjeżdżało sporo młodych (i przystojnych) Słowian w poszukiwaniu pracy. Madame A. miała już naprawione krany i nową glazurę w łazience. ale te nieszczelne okna i drzwi…
passpartout, 23:10 😆
* Po trzech dniach pobytu w Paryzu Zeenowiew zatesknił bolesnie za bunkrem w stepie i mołojcami. Roboty u artystki wykonał bez zarzutu, a poczta pantoflowa sprawiła, że on i jego hebel mieli wielkie wzięcie wśród przyjaciółek madame A. Jednakże miał już dość ciągłego częstowania ptifurkami i szampanem i zatęsknił za czarnym rosyjskim chlebem z jesiotrem i dobrze zmrożonym kumysem. Poza tym i tak konczył mu się doroczny urlop. Nie czekając na wypłatę wszystkich należnosci zebrał dotychczas zarobione grosze (2750 euro) i ruszył w strone dworca. Ciche mruczenie zza pazuchy przypomniało mu o niedoszłej do skutku transakcji. Telefon łącznika nie odpowiadał nadal. Co zrobić z Putinem?!
* Mały Mykoła w Lyonie nie posiadał się z radosci. Biały kotek z niebieskimi oczami miał na szyi obróżkę z karteczką: nie karmić shebą! Poza tym w kartonie po koniaku „Courvoisier” nie było nic więcej.
Ja Was naprawdę lublu…
Nieźle tu kursywiliście beze mnie 😆
NTAPNo1: Horszowskiego też miałam zaszczyt wysłuchać na żywo na ostatnim koncercie w Filharmonii Narodowej, miał już koło stówy, na pewno grubo po dziewięćdziesiątce. Wykonał wtedy numer nie do przebicia: w sonacie Haydna zapętlił się, ale wyszedł z tej pętli że mucha nie siada, jakby ktoś wajchę przerzucił, i jakby nigdy nic grał dalej 😀
Aha, jeszcze foma pisał o błędach przeszkadzających w odbiorze a propos błędów Rubinsteina. No faktycznie było tak, że on jakoś umiał tak porwać, że te jego błędy się bagatelizowało. A moje ukochane nagranie IV Koncertu Beethovena (nie to, co jest na YouTube) w wolnej części zawiera jeden bardzo widoczny błąd, który on pięknie zamienił w przednutkę i brzmi to nawet piękniej i ciekawiej niż w oryginale – a ewidentnie paluszek mu się omsknął 😉
Ojojoj.
Uzbierało się. Teraz nie wiem, co gdzie umieścić, walnąć osobną szufladkę na podwójne gwiazdki i wężyki, czy co? Ostrzegałam, że namieszacie! Walnę w brudnopis, a potem decydujcie. teraz wszyscy śpia, a ja tu się martw, Sekretarz! Dobrze, że mam jakąś lampkę wina na podorędziu…
To trzymaj się i nie daj się tak wykorzystywać, Alicjo.
Książka jeszcze nie doszła?
Kałuża jest duża. 🙂
Idę spać. Pa!
Uzbierałam, didaskalia i dwie gwiazdki wrzuciłam, oddzieliwszy kreską, a teraz się przyjrzyjcie, coście narobili i prostujcie, co należy, jeśli taka wola.Jutro rano idę na tradycyjne Christmas Breakfast u zaprzyjaznionych Kanadyjczyków na bezbożną godzinę 9:30, a jeszcze pół godziny na dojazd – ale jak to u nas, sasiad mieszka w takiej odległości.
Prawdopodobnie wrócę w stanie wskazującym, bo śniadanie zaczynamy od sparkling wine (igristoje) z sokiem pomarańczowym, kończymy na winie czerwonym, trzeba przetrawić ten wysmażony boczek (baaaaardzo dobry!), frytki, jaja sadzone, tzw.english sausages, czego nie tykam i pare innych rzeczy. Po tym trwającym ok.3 godziny śniadaniu nie je się obiadu ani kolacji, najwyżej popija, żeby przetrawić . Ale postaram się być na posterunku po południu i wszelkie uwagi pozbieram, oraz nowe wpisy. Być może. W końcu weekend! Ale u nas ma być od wieczora zawieja, i tak będziemy siedzieć w domu po świątecznym śniadanku.
Dzisiaj w nocy czeka nas -21C, a jutro owa zawieja i ok.30cm śniegu, ale to pod wieczór.
mt7,
nie doszła, pewnie w przyszłym tygodniu, ale to jest ta pora roku, że trzeba wziąć poprawkę. No i Kałuża jest duża, fakt 🙂
Oni tylko tak myślą, że mnie wykorzystują, już ja ich podliczę któregoś dnia!
(A ponarzekać nie zaszkodzi…)
* Juz mial wsiasc do metra, gdy nagle tuz obok zatrzymala sie czarna limuzyna. Nim sie obejrzal, skrepowany jechal w blizej niezidentyfikowanym kierunku. Rzucil okiem przez zaciemniona szybe. Wydawalo mu sie, ze wieza Ajfla mrugnela porozumiewawczo.
– Putain, zaklal szpetnie po francusku i az sam sie zdziwil, ze taki utalentowany jezykowo. Kot scichl, tylko laskotal go lewym wasem w okolicy szyi. Sila powstrzymal sie, zeby nie zachichotac.
Juz dawno pogubil sie w mijanych ulicach z eleganckimi kamienicami. Wszystkie byly takie same.
Limuzyna z piskiem opon zatrzymala sie przed jakims blokowiskiem.
– 大理杜文秀起义大理石
Oslepilo go czerwone swiatlo nocnego klubu boordelem zwanego.
– 刺激汉武帝探索从西南方前往印度的
Tu juz wystraszyl sie nie na zarty i nagle nie wiadomo dlaczego zaczal sie bardziej obawiac o M.P… niz o siebie. Przypomnialy mu sie plotki krazace po miedzynarodowym akademiku, ze kot i krolik jednako w garnku koncza.
Putin jakby wyczul, bo siedzial cichutko jak myszka.
– 皮逻阁之曾孙将都城迁至羊苴咩城
Przez male okienko saczyl sie waski promyk swiatla.
Drzwi sie zatrzasnely, zostal sam. No, niezupelnie, byl jeszcze przecie skulony do rozmiarow myszki gumki kot. Uswiadomil sobie, ze musi dzialac, inaczej pokpi cala sprawe.
Wieza Ajfla znow mrugnela porozumiewawczo.
Wyciagnal ledwie dyszaca komorke. Pal szesc rachunek, pomyslal, tlumaczyc sie bede po powrocie. Nadal ···—··· ···—··· ···—···
Wydalo mu sie, ze wieza migoce alfabetem Morse’a
···—··· ···—··· ···—···
Rzeczywiscie, migotala. Odetchnal z ulga, choc przemknelo mu przez mysl, ze radio ze stepy szerokiego opanowalo i laicka Marianne. W gruncie rzeczy niedobrze, pomyslal, ale mial wazniejsze sprawy.
Zapadla noc. Z oddali dochodzily go odglosy przedwojennego tanga. Wytezyl lewe ucho. Zawsze mial je lepsze. Wydalo mu sie, ze to „To ostatnia niedziela”, tylko nie byl pewny, czy po ujgursku, czy w miao-yao. Nie wrozylo to dobrze, tym bardziej, ze byl dopero poniedzialek, a zaczynal byc glodny. Kot tez, zreszta.
Obudzil go odglos przekrecanego w drzwiach klucza. Weszlo czterech skosnookich, niepozornych, w wyszarzalych garniturkach, klaniajac sie unizenie.
– 除了湘西的苗族自稱為以外
Przyrzekl sobie, ze po powrocie nauczy sie pieciu krzaczkow
Bo to sie moze przydac… zanucil falszujac. M. P… zaprotestowal gwaltownie za pazucha.
– 黔东南苗族汉姓特 别是通过清代改土归流 他們曾有自己的文字 各地的苗語有不同的複雜程度 大理
Dali, to jedno, co zrozumial. Potok slow zupelnie zbil go z pantalyku.
Kretymi schodami i rownie niepojetym labiryntem korytarzy, pod niepozorna eskorta dotarl do zelaznych drzwi przypominajacych jako zywo Wilczy Szaniec. Przemknelo mu przez mysl, zeby polozyc chudzielcow pokotem. Na szczescie w ostatniej chwili zobaczyl wystajacy spod marynarki czarny pas karate.
Najmlodszy dlugo cos manipulowal przy scianie. Zelazne drzwi otworzyly sie bezszelestnie. Oslepilo go swiatlo dnia.
當中以川黔滇方言最為複雜 根據各地所流傳有關苗族歷史的傳說 現時在中國的苗族採用的文字是中國語言單位在月為中國的三大苗語方言發明的拼音文字
Uklony stawaly sie coraz bardziej przeprosne. Co, u diabla, pomyslal. W pewnej chcili poczul, ze wciskaja mu cos w reke. Gdy spojrzal, nie bylo juz nikogo, za nim nieskazitelna sciana, przed nim blokowisko.
Wskoczyl do pierwszego z brzegu autobusu. Nie chcial reszty za bilet (bede sie rozliczal pozniej, najwyzej mnie wsadza), usiadl na jedynym wolnym miejscu i rozpakowal zawiniatko. Zapachnialo kuchnia na parze. Juz mial wyrzucic przez okno, narazajac sie na poscig policji francuskiej, ale zawahal sie.
– Bede mial czym nakarmic kota, pomyslal.
Wysiadl przed dworcem. Pociagu oczywiscie nie bylo, czekal go caly dzien dworcowej nudy.
M. P… obwachal kuleczki, rogaliczki, nadziewane kropelki. Prychnal niezadowolony. Wiesz, ze jadam tylko gesie watrobki, zamiauczal.
Zeenowiew pakowal to wszystko dla niepoznaki w walajace sie pudelko po BigMacu z frytkami. Cos mignelo. Wyciagnal pierwszy z brzegu rogalik, przelamal. Wypadlo jakies szkielko, potoczylo sie pod lawke. Dopadl je, zanim wpadlo do kratki odplywowej. Zaniemowil. Koh-i Nor. Tak mu sie przynajmniej wydalo. Rozejrzal sie, czy nikt nie widzi, ale wszyscy albo sie spieszyli, albo jeszcze spali.
– Teraz dopiero zaczna sie schody, pomyslal upychajac zawiniatko za pazuche.
Alicjo, przeoczylas wpis z 16:34. Wstawic po zdaniu: „Za rok bedzie wersja zielona”
Wpis z 00:16 bedzie pasowal po wpisie teresy 07:43.
Smacznego sniadania dzis wieczorem 🙂
* Po wyjsciu z kafejki, niczego nie przeczuwajaca doktorantka podjela jedyna sluszna decyzje: wejsc na wieze Ajfla. Na piechote, zeby sprawdzic przygotowanie do wakacyjnej wyprawy na K2. 1500 schodkow to przeciez mieta. Zacisnela nos kolkiem do bielizny, zeby bylo trudniej i rytmicznie, przykucajac na kazdym schodku, zaczela pokonywac metalowa konstrukcje.
Kawiarnia na szczycie pekala w szwach. Znalazla sobie cichutkie miejsce w najglebszym kacie, wyciagnela z sobie tylko wiadomego miejsca kajecik i – rozejrzawszy sie ostroznie – zaczela powolutku wkuwac krzaczki.
Bo to sie moze przydac…
Nad Paryzem zmierzchalo na dobre. Swiateczne oswietlenie, pamietajace jeszcze ubiegle stulecie, oslepialo japonska wycieczke. N
Sprawdzam, co się zrobi z różnych znaczków:
– ®; KţY ýÎÁóŠô©Î
i pędzę.
Nowy wois Pani Dorotki Kierownicy Ukochanej przeczytam wieczorkiem. Pa! 🙂
Wyslalo sie samo i bez kontroli!!!
* Na rozkaz przewodnika stada, wszyscy jak jeden maz wyciagneli ciemne okulary z noktowizorami. Alicja poczua sie nieswojo.
Wtem wieza dziwnie zamigotala. Wyczulonej do ostatnich granic Alicji wydalo sie, ze to nie zwykle migotanie. Znak. Niechybnie znak. Rozejrzala sie, czy w poblizu nie ma stepowego radia, ktore wszystko widzi, a ktore mogloby ja zaciagnac przed mikrofon i zaczac wypytywac o nadprzyrodzone zjawiska i ich ponadczasowy sens.
Nie, nie mylila sie, wieza gadala…
···—··· ···—··· ···—···
···—··· ···—··· ···—···
···—··· ···—··· ···—···
Alicja zmartwiala. To mogl byc tylko Zeeno…
Goraczkowa jela przerzucac kartki notesu.
JEST!!!
Chwycila za komorke i zaczela pisc sms:
漢白族
彝 苗
纳西阿
昌
回
Nacisniecie klawisza. Poszlo w eter
Operator radia stepowego zatarl dlonie i pobiegl do dyrektora grzybka, zapominajac sie wylogowac.
Z nadajnika poplynelo w swiat
漢白族
彝 苗
纳西阿
昌
回
czytane przez automatycznego tlumacza w jezyku yongcong
komorka Alicji zadrgala
Przyszla odpowiedz:
漢白西
苗
彝
纳西阿
Alicja odcyfrowala z trudem.
Narzecze kim mun, westchnela ciezko.
弗拉基米尔·弗拉基米罗维奇·普京
Tyle wiedziala, ze to M. P…, tym razem w jingde-zhanda
Odpowiedziala pospiesznie…
Radio usluznie nadawalo na step i okolice. Az po Kalifornie. Dyrektor grzybek dyskutowal z operatorem, niczego nie podejrzewajac.
Z pospiechu Alicja chwycila dmuchany kamerton od zlej strony i zamiast do diapazonu mediolanskiego, dostroila sms do wiedenskiego. Poszlo, nawet nie zauwazyla.
W malej wiosce nad zatoka Tunxi zawrzalo. Nie co dzien przychodza sms-y w narzeczu qimen-dexing. Tlumacz pochylil sie nad tekstem i zmartwial.
Rada starszych zebrala sie tak smigle, ze nawet najstarsi ze starszych skrzydla wdziali.
– M. P… slychac bylo wokol
– M. P… odbilalo echo
– M. 弗拉基米尔·弗拉基米罗维奇·普京
powtorzyli wszyscy chorem.
– Pojawil sie? Padlo niepewne pytanie
– Pojawil sie.
– Ile czekalismy?
– trzy dynastie
– To on? Na pewno
– Na pewno, pisze w komorce przeciez.
– Gdzie?
– Za pazucha.
– W Paryzu
– W nocnym klubie Boordelle
– W piwnicy
– Chronic
– Dary zlozyc
– Sprowadzic
Tym samym niczego nie podejrzewajacy M. P… niechcacy stal sie spadkobierca dynastii Xinuluo z wszystkimi przywilejami i obowiazkami wynikajacymi z tego tytulu. Lacznie z diamentem Duan Siping potocznie zwanym 段思平
Bo gdyby Alicja nie pomylila kamertonu, wyszloby na to, ze juz po nim…
O, mam ochotę coś napisać prawdziwym Morsem 😉