Oscar dla Pietii

Semafor_Peter_5_1.jpg

Piotruś i wilk (a raczej wilk bez Piotrusia). Źródło: strona internetowa wytwórni Se-ma-for

W cieniu spekulacji, czy Katyń dostanie Oscara, i rozczarowania niektórych, że nie dostał, znalazł się prawdziwy i zasłużony Oscar dla polskiej, a ściśle rzecz biorąc brytyjsko-polskiej produkcji – animacji Piotruś i wilk według znanej muzycznej bajki Prokofiewa. Tu ogromnie ciekawy filmik o tym, jak to dzieło powstawało – praca była iście koronkowa i benedyktyńska. Ale co to dla specjalistów z łódzkiego Se-ma-fora! Jak słyszymy, animacja wspomagana była przez komputer, ale duża część roboty była analogowa. Widzimy jednak, że postęp od czasu Misia Uszatka – żeby porównać z inną animacją lalkową tej wytwórni – nastąpił wielki, wkład pracy też musiał być nieporównanie większy, wziąwszy pod uwagę samo budowanie dekoracji. Wszyscy się teraz zastanawiają, czy Oscar uratuje firmę. Należy jej tego życzyć, bo w obecnych warunkach cud, że jest w stanie w ogóle coś zrobić.

Sama bajka, wyreżyserowana przez Suzie Templeton i odegrana z akompaniamentem brytyjskiej Philharmonia Orchestra (portale filmowe podają jako kompozytora Marka Stephensona, który dyryguje orkiestrą, a muzyka przecież, jak wiadomo, jest Prokofiewa), ma nieco zmienioną wymowę w stosunku do oryginału. Otóż Piotruś wedle Templeton zmienia się z zalęknionego chłopczyka w bohatera – tak wygląda ta przerobiona historyjka. Jakże różni się od pierwowzoru! Tam jest to dzielny pionier Pietia, który od początku ma jeden cel: złowić Wilka, i wcale się go nie boi, a swoich zwierzęcych przyjaciół wykorzystuje do pomocy w osiągnięciu tego celu z pełną premedytacją i wyrachowaniem. Bo przecież „pioniery nie bojatsa wołkow”!

Co więcej, reżyserka – podobnie zresztą jak było to w rysunkowej wersji Walta Disneya – umieściła akcję na syberyjskiej wsi, w samym środku zimy, wśród śniegu i wiatru. (Tutaj kawałki z Disneya i inne ciekawostki, jak np. cała fantazja flecisty na tematy z Piotrusia. Zabawne, że Disney nadał zwierzakom imiona: ptaszek Sasza, kaczuszka Sonia, kot Iwan) U Prokofiewa była zielona łąka, słoneczko i listki na drzewach. Pogoda i optymizm, w sam raz dla dzielnych pionierów. Ale przecież dla zachodniego człowieka jak Rosja, to musi być Syberia. No i bohater musi przejść przemianę, nieprawdaż? Nie może mu więc być za łatwo.

Cóż, można tylko westchnąć nad tym, że autor optymistycznej bajki w rzeczywistości coś wiedział o grozie Syberii, a reżyserowie sobie ją tylko wyobrażali…

Tu nie powstrzymam się i przytoczę Tragedię syberyjską w trzech aktach, którą niegdyś uwielbiał opowiadać z prawdziwym talentem aktorskim pewien znany dziś dyrygent. Udział biorą: Tania, Wania, wiatr syberyjski i wilki.

Akt I. Tania: – Waaaniaaa! Wania: – Taaaniaaa! Wiatr syberyjski: – Szuuu… Wilki: – Hauu, hau, hauuu…

Akt II. Tania (ochrypłym głosem): – Waaaaniaaaa! Wania (równie ochryple): – Taaaaniaaaa! Wiatr syberyjski: – Szuuuuu… Wilki (bliżej): – Hau, hau, hauuuuu…

Akt III. Wania (cicho, ostatkiem sił): – Taaaaaniaaaaa! Wiatr syberyjski: Szuuuuu… Wilki: – Mniam, mniam, mniam.

To mi się skojarzyło z czołówką filmu. Jeszcze trailer jeden i drugi. I jeszcze trochę na stronie wytwórni. A w ogóle to fajnie, że jest ten Oscar!